piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 3

         Syriusz łakomie wepchnął sobie do ust całą maślaną bułeczkę, szóstą już z kolei, i spojrzał na przyjaciela z niedowierzaniem. Opowieść Jamesa była nieprawdopodobna od samego początku. Nie mógł przestać się dziwić, że Ruda w ogóle pojawiła się nad jeziorem, druga część opowieści – ta o pocałunku była jeszcze mniej wiarygodna. 
Był pewien, że przyjaciel robi go w konia do momentu, aż James dobrnął do końca opowieści. Tak, ta część brzmiała zdecydowanie możliwie, wiedział, że Ruda była zdolna do takich rzeczy.
-  Idiotka – skwitował, przełykając bułeczkę.
- Ja mam inne zdanie na ten temat – wtrącił Remus, który do tej pory przysłuchiwał się w milczeniu – nie patrzcie tak na mnie, spróbujcie postawić się na jej miejscu. James, jesteś napuszonym pajacem – uśmiechnął się przepraszająco – nie, nie zaprzeczaj! Wiesz, że to prawda! Zastanów się co Lily miała sobie pomyśleć, gdy zobaczyła twój uśmiech?
- Och! A co biedna miała sobie pomyśleć? – zapytał ironicznie Syriusz - Może to, że jest po prostu szczęśliwy!
- Prędzej, że wreszcie udało mu się dopiąć swego i może odhaczyć ją na swojej liście zdobytych trofeów.
- Przestań, Remus! Sam nie wierzysz w to, co mówisz! Lista rzeczy, o których mogła wtedy pomyśleć jest bardzo długa a to, o czym akurat pomyślała powinno być na samym jej końcu.
- James, dziewczyny myślą zupełnie inaczej niż my i to co u nas jest na końcu listy, u nich zazwyczaj znajduje się właśnie na pierwszym – Remus uśmiechnął się – myślę, że powinieneś z nią porozmawiać, wytłumaczyć, że źle cię zrozumiała. Przeproś ją…
- Ty już lepiej przestań myśleć, bo zaczynasz gadać jak ta ruda wariatka! – warknął James – Nie mam za co jej przepraszać!
- No to co zamierzasz?
- Nic! Kompletnie nic! To jak się zachowała świadczy tylko o tym, że niepotrzebnie zawracałem sobie nią głowę. Koniec z tym!
- Nie wierzę – Peter pokręcił głową – gadasz tak, bo jesteś wściekły, za kilka dni ci przejdzie i znów będziesz za nią latał!
- Idzie tu, razem z Dorcas – szepnął Lupin, widząc zbliżające się dziewczyny.
- W takim razie ja znikam – James szybko wstał, i zarzucił torbę na ramię, pospiesznie opuścił wielką salę, nie obdarzając Lily ani jednym spojrzeniem.
Dziewczyny, pogrążone w cichej rozmowie, usiadły naprzeciwko Huncwotów. Obie wyglądały jakby zarwały noc. Wciąż szeptały do siebie nie zwracając uwagi na otaczających je ludzi.
- Brawo Evans! Dałaś niezły popis. – zakpił Syriusz, zwracając na siebie uwagę Rudej.
- Nie wiem, o czym mówisz Black – warknęła, nie patrząc mu w oczy, i pospiesznie zabrała się do nakładania kiełbasek na talerz. Właśnie tego się obawiała, teraz drwił z niej Syriusz, do obiadu będzie z niej drwiła cała szkoła!
- Doskonale wiesz o czym mówię! I powiem ci, że jesteś nieźle szurnięta Evans. Spadam stąd. Idziesz Lunatyku?
- Dogonię cię. – Remus, kiwnął na przyjaciela nie ruszając się z miejsca.
- Jak chcesz – Syriusz wzruszył ramionami i wyszedł z Sali.
Remus z zatroskaniem spojrzał na Lily. Wyglądała okropnie, miała podkrążone, zaczerwienione od płaczu oczy i była roztrzęsiona. Pomimo, że po części zgadzał się z Jamesem, zrobiło mu się, żal dziewczyny. Bardzo ją lubił i nie chciał żeby dłużej się męczyła.
- Lily?
- Co?!? – warknęła, jednak gdy spojrzała na minę Remusa zrozumiała, że zareagowała zbyt ostro – Też chcesz mi powiedzieć, że dałam niezły popis? – dodała nieco łagodniej.
- Nie, uważam tylko, że źle zrozumiałaś Jamesa, i możesz być spokojna, on nie ma zamiaru rozgłaszać o tym co się wczoraj wydarzyło. Pomyliłaś się oceniając go w ten sposób. 
Nie naśmiewał się z ciebie, nie potraktował cię jak zdobycz, po prostu był szczęśliwy. 
Wierz mi, znam go jak własną kieszeń i wiem, że pomimo tego, że jest palantem, też ma uczucia. Nie chciał cię skrzywdzić. Cieszył się, że wreszcie zdobył twoje zaufanie. Wierz mi James jest dziś w równie podłym nastroju co ty. – uśmiechnął się życzliwie i wstał. – Do zobaczenia na zaklęciach.
- Dziękuję Remus – wyszeptała czując, że znów zbiera jej się na płacz.
- Do usług – rzucił przez ramię i odszedł.
     Dorcas obserwowała jak Lupin opuszcza salę. Jej przypuszczenia się sprawdziły. Od kiedy Lily opowiedziała jej co się stało nad jeziorem, nie chciało jej się wierzyć żeby, Potter zachował się aż tak podle. Teraz Remus upewnił ją, że miała racje. Jednak przyjaźń zobowiązywała ją, by stać po stronie przyjaciółki i nie miała sumienia wytykać jej, że źle postąpiła.
-   Lily, myślę, że Remus mówi prawdę – powiedziała ostrożnie – nie ma powodów by kłamać.
- To się okaże przy obiedzie – nie chciała przyznać się przed Dorcas, że czuje się jak skończona idiotka, jej duma nie pozwalała na to. Zrozumiała, że popełniła błąd i uszy zapłonęły jej ze wstydu. Cieszyła się, że postanowiła zostawić rozpuszczone włosy. Miała straszne wyrzuty sumienia, ale nie miała dość odwagi by przeprosić Pottera.
-   Porozmawiasz  z nim?
- Oczywiście, że nie! To że nie rozgadał jeszcze całej szkole, nie znaczy, że przestał być dupkiem. Koniec tematu! Jedz i idziemy na lekcje.
-  Głupi uparciuch – wyszeptała Dorcas tak cicho, by Lily nie zdołała jej usłyszeć.


   Ani w czasie obiadu, ani podczas kolacji, a także w ciągu następnego tygodnia, nikt nie wyśmiewał, ani nie wytykał Lily palcami. Potwierdziło to zapewnienia Remusa, James nie wygadał się przed nikim, prócz swoich przyjaciół, którzy także milczeli. Mimo to jej relacje z Jamesem wcale się nie poprawiły. Oczywiście nadal był złośliwym i nadętym Potterem jakiego znała od 6 lat. Wciąż głupio rechotał i dogryzał innym uczniom, jednak z tą różnicą, że nie jej! 
W ogóle jej nie zauważał, ba! Zachowywał się jakby nie istniała. Obraził się na amen. Swoim zachowaniem sprawiał, że Lily miała gigantyczne wyrzuty sumienia. 
Było jej naprawdę przykro, w dodatku na samo wspomnienie wydarzeń znad jeziora robiła się czerwona jak piwonia, a serce wpadało w dziki galop. W piątek, już zaczęła zastanawiać się, czy aby jednak nie przeprosić Pottera, jednak w sobotnie popołudnie wydarzyło się coś co sprawiło, że na pewien czas zupełnie zapomniała o Jamesie Potterze.


- To nie jest normalne, że sobotnie popołudnie spędzamy w bibliotece, Lily – kolana Dorcas ugięły się pod ciężarem ksiąg, które trzymała.
Lily stała na metalowej drabince i wyszukiwała kolejne tytuły, które były im potrzebne do napisania wypracowania z zielarstwa.
- Gdybyśmy napisały to w czwartek, tak jak ci mówiłam, nie musiałybyśmy tu dzisiaj siedzieć – odgryzła się Ruda – zajmij już stolik, znajdę tylko jeszcze jedną książkę, i możemy zaczynać.
   Zeszła z drabinki i podeszła do innego regału, odnalazła kolejną, której szukała i zdjęła ją z półki. Otworzyła spis treści szukając rozdziału o magicznych właściwościach grzybów, po chwili zaczęła kartkować książkę. Czytając, powoli ruszyła w stronę stolika, przy którym siedziała znużona Dorcas. Nagle potknęła się o zagięty róg dywanu, nie zdążyła nawet krzyknąć, bo runęła na podłogę, boleśnie obijając sobie kolana.
- Cholera jasna! – zaklęła, krzywiąc się z bólu – Co za idiota rozkłada dywan w bibliotece!
-   Raczej idiotka, sądzę, że to pomysł pani Pience. – odpowiedział jej rozbawiony baryton – Cześć! – chłopak wyciągnął rękę by pomóc jej wstać.
   Spojrzała na niego zaskoczona i podała mu dłoń. Był wysoki i pięknie umięśniony, blond włosy i niebieskie oczy, ślicznie komponowały się ze śniadą cerą. Gdy wstała, musiała zadrzeć głowę do góry, był od niej sporo wyższy. I piekielnie przystojny!
Nie wiedziała jak miał na imię, ale pamiętała, że był z Ravenclawu o rok wyżej niż ona. Nie mogła sobie tylko przypomnieć, skąd to wszystko wie. Gdzieś już się spotkali, i rozmawiali ze sobą, ale to było dawno, zbyt dawno temu.
-    Jesteś Lily prawda? Lily Evans z Gryffindoru – odezwał się, nie wypuszczając jej dłoni.
-  Zgadza się, a ty jesteś z Ravenclawu i nazywasz się… - westchnęła, i uśmiechnęła się przepraszająco, bo nie wiedziała kim jest ten młody Bóg.
-   Colin Gordon – zaśmiał się – pozwól, że ci pomogę – zabrał książkę z rąk Lily i wolno ruszyli do stolika.
-    Bardzo cię przepraszam Colin, ale nie mogę sobie przypomnieć, gdzie się poznaliśmy.
-    Na przyjęciu bożonarodzeniowym u Slughorna, dwa lata temu – odpowiedział bez zająknięcia – stary Ślimak, przedstawił nas sobie jednak nie mieliśmy okazji dłużej porozmawiać.
-    Tak pamiętam! – Lily doznała olśnienia, przypomniała sobie także dlaczego nie mogli wówczas rozmawiać.
Powodem była długonoga, czarnowłosa krukonka, która była dziewczyną Colina. Piekielnie zazdrosna, to właśnie przez nią nie mogli porozmawiać, także na innych przyjęciach organizowanych przez Slughorna. Rok temu Lily przestała chodzić na te imprezy, więc nie mieli okazji się więcej widywać.
-  Jak się miewa twoja… przyjaciółka? – zapytała bez entuzjazmu.
-  Gloria? Rozstaliśmy się krótko przed tym, jak skończyła szkołę.
-  Skończyła?
-  Tak, w zeszłym roku.
-  Rozumiem – uśmiechnęła się usatysfakcjonowana tą odpowiedzią.
Doszli do stolika, przy którym siedziała Dorcas, i wpatrywała się w Lily pytająco. 
Jednak przyjaciółka nie zwracała na nią uwagi, wpatrując się cielęcym wzrokiem w chłopaka. 
To on odezwał się pierwszy, grzecznie przedstawił i zaoferował pomoc w pisaniu wypracowania.
   Dorcas zachowała się jak na prawdziwą przyjaciółkę przystało i po 20 minutach wspólnej nauki przypomniała sobie, że umówiła się z koleżanką, po czym szybko ulotniła się z biblioteki.
Lily i Colin pozostali sami i choć już dawno skończyli swoje wypracowania, siedzieli tak długo, aż Pani Pince nie wygoniła ich na kolacje. 
Cały czas rozmawiali i ani przez chwilę nie zapadła krępująca cisza, Lily była mile zaskoczona, że tak wiele łączyło się z tym Krukonem. Gdy skończyli omawiać co robili od czasu ostatniego spotkania, przeszli na tematy szkolne, gdy doszli do wielkiej sali kończyli właśnie obgadywać panią Pomfrey – szkolną pielęgniarkę.
-   Bardzo się cieszę, że wpadliśmy dziś na siebie w bibliotece, Lily – powiedział odprowadzając ją do stołu gryfonów.
-   Ja też się cieszę, choć nie ukrywam, że wolałabym gdyby odbyło się to w jakiś mniej żenujący sposób. – zaśmiali się jednocześnie.
- Sama pomyśl, gdybyś się nie wywróciła pewnie zwyczajnie byśmy się minęli a tak poznaliśmy się na nowo. Ale pozwól, ze wynagrodzę ci ten jak to nazwałaś, żenujący incydent. Może jutro w Hogsmeade. Miałabyś ochotę pójść tam ze mną?
- Z chęcią – uśmiechnęła się nieśmiało.
- Świetnie, spotkajmy się zatem o 16 przed wielką salą. Do zobaczenia Lily. Cześć Dorcas – pomachał im na pożegnanie i odszedł.
Dorcas pociągnęła Lily za rękaw i prosiła, błagała wręcz swą współlokatorkę o wszystkie szczegóły i opis tego co działo się po jej wyjściu z biblioteki. Ruda jednak nie słuchała przyjaciółki. Była tak oszołomiona, ze nie mogła się skupić na paplaniu dziewczyny. 
Nie mogła uwierzyć, właśnie umówiła się z najprzystojniejszym Krukonem w szkole!
- Lily! – Krzyknęła Dorcas, by sprowadzić ją na ziemię.
- Zaprosił mnie jutro do Hogsmeade – wyszeptała wciąż nie wierząc w to, co się wydarzyło.
-  No, no, brawo Lily. Jak tak ma się kończyć pisanie wypracowań, to chyba polubię bibliotekę – zaśmiała się – Opowiesz mi wszystko w dormitorium, a teraz cicho sza bo zbliża się Potter i Spółka.
Ostatnie zdanie natychmiast sprawiło, że Lily przestała bujać w obłokach. Nie chciała, żeby ktoś dowiedział się o jej spotkaniu z Colinem, a przynajmniej nie teraz, kiedy sama nie wiedziała co z tego wyniknie.
  Huncwoci, usiedli naprzeciwko dziewcząt, wciąż głośno rozmawiając. James dalej nie zwracał uwagi na Lily, choć gdy nie patrzyła rzucał jej ukradkowe spojrzenia. Przestał się już gniewać ale nie zamierzał jej tego mówić. Domyślał się, że dziewczyna ma wyrzuty sumienia więc postanowił, że poczeka aż sama do niego podejdzie i go przeprosi.
Tymczasem doszli z Syriuszem do wniosku, że w szkole zdecydowanie zbyt mało się dzieje i postanowili, że nadszedł czas na zorganizowanie balangi w wieży Gryffindoru. Początkowo Remus sprzeciwiał się, jednak po pewnym czasie dał się namówić. Teraz pozostało im tylko powiadomić o tym pozostałych gryfonów.
- Dziewczyny, organizujemy małą imprezkę w przyszłą sobotę, czujcie się zaproszone – Syriusz puścił oko do Dorcas, dziewczyna spąsowiała.
- Wasze imprezki nigdy nie są małe, – skwitowała Lily – czy obecność jest obowiązkowa?
- Oczywiście! Nie wyobrażam sobie tej balangi bez ciebie Evans – Syriusz zrobił poważną minę, ale zdradzały go drgające kąciki ust – jeśli czujesz się samotna, możesz zaprosić koleżanki z innych domów. Impreza jest otwarta dla gości.
- Nie martw się, Lily na pewno nie będzie samotna – wypaliła Dorcas. Ruda posłała jej sójkę w bok, i dziewczyna natychmiast zamilkła. 
Chłopcy spojrzeli po sobie, ale żaden się nie odezwał. James jednak długo zastanawiał się co takiego Dorcas miała na myśli. Odpowiedź na jego ciekawość przyszła zdecydowanie zbyt szybko, bo już nazajutrz po południu.
      Przed imprezą musieli zgromadzić spory zapas kremowego piwa i ognistej whisky. Ognisty trunek bez większych przeszkód, zakupili w Gospodzie pod Świńskim Łbem w Hogsmeade. O kremowe piwo woleli się wybrać do mniej obskurnej knajpki – Trzech Mioteł. 
Całą czwórką wpakowali się do przytulnej izby. Wystrój zdecydowanie różnił się od tego, w Gospodzie pod Świńskim Łbem. Podstawowa różnica, jaka rzucała się w oczy to ta, że tu w Trzech Miotłach było czysto. W oknach wisiały ładne, bordowe zasłonki, a ściany, pokryte ciemną boazerią, zdobiły obrazy o kwiatowych motywach. Chłopcy zdecydowanie bardziej woleli spędzać weekendowe popołudnia tutaj, niż pod Świńskim Łbem, gdzie było brudno, śmierdziało rozkładem, a klientela odwiedzająca bar, budziła grozę. Poza tym, Trzy Miotły miały jeszcze jedną przewagę – śliczną, jasnowłosą, Kate stojącą za barem. O tak, na Kate zdecydowanie milej było popatrzeć, niż na garbatego i wiecznie zalanego Garrita – barmana spod Świńskiego Łba.
Podeszli do baru, gdzie serdecznym uśmiechem przywitała ich Kate.
- Witajcie! Co podać?
- Poprosimy o skrzynkę kremowego piwa – James wysypał na blat, garść złotych monet.
-   Zamierzacie to tutaj wypić?! – zapytała lekko przestraszona.
- To na nasze przyjęcie – wyjaśnił grzecznie Remus – to bezalkoholowy trunek, więc możemy go nabyć w każdych ilościach, prawda?
- Oczywiście, nie ma problemu, za chwilę przyniosę z zaplecza – wciąż zaskoczona Kate, odwróciła się na pięcie i zniknęła za drzwiami.
    Syriusz dyskretnie rozejrzał się po izbie, by sprawdzić czy nikt ich nie obserwuje, planowali bowiem nie informować profesor McGonagall o balandze. Nie dostrzegł żadnych nauczycieli, jednak ktoś inny zwrócił jego uwagę.
- James nie wiem czy cię to zainteresuje… - zaczął niepewnie – ...przy stoliku pod oknem siedzi Evans.
-  Absolutnie mnie to nie interesuje – rzucił Potter nie odwracając się.
- Bardzo się cieszę, zwłaszcza, że towarzyszy jej Gordon, ten krukon z siódmej klasy – dorzucił szybko, mając nadzieję, że przyjaciel go nie dosłyszy.
Remus kaszlnął, lecz zabrzmiało to bardziej jak ‘idiota’ niż zwyczajne kaszlnięcie. 
-  Z kim?!? – James drgnął nerwowo, ale wciąż wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknęła barmanka.
- To Colin Gordon, siódmoklasista z Ravenclawu – wyjaśnił spokojnie Remus – chyba miło im się rozmawia, a tobie nic do tego prawda James?
- Oczywiście, nic mnie to nie obchodzi – wycedził przez zaciśnięte zęby, uszy mu poczerwieniały – byłem tylko ciekaw, bo jakoś go nie kojarzę.
- Na pewno skojarzysz, gdy się odwrócisz – wtrącił Syriusz, za co zarobił od Remusa sójkę w bok.
   James dyskretnie odwrócił głowę, by zerknąć na stolik, stojący pod oknem. Najpierw zwrócił uwagę na nią, siedziała pochylona, i skupiona słuchała opowieści swojego towarzysza. 
Po chwili wybuchnęła głośnym, serdecznym śmiechem, i położyła dłoń na jego ramieniu. Ciężko mu było oderwać wzrok od Lily, wyglądała pięknie.
Skupił się jednak na chłopaku, i od razu go sobie przypomniał. Imię i nazwisko, wciąż niewiele mu mówiło, ale tę twarz zapamiętał do końca życia. Ciężko byłoby, ją zapomnieć wszak, to ów krukon spuścił im niezłe manto, gdy byli w drugiej klasie. Razem z Syriuszem, chcieli zrobić jakiegoś psikusa pierwszorocznej dziewczynie z Ravenclawu . Właśnie wtedy dopadł ich Colin, był rok starszy i bardziej doświadczony, nie mieli szans wygrać w tamtym pojedynku. James przez dwa dni, chodził po zamku z zajęczymi zębami, a Syriusz w prezencie dostał ośli ogon. To było największe upokorzenie, jakie spotkało ich w ciągu tych 6 lat w Hogwarcie. Wiedzieli, że Gordon, to mocny przeciwnik, więc dla własnej wygody postanowili się nie mścić, i nie wchodzić mu w drogę. Czasem, mijali się na korytarzach szkolnych jednak, nie próbowali się nigdy z nim zaprzyjaźnić.
- No tak, masz rację ciężko byłoby zapomnieć, Colina Gordona – uśmiechnął się podle – zastanawiam się tylko, co on robi z Rudą przy jednym stoliku.
- Rozmawiają, i jak już ci to raz powiedziałem, nic ci do tego – ostrzegł go Remus – przyjaźnią się.
- Mam to gdzieś – udał obojętność, odwracając się w stronę baru – Czy dobrze pamiętam, że powiedziałeś dziewczynom, że mogą zapraszać tylko koleżanki? – zapytał szeptem Syriusza.
- Wiesz przyjacielu, jakby ci to powiedzieć… pozwoliłem zapraszać koleżanki, ale nie zabroniłem zapraszać kolegów – Black spojrzał przepraszająco na Jamesa.
Chłopak westchnął zrezygnowany, gdy drzwi od zaplecza otworzyły się, i Kate postawiła na ladzie skrzynkę z przykurzonymi butelkami kremowego piwa.
- Bardzo proszę chłopcy, wasze zamówienie. Należy się 10 galeonów.
James chwycił za skrzynkę i bez pożegnania opuścił bar. Był bardzo zły. Evans umówiła się z tym gogusiem, bez mrugnięcia okiem, a z nim nie chciała pójść na randkę, choć latał za nią od 5 lat. Ciężko oddychał, i zgrzytał zębami, już prawie biegł w stronę zamku, nie czekając na przyjaciół.
- James zaczekaj!!! – usłyszał za plecami zdyszanego Remusa, ale się nie zatrzymał – James!!!
- Co?!? – warknął stając nagle.
- Ona nie jest twoją własnością, może umawiać się z kim zechce.
- Wiem!!! – krzyknął – I to mnie najbardziej wkurza! Dlaczego umówiła się z nim, a nie ze mną?
- Bo uważa cię za dupka – wyznał szczerze Lupin – i jeśli teraz spróbujesz zepsuć jej przyjaźń z Colinem, staniesz się w jej oczach mega dupkiem.
- Czyli mam stać i się przyglądać?! Może jeszcze życzyć im powodzenia?!
- Po prostu się nie wtrącaj.
James wiedział, że Remus ma rację, ale i tak ciężko, było mu się pogodzić z porażką. 
Nie odzywając się już ani słowem, wrócili do zamku, i ukryli piwo w jednej ze swoich licznych kryjówek.


      Lily już dawno, nie była tak szczęśliwa jak dziś, nie pamiętała kiedy ostatni raz tak dobrze się bawiła. Całe popołudnie spędziła z Colinem w Hogsmeade. 
Aby dojść do wioski, zazwyczaj potrzebowała dwudziestu minut, dziś zajęło im to dwie godziny. Spacerowali nigdzie się nie spiesząc, mieli mnóstwo wspólnych tematów do rozmów. Colin podzielał jej pasję do eliksirów, a także podobnie jak ona uwielbiał zajęcia z obrony przed czarną magią. Opowiedział jej, że po skończeniu szkoły wybiera się do Nowej Zelandii by rozpocząć badania nad nowoodkrytymi eliksirami. Dowiedziała się także, że ojciec Colina od trzech lat przebywał w Norwegii i opiekował się smokami, a mama jest uzdrowicielką. Colin, miał także dwójkę starszego rodzeństwa; brata i siostrę. 
Ona także opowiedziała mu o swojej rodzinie, co było dla niego wyjątkowo interesujące, bo wcześniej nie miał okazji zapoznać się, ze zwyczajami panującymi w rodzinach mugoli. 
Colin okazał się być szalenie szarmancki, zawsze otwierał przed nią drzwi, i kategorycznie zabronił jej zapłacić rachunek, gdy opuszczali Trzy Miotły.
Po powrocie do zamku, odprowadził ją do samej wieży Gryffindoru, bardzo podziękował za wspaniałe popołudnie, i co najważniejsze powiedział, ze muszą to jak najszybciej powtórzyć. Spotkanie zakończył słowami „do zobaczenia jutro w szkole”, po czym nieśmiało pocałował ją w policzek i ruszył w drogę do swojego domu.
Nagle wpadł Lily do głowy fantastyczny pomysł.
- Colin? – zawołała, idąc w jego stronę.
- Słucham Lily?
- Czy masz jakieś plany na przyszłą sobotę?
- Żadnych.
- Chłopcy z naszego domu, urządzają u nas imprezę, pomyślałam, że może miałbyś ochotę przyjść.
- Czy proponujesz mi randkę? 
- Hmm… tak, chyba tak to można nazwać – zaśmiała się a na jej policzkach pojawiły się rumieńce,
- Z wielką przyjemnością, wybiorę się z tobą na tą imprezę - szczerze się ucieszył.
- Cudownie, w takim razie jesteśmy umówieni – podeszła bliżej i stanęła na palcach by cmoknąć go w policzek, jednak Colin odwrócił głowę i pocałował ją w usta. Spłonęła rumieńcem ale nie uciekła.
- Dobranoc Lilyanne – szepnął do jej ucha i odszedł.
Jak na skrzydłach wpadła do pokoju wspólnego, wbiegła po schodach, prowadzących do dormitorium dziewcząt, musiała jak najszybciej opowiedzieć o wszystkim Dorcas.
- Jak tam? Udała się randka Evans? – zatrzymał ją ponury głos. 
Odwróciła się, na kanapie przed kominkiem leżał James Potter, założył ręce za głowę, i wyglądał jakby na kogoś czekał. Wyglądał dość ponuro, jakby był zły, ale próbował ukryć to grymasem, który zapewne miał przypominać uśmiech.
Lily za to, była wyjątkowo radosna, i nie zamierzała zepsuć sobie humoru, wdając się w potyczki słowne z tym ponurakiem.
- Dziękuję, bardzo się udała, ale ty chyba nie najlepiej spędziłeś dzisiejszy dzień. Nie martw się, jutro na pewno będzie lepiej. Dobranoc Potter. – nie dając mu szans na odpowiedź, wbiegła po schodach, i zatrzasnęła głośno drzwi od pokoju.
- Zołza! – mruknął pod nosem, zwlókł się z kanapy, i ruszył w stronę dormitorium chłopców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz