sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 31

            Lily przeciągnęła się rozkosznie i uśmiechnęła do siebie. Celowo, przez dłuższą chwilę nie otwierała oczu, aby nie okazało się, że wydarzenia wczorajszego dnia, były tylko pięknym snem. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej przywołując do siebie poszczególne obrazy… randka z Jamesem w kawiarni, pocałunek przed jej domem, podróż Błędnym Rycerzem, skórzana kanapa w salonie Potterów, na której… jęknęła tęsknie i ukryła twarz w poduszce. Obiecała sobie, że jeśli otworzy oczy, i będzie w swoim pokoju, to pójdzie do łazienki się utopić.
Usiadła i powoli uniosła powieki. Zapiszczała z radości, Bez wątpienia pokój, w którym się znajdowała nie należał do niej.
   Słoneczne światło wpadające przez okno, pięknie oświetlało ściany, koloru dojrzałej cytryny, na których wisiały obrazki przedstawiające tropikalne wyspy. Na jasnej, drewnianej podłodze leżał błękitny, puchaty dywan. Lily wstała z łóżka i dokładniej przyjrzała się ręcznie rzeźbionym, dębowym meblom, które były prawdziwymi dziełami sztuki. Szczególną uwagę zwracały nogi łóżka i stolika nocnego, przypominające swym kształtem łapy dzikiego kota. Zrobiła kilka kroków po miękkim dywanie, oparła dłonie o parapet i wyjrzała przez okno. Na zewnątrz rozpościerał się widok na wielki ogród, pełen pachnących kwiatów i drzew owocowych. Daleko w tle, zobaczyła kamienny murek a za nim łąkę, która prowadziła nad jezioro. Otworzyła okno i zaciągnęła się świeżym powietrzem, pachnącym latem.
 Naprawdę tu była! Nadchodzący tydzień zapowiadał się bardzo interesująco. Zostawiając otwarte okno, podeszła do fotela i wyjęła ze swojej torby bluzkę na ramiączkach i szorty. Powoli otworzyła drzwi naprzeciwko szafy w nadziei, że za nimi znajduje się łazienka. Nie myliła się, gdy weszła do środka, westchnęła z zachwytem na widok olbrzymiej marmurowej wanny, na złoconych, lwich łapach. Całe pomieszczenie wyłożone było, granitowymi kaflami z morskim deseniem. Na jednej ze ścian umieszczono podwójną umywalkę z białego marmuru i dębową szafkę, na której leżały puchate ręczniki. Naprzeciwko okna z witrażem, zamiast szyby, znajdowała się toaleta oraz kabina prysznicowa dla dwóch osób. Na jej widok, w głowie Lily, zaświtały nieprzyzwoite myśli. Potrząsnęła głową, gdy poczuła jak rumieńce wykwitają na jej policzkach.
Wzięła szybki prysznic i ubrała się, zerknęła jeszcze w kryształowe lustro, by doprowadzić włosy do porządku i opuściła łazienkę. Rzuciła ostatnie spojrzenie na pokój, a następnie otworzyła drzwi i wyszła na jasny korytarz.
Na całym piętrze panowała cisza, zakłócana jedynie czyimś pochrapywaniem. Odnalazła źródło tego hałasu i parsknęła śmiechem, na widok dużej tabliczki umocowanej na drzwiach, naprzeciwko jej pokoju. Bez dwóch zdań, ten pokój należał do Jamesa i Syriusza. Napis na tabliczce głosił:
„ JEŚLI WEJDZIESZ DO TEGO POKOJU PRZED 12: 00 – ZGINIESZ!!!”
Pokręciła z niedowierzaniem głową i zeszła schodami na parter. W salonie panował idealny porządek i grobowa cisza. Nie zatrzymała się, by dokładnie obejrzeć pomieszczenie, bo do kuchni zwabił ją cudowny zapach kawy i smażonego sera.
Tutaj zastała pierwszego, nieśpiącego domownika. Przy stole siedziała pani Potter, pogrążona w lekturze Proroka Codziennego.
Kuchnia nieco różniła się od salonowego wystroju. Urządzona była w staroświeckim stylu, ozdobiona boazerią i meblami w typowym angielskim stylu. Na kuchni smażyły się kiełbaski i ser a w mosiężnym zlewie myły się naczynia. W oknach wisiały białe zasłonki w drobne, czerwone kwiatki. A na kredensie cicho grało stare radio. Ta kuchnia, była cudownie przytulna i Lily przez chwilę przypominała sobie kuchnię swojej babci. Jedzenie posiłków w tym pomieszczeniu musiało być prawdziwą przyjemnością.
Odchrząknęła cicho, by zaznaczyć swoją obecność i weszła głębiej.
- Dzień dobry, Mary. – Przywitała się z uśmiecham.
- Och, dzień dobry, skarbie. Nie spodziewałam się ciebie tak wcześnie. W tym domu, prócz mnie i Seniora, nikt nie wstaje przed 11 z własnej woli. – Kobieta uśmiechnęła się ciepło i gestem zachęciła Lily, aby usiadła przy stole.
Ruda nawet nie wiedziała, która jest godzina. Rozejrzała się po kuchni w poszukiwaniu zegara, i gdy go odnalazła, okazało się, że dochodziła dziesiąta.
- Wcale nie jest tak wcześnie! – Powiedziała, zaskoczona, że spała tak długo.
- Mam nadzieję, że dobrze spałaś?
- Tak! Bardzo dziękuję, za ten pokój. Jest wspaniały!
- Cała przyjemność po mojej stronie. Napijesz się kawy? Śniadanie będzie gotowe za dziesięć minut.
- Poproszę. Potrzebuję porannej dawki kofeiny, żeby dobrze funkcjonować. – Zaśmiała się cicho. – Senior tez jest takim śpiochem, jak James i Syriusz?
- Och, na pewno z chęcią, by do nich dołączył, ale niestety wciąż jeszcze chodzi pracować. Choć myślę, że robi to bardziej dla frajdy niż dla galeonów.
- Czym się zajmuje? – Lily była szczerze tym zainteresowana. – James nigdy nie opowiadał mi o swoich rodzicach.
- Jak widzisz, ja zajmuję się domem. Dawno temu zrezygnowałam z pracy. A James pracuje dla Ministerstwa. Zajmuje się międzynarodowym rozwiązywaniem konfliktów między czarodziejami.
- Taki mugolski mediator. – Przetłumaczyła na swoje Lily i szybko wyjaśniła. – Pokojowy konsul.
- Tak, dokładnie.
- Nie wiedziałam, że wśród czarodziejów wybuchają jakieś konflikty.
- Cała masa! W zeszłym miesiącu, James musiał jechać do Czechosłowacji, gdzie o mały włos a pozabijaliby się z Austriakami, o jakiś głupi eliksir. Sprzeczali się, który z odkrywców ma prawo nazwać miksturę swoim nazwiskiem!
- Przecież to chore!
- Żebyś wiedziała! Oczywiście chodziło o galeony. Ten, który wygra zgarnie złoto ze sprzedaży eliksiru. Na szczęście szybko doszli do porozumienia. Jednak nie zawsze jest tak kolorowo. Na pewno nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale we wszystkich mugolskich wojnach swoje paluchy maczają także czarodzieje.
- Jak to? – Lily ze zdumienia nie podmuchała kawy i boleśnie poparzyła sobie język.
- Wymyślają różne, okropne bronie, a później sprzedają je tym naiwnym mugolom, żeby mogli się nawzajem pozabijać! I właśnie aurorzy, a także wydział niewłaściwego użycia czarów, no i wydział Jamesa, zajmują się ściganiem takich zbójów! – Mary, była wyraźnie oburzona.
- To musi być straszne! Ciarki mnie przechodzą, gdy słyszę o tych wszystkich wojnach, a teraz jeszcze dowiaduję się, że czarodzieje w tym uczestniczą! To okropne.
- Na szczęście mają, choć tyle rozumu w głowie, że się nie ujawniają, a mugole nie zdają sobie sprawy, czym są te wszystkie specyfiki, które zabijają setki ludzi – Mary wzdrygnęła się, ściągając z patelni kiełbaski i ustawiając na stole cztery talerze. – No, koniec tych smutnych tematów! Częstuj się, a ja w tym czasie wyciągnę z łóżek tych nicponi.
  Mary opuściła kuchnię i udała się na piętro, pozostawiając Lily z ponurymi myślami. Przypomniała sobie jak na początku wakacji, w wieczornych wiadomościach usłyszała o trującej bombie, która wybuchła w Wietnamie i wytruła tysiące ludzi. Czy to możliwe, by ten trujący gaz, był wynalazkiem czarodziejów?
Z zamyślenia wyrwało ją głośne łomotanie do drzwi i krzyki pani Potter.
- WSTAWAĆ NATYCHMIAST! Jeśli za pięć minut nie zejdziecie na śniadanie, przez cały dzień nie dostaniecie nic do jedzenia! – Zagroziła surowym tonem, po czym zeszła do kuchni.
Uśmiechając się łagodnie do Lily, zaczęła nakładać na talerze kiełbaski i ser.
- A czym zajmują się twoi rodzice? – Zapytała, gdy skończyła. – Tak naprawdę, to nic nie wiem na twój temat. Dopiero wczoraj rano dowiedziałam się, że James ugania się za tobą od sześciu lat, a na dodatek powiedział mi o tym Syriusz a nie rodzony syn!
Lily zaczerwieniła się i upiła łyk kawy, by ugasić suchość w gardle.
- No, więc, moja mama pracowała kiedyś, jako lekarz. Była ortopedą i nastawiała połamane kości. Żebyś widziała jej minę, kiedy powiedziałam jej, że istnieje eliksir, dzięki któremu kości nie dość, że błyskawicznie się zrastają, to jeszcze potrafią odrastać!
- Pewnie zwątpiła w swój zawód.
- Na szczęście porzuciła pracę znacznie wcześniej. Teraz zajmuje się domem, a jej nowe hobby to ogród. Nawet zapisała się do klubu ogrodnika i zamierza ponownie iść na studia, by zostać projektantem zieleni.
- Bardzo ambitnie, cokolwiek to znaczy. A twój tato?
- Tata jest maklerem nieruchomości. Sprzedaje domy i mieszkania w całej Wielkiej Brytanii, więc często wyjeżdża.
- Hmm, to musi być ciekawa praca – odparła Mary, choć Lily zdawało się, że kobieta ma niewielkie pojęcie na temat handlu nieruchomościami. – Co prawda nigdy nie kupowaliśmy domu – ten odziedziczyliśmy po moich dziadkach, ale domyślam się, że nie jest to proste zadanie.
Lily już zamierzała opowiedzieć, jak kapryśni potrafią być klienci jej ojca, ale zamilkła, gdy usłyszała odgłos ciężkich kroków na schodach.
Jako pierwszy, w kuchni pojawił się Syriusz, który przeciągnął się, wymruczał coś, co brzmiało jak „dzień dobry” a później rzucił się na swój talerz i obficie polał kiełbaski keczupem?
  Chwilę później w przejściu stanął James. Serce Lily zgubiło jedno uderzenie, gdy ujrzała go tak cudownie „rozmemłanego”. Jego powieki, wciąż były na wpół przymknięte, a włosy rozczochrane, jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Koszulkę z logo Angielskiej Reprezentacji Quidditcha, niedbale upchnął w spodniach, które seksownie zwisały mu na biodrach, stopy miał bose. Podszedł do stołu i z ciężkim westchnieniem opadł na krzesło. Wciąż jeszcze się nie obudził, bo nie za bardzo interesowało go gdzie jest i kto jeszcze zasiada przy stole.
- To zbrodnia, budzić nas w środku nocy, mamo! – Wychrypiał ziewając potężnie. Miał spory problem, by chwycić za ucho dzbanka, więc Mary uprzedziła go w obawie, że syn nie trafi do kubka i zaleje kawą jej śnieżnobiały obrus.
- Już dziesiąta, James! – Oburzyła się kobieta – Sama nie wiem, jak wam się udaje nie spóźniać na zajęcia w Hogwarcie.
- Remus jest naszym prywatnym, niezawodnym budzikiem – odpowiedział już nieco rozbudzony Syriusz. Zdążył już zauważyć obecność Lily, więc uśmiechnął się do niej na przywitanie – sam nie wiem jak to robi, ale jest na tyle skuteczny, że nawet zdążamy zjeść śniadanie.
- Zginęlibyście bez tego Remusa! To taki dobry chłopiec…
- Jasne, postaw mu pomnik w ogródku. – Wymruczał James, przechylając kubek z kawą.
- Gdyby nie on, pewnie już dawno wyrzuciliby was ze szkoły. Prawda, Lily?
- To bardzo prawdopodobne. – Zaśmiała się Ruda.
James zadławił się kawą, która boleśnie poparzyła mu gardło. Rozkaszlał się opluwając cały obrus. Otworzył szeroko oczy, które zaszkliły się od łez, z przerażeniem spojrzał na Lily, siedzącą obok jego matki. Dopiero teraz przypomniał sobie wydarzenia poprzedniego dnia. I zdał sobie sprawę, że wygląda jak skończona łajza, podczas, gdy kobieta jego życia przygląda mu się z rozbawieniem. Wyprostował się i rękoma próbował doprowadzić do ładu rozwichrzone włosy.
- To nic nie da, synku – zaśmiała się Mary – do czesania służy grzebień.
- Cześć, Lily! – Uśmiechnął się szeroko, ignorując słowa matki. – Mam nadzieję, że dobrze spałaś.
- Dziękuję, na pewno lepiej od was! – Zachichotała.
- W wakacje nie mamy w zwyczaju wstawać przed południem – wtrącił Syriusz – no chyba, że Mary się na nas zaweźmie, tak jak dziś. – Posłał kobiecie oskarżycielskie spojrzenie.
- Mamy gościa, który wstaje o przyzwoitej godzinie na śniadanie i albo będziecie jeść z nami, albo będziecie chodzili głodni aż do obiadu.
- Nie masz serca, Mary! – Syriusz zrobił obolałą minę – A ty, Ruda pilnuj wieczorem swojej herbaty, mam w zanadrzu spory zapas eliksiru słodkiego snu.
- Dzięki za ostrzeżenie. – Ruda zaśmiała się głośno.
Czuła się tak cudownie w domu Potterów, że w tej chwili pragnęła tu zostać na zawsze. Matka Jamesa, była wspaniałą kobietą a i na Huncwotów miło się patrzyło, gdy byli tak rozkosznie zrelaksowani w ten wakacyjny poranek. Przygryzając swoją kiełbaskę, Lily spojrzała na Jamesa z półprzymkniętych powiek. Wciąż był w nią zapatrzony, a z jego ust nie schodził głupkowaty uśmiech. Patrzył na nią takim wzrokiem, jakby się bał, że gdy odwróci głowę, ona rozpłynie się w powietrzu. Zrobiło jej się ciepło na sercu.
Tą magiczną chwilę zepsuło nagle głośne beknięcie Syriusza. Pozostała trójka spojrzała na niego z obrzydzeniem, więc zmieszany przestał klepać się po brzuchu i posłał im przepraszające spojrzenie.
- Sorry, ale to wszystko przez ciebie, Mary. Gdybyś nie podawała takich pysznych śniadań, nie obżerałbym się jak świnia.
- Obżerasz się i zachowujesz jak świnia! – Oburzyła się kobieta. – Za karę posprzątasz stół po śniadaniu!
- Da się zrobić!
- I przypominam ci, że wciąż nie wolno ci używać czarów poza szkołą!
- Jeszcze tylko dwa tygodnie! – Syriusz zatarł dłonie z zadowoleniem – A ty, stary przyjacielu, będziesz szorował gary jeszcze przez dobry miesiąc z haczykiem! – Zadrwił z Rogacza.
- Ależ jesteś zabawny! – Odparł James z ponurą miną.
- Obaj macie urodziny w wakacje?! – Zdziwiła się Lily. Poczuła się naprawdę głupio, zdając sobie sprawę, że pomimo tego, że znają się od blisko siedmiu lat, tak niewiele wie na ich temat.
- Ja 15 lipca – odparł dumnie Syriusz – a ten gówniarz, dopiero 24 sierpnia!
- Zaraz tak ci przyłożę, że stracisz wszystkie zęby, PRZYJACIELU! – Warknął James, zaciskając pięści.
- Dość już tych popisów! – Zawołała Mary, by powstrzymać zbliżająca się awanturę. – Co zamierzacie dziś robić?
- Iść spać. – Ziewnął Black.
- To dopiero wieczorem – poprawiła go Mary – dziś będzie słonecznie i ciepło przez cały dzień, więc proponuję żebyście pokazali Lily okolicę.
- Na przykład Pub u Brada! – Syriusz wyszczerzył zęby i puścił oko do Jamesa.
- Jeśli jeszcze raz, was tam przyłapię, to pourywam wam uszy! – Wściekła się Mary. – Kto to widział, żeby porządni chłopcy szlajali się po takich spelunach!
- Wypraszam sobie! Wcale nie jesteśmy porządni, a Pub u Brada, to elegancki lokal dla…
- Pijaków i obdartusów! – Warknęła Mary.
- Przez okno widziałam, że w niedaleko jest piękne jezioro – Lily postanowiła przerwać tą nieprzyjemną wymianę poglądów – z chęcią obejrzałabym je z bliska.
- daj mi kwadrans i będziemy mogli iść. – Jamesowi najwyraźniej przypadł do gustu ten pomysł, bo zerwał się z krzesła i już był na schodach.
- Ej, zaczekaj! Ja też chcę iść! – Zawołał Syriusz rzucając się za przyjacielem.
- I to by było na tyle, jeśli chodzi o Syriuszowe sprzątanie ze stołu. – Mary załamała ręce.
- Nie przejmuj się, z chęcią ci pomogę. – Zaproponowała Lily.
- Bardzo ci dziękuję. James i Syriusz, to straszne fleje.
- Tak, widziałam ich dormitorium w Hogwarcie i w pełni się z tobą zgadzam!

*
     Piętnaście minut później, przemierzali łąkę, idąc w kierunku jeziora. Lily wciąż nie mogła nasycić się urokiem tego magicznego miejsca. Dookoła nich panował wszechogarniający spokój, zakłócany jedynie śpiewem ptaków i cykaniem świerszczy. Czuła się jakby czas stanął w miejscu. Wzięła głęboki oddech delektując się zapachem polnych kwiatów i wystawiła twarz do słońca.
- Jak tu cicho i spokojnie. – Powiedziała uśmiechając się do siebie. – Cudowne miejsce. Żadnych samochodów i miejskiego gwaru.
- Kochanie, tutaj życie zaczyna się po zmroku – wyjaśnił Syriusz, wkładając dłonie w kieszenie wytartych jeansów, – kiedy wszystkie stare pryki, idą spać.
- Zaczynam rozumieć, dlaczego nie wstajecie z łóżek przed południem. – Zaśmiała się. – Całą noc balujecie!
- Oj tam, balujemy. – James lekceważąco machną ręką. – Czasem wpadniemy do Brada, na jednego.
- Lub dwa – uściślił Black – czasem więcej.
- Do Brada? Macie na myśli, tą spelunę dla pijaków i obdartusów, o której wspominała Mary?
- Bardzo cię proszę, nie obrażaj Brada! – Syriusz pogroził jej palcem. – To porządny gość, a jego lokal uważany jest za jeden z najlepszych w Dolinie Godryka.
James w zamyśleniu przysłuchiwał się tej bezsensownej wymianie zdań. Zerknął na Lily, wydawała się być taka szczęśliwa i zrelaksowana, jednak wydawało mu si, że prowadzi tą rozmowę z Syriuszem, tylko po to, by nie nastąpiła niezręczna cisza. Łapa za to świetnie się bawił w ich towarzystwie. James był trochę zły na przyjaciela, że nie był na tyle domyślny, by zostać w domu i dać Jamesowi i Lily trochę czasu tylko dla siebie.
- W takim razie, co robicie nim zapadnie zmierzch? – Z zamyślenia wyrwał go głos Lily.
- Trochę latamy, włóczymy się po wiosce, kąpiemy w jeziorze. – James wzruszył ramionami, uzmysławiając sobie ze smutkiem, jak monotonne były dotąd jego wakacje.
- O, właśnie! I to jest doskonały pomysł! – Syriusz klasnął w dłonie, szczerząc zęby. – Nic tak z rana nie orzeźwia, jak kąpiel w jeziorze!
- to wcale nie jest doskonały pomysł! – Zaprotestowała Lily. – Nie mam stroju kąpielowego.
- Oj, Evans, jaka ty jesteś ograniczona! Kostium nie będzie ci potrzebny. – Black wykonał serię tak szybkich ruchów, że Lily zdążyła tylko pisnąć, gdy nogą podciął jej kolana a następnie przerzucił ją sobie przez ramię jakby warzyła tyle, co worek pierza. Całkowicie ignorując jej wrzaski i wierzganie nogami, ruszył pędem w kierunku jeziora. Nie zatrzymał się nawet tuż przy brzegu, tylko z rozpędu wpadł do wody i dopiero, gdy zanurzył się po pas, zdjął Lily ze swoich ramion i rzucił ją na głęboka wodę, śmiejąc się przy tym głośno.
To, co zrobił Syriusz, wydało się Jamesowi tak idiotyczne, że aż wspaniałe. Nie zastanawiając się ani sekundy, pobiegł za nimi zostawiając na brzegu jedynie buty, wskoczył do jeziora i zanurkował. Znalazł się obok Lily, dosłownie kilka sekund po tym, jak wypłynęła na powierzchnię i obrzuciła Blacka serią przekleństw. Niezauważony, chwycił ją w pasie i wciągnął z powrotem pod wodę.
Była tak zaskoczona, ze ledwie zdążyła zaczerpnąć powietrza. Nie wiedziała, co się stało, ale była pewna, że ręce, które chwyciły ją w pasie należały do człowieka, a skoro Syriusz wciąż był na powierzchni, nie mógł to być nikt inny jak James.
Mocno uwiesiła się na jego szyi i otworzyła oczy, nie myliła się. Rogacz uśmiechnął się do niej zawadiacko a następnie, zupełnie spontanicznie przycisnął usta do jej warg, wynurzając ich na powierzchnię. Lily, była oszołomiona tempem wydarzeń, że tylko zaczerpnęła powietrza przez nos i nie wypuszczając Jamesa z objęć, zainicjowała bardziej namiętny pocałunek, nie musiała długo czekać na jego odpowiedź. Zupełnie nie interesowało jej, jak głębokie jest jezioro, jeśli miała utonąć, byłaby to najcudowniejsza śmierć, jaką mogła sobie wymarzyć.
- No proszę was! Zaraz się porzygam! – Z tej cudownej chwili zapomnienia wydobył się głos Syriusza, który zdążył już do nich podpłynąć. – Moglibyście się powstrzymać do czasu, aż będziecie sami.
- Nie możemy być sami, bo łazisz za nami jak pies! – Warknął James.
- Ranisz moje uczucia, przyjacielu! – Black zrobił smutną minę. – Przecież wiesz, że nie mogę wrócić do domu, bo Mary zagoni mnie do roboty!
- To już twój problem, gdzie pójdziesz! – James sapnął z irytacją. I właśnie wtedy, Lily zrobiła coś tak nieoczekiwanego, że jego serce zgubiło jedno uderzenie.
Objęła go mocniej za szyję, ukryła twarz w jego szyi i zmysłowo szepnęła mu do ucha.
- Pozbądź się go!
Uśmiechnął się szeroko, położył dłoń na jej pośladku i przycisnął ją mocno do swojego uda.
- Wygonię go jutro z domu na cały dzień – wyszeptał, czule głaszcząc ją po pupie – obiecuję.
- Już się nie mogę doczekać.
- Co wy tam tak szepczecie? – Zainteresował się Black.
- Właśnie ustalamy, jakim sposobem najszybciej cię utopić! – Zawołał Rogacz.
Wypuścił Lily z objęć i szybko rzucił się na Łapę, podtapiając go. Syriusz jednak nie zamierzał poddać się bez walki i już po chwili James także, był pod wodą.
Lily zaśmiała się głośno, widząc tą męską wojnę, ale nie to cieszyło ją tak bardzo. To obietnica Jamesa wywołała u niej euforię. Cały dzień sam na sam z Jamesem Potterem? Och tak! Bardzo proszę!
  Kiedy wreszcie obaj byli tak zmęczeni, że nie mieli siły nawet oddychać, wypłynęli na brzeg i rzucili się na trawę. Lily, wciąż uśmiechnięta, usiadła obok Jamesa i nie mogąc oprzeć się pokusie, pogłaskała go czule po mokrych włosach. Nawet nie odwróciwszy głowy w jej stronę objął ją mocno ramieniem i zacisnął dłoń na jej talii, jakby chciał wszystkim dać do zrozumienia, że ta dziewczyna należy tylko do niego.
Lily nie miała nic przeciwko takim gestom, wręcz przeciwnie, bardzo podobała jej się ta zawziętość Jamesa.
  Gdy chłopcy odpoczęli na tyle, by zacząć spokojniej oddychać, wstali i ociekając wodą, ruszyli w stronę domu. James ani na chwilę nie wypuścił dłoni Lily, od czasu do czasu zerkając na nią i posyłając ukradkowy uśmiech.
Właśnie stali przed domem, gdy usłyszeli brzęk tłuczonego szkła i stłumiony krzyk Mary Potter.
- Sudan!!! – Zawołała Mary, nienaturalnie piskliwym głosem. – Na głowę ci padło!!!
- Oho, czas się ewakuować. – James aż za dobrze znał ten ton i wiedział, że nie należy pojawiać się teraz w zasięgu ręki matki.
- Jestem za. – Przytaknęła mu Lily, robiąc krok w tył.
- Oszaleliście?! – Oburzył się Syriusz. – Stary jest w opałach, trzeba go ratować! Już jesteśmy!!! – Zawołał znacznie głośniej i raźnym krokiem wszedł do kuchni.
Lily także weszła do pomieszczenia i oceniła sytuację. Bez dwóch zdań nie była to miła pogawędka przy herbatce. Mary i Senior, stali po przeciwnych stronach kuchni i wpatrywali się w siebie. Na policzkach kobiety wykwitły czerwone rumieńce, sapała ciężko i zerkała na męża z rządzą mordu w oczach. Pan Potter, lekko zgarbiony, opierał się o parapet i ze spuszczoną głową wpatrywał się w podłogę.
- Co się stało? – James podszedł do ojca, decydując, ze po tej stronie kuchni jest zdecydowanie bezpieczniej. Odpowiedzi jednak udzieliła mu matka.
- Twój ojciec nas opuszcza! – Krzyknęła piskliwym głosem:
- Mary, proszę nie wyolbrzymiaj!
- Zamierzasz wyjechać na pół roku do Sudanu i mówisz mi, ze wyolbrzymiam?!! – Mary z głośnym hukiem ustawiła na stole półmisek z pieczenią wieprzową. – Siadać do stołu! – Warknęła na młodych, całkowicie ignorując ich przemoczone ubrania.
Podczas obiadu nikt nie odważył się odezwać, gdyż pani Potter warczała groźnie, gdy tylko ktoś głośniej szurnął widelcem po talerzu. Biedny Syriusz nie zdążył się porządnie najeść, bo gdy tylko Lily odłożyła sztućce dziękując za pyszny obiad, Mary machnęła różdżką i wszystkie talerze odfrunęły do zlewu. Dzbanek po soku malinowym, jakby przypadkiem zahaczył o głowę Jamesa Seniora.
Nikt nie odważył się wstać od stołu do momentu, aż Mary nie wyparowała z kuchni i udała się do sypialni na piętrze. Dopiero, gdy usłyszeli głośne trzaśnięcie drzwiami, wszyscy odetchnęli z ulgą.
- O co chodzi z tym Sudanem? – James spojrzał na ojca, który wzdychał ciężko.
- Chcą mnie wysłać z misją pokojową na pół roku – wyjaśnił przełykając głośno ślinę – potrzebują tam mediatora, bo kryzys się zaostrza. Tak naprawdę nie dali mi wyboru. Mogę jechać tam lub…
- Lub, co? – Zapytał Syriusz.
- Do Iraku. W sam środek rozgrywek mugolskich. Doszedłem do wniosku, ze bezpieczniej będzie jednak w Sudanie.
- I pewnie myślałeś, że zachwycona mama, spakuje ci walizkę?
- Na pewno nie spodziewałem się, że będzie rzucać we mnie talerzami – westchnął Senior – po tylu latach powinna się już przyzwyczaić.
- Tato, co innego jak wyjeżdżasz na tydzień lub dwa, no góra miesiąc, ale tu chodzi o pół roku! Sam pomyśl jak ona się czuje. Ja i Syriusz jedziemy do Hogwartu, ty do Sudanu. Będzie tu zupełnie sama.
- Bardzo dziękuję synu, że stanąłeś po mojej stronie! - Senior uśmiechnął się ironicznie.
- Tato, zawsze jestem po twojej stronie, uważam tylko, że to kiepski moment i na zbyt długo.
- Nie dali mi zbyt dużego wyboru.
- Kiedy masz wyjechać, staruszku? – Do rozmowy włączył się Syriusz.
- Za dwa tygodnie. To ją chyba najbardziej rozwścieczyło. Mam nadzieję, że do tego czasu zacznie ze mną rozmawiać.
- Bądź spokojny. – Black wstał i poklepał pana Pottera po ramieniu. – A teraz idź na piwko do Brada, a ja z nią pogadam.
- Boże nie! – Oczy seniora rozszerzyły się w przypływie paniki.
- Nie martw się, na pewno niczego już nie pogorszę. – Zaśmiał się złośliwie i odszedł na górę.


   Lily odprowadziła Syriusza wzrokiem i westchnęła cicho. Czuła się niezręcznie w tej sytuacji, przez chwilę zastanawiała się czy nie powinna wrócić do domu, ale właśnie w tym momencie, James chwycił ją pod stołem za kolano, puścił do niej oko i uśmiechnął się całkowicie rozwiewając jej obawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz