sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 29

           James oparł głowę na dłoni im ziewnął potężnie. Wstawanie o 9 rano, na śniadanie nie należało do jego ulubionych wakacyjnych czynności, a szczególnie wtedy, gdy wróciło się do domu o czwartej nad ranem. Minioną noc spędzili na imprezie u Jessiki, ładnej brunetki mieszkającej dwie ulice dalej. Bawili się znakomicie, jednak poranne wstawanie zaczynało im coraz bardziej doskwierać.
Od dwóch tygodni, które spędzili już w Dolinie Godryka, ani razu nie udało im się trafić do łóżek przed godziną trzecią nad ranem, a wchodzenie po rynnie na pierwsze piętro tak, by nie obudzić państwa Potter, opanowali już do perfekcji. Dziś jednak James obiecał sobie, że położy się spać o przyzwoitej porze i wreszcie porządnie wyśpi – problem w tym, że obiecywał to sobie od tygodnia.
- Nie wstaniecie od stołu dopóki nie zjecie wszystkich naleśników. – Usłyszał głos matki za swoimi plecami.
- Mamo, nasmażyłaś ich jak dla całego oddziału! Nie jesteśmy w stanie zjeść takiej ilości!
- Mów za siebie, stary – Syriusz wyszczerzył zęby i nałożył sobie na talerz kolejnego naleśnika, po czym polał go obficie miodem.
- Powinieneś więcej jeść, synku – Mary Potter podeszła do Rogacza i pogłaskała go po głowie – wyglądasz jakby cię głodzili w Hogwarcie.
- On się żywi miłością, Mary! – Black puścił oko do przyjaciela i wepchnął sobie do ust całego naleśnika.
- Zamknij się Łapo! – James posłał Syriuszowi mordercze spojrzenie. – Już się najadłem, mamo!
- Miłością?! – Mary zrobiła się czujna. – Opowiedz mi, kim jest ta dziewczyna.
- NIKIM!
- Nooo James, nie bądź taki tajemniczy, opowiedz mamie o Lily!
- Czyli ma na imię Lily. Jak wygląda? Jest Gryfonką? Czy jest miła? – Dopytywała kobieta.
- Czy to jakiś konkurs!?! – Warknął James, czując jak krew wrze mu w żyłach. Syriusz wyraźnie świetnie się bawił jego kosztem, opowiadając matce o Lily. Ale on nie mógł już tego znieść. – Zwariuję przez was! – Krzyknął zrywając się z krzesła – Wychodzę, a wy plotkujcie tu sobie jak stare wiedźmy!
       Gdy Mary usłyszała, jak James trzaska drzwiami swojego pokoju, uśmiech, który dotąd gościł na jej ustach natychmiast zniknął a zastąpiła go mina pełna niepokoju. Usiadła na krześle Jamesa i utkwiła w Syriuszu świdrujące spojrzenie.
- Kim jest ta Lily, Syriuszu?
- Spokojnie, Mary. To dobra dziewczyna.
- Najpierw i mówisz, że James się zakochał a później mi karzesz, być spokojną?! Zapomniałeś już jak się skończyła ostatnia miłość Jamesa?! Aż mnie trzęsie, gdy sobie o tym przypominam.
- Mary, Lily jest zupełnie inna. Tak naprawdę James szaleje za nią odkąd się poznali, no z krótką przerwą na Olimpię. Ale, gdy we wrześniu wrócił do szkoły, wzięło go na nowo i teraz wskazuje na to, że Ruda odwzajemnia jego uczucie.
- Ruda?!
- Tak mówimy na Lily. Ma rude włosy. – Wyjaśnił Black. – O nic się nie martw, ta historia nie skończy się jak tamta. Teraz będzie dobrze.
- Obyś się nie mylił. – Nieco uspokojona Mary odetchnęła z ulgą. Wciąż nie potrafiła wyrzucić z pamięci zeszłorocznych wakacji w Chorwacji, gdzie jej jedyny syn zakochał się bez pamięci, a później – brutalnie porzucony, zamknął się w swoim pokoju na wiele długich dni i nikogo do siebie nie dopuszczał. Mary z bólem serca wspominała cierpienia syna i modliła się, by nigdy więcej się to nie powtórzyło.
- Mówisz, że ugania się za tą dziewczyną od sześciu lat, dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz? – zapytała zdziwiona.
- James nie należy do wylewnych – Syriusz wzruszył ramionami i wpakował do ust kolejnego naleśnika – poza tym naprawdę nie było, o czym opowiadać, James uganiał się za Rudą, a ona go olewała, no wiesz taka nieodwzajemniona miłość. W tym roku ona nieco pękła, więc zakładam, że jednak coś z tego będzie – wyszczerzył zęby i poklepał kobietę po plecach – na pewno ci się spodoba, jest tak samo zrzędliwa jak ty, więc znajdziecie wspólny język.
Oburzona Mary, zdzieliła Syriusz ścierką po głowie i wstała od stołu.
- Kończ jeść i znikaj, chyba, że zamierzasz pomóc mi sprzątać.
- Już mnie nie ma! – Black chwycił z talerza jeszcze kilka naleśników, po czym poderwał się z krzesła i z prędkością błyskawicy pomknął na piętro.
       Gdy wszedł do pokoju, ujrzał Jamesa siedzącego na łóżku i wykręcającego palce ze zdenerwowania.
- Po jaką cholerę opowiadasz matce o Lily?!? – Warknął, gdy tylko ujrzał Blacka.
- Mary chce wiedzieć, w kim się kocha jej jedynak, wyluzuj James to twoja matka, martwi się o ciebie.
- No tak! A ty tak bardzo się o nią troszczysz! Myślałby, kto!!!
- Daj już spokój – Syriusz machnął ręką i szybko zmienił temat, – co dziś robimy?
     James podrapał się po głowie i zamyślił na chwilę. To było bardzo dobre pytanie. Oczywiście mogli, jak każdego dnia wybrać się na łąkę, by polatać na miotłach, a wieczorem wybrać się na jakąś imprezę, ale Jamesowi zaczęło się to już nudzić. Miał już dość wszystkich znajomych z Doliny Godryka, z którymi od dwóch tygodni rozmawiał w kółko o tym samym. Na domiar złego Raven wyjechała na jakiś obóz a Remus i Peter mieli do nich przyjechać dopiero w przyszłym miesiącu. Uzmysłowił sobie, że tak naprawdę miał ochotę ujrzeć tylko jedną, jedyną osobę - tę rudowłosą o zielonych oczach! Poranna rozmowa matki i Syriusza uzmysłowiła mu tylko jak bardzo za nią tęsknił.
Uśmiechnął się pod nosem, bo do głowy wpadła mu szalona, ale jakże podniecająca myśl.
- Zamierzasz tak siedzieć i dumać przez cały dzień, Rogaczu? – Zapytał znudzony Syriusz.
- Zamierzam odwiedzić Lily Evans! – Klasnął w dłonie, coraz bardziej zachwycony tym pomysłem.
- Zwariowałeś?
- Mało tego! Zamierzam zaprosić ja tutaj!
- ZWARIOWAŁEŚ!!!
- Możliwe, ale muszę ją zobaczyć. Idę porozmawiać z matką! – James nie czekając na odpowiedź Łapy, pognał do kuchni.

***
        Obudziło ją natarczywe pukanie do drzwi. Otworzyła jedno oko i usiadła wciąż jeszcze niepewna czy już się zbudziła, czy jeszcze śni. Spojrzała na zegarek, dochodziła dziesiąta, ale ona wciąż była nieprzytomna.
Rozległo się ponowne pukanie do drzwi, drgnęła lekko przestraszona.
- Lily? Obudź się kochanie, masz gościa.
- Mamo, powiedz Dianie żeby przyszła później. Chcę jeszcze trochę pospać. – Znów się położyła i zakryła głowę poduszką. Nie miała ochoty na spotkanie z przyjaciółmi, potrzebowała jeszcze kilku godzin snu.
- To nie Diana, córeczko – odezwała się matka konspiracyjnym szeptem – to jakiś chłopiec.
- Chłopiec?!? – Lily poderwała się z łóżka i błyskawicznie podeszła do drzwi, otworzyła je i spojrzała zdziwiona na matkę, która uśmiechała się tajemniczo. – Mamo, kto przyszedł?
- Nie znam go, Lily. Twierdzi, że jest twoim kolegą ze szkoły i nazywa się James, ale nie pamiętam nazwiska.
Lily poczuła, że jej policzki zaczynają płonąć żywym ogniem, a serce galopować niczym szalony mustang.
- Potter! – Westchnęła przerażona.
- No właśnie, Potter! – Przypomniała sobie Monika, nieźle już ubawiona reakcją córki. – Siedzi w salonie i czeka na ciebie, więc byłoby miło gdybyś się ubrała i zeszła na dół. Chyba, że mam go odprawić?
- Będę za pięć minut! – Wydyszała i rzuciła się w stronę szafy. Ściągając błyskawicznie nocną koszulkę, zastanawiała się gorączkowo, co James Potter robi w jej domu? Jej oddech stał się jeszcze bardziej spazmatyczny, gdy uzmysłowiła sobie, że siedzi teraz na kanapie w salonie i pewnie rozmawia z jej ojcem! Jeszcze bardziej przyspieszyła tempa, wkładając przetarte jeansy i związując włosy w koński ogon. Wbiegając do łazienki, by opłukać twarz i umyć zęby, rozmyślała, dlaczego tu przyjechał? Czego chciał? Jeszcze nigdy odkąd się znają nie zrobił czegoś tak szalonego! Wybiegając z łazienki i zamykając cichutko drzwi nadstawiła uszu. Niestety, jej najmroczniejsze przypuszczenia się sprawdziły, James rozmawiał z tatą! Dotarły do niej strzępy tej rozmowy, gdy schodziła po schodach, licząc stopnie, aby się nie przewrócić.
- Mieszkacie razem!?! – Zapytał nieco przerażony Patrick Evans.
- Nie dosłownie, proszę pana – James zaśmiał się, jednak szybko przestał, gdyż ten dowcip najwyraźniej nie rozbawił pana Evansa – oboje jesteśmy w Gryf indorze, więc poniekąd mieszkamy w jednym domu. Ale dziewczyny mają osobne dormitoria, a chłopcy osobne…
- Dzień dobry! – Lily przywitała się głośno, by jak najszybciej zakończyć rozmowę Jamesa i taty.
- Cześć Lily! – Na ustach Pottera pojawił się bardzo szeroki uśmiech a oczy rozbłysły tym znajomym, ciepłym blaskiem.
- Cześć, cześć. – Podeszła i złapała go za rękaw, po czym szybko zaczęła go ciągnąć w kierunku szklanych drzwi, prowadzących do ogrodu. – Wybaczcie nam, ale musimy chwilkę porozmawiać, na osobności. – Zwróciła się do rodziców, wypychając Jamesa na zewnątrz i zamykając za sobą drzwi. – Co ty tu u diabła robisz?!? – Wysyczała, wciąż ciężko dysząc.
- ja również bardzo się cieszę, że cię widzę. – Odpowiedział spokojnie, jak gdyby wcale go nie obraziło chłodne powitanie Lily.
Przez jej głowę przetoczył się tabun myśli, od tych najczarniejszych po najbardziej podniecające. Dlaczego pojawił się tak nagle, nie uprzedzając jej wcześniej? Czy komuś stało się coś złego? Ta myśl sprawiła, że zadrżała.
- Co się stało? – Zapytała, siląc się na spokój.
- Nic się nie stało. Po prostu chciałem cię zobaczyć. – Odpowiedział nieco ubawiony jej reakcją.
- Mogłeś mnie uprzedzić o swojej wizycie!
- Nie cieszysz się, że przyjechałem? – Minę miał niewzruszoną, jednak blask w oczach zgasł.
Westchnęła ciężko czując, że popełniła faux pas. Nie chciała sprawić mu przykrości, tym bardziej, że naprawdę ucieszył ją, jego widok.
- Jasne, że się cieszę – uśmiechnęła się, żeby rozładować napięcie – po prostu mnie zaskoczyłeś, gdybyś mnie uprzedził…
- Nie byłoby niespodzianki! – Wszedł jej w zdanie, znów się rozchmurzając.
Ktoś głośno odchrząknął, więc oboje spojrzeli w stronę domu. W drzwiach stała Monika Evans, trzymając w dłoniach tacę z dzbankiem i filiżankami.
- Lily, zaproś swojego gościa do domu, zrobiłam herbatę.
- Dobrze, mamo. – Ruda westchnęła z irytacją i pociągnęła Jamesa za rękę. Niczego bardziej nie pragnęła jak wspólnej herbatki z rodzicami i Potterem.
       Przy dużym dębowym stole w salonie państwa Evans, atmosfera była wyraźnie napięta. Patrick Evans bacznie obserwował gościa swojej córki z na wpół przymkniętych powiek i tylko od czasu do czasu zadawał jakieś nic nieznaczące pytanie. Monika uśmiechała się szeroko i świetnie spisywała się w roli gospodyni, wciąż podtrzymując rozmowę, by nie zapadła niezręczna cisza. Lily skręcała palce pod stołem, modląc się, by ten koszmar jak najprędzej się skończył. James chyba czytał w jej myślach, bo gdy tylko opróżnił swoją filiżankę, podziękował grzecznie i wstał od stołu.
- Jeśli nie mieliby państwo nic przeciwko, chciałbym zabrać Lily na spacer. Mieszkacie w pięknej okolicy. Lily, może zechciałabyś mnie oprowadzić?
- Oczywiście, bawcie się dobrze! – Wypaliła Monika, nim Lily zdążyła otworzyć usta. – Tylko wróćcie na obiad!
Lily wyszła na zalany słońcem ganek i odetchnęła z ulgą. Najgorsze było już za nią, nie doszło do żadnej katastrofy. Dopiero teraz mogła się cieszyć obecnością Jamesa. Choć ani razu nie dała tego po sobie poznać, była bardzo szczęśliwa jej serce wciąż nie zwalniało biegu, odkąd ujrzała go siedzącego na kanapie w salonie. Przez te dwa tygodnie, kiedy się nie widzieli, nie było dnia, by o nim nie myślała. Czyżby teraz nadarzyła się okazja, by wyjaśnili sobie wszystkie niezamknięte sprawy? Drgnęła lekko, gdy poczuła dłonie Jamesa na swoich ramionach.
- To, dokąd idziemy? – Zapytał rozglądając się dookoła.
- To był twój pomysł, więc sam wymyśl. – Warknęła i od razu skarciła się w duchu, że tak ostro zareagowała.
- Wciąż się wściekasz, że przyjechałem? – Zapytał ciągnąc ją za rękę w kierunku parku, po drugiej stronie ulicy.
- Nie wściekam się, że przyjechałeś, tylko, dlatego, że mnie nie uprzedziłeś – wyjaśniła znacznie łagodniej.
- Przepraszam, następnym razem wyślę ci sowę – zaśmiał się.
- Dobrze, zatem może mi zdradzisz teraz prawdziwy powód swojej wizyty?
- Chodźmy na lody! – Wypalił widząc w oddali białe stoliki i wielki kawiarniany szyld.
- James!
- No, co?!? Chodź, ja stawiam.
Lily przewróciła oczami i podążyła za Rogaczem, wciąż mając przeczucie, że nie przyjechał tutaj tylko po to, aby zjeść z nią lody.
         James siedział naprzeciwko Rudej i zajadając truskawkowy deser, przyglądał jej się z zainteresowaniem. Na początku, przeraziła go reakcja Lily, gdy pojawił się w jej domu, jednak teraz, gdy siedzieli w kawiarni i gawędzili wesoło, czuł się już prawie zrelaksowany. Została mu już tylko jedna sprawa do załatwienia – ta najważniejsza. Zerknął na zegarek i stwierdził, że za pół godziny muszą wrócić na obiad. Nie pozostało wiele czasu, nie mógł dłużej zwlekać, musiał działać natychmiast.
- Posłuchaj Lily, tak sobie pomyślałem…
- Ha! Wiedziałam! – Wypaliła, oskarżycielsko wytykając go łyżeczką do lodów.
- Co wiedziałaś?!
- Że coś knujesz! Nie przyjechałbyś taki kawał drogi, tylko po to, aby zaprosić mnie na lody!
- No dobra, masz mnie! – Zaśmiał się. – Przyjechałem z interesem, a dokładniej mówiąc z zaproszeniem.
- Zaproszeniem?
- Tak, chciałem zaprosić cię na kilka dni do Doliny Godryka. – Wypowiedział jednym tchem, szczęśliwy, że w jego głosie nie było słychać jak bardzo się denerwował.
- Co takiego?! – Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki, a łyżeczka, którą trzymała, z głośnym brzękiem uderzyła o chodnik.
- Zamknij usta, bo połkniesz muchę. – Uśmiechnął się delikatnie – Czy chciałabyś pojechać ze mną do mojego domu, na kilka dni? – Sprecyzował pytanie.
- Żartujesz!?!
- A czy wyglądam, jakbym żartował? – Trochę go zdenerwowały jej monosylabiczne odpowiedzi – Lily, nie zgrywaj się, odpowiedź jest prosta. Tak czy nie?
- James to nie jest takie proste, moi rodzice…
- Czyli tak! – Rozpromienił się.
- Nic takiego nie powiedziałam! Moi rodzice nigdy się na to nie zgodzą!
- Rodzicami się nie martw, najpierw mi powiedz, czy ty masz na to ochotę?
Lily przygryzła dolną wargę i spojrzała na swoje dłonie. Weekend z Jamesem Potterem? Cóż za przygoda! Podniecający dreszczyk emocji przebiegł jej po kręgosłupie.
- Dobrze, w takim razie powiedz mi, co cię trzyma tutaj? – Zapytał, zniecierpliwiony zbyt długim milczeniem. Wychylił się przez stolik, by spojrzeć jej w oczy.
- Nic mnie tu nie trzyma. – Odpowiedziała zgodnie z prawdą. Dopiero pod koniec wakacji była umówiona z Dorcas, do tego czasu, czekało ją nudne włóczenie się po okolicy z Dianą i Derekiem.
- No widzisz, a wiec teraz pozostaje nam już tylko namówić twoich starych!!!
- Chyba śnisz! – Lily zaśmiała się gorzko. W głębi serca pragnęła tej wycieczki do Doliny Godryka, wiedziała jednak, że jej rodzice nie zgodzą się, by wyjechała gdzieś z chłopakiem, którego poznali zaledwie kilka godzin wcześniej. – To się nie uda, James.
- O to się nie martw, gdy chcę, potrafię być bardzo przekonujący – uśmiechnął się łobuzersko, podniósł się i odsunął jej krzesło, by mogła wstać.
- Tak, tu musze się z tobą zgodzić! – Zachichotała wychodząc z kawiarni.
      Kiedy przemierzali spacerkiem alejki parkowe, zbliżając się powoli do domu państwa Evans, Lily wciąż nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Spojrzała z ukosa na Jamesa i gdy upewniła się, że na nią nie patrzy uszczypnęła się w ramię, by przekonać się, że na pewno nie śni.
Gdy byli już pod samym domem, James zatrzymał się tak gwałtownie, że Lily przestraszona, potknęła się o własne nogi i o mały włos nie upadła na chodnik.
- Co się stało? – Zapytała, zaskoczona jego poważną miną – Strach cię obleciał?
- Nie. Po prostu chciałem ci powiedzieć, że stęskniłem się za tobą. – Podszedł bliżej i ugiął nogi w kolanach, by spojrzeć jej w oczy.
- Widzieliśmy się dwa tygodnie temu – zrobiło jej się gorąco, gdy był tak blisko, że poczuła przyjemny zapach jego wody kolońskiej.
- To były najdłuższe dwa tygodnie mojego życia – chwycił ją w talii i przysunął jeszcze bliżej do siebie. Zauważył, że oddech Lily stał się spazmatyczny a oczy zapłonęły z podniecenia. Uwielbiał ją taką – w pełni pochłoniętą pożądaniem. Teraz już wiedział, jaką dostanie od niej odpowiedź, gdy ponownie zada jej po ważne pytanie. Postanowił jednak, że to może jeszcze poczekać, ale nie był w stanie oprzeć się pokusie pocałowania jej.
  Przechylił powoli głowę na bok i złożył delikatny pocałunek na jej wargach. Gdy nie napotkał żadnego oporu, chwycił ją za kark i zachłannie wdarł się językiem do jej ust.
Z cichym, tęsknym westchnieniem, przywarła do niego całym ciałem i całkowicie zatraciła się pocałunku – tak wytęsknionym, śniła o nim niemal każdej nocy.
  Marzył o tym, by czas stanął w miejscu i mogli tak trwać w nieskończoność, jednak wiedział, że teraz najważniejszą sprawą, było przekonać rodziców Lily, by zgodzili się wypuścić ją z domu. Jeśli mu się to uda, będzie miał mnóstwo okazji, by całować zielonooką miłość swojego życia. Oderwał się od jej ust, słysząc cichy jęk protestu, uśmiechnął się szeroko, złapał dłoń Lily i ruszył w kierunku furtki prowadzącej do ogrodu państwa Evans.

- To co, idziemy negocjować?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz