sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 20

             Poranne słońce oświetliło jej twarz, przeciągnęła się rozkosznie i otworzyła oczy. Podniosła się, wspierając na łokciach i spojrzała na łóżko przyjaciółki. Dorcas czytała książkę, opartą
o kolana, nawet nie zauważyła, że Lily ją obserwuje.
- Już nie śpisz? – Zapytała Lily, przecierając zaspane oczy. – W sobotni poranek?
- Nie mogłam spać. – Dziewczyna zamknęła książkę i odłożyła ją na szafkę.
- Coś się stało?
- Nie skąd! Tylko… nie, wszystko jest w porządku!
Lily wstała z łóżka i usiadła obok przyjaciółki, Dorcas nie wyglądała na szczęśliwą.
- Mów, o co chodzi!
- Sama nie wiem, Lily. Niby wszystko jest w porządku, ale czuję, że… - Dorcas zawahała się, nie wiedząc, co powiedzieć. Od kilku tygodni miała wrażenie, że jej związek z Syriuszem dobiega końca. – Syriusz, chyba się znudził. – Dodała, spuszczając głowę.
- Dlaczego tak myślisz? Nie zauważyłam żeby jakoś gorzej cię traktował.
- Znów jest tym zarozumiałym dupkiem, jakim był kiedyś – Dorcas uśmiechnęła się krzywo – próbuje to ukryć, ale ja widzę, że jest znudzony. A na balu…
- Co na balu?
- Rozglądał się!
- Dorcas, co to znaczy, rozglądał się? Przecież, każdy się ogląda na innych ludzi, nie mów mi, że ty przez cały wieczór gapiłaś się tylko na Blacka.
- Nie, Lily. Źle mnie zrozumiałaś. On zaczął polowanie na nową zdobycz! Znasz to spojrzenie, obserwowałyśmy je przez 5 lat!
- Och, Dorcas. – Lily pogłaskała przyjaciółkę po głowie. Teraz zrozumiała, o co chodzi dziewczynie. Doskonale wiedziała jak wygląda Syriusz Black, poszukujący nowej ofiary.
W ciągu 5 lat w Hogwarcie, razem z Dorcas widziały to setki razy. Wypięta pierś, wysoko zadarta głowa i spojrzenie, mówiące „będziesz moja”. Jeśli Dorcas twierdzi, że Syriusz rozpoczął polowanie, to na pewno tak było.
- Skarbie, ostrzegałam cię, że tak to się skończy! I tak się dziwię, że wytrzymał tak długo.
- Wiem, wiem, to było do przewidzenia, ale wkurzam się, że nie mówi mi prawdy!
- Weź się w garść! Masz dwa wyjścia, albo pójdziesz teraz do niego, powiesz mu, że jest dupkiem i zakończysz to z podniesioną głową…
- Nie zrobię tego! Za bardzo się przywiązałam, wiem, że jestem głupia, obiecałam sobie, że się nie zakocham, ale…
- Ale się zakochałaś – dokończyła Lily – w takim razie masz tylko jedno wyjście. Czekaj,
aż sam powie ci prawdę, baw się póki możesz, ale musisz powoli oswajać się z myślą,
że nieuchronnie zbliża się koniec.
Dorcas przytuliła przyjaciółkę i zaszlochała cicho, Lily miała rację. Dorcas musiała oswoić się z myślą, że Syriusz potraktował ją, dokładnie tak, jak każdą poprzednią dziewczynę, z którą się wiązał. Musiała przełknąć tę gorzką pigułkę i wyjść z tego z podniesioną głową.
- Nie chcę go dzisiaj widzieć! – Powiedziała pociągając nosem i wierzchem dłoni wycierając łzy z policzków. – Błagam cię, nie zostawiaj mnie dzisiaj samej.
- Nie zostawię. – Lily uśmiechnęła się pocieszająco. – I tak nie miałam żadnych planów
na dziś. Zapowiada się piękny dzień, wstawaj szybko. Zjemy śniadanie i odwiedzimy Hagrida.
Dorcas uśmiechnęła się szeroko. Na Lily zawsze można było liczyć.

*

         Wreszcie słońce wychyliło się zza ciemnych chmur i nieśmiało zwiastowało zbliżającą się wiosnę, roztapiając śniegi i budząc do życia uśpione rośliny.
Lily czuła, że wraz z odejściem zimy i ona przebudza się z długiego, nieprzyjemnego snu. Rozstanie z Colinem raczej miło ją zaskoczyło, niż przykro rozczarowało. Udało im się zostać przyjaciółmi i wciąż spotykali się w bibliotece na sesjach naukowych. Teraz dogadywali się nawet lepiej niż wtedy, gdy byli parą. Lily nie musiała go okłamywać, co przyniosło jej ogromną ulgę.
Stosunki, jakie łączyły ją teraz z Jamesem, też okazały się miłą niespodzianką. Prawie wszystkie wieczory spędzali w pokoju wspólnym, razem z pozostałymi Huncwotami
i Dorcas, rozmawiając i śmiejąc się z najgłupszych przygód chłopaków.
James, tak jak obiecał, nie nękał jej miłosnymi wyznaniami, traktował jak zwykłą koleżankę. Bardzo ją to cieszyło, gdyż wreszcie miała okazję, by zapoznać się z „prawdziwą” naturą Pottera – zabawnego, pomocnego, koleżeńskiego, może ciut narcystycznego, jednak w granicach przyzwoitości. To było naprawdę fajne doznanie – przyjaźnić się z Jamesem Potterem, po pięciu latach nieustannych wojen.
Jedna myśl nie dawała jej jednak w tym wszystkim spokoju. Gdy widywała Jamesa
w objęciach Laury, czuła dziwną, niczym nieuzasadnioną złość. Wszelkimi możliwymi sposobami, próbowała zwalczyć w sobie to uczucie, jednak nie za dobrze jej to wychodziło. Tłumaczyła sobie, że jej wściekłość spowodowana jest nienawiścią do tej małej, psychopatycznej jędzy.
James w pewnym sensie, pomógł jej zakończyć niewygodny związek z Colinem. Może teraz ona powinna mu pomóc pozbyć się Laury?
Ta myśl, nawiedzała ją zawsze, gdy widywała ich razem, nigdy jednak nie odważyła się, by podjąć jakieś kroki.
Problemy Dorcas i Syriusza, przestały zaprzątać jej myśli. Black, być może i zachowywał się trochę ozięble, ale Dorcas zdawała się nie zwracać na to uwagi, więc Lily postanowiła pójść za jej przykładem.
Nadeszła wiosna a wraz z nią, wszystko zdawało się wrócić na właściwe tory. No, prawie wszystko…
James złożył ręce na piersi, oparł się o zagłówek kanapy i krytycznie spojrzał na swoją dziewczynę, która kilka minut temu, niespodziewanie pojawiła się przed portretem Grubej Damy. Choć się uśmiechał, pokiwał głową z dezaprobatą.
- Naprawdę uważam, że głupio zrobiłaś, urywając się z lekcji, Lauro.
- Oj, tak. Byłam bardzo niegrzeczna. Dostanę klapsa? – Dziewczyna podeszła bliżej, objęła Jamesa w pasie i uwodzicielsko przygryzła jego wargę.
- Daj spokój, mała. Nie powinno cię tu być.
- To nie moja wina, że mam lekcje, kiedy ty akurat masz wolną godzinkę. – Pocałowała go, wkładając dłonie do tylnych kieszeni jeansów Jamesa. Naparła na niego mocniej, wbijając się kością łonową w jego krocze. Zareagował momentalnie.
- Mamy mało czasu – wysapał odrywając się od jej ust – w każdej chwili, ktoś może tu przyjść.
- A więc nie ociągaj się. Chodźmy na górę.
- Remus śpi… jest chory. – Rogacz, chwycił ją na ręce i przeniósł na kanapę, po czym sam położył się na niej. Nie bawiąc się w romantyczne igraszki, szybko rozpinał guziki jej koszuli. W każdej chwili, ktoś mógł wejść do Pokoju Wspólnego, ale ta myśl nakręcała go jeszcze bardziej.
Laura zarzuciła mu nogi na biodra i zacisnęła palce na czarnych włosach, pogłębiając pocałunek. Gdy skończył podwijać jej spódniczkę, zabrał się za majstrowanie przy swoich spodniach. Sapnęła z irytacją, gdy mocował się z paskiem.
Właśnie wpadła na pomysł, by mu pomóc, gdy portret Grubej Damy otworzył się i ktoś wszedł do pokoju. Zamarli w bezruchu. Kątem oka, Laura zauważyła burzę płomienno rudych włosów, przelatujących obok kanapy i pędzących w stronę schodów prowadzących do dormitoriów dziewcząt. Już chciała zachichotać i powrócić do przerwanego zajęcia, gdy usłyszała stłumiony krzyk. Podniosła głowę i uśmiechnęła się do dziewczyny, która jak sparaliżowana stała obok i wpatrywała się w nich z mieszaniną niedowierzania i obrzydzenia na twarzy.
James jak oparzony zeskoczył z Laury i bezskutecznie próbował wepchnąć koszulę
w spodnie, przy okazji zasłaniając przed wzrokiem Lily, na wpół nagą Laurę.
- Nic nie zaszło! – Uśmiechnął się zmieszany. – Właśnie tłumaczyłem Laurze…
Lily zamknęła oczy i uniosła dłoń w geście oznaczającym, by się uciszył.
- Nie chcę wiedzieć, co jej tłumaczyłeś. Po prostu… to miejsce publiczne, na Boga wynieście się gdzieś indziej! – Ruda odwróciła się na pięcie i szybko wbiegła po schodach do swojego dormitorium. Zatrzasnęła drzwi i oparła się o nie, jakby w obawie, że ktoś zaraz spróbuje je staranować. Twarz jej płonęła z zażenowania, jakie odczuwała.
Zamknęła oczy i spróbowała uspokoić oddech, ale na nic się to zdało, wciąż miała przed oczami widok obściskującej się pary. Zadrżała na myśl, co by ujrzała, gdyby pojawiła się w pokoju kilka minut później. Zazgrzytała zębami i ze złością tupnęła nogą. Czy ten pajac nie potrafił powstrzymać się na tyle, by zabrać tę małą w jakieś bardziej odosobnione miejsce? Musiał rozbierać, ją na kanapie w Pokoju Wspólnym? Całować ją w TEN sposób? Dotykać… pieścić…
Warknęła niczym rozjuszone zwierzę i ukryła twarz w dłoniach, gdy uzmysłowiła sobie, że to wcale nie jest powód, dla którego wpadła w szał. Wetknęła w uszy palce, by, choć na chwilę uciszyć ten wstrętny głos podświadomości, który wydzierał się teraz w jej głowie. „ Nie, co a z kim!!!”.
- Jezu, dlaczego z tą małą, podłą, żmiją!!! – wyszeptała, poddając się furii. Pędem rzuciła się na łóżko, zakryła usta poduszką i krzyknęła, żeby dać upust szałowi, jaki ją zawładnął.
Niestety przed samą sobą nie potrafiła udawać, że James jest jej obojętny. Nie umiała pogodzić się z myślą, że to Laurę ciągnie gdzieś teraz przez szkolne korytarze, by znaleźć jakieś ciche miejsce, by mogli dokończyć, to, co przerwała im kilka minut temu.
Odrzuciła poduszkę na bok i poderwała się z łóżka. Wpadła do łazienki i opryskała twarz zimną wodą, by odrobinę ochłonąć.
- Weź się w garść! – Warknęła przyglądając się swemu odbiciu w lustrze. Wzięła kilka głębszych oddechów i uśmiechnęła się, przybierając beznamiętny wyraz twarzy. Tak było dużo lepiej, teraz, gdy zapanowała nad nerwami mogła spokojnie opuścić dormitorium. Wróciła do sypialni, by zgarnąć z szafki wypracowanie z numerologii i oddychając głęboko zeszła do Pokoju Wspólnego.
Jednak na ostatnim stopniu stanęła jak wryta, zasysając głośno powietrze. Była przekonana, że Jamesa już tu nie będzie. Myliła się. Rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu Laury, nigdzie jej nie było. Wszystko wskazywało na to, że celowo się jej pozbył i teraz czekał tu, by porozmawiać z Lily.
Wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się życzliwie, podchodząc do niego.
- Lily, przepraszam cię! – Zawołał, gdy tylko ją zobaczył. – Strasznie mi głupio, przyszła tu nagle, nie spodziewałem się jej, rzuciła się na mnie…
- Dlaczego mi się tłumaczysz? – Zapytała, chwaląc się w duchu, że wypowiedziała te słowa tak spokojnie.
- Nie wiem – ramiona mu oklapły – nie powinnaś tego oglądać, ja po prostu… poniosło mnie, przepraszam.
- James, nikt nie powinien tego oglądać, mogłeś ją zabrać do swojej sypialni…
- Remus, tam śpi, źle się dziś czuje i… - zatrząsnął się w sobie, czując jak robi z siebie idiotę, ale czuł nieodpartą potrzebę, by się przed nią wytłumaczyć.
- Rozumiem, po prostu, na drugi raz zabierz ją gdzieś indziej i tyle. No nie wiem, może do sowiarni – uśmiechnęła się kpiąco.
- Nie będzie drugiego razu – mruknął pod nosem, przyrzekając sobie, że nigdy więcej nie da się sprowokować Laurze – jeszcze raz cię przepraszam, Lily. Obiecuję, że już więcej nie będziesz musiała oglądać takich scen. – Kierując się impulsem, podszedł do niej i objął ją mocno.
Zaskoczona tym gestem, zesztywniała i wstrzymała oddech czekając, co będzie dalej. Rozczarowała się, gdy wypuścił ją z objęć jeszcze szybciej.
- Muszę iść na numerologię - wyjąkała, czując jak rumieniec wpływa na jej twarz. Poprawiła torbę na ramieniu i najszybciej jak się dało opuściła Pokój Wspólny.
James zacisnął dłonie w pięści i z całej siły kopnął mały stolik, by dać upust frustracji. Znów zrobił z siebie kretyna, dał się złapać na stare sztuczki Laury i ponieść żądzy. Jeszcze kilka razy kopnął w stolik sprawiając, że książki, które na nim leżały, rozsypały się po podłodze.
- Następnym razem, pomyśl głową a nie kroczem.
Odwrócił się i ujrzał na schodach zmizerowaną postać Remusa Lupina.
- Znów dałeś dupy, przyjacielu. – Lunatyk uśmiechnął się złośliwie.
- Skąd? Wszystko słyszałeś!!!
- Nie zachowywaliście się zbyt cicho. Spokojnie, nikomu nic nie powiem.
- Dlaczego, nie powiedziałeś, że już nie śpisz!!! Remus, kiedyś urwę ci głowę!!! – James sapnął i znów kopnął stolik.
- Nie chciałem wam przeszkadzać – zachichotał Lupin – a gdy wpadła Lily, to już było za późno. Nie martw się, Lily jakoś to przeżyje, kocha cię.
- No, nie wiem czy to przeżyje, nie wyglądała na… - przerwał w pół zdania i zszokowany spojrzał na przyjaciela. – Powtórz!
- Kocha cię, i chyba jesteś ostatnią osobą w tej szkole, która tego nie widzi. – Remus, wyszczerzył zęby i poklepał Jamesa po plecach. – Daj jej trochę czasu, musi oswoić się z tą myślą.
- Naprawdę myślisz, że mnie kocha? – Serce Jamesa opuściło uderzenie.
- Oczywiście. Ale nie jest jeszcze gotowa, by się do tego przyznać, no i… na pewno Laura jej tego nie ułatwia.
- Muszę się pozbyć tej małej flądry jak najszybciej! – James rozejrzał się po pokoju, jakby liczył na to, że Laura wyskoczy nagle zza jakiegoś gobelinu.
- Spokojnie James! Myśl głową a nie kroczem! Rozegraj to jak należy. Bardzo dobrze ci szło jak do tej pory. – Lupin z jękiem usiadł na kanapie i puścił oko do przyjaciela. – Nie molestuj Lily, wciąż traktuj ją jak przyjaciółkę. Laurę potraktuj delikatnie, to niezła zołza, więc da ci popalić, jeśli drastycznie się jej pozbędziesz. Działaj powoli.
James wyszczerzył zęby i rzucił się na Remusa, miażdżąc jego żebra niedźwiedzim uściskiem.
- Mówiłem ci już, że cię kocham, bracie!
- Tak, wiele razy, ale nie musisz okazywać mi tego tak entuzjastycznie – wystękał, krzywiąc się z bólu.
Potter z absurdalnie szerokim uśmiechem na twarzy, ucałował Remusa w czoło i poderwał się z kanapy. Podskoczył radośnie kilka razy, po czym wybiegł z pokoju wspólnego.

Lupin zachichotał i z niedowierzaniem pokręcił głową. Jakże się cieszył, że jego serce wciąż pozostawało wolne a umysł niezamroczony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz