Za oknami robiło się już ciemno, a gazowe latarnie oświetlające brukowaną uliczkę, rozbłysły żółtym światłem. Lily siedziała na wygodnej kanapie i zaśmiewała się z historii opowiedzianej właśnie przez Jamesa Seniora. Mary pieszczotliwie pogłaskała męża po policzku i ponownie napełniła jego filiżankę herbatą.
Lily spojrzała na Jamesa, który siedział tak blisko, że stykali się ramionami. Westchnęła cicho i naprawdę zrobiło jej się przykro, że to jej ostatnia noc w domu Potterów. Ten tydzień zleciał zdecydowanie zbyt szybko.
Gdy James zobaczył smutek w jej oczach, od razu wiedział, o co chodzi. Przełożył dłoń nad oparciem kanapy, przytulił ją do siebie i cmoknął w policzek. Zaśmiał się w duchu, gdy na twarz Lily wpełzł rumieniec. Nie pierwszy raz uczynił taki gest w obecności rodziców, doskonale zdawali już sobie sprawę, że to, co go łączy z Lily, nie jest zwykłą przyjaźnią. Ona tez o tym wiedziała, a pomimo to, wciąż się czerwieniła. Tym razem jednak, uśmiechnęła się
i położyła głowę na jego ramieniu.
- Gdzie ten nicpoń się włóczy?! – Radosną atmosferę zniszczyła nagle pani Potter, sapiąc
z irytacją i ciut za głośno odstawiając dzbanek na stolik kawowy.
- Miał iść do Kate – odpowiedział James, a Lily zastanawiała się, kim jest dziewczyna,
o której słyszała już chyba ze sto razy.
- Pewnie się szlaja po jakiś barach! – Warknęła Mary – Miał wrócić na kolację…
- O wilku mowa! – Senior uśmiechnął się szeroko, gdy drzwi wejściowe otworzyły się
z hukiem i po chwili jeszcze głośniej zatrzasnęły.
Syriusz wpadł do salonu lekko zdyszany i rozejrzał się w poszukiwaniu Jamesa.
Z jego miny można było wyczytać, że wydarzyło się coś niedobrego, był wyraźnie podenerwowany. Całkowicie ignorując narzekanie Mary, podbiegł do Rogacza.
- Raven wróciła. – Powiedział to na tyle głośno, że usłyszeli go wszyscy domownicy.
- Nie za wcześnie? – James uniósł do góry brwi i spojrzał pytająco na przyjaciela.
- No właśnie! Alarm czerwony!
James nagle zesztywniał, a jego twarz zrobiła się nienaturalnie blada. Lily nie miała pojęcia, o co chodzi, ale z lekkim niepokojem obserwowała zachowania wszystkich zgromadzonych. Mary zamilkła natychmiast i chwyciła się za serce, Senior wydał z siebie cichy jęk, zapadając się niżej w fotelu, Syriusz wciąż pochylony nad kanapą, sapał ze zmęczenia. Tylko James wciąż się nie poruszał.
- Widziałeś ją? – Zapytał w końcu, odzyskując mowę.
- Jak?! Znasz schemat! – Warknął poirytowany – Rozmawiałem z jej matką.
- Jasna cholera! – James wstał z kanapy i zakołysał się na piętach, nerwowo potargał swoje włosy i rozejrzał się po pokoju, jakby czegoś poszukiwał.
Ich spojrzenia spotkały się na sekundę, jednak Lily nie była w stanie niczego wyczytać w tych orzechowych oczach.
- Na co czekasz?! – Kłopotliwą ciszę przerwała wreszcie Mary – Leć do niej, nim znów zrobi coś głupiego!
James jak na rozkaz wybiegł z salonu. Po kilku sekundach wrócił się jednak, zakładając na plecy kurtkę przysiadł na skraju kanapy i z obolałą miną spojrzał na Rudą.
- Lily, przepraszam cię, ale… ja… - pierwszy raz widziała go tak zmartwionego. Oddychał ciężko a dłonie mu się trzęsły – przepraszam, musze lecieć. Zobaczymy się rano. – Cmoknął ją przelotnie w policzek i już go nie było.
Lily zbaraniała. Co tu się działo? Od kiedy Syriusz pojawił się w domu, atmosfera zrobiła się tak gęsta, że aż ciężko było oddychać. Dokąd pobiegł James? Dlaczego powiedział, ze zobaczą się dopiero rano? Co oznaczał alarm czerwony i kim do cholery była Raven?! Lily poczuła jak po jej plecach spływa zimny pot. Kimkolwiek była Raven, musiała wiele znaczyć dla Jamesa. Poczuła ukłucie zazdrości.
- Czy wolno mi zapytać, kim jest Raven? – Odważyła się wreszcie zadać pytanie, które najbardziej ją nurtowało.
- To niezrównoważona wariatka z niską samooceną i skłonnościami samobójczymi – odpowiedział jej Black, z rezygnacją opadając na kanapę.
- Syriusz!!! – Krzyknęła oburzona Mary.
- No, co? A może tak nie jest?!
- Jak możesz tak mówić, po tym wszystkim… - zawahała się jakby w obawie, że powiedziała za dużo, a następnie uśmiechnęła się do Lily. Uśmiech ten nie sięgał jednak oczu. – Raven jest… przyjaciółką Jamesa.
Och, bardzo mnie uspokoiłaś, pomyślała Lily, ale nie odezwała się ani słowem.
- Myślę, że powinniśmy się wszyscy położyć – wtrącił Senior, wstając ze swojego fotela – nic nam nie da siedzenie tutaj i zamartwianie się.
Lily spojrzała na zegarek. Choć dopiero dochodziła dziewiąta, uznała, że pomysł pana Pottera jest najlepszy z możliwych. Przytaknęła Seniorowi i skinieniem głowy pożegnała się ze wszystkimi. Wchodząc po schodach na piętro, w jej głowie wciąż dzwoniły słowa Mary „Raven jest przyjaciółką Jamesa”, „Na co czekasz? Leć do niej!”… „Przyjaciółką Jamesa”… Jasna cholera! Chwyciła za klamkę, ale zrezygnowała z otwarcia drzwi. Odwróciła się na pięcie i stanęła twarzą w twarz z czarnowłosym przystojniakiem.
- Syriusz… - zaczęła, ale tak naprawdę sama nie wiedziała, o co powinna go zapytać. Co łączy Jamesa z tajemniczą Raven? Czy zadając takie pytanie, nie wyjdzie na głupią zazdrośnicę?
Na szczęście Syriusz, był inteligentniejszy, niż go o to podejrzewała.
- Spokojnie, Ruda. Raven jest dla Rogacza jak siostra. Są tak samo porąbani i co jakiś czas ratują sobie nawzajem tyłki.
Niewiele zrozumiała z jego słów, ale odrobinę ją uspokoił. Nurtowała ją jeszcze jedna kwestia.
- Skłonności samobójcze? – Zapytała nienaturalnie piskliwym głosem.
- Jak mówiłem, jest nieźle pokręcona, ale to dobra dziewczyna. – Syriusz poklepał ją po ramieniu i zniknął w pokoju chłopców.
Kiedy weszła do swojej sypialni, rzuciła się na łóżko i ukryła twarz w poduszce. To wszystko, co się wydarzyło w ciągu ostatnich dwudziestu minut, było tak niesamowite, że nie mieściło jej się w głowie. Jej ostatnia noc w domu Potterów, zapowiadała się na długą i bezsenną.
James zastukał kołatką, w białe drzwi, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Już chciał zastukać drugi raz, gdy otworzyły się, a w progu stanęła niska blondynka o niebieskich oczach.
- Dobry wieczór, ciociu – przywitał się całując kobietę w policzek.
- Och, dzięki Bogu, że jesteś James! Już chciałam dzwonić do doktora Prestona.
- Aż tak źle? – Zmartwił się wchodząc do przedpokoju i wieszając kurtkę na złotym haczyku.
- Nie wiem, co robić! Wróciła dziś rano, nie rozmawiała ze mną tylko zamknęła się w swoim pokoju i nie chce mnie wpuścić. Porozmawiaj z nią, ciebie na pewno posłucha.
- Ale, o co chodzi tym razem? – Zapytał kierując się w stronę schodów.
- Nie mam pojęcia! Telefonowałam do babci, ona też nic nie wie. Raven wróciła w środku nocy z jakiejś zabawy, cała roztrzęsiona i zapłakana. Spakowała torbę i powiedziała, że wraca do domu.
James westchnął z irytacją. Syriusz miał rację, schemat był ten sam. Raven znów spotkała na balandze jakiegoś dupka, zakochała się, a później… najpierw płacz, zamykanie się w pokoju, kilka dni rozpaczy, a na koniec durne, mugolskie środki nasenne. Musiał działać szybko, by matka Raven nie musiała dzwonić do doktora Prestona – wieloletniego psychiatry Raven.
Jasna cholera! A już było tak dobrze! Od półtorej roku nie słyszał o czerwonym alarmie.
- Ciociu, zrób nam duży dzbanek mocnej kawy, to trochę potrwa. – Podszedł do drzwi pokoju Raven i zastukał, na początek cicho.
- Dzwonić do doktora? – Zapytała szeptem pani Sunshine.
- Nie, jeszcze nie. – Zastukał drugi raz, nieco głośniej.
- Odejdź! – Usłyszał w odpowiedzi zachrypnięty głos dziewczyny.
- Raven to ja, James – powiedział ostro, szarpiąc za klamkę – znasz zasady. Jeśli mnie nie wpuścisz, wyważę drzwi! – Wcale nie żartował, w myślach zaczął powoli odliczać do dziesięciu.
Znali się od dziecka i nie raz ratowali się takich opresji nawzajem, więc przez wszystkie te lata, zdążyli opracować już sobie kilka zasad. Jedną z nich było wpuszczanie do pokoju, zawsze i bez wyjątku. James tylko raz musiał wyważać drzwi pokoju Raven i od tamtej poty, każdego wieczoru modlił się, by nigdy więcej nie musiał tego robić. On miał wtedy trzynaście a ona 14 lat i właśnie mijał pierwszy tydzień ferii zimowych, kiedy Raven przedwcześnie wróciła z obozu w górach. Posiniaczona, poturbowana i… zgwałcona. Tak, James dokładnie pamiętał tamten dzień. Gdy wreszcie udało mu się sforsować drzwi, znalazł ją nieprzytomną na podłodze pod oknem, z pustą buteleczką po mugolskich środkach uspakajających w dłoni.
Od tamtego czasu Raven bardzo się zmieniła. Przeszła kilka terapii, znów stała się wesołą i szaloną nastolatką, niestety wciąż zbyt łatwowierną i niewierzącą w siebie. Nawroty jej szaleństwa zdarzały się, gdy coś zachwiało jej spokój emocjonalny. Jednym razem był to chłopak, innym niepowodzenie w szkole. Jednak faktycznie od bardzo dawna nic złego się nie działo. Skarcił się w duchu, że stracił czujność i tak mało uwagi poświęcał swojej przyjaciółce w ostatnim czasie.
- Trzy… dwa… - odliczył już na głos, zrobił krok do tyłu i nakierował stopę tak, by drzwi puściły za pierwszym razem, gdy w nie kopnie. Będzie musiał porządnie opieprzyć ciotkę, że jeszcze nie wymontowała tego zamka. – Jeden! – Wypuścił powietrze z płuc i ruszył do przodu, jednak w tym samym momencie, po drugiej stronie drzwi, Raven przekręciła klucz.
Wziął uspakajający oddech i bezszelestnie wślizgnął się do pokoju.
Raven zdążyła już, z powrotem wgramolić się na łóżko. James, najpierw błyskawicznie zlustrował pokój w poszukiwaniu szklanych buteleczek z lekami i ostrych przedmiotów. Kiedy stwierdził, że pokój jest czysty, dopiero na nią spojrzał. Wyglądała okropnie, jej twarz była czerwona i opuchnięta, tusz do rzęs spływał jej po policzkach. Coś jednak go zaniepokoiło, to nie był tylko tusz do rzęs! Jedno oko było zapuchnięte bardziej niż drugie, gdy podszedł bliżej zauważył pod nim fioletowy siniak. Ręce zatrzęsły mu się z wściekłości, ale zachował spokój. Nie mógł teraz okazywać szału, Raven była zbyt roztrzęsiona.
- Cześć popaprańcu – przywitał się udając zdawkowy ton – dawno się nie widzieliśmy.
- Dwa tygodnie – czknęła cicho i pociągnęła nosem.
- No właśnie. Dwa pieprzone tygodnie a ty znów zaczynasz rozrabiać? – Usiadł obok niej. Odgarnął z twarzy Raven mokre włosy i przytulił ją mocno do siebie, całując w czoło.
Dziewczyna zaniosła się histerycznym szlochem i wczepiła w jego ramiona jak mała małpka. Tak jak za każdym razem, pozwolił jej się wypłakać, bujając się lekko na boki i kojąco głaszcząc po głowie. Któregoś razu spędzili tak całą dobę, ale nigdy jej tego nie wypominał. W ubiegłe wakacje, to Raven spędziła w ten sposób trzy dni, w jego pokoju.
Kiedy drzwi uchyliły się lekko, ujrzał w progu zrozpaczoną matkę Raven trzymającą w dłoniach dzbanek kawy i dwa kubki. Mrugnął do niej uspokajająco i kiwną głową na znak, że panuje nad sytuacją. Kobieta postawiła kawę na podłodze, po czym wycofała się, zamykając za sobą drzwi.
Jego koszulka, była mokra od łez i umorusana czarną maskarą, jednak wciąż rytmicznie kołysał ją w objęciach i głaskał po głowie. Nie przestał nawet, gdy szloch ustał a oddech Raven stał się spokojniejszy i tylko gwałtowne skurcze mięśni dawały mu znak, że zapadła w niespokojną drzemkę.
Kawa pod drzwiami, była już zimna, świat spowiła czarna jak smoła, bezgwiezdna noc. James przestał się poruszać, ale wciąż nie zwalniał uścisku. Oparł głowę o ścianę i zamknął oczy. Był wykończony, nienawidził tych kryzysów, a przecież jeszcze nie wiedział, co się stało. Miał świadomość, że ten stan może trwać bardzo długo. Modlił się tylko, by zdążył pożegnać się z Lily, nim ta wróci do domu. Miał nadzieję, że nie będzie na niego zła, że matka lub Syriusz wytłumaczą jej, o co chodzi. Przecież nie mógł postąpić inaczej! Raven, była dla niego jak siostra, tylko ona zawsze go rozumiała i nigdy nie potępiała. Kochał tą wariatkę! Uśmiechnął się lekko i także zapadł w płytki sen.
Gwałtownie oderwał głowę od ściany i zamrugał kilkakrotnie. Za oknem wciąż było ciemno. Zastanawiał się, co go zbudziło, gdy znów dwie małe dłonie zacisnęły się na jego koszulce. Zerknął na Raven, ona także już nie spała. Patrzyła na niego swoimi wielkimi szarymi, kocimi oczami.
- Cześć Słoneczko – uśmiechnął się i pogłaskał ją po policzku.
- Cześć – wykrzywiła usta w grymasie, który miał imitować uśmiech.
- Możemy pogadać?
- Nie ma, o czym – znów próbowała ukryć twarz w jego piersi, ale on złapał ją za brodę.
- A to? – Dotknął palcem fioletowego sińca pod okiem. – Spadłaś ze schodów, czy nie zauważyłaś latarni?
Parsknęła cicho, rozbawiona jego słowami. James również się uśmiechnął.
- OK. Nie odpowiadaj, wskaż mi tylko tego, którego mam za to zabić.
- James…
- Raven!
- Poznałam go na dyskotece – poddała się zrezygnowana – na początku, był naprawdę super. Dopiero wczoraj coś mu odbiło, chyba wypił za dużo… - głos jej się załamał a w oczach znów stanęły łzy.
- Chryste! Raven, czy ty nie możesz spotkać w swoim życiu, choć jednego przyzwoitego chłopaka?!
- Jesteś jedynym przyzwoitym chłopakiem, jakiego poznałam – pociągnęła nosem i jeszcze mocniej się w niego wtuliła.
- Oczywiście i gdyby nie to, że jestem zajęty pewnie już bylibyśmy małżeństwem – zaśmiał się cicho.
- Niestety związki kazirodcze są zakazane w poza magicznym świecie – pierwszy raz na jej ustach pojawił się szczery uśmiech.
- W magicznym również.
- No to odpada – zmarszczyła brwi i przyglądała mu się z uwagą – zaraz chyba coś przeoczyłam. Zajęty?
- Oj dużo cię ominęło – wyszczerzył zęby – ale nie o tym…
- Mów natychmiast!
- Jeśli ma to ci poprawić nastrój…
- James! Kto to jest?! – Poderwała się, gotowa wysłuchać jego opowieści.
- Lily. – Pochwalił się z nieskrywaną dumą.
- TA Lily? – Wytrzeszczyła zapuchnięte oczy. – Rudowłosa, zielonooka Lily Evans?!?
- Żadna inna.
- WOW! Jak tego dokonałeś?
- Ściągnąłem ją tutaj i tak jakoś wyszło. – Wzruszył ramionami wciąż szczerząc się jak kretyn. – Jeśli do rana doprowadzisz się do ładu, będziesz miała okazję ją poznać. Wciąż jest w Dolinie Godryka, ale po południu wraca do domu.
- Matko Boska, jeszcze mnie nie poznała a pewnie już mnie nienawidzi!
- Skąd ten idiotyczny pomysł?
- To wasze ostatnie wspólne chwile, a ty zamiast z nią siedzisz tutaj ze mną. Wracaj do domu, James!
- Nie! – Zaprotestował stanowczo. – Nie zostawię cię samej w takim stanie! Jesteś zbyt głupiutka i wpadają ci do tej tępej główki głupie pomysły, gdy zostajesz sama. Lily zrozumie, wytłumaczę jej wszystko rano. A ty pójdziesz tam ze mną.
- Nie jestem gotowa żeby stąd wychodzić – wyszeptała tuląc poduszkę – przedstawisz nas sobie innym razem. A teraz wracaj do domu, James.
- Nie ma mowy!
- Dziękuję ci. Nawet nie wiesz ile dziś dla mnie zrobiłeś.
- Oczywiście, że wiem! – Zaśmiał się – Mamy to opanowane do perfekcji, przechodziliśmy przez to dziesiątki razy. I nie dziękuj, w zeszłym roku to ty ratowałaś mi tyłek. No i wiem, że teraz nie można zostawić cię samej.
- Spokojnie, możesz iść. Przysięgam, że nie zrobię nic głupiego, potrzebuję to wszystko przespać. Przyjdź wieczorem, jak odstawisz swoją ukochaną do domu. Weź ze sobą Syriusza i dużo alkoholu, zalejemy się w trupa.
- Tylko pod jednym warunkiem – pogroził jej palcem – żadnych prochów, a rano zadzwonisz do doktora Prestona i umówisz się na spotkanie.
- To dwa warunki – skrzywiła się.
- Nie negocjuj, Słoneczko. Obiecaj mi to!
- Obiecuję – uniosła do góry jedną rękę a drugą przyłożyła do piersi.
- W porządku. Przyjdziemy wieczorem a ty do tego czasu się ogarniesz – powoli zsunął się z łóżka, całując ją czule w czoło – do zobaczenia.
James cicho otworzył drzwi i wyszedł na korytarz. Przeciągnął się rozprostowując zdrętwiałe stawy. Zszedł na dół i zastał matkę Raven drzemiącą w fotelu. Podszedł do niej cicho i delikatnie potrząsnął jej ramię. Obudziła się momentalnie i usiadła wyprężona.
- James? Co z Raven?
- Już dobrze, ciociu. Najgorsze mamy za sobą, potrzebuje jeszcze trochę samotności. Na wszelki wypadek pochowaj wszystkie proszki i dopilnuj by rano zadzwoniła do swojego uzdrowiciela. Obiecała mi, że to zrobi.
- Dopilnuję! Dziękuję ci, kochanie. – Kobieta chwyciła w dłonie twarz Rogacza i ucałowała go w oba policzki.
- Nie ma, za co. Wpadniemy tu wieczorem z Syriuszem i spróbujemy ją trochę rozerwać. Dla własnego spokoju, proponuję ci żebyś wyniosła się z domu na tę jedną noc. – Uśmiechnął się szeroko i całując ciotkę na pożegnanie, opuścił dom.
*
James bezszelestnie wślizgnął się do ciemnego holu. Zdjął buty i kopniakiem przesunął je pod ścianę. Cały dom pogrążony był w mroku i ciszy. Zdejmując kurtkę ziewnął potężnie i najciszej jak potrafił wspiął się na piętro. Gdy stanął przed drzwiami swojego pokoju, zawahał się zawieszając dłoń nad klamką. Odwrócił głowę i utkwił wzrok w drzwiach pokoju Lily. Spojrzał na zegarek, dochodziła piąta. Lily na pewno spała, a on ledwo trzymał się na nogach, jednak nie potrafił oprzeć się pokusie. Tak bardzo chciał ją zobaczyć.
Odwrócił się i nacisnął mosiężną klamkę, cicho wszedł do środka zamykając za sobą drzwi.
Daleko za horyzontem, jaśniejąca szarość nieba, wskazywała, że niedługo wstanie dzień.
W pokoju było jaśniej niż się tego spodziewał, Lily nie zasłoniła okien.
Zrobił kilka kroków do przodu i zatrzymał się przed łóżkiem. Nigdy dotąd nie widział jej śpiącej. Uśmiechnął się, wyglądała jak anioł, rude włosy rozsypały się na poduszce, oddychała spokojnie, odwrócona do niego plecami.
A chrzanić to! Pomyślał, cicho kładąc się na łóżku. Najwyżej mnie wyrzuci z pokoju.
Przytulił się do jej pleców, wdychając słodki zapach poziomek, którym pachniały jej włosy. Poduszka była tak kusząco miękka a Lily taka ciepła… Przysunął się jeszcze bliżej i odgarnął włosy z karku i złożył tam delikatny pocałunek. Mruknęła rozkosznie i bezwiednie zacisnęła dłoń na jego dłoni. Ich palce splotły się ze sobą.
- Kocham cię – wyszeptał, zamykając oczy.
Lily przekręciła się na plecy i otworzyła zaspane oczy.
- James? – Zapytała schrypniętym głosem. Nie musiała pytać, zapach jego wody kolońskiej znała już bardzo dobrze.
- Przepraszam, że cię obudziłem.
- Nic nie szkodzi – odwróciła się do niego i położyła dłoń na szorstkim policzku – wszystko w porządku? Co z Raven?
- Sytuacja opanowana – mruknął walcząc z opadającymi powiekami – przepraszam, że wyszedłem tak nagle…
- Kim jest Raven? – Zapytała, bo przez to nurtujące pytanie, długo nie mogła zasnąć.
- Znamy się od dziecka – wyszeptał, resztkami sił próbując zmusić swój mózg, by nie zasnął – Raven jest… - ciężkie powieki opadły i nie chciały się podnieść. Było mu tak ciepło i miękko, a on był taki zmęczony - … jak siostra… - wyrzucił z siebie resztkami sił a chwilę później zapadł w sen.
- Śpij – szepnęła i złożyła delikatny pocałunek na jego ustach. Jeszcze chwilę głaskała go po policzku a później wtuliła się w jego tors. Zmarszczyła nos, bo tu wyczuła inny zapach – zdecydowanie kobiecy. Odsunęła się i uważnie przyjrzała się jego koszulce. W półmroku nie było to łatwe, ale i tak zauważyła czarne, rozmazane ślady tuszu do rzęs.
Kimkolwiek była Raven, miała wielkie szczęście, posiadając tak wiernego przyjaciela. Lily poczuła jak ogarnia ją błogi spokój. James pomimo zmęczenia przyszedł do niej!
Odgarnęła niesforny kosmyk, który spadł mu na czoło, a następnie zamknęła oczy i pogrążyła się w głębokim śnie.
Lily spojrzała na Jamesa, który siedział tak blisko, że stykali się ramionami. Westchnęła cicho i naprawdę zrobiło jej się przykro, że to jej ostatnia noc w domu Potterów. Ten tydzień zleciał zdecydowanie zbyt szybko.
Gdy James zobaczył smutek w jej oczach, od razu wiedział, o co chodzi. Przełożył dłoń nad oparciem kanapy, przytulił ją do siebie i cmoknął w policzek. Zaśmiał się w duchu, gdy na twarz Lily wpełzł rumieniec. Nie pierwszy raz uczynił taki gest w obecności rodziców, doskonale zdawali już sobie sprawę, że to, co go łączy z Lily, nie jest zwykłą przyjaźnią. Ona tez o tym wiedziała, a pomimo to, wciąż się czerwieniła. Tym razem jednak, uśmiechnęła się
i położyła głowę na jego ramieniu.
- Gdzie ten nicpoń się włóczy?! – Radosną atmosferę zniszczyła nagle pani Potter, sapiąc
z irytacją i ciut za głośno odstawiając dzbanek na stolik kawowy.
- Miał iść do Kate – odpowiedział James, a Lily zastanawiała się, kim jest dziewczyna,
o której słyszała już chyba ze sto razy.
- Pewnie się szlaja po jakiś barach! – Warknęła Mary – Miał wrócić na kolację…
- O wilku mowa! – Senior uśmiechnął się szeroko, gdy drzwi wejściowe otworzyły się
z hukiem i po chwili jeszcze głośniej zatrzasnęły.
Syriusz wpadł do salonu lekko zdyszany i rozejrzał się w poszukiwaniu Jamesa.
Z jego miny można było wyczytać, że wydarzyło się coś niedobrego, był wyraźnie podenerwowany. Całkowicie ignorując narzekanie Mary, podbiegł do Rogacza.
- Raven wróciła. – Powiedział to na tyle głośno, że usłyszeli go wszyscy domownicy.
- Nie za wcześnie? – James uniósł do góry brwi i spojrzał pytająco na przyjaciela.
- No właśnie! Alarm czerwony!
James nagle zesztywniał, a jego twarz zrobiła się nienaturalnie blada. Lily nie miała pojęcia, o co chodzi, ale z lekkim niepokojem obserwowała zachowania wszystkich zgromadzonych. Mary zamilkła natychmiast i chwyciła się za serce, Senior wydał z siebie cichy jęk, zapadając się niżej w fotelu, Syriusz wciąż pochylony nad kanapą, sapał ze zmęczenia. Tylko James wciąż się nie poruszał.
- Widziałeś ją? – Zapytał w końcu, odzyskując mowę.
- Jak?! Znasz schemat! – Warknął poirytowany – Rozmawiałem z jej matką.
- Jasna cholera! – James wstał z kanapy i zakołysał się na piętach, nerwowo potargał swoje włosy i rozejrzał się po pokoju, jakby czegoś poszukiwał.
Ich spojrzenia spotkały się na sekundę, jednak Lily nie była w stanie niczego wyczytać w tych orzechowych oczach.
- Na co czekasz?! – Kłopotliwą ciszę przerwała wreszcie Mary – Leć do niej, nim znów zrobi coś głupiego!
James jak na rozkaz wybiegł z salonu. Po kilku sekundach wrócił się jednak, zakładając na plecy kurtkę przysiadł na skraju kanapy i z obolałą miną spojrzał na Rudą.
- Lily, przepraszam cię, ale… ja… - pierwszy raz widziała go tak zmartwionego. Oddychał ciężko a dłonie mu się trzęsły – przepraszam, musze lecieć. Zobaczymy się rano. – Cmoknął ją przelotnie w policzek i już go nie było.
Lily zbaraniała. Co tu się działo? Od kiedy Syriusz pojawił się w domu, atmosfera zrobiła się tak gęsta, że aż ciężko było oddychać. Dokąd pobiegł James? Dlaczego powiedział, ze zobaczą się dopiero rano? Co oznaczał alarm czerwony i kim do cholery była Raven?! Lily poczuła jak po jej plecach spływa zimny pot. Kimkolwiek była Raven, musiała wiele znaczyć dla Jamesa. Poczuła ukłucie zazdrości.
- Czy wolno mi zapytać, kim jest Raven? – Odważyła się wreszcie zadać pytanie, które najbardziej ją nurtowało.
- To niezrównoważona wariatka z niską samooceną i skłonnościami samobójczymi – odpowiedział jej Black, z rezygnacją opadając na kanapę.
- Syriusz!!! – Krzyknęła oburzona Mary.
- No, co? A może tak nie jest?!
- Jak możesz tak mówić, po tym wszystkim… - zawahała się jakby w obawie, że powiedziała za dużo, a następnie uśmiechnęła się do Lily. Uśmiech ten nie sięgał jednak oczu. – Raven jest… przyjaciółką Jamesa.
Och, bardzo mnie uspokoiłaś, pomyślała Lily, ale nie odezwała się ani słowem.
- Myślę, że powinniśmy się wszyscy położyć – wtrącił Senior, wstając ze swojego fotela – nic nam nie da siedzenie tutaj i zamartwianie się.
Lily spojrzała na zegarek. Choć dopiero dochodziła dziewiąta, uznała, że pomysł pana Pottera jest najlepszy z możliwych. Przytaknęła Seniorowi i skinieniem głowy pożegnała się ze wszystkimi. Wchodząc po schodach na piętro, w jej głowie wciąż dzwoniły słowa Mary „Raven jest przyjaciółką Jamesa”, „Na co czekasz? Leć do niej!”… „Przyjaciółką Jamesa”… Jasna cholera! Chwyciła za klamkę, ale zrezygnowała z otwarcia drzwi. Odwróciła się na pięcie i stanęła twarzą w twarz z czarnowłosym przystojniakiem.
- Syriusz… - zaczęła, ale tak naprawdę sama nie wiedziała, o co powinna go zapytać. Co łączy Jamesa z tajemniczą Raven? Czy zadając takie pytanie, nie wyjdzie na głupią zazdrośnicę?
Na szczęście Syriusz, był inteligentniejszy, niż go o to podejrzewała.
- Spokojnie, Ruda. Raven jest dla Rogacza jak siostra. Są tak samo porąbani i co jakiś czas ratują sobie nawzajem tyłki.
Niewiele zrozumiała z jego słów, ale odrobinę ją uspokoił. Nurtowała ją jeszcze jedna kwestia.
- Skłonności samobójcze? – Zapytała nienaturalnie piskliwym głosem.
- Jak mówiłem, jest nieźle pokręcona, ale to dobra dziewczyna. – Syriusz poklepał ją po ramieniu i zniknął w pokoju chłopców.
Kiedy weszła do swojej sypialni, rzuciła się na łóżko i ukryła twarz w poduszce. To wszystko, co się wydarzyło w ciągu ostatnich dwudziestu minut, było tak niesamowite, że nie mieściło jej się w głowie. Jej ostatnia noc w domu Potterów, zapowiadała się na długą i bezsenną.
James zastukał kołatką, w białe drzwi, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Już chciał zastukać drugi raz, gdy otworzyły się, a w progu stanęła niska blondynka o niebieskich oczach.
- Dobry wieczór, ciociu – przywitał się całując kobietę w policzek.
- Och, dzięki Bogu, że jesteś James! Już chciałam dzwonić do doktora Prestona.
- Aż tak źle? – Zmartwił się wchodząc do przedpokoju i wieszając kurtkę na złotym haczyku.
- Nie wiem, co robić! Wróciła dziś rano, nie rozmawiała ze mną tylko zamknęła się w swoim pokoju i nie chce mnie wpuścić. Porozmawiaj z nią, ciebie na pewno posłucha.
- Ale, o co chodzi tym razem? – Zapytał kierując się w stronę schodów.
- Nie mam pojęcia! Telefonowałam do babci, ona też nic nie wie. Raven wróciła w środku nocy z jakiejś zabawy, cała roztrzęsiona i zapłakana. Spakowała torbę i powiedziała, że wraca do domu.
James westchnął z irytacją. Syriusz miał rację, schemat był ten sam. Raven znów spotkała na balandze jakiegoś dupka, zakochała się, a później… najpierw płacz, zamykanie się w pokoju, kilka dni rozpaczy, a na koniec durne, mugolskie środki nasenne. Musiał działać szybko, by matka Raven nie musiała dzwonić do doktora Prestona – wieloletniego psychiatry Raven.
Jasna cholera! A już było tak dobrze! Od półtorej roku nie słyszał o czerwonym alarmie.
- Ciociu, zrób nam duży dzbanek mocnej kawy, to trochę potrwa. – Podszedł do drzwi pokoju Raven i zastukał, na początek cicho.
- Dzwonić do doktora? – Zapytała szeptem pani Sunshine.
- Nie, jeszcze nie. – Zastukał drugi raz, nieco głośniej.
- Odejdź! – Usłyszał w odpowiedzi zachrypnięty głos dziewczyny.
- Raven to ja, James – powiedział ostro, szarpiąc za klamkę – znasz zasady. Jeśli mnie nie wpuścisz, wyważę drzwi! – Wcale nie żartował, w myślach zaczął powoli odliczać do dziesięciu.
Znali się od dziecka i nie raz ratowali się takich opresji nawzajem, więc przez wszystkie te lata, zdążyli opracować już sobie kilka zasad. Jedną z nich było wpuszczanie do pokoju, zawsze i bez wyjątku. James tylko raz musiał wyważać drzwi pokoju Raven i od tamtej poty, każdego wieczoru modlił się, by nigdy więcej nie musiał tego robić. On miał wtedy trzynaście a ona 14 lat i właśnie mijał pierwszy tydzień ferii zimowych, kiedy Raven przedwcześnie wróciła z obozu w górach. Posiniaczona, poturbowana i… zgwałcona. Tak, James dokładnie pamiętał tamten dzień. Gdy wreszcie udało mu się sforsować drzwi, znalazł ją nieprzytomną na podłodze pod oknem, z pustą buteleczką po mugolskich środkach uspakajających w dłoni.
Od tamtego czasu Raven bardzo się zmieniła. Przeszła kilka terapii, znów stała się wesołą i szaloną nastolatką, niestety wciąż zbyt łatwowierną i niewierzącą w siebie. Nawroty jej szaleństwa zdarzały się, gdy coś zachwiało jej spokój emocjonalny. Jednym razem był to chłopak, innym niepowodzenie w szkole. Jednak faktycznie od bardzo dawna nic złego się nie działo. Skarcił się w duchu, że stracił czujność i tak mało uwagi poświęcał swojej przyjaciółce w ostatnim czasie.
- Trzy… dwa… - odliczył już na głos, zrobił krok do tyłu i nakierował stopę tak, by drzwi puściły za pierwszym razem, gdy w nie kopnie. Będzie musiał porządnie opieprzyć ciotkę, że jeszcze nie wymontowała tego zamka. – Jeden! – Wypuścił powietrze z płuc i ruszył do przodu, jednak w tym samym momencie, po drugiej stronie drzwi, Raven przekręciła klucz.
Wziął uspakajający oddech i bezszelestnie wślizgnął się do pokoju.
Raven zdążyła już, z powrotem wgramolić się na łóżko. James, najpierw błyskawicznie zlustrował pokój w poszukiwaniu szklanych buteleczek z lekami i ostrych przedmiotów. Kiedy stwierdził, że pokój jest czysty, dopiero na nią spojrzał. Wyglądała okropnie, jej twarz była czerwona i opuchnięta, tusz do rzęs spływał jej po policzkach. Coś jednak go zaniepokoiło, to nie był tylko tusz do rzęs! Jedno oko było zapuchnięte bardziej niż drugie, gdy podszedł bliżej zauważył pod nim fioletowy siniak. Ręce zatrzęsły mu się z wściekłości, ale zachował spokój. Nie mógł teraz okazywać szału, Raven była zbyt roztrzęsiona.
- Cześć popaprańcu – przywitał się udając zdawkowy ton – dawno się nie widzieliśmy.
- Dwa tygodnie – czknęła cicho i pociągnęła nosem.
- No właśnie. Dwa pieprzone tygodnie a ty znów zaczynasz rozrabiać? – Usiadł obok niej. Odgarnął z twarzy Raven mokre włosy i przytulił ją mocno do siebie, całując w czoło.
Dziewczyna zaniosła się histerycznym szlochem i wczepiła w jego ramiona jak mała małpka. Tak jak za każdym razem, pozwolił jej się wypłakać, bujając się lekko na boki i kojąco głaszcząc po głowie. Któregoś razu spędzili tak całą dobę, ale nigdy jej tego nie wypominał. W ubiegłe wakacje, to Raven spędziła w ten sposób trzy dni, w jego pokoju.
Kiedy drzwi uchyliły się lekko, ujrzał w progu zrozpaczoną matkę Raven trzymającą w dłoniach dzbanek kawy i dwa kubki. Mrugnął do niej uspokajająco i kiwną głową na znak, że panuje nad sytuacją. Kobieta postawiła kawę na podłodze, po czym wycofała się, zamykając za sobą drzwi.
Jego koszulka, była mokra od łez i umorusana czarną maskarą, jednak wciąż rytmicznie kołysał ją w objęciach i głaskał po głowie. Nie przestał nawet, gdy szloch ustał a oddech Raven stał się spokojniejszy i tylko gwałtowne skurcze mięśni dawały mu znak, że zapadła w niespokojną drzemkę.
Kawa pod drzwiami, była już zimna, świat spowiła czarna jak smoła, bezgwiezdna noc. James przestał się poruszać, ale wciąż nie zwalniał uścisku. Oparł głowę o ścianę i zamknął oczy. Był wykończony, nienawidził tych kryzysów, a przecież jeszcze nie wiedział, co się stało. Miał świadomość, że ten stan może trwać bardzo długo. Modlił się tylko, by zdążył pożegnać się z Lily, nim ta wróci do domu. Miał nadzieję, że nie będzie na niego zła, że matka lub Syriusz wytłumaczą jej, o co chodzi. Przecież nie mógł postąpić inaczej! Raven, była dla niego jak siostra, tylko ona zawsze go rozumiała i nigdy nie potępiała. Kochał tą wariatkę! Uśmiechnął się lekko i także zapadł w płytki sen.
Gwałtownie oderwał głowę od ściany i zamrugał kilkakrotnie. Za oknem wciąż było ciemno. Zastanawiał się, co go zbudziło, gdy znów dwie małe dłonie zacisnęły się na jego koszulce. Zerknął na Raven, ona także już nie spała. Patrzyła na niego swoimi wielkimi szarymi, kocimi oczami.
- Cześć Słoneczko – uśmiechnął się i pogłaskał ją po policzku.
- Cześć – wykrzywiła usta w grymasie, który miał imitować uśmiech.
- Możemy pogadać?
- Nie ma, o czym – znów próbowała ukryć twarz w jego piersi, ale on złapał ją za brodę.
- A to? – Dotknął palcem fioletowego sińca pod okiem. – Spadłaś ze schodów, czy nie zauważyłaś latarni?
Parsknęła cicho, rozbawiona jego słowami. James również się uśmiechnął.
- OK. Nie odpowiadaj, wskaż mi tylko tego, którego mam za to zabić.
- James…
- Raven!
- Poznałam go na dyskotece – poddała się zrezygnowana – na początku, był naprawdę super. Dopiero wczoraj coś mu odbiło, chyba wypił za dużo… - głos jej się załamał a w oczach znów stanęły łzy.
- Chryste! Raven, czy ty nie możesz spotkać w swoim życiu, choć jednego przyzwoitego chłopaka?!
- Jesteś jedynym przyzwoitym chłopakiem, jakiego poznałam – pociągnęła nosem i jeszcze mocniej się w niego wtuliła.
- Oczywiście i gdyby nie to, że jestem zajęty pewnie już bylibyśmy małżeństwem – zaśmiał się cicho.
- Niestety związki kazirodcze są zakazane w poza magicznym świecie – pierwszy raz na jej ustach pojawił się szczery uśmiech.
- W magicznym również.
- No to odpada – zmarszczyła brwi i przyglądała mu się z uwagą – zaraz chyba coś przeoczyłam. Zajęty?
- Oj dużo cię ominęło – wyszczerzył zęby – ale nie o tym…
- Mów natychmiast!
- Jeśli ma to ci poprawić nastrój…
- James! Kto to jest?! – Poderwała się, gotowa wysłuchać jego opowieści.
- Lily. – Pochwalił się z nieskrywaną dumą.
- TA Lily? – Wytrzeszczyła zapuchnięte oczy. – Rudowłosa, zielonooka Lily Evans?!?
- Żadna inna.
- WOW! Jak tego dokonałeś?
- Ściągnąłem ją tutaj i tak jakoś wyszło. – Wzruszył ramionami wciąż szczerząc się jak kretyn. – Jeśli do rana doprowadzisz się do ładu, będziesz miała okazję ją poznać. Wciąż jest w Dolinie Godryka, ale po południu wraca do domu.
- Matko Boska, jeszcze mnie nie poznała a pewnie już mnie nienawidzi!
- Skąd ten idiotyczny pomysł?
- To wasze ostatnie wspólne chwile, a ty zamiast z nią siedzisz tutaj ze mną. Wracaj do domu, James!
- Nie! – Zaprotestował stanowczo. – Nie zostawię cię samej w takim stanie! Jesteś zbyt głupiutka i wpadają ci do tej tępej główki głupie pomysły, gdy zostajesz sama. Lily zrozumie, wytłumaczę jej wszystko rano. A ty pójdziesz tam ze mną.
- Nie jestem gotowa żeby stąd wychodzić – wyszeptała tuląc poduszkę – przedstawisz nas sobie innym razem. A teraz wracaj do domu, James.
- Nie ma mowy!
- Dziękuję ci. Nawet nie wiesz ile dziś dla mnie zrobiłeś.
- Oczywiście, że wiem! – Zaśmiał się – Mamy to opanowane do perfekcji, przechodziliśmy przez to dziesiątki razy. I nie dziękuj, w zeszłym roku to ty ratowałaś mi tyłek. No i wiem, że teraz nie można zostawić cię samej.
- Spokojnie, możesz iść. Przysięgam, że nie zrobię nic głupiego, potrzebuję to wszystko przespać. Przyjdź wieczorem, jak odstawisz swoją ukochaną do domu. Weź ze sobą Syriusza i dużo alkoholu, zalejemy się w trupa.
- Tylko pod jednym warunkiem – pogroził jej palcem – żadnych prochów, a rano zadzwonisz do doktora Prestona i umówisz się na spotkanie.
- To dwa warunki – skrzywiła się.
- Nie negocjuj, Słoneczko. Obiecaj mi to!
- Obiecuję – uniosła do góry jedną rękę a drugą przyłożyła do piersi.
- W porządku. Przyjdziemy wieczorem a ty do tego czasu się ogarniesz – powoli zsunął się z łóżka, całując ją czule w czoło – do zobaczenia.
James cicho otworzył drzwi i wyszedł na korytarz. Przeciągnął się rozprostowując zdrętwiałe stawy. Zszedł na dół i zastał matkę Raven drzemiącą w fotelu. Podszedł do niej cicho i delikatnie potrząsnął jej ramię. Obudziła się momentalnie i usiadła wyprężona.
- James? Co z Raven?
- Już dobrze, ciociu. Najgorsze mamy za sobą, potrzebuje jeszcze trochę samotności. Na wszelki wypadek pochowaj wszystkie proszki i dopilnuj by rano zadzwoniła do swojego uzdrowiciela. Obiecała mi, że to zrobi.
- Dopilnuję! Dziękuję ci, kochanie. – Kobieta chwyciła w dłonie twarz Rogacza i ucałowała go w oba policzki.
- Nie ma, za co. Wpadniemy tu wieczorem z Syriuszem i spróbujemy ją trochę rozerwać. Dla własnego spokoju, proponuję ci żebyś wyniosła się z domu na tę jedną noc. – Uśmiechnął się szeroko i całując ciotkę na pożegnanie, opuścił dom.
*
James bezszelestnie wślizgnął się do ciemnego holu. Zdjął buty i kopniakiem przesunął je pod ścianę. Cały dom pogrążony był w mroku i ciszy. Zdejmując kurtkę ziewnął potężnie i najciszej jak potrafił wspiął się na piętro. Gdy stanął przed drzwiami swojego pokoju, zawahał się zawieszając dłoń nad klamką. Odwrócił głowę i utkwił wzrok w drzwiach pokoju Lily. Spojrzał na zegarek, dochodziła piąta. Lily na pewno spała, a on ledwo trzymał się na nogach, jednak nie potrafił oprzeć się pokusie. Tak bardzo chciał ją zobaczyć.
Odwrócił się i nacisnął mosiężną klamkę, cicho wszedł do środka zamykając za sobą drzwi.
Daleko za horyzontem, jaśniejąca szarość nieba, wskazywała, że niedługo wstanie dzień.
W pokoju było jaśniej niż się tego spodziewał, Lily nie zasłoniła okien.
Zrobił kilka kroków do przodu i zatrzymał się przed łóżkiem. Nigdy dotąd nie widział jej śpiącej. Uśmiechnął się, wyglądała jak anioł, rude włosy rozsypały się na poduszce, oddychała spokojnie, odwrócona do niego plecami.
A chrzanić to! Pomyślał, cicho kładąc się na łóżku. Najwyżej mnie wyrzuci z pokoju.
Przytulił się do jej pleców, wdychając słodki zapach poziomek, którym pachniały jej włosy. Poduszka była tak kusząco miękka a Lily taka ciepła… Przysunął się jeszcze bliżej i odgarnął włosy z karku i złożył tam delikatny pocałunek. Mruknęła rozkosznie i bezwiednie zacisnęła dłoń na jego dłoni. Ich palce splotły się ze sobą.
- Kocham cię – wyszeptał, zamykając oczy.
Lily przekręciła się na plecy i otworzyła zaspane oczy.
- James? – Zapytała schrypniętym głosem. Nie musiała pytać, zapach jego wody kolońskiej znała już bardzo dobrze.
- Przepraszam, że cię obudziłem.
- Nic nie szkodzi – odwróciła się do niego i położyła dłoń na szorstkim policzku – wszystko w porządku? Co z Raven?
- Sytuacja opanowana – mruknął walcząc z opadającymi powiekami – przepraszam, że wyszedłem tak nagle…
- Kim jest Raven? – Zapytała, bo przez to nurtujące pytanie, długo nie mogła zasnąć.
- Znamy się od dziecka – wyszeptał, resztkami sił próbując zmusić swój mózg, by nie zasnął – Raven jest… - ciężkie powieki opadły i nie chciały się podnieść. Było mu tak ciepło i miękko, a on był taki zmęczony - … jak siostra… - wyrzucił z siebie resztkami sił a chwilę później zapadł w sen.
- Śpij – szepnęła i złożyła delikatny pocałunek na jego ustach. Jeszcze chwilę głaskała go po policzku a później wtuliła się w jego tors. Zmarszczyła nos, bo tu wyczuła inny zapach – zdecydowanie kobiecy. Odsunęła się i uważnie przyjrzała się jego koszulce. W półmroku nie było to łatwe, ale i tak zauważyła czarne, rozmazane ślady tuszu do rzęs.
Kimkolwiek była Raven, miała wielkie szczęście, posiadając tak wiernego przyjaciela. Lily poczuła jak ogarnia ją błogi spokój. James pomimo zmęczenia przyszedł do niej!
Odgarnęła niesforny kosmyk, który spadł mu na czoło, a następnie zamknęła oczy i pogrążyła się w głębokim śnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz