poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 50

Lily rozejrzała się nerwowo po korytarzu, wzięła kilka głębokich oddechów i zastukała do drzwi. Jaki czort podkusił ją, że zgodziła się na to szaleństwo?! Uśmiechnęła się pod nosem, skusił ją największy z możliwych czortów! Czy potrafiłaby mu odmówić czegokolwiek?
W momencie, gdy robił z nią TAKIE cudowne rzeczy? Nigdy w życiu!
Drgnęła lekko, gdy ciężkie drzwi otworzyły się i ukazała się w nich głowa łysiejącego woźnego. No! Teraz już nie było odwrotu. Czas zacząć przedstawienie…
- Czego? – Warknął i skrzywił się jakby przeszkodziła mu w czymś bardzo ważnym.
- Przepraszam Panie Filch – powiedziała najgrzeczniej jak potrafiła – ale mamy kłopot z Irytkiem.
- Co? Co ten gnojek znów wyprawia? – Rozejrzał się niespokojnie, jakby spodziewając się, że poltergeist za chwilę wyskoczy ze ściany.
- Wpadł do łazienki dziewcząt na siódmym piętrze, głośno przeklina i obrzuca pierwszoroczne gumą do żucia! – Skłamała bez zająknięcia – Ostrzegałam, że jak nie przestanie to przyjdę po pana, ale powiedział, że pan może mu… no, brzydko powiedział – zagryzła wargę i skrzyżowała palce za plecami. „Za te kłamstwa, urośnie mi nos, jak w bajce o Pinokiu” – pomyślała.
- No to się doigrał wredny konus!!! – Warknął Filch, zacierając dłonie i szczerząc żółte zęby. – Chodźmy Pani Norris, dorwiemy go wreszcie, a ty prowadź! – Wskazał palcem na Lily i żwawym krokiem ruszył za nią. Był tak podniecony perspektywą złapania Irytka, że nawet nie zamknął za sobą drzwi do gabinetu, jakby sam zostawiał zaproszenie Huncwotom.
            James skulił się pod peleryną niewidką i przylgnął do ściany. Łokieć Syriusza boleśnie wpijał mu się między żebra, nie pisnął jednak, tylko wstrzymał oddech, nasłuchując szybko zbliżających się kroków.
- Cała łazienka tonie w wodzie… i porozbijał wszystkie lustra! – James rozpoznał głos Lily. Uśmiechnął się z uznaniem. Nie sądził, że jest tak perfekcyjną kłamczuchą. Gdy jej na czymś zależało, potrafiła być bardzo przekonywująca. Teraz go to cieszyło, jednak na przyszłość będzie musiał pamiętać, by samemu nie dać się wkręcić.
Nie usłyszał już odpowiedzi Filcha, bo woźnemu wyraźnie się spieszyło i już po chwili przestali także słyszeć ich kroki.
- Minęli Petera. – Szepnął Syriusz, chowając dwukierunkowe lusterko do kieszeni spodni. – Teraz nasza kolej.
Wciąż ukryci pod peleryną niewidką, wyszli zza rogu korytarza i zeszli po schodach do piwnicy. Dopiero pod drzwiami gabinetu, pozbyli się peleryny i ostrożnie weszli do środka.
W pomieszczeniu unosił się odór potu i pasty do polerowania sreber. W świetle małej, naftowej lampy stojącej na biurku, można było dostrzec, że w gabinecie Filcha panuje wręcz pedantyczny porządek. Pod każdą ze ścian stały wielkie szafki, w których woźny od lat katalogował skonfiskowane skarby wielu pokoleń uczniów Hogwartu. James i Syriusz doskonale znali gabinet Filcha. Spędzili tu wiele godzin, przepisując jakieś bezsensowne zdania, lub realizując inne absurdalne pomysły starego Filcha. Nigdy jednak nie mieli okazji przyglądania się zawartości owych tajemniczych szuflad. Pierwszy raz zostali sami w królestwie woźnego.
James spojrzał na plakietkę oznaczającą pierwszą z brzegu szufladę i odczytał starannie wykaligrafowane litery:
„SUBSTANCJE ZAKAZANE, ELIKSIRY ZAREKWIROWANE” LATA 1960- 1967
Kolejna szuflada na lewo…
„PRZEDMIOTY CZARNOMAGICZNE” LATA 1961-1968
… nieco wyżej…
„POCHODZĄCE Z KRADZIEŻY” LATA 1959-1966
To były zbyt stare katalogi, tutaj na pewno nie znajdą mapy. James ruszył dalej, szukając szuflad opatrzonych tabliczkami z rocznika 1977.
- James, może sprawdzimy jak radził sobie w Hogwarcie twój stary? – Syriusz wyszczerzył zęby, pokazując na szufladę oznakowaną tabliczką:
„KARTOTEKA WINNYCH 1948-1955”
Rogacz podszedł bliżej i otworzył szufladę. Zaskrzypiała przeraźliwie, stawiając opór, dawno nieotwierana.
- Myślisz, że znajdziemy tu coś o moim ojcu? – Zapytał James, wyraźnie zaintrygowany. Szybko zaczął wertować fiszki poukładane alfabetycznie, aż dotarł do litery „P”, tutaj zwolnił, kartkując pojedynczo czerwone fiszki, którymi oznaczono uczniów Gryffindoru: „Paterson”, „Perry”, „Plack”, „Pomore”, „Poster”…
- Cholera, JEST!!! – Zachłysnął się nie wierząc własnym oczom. Wyciągnął sporą teczkę podpisaną „Potter James ur. 15.09.1937r. Hogwart, Gryffindor: 1948-1955”
James zawahał się na chwilę. Czas ich naglił a przecież jeszcze nie odnaleźli mapy. Filch mógł wrócić w każdej chwili i cały ich plan szlag by trafił. Ciekawość jednak wygrała ze zdrowym rozsądkiem i drżącymi palcami otworzył teczkę. Pożółkłe kartki, były tak delikatne, że prawie rozsypywały się w dłoni, wyblakły atrament, był słabo widoczny, wciąż jednak czytelny.
James zaczął kolejno odczytywać przewinienia swojego ojca:
10.10.1948 – Przyłapany w lochach po dzwonku na piątą lekcję – tłumaczył się, że zabłądził.
21.11.1948 – Zamiast na lekcję wróżbiarstwa, poszedł do biblioteki.
05.03.1949 – Przyłapany na gorącym uczynku, jak wyrywa stronice z księgi zaklęć. KARA: Przepisywanie zdań.
- Jezu, myślałem, że papcio podsunie nam jeszcze jakieś ciekawe pomysły, a on wyrywał kartki!!! Żenada!!! – Syriusz parsknął lekceważąco, przeglądając akta seniora.
James poczuł ukłucie rozczarowania, spodziewał się po swoim ojcu czegoś więcej niż ucieczki z lekcji wróżbiarstwa, czy błąkania się po lochach.
Przewrócił kilka kartek, aby sprawdzić jeszcze późniejsze lata edukacji seniora i tutaj znalazł coś ciekawego.
- Czekaj! Zobacz na to… piąty rok.
12.10.1953 – Złapany po zmroku, pod sowiarnią razem z Polly Sticks z Ravenclawu. KARA: szlaban u prof. McGonagall.
- Polly Stick? Kto to jest u diabła? – Zainteresował się Rogacz.
- Raczej nikt ważny, spójrz tylko, co się wydarzyło dwa miesiące później! – Zachichotał Syriusz pokazując na kolejną datę.
03.12.1953 – Ucieczka z lekcji zielarstwa razem z Rose Mills z Hufflepuffu. KARA: Szlaban u prof. Sprout.
10.02.1954 – Wrócił z Hogsmade dwie godziny po czasie, razem z Alice Seymour, kara: Szlaban u prof. McGonagall.
14.02.1954 – Zamiast być na balu walentynkowym, obściskiwał się w komórce na miotły z Judy Brit z Ravenclawu. Profesor Dumbledore odstąpił od wymierzenia kary.
- Ja pierdole! – James przebiegł wzrokiem po długim szeregu dat, a pod każdą z nich widział imię i nazwisko coraz to nowej „zdobyczy” swojego nastoletniego ojca. Przewrócił kolejną kartkę, ale jak dotąd nigdzie nie natrafił na wzmiankę o swojej matce.
- No, no staruszek się rozkręcił – zachichotał Syriusz.
- Boże, żałuję, że to otworzyłem! Nigdzie nie ma ani słowa o mamie! Łapo, on miał więcej dziewczyn od ciebie!!!
- Wiesz, co? Chyba postawię mu pomnik w ogródku. Może lepiej to zostaw, bo za chwilę okaże się, że nie jesteś jedynakiem.
- Ciekawe czy mama o tym wie…
- Przecież byli w jednym domie, Głąbie! Na pewno wiedziała, co wyprawia! Może spiknęli się dopiero po szkole…
- Zaczekaj! JEST TUTAJ!!! Mary Harris, to panieńskie nazwisko mamy.
- Czytaj!
18.10.1954 – James Potter i Mary Harris, przyłapani o północy, w Sowiarni, KARA: Szlaban u prof. McGonagall.
01.11.1954 – James Potter i Mary Harris – ucieczka z Balu Duchów, złapani na błoniach, za cieplarnią numer 4, szlaban u prof. McGonagall.
15.02.1955 – James Potter i Mary Harris – przyłapani o godzinie 5:40 jak wracali do Wieży Gryffindoru, wcześniejsze miejsce pobytu- nieznane. Ukarani zakazem odwiedzania Hogsmade do odwołania.
- No… to staruszkowie zabalowali w walentynkową noc – zaśmiał się Black – Poczekaj, niech policzę, może jesteś owocem tej romantycznej schadzki.
- Urodziłem się pięć lat później, kretynie! – James ze złością zatrzasnął akta ojca i odłożył je do szuflady. – Bez sensu marnujemy czas, a mieliśmy znaleźć mapę!
- Święta racja, choć ja bym z chęcią zabrał te akta ze sobą. Albo czekaj… znajdźmy teczkę Mary!
- Szukaj mapy, ćwoku!!! – James zamknął szufladę przytrzaskując Syriuszowi palce.
Sam nie wiedział, co ma o tym myśleć. Długa lista dziewczyn w kartotece seniora, była dość niepokojąca. Jednak w końcu na szóstym roku zaczął umawiać się z Mary…
James zaczął zastanawiać się nad swoim własnym losem w Hogwarcie. Czy gdy za 30 lat jego dzieci, odkryją takie akta, natrafią na coś mniej żenującego? Zacisnął mocno powieki, uzmysławiając sobie, jaką „kartotekę kryminalną” zostawia po sobie dla potomnych.
- Nie przejmuj się stary. – Syriusz poklepał go po plecach, perfekcyjnie odgadując jego myśli – Przynajmniej twoja przyszła żona i matka twoich przyszłych dzieci, ma nieskazitelnie czystą dokumentację. Przypuszczam, ze nie ma nawet założonej teczki.
- Zamknij się i szukaj mapy! – Warknął Rogacz i rozglądnął się dookoła. Dlaczego przez te 7 lat, które spędził w Hogwarcie, nigdy nie pomyślał o tym, że wszystkie jego wybryki zostały zapisane? Czy życzyłby sobie, aby jego dzieci odnalazły kiedyś coś takiego jak on teraz? Zdecydowanie NIE!
- Słuchaj, jeśli poprawi ci to nastrój, to możemy spalić te akta – Syriusz uważnie przyglądał się przyjacielowi.
- NIE, nie możemy tego spalić i NIE, nie poprawi mi to nastroju, szukajmy tej cholernej mapy i wynośmy się stąd!
- No dobrze, pomyślmy… - Syriusz podrapał się po głowie – gdybyś był starym, skretyniałym woźnym i wpadłby ci w ręce kawałek pergaminu…
- …teoretycznie to zwykły, czysty kawałek pergaminu… - podjął rozważania James.
- … tak, ale zarekwirowany najgorszym łobuzom Hogwartu, więc pergamin robi się już bardzo podejrzany.
- Ale wciąż nie wiesz jak go odczytać? Sprawa jest zbyt świeża, by ukryć ją w szufladzie.
- I zbyt świeża, by zwrócić się o pomoc do nauczycieli, więc…
James i Syriusz jednocześnie rzucili się na biurko woźnego, rozrzucając na boki książki i pergaminy. Potter chwycił za uchwyt szuflady, by ją otworzyć, ale ta zamknięta była na klucz.
- Alohomora! – Mruknął mierząc różdżką w zamek. Usłyszeli jak zamek ustępuje, a gdy otworzyli szufladę ujrzeli kawałek pergaminu, którego tak zawzięcie poszukiwali.
- BINGO! - Zawołał radośnie Black – No dobrze, zostawmy jeszcze panu Filchowi małą niespodziankę i spadajmy stąd!
Syriusz schował mapę do kieszeni i zastąpił ją zwykłym kawałkiem pergaminu. Sięgnął do plecaka i wyjął z niego brązowy, płócienny worek i metalową puszkę. Zaczekał aż James wyjdzie z gabinetu a następnie sam wyszedł i zatrzymał się na pierwszym stopniu schodów. Rozwiązał worek i wyrzucił na podłogę jego zawartość. Była to galaretowata breja, koloru zgniłej zieleni – Diabelskie sidła, świeżo wyhodowane przez prof. Sprout. Uśmiechnął się diabolicznie, oczami wyobraźni widząc szamoczącego się w nich Filcha.
Szybko wbiegł na górę i zatrzymał się jeszcze raz, ale tym razem otworzył metalową puszkę i wylał na schody jej zawartość. Była to przeźroczysta, bezzapachowa, śluzowata substancja zwana Ślizgawicą, najczęściej używana do smarowania zamków i zawiasów, jednak świetnie sprawdzała się także, jako środek ślizgowy do wywijania złośliwych psikusów.
Zadowolony z efektów swojej pracy, Syriusz ukrył się pod peleryną niewidką obok Jamesa i szybko opuścili miejsce zbrodni.
- Kurczę, ale chciałbym zobaczyć jak Filch spada z tych schodów – powiedział tęsknie Black, gdy zbliżali się do Głównego Holu i mogli już bezpiecznie wyjść spod peleryny.
- To zbyt niebezpieczne. Ale na pewno jeszcze dziś dowiemy się o skutkach tego upadku. – Zachichotał James.
Syriusz poczuł, jak coś delikatnie wibruje w kieszeni jego spodni. Wyjął z niej dwukierunkowe lusterko i spojrzał w nie. Zamiast swojego odbicia, ujrzał pobladłą twarz Petera.
- Co jest, bracie? – Black uśmiechnął się szeroko – Misja zakończona powodzeniem.
- Chyba za wcześnie na takie stwierdzenia – wysapał Peter – Filch wraca do gabinetu i nie jest sam!
- Jak to nie jest sam?!
- Idzie z nim Lily!
- Co?!? – Zza pleców Syriusza, Peter usłyszał ciche stęknięcie Jamesa.
- Nie wiem, o co chodzi, ale Lily idzie razem z Filchem!
- Cholera, trzeba ją ostrzec! Łapo wiej, ja tu zostanę i przypilnuję, żeby Lily nie weszła na schody. – James zdjął z Syriusza pelerynę niewidkę i sam ukrył się pod nią. Następnie wrócił na koniec korytarza i zatrzymał się niedaleko schodów prowadzących do biura Filcha. Wstrzymał oddech i czekał.
Najpierw usłyszał tupot stóp odbijających się echem w pustym korytarzu, a chwilę później zobaczył sapiącego wściekle woźnego i zdyszaną Lily.
- Tym razem mu się nie upiecze! – Warknął woźny – napiszemy obszerny raport dla profesora Dumbledore’a! Czas, aby dyrektor usunął tego gada z Hogwartu raz na zawsze! No, pospiesz się moja panno.
James zauważył, że we włosach Filcha, tkwiły kulki z różowej gumy balonowej. A wiec jednak Irytek zrobił nalot na łazienkę dziewczyn! Przez chwilkę zastanawiał się jak Lily namówiła poltergeista na tą akcję, jednak woźny i Ruda zbyt szybko zbliżali się do schodów i nie miał już czasu na takie rozmyślania. Zaczekał aż Filch go minie a następnie bezszelestnie podkradł się do Lily i ruszył tuż za nią. Gdy woźny znów zaczął swój monolog, nachylił się nad dziewczyną i szepnął jej do ucha:
- Nie wchodź na schody, Lily!
Dziewczyna podskoczyła, jak oparzona, krzyknęła głośno i chwyciła się za serce. Zachowała jednak na tyle zdrowego rozsądku, aby się nie odwrócić.
- C-o? Co się stało?! – Filch zatrzymał się gwałtownie i czujnie rozejrzał po korytarzu.
- Nie… nic… t-to… - Lily walczyła o każdy oddech, gorączkowo zastanawiając się nad jakąś wymówką. – To… była mysz! Potwornie boję się myszy!
- No wiesz! – Filch prychnął pogardliwie – Tyle hałasu z powodu myszy?! – Pokręcił głową z dezaprobatą i raźnym krokiem ruszył dalej.
Lily ociągając się poszła za nim, gdy miała pewność, że woźny już na nią nie patrzy, dyskretnie odwróciła głowę, by sprawdzić, czy James wciąż za nią stoi. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że pod peleryną niewidką James jest niewidoczny, więc uśmiechnęła się pod nosem w pustą przestrzeń.
Kolejne wydarzenia potoczyły się tak szybko, że nim zdążyła zorientować się, co się stało, stary woźny błyskawicznie zniknął jej sprzed oczu. Usłyszała tylko przeraźliwy krzyk i rumor spadających ze schodów sześćdziesięciu kilogramów żywej wagi. Podbiegła bliżej, by sprawdzić, co się stało, w ostatniej chwili hamując przed schodami i unikając losu starego Filcha. Mrugnęła kilka razy, nie bardzo wierząc w to, co widzi. Całe schody pokryte były jakąś oślizgłą substancją, natomiast na samym dole leżał teraz woźny, skowycząc głośno i szamocząc się w czymś, co oplatało go coraz ciaśniej i wciągało w głąb siebie.
- Diabelskie sidła?!? – Szepnęła z niedowierzaniem.
- POMOCY!!! – Wrzasnął przerażony Filch, machając wściekle rękoma. – Sprowadź pomoc!!!
- Niech się pan nie rusza, panie Filch!!! To Diabelskie sidła! – Wyciągnęła różdżkę i zastanowiła się, jakim zaklęciem najskuteczniej rozbroi roślinę. – Proszę się nie szamotać! LUMOS MAXIMA! – Krzyknęła celując różdżką w Diabelskie Sidła. Całe pomieszczenie rozbłysło oślepiającym światłem, roślina gwałtownie skurczyła się uwalniając sapiącego i skamlącego woźnego. – CHŁOSZCZYŚĆ! – Zawołała drugi raz, tym razem usuwając śluzowatą maź ze schodów. Po chwili zbiegła po nich i kucnęła obok Filcha. – Nic się panu nie stało?
- Nie… nie mogę się ruszyć! – Płakał głośno.
Lily szybko oceniła stan zdrowia Filcha, i stwierdziła, że nie przedstawia się on najlepiej. Od razu zauważyła, że jego prawa noga jest złamana, gdyż wykrzywiła się pod dziwnym kątem. Palec wskazujący u lewej ręki, również wyglądał na złamany, ponadto na czole woźnego „wyrósł” guz wielkości kurzego jaja i z każdą minutą robił się coraz bardziej fioletowy.- Proszę leżeć spokojnie i się nie ruszać, pobiegnę po Panią Pomfrey, za chwilkę wrócę!
Szybko wbiegła po schodach i biegiem rzuciła się w kierunku skrzydła szpitalnego. Gdy minęła Hol Główny nagle drogę zastąpiło jej dwóch roześmianych Huncwotów.
- Lily!!! Wszystko w porządku? – James uśmiechnął się szeroko i spróbował objąć dziewczynę, ale ta odtrąciła go. Po jej niezadowolonej minie, od razu zrozumiał, że jest zła.
- Wszystko w porządku?!? – Spojrzała na roześmiane twarze chłopaków nie wierząc własnym uszom. – Pytasz czy wszystko w porządku?!? Filch leży pod swoim gabinetem i płacze z bólu, połamaliście mu nogę, palca i Bóg wie, co jeszcze. O mały włos go nie zabiliście, a ty się mnie kurwa pytasz CZY WSZYSTKO W PORZĄDKU?!? – Z każdym wypowiedzianym słowem ogarniała ją dzika, nieopanowana furia.
- Nie przesadzaj Ruda…
- Zamknij się Black, bo za chwilę ci przyłożę!!! Jesteście popieprzeni tak bardzo, że nawet nie potrafię tego opisać, a wasze kretyńskie żarty przestały być zabawne!!! Przegięliście pałę i przysięgam, że jeśli Pani Pomfrey nie poskłada Filcha to doniosę na was do Dumbledore’a!
- Lily…
- Ty też się zamknij Potter!!! – Warknęła, uderzając go pięścią w klatkę piersiową. – Muszę sprowadzić pomoc, a wy nie pokazujcie mi się na oczy, bo was zatłukę!!!
Minęła ich szybko i pognała do skrzydła szpitalnego.
 - No może faktycznie ciut nas poniosło. – Stwierdził Syriusz obserwując oddalającą się Lily.
- Taaa, ale to ja mam przejebane. – Podsumował James, doskonale zdając sobie sprawę, że jego związek z Panną Evans, został poważnie zagrożony.
- Nie przejmuj się do jutra zapomni. Ach no i najważniejsze odzyskaliśmy mapę!