sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 41

    Odgłos kół pociągu stukających o szyny skutecznie ją usypiał. Była wykończona, przez ostatnie dwie noce nie spała zbyt wiele. Nie żeby narzekała! To były naprawdę cudowne dwie noce. Teraz jednak, nim pociąg zatrzyma się na stacji w Hogsmeade, musiała odespać tych kilkanaście bezsennych godzin.
Podkurczyła nogi i położyła głowę na kolanach Jamesa, który gawędził z przyjaciółmi, delikatnie głaszcząc ją po plecach. Lily uśmiechnęła się delikatnie na ten mały przejaw uczuć. Niby nic nieznaczący gest – głaskanie po plecach – a jednak sprawiający, że czuła się naprawdę kochana. Monotonny ruch ręki Jamesa sprawiał, że odpływała w niebyt.
- Ale dałeś jej popalić. – do jej zaspanego umysłu dotarł głos rozbawionego Syriusza.
- Po prostu się nie wyspała – zawstydzony James? Nie chyba jej się przesłyszało.
- To przez Ciebie się nie wyspała! Nieźle dałeś jej popalić, ogierze!
- Cały czas Cię słyszę, Black! – Mruknęła sennie Lily. Czy jej życie erotyczne było jedynym tematem do plotek? Uniosła lekko głowę, by mieć lepszy widok na Syriusza.
- Może lepiej porozmawiajcie o tym, dlaczego Ty nikomu nie dajesz popalić ogierze? – Zakpiła uśmiechając się złośliwie – Czyżby wszystkie wolne panny uciekły przed Tobą?
- Jeszcze nie rozpocząłem polowania, Evans! – Odgryzł się Black, wyraźnie poirytowany – jakbyś nie zauważyła nie zdążyliśmy jeszcze dojechać do Hogwartu.
- Tam raczej się nie napolujesz – do rozmowy włączyła się Dorcas – po twoim ostatnim numerze, nie masz najlepszej opinii wśród dziewcząt. No chyba, że interesują Cię pierwszoroczne małolaty.
- Jakim numerze?!?! – Syriusz popatrzył na Dorcas, jakby wyrosła jej druga głowa.
- Jak to, jakim?!?! Cały Hogwart plotkował, jaką sobie urządziliście orgię z panem Potterem i tą zdzirą Laurą. – Dorcas złowrogo zmrużyła oczy. James drgnął nerwowo i intensywniej zaczął głaskać Lily po plecach. Odetchnął z ulgą, gdy mocniej zacisnęła dłoń na jego kolanie.
- I tu Cię boli! – Syriusz zagryzł zęby i poczerwieniał ze złości – Przyznaj wreszcie Meadowes, że po prostu jesteś zazdrosna o to, że to nie ty znalazłaś się wtedy w łóżku, tylko Laura!
- Jesteś żałosny Black! Miałeś po prostu farta, Laura poleci na każdego fiuta! Nawet tak krótkiego jak Twój! – Dorcas złożyła ręce na piersi i odwróciła głowę w stronę okna. Syriusz wciągnął głośno powietrze i wstał gwałtownie.
- Pieprz się Meadowes! – Warknął podchodząc do drzwi i otwierając je trochę zbyt intensywnie.
- Na pewno nie z Tobą, mały fiutku!!
- Teraz to pojechałaś – parsknął śmiechem Peter, gdy Syriusz, potykając się o jego kolano, wypadł na korytarz. Nie poleciał zbyt daleko, ponieważ w tym samym momencie ktoś inny miał zamiar wejść do przedziału Huncwotów.
    Laura Petersen pisnęła zaskoczona, odskakując do tyłu. Rozwścieczony Syriusz odepchnął ją na bok, burcząc coś w stylu „zejdź mi z drogi” i odszedł nie zwracając uwagi na zdziwione miny innych uczniów.
Laura otrząsnęła się z szoku i z szerokim uśmiechem wkroczyła do przedziału. Skoro był w nim Syriusz, musiał być tu i James. Miała pewność, że przez wakacje James zdążył już za nią zatęsknić, tak samo, jak ona stęskniła się za nim. Postanowiła, więc nie marnować czasu. Im prędzej do siebie wrócą tym lepiej.
- Cześć! – Zawołała radośnie rozglądając się po przedziale w poszukiwaniu swojego ukochanego. Uśmiech z jej twarzy zniknął jeszcze szybciej niż się pojawił. Zbladła, a jej oczy zaszły mgłą, gdy go wreszcie ujrzała. Nie, nie jego tylko… JĄ!!! James siedział przy oknie, patrzył na Laurę lekko zdziwiony jej obecnością. A na jego kolanach leżała ta wstrętna, ruda krowa Evans i uśmiechała się bezczelnie! A James z czułością ją obejmował! Laurę ogarnęła dzika furia a do oczu napłynęły jej łzy. Spojrzała na Jamesa z niedowierzaniem kręcąc głową. Patrzył na nią… jak? Z politowaniem? Odrazą? Nie, to nie mogła być prawda! James by jej tego nie zrobił! Ta ruda suka omotała go jakoś! Może poiła go eliksirem miłości?!? Nie odwracając wzroku zaczęła się wycofywać z przedziału. Musiała stamtąd wyjść jak najszybciej, nim łzy, które błąkały się w kącikach jej oczu, popłynęły po policzkach.
- Widzę, że nie ma tutaj wolnych miejsc. – Mruknęła łamiącym się głosem.
- Słuszne spostrzeżenie. – James uśmiechnął się ironicznie, przybierając najbardziej obojętną minę, na jaką było go stać. Laura wyszła z przedziału i głośno zatrzasnęła za sobą drzwi. Oddychała ciężko, przedzierając się przez korytarz w poszukiwaniu najbliższej toalety. To wszystko musiało być jakimś jednym wielkim nieporozumieniem i zamierzała wyjaśnić je jak najprędzej!
  Lily odetchnęła z ulgą, gdy drzwi za Laurą zatrzasnęły się z hukiem. Obawiała się tej konfrontacji od dawna i wielce ucieszyło ją, że Krukonka tak szybko opuściła przedział nie wszczynając żadnych awantur.
- Oczywiście, jeszcze jej nam tu brakowało do kompletu! – Warknął poirytowany James – Dorcas, chyba trochę Cię poniosło! Idę poszukać Łapy, nim zrobi coś szalonego beze mnie – wyszczerzył radośnie zęby i nim Lily zdążyła zaprotestować, cmoknął ją przelotnie w czoło, wstał i migiem opuścił przedział.
 Lily spojrzała na przyjaciółkę, która wciąż bezmyślnie gapiła się w okno. Również była zdania, że Dorcas ciut za ostro potraktowała Syriusza, jednak nie zamierzała jej besztać w obecności Remusa i Petera.
- Lily, idziemy! – Z zamyślenia wyrwał ją głos Remusa. Spojrzała na niego zaskoczona. O czym on mówił?!
- Gdzie? – Zapytała po chwili namysłu. Remus z politowaniem pokręcił głową.
- Ocknij się, dziewczyno! Idziemy do wagonu prefektów. Mamy zebranie.
- Muszę? – Mruknęła rzucając Remusowi błagalne spojrzenie. Ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę, było siedzenie w jednym przedziale z bandą nadętych bufonów.
- Musisz! – Remus wstał, otworzył drzwi i wymownie spojrzał na Lily. Nie było wyjścia, czy jej się podobało czy nie, wciąż była prefektem i do jej obowiązków należało patrolowanie korytarzy i bezsensowne dyskusje z innymi prefektami. Kiedyś sprawiało jej to przyjemność, ale teraz, gdy mogła ten czas spędzać w objęciach Jamesa, taki spacer był koszmarem. Westchnęła sfrustrowana swoją bezsilnością, podniosła się niechętnie i podążyła za Lupinem.

***
     James przemierzał korytarze pociągu, zaglądając do przedziałów w poszukiwaniu przyjaciela. Był zaskoczony, że tak długo nie mógł go odnaleźć, przecież wyszedł z przedziału chwilę przed nim. Odetchnął z ulgą, gdy zauważył Syriusza na końcu wagonu. Chłopak stał przy otwartym oknie i bezmyślnie obserwował szybko zmieniający się krajobraz.
- Hej! – Zawołał, podchodząc bliżej i klepiąc kumpla po plecach. – Od kiedy to obchodzi Cię zdanie Dorcas? Nie przejmuj się, ja uważam, że wcale nie masz małego ptaka.
- Och! Dzięki stary, właśnie na Twojej opinii zależało mi najbardziej! – Syriusz parsknął, całą siłą woli próbując zachować powagę. Nie wytrzymał jednak zbyt długo i już po chwili wybuchnął głośnym śmiechem. James dopiero po kilku sekundach zorientował się, jaką strzelił gafę i także zaczął się śmiać.
- No dobra, przesadziłem, ale naprawdę uważam, że nie powinieneś przejmować się opinią Dorcas.
- W dupie mam jej opinię! – Parsknął Black – Nie narzekała, kiedy ją bzykałem, śmiem nawet twierdzić, że była bardzo zadowolona. Sądzę, że jest poważnie sfrustrowana brakiem seksu i wyżywa się, na kim popadnie.
- I co? Zamierzasz jej ulżyć w cierpieniu? – James zaśmiał się głośno.
- Może… - Syriusz wzruszył ramionami, jednak jego umysł zaprzątnęły w tym momencie już zupełnie inne myśli. Był wkurzony i naprawdę potrzebował się na czymś wyładować a jeszcze lepiej na kimś… I chyba właśnie nadarzyła się ku temu wyśmienita okazja. Spojrzał na drzwi przedziału, które właśnie się uchyliły za plecami Jamesa. Uśmiechnął się złowieszczo i wskazał brodą w odpowiednim kierunku.
- Spójrz, kto tam siedzi, Rogaczu. Chyba powinniśmy się przywitać.
James podążył za spojrzeniem przyjaciela. Na zamszowych, zielonych kanapach siedziała grupa Ślizgonów a wśród nich, znienawidzony przez Huncwotów Lucjusz Malfoy.
  James już sam nie pamiętał skąd wzięła się ta nienawiść. Pamiętał jedynie, że nie przypadli sobie do gustu już podczas pierwszego tygodnia w Hogwarcie i od tej pory nie zmarnował żadnej okazji, by umilić życie swoim „przyjaciołom” ze Slytherinu.
- Oczywiście, że pójdziemy się przywitać! – W oczach Jamesa zamigotały złośliwe iskierki.
- Zaczekaj sekundę… - Syriusz zrobił kilka kroków i zanurkował w pomieszczeniu gospodarczym na końcu korytarza. Wrócił po chwili, bardzo z siebie zadowolony.
- Po co Ci ta szczotka?! – Zapytał James z niemałym zaskoczeniem patrząc na przyjaciela.
- Zaraz się dowiesz. Mam pewien pomysł… Chodźmy!!
  James wzruszył ramionami i ruszył za Syriuszem. Nie pukając i nie czekając na zaproszenie, władowali się do przedziału pełnego Ślizgonów. Gdy weszli do środka, nagle ucichły wszelkie rozmowy.
- Witaj, Lucjuszu. Jak minęły Ci wakacje? – Zapytał Syriusz.
- Gówno Cię to obchodzi! – Wysyczał chłopak, groźnie mrużąc oczy.
    Lucjusz Malfoy, był wysokim siedemnastolatkiem o ostrych rysach twarzy i jasnych, niemal białych włosach. Był chudy i kościsty a pomimo to, wiele dziewcząt – przeważnie Ślizgonek – uważało go za nielada przystojniaka. Malfoy wywodził się ze starej, bardzo bogatej rodziny czarodziejów, która od pokoleń szczyciła się czystością krwi i nie tolerowała czarodziejów, którzy łączyli się z mugolami. Był to kolejny powód, dla którego Syriusz nienawidził Malfoya. Gardził tymi durnymi zasadami. Jego rodzina, była tak samo zaślepiona czystością krwi. Już od wczesnych lat dzieciństwa wpajano mu reguły, które mówiły, że mugole to gorszy gatunek, a najpodlejszymi stworzeniami były szlamy – czarodzieje pochodzący z rodzin mugolskich lub ze związków czarodziejów z mugolami. To, dlatego Syriusz uciekł z domu i nie utrzymywał żadnych kontaktów ze swoją rodziną. Nie było to proste, bo w samym Hogwarcie natrafiał wciąż na swoich licznych kuzynów czy kuzynki. Tak jak na przykład w tej chwili na Narcyzę Black, zarozumiałą i nadętą córkę wuja Wilforda, która siedziała u boku Lucjusza i piorunowała Syriusza nienawistnych spojrzeniem.
- Masz rację Malfoy, gówno mnie obchodzą Twoje wakacje – odparł Syriusz – jestem zaskoczony, że Cię tu widzę. Słyszałem, że oblałeś egzaminy końcowe i wywalili Cię ze szkoły. Ile Twój stary musiał zapłacić, żebyś mógł wrócić do Hogwartu?
- Pewnie wysłał Ślimakowi cały kufer kandyzowanych ananasów – zaśmiał się James
- Jak śmiesz Ty… - Lucjusz włożył rękę pod szatę, jednak Narcyza go powstrzymała.
- Nie daj się sprowokować tym padalcom, Lucjuszu.
- O witaj, kuzyneczko, nie zauważyłem Cię – Syriusz od niechcenia schował rękę w kieszeni jeansów, – Co słychać u Twojego ojca? Wciąż jest tak szalony jak go pamiętam? No w sumie jest bratem mojej chorej psychicznie matki, więc i jego nie ominie szaleństwo…
- Ty skurwysynu!! – Syknęła Narcyza, zaciskając zęby.
- Moja matka jest wyrachowaną suką…, ale kurwą bym jej raczej nie nazwał. – Syriusz uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Ty śmierdzący zdrajco! Jak śmiesz obrażać panią Black?! – Lucjusz wstał, błyskawicznie wyciągając różdżkę zza poły eleganckiej marynarki z herbem rodu na klapie.
- Nie zachowuj się jak dziecko, Malfoy i schowają tą różdżkę, zanim zrobisz sobie krzywdę – Syriusz także wyciągnął rękę ze spodni, ale ku zdziwieniu Jamesa nie trzymał w dłoni różdżki. Ukrywał, coś jednak w zaciśniętej pięści – Chodźmy stąd Rogaczu, tutaj za bardzo śmierdzi. James uniósł brwi i spojrzał zaskoczony na przyjaciela, gdy ten odwrócił się plecami i stanął w progu. Puścił do Pottera oczko i rozluźnił uścisk. Z jego dłoni wyleciało na podłogę kilka jasnobrązowych kulek, które potoczyły się pod kanapę.
Black wypchnął Jamesa na korytarz, po czym błyskawicznie zatrzasnął drzwi przedziału i zablokował je kijem od szczotki.
- Co ty… - James na zdążył dokończyć pytania, gdy odpowiedź przyszła sama. Spod kanapy w przedziale Ślizgonów zaczął wydobywać się zielony dym, a przez nieszczelne drzwi dotarł do niego fetor zgniłych jaj. Pasażerowie przedziału kaszląc i zatykając nosy dłońmi rzucili się do wyjścia, drzwi jednak były zablokowane. Syriusz szczerząc się złośliwie, pokazał im środkowy palec
- Skąd wytrzasnąłeś to cudo? – James uśmiechał się obserwując rozwścieczonych Ślizgonów.
- Kiedy ty pieprzyłeś swoją dziewczynę, ja odwiedziłem kilka sklepów… - Syriusz wypiął dumnie pierś
- Jestem pod wrażeniem, ale chyba też powinieneś znaleźć sobie kogoś do pieprzenia, bo twoje pomysły robią się coraz bardziej kretyńskie. – Potter poklepał przyjaciela po plecach – Zmywajmy się stąd, nim ktoś nas oskarży o trucie uczniów.
- Obawiam się przyjacielu, że już za późno na ucieczkę. – Black skrzywił się spoglądając na kogoś za plecami Jamesa. Rogacz podążył za spojrzeniem kumpla i lekko pobladł.
- No to mamy przejebane – stęknął widzą nadchodzącą Lily.
- Jeszcze nie, wyjdźmy jej naprzeciw, nim tu dotrze…
                                                                  *
       Lily opuściła wagon prefektów i znudzona spojrzała na Remusa. Jeszcze dziesięć minut patrolu po korytarzach i będzie mogła powrócić do swojego przedziału. Może przed dotarciem do Hogsmeade uda jej się zdrzemnąć w ramionach Jamesa… Ta myśl poprawiła jej nastrój.
- Ja idę na lewo, a TY na prawo. – Powiedział Remus sprowadzając ją na ziemię – odwalimy nasz obchód i będziemy mogli wrócić do chłopaków. - Uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Ok., do zobaczenia za 10 minut – Lily pomachała do Lupina i ruszyła korytarzem na prawo.
       Lily przemierzała korytarze, zaglądając do kolejnych przedziałów. Pozdrawiała starych znajomych i uśmiechała się do tych nowopoznanych, którzy po raz pierwszy jechali do Hogwartu. Doskonale pamiętała, kiedy sama była pierwszoroczna i równie przerażona siedziała na zielonej pluszowej kanapie tego ekspresu siedem lat temu, była pełna obaw i niepokoju, czy poradzi sobie w tym nowym całkowicie nieznanym jej świecie. A teraz? Kiedy po raz ostatni jechała do Hogwartu, była prefektem, który patrolował korytarze i posyłał krzepiące uśmiechy tym przerażonym jedenastolatkom. Kto by pomyślał, że tak to się skończy?
Była właśnie w połowie korytarza i mijała toalety, gdy drewniane drzwi otworzyły się z hukiem i czyjaś dłoń chwyciła ją za szatę i wciągnęła do damskiej toalety. Lily była tak zaskoczona, że nawet nie pomyślała o chwyceniu za różdżkę. Jeszcze bardziej zdziwiła się, gdy zorientowała się, że napastnikiem jest Laura Petersen.
- Co ty, do cholery, wyprawiasz?! – Zaskoczenie szybko ustąpiło miejsca złości, która ogarnęła Lily.
- Zostaw mojego chłopaka w spokoju, nędzna łajzo!! – Warknęła Laura groźnie mrużąc oczy.
- Twojego chłopaka?!?
- Przestań bałamucić Jamesowi w głowie, ostrzegam Cię.
- Posłuchaj! – Lily westchnęła poirytowana. Laura najwidoczniej nie potrafiła pogodzić się ze stratą Jamesa. - Odpuść wreszcie, James Cię zostawił. Teraz jest ze mną. Przyjmij to do wiadomości.
- Jest z tobą, bo namieszałaś mu w głowie, wiedźmo! Rzuciłaś na niego jakieś zaklęcie!
- Bredzisz, Lauro.
- On mnie kocha, wiem o tym!!
- James cię nie kocha! Nie rzucałam na niego żadnych zaklęć. Przykro mi, że muszę ci to powiedzieć, ale on nigdy cię nie kochał. Zachował się podle, wykorzystując cię, ale co się stało to się nie odstanie.
- Łżesz! Gdybyś się nie pojawiła i nie skłóciła nas, wciąż bylibyśmy razem. Ale zobaczysz! Odzyskam go, wiem, że w głębi serca mnie kocha i wróci do mnie. A ty pożałujesz, że nam przeszkodziłaś!!
- Czy ty mi grozisz? – Lily zagryzła zęby, czując jak ogarnia ją dzika furia. Co ta gówniara sobie wyobrażała?! Co roiło się w tej małej, bezmózgiej główce.
- Nie grożę ci, tylko cię ostrzegam – Laura dźgnęła Lily w pierś palcem wskazującym. – Odpuść sobie, nim się skompromitujesz, gdy James cię rzuci i wróci do mnie.
- Możesz być pewna, że to nie nastąpi. Nigdy! A jeśli jeszcze raz zaciągniesz mnie gdzieś i będziesz grozić, to obiecuję ci, że zrobię ci takie piekło, że odechce ci się wszystkiego.
  Nie czekając na odpowiedź Laury, Lily wypadła z toalety ciężko dysząc. Zatrzasnęła za sobą drzwi i ruszyła przez korytarz. Musiała się uspokoić, nie mogła dać się zastraszyć tej małolacie. Jednak w spojrzeniu Laury było coś, co przyprawiało Lily o zimne dreszcze. Ta dziewczyna była szalona i obsesyjnie zakochana w Jamesie i nie należało jej ignorować.
   Na końcu korytarza dostrzegła Jamesa i Syriusza, którzy szybkim krokiem zmierzali w jej kierunku. Postanowiła, że nie będzie wspominać Jamesowi o tym incydencie, ale wciąż nie mogła się uspokoić. Uśmiechnęła się sztucznie, gdy chłopcy podeszli bliżej.
- Tu jesteś! Wszędzie Cię szukałem! – James objął ramieniem Lily i zaczął ciągnąć ją powrotem w kierunku, z którego właśnie szła. – Chodźmy do naszego przedziału.
- Nie skończyłam jeszcze patrolu! – Zmarszczyła brwi, zaniepokojona zdenerwowaniem Jamesa.
- Właśnie tam byliśmy i wszystko jest w porządku. – Syriusz lekceważąco machnął ręką. On także dziwnie się zachowywał. – Wracajmy.
- Co tak śmierdzi? – Lily zmarszczyła nos, gdy poczuła dziwny smród zgniłych jaj.
- Śmierdzi? Ja nic nie czuję, a ty James?
- Absolutnie nic.
   Lily wyplątała się z objęć Jamesa i nie zwracając uwagi na protesty Huncwotów podążyła za nieprzyjemnym zapachem. Kiedy zbliżyła się do ostatniego przedziału usłyszała wołania i walenie w szybę. Od razu zauważyła, że drzwi są zablokowane przez szczotkę! Szybko skojarzyła fakty. Złość wybuchła w niej ze zdwojoną siłą. Myślała, że już tego dnia nic nie wytrąci jej z równowagi, tak jak psychopatyczna Laura. Jakże się myliła!!
- Potter! Black! – Krzyknęła odwracając się i spoglądając na zmieszanych Huncwotów.
- To Ślizgoni, Lily! – Próbował tłumaczyć się Syriusz.
- Sprowokowali nas! – James wbił spojrzenie w podłogę.
- Cholera, chłopaki! Nawet nie dojechaliśmy do Hogwartu! – Lily opadły ręce. Była wykończona, za dużo się działo tego dnia. – Czy wy naprawdę nie potraficie wytrzymać bez tych gówniarskich żartów?!
- Kotku, naprawdę nas sprowokowali. – James odważył się podejść do Lily i ją objąć.
- Malfoy wyciągnął na nas różdżkę! – Syriusz nie miał tyle odwagi, co Potter i zrobił krok w tył.
- Mogliście to zgłosić, a nie zachowywać się jak głupie małolaty. Na Merlina, jesteście na siódmym roku!
- Nie gniewaj się na nas. – James zrobił minę, jakby właśnie zabito mu ukochanego kotka, którego dostał na gwiazdkę. Lily znała tę sztuczkę, była już na nią odporna.
- James, jeszcze jeden taki numer i koniec z nami! – Warknęła wyrywając się z jego objęć i ruszając z powrotem do wagonu prefektów.
- Co zamierzasz zrobić? – Spanikował Syriusz.
- Muszę poinformować prefekta Ślizgonów, że jego kolegom przytrafił się jakiś wypadek. Niech ich uwolni zanim się tam poduszą.
- Dzięki, Evans – Syriusz odetchnął z ulgą.
- Ostrzegam was! Następnym razem zgłoszę to McGonagall – Lily karcąco pogroziła im palcem i odeszła głośno wzdychając.
- Nie wsypie nas, nigdy – Black lekceważąco machnął ręką. – W końcu ją posuwasz. Nie podkabluje własnego chłopaka.
- Nie byłbym taki pewien, Łapo – James wciąż zdenerwowany obserwował oddalającą się dziewczynę – Ma pierdolca na punkcie regulaminu.
- No to postaraj się bardziej, przyjacielu – Syriusz wyszczerzył zęby i poklepał Jamesa po plecach – Spraw, żeby miała pierdolca na Twoim punkcie.
- Myślę, że to da się zrobić. – Potter zaśmiał się cicho i ruszył do przedziału Huncwotów. – A ty bądź grzecznym chłopcem i przeproś się z Dorcas.

- Już się robi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz