piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 4

  To był jeden z najmilej spędzonych tygodni, jakie Lily przeżyła w zamku Hogwart. Każdego ranka Colin, czekał na nią pod portretem Grubej Damy, aby mogli razem zejść na śniadanie. Żałowała, że nie siedzą przy jednym stole, mieli tyle wspólnych tematów do rozmów, że wciąż brakowało im czasu. Po śniadaniu razem szli na lekcje, spotykali się na każdej przerwie, a Lily pierwszy raz od 6 lat zaczęła narzekać, że są zbyt krótkie.
Colin był urzekający, nigdy się nie narzucał, nie próbował obściskiwać czy całować na oczach całej szkoły. Bardzo jej to odpowiadało, bo nie chciała z ich spotkań robić widowiska. Jednak pomimo, że oboje starali się być dyskretni, Lily dostrzegała zazdrosne spojrzenia Krukonek. Kilka razy przyłapała Pottera na tym jak się im przyglądał nienawistnie, lekceważyła go jednak. Była szczęśliwa u boku Colina i tylko to się teraz liczyło.
Spędzali razem każdą wolną chwilę, w bibliotece siadali przy jednym stoliku a Colin pomagał jej przy pisaniu trudniejszych wypracowań, ona z kolei przepytywała go, bo szykował sięjuż do czerwcowych OWUTemów.
Nawet nie zauważyła kiedy minął ten tydzień i nagle, gdy otworzyła rano oczy, okazało się, że jest sobota. Cała w skowronkach wstała z łóżka i wzięła gorącą kąpiel. Poprzedniego wieczoru umówiła się z Colinem, że spotkają się dopiero przez imprezą, więc tym bardziej nie mogła się doczekać godziny 20. Wysuszyła i wyszczotkowała włosy, włożyła jeansy i stary t-shirt, a następnie zabrała się za kompletowanie stroju na wieczór.
- Załóż tę zieloną bluzkę, będzie ładnie pasować do koloru twoich oczu. – doradziła Dorcas, siadając na łóżku i przecierając zaspane oczy. – I tę czarną spódnicę, pokaż mu swoje zgrabne nóżki.
- Tak myślisz? – Lily przygryzła dolną wargę – Bardziej myślałam o spodniach…
- Absolutnie! Żadnych spodni, na randki chodzi się w spódnicach, Colin oszaleje jak cię zobaczy.
- Mam nadzieję. Po tej randce okaże się czy będziemy parą.
- Myślałam, że już jesteście – zdziwiła się – Co wy ze sobą robiliście przez ten tydzień?
- Rozmawialiśmy, jeszcze nie otrzymałam żadnej propozycji… - Lily spąsowiała – nie patrz tak na mnie! Colin to nie Potter, nie rzuca się na dziewczynę przy pierwszej nadarzającej się okazji. 
- A ‘propos Pottera! – Dorcas uśmiechnęła się złośliwie – przyglądałaś mu się może ostatnio?
- Miałam ciekawsze zajęcia.
- To żałuj! Ja akurat trochę go poobserwowałam i powiem ci, że szaleje z zazdrości, 
choć nieudolnie próbuje to ukryć, udając że nie istniejesz – Dorcas zaśmiała się na co Lily tylko wzruszyła ramionami. – Niestety pokój wspólny jest zbyt mały by mógł udawać, że ciebie i Colina nie ma na dzisiejszej imprezie. I powiem ci jeszcze coś. Szlag go jasny trafi!
- Naprawdę mało mnie obchodzi co dziś trafi Pottera – rzuciła przez ramię Lily, odwieszając do szafy błękitne jeansy a wyciągając w zamian czarną, krótką spódnicę. Okłamała jednak trochę przyjaciółkę. Zazdrość Pottera mile łechtała jej ego, bardzo jej to pochlebiało, a związkiem z Colinem zamierzała utrzeć Jamesowi nosa.


James leżał rozciągnięty na łóżku i obserwował drobinki kurzu, widoczne 
w promieniach, wpadającego przez okno słońca. Nie cieszyła go dzisiejsza impreza, teraz żałował, że zdecydował się na jej organizacje. 
Po tym co miał okazję oglądać przez ubiegły tydzień, był już pewien, że Lily nie spędzi tego wieczoru samotnie. A on niestety musiał przyznać rację Remusowi, jeśli będzie próbował ingerować, Lily znienawidzi go jeszcze bardziej. Cóż miał zatem robić? Mógł jedynie mieć nadzieję, że Gordon, idąc do wieży Gryffindoru, spadnie ze schodów i skręci kark. 
Ta opcja była bardzo mało prawdopodobna, więc czekało go przyglądanie się jak tych dwoje grucha gdzieś w kącie, i snuć marzenia o tym co by zrobił Colinowi gdyby spotkali się w jakimś ciemnym korytarzu.
- Jezu chyba zwariuję! – westchnął głośno. 
- Przecież już zwariowałeś! – zaśmiał się Syriusz – przestań o niej myśleć, widzisz co 
się dzieje, nic już nie poradzisz. Możemy ewentualnie spróbować zamknąć go gdzieś 
w lochach, ale to chyba tylko pogorszy sprawę.
Syriusz spojrzał na przyjaciela, nawet ten żart go nie rozbawił. James był wyjątkowo przybity. Strasznie go to martwiło. Potter był dla Syriusza kimś więcej niż tylko przyjacielem - byli dla siebie jak bracia. Od kiedy 6 lat temu poznali się w ekspresie Hogwart, stali się nierozłączni. James bardzo pomógł Syriuszowi, wyciągnął do niego pomocną dłoń, gdy rodzina się go wyrzekła, a matka wyrzuciła z domu za – jak to nazwała – „ spoufalanie się z plebsem”. Właśnie wtedy, gdy 2 lata temu Black stracił dach nad głową, James zaprosił go do swojego domu na Boże Narodzenie a jego mama – Marry Potter, i ojciec – James senior, przyjęli go jak rodzonego syna. 
Od tamtego czasu Syriusz wszystkie święta i wakacje spędzał u Potterów. 
Takiego przyjaciela jak James ma się jednego na całe życie, dlatego nie mógł patrzeć 
na załamanego Rogacza. Na domiar złego zaczynał mieć wyrzuty sumienia, bo na wieczornej imprezie zamierzał poderwać Dorcas Meadowes – najlepszą przyjaciółkę tej małpy, która tak raniła jego kumpla. Nie zdradził się przed Jamesem ze swoimi zamiarami, by nie dobijać go jeszcze bardziej. 
- Zaproś dziś na wieczór jakąś fajną laskę i zapomnij o Rudej – podpowiedział siadając na łóżku Rudej.
- Nie znajdę żadnej w tak krótkim czasie, Łapo.
- Znam kilka ładnych i samotnych dziewczyn, po śniadaniu…
- Odpuść sobie, tak nisko jeszcze nie upadłem – burknął zniesmaczony James.
- Wyjątkowo muszę przyznać rację Syriuszowi – wtrącił się Remus – no może dziś już faktycznie jest za późno, ale naprawdę powinieneś rozejrzeć się za inną. Lily nie jest jedyna w tej szkole, świat się na niej nie kończy, James. Znajdź sobie inną dziewczynę, najlepiej taką, która nie ma jeszcze chłopaka.
- Właśnie! Mój tato zawsze powtarza, że tego kwiatu to pół światu! – dodał Peter.
- Dzięki chłopaki – odpowiedział James bez entuzjazmu.
Jednak musiał się z nimi zgodzić, najwyraźniej Evans nie zamierzała kończyć znajomości z Gordonem, więc nie miał na co czekać, a w szkole było naprawdę dużo pięknych dziewcząt, na które nie zwracał uwagi, bo zawsze widział tylko jedną. Postanowił sobie, że od poniedziałku zacznie rozglądać się za innymi dziewczynami. Uśmiechnął się do Syriusza, który wciąż siedział na jego łóżku i przyglądał mu się zmartwiony.
- Nic mi nie jest Łapo – powiedział, żeby uspokoić przyjaciela.
- Na pewno? James wiesz, że ja… zawsze, jeśli mogę tylko coś dla ciebie zrobić… - Syriusz nie był zbyt dobry w okazywaniu uczuć. 
- Dzięki, za wszystko stary, ale masz rację, wszyscy ją macie! Czas już z tym skończyć, i tak zbyt długo robiłem sobie nadzieję. Ona nie jest tego warta! Od poniedziałku rozpoczynam polowanie. 
- Brawo! Tak trzymać! – ucieszył się Syriusz, poklepał Jamesa po plecach i ruszył w kierunku łazienki, zatrzymał się jeszcze na sekundę – W takim razie nie będzie ci pewnie przeszkadzać, że zamierzam poderwać dziś Dorcas prawda? – nie czekając na odpowiedź, zatrzasnął drzwi od łazienki, w które jeszcze przez dobre kilka minut wpatrywał się oniemiały James.



Lily ubrana w swoją ulubioną zieloną bluzkę z dużym dekoltem i czarną, krótką spódnicę, wzięła głęboki oddech i otworzyła portret Grubej Damy. Na korytarzu czekał już na nią Colin, usłyszał skrzypnięcie zawiasów i odwrócił się. Gdy ją zobaczył rozchylił lekko usta, a oczy mu rozbłysły. Podszedł bliżej i uśmiechnął się szeroko.
- Witaj, wyglądasz oszałamiająco.
- Dziękuję – zarumieniła się lekko – jak ci minął dzień?
- Był strasznie nudny, i nie chciał się skończyć.
- Ach, u mnie było dokładnie tak samo – zaśmiali się równocześnie – to jak idziemy? – Lily odwróciła się w stronę portretu, ale Colin ją powstrzymał.
- Zaczekaj chwilkę, chciałbym cię o coś zapytać. Czy moglibyśmy… - zawahał się 
na moment - … wejść tam jako para? Lilyanne, czy zgodzisz się zostać moją dziewczyną?
Jej serce odtańczyło szalonego twista. Nie sądziła, że tak szybko to nastąpi, cieszyła się jak dziecko, które dostało wielkiego lizaka. Patrzył na nią wyczekująco, wstrzymując oddech. Zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
- Ttak, myślę, że tak – odpowiedziała nieśmiało.
- Cudownie! – ucieszył się. Objął jej twarz w dłonie i pocałował ją. Pierwszy raz tak na serio, odważnie i zdecydowanie.
    Lily poczuła jak błogie ciepło rozchodzi się po jej ciele, a serce chciało wyskoczyć z jej piersi. Mimo to nie poczuła tego przyjemnego mrowienia w kręgosłupie. 
Lekko rozczarowana, musiała się przyznać przed samą sobą, że nie był to najlepszy pocałunek w jej życiu. Powoli, delikatnie oderwała się od jego ust i wtuliła twarz w twardy tors by ukryć zaczerwienioną twarz. 
- To jak idziemy? – zapytał Colin zachrypniętym głosem
- Tak, idziemy.
Objął ją w pasie i razem przeszli przez dziurę pod portretem.


W pokoju wspólnym impreza rozkręciła się już na dobre. Z radia płynęła głośna muzyka, w kącie z którego usunięto stoliki i krzesła, kilka par skocznie tańczyło, 
do ścian przymocowano wielkie plakaty z napisami „NAJLEPSZE BALANGI, TYLKO U GRYFONÓW”. A w innym kącie pokoju trwały właśnie zawody w piciu whisky na czas.James i Syriusz prześcigali się właśnie, który opróżni jako pierwszy szklaneczkę bursztynowego trunku, Peter sędziował uważnie przyglądając się zawodnikom, a Remus z niedowierzaniem kiwał głową. Tylko ci dwaj mogli wymyśleć tak kretyński konkurs.
James prowadził, choć Syriusz deptał mu po piętach. Chcąc się upewnić, że nadal wygrywa, odwrócił się by spojrzeć na Petera, jednak nie on przykuł jego uwagę. To co ujrzał tak go zszokowało, że zakrztusił się i rozkaszlał. Alkohol wyleciał mu nosem a oczy zaszły łzami.
Na fotelu przed kominkiem, siedział Colin Gordon a na jego kolanach Lily! Chłopak zuchwale głaskał ją po pośladku, ona wplotła mu palce we włosy i… całowali się namiętnie!!!
Gdyby nie ten kaszel, Jamesowi szczęka opadła by do samej podłogi. Owszem był przygotowany na to, że zobaczy tu dzisiaj Gordona, z niechęcią myślał nawet, że będzie trzymał Lily za rękę ale nawet w swoich najgorszych koszmarach nie spodziewał się takiego widoku. Na to nie był przygotowany.
Syriusz, rycząc z dumy, odstawił pustą szklankę na stole. Wszyscy przyglądający się pojedynkowi zaczęli głośno klaskać, tylko Remus przyglądał się Jamesowi z powagą. Podszedł do przyjaciela i poklepał go po plecach.
- Spokojnie James – szepnął mu do ucha – pamiętasz? Świat się na niej nie kończy.
- Jestem bardzo spokojny – wycedził przez zęby – Black! Żądam rewanżu! – krzyknął do Syriusza, rozlewając whisky do dwóch szklaneczek.
A później, były jeszcze cztery rewanże, i żadnego nie udało mu się wygrać. Gdy zaczęło mu ostro huczeć w głowie, musiał się poddać, wypłacił Syriuszowi 
5 galeonów nagrody, i chwiejnym krokiem podszedł do wolnego krzesła, ponownie spojrzał na parę obściskującą się przed kominkiem. Pocieszające było to, że przestali się całować, szeptali coś sobie do uszu i co pewien czas wybuchali głośnym śmiechem. Colin cały czas trzymał swoje wielkie łapy na jej tyłku, a ona pozwalała mu na te obleśne gesty! James warknął jak rozjuszony tygrys.
- James wszystko w porządku? – na krześle obok przysiadł Peter i głupkowato się uśmiechnął – Czemu się nie bawisz?
- Bo muszę się jeszcze napić Glizdku. Czy mógłbyś mi przynieść drinka… albo nie, przynieś mi całą butelkę.
- Wybacz mi przyjacielu, ale uważam że to nie jest najlepszy pomysł – Peter spojrzał na niego przepraszająco.
- Nie ma sprawy, sam sobie przyniosę – wstał niepewnie i powoli ruszył do stolika 
z napojami.


        Lily przytuliła się do Colina i z rozbawieniem słuchała opowieści o dwóch Gryfonach, którzy 3 lata temu próbowali znęcać się na małej Krukonce. Nie zdziwiło jej to, że owymi Gryfonami byli Black i Potter. Do łez doprowadziła ją puenta opowieści. Strasznie żałowała, że nie widziała tych zajęczych zębów i oślego ogona. Chłopcy musieli się nieźle maskować.
- Zaimponowałeś mi! – powiedziała rozbawiona – myślałam, że jak dotąd nikt im nie podskoczył, dziwi mnie tylko, że nie próbowali się zemścić.
- Nie mieliby szans – odrzekł dumnie – a później wszystko ucichło, i zapomnieliśmy 
o sprawie. Ale nie sądzę byśmy mogli się jeszcze zaprzyjaźnić – zaśmiał się – przyniosę jeszcze drinki. Nie ruszaj się nigdzie beze mnie.
- Nie mam zamiaru.
Delikatnie wysunął się z jej objęć, chwycił puste szklanki i poszedł po trunki. Zobaczył stojącego nieopodal Jamesa Pottera, który nie pofatygował się nawet by nalać alkohol do szklanki, pił prosto z butelki. Colin uśmiechnął się i podszedł bliżej.
- Witaj Potter – przywitał się uprzejmie – Jak się bawisz?
- Wyśmienicie! – odwrócił się, by sprawdzić kto go zagaduje i ujrzał… - O Kevin!!! Kopę lat.
- Mam na imię Colin. Faktycznie dawno nie mieliśmy okazji porozmawiać. Jakieś 4 lata. Słyszałem, że niewiele się zmieniłeś, dalej utrudniasz życie młodszym uczniom?
- Podłe plotki! Teraz zajmuję się starszymi – uśmiechnął się złośliwie – Co Krukona sprowadza do wieży Gryffindoru?
- Przyszedłem z Lily – Colin wypiął dumnie pierś.
- Ach z Evans! – James spojrzał chłopakowi przez ramię by zobaczyć Rudą, nachylił się nad nim i szepnął mu do ucha – Uważaj na nią, to niezła zołza. 
- Mam inne zdanie na jej temat – cofnął się lekko, by nie musieć oddychać wyziewami Pottera.
- Jeszcze nie pokazała pazurków, ale wspomnisz moje słowa, gdy zacznie wyzywać cię od zarozumiałych dupków.
- Może nazywa tak tylko tych, którzy na to zasługują?
- A ty jeszcze nie zasłużyłeś? – zdziwił się James – No może za krótko się znacie.
Colin już otwierał usta by odpowiedzieć, ale poczuł jak Lily przytula się do jego pleców. Uśmiechnął się triumfalnie i objął ją mocno.
- Długo każesz na siebie czekać – wspięła się na palce, by cmoknąć go w policzek.
- Ucięliśmy sobie z Jamesem małą pogawędkę.
- Tak Evans, właśnie ostrzegałem Gordona przed tobą.
Lily uśmiechnęła się choć w środku kipiała gniewem.
- Przede mną? – udała zdziwioną.
- Nie zaprzeczaj! Jesteś bezduszną istotą, która nie szanuje uczuć innych. – James złożył ręce na piersi i oparł się o stolik. Było mu ciężko utrzymać się w pionie, ale postanowił, że wyjdzie zwycięsko z tej potyczki.
- Jak śmiesz! – zbulwersowała się.
- Przecież to szczera prawda! Uważaj Gordon, to mała żmija.
- Dobrze ci radzę Potter, przeproś ją natychmiast bo inaczej… - Colin już zaciskał dłoń na różdżce, którą miał w kieszeni, jednak nie zdążył dokończyć zdania.
- Hej, hej James! Wszędzie cię szukamy! – napiętą atmosferę przerwali Syriusz z Remusem, którzy niespodziewanie pojawili się obok przyjaciela – Witaj Gordon, cześć Ruda! 
- Chodź James, za dużo wypiłeś, czas iść spać – Remus poklepał go po plecach, delikatnie popychając go na schody do dormitorium chłopców.
- Wcale nie wypiłem za dużo! – oburzył się James – I jeszcze nie skończyłem pić!
- Ale skończyłeś rozmawiać! – Syriusz wyszczerzył zęby w sztucznym uśmiechu – No, już idziemy pomogę ci znaleźć pełną butelkę.
Syriusz odciągnął Pottera na bezpieczną odległość, zostawiając oniemiałą Lily 
i rozwścieczonego Colina w towarzystwie Remusa.
- Jest pijany. – wyjaśnił Lupin przepraszająco.
- Wiem, tylko dlatego ma jeszcze cały nos. – wycedził przez zęby Krukon.
- Wybacz mu, nie chcemy to żadnych awantur.
- Ja także nie mam na nie ochoty, ale bądź tak miły i trzymaj przyjaciela z daleka od nas bo następnym razem mogę już nie być taki cierpliwy.
- Jasne nie ma sprawy. Przepraszam was w jego imieniu. Wybacz Lily – Remus skinął głową i odszedł w stronę przyjaciół.
      Dopiero gdy odszedł dalej odetchnął z ulgą. Właśnie dlatego nie chciał się zgodzić 
na tą imprezę, wiedział, że gdy któryś z jego przyjaciół wypije za dużo ( nie daj Boże gdyby wypili za dużo obaj), zaczynało robić się niewesoło. Chłopaki dostawali małpiego rozumu, ich ego rozrastało się kolosalnie i pletli co im ślina na język przyniesie. A on jako ich wierny przyjaciel musiał ratować ich z opresji. Czasem pomagał mu Peter, jednak najczęściej spał gdzieś zalany, zanim jeszcze pozostała dwójka rozkręciła zadymę.
Dziś Remus dziękował Bogu, że Syriusz zamiast pić, postawił na podryw Dorcas Meadows ( i zdążył wytrzeźwieć po konkursie), a Peter wdał się w dyskusję z jakąś trzecioroczną Puchonką, która piła tylko kremowe piwo. We trzech mieli zdecydowanie większe szanse na okiełznanie pijanego Jamesa i nie odpuścić do bójki. Zwłaszcza, że rywalem miałby być nowy chłopak Lily Evans. Jeszcze raz podszedł do chłopaków, którzy ulokowali się na schodach do ich dormitorium.
- Co z nim zrobimy? – zapytał szeptem Syriusz, tak aby James go nie usłyszał.
- Gordon, dał mi jasno do zrozumienia, że jeśli James jeszcze raz do nich podejdzie, straci wszystkie zęby – westchnął Remus – trzeba go zamknąć w dormitorium.
- To nie jest najlepszy pomysł, nie pozwoli się tam zaprowadzić. – wtrącił Peter
- Musi się przespać!
- Upijmy go tak, by sam zasnął. – zaproponował Syriusz.
- Chyba nic innego nam nie pozostało – zamyślił się Lupin. – Peter, leć po jeszcze jedną butelkę, Syriusz dotrzymasz mu towarzystwa? 
- No ba! Jeszcze pytasz? – wyszczerzył zęby Black – Przyjacielu! Napijmy się razem – zawołał siadając koło Jamesa i pijąc prosto z butelki, którą następnie podał Potterowi.
Remus, kolejny raz westchnął i przewrócił oczami, miał dość tej imprezy, hałasu, awantur zapachu alkoholu, musiał się stąd wyrwać bo inaczej oszaleje. Podszedł do Petera, który już wracał z dwiema butelkami whisky.
- Peter, mam dość. Muszę się położyć.
- Jasne, idź się przespać.
- Proszę cię, jeśli zaczną rozrabiać, natychmiast mnie obudź.
- Nie ma problemu, ja nie piję będę miał ich na oku, ale jakby co, to zaraz cię zawołam.
Remus uśmiechnął się blado i poklepał kumpla po ramieniu.
- Dzięki stary! A jeszcze coś. Fajna ta Puchonka, jak ma na imię?
- Julia – Peter, spłonął rumieńcem.
- No to działaj, nie odpuszczaj Julii! – Remus wyszczerzył zęby i przeciskając się między Jamesem i Syriuszem, zniknął w dormitorium. 
cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz