poniedziałek, 18 stycznia 2016

Rozdział 58

         Lily przeciągnęła się i otworzyła oczy. Przez uchylone kotary łóżka wpadały promienie listopadowego słońca. Uśmiechnęła się do siebie wspominając wydarzenia minionej nocy. Spojrzała na poduszkę obok, ale okazało się, że jest pusta. Gdzie podział się James? A może to wszystko było tylko snem? Usiadła i ostrożnie wychyliła głowę zza kotary. Nie, to nie mógł być sen. Zdecydowanie znajdowała się teraz w dormitorium Huncwotów. Pustym dormitorium – zarówno Jamesa jak i pozostałych domowników nigdzie nie było. Zauważyła jednak na podłodze koszulkę od swojej piżamy. Zasłoniła ręką nagie piersi i wyciągnęła się by dosięgnąć do podłogi.
Właśnie zapinała ostatni guzik koszulki, gdy usłyszała jak otwierają się drzwi łazienki. Zdenerwowana rzuciła się na zasłonki, jednak było już za późno, aby się za nimi ukryć.
Na szczęście z łazienki wyszedł James, uśmiechnął się do niej szeroko, gdy zobaczył, że już nie śpi.
- Witaj. – Szepnął i poczochrał dłonią mokre włosy.
Zaparło jej dech w piersi na jego widok. Cudownie nagi – owinięty jedynie białym ręcznikiem, który seksownie zwisał mu z bioder. Och, jak tęskniła za takimi widokami! Kiedy podszedł bliżej, poczuła zapach jego wody kolońskiej. „Co on do mnie mówi? Och, przywitał się! Wypadałoby odpowiedzieć.” Potrząsnęła głową, żeby oprzytomnieć.
- Witaj. – Uśmiechnęła się i spuściła nogi z łóżka. – Która godzina? A w ogóle gdzie się podziała reszta?
- Już po jedenastej, a chłopaki szwędają się po zamku. – Podszedł do niej i pocałował ją w czoło. – Wyspałaś się?
- Już dawno nie spałam tak dobrze. – Objęła go w pasie i cmoknęła w nagą pierś. Pachniał cudownie.
- Dziś sobota możemy jeszcze poleniuchować. – Mruknął rozpinając górny guzik jej koszulki.
- Nie kuś! – Zaśmiała się wyswobadzając się z objęć Jamesa i wstając z łóżka. – Muszę się wykąpać i ubrać. Przegapiliśmy śniadanie, ale jest szansa, że zdążymy na obiad. – Wsunęła bose stopy w kapcie i ruszyła do drzwi, zanim zdążył zaprotestować. – Za godzinę w Pokoju Wspólnym, Potter. – Uśmiechnęła się na pożegnanie i opuściła dormitorium Huncwotów.
James westchnął i opadł na łóżko. Uśmiechnął się szeroko na wspomnienie nagiej Lily w swoim łóżku. Gdyby zaledwie dobę wcześniej ktoś powiedział mu, że dziś obudzi się w towarzystwie Lily Evans, postukałby się palcem w czoło. Roześmiał się głośno, myśląc o wszystkich kretyńskich podchodach swoich przyjaciół, mających na celu pogodzić go z Rudą. A wystarczył szlaban u McGonagall i jeden siarczysty policzek. Zgarnął z podłogi porwaną koszulę i wrzucił ją do kosza na śmieci. Wyjął z szafy świeżą koszulę i czyste spodnie po czym wrócił do łazienki.

*

                 Weszli do Wielkiej Sali trzymając się za ręce i uśmiechając się do siebie głupkowato.
Z każdej strony towarzyszyły im zaskoczone spojrzenia i westchnienia innych uczniów. Lily czują, że się czerwieni, zasłoniła twarz włosami.
- Wszyscy się na nas gapią! – Szepnęła, przytulając się do Jamesa.
- Odzwyczaili się od widoku nas razem. Ale najlepsze dopiero przed nami.
- Co masz na myśli?
- Twoje szalone przyjaciółki już siedzą przy stole i właśnie rozpoczęły plotkowanie z tymi trzema zdrajcami.
Lily spojrzała na stół Gryffindoru i przekonała się, że James mówił prawdę: Dorcas i Lori gadały jak nakręcone laleczki rzucając w ich kierunku przelotne spojrzenia, Huncwoci śmiejąc się głośno, przytakiwali dziewczętom. Kiedy Lily i James podeszli do stołu, całe towarzystwo nagle umilkło i zainteresowało się zawartością swoich talerzy.
- Cześć, wstrętne pleciuchy. – James przywitał się i zajął miejsce na krześle obok Lily. – Mam nadzieję, że już się nagadaliście, bo nie mamy ochoty słuchać waszych durnych insynuacji.
- Naprawdę nie rozumiem o co Ci chodzi, Potter. – Lorraine pokazała Rogaczowi język. – Chciałabym tylko powiedzieć Lily, że cieszę się widząc ją całą, zdrową i żywą.
Lily spojrzała na przyjaciółkę jak na wariatkę, a Syriusz głośno parsknął śmiechem.
- Ani słowa więcej, Laurecci! – James warknął na Włoszkę.
Dorcas nałożyła na talerz sporą porcję gulaszu i uśmiechnęła się konspiracyjnie do Lori. Ciekawość zżerała je od środka, ale żadna nie odważyła się już odezwać. Co takiego wydarzyło się minionej nocy, że z największych wrogów Evans i Potter znów stali się namiętnymi kochankami? Strasznie chciała się tego dowiedzieć, jednak na razie musiała zadowolić się widokiem migdalącej się pary. Wieczorem zamierzała natomiast dokładnie przesłuchać swoją rudowłosą przyjaciółkę.
- Uwaga, sowa! – Krzyknęła nagle Lorraine.
Zanim do Dorcas dotarły słowa Włoszki brązowy puchacz z impetem wylądował na stole, opryskując wszystkich sosem pieczeniowym.
- Durne ptaszysko! – Warknął Syriusz, wycierając z nosa kroplę sosu. – Co za idiota…
- Nie rozpędzaj się, Black! – Dorcas groźnie pokiwała Łapie palcem. – Nie obrażaj Huberta.
- HUBERTA?!
- Tak, to jest Hubert, płomykówka Matta.
- Cóż za kretyńskie imię… - Wybełkotał Black wycierając serwetką zachlapane spodnie.
- Jeszcze jedno słowo i rzucę w Ciebie nożem! – Dorcas pogłaskała ptaka po głowie i odwiązała list, który był przymocowany do jego nóżki.
Otworzyła kopertę i zaczęła szybko czytać. Z każdym przeczytanym słowem powiększał jej się uśmiech na twarzy.
- Co tam u Matta? – Lily upiła łyk soku i trzepnęła James w rękę, która niebezpiecznie sunęła w górę jej uda.
- Przyjeżdża do mnie na święta!! – Dorcas z radości podskoczyła na krześle.
- A my, jak spędzimy święta? – Dłoń James nie dawała za wygraną, a jego usta złożyły na karku Lily delikatny pocałunek.
- MY, kochany… - Syriusz objął James ramieniem. – Wracamy do domu. Obiecaliśmy to Mary, pamiętasz?
- Zabieraj łapy, bo Ci przyłożę!
- A ja, jadę do siebie. – Odezwała się Lily, uśmiechając się na widok szarpiących się chłopców.
- Myślałem… - James zmarszczył brwi, niezadowolony z odpowiedzi Rudej.
- Źle myślałeś. Dorcas? Czy Matt przyjeżdża, ponieważ…
- Tak! Będziemy przekonywać rodziców do mojej przeprowadzki.
- JAKIEJ PRZEPROWADZKI?!?! – Krzyknęli wszyscy chórem. Tylko Lily milczała.
- Po wakacjach przenoszę się do Paryża. – Oznajmiła Dorcas. Nikt jej nie odpowiedział, byli zbyt zaskoczeni tą informacją.
- Czyli podjęłaś już ostateczną decyzję. – Ruda westchnęła smutnie. – Miałam nadzieję, że jednak się rozmyślisz.
- Lily, rozmawiałyśmy już o tym.
- Wiem, wiem… Po prostu, głupio będzie samej szukać mieszkania na Pokątnej. – Lily uścisnęła dłoń przyjaciółki. – Kiedyś planowałyśmy zamieszkać razem.
- O czym wy gadacie?!? – Pierwszy z szoku otrząsnął się James. – Jaki Paryż? Jaka Pokątna?
- Może nie wybiegasz myślami tak daleko, Potter… - Dorcas spojrzała na niego, jakby był niedorozwinięty. – ale w czerwcu kończymy szkołę i powinniśmy zacząć planować, co robimy dalej z naszym życiem.
- Tego się domyśliłem, Meadowes. – Odgryzł się James. – Rozumiem, że Ty zamierzasz zamieszkać ze swoim francuskim kochankiem. Krzyżyk na drogę, baw się dobrze w Paryżu. Natomiast zupełnie nie rozumiem, dlaczego Ty, Lily chcesz szukać mieszkania na Pokątnej?
- To naprawdę takie trudne, James? – Lily pogłaskała go po policzku i uśmiechnęła się pobłażliwie. – Chcę iść na kurs Aurorów, dom moich rodziców jest zdecydowanie za daleko. Nie dam rady codziennie dojeżdżać do Londynu.
- Dolina Godryka jest znacznie bliżej. – Zaproponował James.
- Z tego co mi wiadomo, w Dolinie Godryka nie wynajmują mieszkań. Na dom mnie nie stać…
- DOM!!! – James oderwał się z krzesła, strasząc wszystkich dookoła. Przez to całe zamieszanie ostatnich tygodni całkowicie zapomniał o swoich planach!
- James! Jaki dom? – Lily pociągnęła go za rękaw zachęcając by usiadł.
- Co? Ach tak, dom. – James uśmiechnął się i konspiracyjnie mrugnął do Syriusza. – Zapomniałem, że miałem napisać list do matki. Łapo, Ty też powinieneś dodać coś od siebie.
- Oczywiście! Mary się stęskniła. – Black również poderwał się z krzesła.
- Hej! Przecież możesz to zrobić później! – Lily zmarszczyła brwi, niezadowolona.
- Musimy teraz! – Rogacz cmoknął Rudą przelotnie w czoło i ruszył za Syriuszem. – Zobaczymy się w Pokoju Wspólnym.
- Hmmm… - Lorraine odprowadziła chłopców wzrokiem, a następnie zwróciła się do dziewcząt. – Zachowują się bardzo dziwnie.
- Czy oni kiedyś zachowywali się inaczej? – Dorcas wzruszyła ramionami i powróciła do czytania listu od Matta.
- Remusie, co oni knują? – Lily uważnie spojrzała na Lupina.
- Nie pytaj mnie. Tym razem naprawdę nie mam pojęcia o co chodzi.

*

                James pruł jak strzała przez zamkowe korytarze nie oglądając się za siebie. Syriusz deptał mu po piętach, dysząc ciężko. Przyjaciel podzielił się z nim swoimi planami już jakiś czas temu, jednak gdy o tym rozmawiali, Syriusz nie traktował ich zbyt poważnie. Tym bardziej nie rozumiał teraz tego nagłego pośpiechu.
- James! Uważam, że postępujesz pochopnie. – Black zatrzymał się gwałtownie i zgiął w pół, by złapać oddech. – Pogodziłeś się z Evans dziś w nocy, a teraz planujesz z nią zamieszkać! Skąd wiesz, że za tydzień znów Ci się nie odwidzi?
- Planowałem kupno TEGO domu od lat. Nie zamierzam mieszkać u Mary do końca życia.
- A ja nie mam nic przeciwko.
- Tym bardziej powinieneś się cieszyć, Łapo. Wreszcie będziesz miał cały pokój dla siebie. – James wyszczerzył zęby.
- Dobra! – Syriusz chwycił James za rękaw, gdy ten zamierzał właśnie się oddalić. – Śmichy-chichy. Bądźmy poważni, przez chwilę. Po jaką cholerę Ci ten dom?!?!
- Podoba mi się! Zawsze mi się podobał, nawet wtedy, gdy miałem osiem może dziewięć lat i latałem nad nim na miotle. Ojciec po kryjomu mi kibicował a matka darła się na całą ulicę, żebym sąsiadom nie przeszkadzał. Mieszkali tam państwo Brown i zawsze chętnie z nimi rozmawiałem. Nawet ten ich durny kot mnie nie wnerwiał, jak był na ich podwórku!
- A teraz wróćmy do teraźniejszości… - Wysapał Black lekko poirytowany i zdziwiony słowami przyjaciela.
- O tym, żeby go kupić myślałem już od dawna, tylko ostatnio inne rzeczy zaprzątały mi głowę.
- No właśnie! A propos innych rzeczy. A co jeśli Ruda…
- Jeśli będzie się upierać z tą Pokątną, to trudno. Ten dom i tak będzie mój.
- Mary nie będzie zachwycona. – Syriusz spróbował zaatakować z drugiej strony.
- Dlatego zamierzam napisać do Raven, nie do matki.
- James, to naprawdę…
- Och, zamknij się! – Rogacz rozeźlił Się. – Od kiedy to myślisz tak rozważnie? I tak go kupię. Zamierzam też przekonać Lily, żeby zamieszkała w nim razem ze mną, ale na razie gęba na kłódkę. Porozmawiam z nią o tym, gdy przyjedzie w święta do Doliny.
- Jeśli przyjedzie! Do świąt może się jeszcze wszystko zmienić.
- Przysięgam, zaraz Ci przyłożę!!! – James zamachnął się, ale Syriusz zdążył się uchylić. – Idź sobie!
- Idę! Nie będę w tym uczestniczył. – Syriusz odwrócił się na pięcie i ruszył w drogę powrotną. – Pozdrów Raven!

***

James jeszcze raz przeczytał list, który właśnie napisał…

Kochana Siostro!
Przestań się zamartwiać, naprawdę nie musisz wysyłać do mnie trzech sów dziennie. Wszystko ze mną w porządku. Teraz nawet bardziej niż w porządku! Pogodziliśmy się! Szczegóły poznasz gdy przyjadę do domu. Teraz powiem tylko, że jest świetnie, a Ty przestań zasypywać mnie gradem sów!
Droga Siostrzyczko, masz super ważną misję do wykonania! Chyba już się domyślasz o co chodzi, prawda?
Musisz sfinalizować umowę, o której rozmawialiśmy latem. Masz moje wszystkie pełnomocnictwa (do Gringotta również. Nie bój się Goblinów, Łysy Tom pokieruje Cię, nie będziesz miała żadnych kłopotów). Poradzisz sobie, wierzę w Twoje zdolności i niewyparzony język. I pamiętaj: Ani słowa Mary!
Kocham Cię, uważaj na siebie, nie szalej za bardzo z Mugolami! Do zobaczenia w święta!

Tęsknię,
James

P.S. Ten oszołom Cię pozdrawia.


Uśmiechnął się na wspomnienie swojej szalonej przyjaciółki, przywiązał liścik do nóżki płomykówki i bezceremonialnie wypchnął ją przez okno.

***

         Lily zakopała się w pościeli i westchnęła głęboko. To był naprawdę cudowny dzień. Zamknęła oczy i z ulgą odetchnęła jakby ciężki kamień spadł jej z serca po ostatnich tygodniach. Uśmiechnęła się i już miała odpływać do krainy snu, gdy poczuła jak kotary przy jej łóżku rozsuwają się. Ujrzała uśmiechnięte Dorcas i Lorraine.
- Nie ma mowy, kochana! – Dorcas założyła ręce na piersi. Jej satynowa koszula lekko uniosła się do góry. – Na pewno nie pozwolimy Ci spać. Jesteś nam winna opowieść o spektakularnym pogodzeniu się.
- Wyskakuj z tych pieleszy! – Lori wykonała dokładnie taki sam gest po drugiej stronie łóżka.
- Dwie marudne marudy, które marudzą, że aż strach! – Pokiwała głową Lily i podniosła się z łóżka.
- Co nie zmienia faktu, że nie damy Ci spać, dopóki nam nie opowiesz. – Lori zdjęła z Lily koc i kołdrę, a następnie ściągnęła ją z łóżka
- Zwłaszcza, że wyszłaś z dormitorium po pierwszej w nocy… - Dorcas właśnie zsuwała dwa łóżka razem.
- No dobra, już dobra. Jesteście dwie gangreny, ale już wam opowiem. – Lily z uśmiechem słuchała jak jej przyjaciółki męczą się, żeby ją przekonać.

***

     Było grubo po północy, a trzy Gryfonki siedziały na połączonych łóżkach i zaśmiewały się do łez.
- Nie rozumiem, jak to się stało? Przecież Black często powtarza, że Potter ma nadzwyczajny refleks jeśli chodzi o uderzenia przeciwnika. – Dorcas nie mogła wyjść z podziwu.
- Normalnie, niby mnie trzymał, ale rozproszył się gdy spojrzał na moje cycki. To mu przypieprzyłam, aż zaświstało. Później ta furia w oczach: mówię Wam! Jeszcze go takiego nie widziałam. – Lily wydawała się bardziej rozmarzona niż wystraszona wspomnieniem poprzedniej nocy.
- Ja nie łapię. Oprócz rozmówek cielesnych, rozmawialiście o tym co się wydarzyło? – Lori zadała Lily pytanie, które nurtowało ją od obiadu.
- Tak. – Odpowiedziała krótko Lily czerwieniąc się przy tym niesamowicie.
- I do czego… doszłaś? – Lorraine zapytała z dziwną miną.
- Lorraine! Jeśli chodzi Ci o wnioski, to przyjmij do wiadomości, że wiem jak się zachowywałam i wiem o mojej durnej urażonej dumie. O inne aspekty zapytaj w Skrzydle Szpitalnym, bo przy kolejnym takim pytaniu tam trafisz! – Oburzona Lily stanęła na łóżku.
Pozostałe dziewczęta leżały na kołdrach, śmiały się, aż nie mogły złapać oddechu. Po chwili gniewna mina Lily zniknęła, dziewczyna także się roześmiała i padła na łóżko.
- Was też powinnam przeprosić. Moje zmienne humory i jakieś głupie odzywki przez ostatnie tygodnie były nie do zniesienia. Jesteście najgorszymi, najbardziej upartymi i knującymi wiedźmami jakie kiedykolwiek poznałam. – Lily westchnęła i zamknęła oczy w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Wiemy, wiemy. I powinnaś jeszcze dodać „co ja bym bez Was zrobiła” – Dorcas obróciła się na brzuch i spojrzała na rudowłosą przyjaciółkę. – Jako, że jesteśmy też wiedźmy miłe i troskliwe to Ci wybaczamy.
- To co tam mówiłaś o tych innych aspektach? – Lori zachichotała wdzięcznie.
- Brak mi słów do Ciebie, ale Ci powiem. Jakbym wiedziała, że godzenie się z Potterem będzie takie przyjemne, to robiłabym mu awanturę dwa razy w tygodniu, żebyśmy się mogli tak burzliwe godzić. – Spłonęła rumieńcem i kontynuowała. – Od Dorcas już wiem, że jedzie do Matta. A Ty, Lori? Jak się układają sprawy z Peterem?
- Zdecydowanie lepiej. Rozmawialiśmy kilka razy i wyjaśniłam mu, czego oczekuję w naszym związku. – Lori spoważniała. – Przyznał nawet, że rozmawiał z chłopakami i widzi swoje błędy.
- Czyli wszystko idzie w dobrym kierunku. – Skwitowała Dorcas.
- Tak, docieramy się jeszcze. Nie wiem, może to jest dziwne, ale nie wyobrażam sobie, że miałabym po egzaminach pojechać do domu i nie zabrać go ze sobą jako potencjalnego narzeczonego.
Dziewczęta zaniemówiły. Włoska piękność widzi przyszłość z Peterem!
- Zaskoczyłaś mnie, nawet ja z Mattem jeszcze nie myśleliśmy nad tym. – Dorcas zamyśliła się.
- Ale tu nie ma nad czym myśleć, kochana. Wystarczy, że sobie odpowiesz na pytanie: Czy to z tym mężczyzną chcę się zestarzeć i żeby patrzył na moje zmarszczki? I tyle. I już wiesz. – Lorraine z wielkim przekonaniem mówiła do przyjaciółek.

- Uwielbiam Twój tok rozumowania. – Dorcas roześmiała się, ale w głębi duszy musiała tej szalonej dziewczynie przyznać rację. Sama czuła podobnie: Nie widziała się na starość z kimś innym niż tylko z Mattem.