sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 28

        Po wspaniałych, zmysłowych, erotycznych sennych fantazjach, pozostało już tylko wspomnienie. Następnego ranka, Lily jak na skrzydłach popędziła na śniadanie, aby jak najszybciej zobaczyć się z Jamesem i powiedzieć mu, jaką podjęła decyzję. Ale niestety nie spotkała go podczas śniadania. Gdy dotarła na zajęcia z Transmutacji, okazało się, że James siedzi już przy swoim stole, a kiedy zadzwonił dzwonek, jako pierwszy opuścił klasę.
Gdy nie pojawił się na obiedzie, pojęła, że unika jej celowo. Obraził się i nie chciał z nią rozmawiać, niestety podczas kolacji okazało się, że jej przypuszczenia są całkowicie prawdziwe. Kiedy wreszcie udało jej się zatrzymać go na kilka krótkich chwil przed Wielką Salą, usłyszała z jego ust najbardziej przykre słowa, jakich mogła się spodziewać.
- Przykro mi, Lily teraz ja muszę pomyśleć, czy mam ochotę z tobą rozmawiać.
Poczuła się jakby dostała w twarz, jednak miała świadomość, że w pełni zasłużyła sobie na takie traktowanie.
Koniec roku szkolnego zbliżał się wielkimi krokami. Wszyscy uczniowie z niecierpliwością wyczekiwali wytęsknionych wakacji. Wszyscy z wyjątkiem rudowłosej Gryfonki. Z dnia na dzień Lily czuła się coraz bardziej podle. Zrozumiała, jaka była okrutna dla Jamesa, kiedy wodziła go za nos. On jednak był jeszcze bardziej okrutny – całkowicie
ją ignorował.

        James z mściwą satysfakcją obserwował, jak każdego dnia Lily staje się coraz bardziej podłamana jego całkowitą ignorancją. Tak naprawdę złość już dawno minęła, nie był na nią też obrażony. Domyślał się, że dziewczyna wreszcie podjęła decyzję i był jej bardzo ciekaw jednak miał dwa powody, aby wciąż z nią nie rozmawiać. Pierwszy był trywialny, po prostu chciał jej utrzeć nosa i dać jej taką samą szkołę cierpliwości, jaką ona zafundowała jemu. Drugim,
był… strach. Potwornie bał się ponownego odrzucenia. Nie wiedział jak tym razem zareaguje, gdy Lily mu odmówi. Zbliżały się dwa, długie miesiące rozłąki, wolał ten czas spędzić w błogiej nieświadomości, niż z myślą, że Ruda go nie chce.

*
       Ostatnią noc przed wakacjami, Huncwoci spędzili na sprawdzaniu swoich tajnych kryjówek, czy nie pozostawili w nich jakiś cennych przedmiotów i czy wejścia są odpowiednio zabezpieczone, by podczas ich nieobecności nie znalazł ich Filch. Nim wreszcie położyli się do łóżek, spakowali jeszcze swoje kufry i zrobili ostatni tego roku spacer po Zakazanym Lesie.
O świcie, obudziło Jamesa jakieś koszmarne pianie, dochodzące z łazienki. Usiadł  na łóżku i otworzył oczy. Peter i Remus wciąż spali, z głowami ukrytymi pod poduszkami, czwarte łóżko, było puste. Teraz miał już pewność, że sprawcą tego okrutnego wycia, był Syriusz Black. Wstał z łóżka, ziewnął potężnie i ruszył do łazienki, by strzelić przyjacielowi w pysk. Gdy stanął w drzwiach, ujrzał Syriusza golącego się i zawodzącego okropnie jakąś piosenkę. Mina Blacka wskazywała, że był wyraźnie z czegoś zadowolony.
- Zamknij się wreszcie, bo cię zaknebluję! – Mruknął na przywitanie i usiadł na brzegu wanny.
- Ktoś tu chyba wstał lewą nogą. – Zaśpiewał Syriusz, ukazując w uśmiechu szereg białych zębów.
- Wstałbym prawą, gdybyś nie obudził mnie swoim wyciem! Co ci tak wesoło?
- Po prostu się cieszę, mamy wakacje, James!
- I co z tego?
- Co z tego? Sam pomyśl! Dziś wieczorem urżniemy się w Pubie u Brada, spotkamy Alice, Jessicę, siostry „Ksero” i… Raven!!! – Syriusz uśmiechnął się lubieżnie na wspomnienie tej ostatniej. Już zeszłego lata miał chrapkę na piękną blondynkę. Jednak…
- Trzymaj łapy z daleka od Raven, bo ci je połamię! – Warknął James, grożąc przyjacielowi palcem.
 Syriusz westchnął tęsknie, ale skinął grzecznie głową. To był właśnie powód, przez który Raven Sunshine, była dla niego nieosiągalna – James. Raven, była dla Jamesa niczym siostra, przyjaźnili się od dzieciństwa i Rogacz chronił dziewczynę niczym lew. Syriusz pogodził się już z tym i nie miał żalu do przyjaciela.
- No dobra, bądź spokojny, nie tknę twojego Słoneczka. – Uśmiechnął się i opłukał twarz wodą, by zmyć z policzków resztki kremu do golenia.
- Na picie u Brada też bym nie liczył. Przypuszczam, że dziś matka nie wypuści nas z domu.
- Trudno, zaczynamy szaleć od jutra, a dziś obeżremy się ciastem orzechowym Mary Potter! – Syriusz spojrzał na przyjaciela i zmarszczył brwi. Rogacz nie wyglądał na szczęśliwego. Przysiadł na wannie i poklepał kumpla po plecach. – O co chodzi?
- O nic… o Lily. – Ramiona Jamesa dziwnie oklapły.
- Przecież to ty z nią nie gadasz! Chryste, James zaczynasz zachowywać się jak baba. Porozmawiaj z nią dziś przed wyjazdem.
- Nie jestem pewien, czy spodoba mi się to, co ma mi do powiedzenia.
- Ach, zatem wolisz zadręczać się tym przez całe wakacje, tak? To bardzo mądre z twojej strony, znów będziesz zawracał dupę Raven swoimi problemami?
- O co ci…
- Dobrze wiesz, o co! Zapomniałeś już, co się działo w zeszłym roku?
- Zamknij się! – James poderwał się z wanny na wspomnienie koszmarnych wakacji sprzed roku. – Po co mi o tym przypominasz?! To dwie zupełnie inne sprawy!
- Masz rację, przepraszam. Nie chcę tylko, żebyś znów się zadręczał. Pogadaj z Ruda i wyjaśnij sytuację.
 James nie odpowiedział tylko wyszedł z łazienki. Wiedział, że Syriusz ma rację, powinien porozmawiać z Lily, dowiedzieć się, jaką podjęła decyzję, ale jego męska duma nie pozwalała mu, by teraz do niej podejść. Przez sześć lat to on zawsze robił pierwszy krok i zawsze dostawał kosza. Teraz nie był gotowy na to, by kolejny raz odejść z kwitkiem.

       Po uroczystej ceremonii zakończenia roku szkolnego, Lily i Dorcas po raz ostatni zajrzały do swojego dormitorium a później udały się na stację kolejową w Hogsmade.
Gdy pociąg nabrał prędkości i z każda minutą nieubłagalnie zbliżał się do Londynu, Lily czuła się coraz gorzej. Wiedziała, że to ostatnia szansa, by wyjaśnić sprawę z Jamesem. Postanowiła, że porozmawia z nim na dworcu, choćby miała go zatrzymać siłą. Gdy pociąg zatrzymał się wreszcie na stacji King Cross, jej serce waliło już jak młotem, a ręce trzęsły się tak mocno, że miała problemy z wyciągnięciem kufra.
Stanęła na peronie i zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu czarnowłosego okularnika, jednak odnalezienie go w tłumie uczniów, witających się ze swymi rodzinami, było jak szukanie igły w stogu siana.
- Lily, córeczko!
Rozpoznała kobiecy głos, więc odwróciła głowę i ujrzała rozpromienioną twarz swojej matki. Tuż za rudowłosą kobietą, stał jej ojciec. Wyszczerzyła zęby i pomachała radośnie do rodziców, którzy przepychali się przez tłum.
- Mamo! Tato! – Zawołała, ruszając im na spotkanie i chwilę później rzucając się na szyję swojej mamie. Dopiero teraz, gdy ją zobaczyła zrozumiała, jak bardzo tęskniła. Po policzkach Lily popłynęły łzy szczęścia. – Mamusiu, strasznie się stęskniłam!
- Znów urosłaś, Lily! – Powiedział Patrick Evans, całując córkę w czoło. – Nauczyłaś się jakichś nowych czarów w tym roku?
- Nie uwierzysz, jakich, tato! – Objęła ojca i otarła łzy rękawem.
Nagle za plecami taty wypatrzyła tego, na którym tak bardzo jej zależało. James i reszta Huncwotów opuszczała właśnie pociąg. Lily wyrwała się z objęć ojca, całując go w policzek.
- Przepraszam was, ale muszę jeszcze załatwić bardzo ważną sprawę. Zaczekajcie tutaj, wracam za minutę. – I nie dając rodzicom dojść do słowa, rzuciła się przez tłum w kierunku Pottera.
Z każdym krokiem, wpadała w coraz większą panikę. Huncwoci, zaopatrzeni już w swoje kufry, zaczęli przemieszczać się w stronę wyjścia. Tam, gdzie byli nie panował już taki ścisk, jak ten, w którym ona utknęła. Jęknęła sfrustrowana i szturchnęła jakiegoś ucznia, jeszcze brutalniej i szybciej brnąc naprzód.
- James! Zaczekaj!!! – Wrzasnęła na całe gardło, nie do końca przekonana, czy usłyszy ją w tym hałasie.
Usłyszał ją. Żaden, nawet najgłośniejszy gwar nie był w stanie sprawić, by nie rozpoznał jej głosu. Cudownego, niczym dźwięk srebrnych dzwonków. Zatrzymał się i uśmiechnął, czując jak jego umysł ogarnia błogi spokój po kilku tygodniach burzy.
- James!!!
Usłyszał już znacznie bliżej i wyraźniej, To Lily biegła, by go zatrzymać! Jego serce odtańczyło dzikiego twista. Wziął głęboki oddech, przybrał neutralną maskę na twarz i odwrócił się, dokładnie w chwili, w której, jej udało się go dogonić.
- O co chodzi, Lily? – Zapytał uśmiechając się tajemniczo.
- Przepraszam cię, James. – Zaczęła nerwowo. Widział jak trzęsą jej się ręce, które nieudolnie próbowała ukryć za plecami. – Teraz wiem, że zachowałam się podle. Rozumiem, że miałeś prawo się na mnie wściekać, ale proszę nie rozstawajmy się w gniewie. Wybacz mi… - zamilkła, bo nie wiedziała, co chce mu jeszcze powiedzieć, a raczej jak ma to zrobić.
„Bądź moim chłopakiem”?, A może „bądźmy razem”? A może raczej „podjęłam decyzję i chcę spróbować”, tak to ostatnie, było zdecydowanie najlepsze. Jednak nim zdążyła wypowiedzieć to zdanie na głos, zrozumiała, ze znów zwlekała zbyt długo. Zobaczyła jak Syriusz ciągnie Jamesa za rękaw i usłyszała nawoływania jakiejś kobiety – najpewniej pani Potter.
Rogacz uśmiechnął się delikatnie i ścisnął jej ramię na pożegnanie.
- Udanych wakacji, Lily. – Powiedział tylko i odszedł zostawiając ją zdruzgotaną i zrozpaczoną.
„Udanych wakacji”? Ruda poczuła łzy pod powiekami. I tyle? Co miała przez to rozumieć? Wybaczył jej czy nie? I co najważniejsze, co będzie dalej? Czy James wciąż chciał się z nią spotykać? A może już zmienił zdanie?
Nie mogąc poradzić sobie z huraganem, jaki szalał w jej głowie, powróciła do rodziców.

        James upchnął swój kufer w bagażniku i wygodnie rozsiadł się na tylnym siedzeniu samochodu swojego ojca.
Absurdalnie szeroki uśmiech na twarzy Jamesa, nie dawał spokoju Syriuszowi, który już zajął miejsce obok przyjaciela.
- Co ci powiedziała Evans, że tak ci się gęba cieszy? – Zapytał szeptem, by nie usłyszeli go państwo Potter.
- Przepraszała i błagała o wybaczenie.
- Bez jaj!
- No dobra nie błagała, - parsknął Rogacz, – ale prosiła.
- I co? Co jej powiedziałeś?
- Jesteście pewnie głodni, chłopcy. – Wtrąciła się pani Potter, zerkając z czułością na dwóch Huncwotów.
- Oczywiście, że jesteśmy, Mary – Syriusz posłał kobiecie swój popisowy uśmiech, po czym wychylił się do przodu i cmoknął ją w policzek – od rana myślę tylko o twoim cieście orzechowym.
James parsknął śmiechem, widząc jak policzki jego matki pokrywają się rumieńcem.
Syriusz wkradł się do serca Mary Potter z buciorami, i jak nikt potrafił ją oczarować.
I choć mieszkał u Potterów dopiero od dwóch lat, kobieta traktowała go na równi z Jamesem.
- Robisz matce wodę z mózgu. – Wyszeptał Rogacz, gdy Syriusz powrócił na swoje miejsce.
- Jest szansa, że wypuści nas wieczorem na jednego do Brada. No, więc co powiedziałeś Rudej?
- Życzyłem jej udanych wakacji. – Choć wydawało się to niemożliwe, uśmiech Jamesa stał się jeszcze szerszy.
- I???
- I tyle. Co jeszcze miałem powiedzieć?
- Że wybaczyłeś, lub nie.
- Tego dowie się za jakiś czas.
- Jezu, jesteś podlejszy ode mnie! – Stwierdził z przerażeniem Black.
- Uczeń przerósł mistrza.
Obaj wybuchli głośnym śmiechem.

*
        Lily siedziała przy kuchennym stole i bawiła się uszkiem filiżanki, czekając na śniadanie, które właśnie szykowała jej mama. Nie spała zbyt dobrze tej nocy. Cały czas śnił jej się w kółko ten sam, głupi sen. James Potter ukrywał się przed nią na dworcu, a ona w żaden sposób nie mogła go odnaleźć. Rano, z tego koszmaru, wyrwało ją dopiero walenie do drzwi. To jej siostra, Petunia budziła ją w ten sposób na śniadanie.
Lily podniosła wzrok znad filiżanki i przyjrzała się siostrze, która siedząc naprzeciwko, ukryła twarz za czasopismem dla nastolatek. Ruda zmrużyła oczy i zastanawiał się, jak to możliwe, żeby tak bardzo oddaliły się od siebie w ciągu ostatnich sześciu lat.
Kiedyś, nim Lily otrzymała swój pierwszy list z Hogwartu, były najlepszymi przyjaciółkami, a teraz? Petunia traktowała ją jak wroga publicznego numer jeden, wyzywała od dziwolągów i próbowała buntować niej garstkę przyjaciół, która pozostała Lily w mugolskim świecie. Domyślała się, co było powodem tej wrogości. Petunia była zazdrosna, o to, że to Lily dostała list z Hogwartu i o to, że rodzice byli tym faktem szczerze zachwyceni. Jednak nienawiść Petunii, była tak głęboka, że chyba prędzej by umarła niż się do tego przyznała.
Rozmyślania na temat siostry, przerwała matka, stawiając na stole dzbanek herbaty i talerz z gorącą jajecznicą.
- Gdy spałaś, była tu Diana i pytała czy masz ochotę wybrać się z nią i Derekiem do kina dziś wieczorem. – Powiedziała Monika Evans.
Lily uśmiechnęła się na wspomnienie Diany i Dereka – rodzeństwa mieszkającego kilka domów dalej. I tak naprawdę jedynych przyjaciół, jacy jej pozostali w mugolskim świecie.
- Zadzwonię do niej później i się umówię. – Upiła łyk kawy i nałożyła jajecznicę.
- Może wybierzemy się na zakupy? – Kontynuowała mama. – Petunia idzie z koleżankami na basen, więc pomyślałam, że my…
Petunia jak na rozkaz, poderwała się z miejsca i ruszyła w stronę schodów prowadzących na piętro.
Choć serce Moniki Evans pękało z żalu, że jej córki tak bardzo się nienawidzą, postanowiła nie wtrącać się już w ten konflikt, by jeszcze bardziej go nie pogłębić.
- Nie gniewaj się na Petunię, kochanie – zaczęła, gdy trzasnęły drzwi na piętrze – próbowałam z nią rozmawiać, ale wiesz, jaka jest uparta.
- Nie gniewam się na nią mamo, bądź spokojna, już się przyzwyczaiłam.
- Cieszę się. No to jak? Idziemy na zakupy?
- Przepraszam, ale nie mam dziś na to nastroju. Może jutro?
- Czy wszystko jest w porządku, Lily?
- Tak, mamo. – Nie zabrzmiało to przekonująco, nawet dla Rudej.
- Od kiedy wysiadłaś z pociągu, zachowujesz się dość markotnie. Widzę, że wracasz ze szkoły smutna, powiesz mi, co jest tego powodem?
- Nic ważnego, mamo. Naprawdę, nie przejmuj się tym.
- Dostaliśmy list gratulacyjny od profesora Dumbledora – rozpromieniła się Monika – jesteśmy z tatą bardzo dumni, że tak dobrze radzisz sobie w szkole. Ale skoro z nauką nie masz żadnych problemów, to wnioskuję, że to miłość.
Lily drgnęła nerwowo i wytrzeszczyła oczy na matkę. Aż tak było widać?
- Nie patrz tak na mnie, ja też byłam kiedyś nastolatką. Powiesz mi, co to za chłopiec?
- To nie chłopiec mamo, tylko kolega – Lily napiła się kawy, bo zaschło jej w gardle
na wspomnienie przykrego pożegnania z Jamesem – trochę się posprzeczaliśmy… to była moja wina, więc chciałam go przeprosić, ale chyba mi nie wybaczył.
- Bardzo ci na nim zależy, prawda?
- To tylko kolega, mamo!
- Oczywiście! Co nie zmienia faktu, że teraz jest ci przykro. Nie przejmuj się, przez wakacje zapomni, i gdy się spotkacie we wrześniu, wszystko wróci do normy.
„Jeśli nie oszaleję do tego czasu” – pomyślała Lily i uśmiechnęła się do matki. Dopiła kawę i wstała od stołu.
- Położę się jeszcze. Nie spałam zbyt dobrze.
- Oczywiście kochanie, jeśli zmienisz zdanie, co do zakupów, daj mi znać.

        Lily położyła się na swoim łóżku i spojrzała na korkową tablicę, wiszącą nad biurkiem. Wisiało na niej mnóstwo fotografii. I tych zwykłych i tych magicznych. Przyglądała się im dłuższą chwilę. Na jednej, bujała się w hamaku, w sadzie swojej babci, inna została zrobiona podczas zeszłorocznych wakacji, gdy razem z Dorcas spędzały je nad morzem. Westchnęła tęsknie, kiedy zatrzymała wzrok na zdjęciu z zeszłego roku. Przedstawiało ono hogwarckie błonia, pokryte śniegiem i wszystkich Gryfonów, toczących bitwę na śnieżki. Zmrużyła oczy by dojrzeć Jamesa, upychającego śnieg za kołnierzem Remusa. Uśmiechnęła się na te wspomnienia. Tak bardzo chciała zobaczyć teraz Jamesa, usłyszeć od niego, że jej wybaczył…
  Otworzyła oczy nie bardzo wiedząc, co się dzieje. Za oknem, słońce chowało się już za horyzont. Usiadła i spojrzała na zegarek, dochodziła szósta. Przespała cały dzień. Właśnie przecierała oczy, gdy usłyszała przenikliwy dźwięk, skrobania o szybą. Spojrzała na okno i drgnęła lekko przestraszona wzrokiem pary olbrzymich, żółtych oczu. Wstała z łóżka i otworzyła okno, by wpuścić do pokoju niewielką płomykówkę, która drapała w szybę.
- Wystraszyłaś mnie, mała – powiedziała, głaskając sówkę po główce – nie należysz do Dorcas, więc kto cię przysyła? – Odwiązała liścik od nóżki sowy i dała jej kilka ciasteczek.
Koperta nie była zaadresowana, co jeszcze bardziej wzbudziło ciekawość Lily. Marszcząc brwi, rozerwała ją i wyjęła małą karteczkę, złożoną na pół. Było na niej napisane tylko jedno, ale jakże cudowne słowo.
„Wybaczam”
J.P.
Serce Rudej zakołatało w piersi jak szalone. Zapiszczała ze szczęścia wskakując na łóżko i sprawiając, że wystraszona sowa, zatrzepotała dziko skrzydłami.
Wybaczył jej! James nie gniewał się na nią, i gdy spotkają się po wakacjach, wszystko będzie dobrze! A nawet jeszcze lepiej, kiedy powie mu wreszcie, jaką podjęła decyzję!
- WYBACZYŁ MI!!! – Krzyknęła, podskakując na łóżku jak szalona.
- Lily!!! – Drzwi jej pokoju otworzyły się z hukiem a w progu stanęła przerażona Monika, – Co się stało, dziecko!!!
- Wybaczył mi, mamo!!! – Zapiszczała, radośnie zeskakując z łóżka i rzucając się matce na szyję.
- To cudowna wiadomość, ale chyba nie tak ważna, żeby przyprawić matkę o zawał serca, co?
- Przepraszam! – Zaśmiała się całując kobietę w oba policzki.

- Dobrze, kiedy przestaniesz już tak podskakiwać, zejdź na kolację. Obiad niestety przespałaś. – Kobieta uśmiechając się wyszła z pokoju i cicho zamknęła za sobą drzwi. „Co ta miłość robi z młodzieżą – pomyślała schodząc do kuchni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz