wtorek, 18 lipca 2017

Rozdział 66

Ciężkie ołowiane chmury zasłaniały całe niebo zwiastując nadejście śnieżycy. Mroźny wiatr smagał twarz Lily utrudniając poruszanie się po oblodzonej, brukowanej alejce.
Była zła na siebie, że dała się wyciągnąć na ten kretyński spacer, a na Jamesa, że szedł teraz ciągnąc ją za rękę i nie chcąc powiedzieć dokąd zmierzają. Dodatkowo irytował ją ten tajemniczy uśmiech, który gościł na ustach Jamesa odkąd opuścili dom Potterów.
- Powiesz mi wreszcie gdzie idziemy? – Zapytała, gdy skręcili w prawo i znaleźli się na szerokiej alei, obsadzonej starymi dębami, których gałęzie uginały się pod ciężarem śniegu.
- Jeszcze chwilę cierpliwości. – James puścił do Lily oko. – Zaraz będziemy na miejscu.
Lily westchnęła ciężko i dała się prowadzić w głąb alei. Rozglądała się dookoła próbując zapamiętać drogę powrotną, choć przypuszczała, że to i tak na nic się nie zda. Nie potrafiłaby wrócić stąd samodzielnie do Potterów. Musiała jednak przyznać, że ta okolica, nieco oddalona od głównych ulic Doliny Godryka, prezentowała się wyjątkowo pięknie. Urocza brukowana uliczna, nocą oświetlana przez żeliwne, gazowe latarnie, stare dęby rosnące na zmianę z okazałymi krzewami róż i rododendronów i kamienne murki obrośnięte mchem, a teraz okryte warstwą białego puchu. A te domy! Piękne wiekowe domki z czerwonej cegły lub drewna. Nie były one tak okazałe jak rezydencja Potterów, ale miały swój urok i jakby same zapraszały, aby wejść do środka.
Wreszcie James zatrzymał się przed jednym z domów schowanym za wysokim żywopłotem. Pomajstrował chwilę przy furtce, otworzył ją i z szarmanckim ukłonem przepuścił Lily przodem.
Przeszła przez furtkę nieco przestraszona i onieśmielona, że wchodząc bez zaproszenia naruszą czyjąś prywatność. Skonsternowana spojrzała na Jamesa. On jednak nie wyglądał na onieśmielonego, wręcz przeciwnie: uśmiechał się szeroko i kipiał dumą.
Rozejrzała się dookoła czekając na ujawnienie się gospodarzy, dom jednak wyglądał na opuszczony.
Był to piękny piętrowy domek z muru pruskiego, drewniane okiennice szczelnie zasłaniały okna broniąc dostępu takim intruzom, jak oni. Biała pierzyna śniegu zasłaniała trawnik przed domem i liczne krzewy rosnące pod oknami. Główną fasadę domu porastał krzew dzikiego wina – teraz pozbawiony liści wyglądał dość upiornie, nadając domowi jeszcze więcej tajemniczości. Lily obejrzała się za siebie lecz zamiast alejki ujrzała żywopłot – wciąż zielony, pomimo zimy.
Właśnie miała zapytać, gdzie tak naprawdę się znajdują i kim są właściciele tego domostwa, gdy James minął ją i kamienną ścieżką podszedł do wielkich drewnianych drzwi, opatrzonych w małe zakratowane okienko. Wyjął z kieszeni pęk kluczy, znalazł ten odpowiedni – stary, mosiężny – a następnie wsunął go w zamek i przekręcił.
Lily wydała z siebie zduszony okrzyk, gdy dobrze naoliwione zawiasy otworzyły drzwi bez najcichszego skrzypnięcia.
- James! – Szepnęła konspiracyjnie podchodząc i ciągnąc go za ramię. – Tak nie można. Ktoś nas stąd zaraz wywali!
- Można, można. – Zachichotał i bezceremonialnie wepchnął ją do środka.
W domu panowały egipskie ciemności, dostępu do światła broniły drewniane okiennice. Lily nie mogła nic wypatrzeć do momentu, aż James zamknął drzwi i przekręcił staroświecki włącznik światła. Pomieszczenie rozświetliło się żółtym blaskiem, a Lily zdziwiła się, że dom – choć stary – miał podłączoną elektryczność. Lekko oślepiona zmianą światła, rozglądnęła się, gdy jej oczy odzyskały ostrość widzenia.
Pomieszczenie, w którym się znajdowali, było pięknym salonem urządzonym w starym stylu. Meble przykryte były białymi płachtami zabezpieczającymi przed kurzem i brudem, ale Lily mogła rozróżnić ich kształty. W głębi pokoju stały dwie ogromne sofy, a pomiędzy nimi niska ława, nad którą wisiał piękny kryształowy żyrandol, obecnie pokryty pajęczynami i kurzem.
Oczami wyobraźni, Lily ujrzała siebie, siedzącą na jednej z sof i grzejącą się przy pięknym, olbrzymim kominku z jasnego piaskowca, wybudowanym naprzeciwko. Westchnęła tęsknie i powróciła do oglądania domu.
Podłoga pokryta była starymi hebanowymi deskami, a ściany salonu winylową tapetą w ceglanym kolorze. Na drugiej ze ścian pod białymi płachtami stał wysoki regał sięgający sufitu i szeroka komoda. Lily aż korciło zerwać materiał i zobaczyć jak wyglądają meble. Nie odważyła się jednak na ten gest. Przeniosła wzrok na trzecią ścianę i westchnęła cicho. Nie spodziewała się czegoś takiego. Całą ścianę tworzyły wielkie okna od podłogi do sufitu. Na pewno okien tych nie wstawiono w czasie budowy domu. W dawnych czasach nie stosowano takich przeszkleń. Lily była przekonana, że ścianę tą musiano zmodernizować na przestrzeni ostatnich lat.
Strasznie była ciekawa, jaki widok wyłoniłby się po otwarciu okiennic. Na pewno szklane drzwi prowadziły do ogrodu, jednak aby go teraz obejrzeć musiałaby wyjść i okrążyć dom. Uznała, że zrobi to gdy będą już opuszczać tą posiadłość.
Okręciła się kontynuując zwiedzanie i rzuciła Jamesowi przelotne spojrzenie. Już się nie uśmiechał, wydawał się zdenerwowany, czekając w milczeniu na jej opinię. Przeniosła spojrzenie z Jamesa na to, co było za jego plecami. Były to szerokie drewniane schody prowadzące na piętro wykonane z tego samego materiału co podłoga oraz brązowe dwuskrzydłowe drzwi. Lily nieśmiało ruszyła w tym kierunku z zamiarem zwiedzenia kolejnego pomieszczenia.
Gdy sama na ścianie odkryła włącznik światła i go przekręciła, zorientowała się że znajduje się w kuchni. Oniemiała wielkością pomieszczenia, szybko skorygowała swoje myśli. Stała właśnie w sercu tego domu – ogromnej kuchni połączonej z jadalnią. Widok ten budził jej wspomnienia babcinej kuchni na wsi pachnącej plackiem z jabłkami, dokąd razem z Petunią jeździły jako dzieci.
Tutaj ściany były białe, meble z ciężkiego ciemnego drewna, stary zabytkowy piecyk gazowy, nad którym znajdował się drewniany okap. Na środku murowana wyspa a nią haki z miedzianymi rondlami i patelniami. W głębi pomieszczenia, pod oknem stał olbrzymi okrągły stół otoczony krzesłami, teraz schowany pod białym materiałem.
Lily pomyślała, jak miło byłoby spędzać poranki przy tym stole pijąc aromatyczną kawę, szykować dzieciom kanapki przy wyspie kuchennej czy kochać się z Jamesem na jednej z szafek…
Znów tęsknie westchnęła i wróciła do salonu. Korciło ją aby wdrapać się po schodach i zwiedzić piętro, ale uznała, że chodzenie po cudzym domostwie jest nie na miejscu.
- Piękny dom, James. Już zazdroszczę jego przyszłym właścicielom, będą tutaj bardzo szczęśliwi. – Dotknęła dłonią narożnika regału wyczuwając pod palcami drewniane rzeźbione drzwi szafy. Spojrzała na Jamesa, który spoglądał na nią z mieszaniną zdenerwowania i niepewności. Nic, absolutnie nic, nie pasowało do siebie w całej tej sytuacji.
- James, Gdzie my jesteśmy? Do kogo należy ten dom? – Podeszła i przyjrzała mu się uważnie. Nadal wyglądał jakby się odrobinę denerwował.
- Podoba ci się? – Odpowiedział pytaniem na pytanie łapiąc jeden z kosmyków jej włosów, który wymknął się spod czapki.
- Czyj to dom, James? – Założyła ręce na piersiach.
- Czy ci się podoba? – Wyraźnie unikał odpowiedzi czym jeszcze bardziej wzbudził jej podejrzenia, że coś jest nie tak.
- A co mam Ci powiedzieć? Jest piękny. Ale fakt pozostaje faktem, że nie chciałabym być oskarżona o włamanie.
James jakby odetchnął z ulgą i pierwszy raz odkąd przekroczyli próg tego domu uśmiechnął się.
- Nikt nas o nic nie oskarży, Lily. Nie włamaliśmy się tutaj. – Delikatnie objął ją w pasie.
- A jak inaczej to nazwiesz?! – Uśmiechnęła się kpiąco.
- Weszliśmy tu legalnie, ponieważ… - przełknął głośno ślinę i szybko zamrugał oczami. – Ponieważ to jest mój dom, Lily.
Ruda otworzyła usta, ale szybko je zamknęła. Znów otworzyła… przez chwilę wyglądała komicznie, jak ryba wyjęta z wody. Kompletnie ją zamurowało, nie wiedziała co ma powiedzieć.
Wreszcie zaśmiała się głośno sądząc, że postanowił, zrobić jej kawał.
- Twój. Bardzo śmieszne, naprawdę. Prawie mnie nabrałeś. A teraz mów, kto tu mieszka, tak naprawdę.
- To nie jest żart, Lily. – Przeniósł dwoje ręce z jej talii na ramiona.. – Jak sama widzisz teraz nikt tutaj nie mieszka, ale bardzo bym chciał, żebyśmy po powrocie z Hogwartu wprowadzili się tutaj razem.
Przestała się śmiać i oniemiała spojrzała w oczy Jamesa. On naprawdę nie żartował.
Znała go już na tyle dobrze, by wiedzieć kiedy ją wkręca, a kiedy mówi prawdę. To był dom Jamesa. JAMES MIAŁ WŁASNY DOM, a ona była jego narzeczoną więc…
- O kurwa… - wymsknęło jej się od natłoku informacji. James wytrzeszczył oczy i uśmiechnął się nieśmiało.
- A więc mi wierzysz?
- Tak, ale nie rozumiem jak to wszystko się stało. Dlaczego nigdy nie powiedziałeś mi, że masz własny DOM?!
- Ponieważ chciałem ci zrobić niespodziankę. A dom kupiłem zaledwie miesiąc temu.
- TY KUPIŁEŚ?? – Wykrzyknęła znów zszokowana.
- No nie dosłownie. Raven miała moje pełnomocnictwa i dopełniła za mnie wszystkich formalności, ale w skrócie mówiąc, ja jestem właścicielem.
- James, bez jaj! Ten dom jest ogromny! Pewnie jest wart fortunę! Wiem, że twoi rodzice są…
- TO JEST MÓJ DOM! – Warknął poirytowany jej zacięciem. Puścił jej ramiona i odsunął się od niej. – Nie moich rodziców.
- TYM BARDZIEJ!  Jeszcze trudniej mi w to uwierzyć! – Podeszła do okazałego kominka, oparła się o niego plecami i założyła ręce na piersi.
- TO UWIERZ! – Zaczął ogarniać go gniew. Nienawidził rozmawiać o pieniądzach, a jeszcze bardziej się wściekał, gdy był zmuszony mówić o ogromnym majątku, który odziedziczył po dziadkach. Zawsze krępował go ten temat.
- James, ale… - chciała go udobruchać i zrobiła krok w jego stronę.
- Jasna cholera, Lily! Po prostu to zaakceptuj, ok.? Już kiedyś mówiłem ci o spadku po dziadkach i nie chcę więcej poruszać tego tematu. – Zniechęcony usiadł na jednej z kanap tak gwałtownie, że materiał na pozostałej części uniósł się. James oparł głowę i zamknął oczy.
- Pamiętam naszą rozmowę. - Mruknęła nieco obrażona jego agresywną postawą. – Ale co innego, gdy rozmawiamy o zegarku, a co innego… - Zawahała się. – Dom??? Olbrzymi cholernie drogi dom?!?
- Tak! DOM! – Zakrył twarz dłońmi z bezsilności nad jej zacięciem. – Nie był aż tak srogi, kupiłem go okazyjnie! – Warknął. – I jeśli cię to uspokoi, to moja skrytka u Gringotta nie świeci pustką po tym zakupie! Możemy zamknąć już ten temat?!?! Jest dla mnie krępujący!
Poczuła się strasznie głupio. Przecież już kiedyś poruszyli ten temat i doskonale wiedziała, że James jest człowiekiem, który nie lubi obnosić się ze swoim bogactwem. Usiadła obok niego bokiem, podkuliła nogi na sofę i wtuliła twarz w jego klatkę piersiową.
- Przepraszam. – Objęła go w pasie i cmoknęła w jedyny fragment brody, który było mu widać spod rąk zasłaniających twarz. – Ten dom jest przepiękny i doskonale rozumiem dlaczego go kupiłeś. Nie interesuje mnie ile za niego zapłaciłeś i ile zostało ci jeszcze złota w banku. Cieszę się, że jesteś szczęśliwy.
James rozluźnił się po tych słowach. Jego ramiona powróciły na swoje miejsce, a ręka zawędrowała na plecy jego przyszłej żony.
- Jeszcze nie jestem szczęśliwy. – Rozchmurzył się, cmoknął ją w czoło i spojrzał w zielone oczy Lily. – Będę szczęśliwy gdy zgodzisz się zamieszkać tu razem ze mną.
Zapadła niezręczna cisza. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak to będzie wyglądać. Co innego mieszkać we wspólnie wynajętym mieszkaniu na Pokątnej i płacić czynsz na pół, a co innego TO! W tym domu nie było czynszu! Jak podzielą się wydatkami.
- Nie wiem czy stać mnie na wynajem pokoju. – Zażartowała żeby rozładować napięcie. Jednak, zupełnie niechcący, osiągnęła odwrotny efekt.
- Chyba zaraz normalnie ci przyłożę! – James raptownie powalił Lily na sofę, przygwoździł ją swoim ciałem, a ręce chwycił nad jej głową. – Kilka dni temu przyjęłaś moje oświadczyny, zgodziłaś się zostać moją żoną. I czy ci się to podoba czy nie, musisz mnie zaakceptować z całym pakietem. – Spojrzał po całym pokoju. – Jeśli sobie życzysz, możemy mieszkać w Londynie, w jakiejś śmierdzącej norze – proszę bardzo! Ale po ślubie już nie będziesz miała wyboru. Wszystko co moje, prawnie będzie twoje. Ten dom również.
Poczuła się jak skarcony szczeniak i miała ochotę odpyskować, ale niestety musiała przyznać Jamesowi rację. Zgodziła się zostać jego żoną. Musiała wziąć cały pakiet. Choć było to cholernie krępujące.
- Niestety masz rację. – Mruknęła i delikatnie wyplątała się z jego objęć. James z ulgą wstał i podał jej rękę.
- Cieszę się, że wreszcie dotarło to do ciebie. – Uniósł jej brodę do góry, gdy zakłopotana udawała, że otrzepuje płaszcz z kurzu. – A teraz dokonaj proszę wyboru. Czy po skończeniu szkoły chcesz, żebyśmy wynajęli jakieś gówniane mieszkanko na Pokątnej? Czy wprowadzimy się tutaj?
Cóż za wybór! Pomyślała uśmiechając się szeroko. Jeszcze zanim przekroczyła próg tego domu, wiele razy fantazjowała o mieszkaniu w czymś takim.
- Będę bardzo szczęśliwa, wprowadzając się tutaj razem z tobą. – Szepnęła obejmując James mocno za szyję.
- Cudownie! – Na jego ustach zakwitł jeden z tych uśmiechów od których kręciło jej się w głowie. – Więc chodźmy jeszcze obejrzeć piętro! – Chwycił ją za dłoń i pociągnął na schody.
Szeroki, ciemny korytarz kończył się wąskimi schodami prowadzącymi na strych. Po obu stronach korytarz były pozamykane drzwi z jasnego drewna. Lily naliczyła ich aż sześć.
- Na Merlina! Po co nam sześć pokoi! – Wypaliła na głos zanim ugryzła się w język.
- Spokojnie, są tylko cztery pokoje. Spójrz. Te prowadzą do jednej łazienki, a te na końcu korytarza do drugiej.
- DWIE ŁAZIENKI NA JEDNYM PIĘTRZE? – Pisnęła.
- Trzy. – Poprawił ją szybko. – Ale ta trzecia nie ma wyjścia na korytarz, przylega bezpośrednio do pokoju. Chodź zobacz. – Pociągnął ją za rękę, bo Lily była w takim szoku, że nie dała rady sama podjąć racjonalnej decyzji. – Pomyślałem sobie, że jest idealny na naszą sypialnię. – Otworzył pierwsze drzwi po lewej stronie, zapalił światło w pokoju i zaprosił Lily do środka. Po szybkich obliczeniach zdała sobie sprawę, że pokój znajduje się nad kuchnią. Był o połowę mniejszy od pomieszczenia na parterze, ale mimo to i tak na tyle przestronny, że mieściło się w nim gigantyczne drewniane łoże, wielka trzydrzwiowa szafa, śliczna toaletka, mała sofa. Na ścianie naprzeciwko łóżka były drzwi, zapewne prowadzące do łazienki, o której wspomniał James.
Otworzyła je i weszła do środka spodziewając się łazienki, ale panowała taka ciemność, że nie mogła niczego dostrzec. Zapaliła światło i pisnęła zaskoczona.
- Co jest? – James, który znajdował się akurat w drugim końcu pokoju, podbiegł do Lily zaalarmowany jej krzykiem.
- Nic. Myślałam, że to łazienka! – Wskazała ręką małe pomieszczenie.
- O garderoba! Przeoczyłem ją gdy byłem tu pierwszy raz. – Rozejrzał się szybko zauważając rzędy półek, szuflad i mosiężnych rurek na wieszaki. – Łazienka jest z drugiej strony. Chodź, zobaczysz.
Lily weszła do łazienki i zagwizdała z uznaniem. Była to łazienka urządzona w klasycznym angielskim stylu. Na ścianie białe kafelki, podłoga ozdobiona kafelkową biało-czarną szachownicą. Pomiędzy okienkami lustro w złotej rami i biała porcelanowa umywalka. Toaleta była dyskretnie ukryta za okafelkowanym murkiem. I wanna. Wielka, przedwojenna, żeliwna wanna, na czterech nogach imitujących lwie łapy, w której spokojnie mogłyby zażywać kąpieli dwie osoby… Po plecach Lily przebiegł podniecający dreszcz.
Popatrzyli na siebie i uśmiechnęli się w tym samym momencie, odgadując swoje myśli.
- Obejrzyjmy resztę pokoi. – Lily wzięła głęboki oddech i szybko opuściła łazienkę.
Okazało się, że pozostałe pokoje, były tylko niewiele mniejsze od sypialni. Nie posiadały wprawdzie łazienek, ale każdy miał swoją małą garderobę. Wszystkie trzy były urządzone w podobnym stylu – jasne meble, pastelowe kolory ścian. Choć wyglądały ładnie Lily i James zadecydowali, że przeprowadzą tu latem mały remont.
Po zwiedzeniu pokoi, wdrapali się po stromych schodach aby zajrzeć jeszcze na stryszek, który, jak się okazała był wielkim strychem zagraconym starymi antycznymi meblami i całą stertą kartonowych pudeł wypełnionych książkami, garnkami i bibelotami. :Lily uśmiechnęła się z czułością, gdy w jednym z kątów odkryła starego konika na biegunach, któremu z rozerwanego ucha wysypywały się trociny. Postanowiła, żer konik będzie pierwszą rzeczą, która opuści ten strych. Naprawi go, wyczyści i postawi w jednym z pokoi na piętrze, aby kiedyś mogły się nim bawić ich dzieci.
- Pomyślałem sobie, że moglibyśmy tu zorganizować imprezę sylwestrową. – Powiedział James, kiedy zeszli z powrotem do salonu. – No wiesz, przyjedzie Remus i Peter, zaprosilibyśmy Raven, może Lorraine się zerwie wcześniej z domu. Zaprosilibyśmy też kilku znajomych z okolicy.
- A co z twoją mamą?
- Na pewno już się umówiła z rodzicami Raven.
- James… tak się zastanawiałam. – Lily zatrzymała się zamyślona na klatce schodowej, gdy schodzili do salonu. – Co będzie z Syriuszem?
- Jak to co? Będzie mistrzem ceremonii, w Dolinie wszyscy go znają jako najlepszego organizatora imprez. – James nie zrozumiał pytania, układając w głowie sylwestrowe menu złożone praktycznie z samych alkoholi.
- Co będzie z Syriuszem po skończeniu szkoły! – Lily przewróciła oczami.
- A to! No cóż. Nie myślałem o tym jeszcze. – Zamyślił się na chwilę. – Jeśli będzie chciał zostać u rodziców, to Mary nie będzie mu robiła problemów, w końcu jest dla niej jak drugi syn. Będzie miał cały pokój dla siebie i nareszcie nie będzie narzekał, że nie może sprowadzać sobie panienek.
Lily odetchnęła z ulgą. Pomimo całej swojej sympatii dla Syriusza nie uśmiechała jej się perspektywa mieszkania z nim pod jednym dachem w dorosłym życiu. Pragnęła ciszy i spokoju, a nie wiecznych „fajerwerków”.
Postanowiła jednak nie kontynuować tego tematu. Chwyciła Jamesa za rękę i pociągnęła go w stronę drzwi wejściowych.
- Chodźmy, chciałabym jeszcze obejrzeć ogród.
Wyszli na zewnątrz i okrążając dom, dotarli na jego tyły, gdzie ich oczom ukazał się ogromy ogród spowity bielą. Oczami wyobraźni Lily ujrzała jak pięknie będzie prezentował się ogród latem, gdy zakwitną wszystkie krzewy róż, a drewniana altanka ukryta w kącie ogrodu zarośnie dzikim winem.
Była teraz tak szczęśliwa, że aż ogarnął ją lęk, że to wszystko, co ją otacza pęknie jak bańka mydlana. Przytuliła się mocniej do Jamesa, zamknęła oczy i wciągnęła w płuca mroźne powietrze. Koniec szkoły, kochający narzeczony, cudowny dom… to wszystko brzmiało tak niewiarygodnie! Czym sobie zasłużyła na to wszystko?
James chwycił ją pod brodę i pocałował delikatnie w usta. Uśmiechnął się odgarniając z czoła Lily niesforny kosmyk rudych włosów i widział w jej zielonych oczach tą miłość i szczęście, którą zawsze chciał ujrzeć.
Rozpierała go duma i pewność, że od teraz wszystko już na zawsze będzie dobrze. Że będą razem szczęśliwi do końca życia…
Wyszli przed dom i szli powoli i w milczeniu. Każde z nich rozmyślało nad tym, co się przed chwilą stało. Gdy znaleźli się przy bramce usłyszeli trzaśnięcie i obrócili się w stronę budynku.
- To okiennica na górze. Poczekaj tutaj a ja pójdę zamknąć. - James puścił Lily i ruszył z powrotem.
Lily rozejrzała się po okolicy i odkryła, że jest jeszcze piękniejsza niż jeszcze pół godziny temu, gdy zniechęconą James ciągnął tutaj niemalże siłą. Domki lekko oświetlone światłem latarni, wnętrza rozświetlone blaskiem żyrandoli, świec, brzmiące śmiechem, gwarem rodzin i muzyką z gramofonu. Dzieci rzucające się śnieżkami w ogródkach domów i zwierzęta hasające między nimi.
- Dzień dobry!
Lily przestraszyła się, bo ten miękki męski głos ją zaskoczył. Odwróciła głowę i zobaczyła przystojnego, wysokiego mężczyznę, przyjaźnie uśmiechającego się do niej.
- Dzień dobry.
- To pani jest wybranką naszego Jamesa? - Z życzliwością w głosie zapytał mężczyzna.
- Tak mi się wydaje. Lily Evans. - Z uśmiechem wyciągnęła rękę do towarzysza rozmowy.
- Witaj w Dolinie Godryka! Mam nadzieję, że będzie ci się tu podobać. Cieszę się, że James znalazł taką piękną, uroczą narzeczoną.
Lily wyczuła, że ta radość jest sztuczna i mężczyzna nie mówi tego szczerze.
- Dziękuję bardzo. Okolica jest naprawdę cudowna!
Oboje usłyszeli zamykanie drzwi na klucz.
- No nic to, na mnie już pora. Proszę, Lily, przekaż Jamesowi serdeczne pozdrowienia od Marka i powiedz, że często wspominam nasze wspólne wakacje! Do zobaczenia!
Zanim zdążyła coś powiedzieć, Mark odszedł w dół uliczki.
- Gotowe kochanie, możemy wracać do Mary. - Wziął ją za rękę, ale Lily wydawała się trochę nieobecna. - Coś się stało?
- Eeeee… właśnie nie wiem. - Spojrzała na niego. Właśnie zaczęła sobie uświadamiać, że to był TEN Mark. - Znaczy wiem. Mark, był tu jakiś Mark. Kazał Cię serdecznie pozdrowić.
Z każdym słowem widziała jak twarz jej przyszłego męża zmienia kolor, aż w końcu stała się blada. James nic nie mówił, tylko patrzył na Lily przestraszony. Raven miała rację.
- I dodał jeszcze coś o waszych wspólnych wakacjach. James o co chodzi? - Nie chciała mu dać po sobie poznać, że wie cokolwiek o Marku i Olimpii.
James zamknął oczy i wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Mark to najgorsza gnida w okolicy. Nigdy, przenigdy nie wierz w to, co mówi, a najlepiej z nim nie rozmawiaj.
Lily chciała rozpocząć kłótnię o wybieranie jej z kim może rozmawiać a z kim nie, ale widząc twarz Jamesa uznała, że pomyśli o tym później. Wzięła go za rękę i pociągnęła za bramkę.

***

- A wiesz co mi się wydaje? Że jesteś erotycznie niewyżytym gumochłonem! - Raven podniosła się lekko z kanapy i pacnęła w czoło Syriusza, który siedział na fotelu obok. Z kuchni dochodziło ich nucenie Mary, która gotowała dla pułku wojska. - To, że ich nie ma godzinę, nie oznacza wcale, że dają upust swoim żądzom, jakbyś ty to zapewne zrobił.
- Ranisz mnie, moja piękna, kochana przyjaciółko. - Syriusz jak zwykle pajacował, przy Raven nie mógł inaczej.
Usłyszeli otwieranie drzwi.
- Jesteśmy! - Krzyknęła z przedpokoju Lily. - Nie Mary, dziękujemy, nie jesteśmy głodni. - Powiedziała uprzedzając wszelkie pytania pani domu. - Jest Syriusz?
Zaniepokojony Łapa wyszedł z salonu, a w ślad za nim również Raven.
- Raven! Cieszę się, że jesteś. Zobaczcie. - Lily przytuliła dziewczynę i odsunęła się na bok. Ukazał im się widok Jamesa, bladego jak ściana, na którego twarzy malował się smutek i przygnębienie.
Nie chcąc niepokoić Mary, Lily podeszła do Raven i Syriusza i konspiracyjnie szepnęła tylko jedno słowo:
- Mark.
- Mary! Mamy jakieś wino? - Syriusz udał się do kuchni.
- Mamy. Ale dla was dwóch to chyba whiskey! - Nawet nie odwróciła się od kuchenki, przy której mieszała w rondelku sos.
- Bardzo śmieszne. - Z kwaśną miną odparł Syriusz.
- Weź z piwniczki. Powinno coś jeszcze zostać.
- Dzięki! - Krzyknął i ruszył z powrotem. W przedpokoju Lily kończyła zdejmować kurtkę z ramion Jamesa.
- Lily. Weźcie go z Raven do pokoju, a ja zaraz przyniosę wino.
Dziewczyny ruszyły na górę, pchając przed sobą Jamesa, który był osowiały, a wręcz zachowywał się jak manekin. Nie zdążyły jeszcze otworzyć drzwi pokoju Jamesa jak Syriusz już stał obok z dwiema butelkami wina i tacą z kieliszkami. Weszli do pokoju i natychmiast ulokowali Jamesa na jednym z łóżek. Syriusz otworzył wino i nalał solidne porcje do kieliszków.
- Lily, jak by tu zacząć. - Syriusz wyglądał na zmieszanego. - Wiesz, że James ma szczególne… podejście do związku z tobą. Widzę, chłopaki też, że jest o ciebie naprawdę zazdrosny i…
- Syriusz nie męcz się, tylko powiedz o co chodzi. - Lily próbowała zorientować się, na ile Chorwacja jest tematem tabu.
- Nic nie musisz wiedzieć. Taki już jestem. - Niespodziewanie dla wszystkich odezwał się James opróżniając wcześniej cały kieliszek wina. Raven wiedziała, co teraz nastąpi: charakter Rudej i zawziętość Jamesa może teraz skończyć się jednym - kłótnią.
- Jasne! Najlepiej tak powiedzieć. - Lily zaczęła się nakręcać, bo James ewidentnie chciał sprawę zamieść pod dywan i nic jej nie mówić o Olimpii. - Uważasz, że ukrywanie czegoś przede mną ma jakiś sens? To po co wciskałeś mi ten kit, że chcesz DZIELIĆ ze mną życie, skoro masz przede mną jakieś tajemnice?
- Nie, stop. - Raven wstała i dolała sobie wina. - Uważam, że jak pójdziecie w tym kierunku, to nic dobrego z tego nie wyjdzie.
- Raven ma rację. Zaraz się pokłócicie i nici z sylwestra u was na chacie. - Syriusz chciał rozładować atmosferę.
- Jasne! Olejmy to! Mój przyszły mąż, który chce mieć ze mną dzieci, ma w nosie moje uczucia i ma przede mną tajemnice! Świetnie to wróży naszemu związkowi! - Lily nakręciła się na poważnie. Tylko James siedział w milczeniu. - Czy zamierzasz jeszcze ze mną rozmawiać czy mam wyjść za mąż za manekina?!
Lily spojrzała na Jamesa z wyrzutem.
- Ewakuujemy się, Raven? - Syriusz szepnął do Raven.
- Oszalałeś?! - Raven sprowadziła go na ziemię. - Jeśli James wybuchnie to Lily szybciej rzuci mu w twarz pierścionkiem niż go przyjęła.
- James! Ufam ci, zgodziłam się być z tobą i nie chcę, żebyśmy mieli przed sobą tajemnice. Czy żądam tak wiele? - Znów zapytała go z wyrzutem. Wtrącił się także Syriusz.
- Wiesz, moim zdaniem…
- Gówno mnie to obchodzi Black! - James wybuchł jak nigdy. - Nie byłeś w mojej sytuacji, więc zamknij mordę! Ty też milcz, Raven, bo to po części twoja zasługa! Nie trzeba było gadać o mnie z tym twoim Chrisem!
- To ty się zamknij Potter! Naprawdę jesteś taki pusty czy tylko udajesz? Przestań zwalać winę na innych tylko wreszcie przyznaj się do błędu! To ty masz przede mną tajemnice! Chcesz żebym ci ufała? A może po prostu odpuśćmy sobie te pierdoły i się rozstańmy! - Zanim zdążyła ugryźć się w język słowa same wypłynęły z jej ust. Raven wciągnęła głośno powietrze, a Syriusz przeklął na głos. Jeszcze jakby Mary wparowała zwabiona krzykami, to byłby armagedon jak stąd do wieczności.
- O czym ty do cholery bredzisz? Uspokój się... - Wycedził przez zęby.
- Bo co? Nakrzyczysz na mnie? Myślisz, że jestem jakimś szpiegiem? Że chciałam to wiedzieć? Tajemnica wielka, a i tak nie mam pewności czy to już wszystko! Może masz jakieś ukryte dziecko i ja nic o tym nie wiem! Bo ty mi nic nie mówisz! Nie gap się tak. - Lily też puściły nerwy. - Nie mam teraz żadnej pewności, bo ty nie jesteś ze mną szczery. I obawiam się, że…
- Nie, nie, nie!! Nie kończ tego. - Podszedł do niej i wziął ją za rękę. - Masz rację. Przegiąłem. Powinienem ci powiedzieć o Marku, ale to cały czas otwarta rana. Nie chcę o tym rozmawiać. - Odwrócił się do Raven i Syriusza. - Was też przepraszam za mój wybuch i proszę, żebyście nic więcej nie mówili o TYM wydarzeniu.
Atmosfera była stanowczo za gęsta. Słychać było tylko oddechy zgromadzonych.
- Eeeee…. To robimy tego sylwka u was? Bo jak nie to będziemy szukać innej miejscówki. - Syriusz uznał temat za zakończony.
- Ty naprawdę nie masz serca. - Raven opadła na łóżko. - Jesteś zimny jak sopel lodu.
- Martwię się tylko, bo gdzie ja biedny się podzieję. Przecież Mary wyjeżdża do rodziców Rudej, skoro twoi starzy wyjeżdżają na narty, a Seniora przecież nie ma! - Syriusz rzucił się na łóżko obok Raven.
- Ty naprawdę jesteś nienormalny. - Powiedziała Lily i przytuliła Jamesa. Nie wiadomo, do kogo to powiedziała: do Jamesa czy do Łapy.
- Kocham cię, Lily i naprawdę mi przykro. - Objął ją i pocałował w czubek głowy.
Usiedli razem na jednym łóżku i rozlali resztki wina z pierwszej butelki.
- Czyli co? Trzeba zaplanować tą imprezę, tak? - James objął Lily i upił łyk wina.
- Musimy kupić Ognistej i to dużo! - Syriusz wydawał się mieć pięć lat.
- Oczywiście wiesz o tym, że połączenie alkoholika, seksoholika i pustaka nie wróży ci szybkiego ożenku? - Raven wyraźnie miała od wina wypiek na policzkach.
- Zawsze mogę się zgłosić do ciebie. Albo zostać starym kawalerem i żyć wolny jak ptak! - Syriusza ewidentnie bawiła ta rozmowa.
- Uważasz, że ja będę Jamesa ograniczać w związku? - Lily z zaciekawieniem patrzyła na Syriusza.
- To może jeszcze kupimy jakieś przekąski? Lily możesz zrobić zapiekankę, James chwalił, że masz od mamy jakiś genialny przepis… - Syriusz udawał, że szuka jakiegoś pergaminu do zanotowania ustaleń na sylwestrową noc.
Całe towarzystwo roześmiało się na zakłopotanie Blacka. Atmosfera zrobiła się lżejsza i zeszła na przyjemniejszy temat.
- A co powiecie na fontannę z czekolady? - Zaproponowała Raven. - Mam kontakty, mogę załatwić. Zrobimy koreczki z owoców. Dziewczynom to się spodoba.
- Może wyślemy sowy do Dorcas i chłopaków? Mogę się tym zająć. - Lily sięgnęła do walizki i wyciągnęła pergamin.
- A Lorraine? - Zainteresował się Black. - Zdąży?
- Jeszcze przed wyjazdem obiecała, że zjawi się w Londynie w Dziurawym Kotle. Powiedziała, że po sylwestrze byłoby jej ciężko dotrzeć na zajęcia z domu. Jej rodzice zmienili więc plany i postanowili, że sylwestra spędzą w Anglii. Więc spróbuję napisać do Dziurawego. Miejmy nadzieję, że Lori otrzyma wiadomość.
- Świetnie! Już się nie mogę doczekać, aż poznam tę piękną Włoszkę, która nie reagowała na zaloty Syriusza i Jamesa! Musi to być niezwykle twarda kobieta! - Raven roześmiała się głośno.
- Dobra, dobra. Ale i tak nie oparła się urokowi Huncwotów. W końcu jest z Glizdkiem tyle czasu, a co więcej to ona się za nim uganiała! - Syriusz dopisywał na listę kolejne alkohole, podczas gdy Raven przygotowywał listę przekąsek.
Tylko James miał lepsze zajęcie. Zajmował się przeglądaniem i dotykaniem swojej kochanej, mądrej narzeczonej. Lily próbowała skupić się na treści jaką ma umieścić w listach, ale przez rozpraszające ją ręce Jamesa zdołała tylko napisać w trzech egzemplarzach:

Sylwester. Dolina Godryka. Dom Pottera. 20.00. Przybądź!

w liście do Dorcas dopisując tylko informację, żeby wzięła ze sobą Matta.
- … i cały gar ponczu. - Raven oderwała wzrok od kartki, którą Syriusz trzymał na kolanie. - Czy z łaski swojej moglibyście się nie migdalić w naszej obecności? Strasznie macie zmienne nastroje.
James i Lily zreflektowali się i odsunęli nieznacznie od siebie, żeby więcej nie kusić losu. James mrugnął okiem do Lily i przysunął się do Syriusza, żeby sprawdzić listę alkoholi. Następnie oderwał kawałek pergaminu od Lily i zaczął pisać listę osób, które zaproszą na imprezę.
- Syriusz? Zapisać Katie? - Zapytał po chwili.
- A z kim będę szczyt… ups... świętował nowy rok? - Syriusz zrobił śmieszną minę.
- Ta dziewczyna ma do ciebie anielską cierpliwość, że daje ci...eeee wodzić się za nos. - Raven podłapała temat.
- To niezwykle hojne z jej strony. Taka otwartość… - James prawie leżał na podłodze ze śmiechu.
- Dobra, dobra, dobra! Już wystarczy… Widzę jak ona na mnie patrzy i to już więcej nie wypali. Skoro mamy wstępować po egzaminach w tą waszą dorosłość, to koniec z Katie. - Syriusz spoważniał. - No chyba, że ona sama zadecyduje inaczej. - I uśmiechnął się szelmowsko, w swoim stylu.
- A wy? Myśleliście już o remoncie waszego gniazdka? - Raven zagadnęła znad pergaminu.
- Zabrzmiało to trochę głupio, ale jeśli chodzi ci o dom, to owszem. Lily już nawet znalazła tego konika na biegunach, którym pozwalała mi się bawić pani Brown, jak siedziałem u nich będąc brzdącem. Nie pamiętam tego dokładnie, ale matka mi opowiadała, że to przeze mnie stracił to ucho. - Powiedział zamyślony Potter.
- Dobra, ja mam już listy. James mógłbyś pójść je wysłać? Jutro wieczorem powinniśmy mieć odpowiedzi zwrotne, albo przywitać naszych przyjaciół pod drzwiami.
James wstał, a Syriusz zaczął opowiadać jakiś wybitnie świński dowcip. Raven wzięła drugą butelkę wina i dobrała się do niej korkociągiem. Lily siedziała na łóżku i niezbyt dobrze skupiała się na tym co mówi Syriusz. Myślała o tym, czego jeszcze nie wie o Olimpii. Ewidentnie to, co usłyszała od Mary jest tylko szalenie okrojoną wersją...
x