Odgłos kół pociągu stukających o szyny
skutecznie ją usypiał. Była wykończona, przez ostatnie dwie noce nie spała zbyt
wiele. Nie żeby narzekała! To były naprawdę cudowne dwie noce. Teraz jednak,
nim pociąg zatrzyma się na stacji w Hogsmeade, musiała odespać tych kilkanaście
bezsennych godzin.
Podkurczyła
nogi i położyła głowę na kolanach Jamesa, który gawędził z przyjaciółmi,
delikatnie głaszcząc ją po plecach. Lily uśmiechnęła się delikatnie na ten mały
przejaw uczuć. Niby nic nieznaczący gest – głaskanie po plecach – a jednak
sprawiający, że czuła się naprawdę kochana. Monotonny ruch ręki Jamesa
sprawiał, że odpływała w niebyt.
- Ale dałeś jej
popalić. – do jej zaspanego umysłu dotarł głos rozbawionego Syriusza.
- Po prostu
się nie wyspała – zawstydzony James? Nie chyba jej się przesłyszało.
- To przez
Ciebie się nie wyspała! Nieźle dałeś jej popalić, ogierze!
- Cały czas
Cię słyszę, Black! – Mruknęła sennie Lily. Czy jej życie erotyczne było jedynym
tematem do plotek? Uniosła lekko głowę, by mieć lepszy widok na Syriusza.
- Może
lepiej porozmawiajcie o tym, dlaczego Ty nikomu nie dajesz popalić ogierze? –
Zakpiła uśmiechając się złośliwie – Czyżby wszystkie wolne panny uciekły przed
Tobą?
- Jeszcze
nie rozpocząłem polowania, Evans! – Odgryzł się Black, wyraźnie poirytowany –
jakbyś nie zauważyła nie zdążyliśmy jeszcze dojechać do Hogwartu.
- Tam raczej
się nie napolujesz – do rozmowy włączyła się Dorcas – po twoim ostatnim
numerze, nie masz najlepszej opinii wśród dziewcząt. No chyba, że interesują
Cię pierwszoroczne małolaty.
- Jakim
numerze?!?! – Syriusz popatrzył na Dorcas, jakby wyrosła jej druga głowa.
- Jak to,
jakim?!?! Cały Hogwart plotkował, jaką sobie urządziliście orgię z panem
Potterem i tą zdzirą Laurą. – Dorcas złowrogo zmrużyła oczy. James drgnął
nerwowo i intensywniej zaczął głaskać Lily po plecach. Odetchnął z ulgą, gdy
mocniej zacisnęła dłoń na jego kolanie.
- I tu Cię
boli! – Syriusz zagryzł zęby i poczerwieniał ze złości – Przyznaj wreszcie
Meadowes, że po prostu jesteś zazdrosna o to, że to nie ty znalazłaś się wtedy
w łóżku, tylko Laura!
- Jesteś
żałosny Black! Miałeś po prostu farta, Laura poleci na każdego fiuta! Nawet tak
krótkiego jak Twój! – Dorcas złożyła ręce na piersi i odwróciła głowę w stronę
okna. Syriusz wciągnął głośno powietrze i wstał gwałtownie.
- Pieprz się
Meadowes! – Warknął podchodząc do drzwi i otwierając je trochę zbyt
intensywnie.
- Na pewno
nie z Tobą, mały fiutku!!
- Teraz to
pojechałaś – parsknął śmiechem Peter, gdy Syriusz, potykając się o jego kolano,
wypadł na korytarz. Nie poleciał zbyt daleko, ponieważ w tym samym momencie
ktoś inny miał zamiar wejść do przedziału Huncwotów.
Laura Petersen pisnęła zaskoczona,
odskakując do tyłu. Rozwścieczony Syriusz odepchnął ją na bok, burcząc coś w
stylu „zejdź mi z drogi” i odszedł nie zwracając uwagi na zdziwione miny innych
uczniów.
Laura
otrząsnęła się z szoku i z szerokim uśmiechem wkroczyła do przedziału. Skoro
był w nim Syriusz, musiał być tu i James. Miała pewność, że przez wakacje James
zdążył już za nią zatęsknić, tak samo, jak ona stęskniła się za nim.
Postanowiła, więc nie marnować czasu. Im prędzej do siebie wrócą tym lepiej.
- Cześć! –
Zawołała radośnie rozglądając się po przedziale w poszukiwaniu swojego
ukochanego. Uśmiech z jej twarzy zniknął jeszcze szybciej niż się pojawił.
Zbladła, a jej oczy zaszły mgłą, gdy go wreszcie ujrzała. Nie, nie jego tylko…
JĄ!!! James siedział przy oknie, patrzył na Laurę lekko zdziwiony jej
obecnością. A na jego kolanach leżała ta wstrętna, ruda krowa Evans i
uśmiechała się bezczelnie! A James z czułością ją obejmował! Laurę ogarnęła
dzika furia a do oczu napłynęły jej łzy. Spojrzała na Jamesa z niedowierzaniem
kręcąc głową. Patrzył na nią… jak? Z politowaniem? Odrazą? Nie, to nie mogła
być prawda! James by jej tego nie zrobił! Ta ruda suka omotała go jakoś! Może
poiła go eliksirem miłości?!? Nie odwracając wzroku zaczęła się wycofywać z
przedziału. Musiała stamtąd wyjść jak najszybciej, nim łzy, które błąkały się w
kącikach jej oczu, popłynęły po policzkach.
- Widzę, że
nie ma tutaj wolnych miejsc. – Mruknęła łamiącym się głosem.
- Słuszne
spostrzeżenie. – James uśmiechnął się ironicznie, przybierając najbardziej
obojętną minę, na jaką było go stać. Laura wyszła z przedziału i głośno
zatrzasnęła za sobą drzwi. Oddychała ciężko, przedzierając się przez korytarz w
poszukiwaniu najbliższej toalety. To wszystko musiało być jakimś jednym wielkim
nieporozumieniem i zamierzała wyjaśnić je jak najprędzej!
Lily odetchnęła z ulgą, gdy drzwi za Laurą
zatrzasnęły się z hukiem. Obawiała się tej konfrontacji od dawna i wielce
ucieszyło ją, że Krukonka tak szybko opuściła przedział nie wszczynając żadnych
awantur.
-
Oczywiście, jeszcze jej nam tu brakowało do kompletu! – Warknął poirytowany
James – Dorcas, chyba trochę Cię poniosło! Idę poszukać Łapy, nim zrobi coś
szalonego beze mnie – wyszczerzył radośnie zęby i nim Lily zdążyła
zaprotestować, cmoknął ją przelotnie w czoło, wstał i migiem opuścił przedział.
Lily spojrzała na przyjaciółkę, która wciąż
bezmyślnie gapiła się w okno. Również była zdania, że Dorcas ciut za ostro
potraktowała Syriusza, jednak nie zamierzała jej besztać w obecności Remusa i
Petera.
- Lily,
idziemy! – Z zamyślenia wyrwał ją głos Remusa. Spojrzała na niego zaskoczona. O
czym on mówił?!
- Gdzie? –
Zapytała po chwili namysłu. Remus z politowaniem pokręcił głową.
- Ocknij
się, dziewczyno! Idziemy do wagonu prefektów. Mamy zebranie.
- Muszę? –
Mruknęła rzucając Remusowi błagalne spojrzenie. Ostatnią rzeczą, na jaką miała
ochotę, było siedzenie w jednym przedziale z bandą nadętych bufonów.
- Musisz! –
Remus wstał, otworzył drzwi i wymownie spojrzał na Lily. Nie było wyjścia, czy
jej się podobało czy nie, wciąż była prefektem i do jej obowiązków należało
patrolowanie korytarzy i bezsensowne dyskusje z innymi prefektami. Kiedyś
sprawiało jej to przyjemność, ale teraz, gdy mogła ten czas spędzać w objęciach
Jamesa, taki spacer był koszmarem. Westchnęła sfrustrowana swoją bezsilnością,
podniosła się niechętnie i podążyła za Lupinem.
***
James przemierzał korytarze pociągu,
zaglądając do przedziałów w poszukiwaniu przyjaciela. Był zaskoczony, że tak długo
nie mógł go odnaleźć, przecież wyszedł z przedziału chwilę przed nim. Odetchnął
z ulgą, gdy zauważył Syriusza na końcu wagonu. Chłopak stał przy otwartym oknie
i bezmyślnie obserwował szybko zmieniający się krajobraz.
- Hej! –
Zawołał, podchodząc bliżej i klepiąc kumpla po plecach. – Od kiedy to obchodzi
Cię zdanie Dorcas? Nie przejmuj się, ja uważam, że wcale nie masz małego ptaka.
- Och!
Dzięki stary, właśnie na Twojej opinii zależało mi najbardziej! – Syriusz
parsknął, całą siłą woli próbując zachować powagę. Nie wytrzymał jednak zbyt
długo i już po chwili wybuchnął głośnym śmiechem. James dopiero po kilku
sekundach zorientował się, jaką strzelił gafę i także zaczął się śmiać.
- No dobra,
przesadziłem, ale naprawdę uważam, że nie powinieneś przejmować się opinią
Dorcas.
- W dupie
mam jej opinię! – Parsknął Black – Nie narzekała, kiedy ją bzykałem, śmiem
nawet twierdzić, że była bardzo zadowolona. Sądzę, że jest poważnie
sfrustrowana brakiem seksu i wyżywa się, na kim popadnie.
- I co?
Zamierzasz jej ulżyć w cierpieniu? – James zaśmiał się głośno.
- Może… -
Syriusz wzruszył ramionami, jednak jego umysł zaprzątnęły w tym momencie już
zupełnie inne myśli. Był wkurzony i naprawdę potrzebował się na czymś wyładować
a jeszcze lepiej na kimś… I chyba właśnie nadarzyła się ku temu wyśmienita
okazja. Spojrzał na drzwi przedziału, które właśnie się uchyliły za plecami
Jamesa. Uśmiechnął się złowieszczo i wskazał brodą w odpowiednim kierunku.
- Spójrz,
kto tam siedzi, Rogaczu. Chyba powinniśmy się przywitać.
James
podążył za spojrzeniem przyjaciela. Na zamszowych, zielonych kanapach siedziała
grupa Ślizgonów a wśród nich, znienawidzony przez Huncwotów Lucjusz Malfoy.
James już sam nie pamiętał skąd wzięła się ta
nienawiść. Pamiętał jedynie, że nie przypadli sobie do gustu już podczas
pierwszego tygodnia w Hogwarcie i od tej pory nie zmarnował żadnej okazji, by
umilić życie swoim „przyjaciołom” ze Slytherinu.
-
Oczywiście, że pójdziemy się przywitać! – W oczach Jamesa zamigotały złośliwe
iskierki.
- Zaczekaj
sekundę… - Syriusz zrobił kilka kroków i zanurkował w pomieszczeniu
gospodarczym na końcu korytarza. Wrócił po chwili, bardzo z siebie zadowolony.
- Po co Ci
ta szczotka?! – Zapytał James z niemałym zaskoczeniem patrząc na przyjaciela.
- Zaraz się
dowiesz. Mam pewien pomysł… Chodźmy!!
James wzruszył ramionami i ruszył za
Syriuszem. Nie pukając i nie czekając na zaproszenie, władowali się do
przedziału pełnego Ślizgonów. Gdy weszli do środka, nagle ucichły wszelkie
rozmowy.
- Witaj,
Lucjuszu. Jak minęły Ci wakacje? – Zapytał Syriusz.
- Gówno Cię
to obchodzi! – Wysyczał chłopak, groźnie mrużąc oczy.
Lucjusz Malfoy, był wysokim
siedemnastolatkiem o ostrych rysach twarzy i jasnych, niemal białych włosach.
Był chudy i kościsty a pomimo to, wiele dziewcząt – przeważnie Ślizgonek –
uważało go za nielada przystojniaka. Malfoy wywodził się ze starej, bardzo
bogatej rodziny czarodziejów, która od pokoleń szczyciła się czystością krwi i
nie tolerowała czarodziejów, którzy łączyli się z mugolami. Był to kolejny
powód, dla którego Syriusz nienawidził Malfoya. Gardził tymi durnymi zasadami.
Jego rodzina, była tak samo zaślepiona czystością krwi. Już od wczesnych lat
dzieciństwa wpajano mu reguły, które mówiły, że mugole to gorszy gatunek, a
najpodlejszymi stworzeniami były szlamy – czarodzieje pochodzący z rodzin mugolskich
lub ze związków czarodziejów z mugolami. To, dlatego Syriusz uciekł z domu i
nie utrzymywał żadnych kontaktów ze swoją rodziną. Nie było to proste, bo w
samym Hogwarcie natrafiał wciąż na swoich licznych kuzynów czy kuzynki. Tak jak
na przykład w tej chwili na Narcyzę Black, zarozumiałą i nadętą córkę wuja
Wilforda, która siedziała u boku Lucjusza i piorunowała Syriusza nienawistnych
spojrzeniem.
- Masz rację
Malfoy, gówno mnie obchodzą Twoje wakacje – odparł Syriusz – jestem zaskoczony,
że Cię tu widzę. Słyszałem, że oblałeś egzaminy końcowe i wywalili Cię ze
szkoły. Ile Twój stary musiał zapłacić, żebyś mógł wrócić do Hogwartu?
- Pewnie
wysłał Ślimakowi cały kufer kandyzowanych ananasów – zaśmiał się James
- Jak śmiesz
Ty… - Lucjusz włożył rękę pod szatę, jednak Narcyza go powstrzymała.
- Nie daj
się sprowokować tym padalcom, Lucjuszu.
- O witaj,
kuzyneczko, nie zauważyłem Cię – Syriusz od niechcenia schował rękę w kieszeni
jeansów, – Co słychać u Twojego ojca? Wciąż jest tak szalony jak go pamiętam?
No w sumie jest bratem mojej chorej psychicznie matki, więc i jego nie ominie
szaleństwo…
- Ty
skurwysynu!! – Syknęła Narcyza, zaciskając zęby.
- Moja matka
jest wyrachowaną suką…, ale kurwą bym jej raczej nie nazwał. – Syriusz
uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Ty
śmierdzący zdrajco! Jak śmiesz obrażać panią Black?! – Lucjusz wstał,
błyskawicznie wyciągając różdżkę zza poły eleganckiej marynarki z herbem rodu
na klapie.
- Nie
zachowuj się jak dziecko, Malfoy i schowają tą różdżkę, zanim zrobisz sobie
krzywdę – Syriusz także wyciągnął rękę ze spodni, ale ku zdziwieniu Jamesa nie
trzymał w dłoni różdżki. Ukrywał, coś jednak w zaciśniętej pięści – Chodźmy
stąd Rogaczu, tutaj za bardzo śmierdzi. James uniósł brwi i spojrzał zaskoczony
na przyjaciela, gdy ten odwrócił się plecami i stanął w progu. Puścił do
Pottera oczko i rozluźnił uścisk. Z jego dłoni wyleciało na podłogę kilka
jasnobrązowych kulek, które potoczyły się pod kanapę.
Black
wypchnął Jamesa na korytarz, po czym błyskawicznie zatrzasnął drzwi przedziału
i zablokował je kijem od szczotki.
- Co ty… -
James na zdążył dokończyć pytania, gdy odpowiedź przyszła sama. Spod kanapy w
przedziale Ślizgonów zaczął wydobywać się zielony dym, a przez nieszczelne
drzwi dotarł do niego fetor zgniłych jaj. Pasażerowie przedziału kaszląc i
zatykając nosy dłońmi rzucili się do wyjścia, drzwi jednak były zablokowane.
Syriusz szczerząc się złośliwie, pokazał im środkowy palec
- Skąd
wytrzasnąłeś to cudo? – James uśmiechał się obserwując rozwścieczonych
Ślizgonów.
- Kiedy ty
pieprzyłeś swoją dziewczynę, ja odwiedziłem kilka sklepów… - Syriusz wypiął
dumnie pierś
- Jestem pod
wrażeniem, ale chyba też powinieneś znaleźć sobie kogoś do pieprzenia, bo twoje
pomysły robią się coraz bardziej kretyńskie. – Potter poklepał przyjaciela po
plecach – Zmywajmy się stąd, nim ktoś nas oskarży o trucie uczniów.
- Obawiam
się przyjacielu, że już za późno na ucieczkę. – Black skrzywił się spoglądając
na kogoś za plecami Jamesa. Rogacz podążył za spojrzeniem kumpla i lekko
pobladł.
- No to mamy
przejebane – stęknął widzą nadchodzącą Lily.
- Jeszcze
nie, wyjdźmy jej naprzeciw, nim tu dotrze…
*
Lily opuściła wagon prefektów i znudzona
spojrzała na Remusa. Jeszcze dziesięć minut patrolu po korytarzach i będzie
mogła powrócić do swojego przedziału. Może przed dotarciem do Hogsmeade uda jej
się zdrzemnąć w ramionach Jamesa… Ta myśl poprawiła jej nastrój.
- Ja idę na
lewo, a TY na prawo. – Powiedział Remus sprowadzając ją na ziemię – odwalimy
nasz obchód i będziemy mogli wrócić do chłopaków. - Uśmiechnął się
pokrzepiająco.
- Ok., do
zobaczenia za 10 minut – Lily pomachała do Lupina i ruszyła korytarzem na
prawo.
Lily przemierzała korytarze, zaglądając
do kolejnych przedziałów. Pozdrawiała starych znajomych i uśmiechała się do
tych nowopoznanych, którzy po raz pierwszy jechali do Hogwartu. Doskonale
pamiętała, kiedy sama była pierwszoroczna i równie przerażona siedziała na
zielonej pluszowej kanapie tego ekspresu siedem lat temu, była pełna obaw i
niepokoju, czy poradzi sobie w tym nowym całkowicie nieznanym jej świecie. A
teraz? Kiedy po raz ostatni jechała do Hogwartu, była prefektem, który
patrolował korytarze i posyłał krzepiące uśmiechy tym przerażonym
jedenastolatkom. Kto by pomyślał, że tak to się skończy?
Była właśnie
w połowie korytarza i mijała toalety, gdy drewniane drzwi otworzyły się z
hukiem i czyjaś dłoń chwyciła ją za szatę i wciągnęła do damskiej toalety. Lily
była tak zaskoczona, że nawet nie pomyślała o chwyceniu za różdżkę. Jeszcze
bardziej zdziwiła się, gdy zorientowała się, że napastnikiem jest Laura
Petersen.
- Co ty, do
cholery, wyprawiasz?! – Zaskoczenie szybko ustąpiło miejsca złości, która
ogarnęła Lily.
- Zostaw
mojego chłopaka w spokoju, nędzna łajzo!! – Warknęła Laura groźnie mrużąc oczy.
- Twojego
chłopaka?!?
- Przestań
bałamucić Jamesowi w głowie, ostrzegam Cię.
- Posłuchaj!
– Lily westchnęła poirytowana. Laura najwidoczniej nie potrafiła pogodzić się
ze stratą Jamesa. - Odpuść wreszcie, James Cię zostawił. Teraz jest ze mną.
Przyjmij to do wiadomości.
- Jest z
tobą, bo namieszałaś mu w głowie, wiedźmo! Rzuciłaś na niego jakieś zaklęcie!
- Bredzisz,
Lauro.
- On mnie
kocha, wiem o tym!!
- James cię
nie kocha! Nie rzucałam na niego żadnych zaklęć. Przykro mi, że muszę ci to
powiedzieć, ale on nigdy cię nie kochał. Zachował się podle, wykorzystując cię,
ale co się stało to się nie odstanie.
- Łżesz!
Gdybyś się nie pojawiła i nie skłóciła nas, wciąż bylibyśmy razem. Ale
zobaczysz! Odzyskam go, wiem, że w głębi serca mnie kocha i wróci do mnie. A ty
pożałujesz, że nam przeszkodziłaś!!
- Czy ty mi
grozisz? – Lily zagryzła zęby, czując jak ogarnia ją dzika furia. Co ta
gówniara sobie wyobrażała?! Co roiło się w tej małej, bezmózgiej główce.
- Nie grożę
ci, tylko cię ostrzegam – Laura dźgnęła Lily w pierś palcem wskazującym. –
Odpuść sobie, nim się skompromitujesz, gdy James cię rzuci i wróci do mnie.
- Możesz być
pewna, że to nie nastąpi. Nigdy! A jeśli jeszcze raz zaciągniesz mnie gdzieś i
będziesz grozić, to obiecuję ci, że zrobię ci takie piekło, że odechce ci się
wszystkiego.
Nie czekając na odpowiedź Laury, Lily wypadła
z toalety ciężko dysząc. Zatrzasnęła za sobą drzwi i ruszyła przez korytarz.
Musiała się uspokoić, nie mogła dać się zastraszyć tej małolacie. Jednak w
spojrzeniu Laury było coś, co przyprawiało Lily o zimne dreszcze. Ta dziewczyna
była szalona i obsesyjnie zakochana w Jamesie i nie należało jej ignorować.
Na końcu korytarza dostrzegła Jamesa i
Syriusza, którzy szybkim krokiem zmierzali w jej kierunku. Postanowiła, że nie
będzie wspominać Jamesowi o tym incydencie, ale wciąż nie mogła się uspokoić.
Uśmiechnęła się sztucznie, gdy chłopcy podeszli bliżej.
- Tu jesteś!
Wszędzie Cię szukałem! – James objął ramieniem Lily i zaczął ciągnąć ją
powrotem w kierunku, z którego właśnie szła. – Chodźmy do naszego przedziału.
- Nie
skończyłam jeszcze patrolu! – Zmarszczyła brwi, zaniepokojona zdenerwowaniem
Jamesa.
- Właśnie
tam byliśmy i wszystko jest w porządku. – Syriusz lekceważąco machnął ręką. On
także dziwnie się zachowywał. – Wracajmy.
- Co tak
śmierdzi? – Lily zmarszczyła nos, gdy poczuła dziwny smród zgniłych jaj.
- Śmierdzi?
Ja nic nie czuję, a ty James?
- Absolutnie
nic.
Lily wyplątała się z objęć Jamesa i nie
zwracając uwagi na protesty Huncwotów podążyła za nieprzyjemnym zapachem. Kiedy
zbliżyła się do ostatniego przedziału usłyszała wołania i walenie w szybę. Od
razu zauważyła, że drzwi są zablokowane przez szczotkę! Szybko skojarzyła
fakty. Złość wybuchła w niej ze zdwojoną siłą. Myślała, że już tego dnia nic
nie wytrąci jej z równowagi, tak jak psychopatyczna Laura. Jakże się myliła!!
- Potter!
Black! – Krzyknęła odwracając się i spoglądając na zmieszanych Huncwotów.
- To
Ślizgoni, Lily! – Próbował tłumaczyć się Syriusz.
-
Sprowokowali nas! – James wbił spojrzenie w podłogę.
- Cholera,
chłopaki! Nawet nie dojechaliśmy do Hogwartu! – Lily opadły ręce. Była
wykończona, za dużo się działo tego dnia. – Czy wy naprawdę nie potraficie
wytrzymać bez tych gówniarskich żartów?!
- Kotku,
naprawdę nas sprowokowali. – James odważył się podejść do Lily i ją objąć.
- Malfoy
wyciągnął na nas różdżkę! – Syriusz nie miał tyle odwagi, co Potter i zrobił
krok w tył.
- Mogliście
to zgłosić, a nie zachowywać się jak głupie małolaty. Na Merlina, jesteście na
siódmym roku!
- Nie
gniewaj się na nas. – James zrobił minę, jakby właśnie zabito mu ukochanego
kotka, którego dostał na gwiazdkę. Lily znała tę sztuczkę, była już na nią
odporna.
- James,
jeszcze jeden taki numer i koniec z nami! – Warknęła wyrywając się z jego objęć
i ruszając z powrotem do wagonu prefektów.
- Co
zamierzasz zrobić? – Spanikował Syriusz.
- Muszę
poinformować prefekta Ślizgonów, że jego kolegom przytrafił się jakiś wypadek.
Niech ich uwolni zanim się tam poduszą.
- Dzięki,
Evans – Syriusz odetchnął z ulgą.
- Ostrzegam
was! Następnym razem zgłoszę to McGonagall – Lily karcąco pogroziła im palcem i
odeszła głośno wzdychając.
- Nie wsypie
nas, nigdy – Black lekceważąco machnął ręką. – W końcu ją posuwasz. Nie
podkabluje własnego chłopaka.
- Nie byłbym
taki pewien, Łapo – James wciąż zdenerwowany obserwował oddalającą się
dziewczynę – Ma pierdolca na punkcie regulaminu.
- No to
postaraj się bardziej, przyjacielu – Syriusz wyszczerzył zęby i poklepał Jamesa
po plecach – Spraw, żeby miała pierdolca na Twoim punkcie.
- Myślę, że
to da się zrobić. – Potter zaśmiał się cicho i ruszył do przedziału Huncwotów.
– A ty bądź grzecznym chłopcem i przeproś się z Dorcas.
- Już się
robi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz