piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 7

       Na dworze panowała iście jesienna aura, deszcz głośno bębnił o parapety, a wiatr rozsiewał kolorowe liście po uliczkach wioski Hogsmeade. Zimne powietrze, zaczerwieniało nosy przechodniów. W pubie Trzy Miotły, było za to ciepło i przytulnie. W kominku, skwierczało drzewo i wszędzie, było słychać wesołe rozmowy gości. Jednak nie wszystkim, było tak wesoło.
James, bujał się na tylnych nogach krzesła, obracając w palcach, metalowy kapsel od kremowego piwa. Wpatrywał się tępo w niebieskooką blondynkę, siedzącą naprzeciwko.
Dziewczyna, od piętnastu minut gadała jak najęta, opowiadając mu wszystkie, najgłupsze plotki krążące tego roku, po Hogwarcie. W krótkich przerwach, jakie robiła, James z grzeczności odpowiadał na jej paplaninę krótkimi „acha”, „jasne”, „rozumiem”, jednak tak naprawdę, już po pierwszych pięciu minutach, przestał jej słuchać i zaczął rozmyślać o jutrzejszym treningu Quidditcha.
- … a wtedy, Klara powiedziała mu, że chętnie się z nim umówi. Ten Derek, to naprawdę fajny chłopak, może trochę za niski, ale za to świetnie zbudowany, no i gra w Quidditcha…
Tak, ciężko się będzie grało, przy tym wietrze – ciągnął swoje przemyślenia, James – przez ten deszcz, będą mieli ograniczoną widoczność, a Thomas Nelson – ich kapitan, na pewno im nie odpuści…
-… jest ścigającym naszej drużyny, na pewno go znasz… - Laura pierwszy raz od dwudziestu minut, zamilkła i spojrzała na Jamesa pytająco.
- Tak, zdecydowanie masz rację – odpowiedział, mając nadzieję, że nie strzelił gafy.
- Świetnie, a więc Derek…
- Jaki Derek?
- No nasz ścigający! James, słuchasz mnie?
- Tak, oczywiście. Ścigający Derek – James przestał się bujać, i strzelił kapslem, który przetoczył się przez cały stół, i wylądował na podłodze, przed kominkiem – Lauro, powinniśmy wracać do zamku, robi się ciemno. To był fascynujący wypad, powinniśmy go jeszcze kiedyś powtórzyć.
- Może za tydzień? – zapytała, wstając z krzesła i zakładając kurtkę.
- Za tydzień mam trening – wymyślił na poczekaniu.
- O, Colin! – Zawołała, odwracając się i rozglądając po sali – To nasz prefekt, on chodzi z dziewczyną z Gryffindoru. Ma na imię Lily, znasz ją, prawda?
- Tak, to Lily Evans – James podążył wzrokiem, za spojrzeniem Laury i zobaczył Evans i Gordona, siedzących na drugim końcu izby, pili grzane piwo i rozmawiali o czymś.
- Mówię ci, połowa Krukonek chciała wydrapać jej oczy, gdy dowiedziały się, że sprzątnęły im sprzed nosa takie ciacho, a przecież żadna z niej piękność. Jaka ona jest?
Na ustach Rogacza, pojawił się złośliwy uśmieszek. Jakiś chochlik w jego głowie, podpowiadał mu niemądre pomysły.
- Sama się przekonaj, skarbie – objął mocno Laurę, i przywołał na usta, jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów – przywitajmy się. – Podszedł do stolika Lily i Colina, nie wypuszczając Laury z objęć. – Cześć! Paskudna pogoda, prawda? Nie ma to jak piwko w Trzech Miotłach. – Poklepał Colina po plecach jak starego kumpla.
- Cz-cześć – oniemiała Lily, siłą zmusiła się, by zamknąć rozdziawione usta.
- Och, gdzie moje dobre maniery! Nie przedstawiłem was sobie, drogie panie, bo Colina przecież znasz, prawda skarbie? Lauro, poznaj proszę Lily Evans, koleżankę z Gryffindoru. Lily, to jest Laura Petersen, moja… - zrobił pauzę, by uśmiechnąć się jeszcze szerzej - …dziewczyna.
Ruda, przez dłuższą chwilę, siedziała w milczeniu nie mogąc wydobyć z siebie głosu. James Potter, obejmujący jakąś blondwłosą małolatę, to wykraczało poza jej wyobraźnię. Na szczęście, na Colinie nie zrobili aż takiego wrażenia, więc uratował sytuację, odzywając się.
- Może się przyłączycie do nas? – zapytał z grzeczności, ale po tonie jego głosu, można było wywnioskować, że nie chciał wcale ich towarzystwa.
- Nie, dzięki. Właśnie wychodzimy, miłego wieczoru! – James uścisnął dłoń Colina, i pomachał do Lily, która wciąż nie odzyskała zdolności mowy. 


          Całą drogę powrotną do zamku, James zastanawiał się, co go napadło, żeby odstawić to przedstawienie. No cóż, miało ono swoje plusy – ujrzeć minę Evans – bezcenne. Jednak, nieprzemyślane słowa, które rzucił, Laura za bardzo wzięła sobie do serca. Szczerze przekonana o tym, że jest teraz jego dziewczyną, wisiała mu na ramieniu, jak mała małpka i co jakiś czas chichotała głupkowato. 
Gdy stali już przed drzwiami, prowadzącymi do pokoju wspólnego Krukonów, postanowił, że powinien jak najszybciej, wyjaśnić Laurze, że popełnił błąd i grzecznie się pożegnać – na zawsze.
- Lauro… - zaczął delikatnie, jednak nie pozwoliła mu skończyć.
Rzuciła mu się na szyję, przywierając do niego całym ciałem, a jej gorące usta, bez trudu odnalazły jego usta. Jęknął zaskoczony, ale nie przerwał pocałunku. Jedno musiał przyznać, pomimo młodego wieku, Laura doskonale wiedziała, jak rozbudzić w nim namiętność. 
Jedną dłoń, wplotła w jego włosy, drugą chwyciła go za pośladek i naparła biodrami, na budzącą się do życia męskość Jamesa.
Na takie sygnały, nie mógł nie zareagować. Dała mu jasno do zrozumienia, czego chce. Jednym ruchem wziął ją na ręce, i przesunął się w bardziej zacienione miejsce. Drżącymi rękami, zaczęła rozpinać guziki jego płaszcza.
- Ty niegrzeczna dziewczynko! – Wysapał, przyciskając ją do ściany i rozpinając zamek błyskawiczny, kurtki.
- Jeszcze nie wiesz, jaka jestem niegrzeczna – zamruczała mu do ucha, zsuwając z ramion płaszcz i jeszcze mocniej napierając biodrami na jego krocze.
Wciągnął głośno powietrze i wpił się ustami w jej usta. Wciąż przytrzymując ją jedną ręką, drugą rozpoczął wędrówkę przez jej małe, ale jędrne piersi, przez zgrabną talię, udo, podciągnął krótką spódniczkę, aż jego dłoń wylądowała na zgrabnym pośladku. Zacisnął mocniej palce i jęknął z rozkoszą, pod cieniutkimi rajstopami, niczego nie wyczuł. 
Jezu, nie miała majtek!
Oddychając spazmatycznie, zaczął zastanawiać się gorączkowo, gdzie znajduje się najbliższa kryjówka Huncwotów, do której mógłby ją teraz zabrać.
Jego rozmyślania, przerwał głośne chrząknięcie. Jednocześnie odwrócili głowy, wciąż pozostając w miłosnym uścisku. Za plecami Jamesa, stał Colin Gordon, a na jego twarzy malował się wyraz szczerego obrzydzenia.
- Cześć Colin – wysapała Laura, wyzwalając się z objęć Jamesa – właśnie się żegnaliśmy – poprawiła sobie spódniczkę i cmoknęła Jamesa w policzek – Do jutra! – Zawołała, szczypiąc go na pożegnanie w pośladek, po czym szybko uciekła do pokoju wspólnego Krukonów.
- No to na razie, Gordon – James zarzucił płaszcz na ramiona i odchrząknął cicho.
- Jedną chwilkę, Potter – Colin, zbliżył się do Rogacza, groźnie marszcząc brwi – nie podoba mi się to, co przed chwilą zobaczyłem.
- A kto ci kazał patrzeć? – Jamesowi podskoczyło ciśnienie i nie miało to nic wspólnego z igraszkami z Laurą.
- Laura jest w Ravenclawie, więc…
- A Lily w Gryffindorze.
- Jestem prefektem… - zaczął, ale i tym razem James nie dał mu dokończyć. 
- Możesz być nawet ministrem magii, gówno mnie to obchodzi. Ja ci nie mówię, z kim masz się spotykać, a z kim nie, więc ty też mi nie mów, bo się pogniewamy i będzie niefajnie! – Spiorunował Gordona wzrokiem, po czym odszedł szturchając go ramieniem.
W głowie huczało mu z nadmiaru wrażeń. Szybkim krokiem przemierzał korytarze zamku, szukając najkrótszej drogi do wieży Gryffindoru. Był wściekły na Colina i z chęcią skręciłby mu kark, ale wspomnienie rozochoconej Laury, zręcznie tłumiło gniew. Gdy dotarł do pokoju wspólnego, a następnie usiadł na kanapie przed kominkiem, w głowie miał już tylko widok młodej blondynki.
Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak długo tak siedział, pogrążony w marzeniach, aż poczuł jak kanapa zapada się lekko i ktoś siada obok niego.
- Wow, stary! – Usłyszał głos Syriusza.
- Wow! – Powtórzył, bo nic mądrzejszego nie przychodziło mu do głowy.
-Ale jazda, co za laska! – Westchnął Black.
- Gorąca jak diabli!
- W życiu bym jej nie podejrzewał, że jest taka ostra!
- Mnie też zaskoczyła – James westchnął tęsknie.
- Stary! Ujeżdżała mnie jak rumaka… - kontynuował Syriusz, słuchając Jamesa z taką samą uwagą, z jaką James słuchał jego.
- Gdyby, nie ten pieprzony… zaraz! – James tak szybko odwrócił głowę, że aż mu coś chrupnęło w karku – O kim ty do cholery mówisz?
- A ty, o kim mówisz? – Zapytał ostrożnie Syriusz, powoli analizując, poprzednie wypowiedzi przyjaciela.
- Ja, o Laurze.
- A ja, o Dorcas – odetchnął Black, szczęśliwy, że nie chodzi o jedną dziewczynę
- Chwileczkę! Czy ty mi właśnie próbowałeś powiedzieć, że… - James skrzywił się lekko.
- A ty! – Przerwał mu Syriusz, oskarżycielsko wytykając go palcem.
- O kurwa!!! – Zawołali jednocześnie.
- Przeleciałeś Dorcas!
- Nie bądź wulgarny! – Oburzył się Syriusz – my się kochaliśmy!
- Taa, ujeżdżaliście się jak króliki!
- Święty się znalazł! A ty, co chciałeś mi powiedzieć zboku?! Co robiłeś ze swoją czternastolatką?!?
James, głośno wypuścił powietrze i wywrócił oczami.
- Nic nie zdążyłem z nią zrobić! – Zazgrzytał zębami - Jak zwykle, perfekcyjny Gordon pojawił się w najmniej odpowiednim momencie.
- Ha! Trójkącik? – Zarechotał Black.
- Ale ty jesteś głupi! Opowiadaj, co z tą Dorcas.
- O nie stary! – Syriusz uśmiechnął się złośliwie – myślę, że twoja opowieść jest bardziej interesująca.
- Chyba cię rozczaruję, nie jest zbyt długa – James rozsiadł się wygodniej na kanapie i przeczesał zmierzwione włosy – odprowadziłem ją do Ravenclawu, i już miałem jej powiedzieć, że raczej nie będzie drugiej randki, gdy nagle rzuciła się na mnie i zaczęła całować.
- No nieźle. – Zagwizdał Łapa.
- Mówię ci, to nie jest niewinna dziewczynka, tylko dzika kotka!
- Lepsza od Ol… - Syriusz w ostatniej chwili zreflektował się i zamknął usta. Przestraszony spojrzał na przyjaciela, który cały zesztywniał – przepraszam stary!
James zamknął oczy i w myślach odliczył do dziesięciu, wziął dwa głębokie oddechy i uśmiechnął się lekko. Niewidzialna rana, którą nosił w sercu zakuła lekko.
- W porządku.
Black odetchnął z ulgą, Rogacz zawsze dostawał szału, gdy ktoś wspominał przy nim o Olimpii – jego utraconej miłości. Cała sprawa była dość świeża, bo wszystko wydarzyło się podczas ubiegłych wakacji. Jamesa porządnie trafiła strzała amora, do tego stopnia, że zapomniał nawet o swojej obsesji na punkcie Lily. Niestety, nim wakacje dobiegły końca, Rogacz stracił swoją miłość i… dobrego kumpla Marka. Na szczęście udało mu się pozbierać, jednakże od tamtego czasu, Olimpia była tematem tabu.
- Ale nie chcesz mi powiedzieć, że zrobiliście to przy wejściu do wieży Ravenclawu! – Syriusz szybko powrócił do poprzedniego wątku, żeby tylko James zbyt długo nie myślał o zeszłych wakacjach.
- Oczywiście, że nie! Choć jej wcale by to nie przeszkadzało – Potter wyszczerzył zęby.
- Jezu! Ona mnie przeraża! 
- się Już miałem ją zabrać do magazynku, na piątym piętrze – Rogacz znacząco uniósł brew – ale domyślasz się, kto się pojawił.
- Oczywiście Gordon!
- Taa, zaczynam się poważnie zastanawiać, czy nie umieścić go w skrzydle szpitalnym na kilka dni.
- Nie, jak już to na kilka miesięcy!
- Najśmieszniejsze było to, że Laura wcale się nie zmieszała! Przywitała go, jakbyśmy dopiero, co rozmawiali o zielarstwie, i jeszcze na odchodne uszczypnęła mnie w tyłek!
- Chyba nie chcę więcej wiedzieć – Black uniósł do góry ręce w geście poddania.
- W takim razie ty mi opowiedz o swojej przygodzie... Albo nie, chyba nie chcę tego słuchać – zaśmiał się – rozumiem, że Dorcas dołączyła do twojej listy, a była…
- Tak, była! – zarechotał Syriusz – Ale już nie jest!
- Ty sukinsynu! Nie mogłeś jej sobie odpuścić? Przecież jak ją teraz zostawisz, to razem z Evans, wydrapią ci oczy.
- Ależ ja nie chcę jej zostawiać! – Oburzył się Syriusz.
- Jezu, kim ty jesteś, i co zrobiłeś z moim przyjacielem? – Zaśmiał się James.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz