piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 5

        Było już dobrze po północy, gdy impreza w wieży Gryffindoru dobiegała końca. W pokoju wspólnym pozostało już tylko kilkoro uczniów, większość właśnie wybierała się do swoich sypialni, ale byli i tacy, którzy planowali spędzić tę noc w fotelach – ci już smacznie spali.
    Lily, odprowadzała właśnie Colina do dziury pod portretem Grubej Damy, tego wieczora bawiła się fantastycznie, choć równie dobrze mogli go spędzić gdziekolwiek indziej. Byli tak pochłonięci sobą, że inni ludzie dla nich nie istnieli. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie ten incydent z Potterem. Na szczęście skończyło się bez awantury, ale gdyby Remus i Syriusz nie zareagowali na czas, doszło by do bójki.
Nie zamierzała tak tego zostawić, nie pozwoli żeby Potter ją obrażał, postanowiła rozmówić się z tym pajacem, gdy tylko Colin opuści pokój wspólny gryfonów.
-  Widzimy się jutro? – zapytała tuląc się do niego.
- Na śniadaniu – Colin pocałował ją w czubek głowy – Dziękuję za wspaniały wieczór. Dobranoc Lily. – uśmiechnął się i po raz setny, pocałował ją namiętnie.
        Gdy portret Grubej Damy zamknął się za Colinem, Lily westchnęła tęsknie, stała tak jeszcze kilka chwil, a potem ruszyła w stronę fotela przed kominkiem, na którym drzemał zalany James Potter. 
Zatrzymała się przed nim i zawahała na moment, wyglądał tak niewinnie, kiedy spał. 
Może nie powinna robić mu awantury? Przecież nic złego się nie stało. Wahanie trwało jednak tylko kilka sekund, bo od razu zdała sobie sprawę, że gdy nie śpi, nie jest już tak niewinny. Wzięła głęboki oddech i z całej siły strzeliła go w głowę.
    Reakcja była natychmiastowa, jak oparzony zerwał się z fotela z cichym krzykiem, butelka, którą trzymał wyleciała mu z dłoni i potoczyła się po podłodze. James zachwiał się i runął wprost pod nogi Lily.
- Wstawaj Potter, mamy do pogadania. – warknęła.
    W głowie huczało mu, jakby siedział pod wielkim, kościelnym dzwonem, obraz rozmywał się, i nie mógł skupić wzroku na jednym punkcie. Minęła minuta lub dwie nim zrozumiał co się stało, zadarł głowę do góry i zobaczył stojącą nad nim rudowłosą diablicę.
Błyskawicznie poderwał się z podłogi, natychmiast tego pożałował. Wnętrzności podeszły mu do gardła, a w głowie dzwon zabrzęczał ze zdwojoną siłą. Opadł na fotel i zaczął głęboko oddychać , by powstrzymać nudności i zawroty głowy.
-  Daj mi chwilkę – szepnął, wkładając głowę między kolana.
-  Dam ci najwyżej porządnego kopniaka w tyłek! – wysyczała, znów go uderzając, tym razem w plecy.
- Przestań idiotko, bo jak Boga kocham, zaraz ci oddam – wycedził przez zęby. 
Poczuł się trochę lepiej, więc postanowił wstać. Powoli, przytrzymując się poręczy, podniósł się z fotela, i spojrzał na nią z góry.
Zadarła głowę, by zajrzeć mu w oczy, krew naszła jej do twarzy i sapała jak rozjuszony byk. Rozbawił go ten widok.
- Co tam Evans? Twój przyjaciel się zmył i postanowiłaś zabawić się ze mną? – zapytał sarkastycznie.
- Ty bezczelny gnojku! – krzyknęła i wzięła zamach by znów go uderzyć.
Pomimo tego, że wciąż był pijany i ledwo trzymał się na nogach, zareagował błyskawicznie. Chwycił ją za nadgarstek i pchnął lekko tak, że poleciała na kanapę.
- Teraz to już przegięłaś Evans! Bardzo mnie zdenerwowałaś, a powinnaś wiedzieć, że mnie lepiej nie denerwować, kiedy za dużo wypiłem. – Nachylił się nad nią i oparł dłonie o poręcz kanapy, tak aby uniemożliwić jej jakiekolwiek ruchy. Dostrzegł w jej oczach błysk paniki, więc uśmiechnął się złośliwie.
- To o czym chciałaś pogadać?
- Odsuń się bo nie mogę oddychać!
- Trudno, uduś się, będę miał spokój. – Wzruszył ramionami – No dawaj, nie mam zamiaru stać tak całą noc.
- Nie życzę sobie, abyś wygadywał Colinowi takie bzdury na mój temat!
- Nie pamiętam dokładnie co mu mówiłem, ale skoro rozmawialiśmy o tobie, to na pewno była to szczera prawda.
- Zapamiętaj sobie moje słowa do końca życia. Jeśli jeszcze raz mnie obrazisz, skręcę ci kark!
- Nie pleć bzdur! Przecież wiesz, że nie dasz rady. – Znów się uśmiechnął.
- Jeśli ja nie dam rady, na pewno zrobi to Colin!
- Łooo, zrobiło się groźnie, patrz jak się boję tego frajera.
- Jak śmiesz!
- Oj zamknij się, bo zaczynasz być nudna. Przypomnij mi lepiej co takiego powiedziałem, że się tak wściekasz.
-  Nazwałeś mnie bezduszną, wredną istotą, która nie szanuje uczuć innych!
- Tylko tyle? I o to robisz taką histerię? Przecież nie powiedziałem niczego, co nie byłoby prawdą. Jesteś wredna, nie szanujesz uczuć innych ludzi i zapomniałem dodać, żeś histeryczka i furiatka.
- Natychmiast mnie przeproś zarozumiała łajzo, bo obiecuję ci, że dostaniesz jutro takie manto, że przez tydzień…
       Nie zdążył dowiedzieć się, co go czeka przez nadchodzący tydzień, bo zgiął ręce 
w łokciach i wpił się ustami w jej usta. Był na nią zły, ale to jeszcze bardziej zachęciło go do pocałunku. Złapał ją w pasie i przeturlał się na kanapę, sadzając sobie Lily na kolanach. Przez chwilę szamotała się, i próbowała wyrwać, ale James zacieśnił uścisk, całując jeszcze żarliwiej.
Krew uderzyła jej do głowy, a miarowe bicie serca, przeszło w szalony galop. Nie mogła uspokoić oddechu, w żołądku poczuła miły ucisk. Nie czuła się tak, gdy całował ją Colin.  Nie miała siły by dłużej z nim walczyć. Nie chciała się już bronić!
Objęła go mocno za szyję i oddała pocałunek. Kilka sekund później, leżeli już na kanapie, on bawił się jej włosami, ona zarzuciła mu nogi na biodra. Na swoim kroczu poczuła twardość, męskości Jamesa. Jęknęła cicho, nie wiedziała co się z nią dzieje, jakaś dzika żądza dodawała jej odwagi. Drżącymi dłońmi zaczęła rozpinać guziki przy jego koszuli. 
Zachęcony odwagą Lily, rozpoczął dłonią powolną wędrówkę po jej ciele, kolano, udo, talia, piersi. Jak miło z jej strony, że włożyła bluzkę z tak dużym dekoltem, jednak dostępu do jej jędrnych piersi wciąż zaciekle bronił koronkowy biustonosz. Wsunął ręce pod jej plecy, by go rozpiąć. Lily chcąc ułatwić mu zadanie, uniosła się lekko. Wówczas stało się coś, co zadziałało na nich jak kubeł zimnej wody. 
Kanapa przed kominkiem, była zdecydowanie zbyt wąska. Gdy Lily podniosła się, James stracił równowagę i runął na podłogę, pociągając ją ze sobą. Leżeli tak przez chwilę zastanawiając się co się stało, po czym oboje głośno się roześmiali.
- Czyż nie o wiele przyjemniej jest, gdy nie musimy ze sobą walczyć? – Zapytał głaszcząc ją po włosach.
- Jest, ale to nie powinno się zdarzyć.
- Ale się wydarzyło i nie cofniesz już czasu – chwycił ją za kark i znów pocałował.
- Nie, James. – szepnęła odrywając się od jego ust.
- Dlaczego? Tylko mi nie mów, że ci się nie podobało.
- To nie ma znaczenia, czy się podobało czy nie! To niczego nie zmieni.
- Ach rozumiem! – zdenerwował się, usiadł szybko zrzucając ją z siebie – Gordon!
- Tak, jestem z Colinem i zależy mi na nim, dlatego proszę cię, zapomnij o tym co się przed chwilą wydarzyło. Najlepiej udawajmy, że ten pocałunek nie miał miejsca.
- Ty bezduszna istoto! – westchnął teatralnie – Jak możesz oczekiwać ode mnie, że zapomnę? Ale mam lepszy pomysł! Udawajmy dziś, że Colin nie istnieje – zbliżył się i pocałował ją w szyję.
- Dość! – podniosła się, ciężko dysząc – Colin jest i będzie, przyjmij to do wiadomości. Nie zbliżaj się do mnie, nie mąć mi w głowie.
- Boisz się, że znów ulegniesz? – zapytał, rozbawiony jej zdenerwowaniem.
Tak, właśnie tego się boję! Pomyślała, ale nie wypowiedziała tego na głos.
- Nie pajacuj Potter!
- Ech, znów wracamy do formalnych zwrotów? To jak Evans, przeprosisz mnie czy nie?
- Za co mam cię niby przepraszać?!
- Za to, że mnie pobiłaś – wyszczerzył zęby – no dobra, żartowałem – dodał widząc jej minę – ale nie oczekuj ode mnie, że zapomnę o tym pocałunku.
- Dlaczego ty zawsze, wszystko musisz utrudniać! Zrób dla mnie choć tyle i nie rozpowiadaj o tym wszystkim.
- Tyle mogę zrobić.
- Dziękuję – westchnęła – a teraz dobranoc.
- Dobranoc?!? Tak po prostu? Powiedz mi, czego mam się jutro po tobie spodziewać. Rano przy śniadaniu powiesz mi cześć, czy może raczej dostanę po pysku?
- Będę cię lekceważyć, tak jak dotąd to robiłam – zadarła nos do góry.
- Ranisz me serce, Evans! – wyglądała tak komicznie, że resztkami sił powstrzymywał się, by nie parsknąć śmiechem.
- Ty nie masz serca, Potter – odwróciła się na pięcie, i odeszła w stronę dormitorium dziewcząt.
- Ależ z ciebie bezduszna zołza, Evans! – zaśmiał się, ale ona na szczęście już tego 
nie usłyszała.


    Weszła do sypialni i po cichu zamknęła za sobą drzwi, oparła się o nie i westchnęła ciężko. Serce wciąż biło jej ze zdwojoną prędkością. Nie mogła pojąć, co dzieje się z jej ciałem, policzki paliły ją od rumieńców. To co przeżyła przed chwilą z Potterem, było sto razy lepsze niż cały wieczór z Colinem. Mimo wszystko ten incydent niczego nie zmieniał. James był nieprzewidywalny, a ona zawsze musiała mieć wszystko dopięte na ostatni guzik i to właśnie, Colin dawał jej taką stabilizację. Nie chciała już o tym myśleć, choć w głowie huczało jej od nadmiaru wrażeń.
Musiała położyć się spać, rano na pewno będzie łatwiej podejść do całej sprawy 
na chłodno. Jak najciszej potrafiła, ruszyła do swojego łóżka żeby nie obudzić współlokatorek. Rzuciła okiem na łóżko Dorcas, by upewnić się, że śpi i stanęła jak wryta. Łóżko przyjaciółki było puste i nienagannie zasłane.
Ogarnęła ją lekka panika, była pewna, że Dorcas już dawno śpi, w ciągu całego wieczoru mignęła jej przed oczami tylko kilka razy. Lily była zbyt pochłonięta Colinem, żeby rozmyślać o przyjaciółce. Była przekonana, że ta dobrze się bawi. Teraz jednak się zaniepokoiła, usiadła na swoim łóżku, podkuliła nogi i położyła brodę na kolanach. Obawa o przyjaciółkę była silniejsza niż chęć zaśnięcia.
Sama nie wiedziała jak długo tak siedziała wpatrując się w łóżko Dorcas. Gdy drzwi dormitorium cicho skrzypnęły za oknem zaczynało już jaśnieć. 
          Dorcas wsunęła się do pokoju, na palcach podeszła do swojego łóżka i usiadła na nim. Właśnie ściągała prawego buta, gdy jej wzrok padł na łóżko Lily, wystraszona niespodziewanym widokiem, podskoczyła jak oparzona i pisnęła cicho.
- Lily, wystraszyłaś mnie. Dlaczego nie śpisz?
- Właśnie chciałam zapytać cię o to samo. Gdzie byłaś? Martwiłam się! 
- Zupełnie niepotrzebnie. Jak widzisz, jestem cała i zdrowa – wyszczebiotała Dorcas, unikając odpowiedzi.
- Gdzie byłaś? – Lily nie dawała za wygraną.
- Na randce.
- Na randce?!? Z kim? Dlaczego mi nie powiedziałaś, że wychodzisz.
- Byłaś tak zajęta Colinem, że nie chciałam wam przeszkadzać.
- Z kim???
- Z Syriuszem Blackiem – Dorcas spłonęła rumieńcem.
- Z Blackiem?! Zwariowałaś? Kiedy… przecież widziałam go jak odciągał Pottera 
od Colina…
- Tak, ja też to widziałam. Syriusz i Peter spili Jamesa. A jak udało im się w końcu posadzić go w fotelu… no… wiesz…
- Nie wiem. I czekam aż mi wyjaśnisz – Lily, była coraz bardziej poirytowana, 
ale przynajmniej dowiedziała się jak Potter znalazł się w fotelu.
- Przestań! Gadasz jak moja matka. Chłopaki ułożyli Jamesa spać, Syriusz też był już lekko podpity, ale wciąż bardzo miły, i… zaprosił mnie na spacer.
- Co takiego?
- Chcieliśmy porozmawiać, a wszędzie było zbyt głośno, w ich sypialni spał Remus…
- Już widzę jak Black chciał z tobą rozmawiać!!! Dorcas, on nie rozmawia z dziewczynami. On je uwodzi i porzuca!!!
- Też tak myślałam, ale zmieniłam zdanie po dzisiejszej nocy.
- I ciągał cię po zamku! – mówiła Lily, jakby nie słyszała przyjaciółki.
- Nie do końca tak było. Jak się przymkniesz, i dasz mi opowiedzieć to wszystkiego 
się dowiesz.
- Dobrze, już milczę, ale niczego nie pomijaj.
- A więc jak już mówiłam, tutaj było za głośno, więc Syriusz zaproponował, żebyśmy znaleźli jakieś cichsze miejsce. Z obawy przed Filchem, zabrał mnie do kryjówki Huncwotów na drugim piętrze.
- Do kryjówki?
- Tak, gdy byliśmy na trzecim roku, znaleźli tajne przejście obok klasy zaklęć, taka spora komnata, zapomniana od lat. Kiedyś, był tam jakiś magazyn, bo zapełniona jest starymi biurkami, ławkami i takimi innymi – Dorcas postanowiła pominąć, łóżka i materace – no więc, zabrał mnie tam, usiedliśmy i zaczęliśmy gadać. Opowiedział mi trochę o sobie, sama byłam zdziwiona, że tak się rozgadał, to chyba dlatego, że sobie popił. Uwierz mi Lily, ten zarozumiały bufon, to tak naprawdę mały, zagubiony chłopiec, który potrzebuje miłości.
- Oh, bo się rozpłaczę! – wtrąciła sarkastycznie Ruda – Co ci powiedział? Gdy był mały, mama wrzuciła go do wrzątku, i mózg mu się ugotował?
- Miałaś być cicho! Wiesz, że Syriusz, od dwóch lat mieszka u Potterów?
- Słucham? – Lily wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
- Matka, wyrzuciła go z domu. Rodzina Black’ów jest nieźle pokręcona. To bardzo stary, i bogaty ród, rozumiesz taka arystokracja wśród czarodziejów. Jego matce, nie podobało się, że trafił do Gryffindoru. Od tego się zaczęło, podobno zrobiła Dumbledore’owi awanturę, jak dotąd wszyscy Black’owie byli w Slytherinie.
Ale Syriusz był zadowolony, znalazł tu przyjaciół, zobaczył, że można żyć inaczej 
i zrozumiał, że czysta krew, nie jest najważniejsza. Zaczął się buntować przeciwko rodzicom a gdy matka zabroniła mu przyjaźnić się z Jamesem, Remusem i Peterem powiedział jej żeby sobie te zakazy… no wiesz co mam na myśli, ona wygoniła go z domu i powiedziała, że nie jest już jej synem!
- Boże, co to za kobieta? Ale przecież chłopaki pochodzą z magicznych rodzin!
- Tak, ale to zwyczajne rodziny, mieszkają gdzieś na wsi, przyjaźnią się ze zwykłymi mugolami, nie organizują przyjęć na 100 osób – Dorcas mrugnęła okiem – no wiesz, za niskie progi dla pani Black. Ale kontynuując, po tym jak matka go wypędziła, nie miał gdzie się podziać. James, zaprosił go do siebie i gdy Potterowie dowiedzieli się o całej sprawie, przygarnęli go i zaproponowali, by u nich zamieszkał. Syriusz mówi, że rodzice Jamesa to cudowni ludzie.
- Nie sądziłam, że Syriusz aż tyle ci opowie. W końcu nie każdemu mówi się takie rzeczy.
- Wierz mi, też byłam w szoku! Ja też opowiedziałam mu o swojej rodzinie, jak spędzamy święta, wakacje. Zadawał mi mnóstwo pytań, naprawdę był zainteresowany, tym co mówię – Dorcas spłonęła rumieńcem – A później Syriusz…
- Co?!? – Ruda zżerała ciekawość.
- Syriusz powiedział, że już dawno chciał… się ze mną umówić, ale nie było okazji, no i ta głupia sytuacja między tobą a Jamesem… chciał być lojalny wobec przyjaciela.
- Obgadywaliście mnie i Pottera jak dwie stare plotkary?!
- Nie pochlebiaj sobie! Mieliśmy ciekawsze rzeczy do roboty… pocałował mnie!!! – dziewczyna ukryła twarz w poduszce.
- Dorcas!!!
- No co? Całowaliśmy się!!! Było fantastycznie! Nie komentuj! Niczego się po nim 
nie spodziewam. Czy coś z tego będzie, okaże się jutro przy śniadaniu.
- Dzisiaj przy śniadaniu – poprawiła ją Lily – jestem całym sercem z tobą, i życzę ci jak najlepiej, ale bądź ostrożna i nie zapominaj, że to kawał drania.
- Jasne, jasne – Dorcas machnęła ręką – Ty już znasz całą prawdę, teraz opowiedz mi jak tobie minął wieczór. Po tym co zdążyłam zobaczyć, Colin nie jest już tylko twoim kolegą, prawda?
- Przed wejściem do pokoju wspólnego, zapytał mnie, czy zgodzę się być jego dziewczyną – teraz to Lily się zarumieniła.
- A ty się zgodziłaś!!!
- Tak.
- Cudownie! Colin to niezłe ciacho. Chyba niewiele masz do opowiadania, za dużo to wy dzisiaj nie rozmawialiście.
- Colin to mały pikuś, przy tym co wydarzyło się później. Ech, dużo by opowiadać.
- Nigdzie się nie spieszę.
Dorcas była szczera, i wyznała jej całą prawdę, Lily musiała postąpić tak samo. Opowiedziała przyjaciółce wszystko co wydarzyło się od momentu spięcia Colina z Potterem aż do pocałunku…
- No to faktycznie niezły bigos – skomentowała Dorcas – z jednej strony Colin, który jest już twoim chłopakiem. Z drugiej James, który szaleje za tobą i nie marnuje żadnej okazji, by ci o tym przypomnieć, no i na dodatek lepiej całuje… jesteś pewna, że dobrze wybrałaś?
Lily milczała przez chwilę, nie była pewna czy dokonała właściwego wyboru. Więcej plusów postawiła jednak po stronie Colina, mieli tyle wspólnych tematów do rozmów. Z Jamesem nigdy nie rozmawiała – tylko kłócili się ze sobą a to, że świetnie całował, to zdecydowanie za mało żeby zrezygnowała z Gordona, i ładowała się w niepewny związek z takim oszołomem jak Potter.
- Tak, to był dobry wybór – odpowiedziała w końcu.


Tymczasem w sypialni Huncwotów…


- No nieźle! Najpierw Peter opowiada mi, że zakochał się w jakiejś Julii. Teraz ty mi mówisz, że coś tam knujesz z Dorcas, ech brakuje tylko żeby Remus się obudził i zaczął opowiadać o jakimś ognistym romansie. – James westchnął teatralnie.
- Na to ostatnie akurat bym nie liczył, za bardzo starał się pilnować żebyś nie narozrabiał. Nie miał czasu na romanse – Syriusz wyszczerzył zęby – lepiej powiedz co zrobisz z Evans. Będziesz walczył?
- Dała mi jasno do zrozumienia, że nie zrezygnuje z Gordona, mogę tylko czekać aż się nim znudzi, a do tego czasu trzymam się mojego planu. Od poniedziałku poluję – w oczach Jamesa pojawił się niezdrowy błysk.
- Brawo! Tak trzymaj stary! A teraz wybacz, dnieje, a ja ledwo trzymam się na nogach, muszę się przespać przed śniadaniem. – Syriusz rzucił się na poduszki, potężnie ziewnął i natychmiast zasnął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz