piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 2

       Ranek zdecydowanie nadszedł zbyt szybko. Remus obmył twarz zimną wodą, i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. 
Zawsze wyglądał na zmęczonego, jednak dziś aż przestraszył się sam siebie. Wyglądał jakby nie spał od tygodnia.
- Świetnie Lupin, uczynili cię prefektem naczelnym, a ty dając uczniom dobry przykład, całą noc szlajasz się z kumplami po zamku! – powiedział sam do siebie.
     Tradycją Huncwotów, był obchód całego zamku w pierwszą noc po wakacjach. Od kiedy byli na drugim roku, zawsze sprawdzali swoje kryjówki, czasem nawet odkrywali nowe. Tej nocy jednak trochę przesadzili, bo zapędzili się aż pod biuro Filcha i o mały włos a wpadliby na starego woźnego. Jakimś cudem udało im się uciec, ale do swojego dormitorium wrócili dopiero przed świtem.
- Trzeba z tym skończyć! – powiedział zapinając koszulę i opuszczając łazienkę. Stanął na środku pokoju, westchnął ciężko. – Przyjechaliśmy dopiero wczoraj a tutaj już jest burdel! – Remus rozejrzał się po dormitorium, które wyglądało jak po przejściu tornada.
- Ty też jesteś twórcą tego bałaganu. – Syriusz wszedł pod łóżko 

w poszukiwaniu lewego buta.
- Nie próbuj mnie w to wrobić Łapo!
- Dobra, dobra, nie złość się tak. Znalazłem! Możemy iść. – Syriusz triumfalnie pomachał butem nad głową – Idziemy, James pospiesz się bo nie zdążymy na śniadanie.
- Idźcie sami! Za chwilę was dogonię – krzyknął z łazienki.

- Jak chcesz. Chłopaki idziemy.


    James opuścił łazienkę, cicho pogwizdując, rozejrzał się po dormitorium i stwierdził, że Remus wcale nie przesadził twierdząc, że ich sypialnia wygląda jak pobojowisko. Podszedł do szafy i wyciągnął z niej koszulę i krawat w barwach Gryffindoru, wsunął koszulę przez głowę i niedbale upchnął ją w spodniach, szybko zawiązał krawat i założył szatę, spojrzał w lustro by ujrzeć efekt końcowy. Uśmiechnął się zadowolony ze swojego wyglądu, zarzucił torbę na ramię i szybko wyszedł z dormitorium.
          

       Lily i Dorcas opuściły pokój wspólny Gryffindoru i powoli kierowały się w stronę wielkiej Sali na śniadanie.
- Myślisz, że Slughorn przygotował dla nas jakiś super eliksir na pierwszą lekcję? – Dorcas uważnie studiowała plan zajęć. Tego dnia zaczynały od dwóch godzin eliksirów.
- Na pewno, przecież robi tak co roku – Lily uśmiechnęła się na wspomnienie nauczyciela eliksirów – Mój Boże eliksiry!!! – stanęła jak wryta przypominając sobie o ingrediencjach, które zostawiła na nocnym stoliku.
Dorcas posłała jej pytające spojrzenie, ale Lily w odpowiedzi odwróciła się na pięcie i pobiegła w stronę portretu Grubej Damy, strzegącego wejścia do wieży Gryffindoru.
- Lily zaczekaj! Co się stało? Nie zdążymy na śniadanie.
-  Idź! Zaraz cię dogonię, zapomniałam pudełka z ingr… - nie zdołała dokończyć, bo w drzwiach zderzyła się z czymś dużym i twardym. Odbiła się od tego i straciła równowagę. O mało nie upadła, gdy poczuła uścisk męskich dłoni na swojej talii. Krzyknęła cicho i zakołysała się na piętach, oszołomiona zadarła głowę do góry, by dowiedzieć się kto ją trzyma.
- To znowu ty Potter, – syknęła – mało ci po wczorajszym?! Natychmiast mnie puść!
- Dzień dobry Evans, ja również się cieszę, że cię widzę – James uśmiechnął się szeroko – nie sądzisz, że to przeznaczenie? W ciągu jednej doby, już drugi raz lądujesz w moich ramionach – położył jej dłoń na karku i delikatnie przechylił ją do tyłu.
-  To cholerny przypadek! – warknęła – A teraz zabieraj łapy, spieszę się.
- Wypuszczę cię tylko pod warunkiem, że obiecasz się ze mną umówić – szepnął jej do ucha, bawiąc się rudymi włosami związanymi w koński ogon.
- Twoje niedoczekanie Potter! – wyrwała się brutalnie z jego ramion i pędem ruszyła w kierunku schodów prowadzących do dormitorium dziewcząt.
-   Ej Ruda! – zawołał, bawiąc się zielonym pasmem materiału, który ukradkiem zsunął z włosów Lily – Ładna apaszka.
-   Natychmiast mi ją oddaj! – zawołała widząc czym bawi się James.
- Twoje niedoczekanie Evans! – zaśmiał się głośno, i wesoło pogwizdując opuścił pokój wspólny.
  

  Pierwszy dzień szkoły po wakacjach, upłynął jak zwykle pracowicie. Nauczyciele mieli zwyczaj od samego początku zadawać uczniom całe góry prac domowych. Tym razem pierwsze zajęcia również nie okazały się łatwe.
Na eliksirach musieli uwarzyć eliksir słodkiego snu, który był wyjątkowo skomplikowany a na transmutacji, profesor McGonagall uczyła ich jak przemienić królika w kapelusz – Lily dość szybko załapała o co chodzi w tym zaklęciu, jednak pomimo wielu prób pod koniec lekcji jej kapelusz wciąż miał biały puchaty ogonek. 

Gdy zadzwonił dzwonek ogłaszający koniec lekcji, odetchnęła z ulgą. Razem z Dorcas pospiesznie spakowały torby i uciekły nad jezioro, by skorzystać z tych ostatnich, jesiennych, ciepłych dni. Wygodnie rozłożyły się na trawie i wystawiły twarze do słońca.
- To dopiero pierwszy dzień a oni tak nam dowalili! – żaliła się Dorcas – aż strach pomyśleć co będzie za rok.
- Mogło być gorzej, Flitwick nic nam nie zadał, a McGonagall kazała tylko ćwiczyć – odpowiedziała Lily.
- Dobra koniec o szkole! Na dziś mam dość, lepiej mi powiedz jak zamierzasz odzyskać apaszkę.
Lily zazgrzytała zębami na wspomnienie porannego incydentu.
- Jeszcze nie wiem, nie miałam czasu się nad tym zastanowić.
- Może zakradniesz się w nocy do dormitorium Pottera?
- To nie wchodzi w grę! – zaprotestowała ostro – wyobrażasz sobie co by się stało, gdyby któryś się obudził i mnie tam zobaczył?
- To by mogło być zabawne – zachichotała Dorcas.
- Może dla ciebie, ja bym raczej nie wyszła z tego żywa.
- Potter przykuł by cię do swojego łóżka i całymi tygodniami przetrzymywał.
Obie dziewczyny zaśmiały się głośno. Nagle podbiegł do nich zziajany drugoklasista, spojrzał na nie i uśmiechnął się nieśmiało.
Jesteś Lily Evans, prawda? – zapytał lekko speszony.
- Zgadza się, a o co chodzi?
- Mam ci to przekazać. – chłopak wyjął z kieszeni zwitek pergaminu i podał go Lily.
- Dziękuję – powiedziała, ale on zdążył już odwrócić się na pięcie i uciec.
- Nie rozumiem dlaczego uciekł, przecież go nie pogryzę.
- Kto wie Lily, kiedy masz zły dzień…
- Oj, przymknij się, Dorcas – warknęła Ruda, pospiesznie rozwijając liścik. Przeczytała szybko zapisaną wiadomość i uśmiechnęła się kpiąco – no i problem sam się rozwiązał, słuchaj:
 „ Jeśli chcesz odzyskać apaszkę, przyjdź dziś o 22 nad jezioro. Drugiej szansy nie będzie”
J.P.
Dorcas zmarszczyła brwi i pokiwała głową.
- Chyba nie zamierzasz tam pójść, Lily?!
- A co mi pozostało? Napisał, że nie będzie drugiej szansy.
- To jeszcze gorsze niż zakraść się w nocy do jego dormitorium, on jest nie obliczalny, no i nie zapominaj o Filchu.
- Dorcas nie mam wyjścia! – pisnęła histerycznie – ta apaszka, to jedyna rzecz jaka pozostała mi po babci, nie mogę jej stracić. Spotkam się dziś z Potterem i na pewno zapamięta tę noc do końca życia, i wierz mi, nie będą to miłe wspomnienia! – Lily porwała liścik i ze złością wrzuciła go do jeziora.
- Wierzę ci – zaśmiała się Dorcas – tylko proszę cię, bądź ostrożna.

     Dziesiąta minęła kwadrans temu. James tracił nadzieję na pojawianie się Lily. Dopiero teraz zaczął zdawać sobie sprawę jak kretyński był jego pomysł. Jak mógł sądzić, że dla kawałka zielonego jedwabiu, dziewczyna zaryzykuje wymykanie się z zamku o tej porze. Doszedł wreszcie do wniosku, że dalsze czekanie nie ma sensu i już ruszył w drogę powrotną, gdy usłyszał stłumiony krzyk a zaraz potem, potok szpetnych przekleństw. 
Uśmiechnął się pod nosem i szybkim krokiem ruszył w kierunku z którego dochodził głos dziewczyny. Leżała na trawie, próbując się podnieść, najwyraźniej poślizgnęła się i upadła.
- Nie sądziłem, że znasz takie brzydkie słowa Evans – zaśmiał się cicho stając tuż obok i pomagając jej wstać.
- Gdybyś podstępem mnie tu nie zwabił, nie musiałabym ich używać Potter – warknęła. Nie tak to miało wyglądać! Cały jej plan legł w gruzach, w tej chwili czuła się jak skończona idiotka. - A teraz oddaj mi moją apaszkę i pożegnaj się grzecznie, póki nie zdecydowałam, w którą część ciała zdzielę cię oszałamiaczem. Hmm… może tam gdzie oberwałeś wczoraj? – uśmiechnęła się kpiąco.
- Nic z tego Evans! Jeśli oddam ci ją teraz, uciekniesz i nici z romantycznego wieczoru – teraz to on się uśmiechnął – ach i nawet nie próbuj sięgać po różdżkę, zapewniam cię, że zdążę wyciągnąć swoją, zanim zdążysz ruszyć ręką, a bardzo nie chciałbym zrobić 
ci krzywdy.
Lily wiedziała, że miał rację, nie raz widziała jak się pojedynkował i rzeczywiście, był niewiarygodnie szybki. Czuła, że poniosła klęskę, musiała zgodzić się na jego warunki.
- Dobrze, a więc jakie masz plany? – westchnęła z rezygnacją.
- Przespacerujmy się – uśmiechnięty, schował apaszkę do tylnej kieszeni jeansów.
- O nie, nie ma mowy! – złożyła ręce na piersi i tupnęła nogą.
- Nie bądź dziecinna. Przy mnie nic ci nie grozi.
- Bardziej obawiam się ciebie niż zwierząt żyjących w tym lesie.
Parsknął śmiechem i ruszył nie czekając na nią, po chwili usłyszał, że także zaczęła iść. Przez pewien czas nie odzywali się do siebie, wsłuchując się w pohukiwanie sów.
Wieczór był wyjątkowo ciepły, na niebie nie było ani jednej chmury, która mogłaby przesłonić księżyc, świecący jasnym blaskiem.
- No widzisz, nie jestem takim potworem, za jakiego mnie uważasz – przerwał ciszę – pomyśl o ile przyjemniej byłoby, gdybyś dobrowolnie zgodziła się ze mną umówić.
- Nie umówiłabym się z tobą za żadne skarby!
- Dlaczego Lily?
Stanęła jak wryta, pierwszy raz odkąd go poznała wypowiedział jej imię. Zrobiło jej się miło.
- Bo cię nie lubię, James – wzruszyła ramionami. Wypowiedzenie jego imienia wcale nie było takie trudne.
- Sama nie wierzysz w to co mówisz – zaśmiał zaskoczony tym, że trochę się rozluźniła, no i zwróciła się do niego po imieniu! – Proszę, daj mi szansę.
- Możesz o tym zapomnieć! Dość, dalej nie idę! Jest mi zimno.
- Poczekaj, zaraz będzie ci cieplej – zdjął z siebie kurtkę i okrył nią Lily, nie odmówił sobie przyjemności objęcia jej.
- Zabieraj łapy, bo ci przyłożę! – wysyczała.
- Będzie ci zimno! – uśmiechnął się, obejmując ją jeszcze mocniej. Zatrzymał się raptownie i obrócił ją tak, by spojrzała na niego.
Poczuła jak ogarnia ją panika. Nie tak to miało wyglądać! 

Nie spodziewała się takiego obrotu spraw, zamierzała szybko odzyskać apaszkę i wrócić do zamku. Tymczasem stała w jego objęciach i tonęła w hipnotyzującym spojrzeniu orzechowych oczu. Była bliska obłędu, serce waliło jak oszalałe, już wiedziała, że nie zdoła mu się oprzeć.
- Proszę cię, przestań – szepnęła.
- Przecież nic nie robię – uśmiechnął się niewinnie – jeszcze…
Zbliżył twarz do jej szyi i wciągnął powietrze delektując się zapachem jej perfum, czubkiem nosa musnął płatek ucha. Ujął w dłonie jej twarz i delikatnie pocałował w policzek.
- Nie… - westchnęła, jednak nie przekonała tym nawet samej siebie.
- Tak – on był zdecydowanie bardziej przekonujący.
Zamknął oczy i przywarł do jej ust, najpierw delikatnie jakby od niechcenia, lecz już po chwili całował ją namiętnie, zachłannie, bez opamiętania.
Lily poczuła jak zalewa ją fala gorąca, silny dreszcz przebiegł po jej kręgosłupie, nigdy wcześniej nie czuła się tak cudownie. Musiała to przyznać – całował obłędnie!
Krew uderzyła jej do głowy, przywarła do niego całym ciałem i oddała pocałunek.
Gdzieś w podświadomości, jakiś cichy głosik podpowiadał jej, że popełnia straszny błąd, ale głosik ten był zdecydowanie zbyt cichy, by chciała go teraz słuchać. Jak miałaby się oprzeć, kiedy tak zajadle ją całował, przytulał, błądził dłońmi po jej karku, plecach… pośladkach!!!
James szalał ze szczęścia, nawet w najśmielszych marzeniach nie sądził, że tak to się skończy. Liczył jedynie na siarczysty policzek, a tu proszę taka miła niespodzianka.
Całowała go! Wtulała w jego ramiona, oddychała szybko i domagała się więcej! Wiedział, że Lily nie chce przerwać tego pocałunku, on także tego nie chciał, mógłby tak spędzić całą noc, miał jednak świadomość, że powinni wracać do zamku, i że od teraz będzie miał wiele okazji by ją całować. Dała mu szansę i jej nie zmarnował. Nareszcie przekonała się, że nie jest ostatnim palantem. Delikatnie oderwał się od jej ust i cicho zaśmiał ze swoich myśli.
Zajrzał w jej zielone oczy i zdziwił się niezwykle.
Przez twarz Lily w ułamku sekundy przetoczyła się lawina sprzecznych emocji. Najpierw było to błogie zadowolenie, później niedowierzanie, które nagle zastąpiła dzika furia. Zdębiał, czegoś takiego się nie spodziewał.
- Śmieszy cię to?! – spytała, ledwo panując nad emocjami. Prawda spadła na nią jak grom z jasnego nieba. Śmiał się! Ten arogancki dupek się śmiał! Dała się podpuścić, zwieść a teraz poniesie tego konsekwencje. Jutro cały Hogwart będzie huczał od plotek a on będzie się puszył jak paw. No tak, miał powód do dumy, udało mu się, umówił się z Evans! I jeszcze ją całował! Poczuła, że łzy napływają jej do oczu, ale nie mogła się teraz rozpłakać! Nie da mu tej satysfakcji. – Faktycznie przezabawna sytuacja! – zakpiła – Dopiąłeś swego, a teraz oddaj mi moją apaszkę!!!
- Lily…
- Apaszka Potter!!! – wyciągnęła rękę i cofnęła się o krok.
- Nie rozumiem? – wyjąkał, wyraźnie zbity z tropu. Na Boga co się stało? Co zrobił, a może czego nie zrobił, że tak ją rozzłościł. Wściekła się bo on się zaśmiał? To nie miało sensu. Otrząsnął się z szoku, musiał wiedzieć o co jej chodzi – Oddam ci ją, gdy tylko wytłumaczysz mi, co cię napadło! Co ja takiego zrobiłem?
- Co zrobiłeś! Co zrobiłeś? Już ci mówię, ty podstępna łajzo! Zwabiłeś mnie tutaj, kradnąc apaszkę, uśpiłeś moją czujność udając niewiniątko, całowałeś mnie, choć nie wyraziłam na to zgody, a teraz śmiejesz mi się bezczelnie w twarz bo już wiesz, że jutro ośmieszysz mnie chwaląc się jaką idiotką jestem! – ostatnie słowa już wykrzyczała. – Apaszka Potter!
- Zwariowałaś! – James wpatrywał się w nią z niedowierzaniem. Naprawdę wierzyła w te bzdury, które mu wykrzyczała. Teraz i on się zdenerwował. Jak mogło jej przyjść do głowy coś tak irracjonalnego. Miał ją tu zaciągnąć tylko po to by później chwalić się kumplom?! No tym razem przesadziła! 

- W jednym masz rację, Evans! Jesteś skończoną idiotką. – warknął, był zbyt wściekły by próbować jej cokolwiek tłumaczyć. Wyjął apaszkę z tylnej kieszeni spodni i przerzucił jej przez szyję. Zdjął z jej ramion swoją kurtkę, odwrócił się na pięcie i odszedł.
   Została sama, nareszcie mogła dać upust łzom. Rozpłakała się klękając na trawie. Łzy płynęły strumieniami po jej policzkach. Nie wiedziała jak długo tak tkwiła, wstała dopiero, gdy zęby zaczęły jej dzwonić z zimna, pobiegła w stronę zamku, nie dbając o to czy ktoś ją nakryje. 

Udało jej się dotrzeć do wieży Gryffindoru, pokój wspólny dawno opustoszał, a ogień w kominku zgasł kilka godzin temu. Pędem wbiegła do dormitorium dziewcząt, wskoczyła do łóżka i nakryła się szczelnie kołdrą.
- Lily to ty? – zapytała sennie dziewczyna leżąca na łóżku obok.
- Och Dorcas! – Nie mogła powstrzymać łez.
- Na Boga, co on ci zrobił?! – Dorcas jak oparzona wyskoczyła z łóżka i pobiegła do przyjaciółki – Już dobrze, uspokój się, tutaj jesteś bezpieczna – przytuliła Lily i otarła jej łzy z policzków – weź głęboki oddech i opowiedz mi wszystko na spokojnie.
Tej nocy już nie zasnęły.

2 komentarze:

  1. BOŻE JAK JA KOCHAM TEGO BLOGA <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj!
    Dopiero zaczęłam czytanie, ale muszę ci przyznać, że narazie jest świetnie. Nie robisz błędów w sztuce i twój styl pisania to prawdziwe cudo. Zobaczymy co będzie dalej.
    Aketi Salvaro

    OdpowiedzUsuń