sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 10

 Colin kopniakiem zatrzasnął drzwi swojego dormitorium, nie przerywając namiętnego pocałunku. Nawzajem, ściągając z siebie koszule, rzucili się na łóżko. Dysząc ciężko przerzucił sobie nogę Lily przez biodro i masując pośladki, całował jej szyję. Jego gorące usta powędrowały niżej, na piersi. Delikatnie przygryzł jej sutek, który natychmiast stwardniał. Lily jęknęła, zaciskając dłonie na jego włosach. Dłoń Colina powędrowała na udo, leniwie podciągnął jej spódniczkę, dotarł do złączenia nóg, kciukiem odciągnął białą koronkę majtek i zaczął masować jej kobiecość.
Westchnęła głośno, zaciskając powieki i odrzucając głowę do tyłu. Uniosła biodra, wychodząc mu na spotkanie. 
- Och, Lily. – zamruczał z zadowoleniem, zanurzył w niej jeden palec, była gorąca i wilgotna. Kocim ruchem przekręcił się na bok, szybko ściągnął spodnie i bokserki, położył się na niej i pocałował namiętnie, wdzierając się zachłannie językiem do jej ust. Poczuła na swym brzuchu twarda męskość Colina, jęknęła cicho, całe jej ciało płonęło z pożądania, przekręciła głowę w bok, ułatwiając jego ustom odnalezienie czułego punktu za jej uchem. Czuła się cudownie, ale mimo to jedna, wstrętna myśl nie dawała jej spokoju. Jej podświadomość z niezadowoleniem kręciła głową i cmokała z niesmakiem – jesteś pewna, że to z tym facetem chcesz przeżyć swój pierwszy raz? Lily próbowała ignorować ten cichy głosik w jej głowie – na próżno. Pomimo tego, że było fantastycznie w objęciach Colina, nie potrafiła wyobrazić ich sobie razem w przyszłości za pięć, dziesięć lat. Dlaczego musiała być taką cholerną romantyczką?! Warknęła, poirytowana swoimi rozterkami i przerwała pocałunek. 
- Co się dzieje maleńka? – zapytał, dysząc ciężko, znów przesuwając usta na jej nagie piersi. 
- Colin przestań. – wysapała – przepraszam, nie mogę. 
- Co?!? 
- Przepraszam, ale nie jestem jeszcze gotowa – odpowiedziała, czując potworne wyrzuty sumienia. 
- Teraz mi to mówisz?! – warknął, zsuwając się z niej. 
- Proszę nie złość się, jest cudownie, ty jesteś cudowny! Ale… ja…- głos uwiązł jej w gardle, nie wiedziała jak mu to wytłumaczyć – ja nigdy… boję się iść na całość, jeszcze nie teraz. 
- Rozumiem – uśmiechnął się delikatnie i założył jej za ucho, opadający kosmyk rudych włosów.
– Jesteś dziewicą. 
- T-tak – wyszeptała, czując, że jej twarz płonie. 
- Potrzebujesz czasu to oczywiste, nie martw się, zaczekam tak długo, aż będziesz gotowa – pogłaskał ją po policzku i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. 
- Naprawdę? – ucieszyła się jego wyrozumiałością – Nie jesteś zły? 
- Oczywiście, że nie, skarbie! – uśmiechnął się a w jego oczach zapłonęły wesołe iskierki. Zsunął dłoń do jej kobiecości, cały czas patrząc głęboko w zielone oczy. Powoli, leniwie, wsunął w nią jeden palec i zatoczył nim kółko. Wciągnęła głośno powietrze i zamknęła oczy delektując się tym doznaniem. 
– Na to jesteś gotowa, prawda? – Wysunął palec, by za chwilę znów go zanurzyć, nieco głębiej – Na tyle możemy sobie pozwolić? – zapytał szeptem, całując jej pępek. 
- Och… Colin!!! – krzyknęła, czując się jakby wielki wulkan eksplodował w jej brzuchu – Tak!!!- zarzuciła mu nogę na biodro i nieśmiało, delikatnie chwyciła w dłoń jego męskość i lekko ścisnęła. Westchnął z rozkoszy i jeszcze szybciej zaczął poruszać palcem. Lily czuła się jakby była w raju, szczęśliwa, że Colin nie nalegał, aby poszli na całość. Nie wiedziała jeszcze czy kiedyś mu na to pozwoli i nie chciała teraz o tym myśleć.
              Dni mijały szybko, chłodny listopad zmienił się w mroźny grudzień. Pierwszy śnieg zasypał Hogwart, sprawiając frajdę wszystkim, tylko nie Jamesowi. Jego chytry plan zdobycia Lily jak dotąd się nie sprawdził. Prawdę mówiąc, nie miał nawet okazji wcielić go w życie.
  Laura, oprócz tego, że była gorącą kochanką, okazała się także obsesyjną zazdrośnicą. Krzyczała na niego, gdy tylko spojrzał na jakąś dziewczynę. Na początku bawiło go to, jednak z czasem i on się wściekał, więc zaczęło dochodzić do wielkich awantur, które z kolei – w ramach pojednania – kończyły się dzikim seksem.
   Pomimo to, Laura nie była w stanie, zająć wszystkich jego myśli. Coraz częściej wyłączał się, by nie słuchać jej ciągłego trajkotania bez ładu i składu. Laura może i była niezłą kochanką, ale na pewno nie nadawała się na inteligentną partnerkę do rozmów, w tej kwestii pozostawała zwykłą czternastolatką, na którą James nie miał ochoty.
    Lily kompletnie przestała zwracać na niego uwagę, coraz częściej znikając w wieży Ravenclawu na wiele godzin. Absurdalnie szeroki uśmiech na jej ustach, sprawiał, że czuł się pokonany. Skręcało go ze złości, gdy widział ją w objęciach Gordona, bo wiedział, że musi wreszcie przyznać się przed samym sobą, że przegrał tę wojnę. Jednak, tuż przez samymi świętami, wydarzyło się coś tak niesamowitego, że przywróciło mu to wiarę w to, że jeszcze nie wszystko stracone…
          Szybko przemierzała szkolne korytarze, kierując się do najwyższej wieży Hogwartu. Światło księżyca, wpadające przez maleńkie okienka rozświetlało jej drogę. Było zimno, więc szczelniej okryła się swetrem, który zwędziła z szafy Dorcas.
Randka o północy, z najseksowniejszym i… najporządniejszym chłopakiem w szkole, była warta tego, by trochę pomarznąć. Długo musiała go przekonywać, by nielegalnie opuścił swoje dormitorium i złamał kilka zasad, to nie było w jego stylu. Co prawda, od kiedy pozwoliła mu się do siebie zbliżyć, zmienił się, już nie spędzali wszystkich wieczorów w bibliotece. Ich intymne spotkania bardzo jej się podobały, a Colin tak jak obiecał nie nalegał, aby posunęli się dalej niż mu na to pozwalała.
Od ich „pierwszego razu” sporo czasu spędzali w jego dormitorium i choć była zachwycona tym, co robił z jej ciałem odczuwała pewien niedosyt. Zaczynała denerwować się, kiedy Colin wycofywał się w najbardziej ekscytującym momencie. – Sama mu zabroniłaś iść dalej idiotko! – krzyczała jej podświadomość.
  Lily miała mętlik w głowie. Było jej dobrze z Colinem, ale bała się pozwolić mu na więcej. Gdzieś w głębi serca, wiedziała, że to nie jest ten chłopak. Od jakiegoś czasu, nawet ich śmiałe zabawy zaczynały ją nużyć. Musiała to wreszcie przyznać, ich związek był nudny, a ona… nie kochała Colina, i nie potrafiła wyobrazić ich sobie razem po skończeniu Hogwartu. Wiedziała, że gdy Colin opuści szkołę ich drogi rozejdą się na zawsze. A pomimo tego, wciąż z nim była! - Dlaczego do cholery?! – pytała jej podświadomość. Odpowiedź nie była trudna. Nie chciała zranić Colina… Nie, tak naprawdę była egoistyczną małpą, która bała się samotności i była zazdrosna, że wszyscy otaczający ją ludzie są szczęśliwie zakochani, nawet…
Energicznie potrząsnęła głową, żeby przegonić czarne myśli, Colin zgodził się dziś przyjść do sowiarni, ona też powinna coś dla niego zrobić. Dzisiejszej nocy, wszystko może się zmienić.
  To Dorcas podpowiedziała jej ten szalony plan, zdradziła sekret, gdzie czasami znika z Syriuszem na długie godziny. Lily musiała przyznać, że plan był sprytny. Tu byli bezpieczni, bo komu chciałoby się zaglądać w zimną noc do sowiarni? Tylko takim wariatom jak oni.
Zaczęła wspinać się po kamiennych schodach, coraz bardziej podekscytowana myślą, że robi coś zakazanego. Łamanie szkolnego regulaminu, nigdy nie było tak podniecające jak dziś. Zachichotała, gdy złapała za mosiężną gałkę. Najciszej jak potrafiła wślizgnęła się do środka i zamknęła drzwi.
         W sowiarni panował półmrok, było jeszcze zimniej niż na korytarzu, dlatego że w oknach nie było szyb. Kilka sów spało na wysokich żerdziach pod sufitem, ale większość wybrała się na nocne polowanie. Rozejrzała się i uśmiechnęła. Już był. Siedział na parapecie jednego z okien, ukryty w cieniu i wpatrywał się w dal.
- Cześć! – wyszeptała – Jesteś wcześniej, a bałam się, że nie przyjdziesz.
- Naprawdę?
Zatrzymała się raptownie, bo głos, który do niej przemówił nie należał do Colina. Ale wiedziała, kto do niej mówi, znała go aż za dobrze.
- James?
- Lily – odpowiedział, podchodząc do niej. Jego twarz oświetlił blask księżyca, był równie zaskoczony, co ona.
   Przyglądał się jej z niedowierzaniem, spodziewał się Laury a przyszła Lily! Czyżby grzeczna panna Evans, zaczęła słuchać rad swojej niegrzecznej przyjaciółki i postanowiła wybrać się z panem idealnym na schadzkę o północy? Stłumił w sobie śmiech, by jej nie rozzłościć.
- Co ty tu robisz? – zapytał uśmiechając się lekko.
- Właśnie chciałam zapytać cię o to samo.
- No wiesz, nie mogłem zasnąć i postanowiłem wysłać list do mamy… - wyszczerzył zęby – Jezu, nie patrz tak na mnie! To chyba oczywiste, przyszedłem tu w tym samym celu, co ty. Chyba powinniśmy zrobić jakiś grafik czy coś, jeszcze brakuje tylko Syriusza i Dorcas i już możemy urządzić sobie małą or.. eee imprezkę.
- Nie, Dorcas się tu dziś nie zjawi. – Odpowiedziała, podchodząc do okna i siadając na parapecie – cholera, nie spodziewałam się tu ciebie.
- Doprawdy?! A co ja mam powiedzieć? – zaśmiał się, siadając obok niej. – Wstydź się Lily, taka grzeczna, poukładana dziewczynka, zakrada się w nocy do sowiarni, żeby pogździć się…
- Nie kończ! – przerwała mu drastycznie – Grzeczny się znalazł!
- Nigdy nie twierdziłem, że jestem grzeczny – rzucił z błyskiem w oku.
- Całe szczęście, że nie zastałam cię tu z Laurą, bo chyba bym umarła z zażenowania.
- Taa, i nawzajem! – skrzywił się na samą myśl o Lily i Colinie uprawiających… - A właśnie, jak go namówiłaś?
- Sama nie wiem, - wzruszyła ramionami – to był dość długi i żmudny proces.
- Już myślałem, że użyłaś szantażu albo zaklęcia.
- Nie przeginaj Potter! Ja nie obrażam twojej dziewczyny.
- Przepraszam, nie chciałem… Jezu, Lily, ale to przecież szczera prawda!
- Co?
- Colin to straszny dupek!
- On nie jest dupkiem!!!
- Ale jest nudnym, nadętym, pompatycznym gnojkiem – spojrzał na nią, zmarszczyła brwi i zacisnęła usta, ale się nie odezwała – Milczeniem nie zaprzeczasz, Lily – parsknął.
- Odwal się! Jestem szczęśliwa, Colin… - urwała, bo nie wiedziała, co tak naprawdę chciała powiedzieć, postanowiła zmienić front – A ty, co!!! Masz lepiej z tą małą?!? – zaatakowała.
Zamyślił się i przestał uśmiechać. Westchnął głęboko i spojrzał na nią z powagą.
- Ja? Mam wszystko! Jej miłość, dobry seks, czego chcieć więcej?
Wzruszyła ramionami, bo znów nie wiedziała, co odpowiedzieć. Miał rację, Laura szalała za nim, kochała go, bez względu na to czy odwzajemniał jej uczucia. Dobry seks – no tak, najważniejsza sprawa dla każdego faceta. No cóż, czego mógł jeszcze chcieć? Miał wszystko!
- Nie mam ciebie. – powiedział cicho, jakby czytał w jej myślach – nawet na krótką chwilę, na jedno spojrzenie! Tęsknię, choć sam nie wiem, za czym, bo przecież nigdy nie pozwoliłaś mi się do siebie zbliżyć. – zamknął oczy i oparł głowę o chłodną ścianę.
  Lily, zszokowana jego wyznaniem, nie mogła wydobyć z siebie ani słowa. Przecież przestał zawracać jej głowę, myślała, że odpuścił!
Nagle James zaśmiał się cicho, nie był to jednak serdeczny śmiech, tylko rozpaczliwy rechot. Spojrzała na niego zdziwiona, jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć, ale oczy… było w nich tyle żalu i bólu, że aż jej ciarki przebiegły po plecach.
- James…
- Każde z nas w innym związku, bo tak niby jest lepiej – przerwał jej – myślisz, że to miłość? Bo ja nie mam pojęcia, nic nie mogę… tracę grunt pod nogami i wariuję w tym wszystkim. Mówię, że mam wszystko, ale chyba nie mam nic. – przysunął się do niej bliżej i chwycił jej twarz w obie dłonie – Udaję, że wszystko jest w porządku, ale tak naprawdę jestem w czarnej dupie i nie wiem, co robić. Za każdym razem, gdy widzę jak on cię obejmuje, całuje… serce mi pęka i mam ochotę urwać mu łeb! Bo nie mogę znieść, że to on a nie ja!
- A-ale Laura… - wykrztusiła z siebie, oniemiała jego słowami. Serce tłukło się w jej piersi jak ptak zamknięty w za małej klatce.
- Laura… - zaśmiał się paskudnie – mała, głupiutka, niewyżyta seksualnie dziewczynka, której mózg jest chyba mniejszy od orzecha włoskiego. To ciebie kocham!!! I nie jestem w stanie wytłumaczyć tego w żaden rozsądny sposób.
Zamilkł na chwilę, czekając na jej reakcję. Świdrował ją swoimi ciemnymi oczami, a ona wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana.
 To Colin powinien jej mówić takie rzeczy, a ona powinna czuć się tak jak w tej chwili w objęciach Colina. Tak jednak nie było. To James jej zdradzał swoje sekrety, wyznawał jej miłość! A w niej wrzała krew, włoski na karku stanęły dęba, w okolicy pępka, poczuła rozlewającą się falę gorąca, w głowie wirowało jej, jakby siedziała na wielkiej karuzeli. Słodki Jezu, jak ja go pragnę!!! – przyznała wreszcie to, czego nie dopuszczała do siebie od bardzo dawna. W tej chwili marzyła tylko o tym, by wziął ją w ramiona i całował jak wtedy nad jeziorem, przed kominkiem… Jej oddech przyspieszył, na twarz wpłynęły rumieńce. Bezwiednie rozchyliła usta i bezwiednie położyła mu dłonie na piersi.
Znów, jakby czytał jej myśli. Przyciągnął ją mocno do siebie i zachłannie wpił się wargami w jej usta. Całował ją tak żarliwie, jakby to miała być ostatnia rzecz, którą robił w swoim życiu. Jęknął tęsknie i oderwał się od jej ust. Spojrzał na nią z taką czułością, że serce przestało jej na chwilę bić. Chwycił w palce kosmyk rudych włosów i przez chwilę delektował się ich zapachem. Lily z wielkim trudem próbowała sobie przypomnieć, na czym polega oddychanie.
- Będę walczył o ciebie, dopóki mnie nie pokochasz. – Wyszeptał i znów zatracił się w namiętnym pocałunku.
Ich języki splotły się w dzikim tańcu, oddechy połączyły się w jeden. To był najdzikszy, najbardziej namiętny, tęskny i zdumiewający pocałunek w życiu Lily, modliła się, aby trwał wiecznie. Znów zakręciło jej się w głowie, kolejny raz zapomniała o oddychaniu.
Na ziemię sprowadził ich odgłos ciężkich butów wchodzących na górę po schodach. Momentalnie odskoczyli od siebie, dysząc głośno. To na pewno był Colin! Drżącymi rękami, Lily próbowała doprowadzić swoje włosy do ładu.
Gdy drzwi cicho skrzypnęły, James bezgłośnie zeskoczył z parapetu i niedbale oparł się o ścianę obok okna. Lily była pod wrażeniem jak szybko się opanował, zdradzał go tylko przyspieszony oddech, i tak niedostrzegalny z tej odległości przez Colina. Sama była roztrzęsiona i czuła się jakby ktoś wyrył na jej czole ogromny napis „WINNA”.
Colin zamknął za sobą drzwi i spojrzał w okno, na którym siedziała.
- Lily – szepnął czule, podchodząc bliżej. Dopiero teraz dostrzegł stojącego obok Jamesa. Zmarszczył brwi i analizował coś przez chwilę, po czym na jego ustach pojawił się złośliwy uśmieszek. – Witaj Potter, teraz rozumiem, dokąd próbowała wykraść się Laura. Muszę cię rozczarować, wróciła do swojego dormitorium i na pewno się tu nie pojawi.
- Wielka szkoda, zrobilibyśmy sobie mały wieczorek zapoznawczy – odpowiedział Rogacz, głos miał zachrypnięty. Lily odniosła wrażenie, że wcale nie zmartwił się tą wiadomością. – No nic, w takim razie nie będę wam przeszkadzał. – Wsunął dłonie w kieszenie jeansów i powoli ruszył w kierunku drzwi. Zatrzymał się jeszcze przed wyjściem i uśmiechnął szeroko. Lily od razu rozpoznała, że był to najbardziej wymuszony uśmiech, jaki kiedykolwiek pojawił się na ustach Jamesa Pottera.
- A tak na przyszłość, powinniśmy ustalić jakiś grafik, żeby uniknąć takich sytuacji. No chyba, że macie ochotę na podwójną randkę, to nie ma sprawy.
- Możesz być pewien, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by przypilnować żeby Laura nie szwendała się nocą po zamku. – Colin wyprostował się jakby stał na posterunku.
- Ale z ciebie egoista, Gordon – zaśmiał się sztucznie James, otwierając drzwi – Laura to sprytna dziewczyna i jeśli zechce to na pewno się wymknie. No chyba, że zamierzasz warować pod drzwiami każdej nocy. Miłej zabawy. Lily, uważaj na Filcha – wyszedł, zamykając cicho drzwi.
Lily dziękowała Jamesowi za tę krótką wymianę zdań z Colinem, zyskała trochę czasu, by ochłonąć i uspokoić oddech.
Colin podszedł do niej, zacisnął dłonie na jej talii, po czym delikatnie cmoknął ja w policzek. Na szczęście niczego się nie domyślił.
- Ta sowiarnia, to nie był mądry pomysł – powiedział.
- Spóźniłeś się! – rzuciła oskarżycielsko.
- Miałem małe spięcie z Laurą – wtulił twarz w jej szyję i głęboko wciągnął powietrze, delektując się zapachem jej perfum i czegoś jeszcze… jakby kremu do golenia? Zignorował to, całując miejsce, w którym żyła pulsowała szybko na jej szyi. – Nocne randki, to zły pomysł. Jutro będziemy wykończeni.
- Tak! Randki o północy nie są dla ciebie! – warknęła, odsuwając go od siebie i zeskakując z parapetu. Miała świadomość, że za bardzo na niego naskoczyła, ale jego słowa rozzłościły ją jeszcze bardziej, a już była zła. Ba, była wściekła! Wściekła na niego, że w ogóle się pojawił.
- Lily, co się stało? – zapytał zdziwiony jej agresją – Czy Potter cię rozzłościł?
- Nie, nie Potter! To ty mnie wkurzyłeś! Zmarzłam ty przez ciebie! Trzeba było olać Laurę! Wiedziałeś, że idzie się spotkać z Potterem!
- Jestem prefektem, nie mogę pozwolić żeby Krukoni…
- Srał to pies!!! – krzyknęła.
Zaskoczony jej wulgarnością, cofnął się o krok.
- A pan prefekt, gdzie się wybierał?!? Do biblioteki??? Zimno mi, wracam do Gryffindoru! – szybkim krokiem ruszyła do wyjścia.
- Zaczekaj, odprowadzę cię!
- Sama się odprowadzę! Dobranoc! – wyszła, trochę zbyt energicznie zatrzaskując za sobą drzwi.
   Pędem zbiegła po schodach, mając nadzieję, że huk, jaki wywołała nie zaalarmował Filcha. Biegiem ruszyła do wieży Gryffindoru, mocno zdyszana wpadła do pokoju wspólnego. Jamesa nigdzie nie było, nawet ją to ucieszyło, nie miała teraz dość odwagi, by spojrzeć mu w oczy, nie po tym, co usłyszała. Wbiegła po schodach do dormitorium dziewcząt, na szczęście Dorcas wciąż twardo spała. Usiadła na łóżku i zamknęła oczy. Wzięła głęboki oddech i spróbowała poukładać sobie wszystko w głowie.
James Potter mnie kocha.
Niepotrzebnie naskoczyłam na Colina.
Ale James mnie kocha.
Zachowałam się jak wredna suka.
Będzie walczył, dopóki go nie pokocham.
Biedny Colin, muszę go jutro przeprosić.
Co nie zmienia faktu, że James wyznał mi miłość!
Złapała się za głowę i opadła na poduszki. Czuła się jakby stado dzikich zwierząt, przebiegło przez jej umysł. Jego dotyk, spojrzenie, pocałunki… dotknęła opuszkami palców swoich opuchniętych warg i zagryzła zęby. Nigdy, przenigdy nie czuła się tak w obecności Colina! Po jej policzku popłynęły łzy bezradności i wściekłości, jej niegrzeczna podświadomość nakłaniała ją by jak najszybciej wyszła z dormitorium i odnalazła Jamesa - „Pieprzyć Colina i Laurę! Zabaw się trochę” - wykrzykiwała podskakując. Zacisnęła powieki i energicznie potrząsnęła głową by zagłuszyć ten irytujący głosik w jej głowie. NIE! Nie tak ją wychowano, nie mogła tego zrobić, nie mogła pozwolić na to, by James przez nią zdradził Laurę – nie była do tego zdolna. I co najważniejsze nie mogła zdradzić Colina, tak się nie robi!
Te rozmyślenia wcale nie poprawiły jej humoru. Nie ma mowy by dziś spokojnie zasnęła.
      James wyciągnął się wygodnie na łóżku, wsunął ręce pod głowę. Zamknął oczy i uśmiechnął się szeroko. Przed oczami wciąż miał widok Lily, rozchylone, nabrzmiałe od jego pocałunków usta, błyszczące z pożądania oczy. O tak, widział to bardzo dokładnie! Pragnęła go! A jej serce! Słyszał jak tłukło się w jej piersi. Mruknął, dumny z siebie. Fakt, może trochę za dużo jej powiedział, nie powinien zdradzać jej tego wszystkiego, zachował się jak mięczak, ale z drugiej strony może to był właśnie klucz do sukcesu? A co tam! Idą święta, czas sprawić sobie prezent pod choinkę! Najlepiej nagi, owinięty czerwoną wstążeczką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz