piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 6

          Lily zatrzymała się pod wielką salą, gdzie czekał już na nią Colin. Była wykończona, nie zmrużyła oka od 24 godzin, ale mimo to uśmiechnęła się do niego. Gdy tylko podeszła, przytulił ją mocno i pocałował, po czym chwycił za rękę i odprowadził do stołu gryfonów.
Usiadła obok Dorcas, która bez entuzjazmu grzebała w swoim talerzu z jajecznicą. Nie miała ochoty na jedzenie, więc tylko nalała sobie kawy, i przyłączyła się do Dorcas. Nie było im jednak pisane, zbyt długo delektować się ciszą, kilka minut później pojawiła się banda Huncwotów. Oni też nie wyglądali na uszczęśliwionych, porannym wstawaniem, tylko Remus wydawał się być wypoczęty. Wszyscy zajęli swoje ulubione miejsca, i zabrali się za nalewanie kawy. Wszyscy, prócz Syriusza, który przysiadł na ławce obok Dorcas, objął ją w pasie i pocałował. Dziewczyna z wrażenia upuściła widelec, który z brzdękiem upadł na podłogę.
- Cześć mała. – przywitał się wesoło – wyspałaś się? – szepnął do jej ucha.
- Nie zmrużyłam oka – wciąż nie mogła uwierzyć w to co się działo, jednak uśmiechnęła się nieśmiało – Lily się rozgadała.
- A tak, James też mi nie odpuścił. Możesz jej powiedzieć, że sobie podarował i nie będzie za nią łaził. Przynajmniej do czasu, kiedy będzie się tu kręcił Gordon.
- Przekażę jej, na pewno się ucieszy.
- Muszę się jeszcze przespać – mruknął, tłumiąc ziewnięcie – chociaż do obiadu.
- Ja też, padam z nóg – zaśmiała się cicho.
- Może wyskoczymy gdzieś po południu? – Syriusz, puścił do niej oko i pogłaskał po karku.
- Co proponujesz? – po plecach Dorcas, przebiegł przyjemny dreszcz.
- Możemy iść do Hogsmade, tylko błagam nie zabieraj Rudej. Nie mam ochoty na podwójne randki. Ja i Gordon, nie przepadamy za sobą.
- Nie ma sprawy – jej serce odtańczyło dziką sambę. Idzie na randkę z Syriuszem Blackiem!!!
- No to do zobaczenia. – Uśmiechnął się uwodzicielsko, pocałował ją jeszcze raz, i odszedł do przyjaciół. Przez całe śniadanie, nie spuszczał z niej wzroku.



         Poniedziałkowy poranek, zaczął się dla Jamesa dość ponuro. Już przy wyjściu na śniadanie, musiał wpaść na całujących się Lily i Colina. Syriusz też nie poprawił mu humoru, wciąż świergocząc do Dorcas, jak głupek. Kropkę nad i postawił Peter, który jak najęty opowiadał o Julii, do której nie miał odwagi podejść, by zaprosić ją na randkę i zadręczał teraz Jamesa pytaniami, jak powinien się do tego zabrać.
Potter, trochę zbyt głośno odstawił kubek po kawie, i wstał od stołu.
- Glizdku, chcesz się umówić z nią, czy ze mną? – zapytał poirytowany.
- Oczywiście, że z nią! 
- To po co pieprzysz mi te farmazony! Podejdź do niej i jej to powiedz. Najlepiej teraz. – odwrócił się na pięcie i szybko odszedł.
    Jeśli naprawdę miał przeżyć, w tym gniazdku miłości i nie oszaleć, musiał znaleźć sobie dziewczynę i dołączyć do tej bandy zakochanych imbecyli. Oczywiście pozostawało mu jeszcze przesiadywanie z Remusem w bibliotece, ale wiedział, że tam też nie zazna spokoju – Ruda i Gordon, spędzali tam każde popołudnie.
Szedł powoli, szkolnym korytarzem, przyglądając się każdej mijającej go dziewczynie, jednak po paru minutach, zdał sobie sprawę, że to kompletnie nie ma sensu.
W każdej doszukiwał się jakiś podobieństw do Evans. Jedna, miała zielone oczy, druga, była tego samego wzrostu, trzecia miała miedziany odcień włosów, od czwartej, natychmiast odwrócił wzrok, bo była tak pryszczata, że aż go zemdliło.
Jego spojrzenie padło na parapet i aż przystanął. Siedziała tam dziewczyna z jego snów. Miedziane włosy, zielone oczy, idealna figura. Tak, to była Lily Evans, skrzywił się, gdy ujrzał podchodzącego Gordona, który objął ją mocno. Ruszył, by jak najszybciej zniknęli mu z oczu. Został jednak zmuszony by nagle się zatrzymać, bo na jego drodze, jak z pod ziemi, wyrosła przeszkoda. Zderzył się z dziewczyną, której księgi rozsypały się po podłodze. Przykląkł, by jej pomóc, i przy okazji obejrzał ją dokładnie. Długie, blond włosy, związane w koński ogon, niebieskie oczy, małe, wąskie usta – teraz wykrzywione ze złości, trochę zbyt niska, ale to drobiazg. Była od niego młodsza, chyba rok lub dwa. Całkowite przeciwieństwo Lily Evans. Tak, to właśnie jej szukał.
- Bardzo cię przepraszam…
- Laura – bąknęła.
- Bardzo cię przepraszam, Lauro – uśmiechnął się, uwodzicielsko – mam nadzieję, że nie zrobiłem ci krzywdy.
Dziewczyna, dopiero teraz zwróciła uwagę, na to kto ją potrącił. Oczy jej rozbłysły, i zarumieniła się lekko. Na jej ustach pojawił się niegrzeczny uśmieszek.
- Nie skądże, tylko te książki… jesteś James Potter.
- We własnej osobie.
- Czy mógłbyś pomóc mi je pozbierać, James?
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, mała sama przejęła inicjatywę, ucieszył się, że nie będzie musiał jej długo podrywać.
- Oczywiście, że ci pomogę, Lauro. I w ramach przeprosin, pozwól się zaprosić na kremowe piwo, do Hogsmade, w najbliższy weekend. 
- Och! – Zaskoczona tą propozycją, zaniemówiła na chwilę, szybko jednak otrząsnęła się z szoku, i zalotnie zatrzepotała rzęsami – Bardzo chętnie.
- W takim razie jesteśmy umówieni.
- Jasne, jak…
- Nie martw się, znajdę cię. – puścił do niej oko, oddał pozbierane książki i odszedł pod klasę historii magii, gdzie czekał na niego Syriusz, z bardzo zaniepokojoną miną.
- Co to było, James? Znam tą minę, chyba mi nie powiesz, że zapolowałeś, na tę małą.
- Właśnie to zrobiłem, jesteśmy umówieni na piwo do Hogsmade.
- Stary, działasz jak błyskawica, ale chyba uderzasz nie tam, gdzie trzeba.
- Z czym masz problem, Łapo? – zdziwił się James, choć na jego twarzy wciąż malował się głupkowaty uśmieszek.
- To jakaś siksa z czwartej klasy. Ona ma 14 lat!
- I co z tego? Dała mi jasno do zrozumienia, że też ma ochotę poflirtować.
- Ja rozumiem, że jesteś zdesperowany, i szukasz dziewczyny na zastępstwo, ale uważaj, możesz mieć kłopoty przez tą gówniarę.
- Jaką gówniarę? – Dorcas podeszła do chłopaków i objęła Syriusza w pasie.
- Zajmij się swoją panną, i zejdź ze mnie. – warknął James, po czym odwrócił się i odszedł.
- Co go ugryzło? – zaciekawiła się Dorcas.
- Twoja przyjaciółka – Syriusz wywrócił oczami – nieważne, James szuka guza i jest na najlepszej drodze, by go znaleźć.
- Ma ochotę wyzwać Colina na pojedynek?
- Nie! Przecież ci mówiłem, że już sobie odpuścił Rudą.
- To chyba dobrze, prawda?
- Mam nadzieję. – Syriusz chwycił Dorcas w ramiona i złożył na jej ustach namiętny pocałunek – Nie zawracajmy sobie głowy Jamesem, to duży chłopiec, i chyba wie co robi. Jak bardzo zależy ci na wykładach Binnsa?
- Wcale mi nie zależy – odpowiedziała szybko, odgadując myśli Blacka.
- No to chodź, jestem pewien, że nawet nie zauważy naszej nieobecności – pociągnął Dorcas za rękę, i szybko opuścili szkolny korytarz.



         Piątkowe popołudnie spędzone w bibliotece, nad stertą ksiąg, to nawet dla niej była przesada. Oczy piekły ją od czytania a w nosie, kręciły drobinki kurzu.
Poirytowana, zazgrzytała zębami i zatrzasnęła ze złością opasłą księgę. Co ja tu do cholery robię? Zastanawiała się, no tak, była umówiona z Colinem, od tygodnia spędzali tak każdy wieczór. Jeśli to zawsze miało tak wyglądać, to nie wróżyła temu związkowi zbyt dalekiej przyszłości.
Dodatkowo, jej humor, psuła Dorcas, która codziennie zdawała jej relacje, z tego jak cudownie bawi się, w towarzystwie Syriusza i Huncwotów. Dziś wybrali się nad jezioro, karmić wielką kałamarnicę, a jutro szli do Hogsmade.
- Ja też chcę! – Jęknęła przecierając, bolące oczy.
- Cześć! – Z za regału, wyłonił się Colin, niosąc naręcze, grubych ksiąg.
Uśmiechnęła się do niego, był śliczny, ale nie zmieniało to faktu, że zanudzał ją na śmierć. Wstała, pocałowała go w policzek, i zabrała mu książki z rąk.
- Colin, musimy poważnie porozmawiać.
- Co się stało? – zapytał lekko przestraszony.
- Jeszcze nic, ale jeśli coś się nie zmieni to zwariuję! Jest piątek, a my siedzimy w bibliotece!
- Myślałem, że lubisz się uczyć.
- Oczywiście, że lubię, ale bez przesady. Spójrz, jesteśmy tu sami. Nikt o zdrowych zmysłach, nie przychodzi tu w piątkowy wieczór.
- Zbierajmy się stąd! – Colin, uśmiechnął się szeroko i pociągnął Lily za rękę.
- A jutro, idziemy do Hogsmade! – zawołała, uszczęśliwiona, że nie musiała go długo namawiać.
- Jak sobie życzysz, księżniczko – przytulił ją mocno, i złożył na jej ustach gorący pocałunek.
Schodzili właśnie po schodach, kierując się do głównego wyjścia, gdy drogę zastąpił im Remus Lupin, ciągnąc za sobą, Jamesa Pottera.
Lily, spojrzała na nich zdziwiona, a Colin wyprostował się naciągając wszystkie mięśnie, nie był zachwycony widokiem Huncwotów.
- Cześć! – Przywitał się Remus, był lekko zmieszany, i przestępował z nogi, na nogę.
- Cześć. – Odpowiedziała ostrożnie Lily. Colin, tylko skinął głową.
- Przepraszam, że przeszkadzamy, ale… Lily, czy mogłabyś zamienić z nami słówko eee… na osobności?
- Trochę się spieszymy – warknął, Colin.
- To sprawy Gryffindoru, Gordon – James zmrużył oczy, szykując się do bitwy słownej, ale Remus uciszył go jednym gestem.
- To dla nas ważna sprawa, i tylko Lily może nam pomóc. Zajmiemy ci tylko chwilkę, proszę – Lupin, spojrzał błagalnie na Rudą.
- No dobrze, skoro to takie ważne. Colin, zaczekaj na mnie przy drzwiach. Mówcie, o co chodzi.
Remus odczekał, aż Colin się oddali, i znów uśmiechnął się przepraszająco. 
- Naprawdę, nie zawracalibyśmy ci głowy, ale ja i James zaczynamy tracić cierpliwość, a Syriusz…
- Ma wyje…. 
- James!!! – Remus skarcił przyjaciela wzrokiem - Jest zajęty Dorcas, i ma wszystko gdzieś… a my…
- Jeśli coś się nie zmieni, zamordujemy Petera w najbliższy weekend – dokończył James.
- Mam wam pomóc zamordować Petera?! – Lily wytrzeszczyła na nich oczy.
- Nie! Broń Boże! Nie, nie o to chodzi, rozumiesz… Peter… on się zakochał. – Remus skrzywił się, a James wywrócił oczami. Obaj byli tym tak zniesmaczeni, że Lily nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
- Nie byłoby ci do śmiechu, gdybyś musiała mieszkać z nim w jednym dormitorium! – Bąknął James.
- Przepraszam – zachichotała – ale wciąż nie rozumiem, w czym problem, i jak niby miałabym, wam pomóc. To chyba dobrze, że wasz przyjaciel się zakochał, prawda?
- Masz rację, nic złego – Remus, chwycił Lily za łokieć i pociągnął do najbliższej wolnej ławki, żeby mogli usiąść – serio, bardzo byśmy się cieszyli, gdyby znalazł sobie dziewczynę, tylko…
- Jest tak kretyńsko nieśmiały, że nie ma odwagi do niej podejść i zaprosić ją na randkę – dokończył James.
- No właśnie, od tygodnia łazi za nami, i pyta jak się do tego zabrać. Tłumaczymy mu, jak krowie na rowie, a i tak jak staje z nią oko w oko, to daje dyla. 
- A później, przez pół nocy opowiada, jaka to ona piękna i mądra – Rogacz skrzywił się z obrzydzeniem.
- Mamy dość, Lily – westchnął Lupin – jeśli się z nią w końcu nie umówi, zamęczy nas na śmierć.
- To wcale nie takie złe rozwiązanie – na twarzy Lily, pojawił się niemądry, szeroki uśmiech, ale ich miny sprawiły, że spoważniała. 
- Lily, musisz nam pomóc!
- Dlaczego sami z nią nie porozmawiacie?
Milczeli przez chwilę, patrząc na nią z zakłopotaniem, w końcu przemówił Remus, spuszczając wzrok na dłonie.
- Nie chcemy wszystkiego spieprzyć, Peter by nam nie wybaczył, a ona na pewno pomyśli, że robimy sobie jaja. 
- Aha – Lily zmierzyła ich wzrokiem, analizując każde słowo Remusa – to mnie wkręcacie, tak? Taki żarcik na rozpoczęcie weekendu?
- Gdyby to był kawał, bardziej byśmy się postarali Evans! – zdenerwował się James, ale zamilkł, bo zarobił sójkę w bok od Remusa.
Lily była zaskoczona nagłym atakiem Jamesa, naprawdę nie wyglądał na rozbawionego. Razem z Remusem, wyglądali raczej na zdesperowanych. Może, gdyby towarzyszył im Syriusz poradzili by sobie sami, ale niestety chłopaki mieli rację. Syriusz miał, wyjebane na wszystko – jak to chciał powiedzieć kolokwialnie James – zajęty był Dorcas.
- No dobra, wierzę wam – odpowiedziała w końcu – co to za jedna?
- To szóstoklasistka z Hufflepuffu. Ma na imię Julia – wyjaśnił Remus.
- Na nazwisko, Stanley – kontynuował James – brązowe włosy, piwne oczy, wysoka, szczupła, ładne usta, chodzi z nami na transmutacje i zielarstwo. Myślę, że jeszcze dwa dni spędzone z Peterem i będę mógł ci podać rozmiar jej stanika i imiona rodziców.
- Wiem o kogo chodzi – przerwała mu Lily, tłumiąc śmiech – chodzimy razem na zajęcia dodatkowe z eliksirów. To fajna dziewczyna, chyba była u nas na imprezie – przygryzła dolną wargę, na wspomnienie tamtej, pamiętnej nocy, spojrzała na Jamesa, kąciki ust, lekko mu drgały. Myślał o tym samym co ona.
- Tak, była – wyrwał ją z zamyślenia Remus – wtedy się poznali. Pewnie już dawno by się umówili, gdyby…
- Peter nie był taką pi…
- Dobra, rozumiem – Lily, powstrzymała Jamesa, przed kończeniem zdania – porozmawiam z nią przed kolacją, może zgodzi się iść z nim jutro do Hogsmade.
- Oh Lily, nawet nie wiesz… - Lupin, cały się rozpromienił.
- Tak, tak, wiem, co wy byście beze mnie zrobili – zaśmiała się – uprzedźcie go tylko, żeby nie uciekł w popłochu.
- Jasne, zajmiemy się nim! Dziękujemy, nawet nie wiesz, ile dla nas robisz!
- Nie wiem tylko, czy na to zasługujecie. – Posłała Jamesowi złośliwy uśmiech i spokojnie odeszła do czekającego Colina.
James, zmarszczył brwi, było mu wstyd, że musieli prosić Evans o pomoc, ale pomysł wyszedł od Remusa, więc sprawa była naprawdę beznadziejna.
Od tygodnia unikał dormitorium jak ognia, a gdy był zmuszony tam przebywać, starał się ze wszystkich sił, nie słuchać Petera. 
Remus uciekał do biblioteki, i wychodził stamtąd, gdy robił się głodny, lub gdy pani Pince go wyganiała.
James miał jeszcze małą Laurę, na którą zarzucił wędkę, a ta słodko dyndała już na haczyku. W czwartek po obiedzie odciągnął ją od przyjaciółek i poinformował, że będzie na nią czekał w sobotę o 15 pod głównym wejściem.
Syriusz, generalnie miał gdzieś wszystkie zmartwienia Huncwotów – zachowywał się tak zawsze, gdy w jego szpony wpadała nowa ofiara – Jamesa cieszył tylko fakt, że stan otępienia Syriusza, nigdy nie trwał dłużej, niż dwa tygodnie, a więc za kilka dni, wszystko miało wrócić do normy.
James, cieszył się z jutrzejszej randki z Laurą, co prawda nie żywił do niej żadnych uczuć, ale przynajmniej teraz, wszystkie jego myśli nie krążyły wokół Lily. Zerknął na zegarek, do kolacji pozostało niewiele czasu, musieli odnaleźć Petera, i uprzedzić go o wszystkim, zanim zrobi to Julia.


Dorcas i Syriusz, weszli do wielkiej sali spleceni w gorącym uścisku. Black, głupkowato uśmiechnięty, szeptał coś cicho do dziewczyny, która zaczerwieniła się znacząco.
- Jezu, zaraz się porzygam! – jęknął James, widząc zbliżającą się parę.
- Wytrzymaj, za kilka dni wróci do nas – Remus poklepał go pocieszająco po ramieniu.
Lupin, przyzwyczaił się już do widoku, zauroczonego Syriusza. Chłopak przechodził ten proces, przynajmniej kilka razy do roku. Pierwszy etap zawsze wyglądał w ten sam sposób – Syriusz wiązał się z jakąś dziewczyną i tracił kontakt z rzeczywistością, na około dwa tygodnie. W tym czasie, każdą wolną chwilę, spędzał ze swoją ukochaną, pojawiając się tylko na posiłkach, a i wówczas jego mózg, był zbyt zamroczony, by dało się z nim logicznie porozmawiać. Po okresie otępienia, Syriusz znów zachowywał się jak dobry kumpel, ale niestety, wszędzie ciągał za sobą swoją dziewczynę. Ten etap trwał, od kilku dni, do kilku tygodni – w zależności od urody i inteligencji dziewczyny.
Następnie, znudzony Black, porzucał zrozpaczoną ukochaną i zapominał o niej, deklarując, że to był już ostatni raz.
Remus był pewien, że tym razem będzie tak samo. Było mu tylko przykro, że padło na Dorcas, lubił ją i uważał że jest naprawdę fajna, więc nie miał ochoty oglądać jej ze złamanym sercem.
Lupin zadarł do góry głowę, bo za Syriuszem i Dorcas, do Sali wchodziła inna para, trzymali się za ręce i głośno śmiali.
- Idzie Lily – szepnął do Jamesa.
Dziewczyna zatrzymała się przy swoim ulubionym miejscu, pocałowała Colina na pożegnanie i usiadła z cichym westchnieniem. Spojrzała na Huncwotów, uśmiechając się szeroko.
- Peter, ubierz się jutro starannie, masz randkę z Julią Stanley. Będzie na ciebie czekać o 16 w herbaciarni u Pani Puddifoot.
Peter zaniemówił z wrażenia i zaczął spazmatycznie oddychać. Po chwili jednak, uśmiechnął się szeroko, a oczy mu rozbłysły.
- Och, Lily! Rozmawiałaś z nią? Naprawdę się zgodziła?
- Powiedziała mi także, że uwielbia czekoladki truskawkowe – Lily spojrzała na Remusa, który złożył ręce w geście dziękczynnym.
- Dziękuję!!! – Peter przechylił się przez stół i chwycił Rudą za dłonie po czym zaczął ją po nich całować – Jesteś kochana! Jak mam ci dziękować?!
- Uważaj, bo za takie gesty możesz za chwilę zarobić po gębie, od Gordona, a on cały czas, uważnie nam się przygląda – zauważył, złośliwie James.
Peter natychmiast puścił dłonie Lily, i usiadł na swoim miejscu.


Dorcas, rzuciła się na łóżko przyjaciółki, szczerząc zęby. Miała tak głupią minę, że Lily także się zaśmiała. Jeszcze nigdy nie widziała jej tak szczęśliwej, przez ubiegły tydzień, nie miały zbyt wielu okazji do szczerych rozmów. Brakowało jej przyjaciółki, i choć teraz była potwornie zmęczona, stłumiła ziewnięcie i skupiła całą swoją uwagę na Dorcas. 
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa – powiedziała, głaszcząc przyjaciółkę, po włosach.
- Och! Jestem nieprzyzwoicie szczęśliwa! Lily, on jest cudowny.
Cudowny, dopóki się nie znudzi – pomyślała Ruda, nie miała jednak odwagi, by powiedzieć to na głos. Przez sześć lat miała okazję widzieć wiele dziewcząt uszczęśliwianych przez Syriusza Blacka, niestety widziała je także po tym, jak je porzucał. Dorcas, już chyba o nich zapomniała.
- Ma takie szalone pomysły – ciągnęła Dorcas, nie zwracając uwagi na skrzywioną minę Lily – jutro idziemy do Wrzeszczącej Chaty, może ty i Colin…
- Nie, dziękuję. Wybieramy się do Trzech Mioteł, ale wy bawcie się dobrze. – Popołudnie spędzone w najbardziej nawiedzonym domu Wielkiej Brytanii, to nie było coś na co Lily miała ochotę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz