sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 19

             Spokojnie, tylko spokojnie. Nie daj się ponieść emocjom, nie zachowuj się jak histeryczka.
Lily Przysiadła na schodku w Głównym Holu i spojrzała na swoje roztrzęsione dłonie. Była zła i miała ochotę porządnie skopać Colinowi tyłek, nie chciała jednak zachować się jak rozhisteryzowana wariatka. Przez całą noc układała w głowie różne scenariusze tej rozmowy, ale rano, gdy wstała z łóżka wciąż nie mogła zdecydować się na żaden z nich. Wiedziała tylko jedno – musiała zachować spokój.
Minęła ją grupa trzecioklasistek udających się na śniadanie. Żadna z dziewcząt nie ukrywała się ze spojrzeniami, a jedna nawet pokazywała Lily palcem. Cały Hogwart aż huczał od plotek dotyczących wczorajszej bójki. Ruda zdążyła się już nasłuchać tylu wersji tej historii, że zaczęło ją to śmieszyć. Najbardziej absurdalna głosiła, że James Potter leży w skrzydle szpitalnym i od wczoraj nie odzyskał przytomności a Colin został wyrzucony ze szkoły.
Lily wzięła uspakajający oddech i podniosła się, bo u szczytu schodów pojawił się właśnie jej chłopak.
  Gdy ją ujrzał, zatrzymał się w pół kroku. Coś się nie zgadzało, nie wyglądał na skruszonego czy zmieszanego. Gdy podszedł bliżej, Lily ze zdziwieniem odkryła, że bije od niego chłód. Był zły! Zdezorientowana stwierdziła, ze nie będzie się jednak z nim kłócić.
  Colin zatrzymał się na tym samym stopniu, co ona i zmroził ją spojrzeniem. Bez słowa przywitania, chwycił Lily za ramię i zaprowadził w drugi koniec Holu, gdzie mogli swobodniej porozmawiać.
- Musimy sobie coś wyjaśnić – powiedział, zatrzymując się i puszczając jej rękę.
- Zdecydowanie! Colin, co ci strzeliło do głowy…
- Co cię łączy z Potterem? – Przerwał jej.
- Nic! – Lily wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia, nie tego się spodziewała. Czyżby…
- jeszcze raz pytam, co cię z nim łączy?
- Colin, o co chodzi? Mieszkamy razem w jednym domu, nic więcej mnie z nim nie łączy!
- Słyszałem inną wersję. Lily, co zaszło między tobą i Potterem, tamtej nocy w Sowiarni?
Lily zachłysnęła się powietrzem i oparła się o ścianę, by nie upaść. Colin wiedział! James powiedział mu prawdę! Jak mógł zrobić jej takie świństwo?!
- Posłuchaj, Colin… ja…
- Czyli to prawda! Od jak dawna się z nim spotykasz?
- Colin, nie spotykam się z nim! Od świąt nie rozmawialiśmy ze sobą, pokłóciliśmy się wtedy.
- O co się pokłóciliście? Ta świąteczna plotka, to była prawda! A w Sowiarni całowałaś się z nim, a ja wam przerwałem. Dlatego byłaś taka zła, dlatego uciekłaś!
- Nie, to nie tak! – Lily złapała Colina za rękę, ale on ją wyrwał, w jej oczach stanęły łzy – Proszę nie rób mi tego, nie odtrącaj mnie. Co on ci naopowiadał?
- Powiedział mi, że mnie nie kochasz, że nudzę cię, ale spotykasz się ze mną żeby zająć czymś wolny czas. I wiesz, co myślę? Chyba nie kłamał. – Colin oparł się o ścianę i założył ręce na piersi. W jego oczach dostrzegła ogromny żal.
- Nie, nie mów tak! Wtedy w Sowiarni spotkaliśmy się przypadkiem! Nie planowałam tego, przecież byłam umówiona z tobą!
- Dlaczego go pocałowałaś, Lily?
- To on pocałował mnie! Tylko ten jeden raz!
- A ty nie protestowałaś.
- Zaskoczył mnie…
- Lily, dlaczego się ze mną spotykasz? – Podszedł bliżej i chwycił w dłonie jej twarz. Kciukiem wytarł łzy spływające po jej policzku. – Nie płacz proszę, nie chcę żebyś cierpiała. Powiedz mi tylko, dlaczego to robisz? Nie kochasz mnie, teraz to widzę, ale nie rozumiem, dlaczego nie zakończyłaś naszego związku. Dlaczego powiedziałaś, że ze mną wyjedziesz?
- Nie wiem. – Zaszlochała chowając twarz w jego piersi – Colin, jesteś cudowny, bardzo cię lubię, uwielbiam spędzać z tobą czas i nie chcę cię zranić, ale czegoś mi brakuje, sama nie wiem, czego. Myślałam, że gdy pojadę z tobą do Nowej Zelandii wszystko się zmieni, że wtedy…
- Może mnie pokochasz. – Dokończył za nią. – To nie ma sensu, Lily. Wiesz, że nam się nie uda. – Pogłaskał ją po głowie i mocno przytulił – Nasz związek nie przetrwa roku rozłąki.
- A więc co robimy? – Zadarła głowę i spojrzała na niego zaczerwienionymi oczami.
- Rozstańmy się. W zgodzie i bez żalu, nie chcę żebyś była ze mną tylko, dlatego, że nie chcesz sprawić mi przykrości.
- Colin, tak mi przykro… - rozpłakała się - … tak bardzo cię przepraszam…
- Nie przepraszaj, nie można zakochać się na zawołanie – odsunął się i spojrzał jej w oczy – mi też jest przykro, że nam się nie udało, ale uważam, że tak będzie lepiej.
- Nie jesteś na mnie zły?
- Trochę jestem – Colin uśmiechnął się, by jego słowa nie dobiły jej jeszcze bardziej – już dawno powinnaś powiedzieć mi prawdę. Wtedy nie musiałbym się męczyć z tym nosem – wskazał na swój nos, który choć już zrośnięty, to wciąż pozostawał nienaturalnie powiększony.
- Och, słyszałam, że Dumbledore zabronił Pomfrey podawania wam eliksirów przeciwbólowych. Jak się czujesz?
- W nocy myślałem, że zwariuję, gdy nos się zrastał. Zastanawiałem się nad włamaniem do skrzydła szpitalnego – zaśmiał się nerwowo – teraz już jest lepiej, ale wciąż boli.
Lily poczuła się podle, wczoraj i zamiast gawędzić z Potterem, powinna iść do wieży Ravenclawu i zaopiekować się Colinem. Zaczęła grzebać w torbie w poszukiwaniu swoich pigułek. Specjalnie zabrała je dziś z dormitorium, by były w pogotowiu.
- Trzymaj, to mugolskie tabletki przeciwbólowe. Weź jedną teraz, a drugą przed snem, złagodzą ból.
- Bardzo sprytne. – Wyszczerzył zęby i schował pigułki do kieszeni – Musimy iść na śniadanie, za dwadzieścia minut zaczynają się lekcje.
- No, tak. Czy… mam nadzieję, że będziesz chciał się ze mną spotykać, czasami… - spuściła głowę pod pretekstem zamknięcia torby.
- Oczywiście! Liczę na to, że wciąż będziesz chciała mnie przepytywać przed OWUTEMami. – Uniósł jej dłoń do góry i delikatnie pocałował w knykcie. Lily zaczerwieniła się po cebulki włosów.
- Jasne, że tak! – Ucieszyła się – A ty będziesz mi pomagał z wypracowaniami z zielarstwa?
- Pewnie! W takim razie do zobaczenia w bibliotece – objął ją i pocałował w oba policzki – Dziękuję Lily. Dziękuję ci za te cudowne miesiące, które razem spędziliśmy. Nie mam do ciebie żalu, po prostu nam się wyszło. Zawsze możesz liczyć na moją pomoc. Zawsze będę twoim przyjacielem.
- Dziękuję, Colin. Ty też zawsze możesz na mnie liczyć. – Pociągnęła nosem i odsunęła się na bezpieczną odległość. Choć nie trzymali się już za ręce, razem wkroczyli do Wielkiej Sali.

      Gdy zbliżyła się do stołu Gryffindoru, zauważyła siedzącego przy nim Jamesa, który spojrzał na nią i uśmiechnął się szeroko. Ogarnęła ją taka wściekłość, że aż zazgrzytała zębami. Zamiast usiąść na swoim miejscu, obeszła stół i stanęła nad Jamesem. Chyba chciał się przywitać, ale Lily nie dała mu dojść do słowa. Wzięła porządny zamach i strzeliła go w twarz, wkładając w swój cios całą złość.
- Auuuaa!!! – Krzyknął, zaskoczony, łapiąc się za policzek, na którym zaczął pojawiać się czerwony ślad. – Za co?
- Dobrze wiesz, za co, zdradziecka łajzo! – Wysyczała, mrużąc oczy. Odwróciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia.
- Zdradziecka łajzo? – Zdziwił się Syriusz, obserwując oddalającą się Lily – Mówiłeś, że się pogodziliście, więc co to miało znaczyć?
- Nie wiem, ale się domyślam. – James wstał szybko i zarzucił torbę na ramię – Muszę z nią pogadać, spotkamy się na zaklęciach. – Machnął ręką na pożegnanie i wybiegł z Wielkiej Sali.
Stanął na korytarzu, rozglądając się w poszukiwaniu rudowłosej dziewczyny. Wypatrzył ją, gdy była już u szczytu schodów. Ruszył pędem, przeskakując po dwa stopnie na raz, jego policzek, który przez noc zdążył powrócić do normalności, spuchł na nowo. Zaklął w duchu, doganiając ją i chwytając za ramiona.
- Lily, co się stało?
- Puść mnie! – Wyrwała się – Powiedziałeś Colinowi, co wydarzyło się w Sowiarni!
- Tak, powiedziałem, ale…
- Jak mogłeś?! Po co to zrobiłeś? Za mało namieszałeś w moim życiu?! Musiałeś jeszcze zniszczyć mój związek z Colinem?!
- Zniszczyć? Nie uwierzył mi! I nie chciałem… tak jakoś mi się wymsknęło.
- Uwierzył ci, gamoniu! – Krzyknęła, tupiąc nogą.
- Przepraszam! Jak chcesz to z nim pogadam i powiem mu, że kłamałem. – James, uśmiechnął się przepraszająco. Za wszelką cenę musiał jakoś załagodzić sytuację. Nie mógł pozwolić na to, by jego rozejm z Lily został zerwany po niespełna dwunastu godzinach. Nie teraz, nie po tych długich miesiącach milczenia.
- Już nie musisz – wyszeptała, czując jak pod powiekami gromadzą się łzy – powiedziałem mu prawdę.
- Za bardzo się przejmujesz, Lily. To było dawno i przypadkiem, Gordon mi nie wybaczy, ale tobie na pewno. Przecież cię nie zostawi! – Machnął ręką, żeby rozładować napięcie.
- Właśnie to zrobił! – Warknęła szturchając go w ramię.
- Żartujesz! – James otworzył szeroko usta ze zdziwienia. Zwalczył pokusę podskoczenia z radości.
- A czy wyglądam na rozbawioną? Zostawił mnie! Przez ciebie, matole.
- Popatrz na to z drugiej strony, Przecież sama mówiłaś, że nie jesteś pewna…
- Nie pogrążaj się! Jezu, mam taką ochotę ci nakopać, że…
- James?
Oboje odwrócili głowy. Za plecami Rogacza stała Laura, z jej miny ciężko było wywnioskować czy jest zła, czy zaskoczona. Jedno było pewne, nie była zachwycona, widząc razem Lily i Jamesa na półpiętrze.
- Dlaczego rozmawiasz z tą wywłoką?!
- Jak śmiesz tak o mnie mówić, gówniaro! – Lily zachłysnęła się powietrzem, minęła Jamesa i stanęła na wprost Krukonki, przewyższała ją o głowę.
- To przez ciebie James nie mógł iść ze mną na bal! – Warknęła Laura, rzucając Lily nienawistne spojrzenie. – Przez ciebie pobił się z Colinem. Jeszcze nie wiem, co ten kretyn nagadał Jamesowi, ale jak się dowiem, to wydrapię ci oczy, wredna zdziro.
- Natychmiast mnie przeproś, bo za chwilę będziesz wyglądała jak swój chłopak, albo jeszcze gorzej! – Lily wyciągnęła różdżkę z kieszeni i przystawiła ją Laurze do brody.
- Łoooo, spokojnie, drogie panie! – James błyskawicznie doskoczył do dziewcząt i stanął między nimi. – Lily, schowaj różdżkę.
- Od kiedy mówisz do niej po imieniu?! – Oburzyła się Laura.
- Nie rób scen, Lauro! I w tej chwili ją przeproś!
- Nie mam, za co!
- Owszem masz, to była sprawa między mną i Gordonem, Lily nie miała z tym nic wspólnego, więc ładnie ją przeproś, bo trochę cię poniosło.
- Nie przeproszę jej!
- Przeproś ją kurwa!!! Natychmiast!!! – Krzyknął tak głośno, że aż Laura podskoczyła.
- Przepraszam – powiedziała Krukonka, jednak w jej słowach nie było cienia skruchy. – Czy teraz możesz mi wytłumaczyć, co się właściwie stało? – Zwróciła się do Rogacza.
- Mogę. – Chwycił ją za rękaw i pchnął w kierunku schodów. – Ale nie tutaj.
Dziewczyna zaczęła się wspinać na górę, jednak James nie podążył za nią. Odczekał chwilę, aż znajdzie się w odległości, gdzie nie będzie go słyszeć i przemówił do Rudej.
- Lily, schowaj różdżkę. To nieobliczalna wariatka, do tego cholernie zazdrosna. Najpierw mówi, a potem myśli.
- Zauważyłam – wycedziła przez zęby i schowała różdżkę w kieszeni – trzymaj ją ode mnie z daleka.
- Obiecuję, że zdrowo ją opierdolę, a taka sytuacja więcej się nie powtórzy. – Zerknął na schody, po czym położył dłoń na ramieniu Lily, tym razem jej nie odtrąciła. – Dokończymy naszą rozmowę w Wieży, dziś wieczorem dobrze?
- Nie ma takiej potrzeby, uważam ją za zakończoną.
- A ja nie, chcę wiedzieć, co będzie z naszą nową przyjaźnią.
- Laura znów przestała myśleć, więc biegnij do niej, bo za chwilę zacznie w nas rzucać oszałamiaczami. – Lily kiwnęła głową w kierunku schodów, na których stała rozjuszona dziewczyna.
James parsknął śmiechem, po czym ruszył po schodach, by dołączyć do Laury.
Chwycił ją za rękę i prawie siłą wepchnął do starej klasy numerologii. Rozejrzał się dookoła, by upewnić się, że są sami i cicho zamknął drzwi.
- Lauro, co ci strzeliło do głowy! – Warknął podchodząc bliżej.
- Co mi strzeliło?! – oburzyła się, – Po co rozmawiałeś z tą… z tą… głupią mugolką!!! Cały czas miesza i mąci między nami!!! Kto ją w ogóle wpuścił do Hogwartu! Takie jak ona nie powinny się w ogóle rodzić!!! – Laura trzęsła się z wściekłości.
James wciągnął powietrze do płuc, chwycił Laurę za ramiona i przyparł do ściany. Miał wielką ochotę przystawić Laurze do gardła różdżkę i strzelić w nią jakimś porządnym zaklęciem. Resztkami silnej woli powstrzymał się przed wyciągnięciem różdżki z kieszeni.
- Nie waż się tak o niej mówić – wysyczał – NIGDY!!!
Laura podskoczyła z przerażenia, a oczy zaszły jej łzami.
- James? Przepraszam, ja… ja… kocham cię.
- To cię nie usprawiedliwia! Przesadziłaś i tam na schodach i teraz! Nie mam zamiaru słuchać takich bredni! Każdy magiczny człowiek ma prawo być w Hogwarcie, bez względu na to czy pochodzi z czarodziejskiej rodziny czy nie! A jeśli Ty masz inne zdanie na ten temat niż ja, to znaczy, że nie jesteś odpowiednią dziewczyną dla mnie! Wynoś się! – Puścił ją i wskazał ręką na zamknięte drzwi.
- Nie, James!!! – Krzyknęła zalewając się łzami i osuwając na podłogę. – Błagam, nie zostawiaj mnie! Przepraszam, ja wcale tak nie myślę! Ja po prostu jestem zazdrosna! Nienawidzę jej, bo ty coś do niej czujesz!!! – Zawyła histerycznie.
Zrobiło mu się jej żal. Wyglądała tak niewinnie i… żałośnie, że nie mógł jej zostawić w takim stanie. Przeklął w myślach, że porzuca tak idealną wymówkę do rozstania, przykucnął obok niej i pogłaskał ją po głowie.
- Nie płacz, Lauro. Lily jest moją dobrą koleżanką i często sobie pomagamy. Ja jej coś przeszmugluję z Hogsmade, ona napisze mi jakieś wypracowanie, rozumiesz handel wymienny.
- Nic więcej? – Laura podniosła głowę i spojrzała z nadzieją na Jamesa.
- Nic więcej – odetchnął z ulgą, bo najwyraźniej Laura połknęła to szpetne kłamstwo – I proszę cię, przestań odstawiać takie scenki, bo strasznie mnie to wkurwia!
- Postaram się – pociągnęła nosem, podniosła się i przylgnęła do jego piersi – Nie zostawisz mnie, prawda? Bardzo cię kocham. – Krukonka pocałowała go namiętnie.

Jęknął cicho, gdy poczuł dłoń Laury zaciskającą się na jego kroczu. Mógł się tego spodziewać, wszystkie ich awantury kończyły się w ten sam sposób. Był tylko zły na siebie, że nie potrafił się oprzeć pokusie. Jedną dłonią chwycił ją za głowę, by nie rozbiła jej sobie, gdy przewracał ją na podłogę, a drugą wsunął pod przykrótką spódniczkę…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz