James oparł głowę na dłoni im
ziewnął potężnie. Wstawanie o 9 rano, na śniadanie nie należało do jego
ulubionych wakacyjnych czynności, a szczególnie wtedy, gdy wróciło się do domu
o czwartej nad ranem. Minioną noc spędzili na imprezie u Jessiki, ładnej
brunetki mieszkającej dwie ulice dalej. Bawili się znakomicie, jednak poranne
wstawanie zaczynało im coraz bardziej doskwierać.
Od dwóch
tygodni, które spędzili już w Dolinie Godryka, ani razu nie udało im się trafić
do łóżek przed godziną trzecią nad ranem, a wchodzenie po rynnie na pierwsze
piętro tak, by nie obudzić państwa Potter, opanowali już do perfekcji. Dziś
jednak James obiecał sobie, że położy się spać o przyzwoitej porze i wreszcie
porządnie wyśpi – problem w tym, że obiecywał to sobie od tygodnia.
- Nie
wstaniecie od stołu dopóki nie zjecie wszystkich naleśników. – Usłyszał głos
matki za swoimi plecami.
- Mamo,
nasmażyłaś ich jak dla całego oddziału! Nie jesteśmy w stanie zjeść takiej
ilości!
- Mów za
siebie, stary – Syriusz wyszczerzył zęby i nałożył sobie na talerz kolejnego
naleśnika, po czym polał go obficie miodem.
- Powinieneś
więcej jeść, synku – Mary Potter podeszła do Rogacza i pogłaskała go po głowie
– wyglądasz jakby cię głodzili w Hogwarcie.
- On się
żywi miłością, Mary! – Black puścił oko do przyjaciela i wepchnął sobie do ust
całego naleśnika.
- Zamknij
się Łapo! – James posłał Syriuszowi mordercze spojrzenie. – Już się najadłem,
mamo!
- Miłością?!
– Mary zrobiła się czujna. – Opowiedz mi, kim jest ta dziewczyna.
- NIKIM!
- Nooo
James, nie bądź taki tajemniczy, opowiedz mamie o Lily!
- Czyli ma
na imię Lily. Jak wygląda? Jest Gryfonką? Czy jest miła? – Dopytywała kobieta.
- Czy to
jakiś konkurs!?! – Warknął James, czując jak krew wrze mu w żyłach. Syriusz
wyraźnie świetnie się bawił jego kosztem, opowiadając matce o Lily. Ale on nie
mógł już tego znieść. – Zwariuję przez was! – Krzyknął zrywając się z krzesła –
Wychodzę, a wy plotkujcie tu sobie jak stare wiedźmy!
Gdy Mary usłyszała, jak James trzaska
drzwiami swojego pokoju, uśmiech, który dotąd gościł na jej ustach natychmiast
zniknął a zastąpiła go mina pełna niepokoju. Usiadła na krześle Jamesa i
utkwiła w Syriuszu świdrujące spojrzenie.
- Kim jest
ta Lily, Syriuszu?
- Spokojnie,
Mary. To dobra dziewczyna.
- Najpierw i
mówisz, że James się zakochał a później mi karzesz, być spokojną?! Zapomniałeś
już jak się skończyła ostatnia miłość Jamesa?! Aż mnie trzęsie, gdy sobie o tym
przypominam.
- Mary, Lily
jest zupełnie inna. Tak naprawdę James szaleje za nią odkąd się poznali, no z
krótką przerwą na Olimpię. Ale, gdy we wrześniu wrócił do szkoły, wzięło go na
nowo i teraz wskazuje na to, że Ruda odwzajemnia jego uczucie.
- Ruda?!
- Tak mówimy
na Lily. Ma rude włosy. – Wyjaśnił Black. – O nic się nie martw, ta historia
nie skończy się jak tamta. Teraz będzie dobrze.
- Obyś się
nie mylił. – Nieco uspokojona Mary odetchnęła z ulgą. Wciąż nie potrafiła
wyrzucić z pamięci zeszłorocznych wakacji w Chorwacji, gdzie jej jedyny syn
zakochał się bez pamięci, a później – brutalnie porzucony, zamknął się w swoim
pokoju na wiele długich dni i nikogo do siebie nie dopuszczał. Mary z bólem
serca wspominała cierpienia syna i modliła się, by nigdy więcej się to nie
powtórzyło.
- Mówisz, że
ugania się za tą dziewczyną od sześciu lat, dlaczego dowiaduję się o tym
dopiero teraz? – zapytała zdziwiona.
- James nie
należy do wylewnych – Syriusz wzruszył ramionami i wpakował do ust kolejnego
naleśnika – poza tym naprawdę nie było, o czym opowiadać, James uganiał się za
Rudą, a ona go olewała, no wiesz taka nieodwzajemniona miłość. W tym roku ona
nieco pękła, więc zakładam, że jednak coś z tego będzie – wyszczerzył zęby i
poklepał kobietę po plecach – na pewno ci się spodoba, jest tak samo zrzędliwa
jak ty, więc znajdziecie wspólny język.
Oburzona
Mary, zdzieliła Syriusz ścierką po głowie i wstała od stołu.
- Kończ jeść
i znikaj, chyba, że zamierzasz pomóc mi sprzątać.
- Już mnie
nie ma! – Black chwycił z talerza jeszcze kilka naleśników, po czym poderwał
się z krzesła i z prędkością błyskawicy pomknął na piętro.
Gdy wszedł do pokoju, ujrzał Jamesa
siedzącego na łóżku i wykręcającego palce ze zdenerwowania.
- Po jaką
cholerę opowiadasz matce o Lily?!? – Warknął, gdy tylko ujrzał Blacka.
- Mary chce
wiedzieć, w kim się kocha jej jedynak, wyluzuj James to twoja matka, martwi się
o ciebie.
- No tak! A
ty tak bardzo się o nią troszczysz! Myślałby, kto!!!
- Daj już
spokój – Syriusz machnął ręką i szybko zmienił temat, – co dziś robimy?
James podrapał się po głowie i zamyślił na
chwilę. To było bardzo dobre pytanie. Oczywiście mogli, jak każdego dnia wybrać
się na łąkę, by polatać na miotłach, a wieczorem wybrać się na jakąś imprezę,
ale Jamesowi zaczęło się to już nudzić. Miał już dość wszystkich znajomych z
Doliny Godryka, z którymi od dwóch tygodni rozmawiał w kółko o tym samym. Na
domiar złego Raven wyjechała na jakiś obóz a Remus i Peter mieli do nich
przyjechać dopiero w przyszłym miesiącu. Uzmysłowił sobie, że tak naprawdę miał
ochotę ujrzeć tylko jedną, jedyną osobę - tę rudowłosą o zielonych oczach!
Poranna rozmowa matki i Syriusza uzmysłowiła mu tylko jak bardzo za nią
tęsknił.
Uśmiechnął
się pod nosem, bo do głowy wpadła mu szalona, ale jakże podniecająca myśl.
- Zamierzasz
tak siedzieć i dumać przez cały dzień, Rogaczu? – Zapytał znudzony Syriusz.
- Zamierzam
odwiedzić Lily Evans! – Klasnął w dłonie, coraz bardziej zachwycony tym
pomysłem.
-
Zwariowałeś?
- Mało tego!
Zamierzam zaprosić ja tutaj!
-
ZWARIOWAŁEŚ!!!
- Możliwe,
ale muszę ją zobaczyć. Idę porozmawiać z matką! – James nie czekając na
odpowiedź Łapy, pognał do kuchni.
***
Obudziło ją natarczywe pukanie do
drzwi. Otworzyła jedno oko i usiadła wciąż jeszcze niepewna czy już się
zbudziła, czy jeszcze śni. Spojrzała na zegarek, dochodziła dziesiąta, ale ona
wciąż była nieprzytomna.
Rozległo się
ponowne pukanie do drzwi, drgnęła lekko przestraszona.
- Lily?
Obudź się kochanie, masz gościa.
- Mamo,
powiedz Dianie żeby przyszła później. Chcę jeszcze trochę pospać. – Znów się
położyła i zakryła głowę poduszką. Nie miała ochoty na spotkanie z
przyjaciółmi, potrzebowała jeszcze kilku godzin snu.
- To nie
Diana, córeczko – odezwała się matka konspiracyjnym szeptem – to jakiś
chłopiec.
-
Chłopiec?!? – Lily poderwała się z łóżka i błyskawicznie podeszła do drzwi,
otworzyła je i spojrzała zdziwiona na matkę, która uśmiechała się tajemniczo. –
Mamo, kto przyszedł?
- Nie znam
go, Lily. Twierdzi, że jest twoim kolegą ze szkoły i nazywa się James, ale nie
pamiętam nazwiska.
Lily
poczuła, że jej policzki zaczynają płonąć żywym ogniem, a serce galopować
niczym szalony mustang.
- Potter! –
Westchnęła przerażona.
- No
właśnie, Potter! – Przypomniała sobie Monika, nieźle już ubawiona reakcją
córki. – Siedzi w salonie i czeka na ciebie, więc byłoby miło gdybyś się ubrała
i zeszła na dół. Chyba, że mam go odprawić?
- Będę za
pięć minut! – Wydyszała i rzuciła się w stronę szafy. Ściągając błyskawicznie
nocną koszulkę, zastanawiała się gorączkowo, co James Potter robi w jej domu?
Jej oddech stał się jeszcze bardziej spazmatyczny, gdy uzmysłowiła sobie, że
siedzi teraz na kanapie w salonie i pewnie rozmawia z jej ojcem! Jeszcze
bardziej przyspieszyła tempa, wkładając przetarte jeansy i związując włosy w
koński ogon. Wbiegając do łazienki, by opłukać twarz i umyć zęby, rozmyślała,
dlaczego tu przyjechał? Czego chciał? Jeszcze nigdy odkąd się znają nie zrobił
czegoś tak szalonego! Wybiegając z łazienki i zamykając cichutko drzwi
nadstawiła uszu. Niestety, jej najmroczniejsze przypuszczenia się sprawdziły,
James rozmawiał z tatą! Dotarły do niej strzępy tej rozmowy, gdy schodziła po
schodach, licząc stopnie, aby się nie przewrócić.
- Mieszkacie
razem!?! – Zapytał nieco przerażony Patrick Evans.
- Nie
dosłownie, proszę pana – James zaśmiał się, jednak szybko przestał, gdyż ten
dowcip najwyraźniej nie rozbawił pana Evansa – oboje jesteśmy w Gryf indorze,
więc poniekąd mieszkamy w jednym domu. Ale dziewczyny mają osobne dormitoria, a
chłopcy osobne…
- Dzień
dobry! – Lily przywitała się głośno, by jak najszybciej zakończyć rozmowę
Jamesa i taty.
- Cześć
Lily! – Na ustach Pottera pojawił się bardzo szeroki uśmiech a oczy rozbłysły
tym znajomym, ciepłym blaskiem.
- Cześć,
cześć. – Podeszła i złapała go za rękaw, po czym szybko zaczęła go ciągnąć w
kierunku szklanych drzwi, prowadzących do ogrodu. – Wybaczcie nam, ale musimy
chwilkę porozmawiać, na osobności. – Zwróciła się do rodziców, wypychając
Jamesa na zewnątrz i zamykając za sobą drzwi. – Co ty tu u diabła robisz?!? –
Wysyczała, wciąż ciężko dysząc.
- ja również
bardzo się cieszę, że cię widzę. – Odpowiedział spokojnie, jak gdyby wcale go
nie obraziło chłodne powitanie Lily.
Przez jej
głowę przetoczył się tabun myśli, od tych najczarniejszych po najbardziej
podniecające. Dlaczego pojawił się tak nagle, nie uprzedzając jej wcześniej?
Czy komuś stało się coś złego? Ta myśl sprawiła, że zadrżała.
- Co się
stało? – Zapytała, siląc się na spokój.
- Nic się
nie stało. Po prostu chciałem cię zobaczyć. – Odpowiedział nieco ubawiony jej
reakcją.
- Mogłeś
mnie uprzedzić o swojej wizycie!
- Nie
cieszysz się, że przyjechałem? – Minę miał niewzruszoną, jednak blask w oczach
zgasł.
Westchnęła
ciężko czując, że popełniła faux pas. Nie chciała sprawić mu przykrości, tym
bardziej, że naprawdę ucieszył ją, jego widok.
- Jasne, że
się cieszę – uśmiechnęła się, żeby rozładować napięcie – po prostu mnie
zaskoczyłeś, gdybyś mnie uprzedził…
- Nie byłoby
niespodzianki! – Wszedł jej w zdanie, znów się rozchmurzając.
Ktoś głośno
odchrząknął, więc oboje spojrzeli w stronę domu. W drzwiach stała Monika Evans,
trzymając w dłoniach tacę z dzbankiem i filiżankami.
- Lily,
zaproś swojego gościa do domu, zrobiłam herbatę.
- Dobrze,
mamo. – Ruda westchnęła z irytacją i pociągnęła Jamesa za rękę. Niczego
bardziej nie pragnęła jak wspólnej herbatki z rodzicami i Potterem.
Przy dużym dębowym stole w salonie
państwa Evans, atmosfera była wyraźnie napięta. Patrick Evans bacznie
obserwował gościa swojej córki z na wpół przymkniętych powiek i tylko od czasu
do czasu zadawał jakieś nic nieznaczące pytanie. Monika uśmiechała się szeroko
i świetnie spisywała się w roli gospodyni, wciąż podtrzymując rozmowę, by nie
zapadła niezręczna cisza. Lily skręcała palce pod stołem, modląc się, by ten koszmar
jak najprędzej się skończył. James chyba czytał w jej myślach, bo gdy tylko
opróżnił swoją filiżankę, podziękował grzecznie i wstał od stołu.
- Jeśli nie
mieliby państwo nic przeciwko, chciałbym zabrać Lily na spacer. Mieszkacie w
pięknej okolicy. Lily, może zechciałabyś mnie oprowadzić?
-
Oczywiście, bawcie się dobrze! – Wypaliła Monika, nim Lily zdążyła otworzyć
usta. – Tylko wróćcie na obiad!
Lily wyszła
na zalany słońcem ganek i odetchnęła z ulgą. Najgorsze było już za nią, nie
doszło do żadnej katastrofy. Dopiero teraz mogła się cieszyć obecnością Jamesa.
Choć ani razu nie dała tego po sobie poznać, była bardzo szczęśliwa jej serce
wciąż nie zwalniało biegu, odkąd ujrzała go siedzącego na kanapie w salonie.
Przez te dwa tygodnie, kiedy się nie widzieli, nie było dnia, by o nim nie
myślała. Czyżby teraz nadarzyła się okazja, by wyjaśnili sobie wszystkie
niezamknięte sprawy? Drgnęła lekko, gdy poczuła dłonie Jamesa na swoich
ramionach.
- To, dokąd
idziemy? – Zapytał rozglądając się dookoła.
- To był twój
pomysł, więc sam wymyśl. – Warknęła i od razu skarciła się w duchu, że tak
ostro zareagowała.
- Wciąż się
wściekasz, że przyjechałem? – Zapytał ciągnąc ją za rękę w kierunku parku, po
drugiej stronie ulicy.
- Nie
wściekam się, że przyjechałeś, tylko, dlatego, że mnie nie uprzedziłeś –
wyjaśniła znacznie łagodniej.
-
Przepraszam, następnym razem wyślę ci sowę – zaśmiał się.
- Dobrze,
zatem może mi zdradzisz teraz prawdziwy powód swojej wizyty?
- Chodźmy na
lody! – Wypalił widząc w oddali białe stoliki i wielki kawiarniany szyld.
- James!
- No, co?!?
Chodź, ja stawiam.
Lily
przewróciła oczami i podążyła za Rogaczem, wciąż mając przeczucie, że nie
przyjechał tutaj tylko po to, aby zjeść z nią lody.
James siedział naprzeciwko Rudej i
zajadając truskawkowy deser, przyglądał jej się z zainteresowaniem. Na
początku, przeraziła go reakcja Lily, gdy pojawił się w jej domu, jednak teraz,
gdy siedzieli w kawiarni i gawędzili wesoło, czuł się już prawie zrelaksowany.
Została mu już tylko jedna sprawa do załatwienia – ta najważniejsza. Zerknął na
zegarek i stwierdził, że za pół godziny muszą wrócić na obiad. Nie pozostało
wiele czasu, nie mógł dłużej zwlekać, musiał działać natychmiast.
- Posłuchaj
Lily, tak sobie pomyślałem…
- Ha!
Wiedziałam! – Wypaliła, oskarżycielsko wytykając go łyżeczką do lodów.
- Co
wiedziałaś?!
- Że coś
knujesz! Nie przyjechałbyś taki kawał drogi, tylko po to, aby zaprosić mnie na
lody!
- No dobra,
masz mnie! – Zaśmiał się. – Przyjechałem z interesem, a dokładniej mówiąc z
zaproszeniem.
-
Zaproszeniem?
- Tak,
chciałem zaprosić cię na kilka dni do Doliny Godryka. – Wypowiedział jednym
tchem, szczęśliwy, że w jego głosie nie było słychać jak bardzo się denerwował.
- Co
takiego?! – Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki, a łyżeczka, którą
trzymała, z głośnym brzękiem uderzyła o chodnik.
- Zamknij
usta, bo połkniesz muchę. – Uśmiechnął się delikatnie – Czy chciałabyś pojechać
ze mną do mojego domu, na kilka dni? – Sprecyzował pytanie.
-
Żartujesz!?!
- A czy
wyglądam, jakbym żartował? – Trochę go zdenerwowały jej monosylabiczne
odpowiedzi – Lily, nie zgrywaj się, odpowiedź jest prosta. Tak czy nie?
- James to
nie jest takie proste, moi rodzice…
- Czyli tak!
– Rozpromienił się.
- Nic takiego
nie powiedziałam! Moi rodzice nigdy się na to nie zgodzą!
- Rodzicami
się nie martw, najpierw mi powiedz, czy ty masz na to ochotę?
Lily
przygryzła dolną wargę i spojrzała na swoje dłonie. Weekend z Jamesem Potterem?
Cóż za przygoda! Podniecający dreszczyk emocji przebiegł jej po kręgosłupie.
- Dobrze, w
takim razie powiedz mi, co cię trzyma tutaj? – Zapytał, zniecierpliwiony zbyt
długim milczeniem. Wychylił się przez stolik, by spojrzeć jej w oczy.
- Nic mnie
tu nie trzyma. – Odpowiedziała zgodnie z prawdą. Dopiero pod koniec wakacji
była umówiona z Dorcas, do tego czasu, czekało ją nudne włóczenie się po
okolicy z Dianą i Derekiem.
- No
widzisz, a wiec teraz pozostaje nam już tylko namówić twoich starych!!!
- Chyba
śnisz! – Lily zaśmiała się gorzko. W głębi serca pragnęła tej wycieczki do
Doliny Godryka, wiedziała jednak, że jej rodzice nie zgodzą się, by wyjechała
gdzieś z chłopakiem, którego poznali zaledwie kilka godzin wcześniej. – To się
nie uda, James.
- O to się
nie martw, gdy chcę, potrafię być bardzo przekonujący – uśmiechnął się
łobuzersko, podniósł się i odsunął jej krzesło, by mogła wstać.
- Tak, tu
musze się z tobą zgodzić! – Zachichotała wychodząc z kawiarni.
Kiedy przemierzali spacerkiem alejki
parkowe, zbliżając się powoli do domu państwa Evans, Lily wciąż nie mogła
uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Spojrzała z ukosa na Jamesa i gdy
upewniła się, że na nią nie patrzy uszczypnęła się w ramię, by przekonać się,
że na pewno nie śni.
Gdy byli już
pod samym domem, James zatrzymał się tak gwałtownie, że Lily przestraszona,
potknęła się o własne nogi i o mały włos nie upadła na chodnik.
- Co się
stało? – Zapytała, zaskoczona jego poważną miną – Strach cię obleciał?
- Nie. Po
prostu chciałem ci powiedzieć, że stęskniłem się za tobą. – Podszedł bliżej i
ugiął nogi w kolanach, by spojrzeć jej w oczy.
-
Widzieliśmy się dwa tygodnie temu – zrobiło jej się gorąco, gdy był tak blisko,
że poczuła przyjemny zapach jego wody kolońskiej.
- To były
najdłuższe dwa tygodnie mojego życia – chwycił ją w talii i przysunął jeszcze
bliżej do siebie. Zauważył, że oddech Lily stał się spazmatyczny a oczy
zapłonęły z podniecenia. Uwielbiał ją taką – w pełni pochłoniętą pożądaniem.
Teraz już wiedział, jaką dostanie od niej odpowiedź, gdy ponownie zada jej po
ważne pytanie. Postanowił jednak, że to może jeszcze poczekać, ale nie był w
stanie oprzeć się pokusie pocałowania jej.
Przechylił powoli głowę na bok i złożył
delikatny pocałunek na jej wargach. Gdy nie napotkał żadnego oporu, chwycił ją
za kark i zachłannie wdarł się językiem do jej ust.
Z cichym,
tęsknym westchnieniem, przywarła do niego całym ciałem i całkowicie zatraciła
się pocałunku – tak wytęsknionym, śniła o nim niemal każdej nocy.
Marzył o tym, by czas stanął w miejscu i
mogli tak trwać w nieskończoność, jednak wiedział, że teraz najważniejszą
sprawą, było przekonać rodziców Lily, by zgodzili się wypuścić ją z domu. Jeśli
mu się to uda, będzie miał mnóstwo okazji, by całować zielonooką miłość swojego
życia. Oderwał się od jej ust, słysząc cichy jęk protestu, uśmiechnął się
szeroko, złapał dłoń Lily i ruszył w kierunku furtki prowadzącej do ogrodu
państwa Evans.
- To co,
idziemy negocjować?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz