Otaczała go ciemność. Kotary okalające jego łóżko, szczelnie broniły dostępu światła, więc nie miał pojęcia czy jest dzień, czy noc. Podźwignął się na łokciach i natychmiast tego pożałował. Jego głowę przeszył ostry ból, opadł na poduszki z cichym jękiem. Pragnienie paliło go w gardle a żołądek przechodził ostrą rewolucję. Przycisnął palce do skroni, by złagodzić tępy ból. Pomimo fatalnego stanu fizycznego, psychicznie czuł się znacznie lepiej niż wczoraj.
Zza kotary dotarły do niego przytłumione rozmowy przyjaciół. Podjął kolejną próbę powstania. Bardzo powoli podczołgał się na skraj łóżka, delikatnie rozsunął kotary i od razu mocno zacisnął powieki, bo oślepiło go jaskrawe światło wpadające przez okna. Gdy obraz się wyostrzył, ujrzał swoich kumpli siedzących na łóżku Remusa i dyskutujących o czymś żywo.- Cześć – wychrypiał, walcząc z suchością w gardle.
Kolejne wydarzenia potoczyły się tak szybko, że jego przyćmiony mózg nie nadążał tego rejestrować. Zauważył tylko wściekłą minę Syriusza, jakiś gwałtowny ruch, błyskawicznie zbliżający się but Łapy, a później… nie widział już niczego.Padł plecami na łóżko, usłyszał ciche trzaśnięcie nosa, a na ustach poczuł ciepłą, słodkawą ciecz.- Co jest kurwa?! – Zaklął, chwytając się za nos.- Co jest?!? Zabiję cię popierdoleńcu! – James usłyszał krzyki Syriusza, odgłosy szamotaniny i kojący głos Remusa.
- Spokojnie Łapo, pamiętaj, że musi stawić się u McGonagall, żywy. Później go zabijesz.- Odbiło wam?! – Wyjęczał James, walcząc z krwawieniem. Na wszelki wypadek nie wychylał się z nad poręczy łóżka.- Albo mam lepszy pomysł – zmienił zdanie Remus – zostaw to jego matce.- O co wam, kurwa chodzi?!? – Wściekł się Potter – Coś przegapiłem? Film mi się urwał w… pokoju życzeń. Chryste! Remus, zrób coś z moim nosem!!!- Nie stary, zasłużyłeś sobie. Teraz cierp! – Remus puścił w końcu Syriusza, złożył ręce na piersi i oparł się plecami o poduszki.Syriusz próbując uspokoić oddech, podniósł się i niespiesznie ruszył w stronę łóżka przyjaciela. James, widząc minę Łapy, szybko ukrył twarz w dłoniach.- Już ci mówię, co przegapiłeś, pojebie – wycedził przez zęby – napierdoliłeś się jak szczygiełek, lamentowałeś, że Evans cię olała…- To pamiętam.- Stul pysk! Kiedy próbowałem cię tutaj dowlec, dorwała nas McGonagall…- Orzesz… tego nie pamiętam.- Mówię ci, stul pysk!!! – Krzyknął Black, tracąc panowanie nad nerwami. – Nie popisałeś się elokwencją, wdając się z nią w rozmowę zamiast kurwa milczeć!!! Och zapomniałem o najważniejszym! Najpierw padłeś przed nią na kolana, a później puściłeś malowniczego pawia, wprost na jej buty!!! – Zakończył Syriusz, strzelając Jamesa w głowę.- Orzesz kurwa, ja cię jebię! – Jęknął z przerażeniem Potter – Konsekwencje?- Nieznane, ale grozi nam wyrzucenie ze szkoły! I Remus ma rację, nie zabiję cię, żeby nie odbierać przyjemności twojej matce.- Jasna cholera, jak się z tego wybronimy? – Rogacz chwycił z szafki różdżkę i zaczął reperować swój krwawiący nos.- Ty nas w to wpakowałeś, więc ty nas będziesz bronił! Punkt piętnasta pojawimy się w gabinecie Starej, a ty będziesz ją błagał na kolanach, żeby nie wywaliła nas ze szkoły.
James jęknął i spojrzał przepraszająco na przyjaciela. Nie odezwał się ani słowem, bo wiedział, że żadne słowa nie udobruchają teraz Syriusza. Postanowił, że później zastanowi się jak załagodzić konflikt z przyjacielem, teraz najważniejsze było, jak przekonać McGonagall, by nie wypędziła ich z Hogwartu, no i oczywiście jak pozbyć się kaca giganta.
*
Zaczarowany sufit wielkiej sali, był ciemny i ponury, ale wewnątrz panowała radosna, świąteczna atmosfera. Lily jednak, nie była w nastroju do świętowania. Siedziała sztywno na ławce i bezmyślnie dłubała widelcem w zapiekance. Denerwowała ją przedłużająca się nieobecność Pottera. Nie widziała go od wczorajszego poranka, kiedy to się pokłócili. Dziś także nie pojawił się na śniadaniu, ani na obiedzie. Pocieszającą informacją, było to, że się odnalazł. Dowiedziała się tego od Remusa i Petera, którzy przybyli na obiad, ale ograniczyli rozmowę z nią do absolutnego minimum. Wszystko wskazywało na to, że to ja obwiniali za zaginięcie Pottera. To dobijało ją najbardziej, bo przecież nie zrobiła nic złego!
Podskoczyła przestraszona, gdy czyjeś zimne dłonie zasłoniły jej oczy.
- Niespodzianka! – Usłyszała dziewczęcy głos, przypominający rozćwierkanego słowika.
- Dorcas! – Odwróciła się gwałtownie, a na jej ustach zakwitł szeroki uśmiech – Wróciłaś wcześniej!!!
- Koszmarnie się nudziłam i mama zlitowała się nade mną – wyjaśniła Dorcas, przysiadając obok Lily i ściągając czapkę i szalik.
- Tak bardzo się cieszę! Strasznie tęskniłam i … - oczy Rudej zaszkliły się od łez.
- Ej! Co jest grane?
- Tak bardzo mi ciebie brakowało… wydarzyło się… - Lily rzuciła się przyjaciółce na szyję i wybuchła płaczem.
- Oj, źle się działo. Dobra idziemy! Nie rób sceny przed całą szkołą, ogarnij się trochę, opowiesz mi wszystko w Gryffindorze. – Dorcas podniosła się z ławki i pociągnęła Lily za sobą. Szybkim krokiem, wspólnie opuściły wielką salę.
*
W gabinecie profesor McGonagall, rozległo się ciche pukanie. Kobieta podniosła wzrok znad sprawdzanego wypracowania i spojrzała na stary, antyczny zegar z kukułką. Za dwie, trzecia. Odchrząknęła cicho i poprawiła się na skórzanym fotelu.
- Wejść! – Zawołała, swym surowym tonem, przeznaczonym dla najbardziej krnąbrnych uczniów. Dla uczniów, takich jak ci dwaj, którzy właśnie uchylili drzwi i ze spuszczonymi głowami weszli do jej gabinetu.
Potter i Black. Wychowankowie domu, którego była opiekunką od blisko 20 lat. I jeszcze nigdy, od kiedy tu pracuje nie spotkała takich matołów. Skaranie Boskie z nimi!
- Dzień dobry pani profesor. – Powiedzieli jednocześnie, nie mając odwagi spojrzeć jej w oczy.
- Nie wiem czy dobry, usiądźcie. – Przyjrzała im się, szczególną uwagę zwracając na Pottera. Był w zdecydowanie lepszej kondycji niż wtedy, gdy widziała go po raz ostatni, ale sińce pod oczami i niechlujne uczesanie, wskazywały na to, że nie doszedł jeszcze do siebie. Spuchnięty, jak kartofel nos, świadczył, że Black sam próbował wymierzyć przyjacielowi karę.
- Czy chcielibyście coś powiedzieć, zanim dowiecie się jak zostaniecie ukarani?
- Tak pani profesor. – Przemówił Potter, wreszcie spoglądając jej w oczy. – Przede wszystkim, chciałbym panią bardzo przeprosić i błagać o wybaczenie. Zachowałem się skandalicznie i karygodnie. Mam tego pełną świadomość i ze skruchą poniosę wszelkie konsekwencje swoich czynów. Chciałbym tylko prosić panią, aby nie wyrzucała mnie pani ze szkoły i nie karała Syriusza. Całą winę ponoszę ja, Syriusz był ze mną, ponieważ martwił się, że zniknąłem na cały dzień i postanowił mnie odszukać. A gdy już mnie znalazł, to byłem…, nie byłem w stanie sam wrócić do Gryffindoru…
- Dobrze, dość już usłyszałam! To bardzo szlachetne z twojej strony, Potter, że próbujesz bronić przyjaciela, jednak oboje przebywaliście poza wieżą w godzinach nocnych, a zatem oboje zostaniecie ukarani. – Zrobiła pauzę, by nadać swoim słowom więcej grozy. – Mało tego, za tak bulwersujące i skandaliczne zachowanie, ukarany zostanie cały Gryffindor.
- Ale pani profesor!
- Milcz Potter! To sprawi, że następnym razem, trzy razy pomyślicie nim zechce się wam robić takie numery! – Westchnęła głośno, by opanować nerwy – jedyną dobrą informacją dla was jest to, że nie zostaniecie wydaleni ze szkoły.
- Dziękujemy pani profesor! – James odetchnął z ulgą.
- Ale kara będzie bolesna nie tylko dla was – ciągnęła McGonagall, nie zwracając uwagi na podziękowania – przez wasz wyskok, odbieram Gryffindorowi 100 punktów i cały dom ma zakaz organizowania zabawy sylwestrowej. Będziecie kontrolowani!
James jęknął cicho, a Syriusz ukrył twarz w dłoniach.
- Ponadto – kontynuowała – wy dwaj macie zakaz wychodzenia do Hogsmade do końca roku szkolnego i przez cały najbliższy miesiąc, każdego popołudnia z wyjątkiem sobót i niedziel, będziecie pomagać pani Pince w porządkowaniu ksiąg w bibliotece. Oczywiście, do waszych rodziców zostaną wysłane listy z informacją o waszym bulwersującym zachowaniu. To już wszystko. – McGonagall spuściła wzrok na wypracowanie, dając im do zrozumienia, że mogą opuścić jej gabinet.
Równocześnie podnieśli się z krzeseł.
- Dziękujemy, że nie wyrzuciła nas pani z Hogwartu – pierwszy raz przemówił Syriusz – i jeszcze raz bardzo przepraszamy.
- Przeprosiny przyjęte. – Odrzekła, obdarzając ich przelotnym spojrzeniem. – Teraz idźcie przepraszać waszych kolegów z Gryffindoru.
Chłopcy cicho opuścili gabinet wicedyrektorki, a gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, rzucili się biegiem w stronę wieży. Gdy oddalili się na taką odległość, by mieć pewność, że nie zostaną usłyszani, przystanęli na chwilę, aby wymienić poglądy.
- Ja pierdolę. – Zaklął Syriusz.
- Na szczęście nas nie wyrzuciła.
- I co z tego! Wiesz, jakie rozpęta się piekło, gdy wszyscy Gryfoni się o tym dowiedzą?
- Nie wiem, ale się domyślam – wystękał James.
- I jeszcze miesiąc w bibliotece! Kurwa, stary mam ochotę jeszcze raz złamać ci nos!
- Nie fatyguj się, zrobią to za ciebie inni.
- A więc nie karzmy im dłużej czekać! – Black uśmiechnął się złośliwie i ruszył w dalszą drogę.
*
Pokój wspólny Gryffindoru, wypełniał szum wesołych rozmów. Jedni grali w szachy, inni przechwalali się otrzymanymi prezentami a jeszcze inni oddawali się błogiemu lenistwu. Jednak podstawowym tematem wszystkich rozmów, była zbliżająca się impreza sylwestrowa. Wszyscy wiedzieli, że Huncwoci – mistrzowie w organizowaniu balang, bez wątpienia przygotowali coś ekstra na ten wyjątkowy wieczór. Warto było zostać w Hogwarcie na święta, choćby tylko z tego powodu.
Ale nie wszyscy w pokoju wspólnym, byli w tak radosnym nastroju. Lily i Dorcas usiadły przy stoliku pod oknem, w najcichszym kącie komnaty i już od godziny szeptały do siebie z ożywieniem. Każda próba podjęta przez innych uczniów, zagadnięcia dziewczyn, kończyła się grzeczną acz stanowczą odmową nawiązania dialogu.
Dorcas uważnie przyglądała się roztrzęsionej przyjaciółce, której oczy wciąż szkliły się od łez. Lily, była jej bliska jak siostra, dlatego nigdy nie krytykowała jej poczynań (przynajmniej nie tych dotyczących Pottera), ale tym razem Dorcas nie mogła już utrzymać języka za zębami. Teraz nadszedł moment, by powiedzieć pannie Evans kilka gorzkich słów.
- Och Lily, jesteś jedną z najwspanialszych osób, jakie znam tyle, że od czasu do czasu bywasz prawdziwą pizdą! – Dorcas, zmarszczyła brwi, widząc jak Lily z niezadowoleniem wydyma usta.
- Wielkie dzięki! Myślałam, ze staniesz po mojej stronie!
- Zawsze tak robię, ale tym razem nie będę utwierdzać cię w przekonaniu, że postąpiłaś słusznie, bo uważam, że popełniłaś kolosalny błąd! Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś o sowiarni?
- Przecież teraz to nie ma znaczenia.
- Owszem ma! I to cholernie duże. Głupia jesteś Evans, wiesz o tym? – Dorcas uśmiechnęła się złośliwie – Potter wyłazi ze skóry, żebyś się wreszcie nim zainteresowała. Tobie też nie jest obojętny, nie kręć mi tu głową, bo tylko oszukujesz samą siebie. A gdy wreszcie nadarza się okazja, żebyście oboje byli szczęśliwi, ty musiałaś wszystko tak spektakularnie spartolić! Oj Lily, zachowałaś się jak skończona idiotka!
- Dorcas! – Oburzyła się Ruda – Ja nie chcę… nie mogę… Colin… - była tak zbulwersowana, że nie potrafiła sklecić logicznego zdania.
- Colin – Srolin!!! Fajne ciacho, mądry chłopak, ale co poza tym? Nudziarz! I w dodatku wolał jechać do mamusi na święta niż zostać tutaj z tobą! Za grosz poczucia humoru i zero chęci do zabawy, oto cały Colin Gordon. Sama nie wiesz, czy chcesz z nim być.
- Chcę!!! – Wykrzyknęła, trochę zbyt gorliwie, by Dorcas jej uwierzyła.
- I dlatego trzymasz go cały czas na dystans? Mówisz mu, że nie jesteś gotowa… - Dorcas na chwilę zagryzła zęby. Nie powinna kopać leżącej przyjaciółki, ale z drugiej strony nic innego do niej nie docierało, więc wzięła głęboki oddech i dokończyła zdanie - … a na sam widok Pottera, robi ci się mokro w majtkach!!!
- To nie prawda! – Lily zaczerwieniła się i spuściła wzrok na dłonie.
- Czy ty się słyszysz?!? Wodzisz biednego Gordona za nos, z uporem maniaka wmawiasz sobie, że jesteś z nim szczęśliwa, a gdy tylko znajdujesz się sam na sam z Potterem, rzucasz się na niego jak wygłodniała hiena, tracąc rozum i zapominając o bożym świecie! – Dorcas znów cicho westchnęła, zrobiło jej się lżej na sercu, bo wreszcie wygarnęła wszystko Rudej. Ale mina zbitego psa, jaka malowała się na twarzy Lily, wywołała lekkie wyrzuty sumienia.
- No dobrze, może Potter faktycznie trochę zaszalał z ta bielizną, ale sama pomyśl. W sowiarni jasno i wyraźnie powiedział ci, co czuje i co zamierza zrobić. Ty z kolei nie powiedziałaś nic, co mogłoby go odwieść od jego planów.
- Nie dał mi okazji!
- Wtedy nie, ale na drugi dzień lub w Trzech Miotłach…
- Cholera, Dorcas! Powiedziałam mu to, wtedy w pubie!
- Wiesz, co… jeśli powiedziałaś mu dokładnie to samo, co przed chwilą mi… - Dorcas zamyśliła się na moment – wiesz jak to zabrzmiało?
- Jak?!?
- Że twoim głównym problemem jest Laura!!! – Dorcas doznała olśnienia – Nie patrz tak na mnie! Ja też tak właśnie rozumiem twoje słowa. Wygląda na to, że nie pozwalasz się zbliżyć Jamesowi, bo nie chcesz żeby przez ciebie zdradził Laurę! No i że będzie cierpiał Colin, ale zostawmy teraz Colina… Dla Pottera Laura nie stanowi problemu, więc ma nadzieję, że i dla ciebie wreszcie przestanie nim być!
- W takim razie zbyt mało dosadnie mu to wyjaśniłam.
- Wtedy tak, ale wczoraj rano już cię chyba zrozumiał. – Dorcas uśmiechnęła się szeroko – No dobrze, co się stało to się nie odstanie. Myślę, że za dzień lub dwa, wszystko wróci do normy.
- Co? Mam udawać, że nic się nie stało? – Lily spojrzała na Dorcas, nie wierząc w to, co słyszy.
- A masz lepszy pomysł? Oczywiście, możesz iść do Jamesa, przeprosić go i powiedzieć, ze zachowałaś się jak gówniara i… SYRIUSZ!!! – Dorcas poderwała się z fotela i jak strzała pognała do portretu Grubej Damy.
Lily odwróciła głowę i jej serce na chwilę zgubiło rytm. Dorcas uwiesiła się właśnie na szyi Syriusza, który objął ją w talii i namiętnie pocałował. Za plecami Blacka ukrywał się Potter. Coś się jednak nie zgadzało. Pomimo, że Syriusz wydawał się być mile zaskoczony obecnością swojej dziewczyny, to zarówno on jak i James, wydawali się być czymś wyjątkowo zaniepokojeni. Czyżby narozrabiali?
Odpowiedź na to pytanie, przyszła szybciej niż by sobie tego życzyła.
Syriusz oderwał się od ust Dorcas i delikatnie przesunął ją na bok. Skinął głową na Jamesa i obaj ruszyli do przodu. Zatrzymali się w centralnym punkcie pokoju wspólnego.
James zepchnął z krzesła Thomasa Nelsona, wdrapał się na nie i odchrząknął głośno, by zwrócić na siebie uwagę, wszystkich zgromadzonych. Z jego miny można było wyczytać, że wiadomość, którą ma im do przekazania nie należy do przyjemnych.
- Dzięki za uwagę – rozpoczął, gdy w pokoju zapanowała cisza – właśnie wracamy od McGonagall i przynosimy bardzo niewesołe wieści.
- Co jest grane James? – Zapytał Dennis McTeer, jeden ze ścigających drużyny Gryffindoru.
- Stara zabroniła nam zorganizowania balangi sylwestrowej – powiedział cicho Rogacz – i odebrała nam 100 punktów.
- Co?!? Jasna cholera!!! Niby, za co? – Oburzyła się Izabella.
- Za malowniczego pawia, jakiego James zostawił jej na butach ubiegłej nocy – wyjaśnił Syriusz – w ramach usprawiedliwienia dodam, że zrobił to po pijaku i nieświadomy swych czynów.
- I to ma być kurwa usprawiedliwienie!!! – Wściekł się Dennis.
- Nie wywaliła was ze szkoły? – Zdziwiła się Dorcas.
- Na szczęście nie, ale odebrała nam 100 punktów, zabroniła balangi a dodatkowo ja i Łapa mamy miesięczny szlaban w bibliotece i zakaz odwiedzania Hogsmade do końca roku szkolnego.
- Dobrze wam tak łajzy!!! – Krzyknął Thomas – A ja was wywalę z drużyny!!! Pogięło was???
- Gówno zrobisz! – Warknął Black – Beze mnie i Jamesa, drużyna nie ma szans na puchar, więc przestań pieprzyć, bo cię strzelę!
- Daj spokój, to zrozumiałe, że się wścieka – odezwał się Rogacz – Bardzo was wszystkich przepraszam, nie sądziłem, że za mój wygłup McGonagall postanowi ukarać cały dom. Imprezy nie będzie, ale zostało jeszcze trochę czasu, więc spróbujcie się wkręcić na balangi do innych domów. – To powiedziawszy, zeskoczył z krzesła i nie patrząc już na nikogo odszedł do sypialni Huncwotów.
Ku ogromnemu zdziwieniu Dorcas, Syriusz nie odwrócił się do niej, tylko ruszył na wprost, kierując się do stolika, przy którym siedziała Lily. Zatrzymał się i zgiął nogi w kolanach, by móc spojrzeć jej w oczy.
- A to wszystko przez ciebie, wredna zdziro! – Wysyczał stukając ją palcem wskazującym w czoło.
Lily otworzyła usta żeby coś powiedzieć, ale nic mądrego nie przychodziło jej do głowy. Syriusz za to nic już nie dodając oddalił się w ślad za Jamesem.
Rozejrzała się dookoła, oczy wszystkich Gryfonów skierowane były na nią.
No pięknie – pomyślała. Potter i Black jej nienawidzą, wszyscy są przekonani, że to przez nią McGonagall wymierzyła karę Huncwotom a do tego wszystkiego, Dorcas również była na nią zła. Gorzej już być nie może! – Pomyślała, wstając i udając się do dormitorium dziewcząt.
Myliła się, miało być jeszcze gorzej…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz