sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 25

               Dorcas po nieprzespanej nocy i morzu wylanych łez, postanowiła, że tego dnia nie opuści sypialni dziewcząt, tak, więc Lily samotnie przemierzała korytarze zamku Hogwart rozmyślając o wydarzeniach minionego weekendu. Piękna pogoda za oknem, mocno grzejące słońce i zapach polnych kwiatów miały się nijak w stosunku do tego, co czuła. Była otępiała i miała pustkę w głowie, całe ciało bolało ją od wielogodzinnego tulenia przyjaciółki. Zatrzymała się przy jednym z okien, by ochłonąć i wyrzucić z głowy wszystkie negatywne myśli, jednak wciąż nie potrafiła się uspokoić. Jedyną pocieszającą myślą, była ta, że niedługo wszystko się uspokoi.     Za dwa miesiące opuści Hogwart i będzie miała dużo czasu by zapomnieć o tych wszystkich przykrych sytuacjach mających miejsce tego roku, a po wakacjach wróci wypoczęta i szczęśliwa. Modliła się w duchu, by i Dorcas szybko ogarnęła się po tak bolesnym rozstaniu z Syriuszem Blackiem.
Odetchnęła kilka razy i uśmiechnęła się na widok Hagrida, który w swoim ogródku właśnie pielęgnował pomidory wielkości melonów. Postanowiła, że po lekcjach zaciągnie do niego Dorcas, by choć na chwilę oderwała się od czarnych myśli mącących jej umysł.
Ziewnęła i potrząsnęła głową, aby pozbyć się przykrych skutków nieprzespanej nocy. Ruszyła powolnym krokiem w kierunku Wielkiej Sali, potrzebowała dużej dawki kofeiny i to jak najszybciej, w przeciwnym razie zaśnie na lekcji z Historii Magii, które rozpoczynały poniedziałkowy cykl zajęć.
Właśnie zastanawiała się nad tym, czy profesor Binns zorientuje się, że otrzyma niedokończone wypracowanie o zaklęciu Alochomora, gdy ktoś brutalnie chwycił ją za rękę i wciągnął do ciemnej, opustoszałej komórki. Zdążyła tylko wydać z siebie przerażony pisk zaskoczenia, a gdy zamierzała krzyknąć znacznie głośniej, ów ktoś zasłonił jej usta dłonią i zapalił różdżkę. Zmrużyła oczy oślepiona jej blaskiem, nie widziała twarzy napastnika, ale od razu rozpoznała jego głos.
- Nie krzycz, to tylko ja!
Chwyciła porywacza za nadgarstek i brutalnie uwolniła swoje usta. Jej serce tłukło się w piersi jakby zamierzało stamtąd wyskoczyć a kolana trzęsły się tak mocno, że ledwie zdołała na nich ustać.
- Chryste, James! Zamierzasz mnie zabić?! Zaraz dostanę zawału!
- Przepraszam. – Odpowiedział skruszonym głosem, robiąc krok w tył.
Lily korzystając z kawałka wolnej przestrzeni osunęła się po ścianie, próbując uspokoić skołatane nerwy.
- Co ty sobie do cholery wyobrażasz?! – Warknęła, wciąż nie mogąc dojść do siebie.
- Rany, przepraszam, nie sądziłem, że się tak przestraszysz! – Zmieszany klęknął, walcząc z silną pokusa by ją przytulić. – Musiałem z tobą porozmawiać… na osobności.
- Nie mamy, o czym rozmawiać. Wczoraj usłyszałeś wszystko, co miałam ci do powiedzenia!
- Ale ja nie powiedziałem…
- Jesteś wstrętną świnią, bez uczuć, zasad moralnych i skrupułów! – Wycedziła, czując jak zamiast strachu ogarnia ją gniew.
- Przymknij się na chwilę i daj mi coś powiedzieć, dobrze? Jesteś niesprawiedliwa, nie masz absolutnie żadnych podstaw żeby się na mnie wściekać…
- Syriusz zdradził…
- Syriusza w to nie mieszaj! Ani Dorcas, nie rozmawiamy teraz o nich tylko o nas.
- Pozwoliłeś, na to, by… by… - Lily skrzywiła się na samą myśl o tym, co zrobili dwaj szaleni Gryfoni.
- To, co się wydarzyło, było nieplanowane. Było bardzo wcześnie, mieliśmy kaca i nie myśleliśmy zbyt rozsądnie, do tego Laura zainicjowała całą sytuację zupełnie niespodziewanie. Jednorazowy, głupi incydent, o którym zamierzaliśmy zapomnieć jeszcze tego samego dnia. I wszystko skończyłoby się jak należy, gdyby nie ta głupia zdzira z za długim językiem!
- Wszystkie swoje dziewczyny nazywasz zdzirami?! – Wypaliła, bo naprawdę nic mądrzejszego nie przychodziło jej do głowy.
- Nie jest moją dziewczyną! I dobrze wiesz, że tak naprawdę nigdy nie była. Ale teraz już oficjalnie się od niej uwolniłem…
- Dość, nie zamierzam tego słuchać! – Podniosła się i otrzepała szatę z kurzu. – Zupełnie nie obchodzi mnie, kto jest a kto nie jest twoją dziewczyną i co z nią robisz w wolnych chwilach!
- To, dlaczego wciąż się na mnie wściekasz? – Zapytał lekko rozbawionym głosem, wyciągając z jej włosów pajęczynę. Jeszcze nie wiedział jak zakończy się ta rozmowa, ale coś mu podpowiadało, że wyjdzie z tej potyczki zwycięsko.
- Wiedziałeś, że Syriusz…
- Mieliśmy nie rozmawiać o Syriuszu i Dorcas, pamiętasz? Pytam się, dlaczego wściekasz się na mnie?
Zapadła chwila ciszy, Lily intensywnie zastanawiała się, co odpowiedzieć, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Dlaczego tak naprawdę wściekała się na Jamesa?!? Czy miała jakiś racjonalny powód? Tak, miała, ale za nic w świecie nie mogła powiedzieć o nim głośno w obecności Pottera.
- Lily, a może… - zawahał się na chwilę, by powstrzymać uśmiech, który cisnął mu się na usta. – Czy ty przypadkiem nie jesteś zazdrosna?
Wciągnęła głośno powietrze oburzona, że tak szybko odgadł jej myśli.
- Słucham?!? Skąd przyszedł ci do głowy tak kretyński pomysł!?!
- No nie wiem, zachowujesz się dość dziwnie, sama przyznaj. Mówisz, że nic cię nie obchodzi, co i z kim robię, a obrażasz się na mnie za sprawy, które cię nie dotyczą.
Nie zaczynaj z Syriuszem, już to ustaliliśmy! – Pogroził jej palcem, uradowany, że strzelił w dziesiątkę. Lily mogła mówić, co chciała, ale jej twarz zdradzała wszystkie jej prawdziwe emocje.
- Zwariowałeś! Nie jestem zazdrosna! Jestem po prostu wściekła i oburzona twoim zachowaniem…
- Dobrze, ale gdybyśmy założyli, że Syriusz nie jest chłopakiem Dorcas, a Dorcas nie jest twoją najlepszą przyjaciółką to czy miałabyś powód żeby tak bardzo bulwersować się całą sytuacją? – Zapytał podchwytliwie. – Odpowiedz, Lily – ponaglił ją, niecierpliwiąc się, gdy zbyt długo milczała.
- Nie, nie miałabym powodu. – Przyznała z niechęcią.
- No widzisz, więc przestań strzelać fochy jak małe dziecko i zapomnijmy o całej sytuacji. Zgoda? – Zapytał wyciągając do niej dłoń w geście pojednania.
- Nie do cholery! - Tupnęła nogą – Dorcas jest moją przyjaciółką, a Syriusz był jej chłopakiem!
- Do Syriusza i Dorcas dojdziemy za chwilę – powiedział tonem jak gdyby był psychiatrą, który ma przed sobą wyjątkowo agresywnego i nieobliczalnego pacjenta. – Pytam czy między tobą i mną jest zgoda?
- Dobrze masz rację! – Zdenerwowała się - Nie mam powodów, by się na ciebie wściekać, jest zgoda! Szczęśliwy?!
- Jak cholera! – Uśmiechnął się szeroko, pokazując szereg białych zębów. Otworzył drzwi wpuszczając do komórki świeże powietrze i promienie porannego słońca. Skłonił się lekko i gestem ręki zachęcił do opuszczenia kryjówki. – W porządku, a więc skoro ustaliliśmy już najważniejsze, możemy przejść do problemu Łapy i Dorcas.
- Nie ma żadnego Łapy i Dorcas… - spojrzała na niego marszcząc brwi, bo właśnie uświadomiła sobie… - Dlaczego wy tak na niego mówicie? – Zapytała uświadamiając sobie, że zastanawiało ją to od kilku lat a nigdy nie miała okazji, by o to zapytać.
- Ponieważ ma duże dłonie. – Wymyślił na poczekaniu, – Ale nie o tym rozmawiamy.
Z twojego punktu widzenia Syriusz jest teraz ostatnim łajdakiem i pewnie tego nie zmienię, ale postaraj się, choć zrozumieć jak do tego wszystkiego doszło.
- Co mam zrozumieć?! Chyba ze mnie żartujesz?!
- Pomyśl chwilę, to wszystko było jednym wielkim, zbiegiem niepomyślnych okoliczności. Dobrze wiesz, że w innej sytuacji Syriusz nigdy by nie zdradził Dorcas.
- Ależ oczywiście, że by zdradził! – Zaśmiała się ironicznie – I ty też o tym wiesz, więc nie ściemniaj!
- No dobrze, oboje to wiemy, ale nie zdradziłby jej w TEN sposób! Nigdy nie przyszło nam do głowy – ani mi, ani jemu, żeby dzielić się swoimi…
- Nie przeginaj!
- Dobrze. Nie zamierzaliśmy nigdy robić takich rzeczy. Jak już mówiłem, wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Wieczorem zalany Syriusz pomylił łóżka i wpakował się do mojego, gdzie spałem z Laurą. Rano to ona zaczęła się do niego dobierać, przez pomyłkę. Myślała, że to ja… - z każdym wypowiedzianym zdaniem, czuł że powinien zakończyć tą rozmowę jak najszybciej, nie zdradzając już więcej żadnych szczegółów. Twarz Lily robiła się blada a usta coraz bardziej zaciśnięte. Kontynuował jednak, bo wiedział, że to jedyny sposób, by Lily spróbowała jakoś udobruchać Dorcas.
- Gdy odkryła pomyłkę, spodobał jej się ten pomysł i jeszcze bardziej zaczęła nalegać…
- Och a ty, biedny leżałeś z boku i wszystkiemu ze spokojem się przyglądałeś! Powinieneś wygonić Syriusza, albo ją… nieważne kogo, ale powinieneś to przerwać, kiedy jeszcze nie było za późno! – Tupnęła nogą, by zapanować nad własnymi nerwami.
- Lily, gdy tylko otworzyłem oczy już było za późno. Nie zrozumiesz tego, bo jesteś kobietą i nie wiesz jak działa… co się dzieje w głowie… u mężczyzny… - sapnął sfrustrowany, bo nie miał zielonego pojęcia jak jej to wyjaśnić - … po prostu kobieta nigdy tego nie zrozumie! Nie zamierzam bronić ani siebie, ani Syriusza, co się stało to się nie odstanie. Proszę cię tylko, żebyś porozmawiała z Dorcas…
- O nie!!! Nie zamierzam bronić Syriusza po tym wszystkim, co zrobił Dorcas!
- Nie chcę żebyś go broniła! – James zatrzymał się gwałtownie i pociągnął Lily za ramię, by i ona przystanęła. – Oboje wiemy, że Syriusz i Dorcas i tak niedługo by się rozstali, to już się szykowało od jakiegoś czasu. Szkoda, że stało się to w tak przykrych okolicznościach. Nie chcę, żebyś broniła Syriusza, proszę cię tylko, żebyś spróbowała ją przekonać, że wściekanie się w niczym tu nie pomoże. Mieszkamy w jednym domu, spędzamy ze sobą mnóstwo czasu, oni nie będą już nigdy razem, ale niech przynajmniej rozmawiają ze sobą normalnie!
- Czy ty się sam słyszysz?! – Zadrwiła splatając ręce na piersi – Wczoraj dowiedziała się, że jej chłopak uczestniczył w orgii z dziewczyną swojego najlepszego przyjaciela, a dziś ja mam jej zaproponować żeby zostali przyjaciółmi?!
- No… może nie dziś, ale chociaż spróbuj… - dopiero teraz uzmysłowił sobie jak kretyński był jego pomysł. – Przecież nie mogą się do siebie nie odzywać do końca życia! – Ruszyli dalej korytarzem zbliżając się do schodów prowadzących do Holu Głównego.
- James, to się nie uda! Na pewno nie teraz. Dorcas jest naprawdę w kiepskim stanie, nie spodziewała się aż takiego ciosu. Powiedz Blackowi, żeby nie próbował z nią rozmawiać! Jeszcze nie teraz, a ja zobaczę, co da się zrobić. – Westchnęła, a potem uśmiechnęła się tak pięknie, że Jamesowi zaparło dech w piersiach. Już zamierzał odpowiedzieć takim samym uśmiechem, gdy dziewczyna uniosła do góry rękę i pomachała do kogoś za jego plecami. Odwrócił głowę i zrozumiał, że uśmiech nie był przeznaczony dla niego.
- Colin! – Krzyknęła obchodząc Jamesa i zmierzając w stronę chłopaka, który wyraźnie na nią czekał – Przepraszam, James, ale obiecałam Colinowi, że pomogę mu w przygotowaniach do OWUTEMÓW. – Zbiegła po schodach i przywitała się z Krukonem szybkim buziakiem w policzek.
Jamesowi krew zaszumiała w uszach, zacisnął pięści i zazgrzytał zębami, by opanować chęć rzucenia się z pięściami na Gordona. Zamknął oczy i odliczył do dziesięciu. „Za dwa miesiące już go tu nie będzie!” Powtarzał sobie w myślach idąc do Wielkiej Sali.

        W pokoju Wspólnym Gryfonów, było tłoczno i gwarno. Wszystkie okna były otwarte by uczniowie mogli cieszyć się grzmotami pierwszej w tym roku wiosennej burzy. Huncwoci usadowieni na swej ulubionej sofie, przed kominkiem wykłócali się głośno z Julią, która odwiedziła Petera i za wszelką cenę próbowała dowiedzieć się, dlaczego Lily i Dorcas nie chcą im towarzyszyć.
- Jeśli Wy mi tego nie powiecie, sama tam pójdę i się dowiem! – Powiedziała wyrywając dłoń z uścisku Petera i próbując wstać z sofy.
- Daj spokój, Julio! Dorcas jest chora, nie było jej na zajęciach a Lily się nią opiekuje – wymyślił na poczekaniu Peter, próbując posadzić dziewczynę z powrotem na kanapie. – Nic się nie stało!
- Słyszałam inną wersję. Czy to prawda, że się rozstaliście? – Zapytała spoglądając na Syriusza, który wciąż milczał jak zaklęty.
- Proszę, cię… - Peter przerwał nagle, bo usłyszeli skrzypnięcie drzwiami na górze, a chwilę potem po schodach zeszła Dorcas.
- Dorcas! – Julia uśmiechnęła się szeroko widząc, że dziewczyna jest cała i zdrowa. Jedyne, co ją zaniepokoiło to podkrążone i zaczerwienione oczy. – Właśnie chciałam…
Dorcas uciszyła ją jednym gestem i nie rozglądając się na boki, podeszła do Syriusza. Zaskoczony Black poderwał się z kanapy i uśmiechnął przepraszająco.
- Dorcas, naprawdę przykro…
Dziewczyna nie dała mu dokończyć. Chwyciła go za barki, po czym kolanem wymierzyła potężny cios w sam środek krocza Syriusza. Gryfon wydał z siebie dziwne sapnięcie, łzy napłynęły mu do oczu, po czym osunął się na kolana i padł na ziemię. Dorcas ukucnęła obok i wyszeptała najbardziej jadowitym głosem, na jaki było ją stać.
- Jesteś obrzydliwym, wstrętnym łajdakiem! Żałuję, że w ogóle zaczęłam się z tobą spotykać! To, była kara za to jak mnie potraktowałeś, a na przyszłość dobrze ci radzę, zanim coś zrobisz pomyśl głową a nie fiutem! – Podniosła się, po czym zadarła głowę do góry i odeszła.

- Chyba możesz to uznać, za pojednanie – Remus krztusząc się ze śmiechu chwycił Łapę za łokieć i pomógł mu wczołgać się na kanapę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz