wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 52

Gdy Lily i James zeszli na śniadanie, Wielka Sala była już prawie pusta. Przy stole Gryfonów pozostała już tylko niewielka grupa trzecioklasistów oraz roześmiana banda Huncwotów wraz z Dorcas i Lorraine. Peter opowiadał coś właśnie, gestykulując żywo, a dziewczęta zaśmiewały się głośno.
Kiedy podeszli do Stołu, jako pierwszy zauważył ich Syriusz.
- Wszystkiego najlepszego Ruda! - Zawołał wesoło. Dziewczęta zerwały się z krzeseł i uścisnęły mocno przyjaciółkę.
- Sto lat Lily! - Dorcas złożyła na policzku Rudej mokry pocałunek.
- Wszystkiego najlepszego - powiedział Remus, gdy wreszcie Lily i James usiedli przy stole, wciąż trzymając się za ręce. - Widzę, że wybaczyłaś Rogaczowi. - Uśmiechnął się, a na jego twarzy pojawiła się ulga.
- Powiedzmy, że dostał ostatnią szansę. - Pogroziła Jamesowi palcem, marszcząc brwi, ale prawda była taka, że nie potrafiła się już na niego gniewać.
- Jestem na warunkowym. - Potter posłał do Lily swój olśniewający uśmiech, od którego miękły jej kolana.
- Spokojnie Ruda, obiecuję, że Filch jest bezpieczny, przynajmniej dopóki przebywa w Skrzydle Szpitalnym.
Lily otworzyła już usta, aby nawrzeszczeć na Syriusza, jednak Lori, która domyśliła się, że lada chwila wybuchnie awantura, odezwała się pierwsza.
- Zapomnijmy o tych przykrych wydarzeniach – Zaświergotała, kopiąc Blacka w kolano. - Dziś świętujemy urodziny Lily.
- Świętujemy? - Lily uniosła brwi ze zdumienia, zapominając już co chciała nawrzucać Łapie.
- Oczywiście! - Dorcas zaklaskała w dłonie wesoło. - Wieczorem imprezka urodzinowa!!!
- No nie wiem, może lepiej...
- Daj spokój Lily. Wszystko już ustalone... - Peter uśmiechnął się szeroko. - Siedemnaste urodziny to nie przelewki. Musisz zapamiętać ten dzień do końca życia.
- Nie mam już nic do gadania, prawda? - Lily poddała się.
- Dokładnie. Wszystko dopięte na ostatni guzik. - Syriusz błysnął zębami. - James, zajmij się Nią dzisiaj, a wieczorem zbiórka w Pokoju Wspólnym.
- Z największą przyjemnością. - Potter przytulił do siebie dziewczynę i pocałował ją delikatnie.
- Czy powinnam się obawiać?
- Nie wiem, Syriusz nie zdradził mi szczegółów.
***
Dzień był bezwietrzny i przyjemny. Blade październikowe słońce świeciło na bezchmurnym niebie. Lily nie mogła uwierzyć, że październikowy dzień, może być tak pogodny.  
Uśmiechnęła się do siebie, obserwując drzewa, które mieniły się w słońcu wszystkimi odcieniami czerwieni i pomarańczy.
- O czym myślisz? - James odgarnął z jej policzka niesforny kosmyk włosów.
- To głupie, ale pomyślałam, że musiałeś majstrować przy tej pogodzie. Jest zbyt pięknie jak na jesienne popołudnie.
- Niestety nie mogę sobie tego przypisać. - Zaśmiał się. - Nie mam takich mocy.
- Po prostu szczęście się do Nas uśmiechnęło - Wzruszyła ramionami, całując go delikatnie.
- Do Ciebie, Lily. To Twoje urodziny.
- Do Nas, cieszę się, że jesteś tu ze mną.
- A ja nie potrafię opisać słowami mej radości - James odsunął się od niej i zaczął grzebać w wewnętrznej kieszeni kurtki. - Mam dla Ciebie prezent.
- James, niepotrzebnie...
- Potrzebnie potrzebnie. - Wyszczerzył zęby, wydobywając z kieszeni prostokątne pudełko obite czarnym aksamitem. Podał je Lily i przygryzł dolną wargę, z niecierpliwością wyczekując reakcji.
Lily drżącą ręką powoli otworzyła wieczko pudełka. Spodziewała się znaleźć łańcuszek lub bransoletkę dlatego, gdy ujrzała zegarek, zachłysnęła się z wrażenia. Był to bardzo piękny zegarek i już na pierwszy rzut oka wiedziała, że był bardzo, bardzo rogi.
- Ależ, James...
- Przymierz! - Przerwał jej szybko. Zanim zdążyła zaprotestować, wyciągnął zegar z pudełka i błyskawicznie zapiął go na nadgarstku dziewczyny.
Lily potrząsnęła ręką i dokładniej przyjrzała się swojemu prezentowi urodzinowemu: zegarek umieszczony był na złotej bransoletce, był niezwykle delikatny i elegancki. Perłowa tarcza otoczona była złotą obwódką, a godziny oznaczone zostały małymi brylancikami. Zegarek robił ogromne wrażenie i naprawdę był olśniewająco piękny.
- Dziękuję. - Wykrztusiła, patrząc wreszcie na chłopaka. - Jest przepiękny, ale James, nie mogę go przyjąć.
- Ależ możesz!
- Przecież musiał kosztować majątek! - Jeszcze raz spojrzała na zegarek i dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bogata musiała być rodzina Potterów. Zegarek na pewno wart był kilka tysięcy galeonów.
James był albo szalony, albo w ogóle nie przejmował się pieniędzmi, skoro postanowił zrobić jej taki prezent urodzinowy. Przypomniała sobie wakacje w Dolinie Godryka i dom państwa Potterów. Owszem, posiadłość była duża i piękna - już wtedy stwierdziła, że Potterowie nie należą do ubogich, jednak potrafili zachować to w sekrecie - żadnych złotych klamek czy skrzatów domowych jako służby.
Zupełnie inaczej wyobrażała sobie bogate rody Czarodziejów: z opowieści Syriusza wywnioskowała, że takie rodziny to nadęci bufoni z wielkimi dworami i całą gwardią służby. Potterowie również zaliczali się do bogatych rodów, jednak zachowywali się zupełnie inaczej. Poraziło ją to odkrycie.
- James, przepraszam, ale jest zbyt kosztowny. - Zaczęła majstrować przy nadgarstku, aby odpiąć bransoletkę. - Naprawdę nie mogę go przyjąć.
- Proszę, Lily... - Spanikował i chwycił dziewczynę za nadgarstki. - Wcale nie był taki drogi. - Powiedział lekko, ale wiedziała, że kłamie.
- Zaraz zaczniesz mi wmawiać, że kupiłeś go na bazarze w Hogsmeade? - Zaśmiała się, bo zrobił taką minę, że nie była w stanie zachować powagi.
- W takie kłamstwo byś nie uwierzyła. - Uśmiechnął się szeroko i odprężył się, bo przestała grzebać w zapięciu.
- W takim razie gdzie?
- Jeśli Ci powiem, to przyjmiesz prezent?
- Nie.
- Och, nie zachowuj się jak dziecko! - Sapnął poirytowany. - Kupiłem go na Pokątnej, na dzień przed przyjazdem do Hogwartu.
- I miałeś go przez cały czas?
- W kufrze. Chciałem dać Ci coś wyjątkowego na 17. urodziny, a wiedziałem, że w Hogsmeade nic takiego nie znajdę. - Wzruszył ramionami.
- Jesteś postrzelony. - Zaśmiała się i potargała mu włosy. - Co byś z mim zrobił, gdybym dziś rano wyrzuciła Cię z dormitorium i powiedziała, że nie chcę Cię znać?
- Nawet nie brałem takiej opcji pod uwagę. - Ale zamyślił się na chwilę - Nie wiem, pewnie ze złości roztrzaskałbym go o skały.
- Żartujesz! - Żachnęła się - Zniszczyłbyś zegarek za kilka tysięcy galeonów?
- Skąd wiesz... - W porę ugryzł się w język. - Nie był aż tak drogi. - Skłamał lekceważąco. - Przypuszczam, że nim zdążyłbym to zrobić, Syriusz przekonałby mnie, abym odesłał go do matki, a ona zwróciłaby go do sklepu.
- Twoja mama wie o tym zegarku?!? - "No nie cała rodzina była taka rozrzutna?"
- Skąd ma wiedzieć? Przecież nie widziała się ze mną od tego czasu, a nie mamy w zwyczaju pisać do siebie o takich rzeczach.
- No nie to szaleństwo! - Nie mieściło jej się to w głowie. - Mary nie zorientowała się, że taki majątek zniknął z jej skrzynki w banku? Na brodę Merlina, James, to nie jest normalne.
- Nie możesz po prostu przyjąć tego przeklętego zegarka i nie myśleć o tym ile kosztował? - Zdenerwował się. Jakie to miał znaczenie czy kosztował 5 czy 5000 galeonów? Zegarek był ładny i pięknie wyglądał na nadgarstku Lily. Dlaczego tak bardzo uczepiła się tych pieniędzy? Nie potrafił tego pojąć.
- Nie, nie mogę. Uważam, że jesteś zbyt chojny i nie sądzę, by Twojej mamie...
- Mojej mamie nic do tego!!! - Warknął wściekły. - Dobrze powiem Ci, skoro dla Ciebie to takie ważne. Mam własną skrytkę u Gringotta. Gdy skończyłem 15 lat, odziedziczyłem po dziadkach sporą część ich majątku. - Mówił szybko i nerwowo gestykulował.
Lily dopiero teraz zdała sobie sprawę, że temat bogactwa jest dla Jamesa krępujący i dlatego nie chciał o tym mówić. Dlatego również ukrywał ten fakt przed innymi. 
- Moi pradziadkowie uczestniczyli w życiu mugolskiej angielskiej pary królewskiej: pradziadek był doradcą i konsultantem ze światem czarów podczas I Wojny Światowej, a prababcia zajmowała się dziećmi Jerzego V. Pradziadek za zasługi dostał ogromne połacie ziemi w Indiach. Na początku wydawało mu się, że to zbędna rzecz i chciał wszystko sprzedać, ale ziemie okazały się żyłą złota, a w tym przypadku kamieni szlachetnych. Pradziadkowie w odpowiednim momencie sprzedali kończące się złoża, wcześniej gromadząc niezłą fortunkę dla swoich dzieci, wnuków i prawnuków. Cały spadek odziedziczył mój dziadek, który był ich jedynym synem. Brat mojego ojca, Filip, zmarł w młodości, więc staruszkowie przepisali wszystko na ojca, nie zapominając o swoim jedynym, ukochanym wnuczku. Założyli mi skrytkę u Gringotta i odpowiednio zaopatrzyli. Ot, cała historia. Czy teraz możesz wreszcie przyjąć ten zegarek? Uwierz mi, moja skrytka w banku wciąż jest pełna. - Zazgrzytał zębami, walcząc ze złością.
- Przepraszam, nie powinno mnie to interesować. - Zrobiło jej się głupio. - Bardzo dziękuję za prezent, jest przepiękny. Mam tylko jeszcze jedną prośbę.
- Wszystko, co zechcesz. – Odprężył się, uznając niewygodny temat za skończony.
- Proszę, nie szalej tak więcej. - Zarzuciła mu ręce na szyję i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. - To dla mnie strasznie krępujące, zwłaszcza...
- Co zwłaszcza? - Spojrzał na nią nieufnie, ale spuściła wzrok.
- Zwłaszcza po tym, jak dostałeś ode mnie plakat Supermana.
- Jezu, dziewczyno! - Chwycił ją obiema dłońmi za szyję, jakby próbował udusić, ale uśmiechną się przy tym szeroko.
- Daj już spokój, nienawidzę tego tematu! Chodźmy stąd, zanim Cię uduszę. - Zerwał się z miejsca i pociągnął Lily za sobą.
- Gdzie chcesz iść?
- Jak to gdzie? Na obiad Umieram z głodu.
Wielka Sala była prawie pusta. Większość uczniów korzystała z ostatnich ciepłych dni i oblegali szkolna Błonia. Przy stole Gryffindoru również ziało pustkami. Gdy Lily i James usiedli na swoich ulubionych miejscach przywitała ich tylko Dorcas, która gawędziła o czymś z Syriuszem.
- Cześć Gołąbki! - Wyszczerzyła zęby, zerkając na nadgarstek przyjaciółki. - No, no, bije po oczach.
- Zamknij się Dorr... - Warknęła Lily.
- Gdzie reszta? - James zajął miejsce obok Lily i zabrał się za nakładanie ziemniaków na talerz.
- Peter szlaja się po zamku z Lori. - Odpowiedział Syriusz - A Remus skoczył na 5 minut do biblioteki... Nie widziałem go od czterech godzin. - Black wyszczerzył w uśmiechu śnieżnobiałe zęby. - A jak Wam minęło przedpołudnie?
- Nie Twoja sprawa. - Odparł grzecznie James. - Jak przygotowania?
- Wszystko gotowe, możemy zaczynać choćby zaraz, ale lepiej będzie...
Syriusz przerwał, bo właśnie na stole wylądowała brązowa płomykówka. Do lewej nóżki przywiązane miała niewielkie pudełeczko, owinięte szarym papierem i zwitek pergaminu. Podskoczyła kilka razy na stole i zatrzymała się przed Lily. Zaskoczona dziewczyna odwiązała pakunek i poczęstowała sowę skórką chleba. Lily nie spodziewała się już żadnych prezentów, dlatego zaskoczył ją widok nieznanej sowy. Życzenia urodzinowe wraz z podarunkiem od rodziców otrzymała przecież poranną pocztą. Rozwinęła rulonik pergaminu i przeczytała wiadomość:

Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Lily! Niech się spełnią wszystkie Twoje marzenia. Całuję Colin
P.S. Nowa Zelandia jest wspaniała Wybieram się do Wielkiej Brytanii na początku nowego roku. Odezwę się, gdy będę w kraju.

Na ustach Lily pojawił się szeroki uśmiech i zrobiło jej się ciepło na sercu, gdy pomyślała o Colinie. Tak dawno do niego nie pisała, a on wciąż o niej pamiętał! Kochany Colin.
- A więc, cóż takiego ofiarował Ci Gordon? - Do rzeczywistości sprowadził ją James. Zaskoczona jego lodowatym tonem zmarszczyła brwi i zaczęła zrywać z pudełka szary papier.  Gdy uporała się z nim wreszcie, jej oczom ukazało się proste pudełko obite zielonym aksamitem, wyglądało dziwnie znajomo. Kiedy je otworzyła i zobaczyła, co zawiera, parsknęła śmiechem. W środku leżał... zegarek! Nie był tak piękny i okazały jak ten od Jamesa, tarcza była srebrna z rzymskimi cyframi i zamiast na bransoletce umieszczony był na pasku, nie mniej jednak był to zegarek. Zaśmiała się głośno, wyciągając zegarek z pudełka i przyglądając mu się uważnie.
- Co Cię tak rozbawiło? - Zapytał cicho James.
W tonie jego głosu było coś tak niepokojącego, że Lily spojrzała na niego. Twarz miał czerwoną, z oczu błyskał gniew, a dłonie na stole zacisnął w pięści.
- James, co się stało? - Zapytała, zupełnie nie rozumiejąc, o co chodzi.
- Zamierzasz go przyjąć? – Starał się zachować spokój, ale z każdą chwilą przychodziło mu to coraz trudniej.
Tylko Syriusz błyskawicznie skojarzył fakty i bez trudu odgadł, co chodzi po głowie przyjaciela. Znał tą minę i zachowanie bardzo dobrze. Znał koszmary Jamesa i wiedział, jak zakończy się ta scenka, jeśli szybko go stąd nie wyprowadzi.
Poderwał się z ławki i w kilku krokach doskoczył do Pottera, chwycił go za barki i siłą zmusił do wstania.
- Rogaczu, właśnie sobie przypomniałem, że zapomniałem o jednej ważnej sprawie i potrzebuję Twojej pomocy! Wybaczcie drogie Panie.
Nim James zdążył zareagować, już został pociągnięty za rękę, a następnie wypchnięty z Wielkiej Sali. Gniew wciąż wrzał mu w żyłach, a gdy zdołał wreszcie opanować się wreszcie na tyle, by przemówić, stali już przy schodach prowadzących do Lochów.
- Co Ty, kurwa robisz?! – Warknął, wyrywając się z uścisku Syriusza.
- Zapobiegam tragedii! Ochłoń stary! Jesteś na warunkowym, pamiętasz?
- Pieprzę to! Widziałeś, co ten frajer jej przysłał? - James zaczął krążyć w tą i z powrotem zaciskając dłonie w pieści - Pieprzony zegarek!!!
- Skąd miał wiedzieć, że od Ciebie Lily również otrzyma zegarek? - Black spokojnym tonem próbował załagodzić sytuację.
- Jakim prawem jej cokolwiek przysyła! – Krzyknął, uderzając pięścią w kamienną ścianę. - Lily jest moją dziewczyną!
- A jego przyjaciółką! James, ja także wręczam Dorcas prezenty, pomimo tego, że nie jest już moją dziewczyną.
- Dlaczego go kurwa bronisz!!!
- Nie bronię, próbuję Ci właśnie uświadomić, że nic się tam nie zdarzyło! Przyjaciel przysłał przyjaciółce prezent urodzinowy. Koniec pieśni. Nie zdarzyło się tam nic z Twoich lęków, James i uspokój się już, bo za chwilę dostaniesz w mordę!
- Nie zrobiłbyś tego!
- Owszem, zrobiłbym. Nie ma tu Raven, jak inaczej miałbym przemówić do Twojego pustego łba! - Syriusz wziął kilka głębokich oddechów. - Posłuchaj mnie. Lily to nie Olimpia! I jeśli szybko nie przestaniesz jej podejrzewać o wymyślone zdrady, to gwarantuję Ci, że odejdzie od Ciebie, szybciej niż myślisz. I kolejnej szansy nie dostaniesz.
- Daj już spokój! Zrozumiałem! - Do Jamesa zaczęło docierać, jak bliski był popełnienia życiowego błędu.
- Cieszę się. A Tobie radzę pamiętać, że walczyłeś o nią 6 lat! - Syriusz poklepał Jamesa po ramieniu i powoli ruszył z powrotem do Wielkiej Sali. - Chodźmy się upić Potter!
*
 W tym samym czasie zdziwiona Lily wciąż wpatrywała się w drzwi Wielkiej Sali. Wszystkie wydarzenia potoczyły się tak szybko, że nie zdążyła mrugnąć, a dwaj Huncwoci już opuścili salę.
- Co to, Twoim zdaniem, miało być? – Zapytała, zerkając na przyjaciółkę.
- Jak na moje oko, Syriusz właśnie zapobiegł niezłej awanturze. - Dorcas zacmokała z uznaniem. - No, no. 10 punktów dla Blacka za refleks.
- Jakiej awanturze? - Lily wciąż nie potrafiła pojąć, o co w tym wszystkim chodzi.
- No niestety, Ty dziś refleksem nie grzeszysz, Lily. Widziałaś minę Jamesa, gdy rozpakowywałaś zegarek od Colina?
- Przecież patrzyłam na prezent, a nie na Jamesa!
- A widzisz i to Ci właśnie umknęło. - Dorcas wyszczerzyła zęby w uśmiechu. - Potter się nieźle wściekł, jeśli mam być szczera. Przyznam też, że jeszcze nigdy go takiego nie widziałam.
- Co Ty bredzisz? Dlaczego miałby się wściec? Przecież to niedorzeczne!
- Ja rozumiem, Lilyanne, że dziś są Twoje urodziny, ale nie zwalnia Cię to od myślenia. - Dorcas popukała przyjaciółkę w czoło. - Wyobraź sobie, że James otrzymuje od Laury prezent urodzinowy, taki sam, jaki otrzymał od Ciebie. No może mniej okazały, ale jednak. Na dodatek, po przeczytaniu wiadomości od Laury, na ustach James pojawia się kretyński uśmiech. Jak się czujesz?
- Och, dajcie już wszyscy spokój! Colin to mój przyjaciel!
- Dla ciebie przyjaciel, ale James postrzega to nieco inaczej. Dla niego, Colin to twój eks. Z tego, co dziś zauważyłam, James ma na tym punkcie małą paranoję. Jest chorobliwie zazdrosny!
- Ale chyba nie aż tak bardzo, BARDZO, co? – Lily przygryzła dolną wargę, uzmysławiając sobie powagę sytuacji.
- Nie wiem, nie znam go aż tak dobrze, ale po reakcji Syriusza wnioskuję, że bardzo przez duże B!
- Jezu i co ja mam teraz zrobić?
- Schowaj zegarek od Colina na dno kufra i nie wspominaj o nim więcej. No i módl się, aby Black poskromił zazdrość Pottera. Ja jestem dobrej myśli, nie sądzę, aby twój ukochany zechciał psuć ci przyjęcie urodzinowe.
*

James rozprostował nogi na podłodze i założył ręce za głowę. Na zewnątrz, było już ciemno. Spojrzał na tarczę zegarka, ale nie potrafił odczytać godziny, cyfry zlewały się ze sobą. Cały pokój lekko wirował. Dotarło do niego, że wypił już dostatecznie dużo, by się znieczulić. Nie przejął się tym jednak, potrzebował się napić i rozładować złość.
Zerknął na swoje łóżko i uśmiechnął się do Lily, która leżała na nim razem z Dorcas i plotkowała o jakiś bzdetach.
„To jej urodziny” – pomyślał – „Przecież nie mogłem robić awantury w jej urodziny”.
-… Czerwone Diabły dosłownie rozwaliły Rusków – dotarł do niego bełkot Syriusza – 320:90, to musiała być masakra. Szkoda, że tego nie widziałem.
- Za tydzień grają z Hiszpanami, ciekawe jak im pójdzie. – Peter osuszył swoją szklankę.
- Czy wy naprawdę musicie gadać tylko o Quidditchu, whisky i dupach? – Lori zabrała Peterowi szklankę z rąk, uniemożliwiając Jamesowi jej ponowne napełnienie.
- O twojej dupie jeszcze nie rozmawialiśmy, ale jeśli sobie życzysz… - James uśmiechnął się złośliwie.
- Lily, czy możesz sprowadzić do pionu swojego chłopaka? Robi się wulgarny.
Lily sturlała się z łóżka i podeszła do Jamesa, usiadła na jego nogach i uśmiechnęła się przyjaźnie.
„Oho, teraz zacznie się moralizująca gadka” – pomyślał, wzdychając ciężko – „Dlaczego jest trzeźwiejsza ode mnie?”
- Pora kończyć, kochanie. – Delikatnie wyjęła z rąk Jamesa butelkę i odstawiła ją na podłogę.
- Dopiero zaczynamy. – Chciał ponownie chwycić za butelkę, ale Lily splotła swoje dłonie z jego dłońmi. – Wszyscy są już zmęczeni, spójrz na zegarek, dochodzi trzecia.
- Nam się nie chce spać, prawda Łapo?
- Oczywiście… - Wybełkotał Black, walcząc z opadającymi powiekami.
- Ja idę. – Dorcas wstała z łóżka i ruszyła do drzwi. – A wy, dziewczyny?
- Idę z tobą – Lori ucałowała Petera i dołączyła do przyjaciółki.
- A ja zostanę jeszcze chwilę. – Lily postanowiła zaczekać, aż James zaśnie, miała pewność, że jeśli teraz wyjdzie, to przyjęcie zakończy się dla Pottera w łazience nad muszlą klozetową.
- W takim razie, do zobaczenia rano. – Dorcas i Lori opuściły dormitorium Huncwotów.
- No, James, chodźmy spać. – Pogłaskała go po policzku i spróbowała podnieść z podłogi.
- Jeszcze nie skończyliśmy.
- Spójrz. – Ruda rozejrzała się po pokoju. – Remus już śpi, Peter zamierza się położyć, a ty i Syriusz za chwilę będziecie nieprzytomni. 
- Nie jestem jeszcze pijany. – Uśmiechnął się, ale Lily wiedziała, że nastrój ma bojowy.
- Proszę, połóż się ze mną, twoje łóżko jest za duże dla mnie samej.
- Słuchaj mamusi, Rogaczu. – Syriusz zaśmiał się, wstał z podłogi i runął na swoje łóżko, nie fatygując się nawet, by zdjąć buty. – Ja już odpadam.
Potter parsknął śmiechem i spojrzał na Lily. Patrzała na niego błagalnym wzrokiem i uśmiechała się łagodnie.
- No, James, bądź grzecznym chłopcem.
- Nie jestem dzieckiem! – Warknął poirytowany jej tonem. Nie miała prawa mu rozkazywać.
- To przestań się zachowywać, jakbyś nim był. – Zazgrzytała zębami, zdenerwowana, jego pijackim protestem. – Dobrze, jeśli wolisz spędzić noc na podłodze, zamiast ze mną w łóżku, to proszę bardzo, ja wychodzę.
Chciała odejść, ale chwycił ją za kostkę, na chwilę straciła równowagę, jednak udało jej się nie upaść.
- Dobrze, już dobrze! Dlaczego wszystkie baby są takie uparte?! – Jakimś cudem samodzielnie wstał z podłogi i samodzielnie doszedł do swojego łóżka. 
Lily obserwowała jak ściąga buty, skarpetki, spodnie i koszulę, a następnie wsuwa się pod kołdrę. Gdy ułożył się wygodnie, spojrzał na nią wyczekująco.
- Zostajesz, czy nie? – warknął.
- Zostaję. – Uśmiechnęła się sztucznie. Miała wielką ochotę zdzielić go oszałamiaczem, ale zamiast tego weszła na łóżko, zasłoniła kotary i pozbyła się garderoby.
Gdy położyła się obok Jamesa, natychmiast zmiażdżył ją w uścisku silnych ramion.
- Jesteś zołzą, ale i tak bardzo cię kocham. – Wyszeptał, całując jej włosy.
- Ja też cię kocham, śpij już.
- Jesteś moja, Lily i nikomu nie pozwolę… - nie dokończył zdania, bo odpłynął w niebyt.
- Twoja. – Odgarnęła mu niesforny kosmyk z czoła.
A więc Dorcas miała rację, tutaj chodziło o Colina. James przez cały wieczór starał się nie zepsuć jej urodzinowego przyjęcia i musiała przyznać, że zręcznie mu to wychodziło. Jednak pomimo tych starań, cały czas zadręczał się tym prezentem, który otrzymała od Colina. Był bardzo zazdrosny, a ona nie mogła pojąć, skąd się to u niego bierze. To dlatego upił się dziś i był w tak wojowniczym nastroju. Nie chciała się kłócić, więc postanowiła, że nie będzie poruszać więcej tego tematu.
- Dobranoc. – Pogłaskała śpiącego Jamesa po policzku i także zasnęła.