James wytarł ręcznikiem mokre włosy i
wcisnął przez głowę biały podkoszulek.
To był
ekspertowy prysznic. Tak bardzo spieszył się by dołączyć do Lily, że nawet nie
zawracał sobie głowy zakładaniem skarpetek. Wystrzelił z łazienki jak rakieta i
ruszył porto do drzwi. Nim jednak nacisnął na klamkę, odwrócił się i spojrzał
na Syriusza, który wciąż wylegiwał się na łóżku. Powoli, niczym tygrys,
podszedł do przyjaciela a następnie przyłożył Blackowi w lewe ramię.
- Auuua! –
skrzywił się chłopak – za co?
- Za to, że
za każdym razem musisz wszystko spieprzyć! I jeśli zrobisz to jeszcze raz, to
powybijam Ci zęby!
Nie czekając na odpowiedź Syriusza wyszedł
z pokoju trzaskając głośno drzwiami.
Zbiegł po
schodach i zajrzał do salonu, jednak tam nie znalazł Lily. Ruszy więc do
kuchni, z której dochodził zapach pieczonego ciasta. Zaburczało mu w brzuchu.
Zignorował głód, teraz miał ważniejsze sprawy na głowie. Wszedł do środka i
stanął jak wryty. Na stole stał wielki urodzinowy tort, a za nim jego matka,
Lily i Dorcas, które uśmiechając się wesoło krzyczały:
-
Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin!
No tak, mógł
się tego spodziewać. Jego mama zawsze robiła mu takie niespodzianki. Zaskoczył
go lekko widok Dorcas, ale skoro Lily była teraz u przyjaciółki, było
oczywistym, że przyjadą razem.
- Bardzo
dziękuję – uśmiechnął się, aby nie zrobić kobietom przykrości, jednak wciąż nie
spuszczał wzroku z Lily. Tylko na nią miał w tej chwili ochotę. Poczuł
przyjemne mrowienie w lędźwiach, więc ruszył do przodu by zgasić w sobie pragnienie.
Zdmuchnął świeczki i podszedł do matki, która uściskała go mocno i pocałowała w
oba policzki.
- Mój synek
jest już dorosły! – wyszeptała Mary pociągając nosem.
James
uścisnął przyjaźnie Dorcas a następnie prawie rzucił się na Lily. Ruda
zachowała rezerwę, co uświadomiło mu, że nie są sami. Splótł place z jej
palcami i delikatnie pociągnął ją za sobą.
- Mamo,
wybaczcie nam na 10 minut. Muszę porozmawiać z Lily.
- Dobrze,
zrobię kawę i pokroję ciasto.
- Pomogę
pani – Dorcas wyszczerzyła głupkowato zęby i zabrała się za rozkładanie
talerzyków.
James nie zwlekając ani chwili ruszył na
górę ciągnąc za sobą Lily. Musiała prawie biec, by za nim nadążyć. Wpadł do
pokoju, który zajmowała Lily, gdy tu mieszkała, oparł ją o drzwi i natychmiast
zaczął ją całować. Zabrakło jej tchu gdy przywarł do niej całym ciałem i
zacisnął dłonie na jej pośladkach. Wplotła palce w jego dłonie i stanęła na
palcach, by dosięgnąć do jego ust. Z jego ust wydobył się pomruk zadowolenia,
co sprawiło, że po jej kręgosłupie przemknął przyjemny dreszcz.
Po chwili –
zdecydowanie zbyt krótkiej – zakończył pocałunek i przytknął czoło do jej
czoła. Uśmiechnął się zaglądając w jej błyszczące oczy.
- Jak ja Cię
kocham – wyszeptał przenosząc dłonie na jej plecy – Zaczarowałaś mnie.
- Ja też Cię
kocham. Dopiero dziś to do mnie dotarło.
- Chcesz
stąd uciec i wziąć ślub? – zapytał sprawiając, że ugięły się pod nią kolana.
Zaczęła otwierać i zamykać usta jak ryba wyjęta z wody.
- Oddychaj
Lily – zaśmiał się cicho – Spokojnie, tylko żartowałem. Odetchnęła z ulgą i
zdzieliła go lekko w ramię.
- Zostań tu
ze mną do końca wakacji.
- Nie mogę,
obiecałyśmy mamie Dorcas, że wrócimy przed nocą. Obie.
- Oszaleję z
tęsknoty za tobą.
- To tylko
tydzień. Ja też będę tęskniła. Jakoś damy radę.
Westchnął
smutnie i nie marnując ani chwili znów zaczął ją całować. Delikatnie,
romantycznie, jakby próbował nauczyć się jej ust na pamięć.
- James,
minęło 10 minut, Twoja mama będzie się denerwować.
Warknął
niezadowolony, ale przytaknął jej i otworzył drzwi. Lily jako pierwsza weszła
do kuchni i zatrzymała się tak gwałtownie, że James wpadł na nią.
Do Mary i Dorcas dołączył już Syriusz,
jednak to nie jego widok tak bardzo zaskoczył Lily. Obok Mary stała młoda
dziewczyna i wesoło z nią gawędziła. Na widok Rudej uśmiechnęła się przyjaźnie
i pomachała nieśmiało.
Lily od razu
domyśliła się kto to jest. Raven. Poczuła lekkie ukłucie zazdrości. Była
piękna! Blond włosy idealnie pasowały do błękitu dużych oczu okolonych długimi
rzęsami, delikatnie podkreślonymi maskarą. Idealna figura modelki jeszcze
bardziej onieśmieliła Rudą. Uśmiechnęła się, jednak nie wierzyła, by wyglądało
to szczerze.
James
położył dłoń na jej krzyżu i delikatnie popchnął ją do przodu. Wcale nie miała
ochoty wchodzić do kuchni, ale wiedziała, że jeśli odwróci się i ucieknie, to
zrobi z siebie kompletną idiotkę.
Raven spojrzała na Jamesa a na jej ustach
pojawił się absurdalnie szeroki uśmiech.
- Witaj
jubilacie! Wszystkiego najlepszego! – Rozłożyła szeroko ramiona, czekając aż
James podejdzie i ją przytuli. Nie czekała długo.
Gdy James
obszedł Lily i objął przyjaciółkę, Ruda poczuła jak zalewa ją fala nienawiści
do tej blond seksbombki. Jednak coś tu było nie tak. Nienawiść szybko ustąpiła
miejsca zdumieniu jakie ją ogarnęło, gdy obserwowała tą scenę. Nie działo się
tu nic, co mogłoby świadczyć, że Jamesa i Raven łączyły jakieś intymne
stosunki. Absolutnie żadnych podtekstów erotycznych. NIC!
Rogacz
zmiażdżył drobną dziewczynę w niedźwiedzim uścisku, ona cmoknęła go w policzek,
a później dała sójkę w bok, uśmiechając się szeroko.
- Jak się
czujesz, stary dziadu? – zapytała szczerząc zęby.
- Nie tak
stary jak ty, słonko, ale dziękuję czuję się fantastycznie. Miałem fenomenalną
pobudkę.
- Domyślam
się. – Raven przeniosła wzrok z Jamesa na Lily i posłała jej kolejny słodki
uśmiech. – Może przestaniesz zachowywać się jak cham i przedstawisz mnie tej
ślicznotce za twoimi plecami?
Jeśli do tej
pory Lily myślała, że się czerwieni, to teraz bez wątpienia jej twarz płonęła
żywym ogniem. Czy to jest ta Raven, o którą była taka zazdrosna?!? Och, Boże
dziękuję Ci, że się na nią nie rzuciłam z pazurami!
James
zmitygował się, odstawił Raven na podłogę i jednym krokiem podszedł do Lily.
Chwycił ją za dłoń, tak delikatnie, jakby bał się, że go odtrąci. Nie zrobiła
tego, więc odetchnął z ulgą i pociągnął Ruda w stronę przyjaciółki.
- Lily,
poznaj proszę Raven, moją… - zamilkł, bo nie wiedział jak ma ją przedstawić.
Nie mógł niczego wyczytać z twarzy ukochanej. Niczego prócz to, że była
kompletnie zszokowana.
- Może
powinieneś powiedzieć tak, - Raven sama postanowiła się przedstawić – mój
największy wrzód na dupie, który nie potrafi przeżyć tygodnia, bez ładowania
się w kłopoty. Tak, to ja jestem ta szalona Raven, która porwała twojego
chłopaka w dniu, gdy opuszczałaś Dolinę Godryka. Miło mi cię poznać i od razu
przepraszam za tamto, błagam nie gniewaj się na mnie.
- Musisz
wiedzieć, że ona strasznie dużo mówi. – Szepnął James do ucha Lily.
Lily
pierwszy raz uśmiechnęła się naprawdę szczerze. Jej wszystkie dotychczasowe
obawy, prysły jak bańka mydlana.
- Mi również
miło cię poznać, Raven. – Lily wyciągnęła dłoń na przywitanie, ale nie
doczekała się odpowiedzi. Zamiast tego przeżyła kolejny szok, gdy dziewczyna
chwyciła ją w ramiona i mocno przytuliła. Lily zachichotała i odwzajemniła
uścisk.
- Bardzo się
cieszę, że przyjechałaś! Wiele o tobie słyszałam i teraz rozumiem, dlaczego
James tak zwariował na twoim punkcie. Jesteś piękna!
Lily po raz
setny tego dnia pokryła się rumieńcem, a przecież nie minęło jeszcze południe.
- Nie
przesadzaj – sapnęła do Raven, jednak jej ego czuło się mile połaskotane.
- Przecież
ci mówiłem. – Warknął James oburzony, że przyjaciółka nie wierzyła mu na słowo.
Wyrwał Lily z objęć Raven – Zostaw ją wreszcie, bo się udusi!
Ogólną
wesołość przerwał dźwięk dzwonka dochodzący z holu.
-
Spodziewamy się jeszcze kogoś? – Mary, uniosła brwi ze zdziwienia.
- Zaraz się
okaże. – Syriusz przecisnął się pomiędzy Lily a Raven i wyszedł z kuchni. Po
chwili usłyszeli wesołe krzyki i entuzjastyczne powitania.
Gdy James
wychylił głowę, w jego oczach rozbłysły wesołe iskierki.
- Remus!
Peter! – Zawołał, rzucając się na spotkanie przyjaciołom.
Kiedy nowi
goście dotarli wreszcie do kuchni, Mary Potter, także rzuciła się na nich
niczym matka – kwota.
- Chłopcy!
Jak wy urośliście! – objęła każdego z osobna i ucałowała w oba policzki.
- Witaj
Mary! – Przywitał się Remus ogarniając wzrokiem cała kuchnię. – Lily?!? O rany,
jesteś ostatnią osobą, którą spodziewałem się tu zobaczyć 0 zaśmiał się
obejmując ją delikatnie.
- Ja też tu
jestem! – zaprotestowała Dorcas witając się z Lunatykiem.
Chłopak
przeszedł dalej, by powitać resztę domowników i nagle stanął jak wryty na widok
niebieskookiej blondynki.
Lily
przyglądała się tej scenie z niemałym zaskoczeniem. Remus – opoka spokoju,
zawsze opanowany i zrównoważony, tym razem wydawał się zbity z tropu.
- Raven? –
podszedł bliżej, wciąż z fascynacją przyglądając się dziewczynie.
- We własnej
osobie, Remusie. – Uśmiechnęła się a jej policzki pokryły się ledwie
dostrzegalnym rumieńcem. – Dawno się nie widzieliśmy.
- Będzie ze
trzy lata. – Remus odzyskał spokój, lecz zamiast objąć dziewczynę, jak to
zrobił z dwiema poprzednimi, ukłonił się tylko grzecznie. – Zmieniłaś się,
ledwie cię poznaję…
Chciał dodać
coś jeszcze, ale zjawił się Pater, który nie miał oporów, przed wyściskaniem
Raven. Remus odszedł na bok i nie zamienił z Raven ani słowa więcej, jednak
jego zwykle blada twarz, wydawała się być nienaturalnie zaróżowiona.
- Dobrze
kochani – Mary przekrzyczała gwar wesołych rozmów – porozmawiajcie w ogrodzie,
a ja przygotuję obiad.
Wciąż się śmiejąc i wesoło gawędząc,
wyszli na zalane słońcem podwórze. Powietrze przesycone zapachem kwitnących
róż, odurzało przyjemnie. Lily rozsiadła się wygodnie w wiklinowym fotelu
nieopodal Raven. Miała ochotę bliżej poznać tę dziewczynę. Nie było mowy o
dyskretnej rozmowie, więc postanowiła zacząć niewinnie.
- Mam
nadzieję, że wszystko dobrze się u ciebie skończyło. Syriusz wspominał, że
miałaś jakieś kłopoty.
- Ach, ten
Syriusz – Raven uśmiechnęła się z politowaniem i pokręciła głową – Oczywiście
jak zawsze musi wtykać nochal w nie swoje sprawy.
- No wybacz,
ale leczenie późniejszego kaca, było już moją sprawą. – Oburzył się Syriusz.
- Widzisz i
jeszcze bezczelnie podsłuchuje! – Zaśmiała się Raven, pokazując Blackowi język.
– A tak na poważnie, Lily dziękuję za troskę, Czuję się zdecydowanie lepiej.
- Co nie
zmienia faktu, że jeśli nie przestaniesz źle lokować swoich uczuć, w niedługim
czasie znów będziemy musieli się upijać – James wyszczerzył zęby siadając na
poręczy fotela Lily. – Tylko pamiętaj, że za tydzień wyjeżdżamy i nie będzie
nas aż do zimy.
- Czy to
moja wina, że przyciągam samych patałachów? – Skrzywiła się.
- TAK to
zdecydowanie twoja wina! – James oskarżycielsko wytknął ją palcem. – Spójrz ilu
masz dookoła porządnych facetów! Peter, Remus, a ty uganiasz się, za jakimiś
burakami na wsi u babci!
- Mnie w to
nie mieszaj! Ja wciąż oficjalnie jestem związany z Julią – Peter zaprotestował
głośno.
Lily ukradkiem zerknęła na Remusa, nie
odezwał się ani słowem ale jego twarz przybrała kolor dojrzałej wiśni. Na
szczęście niezręczną ciszę przerwał Syriusz sadowiąc się Raven na kolanach.
- James ma
racje, zamiast szukać na drugim końcu Anglii rozejrzyj się dookoła. Ja wciąż
czekam na jakiś znak od ciebie. – Objął ją za szyję i cmoknął w policzek, nie
zważając na grymas niezadowolenia na twarzy dziewczyny.
- Złaź z
niej, bo za chwilę połamię ci nos! – Warknął James.
- Widzicie
dziewczyny, mam zakaz zbliżania się do tej ślicznotki – Syriusz wyszczerzył
zęby.
- Dlaczego
wcale mnie to nie dziwi. – Zaśmiała się Dorcas.
Lily po
minie Syriusza wywnioskowała, że szybkimi krokami zbliża się awantura.
Rozejrzała się dookoła szukając w kimś pomocy, ale nikt nie kwapił się do
pokojowego rozwiązania konfliktu.
- Peter! –
Zawołała przypominając sobie słowa Glizdogona. – Co miałeś na myśli mówiąc, że
oficjalnie wciąż jesteś z Julią? A nieoficjalnie? Coś się stało?
Oczy
wszystkich spoczęły nagle na Peterze, który dziwnie zapadł się w fotelu.
- Nie
odezwała się do mnie przez całe wakacje – bąknął ledwie słyszalnie – miała
wyjechać z rodzicami do Egiptu, ale tam przecież też latają sowy.
- Może nie
ma czasu napisać – powiedziała pocieszająco Dorcas.
- Może.
- Wszystkie
kobiety są takie same! Jak mają interes to są milutkie, a później mają nas w
dupie! – zawołał buńczucznie Syriusz.
- Ty podły
chamie! – warknęła Raven, zrzucając go ze swoich kolan. – Zabierz go James, bo
za chwilę ja mu połamię ten wstrętny kinol!!!
Syriusz, dla
własnego bezpieczeństwa sam oddalił się od Raven.
- Wiecie co?
Ta rozmowa zaczyna schodzić na złe tory. – James wstał i pociągnął Lily za
rękę. – Jak chcecie to możecie się tu pozabijać, ale ja nie mam ochoty w tym
uczestniczyć. Chodź Lily, sprawdzimy jak ciepła jest woda w jeziorze.
- Jestem za!
– Uśmiechnęła się i ruszyła za nim, wąską ścieżką prowadzącą nad jezioro.
Niestety nie długo cieszyli się samotnością.
Reszta przyjaciół dość szybko rozwiązała swoje problemy i dołączyli do nich.
Godzinę
później, przemoknięci, ale bardzo szczęśliwi, wrócili na obiad do domu
Potterów. Popołudnie i wieczór upłynęły w wesołej i miłej atmosferze a
wieczorne pożegnanie tez nie było tak smutne jak poprzednim razem. Wszak
pozostał już tylko tydzień wakacji, a później znów wszyscy razem zamieszkają w
Hogwarcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz