środa, 7 września 2016

Rozdział 62

Za oknami zapadł zmrok, a na ulicy zapaliły się latarnie. W salonie domu państwa Evans, Patrick i James gawędzili wesoło, degustując wyborną brandy. Z kuchni dolatywały do nich wspaniałe zapachy, gdzie Monika z rudowłosą córką wymieniały się najnowszymi ploteczkami, szykując wypieki na wigilijną kolację.
- Jak to, prowadzi sklepik?! – Lily zamarła z łyżką rodzynek w dłoni. Ciemnobrązowe maleństwa rozsypały się po stole nie trafiając do miski pełnej mąki i startej marchewki do puddingu. – To ile on ma lat?
- Jest pięć lat starszy od Petunii. – Monika zgrabnym ruchem zebrała rodzynki i wrzuciła je do zlewu. – Vernon niedawno przejął interes po rodzicach.
- No, no… To się Petunii trafił niezły kąsek. – Zakpiła Lily. – Biznesman!
- Nie bądź złośliwa Lilyanne! – Matka spojrzała na nią kpiąco. – Vernon może i nie wygląda zbyt atrakcyjnie, ale jest bardzo odpowiedzialny i już na pierwszy rzut oka widać, że zależy mu na Twojej siostrze.
- To cudowna wiadomość, mamo! – Odparła kąśliwie. – Życzę im jak najlepiej. Może niedługo moja siostra zostanie Panią bufetową.
- Może powinnaś się raczej zastanawiać, jaką ty Panią zostaniesz? – Monika spojrzała uważnie na córkę.
- Naprawdę nie wiem, o co Ci chodzi, mamo. – Lily spojrzała na matkę udając zdziwienie, jej serce jednak podjęło dziki galop.
Nigdy nie zastanawiała się nad przyszłością. Miała plany to prawda, ale nieco odbiegające od wizji bycia w najbliższej przyszłości Panią domu. Zamierzała wynająć mieszkanie na Pokątnej i rozpocząć kurs dla Aurorów, jednak w tych planach nigdy nie uwzględniała Jamesa. Z zamyślenia wyrwał ją głos matki.
- Doskonale wiesz, co mam na myśli. A dokładniej mówiąc:, kogo.
- Ach, to…
- No właśnie! Niedługo kończycie szkołę. Wasz związek jest… powiedzmy na bardzo zaawansowanym poziomie. James Cię kocha, Lily, to widać na pierwszy rzut oka. Widać również, że i Tobie nie jest obojętny.
- Ja też go kocham, mamo. – Odpowiedziała czerwieniąc się. – Tylko, jak dotąd nie rozmawialiśmy o planach na przyszłość.
- Och, moja droga! Gdy Twój ojciec mi się oświadczył to byłam niemal tak zaskoczona jak przy wizycie Dumbledore’a w naszym domu, ryczałam jak bóbr. I to mimo tego, że nie podjęliśmy wcześniej tego tematu. James to mądry, dojrzały mężczyzna wbrew tego, co opowiadałaś i uważam, że na pewno już coś wymyślił. – Monika uśmiechnęła się tajemniczo. Uśmiech ten lekko zaniepokoił Lily.
- Mamo… Czy ty wiesz o czymś, o czym ja nie wiem?
- Ależ skąd, kochanie! Nie zapomnij o soku z pomarańczy.
W tym momencie dobiegł z salonu głośny śmiech, a zaraz później niewyraźny głos Patricka Evansa.
- Dołączycie do nas wreszcie? Co wy tam, u licha robicie tyle czasu?
Kobiety postanowiły zrobić sobie chwilę przerwy. Gdy weszły do jasnego salonu ich oczom ukazał się dość zaskakujący widok: Patrick i James siedzieli rozparci na kanapie w dłoniach ściskając szklaneczki z bursztynowym trunkiem, a na stoliku stała odpita do połowy butelka ulubionej brandy pana domu na wyjątkowe okazje. Twarze obu panów były zaczerwienione, a oczy lśniły pijackim blaskiem.
- No pięknie! – Lily podeszła bliżej i delikatnie odebrała Jamesowi szklankę. Była zdziwiona, że nawet nie protestował. Kątem oka zauważyła, jak zdegustowana matka rzuca mężowi karcące spojrzenie.
- Naprawdę musiałeś go upijać już w pierwszy wieczór, tato?
- Przecież nie jesteśmy pijani! – Zaprotestował Patrick. – A nawet jakby, to co z tego?! Przecież jest dorosły!
Lily stała jak wryta i z niedowierzaniem wpatrywała się w ojca. Co takiego zaszło między Jamesem a Patrickiem, kiedy ona z matką pracowały w kuchni? Jak to się stało, że Patrick zapałał do Jamesa taką sympatią?! Po chwili westchnęła jednak, decydując, że nie będzie drążyć tematu, bo ręce Jamesa niebezpiecznie zmierzały w górę jej ud.
 Koniec końców nie powinno jej to tak bardzo dziwić. James, kiedy mu na czymś zależało, potrafił być bardzo czarujący.
- Zrobiło się późno. – Z zamyślenia wyrwał ją głos matki. – Dokończę ciasto sama, a Ty Lily pokaż Jamesowi gdzie będzie spał. – Monika puściła oko do córki, a Lily zaczerwieniła się znacząco.
W domu mieli dość miejsca na przyjmowanie gości. Na piętrze stał jeden wolny pokój, a na poddaszu dodatkowa rozkładana kanapa, gdyby odwiedziła ich większa liczba gości.
Właśnie z tego względu Lily nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Monika zdecydowała, żeby James spał na składanym łóżku w pokoju Lily, ani jakim cudem zgodził się na to jej ojciec. Nie, żeby Lily nie odpowiadało takie rozwiązanie, po prostu nie mogła się nadziwić, jak swobodnie podchodzą do tego związku jej rodzice.
Zachichotała przypominając sobie jak perfidnie musiała łgać, razem z Jamesem, aby jej ojciec pozwolił jej odwiedzić Dolinę Godryka w ostatnie wakacje. Od tamtego czasu minęło zaledwie pół roku, a tu proszę, jaka niespodzianka! Westchnęła głęboko chwytając Jamesa za łokieć i pomagając mu wstać z kanapy. Na szczęście, pomimo rauszu, wciąż trzymał fason i nie próbował awanturować się.
- Chodź James, pokażę Ci, gdzie będziesz spał. – Uśmiechnęła się myśląc o łóżku turystycznym. Taaa jasne! Na pewno będzie na nim spał!
Była jednak wdzięczna matce, że ta próbowała stworzyć chociażby minimalne pozory. Tak było wszystkim łatwiej: gdyby otwarcie powiedziała, że James może spać razem z Lily w łóżku, to chyba umarłaby z zażenowania, James uciekłby przy pierwszej okazji i więcej nie pokazał się jej rodzicom na oczy, a Patrick dostałby zawału.

James zerknął na swój zegarek i zmrużył oczy próbując odczytać godzinę. W głowie mu szumiało, a cyferki zlewały się ze sobą. Brandy Patricka Evansa była piekielnie mocna! Nie miał pojęcia, która może być godzina. Miło gawędził z ojcem Lily i kompletnie nie zwracał uwagi na mijający czas.
Z chęcią posiedziałby jeszcze trochę i wypił kolejną szklaneczkę… albo i cztery… jednak, skoro Lily i jej matka rozpoczęły interwencję musiało być bardzo głośno lub był bardziej pijany niż mu się wydawało. Bez względu na to, która z opcji była prawdziwa, nie mógł sobie pozwolić na kompromitację w pierwszą noc u Evansów, więc grzecznie wstał z kanapy, pożegnał się z Moniką i Patrickiem, a następnie, asekurowany przez Lily chwiejnym krokiem opuścił salon.
Wejście na piętro po tych „ruchomych” schodach okazało się nielada wyzwaniem. A to, że były zakręcone wcale nie ułatwiało zadania:, co chwilę potykał się na niepewnych stopniach i pewnie gdyby nie Lily, sturlałby się na sam dół i już nie wstał z podłogi. Tymczasem bezpiecznie dotarł do pokoju, rozejrzał się dookoła.
Ściany w kolorze bladego różu, jasne meble, biurko, a nad nim korkowa tablica i dwuosobowe łóżko. Zdecydowanie Lily przyprowadziła go do swojego pokoju! Pomysł bardzo przypadł mu do gustu i wszystko byłoby idealnie, gdyby nieskładane łóżko stojące pod oknem.
- Mam na tym spać? – Zapytał i zdziwił się, że jego głos zabrzmiał tak… Hmmm bełkotliwie?
- Jeżeli Ci nie odpowiada, to na końcu korytarza jest pokój dla gości. – Lily uśmiechnęła się słodko wyciągając z szuflady niebieską piżamę.
- Odpowiada!! – Zapewnił gorliwie i przysiadł szybko, żeby zatrzymać karuzelę, która kręciła się w jego głowie.
- No to super! Rozgość się, idę do łazienki. – Lily zgarnęła z komody kosmetyczkę i wyszła z pokoju.
James ściągnął buty i spodnie i położył się na łóżku, które zaskrzypiało w proteście.
Pomimo kiepskiego wyglądu, okazało się być całkiem wygodne, choć i tak nie zamierzał spędzić na nim nocy. Łóżko Lily było na tyle duże, że spokojnie wyśpią się na nim oboje. Musiał tylko zaczekać, aż odgłosy dochodzące z parteru ucichną…
Pogrążony w tych przyjemnych myślach odpłynął w niebyt.
Lily rozczesała swoje rude włosy, wyszorowała zęby i przejrzała się w lustrze. Na jej policzkach wykwitły rumieńce, na myśl o tym, że tę noc spędzą z Jamesem razem. Musieli tylko zaczekać, aż rodzice pójdą spać… Zgarnęła kosmetyczkę, wrzuciła ciuchy do kosza na brudy i opuściła łazienkę. Bezszelestnie otworzyła drzwi swojego pokoju i weszła do środka.
Nie takiego widoku się spodziewała…, Choć jeśli wziąć pod uwagę ilość wypitego alkoholu, czego innego mogła oczekiwać?!
James spał jak zabity na swoim turystycznym łóżku, zasłaniając twarz ręką przed rażącym światłem lampy i pochrapywał cicho. Uśmiechnęła się podchodząc na palcach i okrywając go kołdrą. Nic straconego – pomyślała, kładąc się na swoim łóżku. – Mamy przecież cały tydzień…
***
           Syriusz przeciągnął się leniwie i rozprostował nogi. Uśmiechnął się złośliwie do Raven, która z zakłopotaną miną od piętnastu minut wpatrywała się w swoje dłonie i wysłuchiwała z pokorą potoku przekleństw, który wypływał z ust Mary Potter.
To była bardzo miła odmiana dla Syriusza: chyba pierwszy raz odkąd zamieszkał w domu Potterów zdarzyło się, że ktoś inny niż on i James zbierał opierdol od Mary. Tak, to był bardzo przyjemny widok.
- Ale, ciociu… - Raven próbowała jakoś się bronić.
- Żadne, ale, Raven! – Mary dyszała jak rozjuszony byk. – JAK MOGŁAŚ ZGODZIĆ SIĘ NA COŚ TAKIEGO?!? Kto dał Ci prawo decydować…
- James!! – Krzyknęła Raven. Miała już dość wysłuchiwania wrzasków ciotki. Zbierała opierdziel, który zdecydowanie nie należał się jej! A Mary z każdą chwilą rozkręcała się coraz bardziej. Nadszedł czas, żeby to przerwać. – Ciociu! James dał mi wszystkie pełnomocnictwa. Prosił mnie, żebym w jego imieniu podpisała umowę. Nie mógł sam tego zrobić, bo był w szkole. Uważam, że niesprawiedliwie zbieram za niego baty. Powtarzam Ci jeszcze raz, że to był jego pomysł! – Westchnęła głęboko i nieco ściszyła głos, widząc jak na twarzy Mary pojawia się grymas niezrozumienia. – Prosił mnie o pomoc, więc mu pomogłam. Ale przysięgam, że byłam tylko pośrednikiem. Sfinalizowałam umowę ustną, którą James zawarł przed wyjazdem do Hogwartu.
- Dlaczego wcześniej mi nic nie powiedziałaś? – Mary nie dawała za wygraną, choć ewidentnie straciła wcześniejszą werwę.
- Ponieważ James mi zabronił.
- Och, na litość Boską! – Mary zatrzęsła się ze złości. – Znasz go od dziecka, Raven! Wiesz, że gdy na coś się napali, to nie myśli racjonalnie! Doskonale wiedział, że jeśli się dowiem, to wybiję mu ten kretyński pomysł z głowy!
- Właśnie, dlatego zabronił mi z Tobą rozmawiać. – Raven westchnęła zrezygnowana. Zaczęła się zastanawiać, kogo pierwszego powinna zamordować. Czy Jamesa za to, że pojechał sobie do Lily zamiast toczyć bój ze swoją matką? Czy może Syriusza, za to, że wgadał Mary, że James kupił ten przeklęty, piękny dom, a teraz nawet nie miał zamiaru jej pomóc.
- Mogłaś sama mu nagdać! Odwieźć go od tego durnego pomysłu! Po cholerę mu dom! Przecież to szaleństwo! – Raven zauważyła, że Mary od nowa się nakręca. – Ma gdzie mieszkać, przecież odziedziczy dom po nas! Na brodę Merlina! – Mary zerwała się z kanapy i zaczęła nerwowo krążyć po salonie, jak rozjuszony tygrys, po cyrkowej arenie. – Niech no on tylko wróci do domu! Obedrę go ze skóry! Jak można tak pochopnie wydać taką górę galeonów… Ojciec dostanie zawału, jak się dowie.
Syriusz, wbrew domysłom Raven, postanowił interweniować. Nie martwił się o serce seniora, w tej kwestii był akurat spokojny: wiedział, że pomysł Jamesa spodoba się staremu, ale Mary trochę za bardzo demonizowała całą sprawę.
- Mary… - Wstał z kanapy, podszedł do kobiety, złapał ją za ramiona. – Uspokój się i mnie posłuchaj. Rozumiem, że jesteś wściekła na Jamesa. Również jestem zdania, że powinien był wcześniej poinformować Cię o swoich planach. – Objął Mary ramieniem i zaprowadził ją z powrotem na kanapę, aby usiadła. – Nie zapominaj jednak, że James jest już dorosły, a pieniądze, które wydał na ten dom, należały do niego. Cicho daj mi dokończyć! – Pogłaskał kobietę po plecach widząc, że otwiera już usta, aby zaprotestować. – Ten dom podobał się Jamesowi od lat, mówił mi o tym za każdym razem, kiedy przechodziliśmy obok niego. Gdy dowiedział się, że jest na sprzedaż, stwierdził, że po prostu musi go kupić!
- Przecież ma gdzie mieszkać, do cholery!!! – Mary nie wytrzymała.
- Oczywiście, ale pamiętaj, że jest dorosły i za chwilę skończy Hogwart. Będzie chciał rozpocząć życie na własny rachunek, założyć rodzinę, zamieszkać z nią we własnym domu…
- Nasz dom jest wystarczająco duży! – Mary niespokojnie broniła swego zdania.
Raven była pod wrażeniem tego jak Syriusz rozmawia z już tylko trochę rzucającą się Mary. Niesamowite było to, jakie miał podejście do kobiet, niezależnie od wieku i problemów.
- Mary, doskonale wiesz, że żadna synowa nie chciałaby mieszkać w jednym domu z teściową. – Syriusz uśmiechnął się, widząc, że upór Mary maleje. – Ten dom jest dwie uliczki dalej. James nie zamierza wyjechać na drugi koniec świata.
- No właśnie ciociu. – Wtrąciła się Raven. – Powinnaś się cieszyć, że James postanowił zostać w Dolinie Godryka.
- Nie odzywaj się, bo Ci uszy pourywam! – Warknęła Mary, choć to bardziej rozśmieszyło młodzież niż przeraziło.
- Nie denerwuj się tak! – Syriusz posłał Raven ostrzegawcze spojrzenie. – Raven ma rację. To, że James wyprowadzi się od Was nie znaczy, że przestaniecie się widywać. Będzie przychodził codziennie na obiady…
- Tyle galeonów!!! – Mary wciąż nie dawała za wygraną.
- Był znacznie tańszy niż ci się wydaje. To była prawdziwa okazja. Właściciele postanowili przeprowadzić się do Szkocji, zależało im, żeby sprzedać dom jak najszybciej. Poza tym nie stracił tych galeonów. Nieruchomości cały czas są w cenie. Dom jest piękny, ma duży ogród, zawsze będzie go łatwo sprzedać.
- Syriusz ma rację! W środku jest jeszcze piękniejszy niż na zewnątrz. – Raven podeszła do Mary i chwyciła ją za rękę. – Ciociu, jutro pójdziemy go obejrzeć. Kiedy zobaczysz ten ogród, zakochasz się w nim!
- Jesteście bandą nieodpowiedzialnych i lekkomyślnych matołów! – Warknęła Mary wstając z kanapy. Syriusz i Raven wiedzieli jednak, że kobieta dała za wygraną. – Ale ty zostajesz z nami! – Wskazała palcem na Syriusza.
- Tak długo, aż mnie sama nie wyrzucisz z domu. – Wyszczerzył zęby, podszedł do Mary i pocałował ją w policzek. – Połóż się Kochana, już późno.
- Nie siedźcie za długo! – Pogroziła im palcem i ruszyła w kierunku schodów. – Raven, powiedz rodzicom, że kolację wigilijną zaczynamy jutro o 19.00.
- Oczywiście ciociu. Dobranoc.
Kiedy usłyszeli, że drzwi sypialni zamknęły się za Mary, odetchnęli z ulgą.
- Świetna mowa, Black. – Raven wyszczerzyła zęby w uśmiechu i przybiła Syriuszowi piątkę.
- Nikt, tak jak ja, nie potrafi uspokoić Mary Potter.
- I oczywiście jej wkurwić. – Zachichotała Raven.
- O nie, Słońce. W tej kwestii prym wciąż wiedzie James. – Syriusz wstał z kanapy i zerknął na wielki zegar stojący w rogu salonu. – Noc jeszcze młoda. Idziemy się napić?
- Do Katie? – Raven figlarnie mrugnęła okiem do Łapy.
- Nie, u Katie już byłem. Ale nie widziałem się jeszcze z Bradem.
- Zatem ruszajmy! – Raven z entuzjazmem poderwała się z kanapy i wyszła za Syriuszem z domu Potterów.
***
        Obudził ją delikatny jak piórko pocałunek, który poczuła na swoim karku. Uśmiechnęła się i zamruczała jak kotka, czując jak silna, męska dłoń sunie wzdłuż jej uda, coraz niżej.
Pierwsze promienie zimowego słońca wpadały do pokoju przez zasłonięte zasłony. Dzień, – choć mroźny – zapowiadał się słonecznie.
- Dzień dobry, śpiochu. – Usłyszała szept, tuż przy swoim uchu. Otworzyła oczy i przekręciła się na bok, zarzucając Jamesowi rękę na szyję.
- Dzień dobry. – Przywitała się posyłając mu promienny uśmiech i dając buziaka prosto w rozchylone usta. – Jak się dziś czujesz?
- Teraz fantastycznie. – Przyciągnął ją bliżej tak, że poczuła na brzuchu jego twardniejącą męskość. – W nocy czułem się nieco osamotniony.
Lily przewróciła oczami.
- Proszę Cię. W nocy spałeś jak zabity. – Zachichotała, ocierając się zalotnie. – Mój ojciec Cię upił!
- Troszeczkę. – Zaśmiał się, obsypując pocałunkami jej szyję. – Bardzo przepraszam, że tak się wczoraj niegrzecznie zachowałem. Obiecuję, że za chwilę wszystko Ci wynagrodzę.
Nie przerywając pocałunku, jedną ręką zwinnie rozpiął guziki koszulki Lily i zabrał się za pozbywanie spodni jej piżamy.
Niecierpliwie skopała spodnie z łóżka, szybko się przekręciła i już po chwili siedziała na nim okrakiem.
- Musimy zachowywać się cicho. –Wyszeptała pozbawiając Jamesa koszulki.
- Na szczęście twoje łóżko nie skrzypi tak, jak to składane paskudztwo! – Usiadł, objął Lily w pasie i otoczył ustami jej sutek.
Jęknęła cicho, zarzucając mu dłonie na plecy i odchylając głowę do tyłu. Uwielbiała być tak budzona!
 Nie przerywając pieszczot, ułożył Lily na łóżku, a następnie przykrył ją swoim ciałem. Tak dawno się nie kochali… tak bardzo jej pożądał, nie miał dziś w sobie dość cierpliwości, żeby bawić się teraz w długie gry wstępne.  Lily chyba czuła to samo, ponieważ rozchyliła uda i uśmiechnęła się zachęcająco.
Jednym, szybkim ruchem zatopił się w niej dusząc jęk rozkoszy, namiętnym pocałunkiem. Serce zaczęło mu bić jak szalone, gdy oplotła jego biodra swoimi nogami, a dłonie zaciskając na jego nagich plecach.
- Och, skarbie… - szepnął zwiększając tempo. – Nie wytrzymam długo…
Lily wygięła się w łuk czując, że szybko wspina się na wyżyny przyjemności. Każde pchnięcie Jamesa, sprawiało, że na chwilę brakowało jej tchu. Nieubłagalnie zbliżał się jej koniec. Czuła jak jej ciało drży w oczekiwaniu na spełnienie. James zmienił delikatnie pozycję i po kilku sekundach Lily poczuła, że rozpada się na miliony kawałków. Zamknęła oczy, a jej mięśnie znieruchomiały. Drżące palce wbiły się w plecy, a paznokcie na długo pozostawią tam ślady po jej orgazmie.
James, tak jak zapowiadał, dołączył do Lily w momencie, gdy na swoich wrażliwych na pieszczoty plecach poczuł wbijane paznokcie. Spełnienie po tak długiej przerwie od seksu z ukochaną sprawiło, że odruchowo wydał z siebie krótki jęk. Oboje zatraceni w ekstazie nie zwrócili uwagi na to czy ktoś ich usłyszał.
Oboje potrzebowali tego zbliżenia:, gdy nikt im nie przeszkadzał, nie musieli spieszyć się na lekcje, czy uważać na Filcha. Delektowali się sobą i nie przerywali pieszczot. Pocałunkom nie było końca, a ich ręce błądziły po ciałach jakby chcieli zapamiętać każdy fragment siebie nawzajem.
Nie mówili nic, ich ciała robiły to za zamiast ust. Całowali się i dotykali. Bliskość, jaką dawali sobie nawzajem wypełniała całe pomieszczenie, gorące ciała ponownie budziły się do życia, chętne do zaspokojenia nowych rządz. Temperatura ponownie zaczęła wzrastać pocałunki na powrót stały się głębsze, a Lily wyraźnie czuła jak w męskość Jamesa ponownie wracają siły. Oboje byli gotowi by znów zatracić się w gonitwie do spełnienia, ale przerwało im lekkie zamieszanie na parterze.
Znieruchomieli oboje, walcząc o każdy oddech i nasłuchując kroków, które nieubłagalnie zbliżały się do drzwi. Lily szybko naciągnęła spodnie od piżamy i rzuciła Jamesowi T-shirt, aby również się ubrał. Wiedziała, że jej mama nigdy nie weszłaby do pokoju bez zaproszenia, jednak Lily nie miała pewności czy przed drzwiami nie czai się ojciec.
Podskoczyła jak oparzona, gdy ktoś cicho zapukał do drzwi. James zasłonił usta poduszką, by nie wybuchnąć głośnym śmiechem. Lily rzuciła mu złośliwe spojrzenie i dała znać, by szybko przeniósł się na turystyczne łóżko, ale tylko postukał się w czoło, wciąż dławiąc śmiech. Pukanie rozległo się ponownie i po chwili usłyszeli głos Moniki Evans.
- Dzieciaki! Pora wstawać! Śniadanie na stole!!!
- Już wstajemy, mamo! – Odpowiedziała Lily, pędem rzucając się do szafy. Wyciągając z niej świeże ciuchy usłyszała jak Monika odchodzi w kierunku schodów.
James wstał wreszcie z łóżka i chichocząc jak wariat podszedł do Lily i objął ją w pasie.
- Nie panikuj tak, mała. – Uśmiechnął się całując ją w czoło. – Jesteśmy dorośli, a Twoja mama to bardzo mądra kobieta.
- Przestań gadać, tylko się ubieraj. Za 15 minut musimy być na śniadaniu. Inaczej przyjdzie po nas ojciec.
- A co będziemy robić po śniadaniu? – Zamruczał namiętnie wsuwając dłonie pod koszulkę Lily.
- Jak to, co? Ty pójdziesz z tatą po choinkę na targ, a ja pomogę mamie w kuchni.

Strzeliła go po rękach, chwyciła za kosmetyczkę i szybko uciekła do łazienki.