sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 9

James rozsiadł się wygodnie przy stole Gryfonów, i przeciągnął się leniwie. Nałożył sobie na talerz, wielki kawał pieczonej karkówki i podał półmisek Syriuszowi.
- Bieganie – prychnął ironicznie, bo wymówka, którą wymyślił Black od rana nie dawała mu spokoju. 
- Och, zamknij się już! – Warknął poirytowany Syriusz – Ciekawe, co ty byś wymyślił? 
- Na pewno nie poranne bieganie dla zdrowia! 
- Przestańcie chłopaki – wtrącił się Remus, tłumiąc ziewnięcie – wyjaśnienia Łapy są logiczne, nic lepszego sam bym nie wymyślił. Teraz musisz tylko sprawić, by Dorcas nie interesowała się naszym zamiłowaniem do sportu. 
- Da się zrobić – Syriusz wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. 
- Już ty się o to postarasz, prawda Łapo? – James posłał Syriuszowi porozumiewawcze spojrzenie. 
- Oczywiście! Dziś ja zamawiam szatnię po treningu – zaśmiał się głośno. Szybko jednak zamilkł, bo przy stole pojawiła się Dorcas. – Witaj królewno, pięknie dziś wyglądasz! – Przywitał się, patrząc na dziewczynę z uwielbieniem. 
- Och, dziękuję, ty za to nie koniecznie. To pewnie przez ten jogging – uśmiechnęła się złośliwie i usiadła obok niego. Postanowiła, że wyciągnie od Syriusza całą prawdę. Nie przewidziała tylko, że Blackowi tak szybko uda się odwrócić jej uwagę. Gdy tylko usiadła, objął ją mocno i wpił się ustami w jej usta. 
- Dajcie spokój, cała szkoła na was patrzy! – Westchnął Remus – Bądźcie bardziej dyskretni! - Wiem, co cię boli, przyjacielu. – Syriusz odkleił się od Dorcas i uśmiechnął do Lupina – potrzebujesz kobiety Remusie. 
- O nie! Nawet nie próbuj… 
- Ależ oczywiście, że tak! Spójrz na siebie, taki z ciebie przystojniak, a nie możesz znaleźć sobie panny, ale nie martw się, pomożemy ci prawda, Dorcas? 
- Oczywiście! – Dorcas wyszczerzyła zęby w uśmiechu. 
- Ani mi się ważcie! Nie chcę żadnej dziewczyny! – Remus poczerwieniał ze złości, zerwał się z ławki i zarzucił torbę na ramię. Biegnąc, opuścił wielką salę, przy wyjściu zderzając się z Lily. 
- Co mu się stało?- zaskoczona Lily podeszła do stołu Gryfonów i usiadła na swoim ulubionym miejscu. Dorcas i Syriusz wciąż głośno się śmiali, więc odpowiedział jej Potter. 
- Wystraszył się, bo nasze gołąbki postanowiły znaleźć mu dziewczynę. 
- No wiecie, co? – oburzyła się Lily – To jego prywatna sprawa! James uśmiechnął się na widok jej miny, wyglądała tak seksownie, gdy się denerwowała. Przechylił się przez stół, by być bliżej niej. 

- Nie martw się, Remus się wybroni – szepnął i puścił do niej oko. Zaśmiał się cicho, widząc rumieniec wpływający na jej policzki. Nagle poczuł, że ktoś oplata mu ramiona wokół szyi i całuje w policzek. W powietrzu wyczuł zapach bzu i konwalii, odwrócił głowę i napotkał zmysłowe usta Laury. Dziewczyna szybko wskoczyła mu na kolana i przywarła do jego ust. Oddech mu przyspieszył i poczuł rozchodzące się po ciele przyjemne dreszcze. Ta mała spryciara doskonale wiedziała jak zwrócić na siebie uwagę. Jedną ręką objął ją w talii, druga dłoń, dyskretnie odnalazła pod spódniczką jej pośladek. I tym razem nie założyła bielizny! 
- Witaj skarbie! – zagruchała mu do ucha – o czym tak szepczesz do swojej koleżanki? - A takie tam, sprawy Gryffindoru – wzruszył ramionami i pocałował ją w szyję. 
- Czas byś poszeptał ze mną, a nie z tą rudą damulką – wydęła usta, jak małe dziecko, rozbawił go ten widok. 
- Czyżbyś była zazdrosna? – zaśmiał się – Evans, to moja koleżanka z domu, nic więcej. 
- No ja myślę! Jesteś mój! – cmoknęła go w usta – Nie było cię na śniadaniu, tęskniłam. – zwiększyła nacisk, by poczuł na swym kroczu jej pośladki. – Masz dziś trening? – zapytała, uśmiechając się znacząco. 
- Tak, ale szatnia jest już zarezerwowana – westchnął, próbując się ogarnąć – czy mogłabyś zacząć nosić bieliznę? Oszaleję przez ciebie! – szepnął jej do ucha. Laura zaśmiała się tak głośno, że wszyscy dookoła spojrzeli na nich zaciekawieni. 
- Ależ właśnie o to mi chodzi, kochanie! – zawołała mierzwiąc mu włosy. Powoli, bez pośpiechu wstała, ocierając się o niego niczym kotka. James westchnął głośno i z niedowierzaniem pokręcił głową. Kto nauczył tę smarkulę takich sztuczek? - Widzimy się po kolacji – wyszeptała mu do ucha – wykaż się odrobiną wyobraźni i zabierz mnie w jakieś milutkie miejsce. 
- Coś wymyślę. – James uśmiechnął się łobuzersko. 
- Do zobaczenia, już nie mogę się doczekać. – Laura okręciła się zgrabnie i tanecznym krokiem opuściła wielką salę.    
James odprowadził ją wzrokiem, wciąż się uśmiechając, dopiero, gdy dziewczyna wyszła westchnął głośno i spojrzał na Lily. Ruda siedziała sztywno i wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. Uśmiechnął się do niej szeroko i znów przechylił się przez stół. 
- O czym rozmawialiśmy? – zapytał niewinnie. 
- W-wychodzę. – wydukała, otrząsając się z szoku. Wstała szybko i poprawiła spódnicę, opuszczając ją najniżej jak się dało. Odwróciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia. 
- Evans! – zatrzymał ją rozbawiony głos Jamesa. 
- Co?! – zareagowała trochę zbyt ostro, demaskując swoje rozdrażnienie. 
- Zapomniałaś torby! – parsknął śmiechem, wprawiając ją w jeszcze większe zakłopotanie. Ruda wróciła się, chwyciła torbę i prawie biegnąc uciekła z sali.
- Uuuu stary, wydaje mi się, że Evans jest zazdrosna! – Syriusz przysunął się do Rogacza, tak aby nie usłyszała go Dorcas.
- Nie chce mi się w to wierzyć, ale chyba masz rację – na ustach Jamesa pojawił się szeroki, nieprzyzwoity uśmiech – Kto by pomyślał!!! 
- Laura, to był strzał w dziesiątkę! Co zamierzasz? 
- Nic. – Potter wzruszył ramionami – Nie zbliżę się do niej, dopóki nie pozbędzie się Gordona. 
- A co z Laurą?
- Ech Laura… znów nie założyła majtek! – parsknął śmiechem. Po chwili dołączył do niego Black.
     Lily oparła brodę na rękach i wpatrywała się w okno, zupełnie ignorując wykład profesor McGonagall, która właśnie opowiadała o transmutacji ludzi. Scena, której była świadkiem podczas obiadu, tak ją wyprowadziła z równowagi, że teraz nie była w stanie myśleć o niczym innym. Nie mogła pojąć, dlaczego widok Laury, siedzącej na kolanach Pottera, tak bardzo działał jej na nerwy. Nie rozumiała także, dlaczego nie lubi tej dziewczyny, przecież w ogóle jej nie zna. Resztkami silnej woli, próbowała uciszyć swoją podświadomość, która skakała teraz z wielkim transparentem w dłoniach „JESTEŚ ZAZDROSNA!!!”. Wcale nie jestem zazdrosna, wmawiała sobie. Nic mnie nie obchodzi Potter i jego dziewczyna. Mam przecież Colina, który jest… - Panno Evans? Poderwała się na dźwięk swojego nazwiska, profesor McGonagall wpatrywała się w nią pytająco. - Bardzo przepraszam, czy mogłaby pani powtórzyć pytanie? 
- Czym grozi nieprawidłowa transmutacja? 
- Trwałym kalectwem? – Lily uśmiechnęła się przepraszająco. 
- Myślę, że dobrze pani zrobi krótki referat na ten temat. Na jutro! – McGonagall przewróciła oczami i wróciła do wykładu. Lily odetchnęła z ulgą i spróbowała skupić się na wykładzie, jednak już po chwili poczuła jak Dorcas szturcha ją w łokieć i podsuwa kawałek pergaminu.
Lily spojrzała na dziewczynę i pokazała jej język. Dorcas zmarszczyła brwi i dopisała na pergaminie kolejne słowa.
Ruda zaróżowiła się lekko i naskrobała odpowiedź.

Co się z tobą dzieje? O czym tak myślisz?

Czyli sama mam zgadnąć? To raczej nie będzie trudne. Obiad, Potter, Laura!!!

Nie wiem skąd ten idiotyczny pomysł! Nie interesuje mnie, z kim spotyka się Potter!

Z kim się spotyka może i nie, ale co z nią robi


Dorcas podała przyjaciółce karteczkę, trzęsąc się w niemym śmiechu.

Przysięgam, że strzelę cię oszałamiaczem, gdy tylko stąd wyjdziemy, więc lepiej uciekaj szybko! Naprawdę mam w nosie, co i z kim robi ten bałwan!


Teraz już wściekła, podała Dorcas pergamin, ta natychmiast odpowiedziała.

Ty wiesz swoje, a ja znam prawdę! Nie goń mnie idę na trening Syriusza.


Lily spojrzała pytająco na przyjaciółkę, ale ta tylko wzruszyła ramionami. Dorcas na treningu? Ona nienawidziła Quidditcha! Miłość ją zaślepiła! Lily szybko podarła karteczkę i skupiła się na wykładzie.

***

      Colin oparł głowę na dłoni, i ze skupieniem obserwował jak Lily zawzięcie skrobie po pergaminie. Wyglądała tak uroczo z rumieńcami na policzkach i włosami w nieładzie. Przerwała pisanie, ssąc koniuszek pióra, zaczęła wertować książkę.
Westchnął głośno, coś było nie tak, zachowywała się dziś bardzo dziwnie, była wyraźnie zdenerwowana i nieobecna. Wyprostował się i wyrwał jej z ręki pióro. Drgnęła i spiorunowała go wzrokiem.
- Colin! Co ty wyprawiasz?
- O co chodzi, Lily?
- Nie rozumiem. Oddaj mi pióro!
- Co się dzisiaj z tobą dzieje? Jesteś zła.
- To przez McGonagall, muszę skończyć to wypracowanie – okłamywała i jego i siebie. Jej podświadomość cmokając z niesmakiem, pokręciła głową.
- Daj mi to. – Zabrał jej wypracowanie, szybko przeczytał to, co już napisała, po czym napisał za nią zakończenie.
- Ej, to nieuczciwe! – oburzyła się.
- Cicho, nikt nie widział – oddał jej gotowe wypracowanie i uśmiechnął się szeroko.
Rozbroił ją tym uśmiechem, mimowolnie odpowiedziała tym samym. Wyglądał tak… seksownie.
- Dziękuję – pogłaskała go po policzku.
- Do usług! A teraz chodźmy stąd, ostatnio spędzamy tu za dużo czasu.
Zaskoczył ją tym stwierdzeniem. Zdziwiona, obserwowała jak Colin pakuje jej rzeczy do torby a następnie, chwyta ją za rękę i wyprowadza z biblioteki.
- Gdzie idziemy? Do mnie, czy do ciebie? – Zapytał, gdy stali już na schodach.
- Do mnie! – zaśmiała się, biegnąc za nim na górę.

    Wbiegli do pokoju wspólnego gryfonów i rozsiedli się na kanapie przed kominkiem. Colin chwycił Lily w pasie, i posadził ją sobie na kolanach. Jedną dłonią chwycił ją za kark i złożył na jej ustach gorący pocałunek.
- Od dziś ograniczamy nasze wizyty w bibliotece do minimum. – Obiecał z powagą.
- Skąd ta zmiana? – zapytała, przyglądając mu się z uwagą.
- Widzę, że jesteś znudzona. Nie chcę cię stracić, Lily.
  Kolejny raz tego wieczora ją zaskoczył. Szczęśliwa, zarzuciła mu ręce na szyję i wpiła się w jego usta, szybko zmieniła pozycję, siadając na nim okrakiem, wplotła mu palce we włosy i jeszcze mocniej przywarła do jego ciała, wlewając w pocałunek wszystkie uczucia, które targały nią od obiadu.
Po plecach Colina przebiegł przyjemny dreszcz. Jego dłonie prześlizgnęły się po plecach Lily, by spocząć na jej pośladkach, gdy zacieśnił ucisk, jęknęła cichutko. Oddychał coraz szybciej, jeszcze nigdy, Lily nie całowała go z taką pasją. Poczuł nagłą falę pożądania. Drżącą dłonią rozpiął guziki jej koszuli i chwycił ją za pierś.
Szybko odpowiedziała na ten sygnał. Rozwiązała mu krawat, rzucając go na oparcie kanapy i także zabrała się za rozpinanie koszuli. Zachichotała cicho nie przerywając pocałunku. Ich języki splotły się w dzikim tańcu, Lily poczuła na swoim kroczu, twardniejąca męskość Colina.
- No wiecie, co!!! Tak przy ludziach? Wstydu nie macie!!!
Oderwali się od siebie, dysząc ciężko i oboje spojrzeli na schody prowadzące do dormitorium chłopców. Stał na nich James Potter, włosy miał jeszcze bardziej potargane niż zazwyczaj, próbował upchnąć w spodniach pogniecioną koszulę. Tuż za jego plecami, stała Laura Petersen. James uśmiechał się szeroko.
- Ty to masz tupet Potter! – warknął Colin, delikatnie ściągając Lily ze swoich kolan.
- Sugeruję tylko, że powinniście znaleźć sobie jakiś zaciszny kącik – wzruszył ramionami.
Za jego plecami, Laura zachichotała, James odprowadził ją do dziury pod portretem, pożegnał się i szybko zniknął w swoim dormitorium.
Wściekły Colin, w pośpiechu zaczął zawiązywać krawat, dyszał ciężko. Lily nie wiedziała, czy ze złości czy z pożądania, które chwilę temu w nim rozbudziła.
- Zabiję go kiedyś! – warknął, obejmując ją i delikatnie całując.
- Daj spokój, to dupek! Nie ma sensu zniżać się do jego poziomu – zachichotała.
- Śmieszy cię to?
- Nie, tylko przypomniałam sobie, co kiedyś powiedziała mi moja babcia.
- Co to było?
- Nie kłuć się z głupim, bo najpierw zniży cię do swojego poziomu, a następnie pokona doświadczeniem.
- Twoja babcia jest bardzo mądra- zaśmiał się głośno – a następnym razem pójdziemy do mnie – dodał z błyskiem w oku.
- Może jutro? – zapytała, lekko się rumieniąc.
- Jak sobie życzysz – jeszcze raz pocałował ja namiętnie – będę się zbierał. Do jutra skarbie.

      James oparł się o drzwi dormitorium ciężko dysząc. Zalała go fala wściekłości, gdy ujrzał Lily i Colina w tak niedwuznacznej sytuacji. Co by ujrzał, gdyby odprowadzał Laurę kilka minut później? Czy Colin przeleciałby Lily na kanapie w pokoju wspólnym?!? Warknął i z całej siły uderzył pięścią w ścianę. Jakim prawem ją obejmował i całował w ten sposób?!? Czyżby i oni mieli za sobą już pierwszy raz? Nie, to niemożliwe! Nie przyjmował takiej opcji do wiadomości. To on – James miał być pierwszym mężczyzną, z którym zrobi to Lily – już dawno temu to sobie wymyślił! A jak dotąd perfekcyjny Colin nie dawał mu powodów do niepokoju – zachowywał się jak ktoś, kogo w ogóle nie interesują te sprawy.
Wcześniej obiecał sobie, że nie będzie się wtrącał, dopóki Lily sama nie skończy z Gordonem, ale po tym, co teraz zobaczył zrozumiał, że sprawy mają się dużo gorzej niż przypuszczał.
Musiał działać szybko, ale dyskretnie, tak żeby Lily nie zorientowała się, że on coś knuje i przede wszystkim, żeby Laura się nie połapała.
Nie kochał tej małolaty, nic dla niego nie znaczyła, ale póki co świetnie potrafiła poprawić mu nastrój. Na razie nie miał zamiaru z niej rezygnować, nie po tym, co wyprawiała z nim kilkanaście minut temu w jego łóżku. Na wspomnienie tym miłych chwil, jego gniew nieco zelżał, odetchnął głęboko, rzucił się na łóżko i zaczął obmyślać plan, jak odbić Evans z rąk Colina Gordona.

1 komentarz: