sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 11

            Syriusz Black zapiął rozporek i wciągnął koszulę przez głowę. Spojrzał na swoją dziewczynę, wyglądała tak seksownie, leżąc nago na jego łóżku.
- Nic nie dasz rady zrobić? – Zapytał. - Moja mama urwałaby mi głowę, gdybym nie przyjechała na święta do domu. 
- Powiedz jej, że jesteś chora. – Podniósł z podłogi spódniczkę, białą koszulę i rzucił je w stronę Dorcas. - Tym bardziej będzie się upierać żebym przyjechała – dziewczyna wygramoliła się z pościeli i zaczęła wkładać spódnicę. 
– Przykro mi Syriuszu, mamy zlot rodzinny w tym roku, muszę być. 
- Ale na sylwestra chyba wrócisz, co? 
- Obawiam się, że nie. Daj spokój, nie bocz się! To tylko dwa tygodnie. 
- Dwa tygodnie bez seksu! Umrę z tęsknoty! – Burknął. Dorcas podeszła do Syriusza, wspięła się na palce i pocałowała go w nos. 
- Wytrzymasz, wierzę w ciebie! - Dobiegło ich ciche pukanie do drzwi, a chwilę później wyłoniła się z zza nich głowa Remusa. 
- Wybaczcie, że przeszkadzam, ale wasz czas się skończył. Chciałbym się położyć. 
- Jasne, już wychodzę – Dorcas uśmiechnęła się szeroko, jeszcze raz ucałowała Blacka na pożegnanie i opuściła sypialnię Huncwotów. Remus usiadł na krześle i rozwiązując krawat obserwował Syriusza, który usiłował doprowadzić swoje łóżko do porządku. 
- No, no gratuluję stary, tak długo z jedną panną, to do ciebie nie podobne. Kiedy usłyszymy kościelne dzwony? 
- Chyba coś ci na główkę upadło Luniaczku – prychnął Syriusz – Dorcas to fajna laska i świetnie się bawimy, dlaczego miałbym z niej zrezygnować?! 
- Jeszcze ci się nie znudziła? 
- Jeszcze nie. – Black wyszczerzył zęby 
– A nasz Romeo? Zostaje ze swoją Julią? 
- Julia go opuszcza na święta – zachichotał Remus – Peter jest zrozpaczony, ale postanowił zostać w Hogwarcie.
- Cały czas się zastanawiam, co oni ze sobą robią?! 
- Na pewno nie pieprzą się jak króliki, jak robisz to ty i James! Z tego, co mi wiadomo, Julia jest wielką miłośniczką poezji, pewnie czytają wiersze. 
- Nie obrażaj mnie i Jamesa, Lupin! – Syriusz groźnie zmarszczył brwi – My się nie pieprzymy, tylko uprawiamy miłość! 
Remus wybuchł głośnym śmiechem 
– Tak! Szczególnie James! 
- Ty, stary, z czym masz problem? – Rozeźlił się Black – Od kiedy to tak bardzo przejmujesz się naszym życiem seksualnym. 
- Od kiedy muszę spędzać wieczory w pokoju wspólnym zamiast w swoim łóżku. – Westchnął. 
- Jesteś zazdrosny!!! – Syriusz podskoczył, porażony tym nagłym odkryciem. 
- Nie idioto! Po prostu jestem zdania, że nie powinniście sprowadzać dziewczyn do naszego dormitorium! Ustaliliśmy tą zasadę na drugim roku i zawsze się jej sumiennie trzymaliście. Co zmieniło się teraz? Coś przegapiłem? – Remus skrzyżował dłonie na piersi i oskarżycielsko spojrzał na Blacka. 
- Nic się nie zmieniło… to znaczy… nie zmieniło się. – Syriusz przygryzł wargę, bo nie wiedział, co ma powiedzieć, Remus miał rację, tak się umawiali, żadnych bab w ich królestwie. On i James zapomnieli o tym, Peter wciąż był sumienny. 
– Przeszkadza ci to? - Tak, ale z innych powodów niż myślisz. Z Laurą nie ma problemu, bo najpierw musi się dostać do wierzy, ale Dorcas ma nieograniczony dostęp… Pomyślałeś kiedyś, o tym, co się stanie jak wpadnie któregoś ranka żeby cię obudzić, a my będziemy po nocce w lesie, Łapo? Nie zapominaj, że nasz jogging wzbudził jej wielkie zainteresowanie, jeśli którejś nocy przyjdzie jej do głowy nas sprawdzić… będziemy ugotowani! 
- Masz rację! Zupełnie o tym nie pomyślałem. Przepraszam, koniec z Dorcas! 
- Co?!? Zwariowałeś. 
- To znaczy, koniec z Dorcas w naszym dormitorium – uśmiechnął się Black. 
- Wzięło cię na poważnie, co? – Remus wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. 
- Wzięło, wzięło, ale chyba jeszcze nie na poważnie.
            Hogsmade zasypane było śniegiem, na placu głównym ustawiono już wielką choinkę, migoczącą w mroku setkami kolorowych światełek.
Lily stała na peronie i machała energicznie do Dorcas i Colina, którzy właśnie odjeżdżali ekspresem do Londynu. Uśmiechała się do nich, lecz gdy tylko pociąg zniknął za zakrętem, po jej policzkach spłynął potok łez. Została sama. Jej najlepsza przyjaciółka i chłopak wrócili do domu. Lily też by pojechała, ale jej rodzice postanowili wybrać się w tym roku na narty. Nie miała zbyt miłych wspomnień związanych z białym szaleństwem, więc kategorycznie odmówiła rodzicom życząc im miłej zabawy i zapewniając ich, że w Hogwarcie spędzi cudowne święta. Teraz nie była już tego taka pewna.
    Szybko otarła dłonią mokre policzki i opuściła dworzec. Nie miała ochoty wracać do pustego dormitorium. Skręciła na główną ulicę Hogsmade i po chwili marszu, weszła do Trzech Mioteł. Zamówiła grzane piwo z goździkami i siadając w najcichszym kącie, obok choinki, wyciągnęła z torby książkę i pogrążyła się w lekturze.
       James, obładowany papierowymi torbami, pełnymi prezentów, stanął na progu Trzech Mioteł i energicznie wytupał buty ze śniegu. Policzki i nos szczypały go od mrozu, a z włosów kapała mu woda. Mimo to, był szczęśliwy.
Nareszcie udało mu się kupić wszystkie prezenty, co oznaczało, że mógł spokojnie wypić grzańca, nim wróci do zamku. Jeszcze bardziej uszczęśliwiał go fakt, że godzinę temu pozbył się Laury, która ze łzami w oczach, machała do niego z pociągu, odjeżdżającego do Londynu. Dwa tygodnie bez wiszącej na ramieniu gówniary, to była cudowna perspektywa. Szczęście mu sprzyjało, zrozumiał to, gdy zobaczył jak tym samym pociągiem odjeżdża Gordon. Nareszcie miał okazję dokończyć to, co tydzień wcześniej rozpoczął w sowiarni.
Przez ten czas ani razu nie rozmawiał z Lily. Przypuszczał, że celowo nie odstępowała Colina na krok, by nie zostawać samą, ale wiedział, że jej zachowanie to tylko zasłona dymna. Gdy tylko James pojawiał się w pobliżu, ręce zaczynały jej się trząść i z trudem walczyła o każdy oddech. Teraz, kiedy nie było ani Laury, ani Colina, mógł wreszcie zacząć działać.
   Wszedł do baru i rzucił torby na pierwsze wolne krzesło. Lokal, był zatłoczony, mieszkańcy wioski popijali ciepłe trunki i gawędzili wesoło. Przy barze, trzech podchmielonych czarodziejów, bujało się na stołkach i śpiewało kolędy.
James podszedł do kelnerki i zamówił kufel grzanego piwa, rozejrzał się po izbie szukając znajomych, do których mógłby się przysiąść. Nagle jego spojrzenie padło na mały stolik, stojący obok choinki. Usta Jamesa rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, ten dzień nie mógł skończyć się lepiej. Zabrał z krzesła swoje pakunki, i zaczął przeciskać się między ludźmi. Stanął nad rudowłosą dziewczyną i odchrząknął cicho, była tak pogrążona w lekturze, że nawet nie zauważyła jego obecności.
- Mogę się przysiąść? – Zapytał, stawiając kufel z piwem na stoliku.
  Lily drgnęła nerwowo i podniosła wzrok znad książki. Głośno zachłysnęła się powietrzem, gdy zobaczyła, kto lokuje się na krześle obok. Jednak szybko otrząsnęła się z szoku.
- Skoro musisz. – Odpowiedziała, wzruszając ramionami.
- Co taka piękna kobieta, robi tu sama w przedświąteczny wieczór? – Zapytał błyskając zębami.
- Czyta. – Szepnęła, spuszczając wzrok na książkę. Jej głos lekko się załamał.
- Twój mężczyzna trochę nieładnie się zachował, co? Ja bym cię nigdy nie zostawił          samej w święta.
- Przestań! – Warknęła zatrzaskując książkę. – Nie musisz dołować mnie jeszcze          bardziej, i tak jest mi ciężko.
- To chodź! Zostaw tu wszystkie czarne myśli i pójdźmy się zabawić! – Wyszczerzył      zęby w uśmiechu.
- James, nie jestem bigamistką! – Westchnęła odgadując jego myśli.
- Nikt nie karze ci nią być. Zostaw frajera dla bohatera! – Puścił do niej oko.
- To nie było śmieszne!
- Było! Zobacz, uśmiechasz się! Nie udawaj, że to, co wydarzyło się w sowiarni, nie zrobiło na tobie żadnego wrażenia. Nie oszukasz mnie.
Lily westchnęła.
- James, do tego jest jeszcze Laura, zapomniałeś o niej?
- Powiedz słowo i ją zostawię.
- To przekreśla nasze szanse – pokręciła głową. On naprawdę nie rozumiał, że nie wolno zabawiać się uczuciami innych ludzi. Ani Colin, ani Laura nie mogli być traktowani jak towar zastępczy.
- Dobrze! Obiecuję ci, że to ona mnie zostawi.
Lily zaśmiała się głośno, James wyglądał w tej chwili jak głodne dziecko, które czeka na tabliczkę czekolady. Nie wiedziała, jak on traktował tą rozmowę, ale ona na pewno nie brała jego słów na poważnie.
- No dobrze, pożartowaliśmy trochę, bardzo ci dziękuję, poprawiłeś mi nieco nastrój, ale teraz chciałabym dokończyć książkę, więc… może już sobie pójdziesz?
- A skąd pomysł, że żartuję? – James zrobił zdziwioną minę. – Jestem jak najbardziej poważny. Pozbądź się Colina, Laura pozbędzie się mnie, będziemy wolni i…
Uśmiech spełzł z jej ust, tego się właśnie obawiała.
- James, to wszystko, co wtedy powiedziałeś…
- Było szczerą prawdą! – Wszedł jej w zdanie – I mówiłem poważnie, będę walczył, jak lew! Do końca! W końcu mi ulegniesz!
- Nie ulegnę. – Kąciki jej ust zadrgały lekko.
- Jesteś pewna? Zastanów się jeszcze.
- Dobranoc Potter. – Ścisnęła delikatnie jego dłoń, po czym spuściła wzrok na książkę.
- No cóż, może jutro mi ulegniesz. – Leniwie podniósł się z krzesła – dobranoc Evans, śnij o mnie.
- Chciałbyś – mruknęła pod nosem.
- Pewnie, że bym chciał!
           Zamek Hogwart rozbłysnął tysiącem świec, wszędzie roznosił się zapach świerków, rozstawionych w każdym kącie. Rycerskie zbroje, zostały zaczarowane przez profesora Flitwicka i śpiewały kolędy, gdy tylko się obok nich przechodziło.
Świąteczna kolacja, była wyśmienita, szkolne skrzaty przeszły same siebie, szykując wymyślne potrawy i desery. W Wielkiej Sali połączono stoły, tak, aby uczniowie, którzy zostali w zamku, mogli wspólnie zasiąść do świątecznej uczty. Nawet nauczyciele nie usiedli na swoich zwyczajnych miejscach, tylko rozsiedli się między studentami.
Lily objedzona do granic możliwości, sunęła powoli do wieży Gryffindoru. Czuła się przybita i nieszczęśliwa, w tym dniu samotność doskwierała jej ze zdwojoną siłą. Zaczynała żałować, że nie pojechała z rodzicami na narty.
Na dodatek czekała ją jeszcze jedna kolacja, a raczej balanga, którą postanowili zorganizować Huncwoci w pokoju wspólnym, kradnąc ze świątecznego stołu, tyle jedzenia ile tylko udało się ukryć w ich torbach.
Zanim jeszcze weszła do środka, postanowiła, że ucieknie, gdy tylko nadarzy się do tego okazja.
Gdy uchylił się portret Grubej Damy, dobiegły ją dźwięki muzyki, które ani trochę nie przypominały bożonarodzeniowych kolęd. Pod sufitem rozwieszono wielkie pęki jemioły a transparent rozwieszony na ścianie głosił: 
- Stoisz pod jemiołą. – Usłyszała za sobą schrypnięty głos.
- Wisi wszędzie! Nie ma szans żeby pod nią nie stać! – Odpowiedziała, odwracając się. James uśmiechał się znacząco.
- Co nie zmienia faktu, że powinnaś mnie pocałować – wzruszył ramionami i pochylił się do przodu, szykując usta do pocałunku.
- Nawet nie próbuj!
- Tradycja to tradycja, Lily.
Wspięła się na palce i cmoknęła go w policzek, po czym odsunęła się szybko, by nie zdążył jej objąć.
- Dobranoc, idę spać.
- Co?! Nie możesz! Mamy do obgadania balangę sylwestrową. – James chwycił ją za rękę i zaciągnął przed kominek, gdzie siedziała reszta huncwotowskiej paczki.
- Cześć Lily, wesołych świąt! – Przywitał się grzecznie Remus, Peter pomachał do niej radośnie. Syriusz tylko skinął głową.
- Przywlokłem ją tutaj, żebyśmy mogli obgadać sylwestrowy melanż.
- Niewiele tu do obgadywania – westchnął Black – będzie głośno, tanecznie i alkoholowo.
- Tak, ty się już o to postarasz – prychnęła Ruda.
- Oczywiście! Mamy już skrzynkę Ognistej Whisky, drugą kremowego piwa, dla abstynentów. Żarcie zorganizujemy, przed samą imprezą.
- Lily, jakieś sugestie? – Zapytał Remus.
- Żadnych. – Wzruszyła ramionami – Nie będę w tym uczestniczyć.
- No wiesz, co! Przecież jesteś gościem honorowym! – Oburzył się Syriusz.
- Nie kpij Black! – Warknęła – Nie mam nastroju na zabawę! – Odwróciła się na pięcie i szybko uciekła do swojej sypialni, żeby nie zdążyli zobaczyć łez spływających po jej policzkach.
- Co ją ugryzło? – Zdziwił się Peter.
- To przez tego palanta! – Warknął James, odprowadzając Lily wzrokiem. – Zostawił ją tu samą w święta!
- Straszna z niego łajza – mruknął Black – na dodatek, przyjaciółka tez ją opuściła.
- James, masz wreszcie okazję, żeby poprawić jej nastrój – zaśmiał się Peter.
- Wczoraj próbowałem, ale nie wykazała zainteresowania – skrzywił się Potter.
- Zostawcie ją w spokoju. Jak zechce, to sama do nas dołączy. – Westchnął Remus – no dobra, czas opróżnić stół! – Zerwał się z kanapy i pognał do kącika kulinarnego.

***

„PRZYJĘCIE JEMIOŁOWE – CAŁUJMY SIĘ!!!”

Lily uśmiechnęła się pod nosem, doskonale wiedziała, kto jest autorem tego plakatu. Biedna Dorcas – pomyślała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz