Zaczarowany sufit wielkiej sali, pokryty był ciężkimi, ołowianymi chmurami, zwiastującymi deszcz. W sali było tłoczno i gwarno, gdyż większość uczniów przyszła już na śniadanie.
Lily jadła owsiankę, obserwując swoją przyjaciółkę. Nie mogła zrozumieć, co wprawia Dorcas w tak fantastyczny nastrój. Wciąż nie wierzyła w miłość Syriusza i w każdej chwili spodziewała się najgorszego – w przeciwieństwie do Dorcas.
Nic jednak nie wskazywało na to, że Black potraktował dziewczynę jak jednorazową zdobycz. Razem pojawili się na śniadaniu, spleceni w miłosnym uścisku, a teraz rzucali sobie namiętne spojrzenia, od których nawet Lily robiło się gorąco.
Postanowiła zakończyć obserwację tej pary i czekać na rozwój wydarzeń. Przeleciała wzrokiem po pozostałych znajomych. Remus, pogrążony w lekturze Proroka Codziennego, dopijał drugą filiżankę herbaty, James i Syriusz, dyskutowali o wieczornym treningu Quiditcha a Peter, lekko spocony skrobał coś zawzięcie po pergaminie.
- Peter, nad czym tak pracujesz? – Zapytała szczerze zaciekawiona. Chłopak wydawał się być wyjątkowo zaniepokojony.
- Muszę skończyć wypracowanie dla McGonagall – odpowiedział, nawet nie podnosząc głowy.
- Dlaczego nie zrobiłeś tego wczoraj?
- Późno wróciliśmy z Hogsmade, i jakoś wyleciało mi z głowy – bąknął pod nosem.
- Ach, no tak. Zapomniałam – uśmiechnęła się na myśl o randce Petera i Julii – pokaż to. – Wyciągnęła rękę przez stół, sięgając po wypracowanie Petera. Szybko przebiegając wzrokiem po tekście, zaczęła wykreślać niepoprawne zdania. – Jak Julia? – Zapytała na tyle cicho, by reszta ich nie usłyszała.
- Jest super! Umówiliśmy się na dzisiaj.
- Bardzo się cieszę. Trzymaj, teraz jest dobrze, tylko to przepisz. – Podała mu poprawione wypracowanie.
- Dzięki Lily – powiedział z ulgą, wyciągając z torby czysty pergamin.
Nagle przy stole Gryfonów, pojawiła się Laura. Rzuciła się Jamesowi na plecy i pocałowała go w policzek.
- Cześć! – Wyszczebiotała – Może skończymy dziś to, co zaczęliśmy wczoraj?
- Niestety, wieczorem mam trening – odpowiedział, zmieszany.
Lily wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia, zakłopotany Potter, to nie był codzienny widok.
- Trudno, może innym razem – wyszeptała, zalotnie przygryzając płatek jego ucha – do zobaczenia Tygrysie! – Pożegnała się i odeszła do swojego stołu.
Syriusz, który trzymał przy ustach filiżankę z kawą, zachłysnął się i zaczął kaszleć, opryskując stół resztkami kawy.
- Wow Tygrysie! – Zaśmiał się głośno – Twoja kotka, czeka na ciebie!
- Zamknij się, bo zaraz wepchnę ci tą filiżankę w twoją niewyparzoną gębę – wściekł się James. Rozejrzał się po pozostałych znajomych. Remus dusił się ze śmiechu, ukryty za Prorokiem, Dorcas i Peter udawali, że niczego nie słyszeli, uśmiechając się głupkowato. Natomiast Lily, purpurowa na twarzy, krztusiła się niemym śmiechem. W kącikach jej oczu pojawiły się małe łezki. Podniosła się szybko i zarzuciła torbę na ramię.
- Do zobaczenia… Tygrysie! – Nie mogąc już dłużej wytrzymać, wybuchła głośnym, histerycznym śmiechem. Chwilę później, dołączyła do niej reszta przyjaciół.
James, czerwony jak burak uderzył głową w stół.
*
- No dobra, sezon na „kurwa, ale zimno”, zamiast „cześć” uważam za otwarty! – Powiedział Syriusz, rozcierając zmarznięte ręce.
Właśnie wracali ze stadionu, po długim, i męczącym treningu. Deszcz padał na ich twarze, a zimny wiatr, rozwiewał przemoczone szaty. Weszli do szatni, odstawili miotły do szafek i wskoczyli pod prysznic.
Syriusz w ekspresowym tempie, zaczął namydlać swoje ciało, i już po pięciu minutach ubierał się w suche ciuchy.
- Gdzie się tak spieszysz? – Zdziwił się James, zmywając z włosów szampon.
- Dorcas czeka! – Wyszczerzył zęby, Black – Gorąca i namiętna!
- No tak, idź się rozgrzewać. – Zaśmiał się Potter.
Pozostali zawodnicy opuścili już szatnię, jednak James wciąż stał pod prysznicem. Nie spieszno mu było wychodzić na zimny deszcz. Zamknął oczy i oparł dłonie o ścianę, pozwalając by gorące strumienie wody spływały mu po głowie i plecach.
Drgnął wystraszony, gdy czyjeś chłodne dłonie oplotły się wokół jego bioder. Odwrócił się powoli, i ujrzał nagą Laurę, uśmiechającą się ponętnie.
- Cześć mała! – Przywitał się, obejmując ją ramionami. Nie spodziewał się, że spotka go taka niespodzianka po koszmarnym treningu.
- Strasznie dziś zimno, więc pomyślałam, że cię trochę rozgrzeję – pocałowała Jamesa, przygryzając jego dolną wargę.
- Tak, to był genialny pomysł.
Zsunęła dłonie na pośladki Rogacza, i przysunęła się jeszcze bliżej. Na brzuchu poczuła twardą, męskość chłopaka. Uśmiechnęła się i z wyrazem triumfu na twarzy, zaczęła całować go jeszcze namiętniej.
Zarzucił sobie jej nogę na biodro, i rozpoczął powolne zapoznawanie się z jej nagim ciałem. Chwycił w dłonie, jędrne piersi – bez stanika, były zdecydowanie przyjemniejsze w dotyku. Obsypał pocałunkami jej policzek, szyję, aż dotarł do twardego sutka. Przygryzł go delikatnie, Laura jęknęła z rozkoszy. Dłoń Jamesa, znów powędrowała niżej, po udzie, pośladku, by wreszcie dotrzeć do zagłębienia między nogami. Delikatnie wsunął w nią jeden palec i zatoczył nim okrąg. Krzyknęła i odchyliła głowę do tyłu, pozwalając by gorąca woda, spłynęła po jej twarzy.
Stanęła obiema nogami na podłodze, położyła mu dłonie na torsie, w ślad za nimi podążyły usta, tors, brzuch… uklękła przed nim i chwyciła jego męskość w obie dłonie. Uśmiechnęła się usatysfakcjonowana jego rozmiarami. On także się uśmiechnął.
Wciągnął głośno powietrze, gdy poczuł zaciskające się na nim gorące usta Laury. Oparł dłonie o ścianę i zamknął oczy, delektując się wrażeniami. Oddech mu przyspieszył, znów się uśmiechnął pod nosem, bo zdał sobie sprawę, że Laura nie zachowuje się jak nowicjuszka. Doskonale wiedziała, co robić, by rozbudzić żądzę w mężczyźnie. W ciągu kilku chwil, oplotła go sobie wokół palca, i choćby zjawił się tu teraz sam Dumbledore, James nie byłby w stanie przerwać tego miłosnego aktu. Musiał ją posiąść! Tu i teraz!
Chwycił ją za głowę, dając do zrozumienia, żeby wstała. Modlił się w duchu, by prezerwatywy, które trzymał w szafce, wciąż leżały na swoim miejscu.
- Zaczekaj kotku – wysapał, całując ją w usta – muszę skoczyć do szafki.
- Przygotowałam się – uśmiechnięta, sięgnęła na półeczkę, gdzie ukryła małą błyszczącą torebeczkę.
- Cudownie. – Zabrał od niej paczuszkę, patrząc jej w oczy, rozerwał ją zębami i szybko nałożył prezerwatywę.
Złapał ją za uda i oplótł sobie jej nogi, wokół własnych bioder. Chwycił ją za pośladki, i zanurzył się w jej ciasnym, wilgotnym wnętrzu. Jednocześnie jęknęli z zachwytem. Zaczął poruszać się wolno, wchodząc najgłębiej jak się dało. Laura stęknęła głośno, wygięła się do tyłu, czując zbliżający się orgazm.
Wiedząc, co za chwilę nastąpi, zaczął poruszać się szybciej i nieco brutalniej. Dziewczyna wbiła mu paznokcie w plecy i zastygła w bezruchu, wstrzymując oddech. Wykonał jeszcze kilka szybkich ruchów i poczuł, jak przyjemny dreszcz rozchodzi się po jego ciele, zwiastując szczytowanie.
Krzyknął głośno, przyciskając mocniej, Laurę do ściany. Złożył głowę na jej ramieniu i uśmiechnął się szczęśliwy. Już dawno nie czuł się tak zrelaksowany.
Wyszedł z niej i przytulił mocno do siebie, składając na ustach jeszcze jeden, namiętny pocałunek. Stali tak kilka chwil, czekając aż ich oddech się uspokoją, a serca wrócą do normalnego rytmu.
- Rozgrzany? – Zapytała, uśmiechając się figlarnie.
- Jak diabli – zaśmiał się, zakręcając wodę i owijając się w biodrach ręcznikiem.
- Jesteś wspaniały – szepnęła, wspinając się na palce i kąsając go w dolną wargę.
- Ty także jesteś znakomita. Zaskoczyłaś mnie, mała.
- Nie jestem grzeczną dziewczynką, za jaką mnie miałeś.
- Powinienem się bać?
- Nie, wiedz tylko, że ciężko mnie zadowolić.
- Myślę, że jakoś sobie poradzimy – wyszedł z pod prysznica i podał Laurze biały ręcznik.
Wycierając włosy, obserwował jak dziewczyna, wkłada na siebie spodnie i koszulkę.
- Nigdy nie nosisz bielizny?
- Czasami noszę – zaśmiała się – Do zobaczenia Tygrysie.
Zarzuciła na głowę kaptur, i wybiegła z szatni, wpuszczając do pomieszczenia chłodne powietrze.
Założył jeansy i zaśmiał się głośno. Spodziewał się roztrzepanej małolaty a trafił seksbombę.
„Seksbomby, kończą najczęściej, jako niewypały”, podpowiadał mu głos rozsądku. Jakiś czas temu, postanowił sobie, że nie będzie go słuchał, więc i teraz go zignorował.
Założył kurtkę, i w ślad za Laurą opuścił szatnię.
Wszedł do pokoju wspólnego, i bezceremonialnie rozsiadł się na kanapie, sprawiając, że siedzący tam wcześniej, Syriusz i Dorcas, o mało z niej nie zlecieli. Dziewczyna pisnęła oburzona, natomiast Syriusz, wyrzucił z siebie potok przekleństw. James, wciąż ich ignorując, uśmiechał się promiennie.
- Skarbie, możesz mnie na chwilę zostawić z tym pajacem? – Black pocałował dziewczynę w czoło.
Niezadowolona, wstała i odeszła do swojego dormitorium.
- Znam ten kretyński uśmiech! Coś długo wracałeś z tego treningu.
- Zdaje ci się – Rogacz wzruszył ramionami.
- Nie pierdol stary! Rozdziewiczyłeś Laurę!!!
- Nie była dziewicą.
- O żesz, ja pierdolę!!! – Syriusz wytrzeszczył oczy i zerwał się z kanapy – Chyba żartujesz!
- Nie żartuję. Sama wpakowała mi się pod prysznic, nawet własne gumy przyniosła.
- Kurwa, co się dzieje z tą dzisiejszą młodzieżą!
Obaj parsknęli głośnym śmiechem. James kątem oka zauważył, przechodzącą obok Lily, która przyglądała im się z zaciekawieniem. Odwrócił głowę i puścił do niej oko, zaczerwieniła się i przyspieszyła kroku. Zaśmiał się jeszcze głośniej, był w tak doskonałym humorze, że nic nie mogło go zdenerwować.
***
Dorcas, obudziło głośne stukanie kropel deszczu o parapet. Usiadła na łóżku i przetarła zaspane oczy. Nie była pewna, która jest godzina, na zewnątrz wciąż było ciemno. Wygrzebała się z koca i cicho wymknęła do łazienki. Dopiero tutaj spojrzała na zegarek – było kilka minut po piątej. Powrót do łóżka nie miał sensu, i tak by nie zasnęła. Napuściła do wanny gorącej wody, i dodała do niej kilka kropel olejku zapachowego. Zanurzyła się w wodzie z cichym westchnieniem.
Zamknęła oczy i uśmiechnęła się do swoich myśli, przywołała wspomnienie, tych kilku cudownych godzin spędzonych wczorajszego popołudnia z Syriuszem. Zachichotała zawstydzona. Black był obłędny, a ona dała się porwać w ten obłęd bez najmniejszych sprzeciwów. Wciąż czuła na swym ciele, jego gorące dłonie, a usta miała spuchnięte od pocałunków. Jeżeli to wszystko, co jej wówczas mówił i z nią robił, było kłamstwem, to modliła się w duchu, żeby okłamywał ją w nieskończoność.
Wciąż nie miała odwagi, powiedzieć Lily, że straciła dziewictwo z Syriuszem Blackiem, Jej przyjaciółka zmyłaby jej głowę za taką lekkomyślność. Dorcas nie miała do niej żalu, wiedziała, że Lily się o nią martwi, ale w tej chwili, nic jej to nie obchodziło. Fakt, że Syriusz, był strasznym babiarzem, i w każdej chwili mógł się nią znudzić, nic dla niej nie znaczyła. Postanowiła żyć chwilą i czerpać garściami z tego, co jej dano.
Wyszła z wanny i opatulona szlafrokiem, zabrała się za rozczesywanie zmierzwionych włosów. Po piętnastu minutach, całkowicie ubrana, opuściła łazienkę.
Jej współlokatorki wciąż spały, aby ich nie obudzić, chwyciła książkę z nocnego stolika, i cicho wymknęła się z dormitorium. W pokoju wspólnym, także panowała absolutna cisza. Rozsiadła się wygodnie w fotelu, przed kominkiem i pogrążyła się w lekturze.
Na dworze zaczynało jaśnieć, gdy ciszę przerwało skrzypnięcie zawiasów, portretu Grubej Damy. Zaskoczona spojrzała na dziurę pod portretem…
- Nie było tak źle. – James, pocieszająco poklepał Remusa po plecach – Byłeś dziś wyjątkowo grzeczny.
- Bolą mnie wszystkie mięśnie – wystękał Lupin, krzywiąc się – głowa mi pęka.
- Mogę podskoczyć po eliksir, jak chcesz? – Zapytał Syriusz.
- Dzięki, nie trzeba. Muszę się przespać. Jak tam Glizdku?
- Niech was cholera weźmie! – Bąknął Peter – Ledwie was dogoniłem, myślałem, że zostanę w tym zasranym lesie do rana!
- Trzeba było bardziej się starać. Mogłeś wybrać jakieś bardziej skomplikowane zwie…
Wszyscy czterej stanęli jak wryci, na widok siedzącej w fotelu Dorcas. Popatrzyli po sobie, spanikowani, zastanawiając się, co powinni zrobić.
- Dzień dobry – odezwała się pierwsza.
- Dobranoc – odpowiedział James, chwytając Remusa za barki, i pchając go w stronę dormitorium chłopców – zajmij się nią, tylko gęba na kłódkę! – Szepnął do Syriusza i razem z Peterem i Remusem, zniknęli na schodach.
- Cześć – posłał jej jeden z tych uśmiechów, od których zapierało jej dech w piersi. Przysiadł na poręczy fotela, i cmoknął ją przelotnie w usta. – Czytasz o szóstej rano?
- Nie mogłam spać – poczuła się jak idiotka, to on powinien się tłumaczyć a nie ona.
- Hmm… możemy coś z tym zrobić – uwodzicielsko zmrużył oczy, i wpił się ustami w jej usta.
Skrzywiła się, był zimny i mokry. Zmarszczyła nos, bo śmierdział jak mokry pies. Odsunęła się i spojrzała na niego zaniepokojona.
- Gdzie byliście? – Zapytała.
- Pobiegać – Syriusz wzruszył ramionami. Powiedział to takim tonem, jakby bieganie o świcie, podczas deszczu, w zimny listopadowy dzień, było czymś oczywistym.
- Biegaliście? Chyba żartujesz!
- Dlaczego tak myślisz? Często biegamy z chłopakami, tak dla zdrowia, żeby zachować dobrą kondycję – uśmiechnął się szeroko i znów ją pocałował. Jedną dłonią chwycił ją za kark, drugą zacisnął na jej piersi. Jęknęła cicho, zarzucając mu ręce na szyję. Całował ją namiętnie, kilka chwil, po czym uwolnił się z jej objęć i wstał.
- Jestem cały mokry, muszę wziąć prysznic – uśmiechnął się uwodzicielsko – muszę lecieć. Do zobaczenia na obiedzie. – Puścił do niej oko i pędem rzucił się w kierunku schodów.
- Do zobaczenia – wydukała, wciąż oszołomiona jego spojrzeniem. Dopiero, gdy drzwi dormitorium zatrzasnęły się za Syriuszem, dotarł do niej sens jego słów.
Zerwała się z fotela z otwartymi ustami, jednak nie wypowiedziała ani słowa. Stała tak dłuższą chwilę, rozmyślając. Huncwoci, biegający dla sportu, bladym świtem, w czasie listopadowych deszczy. I jeszcze zamierzali pojawić się dopiero w porze obiadu, to wszystko było bardziej niż dziwne. Szybkim krokiem, ruszyła do sypialni dziewcząt, mając nadzieję, że Lily już nie spała. Weszła do pokoju i spojrzała na przyjaciółkę, która stojąc przed lustrem, próbowała doprowadzić do ładu, swoje rude włosy.
- Cześć – wyszeptała, siadając na łóżku Lily.
- Dorcas, gdzie się podziewałaś?
- Byłam na dole i czytałam. Nie mogłam już spać – wyjaśniła – słuchaj, właśnie zdarzyło się coś dziwnego.
Dorcas opowiedziała Lily, wszystko, co wydarzyło się w pokoju wspólnym i podzieliła się z nią swoimi obawami, jednak jej historia, nie zrobiła na przyjaciółce takiego wrażenia, jak oczekiwała.
- Lily, naprawdę nie wydaje ci się to dziwne? – Dorcas, ze złości zacisnęła pięści.
- No dobrze, dziwię się, że chce im się wstawać w taką pogodę – westchnęła – wierz mi Dorcas, jogging wśród mugoli, to bardzo popularny sport, widocznie wśród czarodziejów również.
- Nie, Lily. Czarodzieje nie uprawiają joggingu!
- No to może Thomas, kazał im poprawić formę, przed meczem – poirytowana, przewróciła oczami.
- Peter i Remus nie są w drużynie – Dorcas nie dawała za wygraną.
- O matko! Może dotrzymywali towarzystwa, Potterowi i Blackowi! Odpuść sobie! Idziemy na śniadanie, umieram z głodu. – Lily odwróciła się od lustra i opuściła sypialnię. Niepocieszona Dorcas, podążyła za przyjaciółką.
Lily jadła owsiankę, obserwując swoją przyjaciółkę. Nie mogła zrozumieć, co wprawia Dorcas w tak fantastyczny nastrój. Wciąż nie wierzyła w miłość Syriusza i w każdej chwili spodziewała się najgorszego – w przeciwieństwie do Dorcas.
Nic jednak nie wskazywało na to, że Black potraktował dziewczynę jak jednorazową zdobycz. Razem pojawili się na śniadaniu, spleceni w miłosnym uścisku, a teraz rzucali sobie namiętne spojrzenia, od których nawet Lily robiło się gorąco.
Postanowiła zakończyć obserwację tej pary i czekać na rozwój wydarzeń. Przeleciała wzrokiem po pozostałych znajomych. Remus, pogrążony w lekturze Proroka Codziennego, dopijał drugą filiżankę herbaty, James i Syriusz, dyskutowali o wieczornym treningu Quiditcha a Peter, lekko spocony skrobał coś zawzięcie po pergaminie.
- Peter, nad czym tak pracujesz? – Zapytała szczerze zaciekawiona. Chłopak wydawał się być wyjątkowo zaniepokojony.
- Muszę skończyć wypracowanie dla McGonagall – odpowiedział, nawet nie podnosząc głowy.
- Dlaczego nie zrobiłeś tego wczoraj?
- Późno wróciliśmy z Hogsmade, i jakoś wyleciało mi z głowy – bąknął pod nosem.
- Ach, no tak. Zapomniałam – uśmiechnęła się na myśl o randce Petera i Julii – pokaż to. – Wyciągnęła rękę przez stół, sięgając po wypracowanie Petera. Szybko przebiegając wzrokiem po tekście, zaczęła wykreślać niepoprawne zdania. – Jak Julia? – Zapytała na tyle cicho, by reszta ich nie usłyszała.
- Jest super! Umówiliśmy się na dzisiaj.
- Bardzo się cieszę. Trzymaj, teraz jest dobrze, tylko to przepisz. – Podała mu poprawione wypracowanie.
- Dzięki Lily – powiedział z ulgą, wyciągając z torby czysty pergamin.
Nagle przy stole Gryfonów, pojawiła się Laura. Rzuciła się Jamesowi na plecy i pocałowała go w policzek.
- Cześć! – Wyszczebiotała – Może skończymy dziś to, co zaczęliśmy wczoraj?
- Niestety, wieczorem mam trening – odpowiedział, zmieszany.
Lily wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia, zakłopotany Potter, to nie był codzienny widok.
- Trudno, może innym razem – wyszeptała, zalotnie przygryzając płatek jego ucha – do zobaczenia Tygrysie! – Pożegnała się i odeszła do swojego stołu.
Syriusz, który trzymał przy ustach filiżankę z kawą, zachłysnął się i zaczął kaszleć, opryskując stół resztkami kawy.
- Wow Tygrysie! – Zaśmiał się głośno – Twoja kotka, czeka na ciebie!
- Zamknij się, bo zaraz wepchnę ci tą filiżankę w twoją niewyparzoną gębę – wściekł się James. Rozejrzał się po pozostałych znajomych. Remus dusił się ze śmiechu, ukryty za Prorokiem, Dorcas i Peter udawali, że niczego nie słyszeli, uśmiechając się głupkowato. Natomiast Lily, purpurowa na twarzy, krztusiła się niemym śmiechem. W kącikach jej oczu pojawiły się małe łezki. Podniosła się szybko i zarzuciła torbę na ramię.
- Do zobaczenia… Tygrysie! – Nie mogąc już dłużej wytrzymać, wybuchła głośnym, histerycznym śmiechem. Chwilę później, dołączyła do niej reszta przyjaciół.
James, czerwony jak burak uderzył głową w stół.
*
- No dobra, sezon na „kurwa, ale zimno”, zamiast „cześć” uważam za otwarty! – Powiedział Syriusz, rozcierając zmarznięte ręce.
Właśnie wracali ze stadionu, po długim, i męczącym treningu. Deszcz padał na ich twarze, a zimny wiatr, rozwiewał przemoczone szaty. Weszli do szatni, odstawili miotły do szafek i wskoczyli pod prysznic.
Syriusz w ekspresowym tempie, zaczął namydlać swoje ciało, i już po pięciu minutach ubierał się w suche ciuchy.
- Gdzie się tak spieszysz? – Zdziwił się James, zmywając z włosów szampon.
- Dorcas czeka! – Wyszczerzył zęby, Black – Gorąca i namiętna!
- No tak, idź się rozgrzewać. – Zaśmiał się Potter.
Pozostali zawodnicy opuścili już szatnię, jednak James wciąż stał pod prysznicem. Nie spieszno mu było wychodzić na zimny deszcz. Zamknął oczy i oparł dłonie o ścianę, pozwalając by gorące strumienie wody spływały mu po głowie i plecach.
Drgnął wystraszony, gdy czyjeś chłodne dłonie oplotły się wokół jego bioder. Odwrócił się powoli, i ujrzał nagą Laurę, uśmiechającą się ponętnie.
- Cześć mała! – Przywitał się, obejmując ją ramionami. Nie spodziewał się, że spotka go taka niespodzianka po koszmarnym treningu.
- Strasznie dziś zimno, więc pomyślałam, że cię trochę rozgrzeję – pocałowała Jamesa, przygryzając jego dolną wargę.
- Tak, to był genialny pomysł.
Zsunęła dłonie na pośladki Rogacza, i przysunęła się jeszcze bliżej. Na brzuchu poczuła twardą, męskość chłopaka. Uśmiechnęła się i z wyrazem triumfu na twarzy, zaczęła całować go jeszcze namiętniej.
Zarzucił sobie jej nogę na biodro, i rozpoczął powolne zapoznawanie się z jej nagim ciałem. Chwycił w dłonie, jędrne piersi – bez stanika, były zdecydowanie przyjemniejsze w dotyku. Obsypał pocałunkami jej policzek, szyję, aż dotarł do twardego sutka. Przygryzł go delikatnie, Laura jęknęła z rozkoszy. Dłoń Jamesa, znów powędrowała niżej, po udzie, pośladku, by wreszcie dotrzeć do zagłębienia między nogami. Delikatnie wsunął w nią jeden palec i zatoczył nim okrąg. Krzyknęła i odchyliła głowę do tyłu, pozwalając by gorąca woda, spłynęła po jej twarzy.
Stanęła obiema nogami na podłodze, położyła mu dłonie na torsie, w ślad za nimi podążyły usta, tors, brzuch… uklękła przed nim i chwyciła jego męskość w obie dłonie. Uśmiechnęła się usatysfakcjonowana jego rozmiarami. On także się uśmiechnął.
Wciągnął głośno powietrze, gdy poczuł zaciskające się na nim gorące usta Laury. Oparł dłonie o ścianę i zamknął oczy, delektując się wrażeniami. Oddech mu przyspieszył, znów się uśmiechnął pod nosem, bo zdał sobie sprawę, że Laura nie zachowuje się jak nowicjuszka. Doskonale wiedziała, co robić, by rozbudzić żądzę w mężczyźnie. W ciągu kilku chwil, oplotła go sobie wokół palca, i choćby zjawił się tu teraz sam Dumbledore, James nie byłby w stanie przerwać tego miłosnego aktu. Musiał ją posiąść! Tu i teraz!
Chwycił ją za głowę, dając do zrozumienia, żeby wstała. Modlił się w duchu, by prezerwatywy, które trzymał w szafce, wciąż leżały na swoim miejscu.
- Zaczekaj kotku – wysapał, całując ją w usta – muszę skoczyć do szafki.
- Przygotowałam się – uśmiechnięta, sięgnęła na półeczkę, gdzie ukryła małą błyszczącą torebeczkę.
- Cudownie. – Zabrał od niej paczuszkę, patrząc jej w oczy, rozerwał ją zębami i szybko nałożył prezerwatywę.
Złapał ją za uda i oplótł sobie jej nogi, wokół własnych bioder. Chwycił ją za pośladki, i zanurzył się w jej ciasnym, wilgotnym wnętrzu. Jednocześnie jęknęli z zachwytem. Zaczął poruszać się wolno, wchodząc najgłębiej jak się dało. Laura stęknęła głośno, wygięła się do tyłu, czując zbliżający się orgazm.
Wiedząc, co za chwilę nastąpi, zaczął poruszać się szybciej i nieco brutalniej. Dziewczyna wbiła mu paznokcie w plecy i zastygła w bezruchu, wstrzymując oddech. Wykonał jeszcze kilka szybkich ruchów i poczuł, jak przyjemny dreszcz rozchodzi się po jego ciele, zwiastując szczytowanie.
Krzyknął głośno, przyciskając mocniej, Laurę do ściany. Złożył głowę na jej ramieniu i uśmiechnął się szczęśliwy. Już dawno nie czuł się tak zrelaksowany.
Wyszedł z niej i przytulił mocno do siebie, składając na ustach jeszcze jeden, namiętny pocałunek. Stali tak kilka chwil, czekając aż ich oddech się uspokoją, a serca wrócą do normalnego rytmu.
- Rozgrzany? – Zapytała, uśmiechając się figlarnie.
- Jak diabli – zaśmiał się, zakręcając wodę i owijając się w biodrach ręcznikiem.
- Jesteś wspaniały – szepnęła, wspinając się na palce i kąsając go w dolną wargę.
- Ty także jesteś znakomita. Zaskoczyłaś mnie, mała.
- Nie jestem grzeczną dziewczynką, za jaką mnie miałeś.
- Powinienem się bać?
- Nie, wiedz tylko, że ciężko mnie zadowolić.
- Myślę, że jakoś sobie poradzimy – wyszedł z pod prysznica i podał Laurze biały ręcznik.
Wycierając włosy, obserwował jak dziewczyna, wkłada na siebie spodnie i koszulkę.
- Nigdy nie nosisz bielizny?
- Czasami noszę – zaśmiała się – Do zobaczenia Tygrysie.
Zarzuciła na głowę kaptur, i wybiegła z szatni, wpuszczając do pomieszczenia chłodne powietrze.
Założył jeansy i zaśmiał się głośno. Spodziewał się roztrzepanej małolaty a trafił seksbombę.
„Seksbomby, kończą najczęściej, jako niewypały”, podpowiadał mu głos rozsądku. Jakiś czas temu, postanowił sobie, że nie będzie go słuchał, więc i teraz go zignorował.
Założył kurtkę, i w ślad za Laurą opuścił szatnię.
Wszedł do pokoju wspólnego, i bezceremonialnie rozsiadł się na kanapie, sprawiając, że siedzący tam wcześniej, Syriusz i Dorcas, o mało z niej nie zlecieli. Dziewczyna pisnęła oburzona, natomiast Syriusz, wyrzucił z siebie potok przekleństw. James, wciąż ich ignorując, uśmiechał się promiennie.
- Skarbie, możesz mnie na chwilę zostawić z tym pajacem? – Black pocałował dziewczynę w czoło.
Niezadowolona, wstała i odeszła do swojego dormitorium.
- Znam ten kretyński uśmiech! Coś długo wracałeś z tego treningu.
- Zdaje ci się – Rogacz wzruszył ramionami.
- Nie pierdol stary! Rozdziewiczyłeś Laurę!!!
- Nie była dziewicą.
- O żesz, ja pierdolę!!! – Syriusz wytrzeszczył oczy i zerwał się z kanapy – Chyba żartujesz!
- Nie żartuję. Sama wpakowała mi się pod prysznic, nawet własne gumy przyniosła.
- Kurwa, co się dzieje z tą dzisiejszą młodzieżą!
Obaj parsknęli głośnym śmiechem. James kątem oka zauważył, przechodzącą obok Lily, która przyglądała im się z zaciekawieniem. Odwrócił głowę i puścił do niej oko, zaczerwieniła się i przyspieszyła kroku. Zaśmiał się jeszcze głośniej, był w tak doskonałym humorze, że nic nie mogło go zdenerwować.
***
Dorcas, obudziło głośne stukanie kropel deszczu o parapet. Usiadła na łóżku i przetarła zaspane oczy. Nie była pewna, która jest godzina, na zewnątrz wciąż było ciemno. Wygrzebała się z koca i cicho wymknęła do łazienki. Dopiero tutaj spojrzała na zegarek – było kilka minut po piątej. Powrót do łóżka nie miał sensu, i tak by nie zasnęła. Napuściła do wanny gorącej wody, i dodała do niej kilka kropel olejku zapachowego. Zanurzyła się w wodzie z cichym westchnieniem.
Zamknęła oczy i uśmiechnęła się do swoich myśli, przywołała wspomnienie, tych kilku cudownych godzin spędzonych wczorajszego popołudnia z Syriuszem. Zachichotała zawstydzona. Black był obłędny, a ona dała się porwać w ten obłęd bez najmniejszych sprzeciwów. Wciąż czuła na swym ciele, jego gorące dłonie, a usta miała spuchnięte od pocałunków. Jeżeli to wszystko, co jej wówczas mówił i z nią robił, było kłamstwem, to modliła się w duchu, żeby okłamywał ją w nieskończoność.
Wciąż nie miała odwagi, powiedzieć Lily, że straciła dziewictwo z Syriuszem Blackiem, Jej przyjaciółka zmyłaby jej głowę za taką lekkomyślność. Dorcas nie miała do niej żalu, wiedziała, że Lily się o nią martwi, ale w tej chwili, nic jej to nie obchodziło. Fakt, że Syriusz, był strasznym babiarzem, i w każdej chwili mógł się nią znudzić, nic dla niej nie znaczyła. Postanowiła żyć chwilą i czerpać garściami z tego, co jej dano.
Wyszła z wanny i opatulona szlafrokiem, zabrała się za rozczesywanie zmierzwionych włosów. Po piętnastu minutach, całkowicie ubrana, opuściła łazienkę.
Jej współlokatorki wciąż spały, aby ich nie obudzić, chwyciła książkę z nocnego stolika, i cicho wymknęła się z dormitorium. W pokoju wspólnym, także panowała absolutna cisza. Rozsiadła się wygodnie w fotelu, przed kominkiem i pogrążyła się w lekturze.
Na dworze zaczynało jaśnieć, gdy ciszę przerwało skrzypnięcie zawiasów, portretu Grubej Damy. Zaskoczona spojrzała na dziurę pod portretem…
- Nie było tak źle. – James, pocieszająco poklepał Remusa po plecach – Byłeś dziś wyjątkowo grzeczny.
- Bolą mnie wszystkie mięśnie – wystękał Lupin, krzywiąc się – głowa mi pęka.
- Mogę podskoczyć po eliksir, jak chcesz? – Zapytał Syriusz.
- Dzięki, nie trzeba. Muszę się przespać. Jak tam Glizdku?
- Niech was cholera weźmie! – Bąknął Peter – Ledwie was dogoniłem, myślałem, że zostanę w tym zasranym lesie do rana!
- Trzeba było bardziej się starać. Mogłeś wybrać jakieś bardziej skomplikowane zwie…
Wszyscy czterej stanęli jak wryci, na widok siedzącej w fotelu Dorcas. Popatrzyli po sobie, spanikowani, zastanawiając się, co powinni zrobić.
- Dzień dobry – odezwała się pierwsza.
- Dobranoc – odpowiedział James, chwytając Remusa za barki, i pchając go w stronę dormitorium chłopców – zajmij się nią, tylko gęba na kłódkę! – Szepnął do Syriusza i razem z Peterem i Remusem, zniknęli na schodach.
- Cześć – posłał jej jeden z tych uśmiechów, od których zapierało jej dech w piersi. Przysiadł na poręczy fotela, i cmoknął ją przelotnie w usta. – Czytasz o szóstej rano?
- Nie mogłam spać – poczuła się jak idiotka, to on powinien się tłumaczyć a nie ona.
- Hmm… możemy coś z tym zrobić – uwodzicielsko zmrużył oczy, i wpił się ustami w jej usta.
Skrzywiła się, był zimny i mokry. Zmarszczyła nos, bo śmierdział jak mokry pies. Odsunęła się i spojrzała na niego zaniepokojona.
- Gdzie byliście? – Zapytała.
- Pobiegać – Syriusz wzruszył ramionami. Powiedział to takim tonem, jakby bieganie o świcie, podczas deszczu, w zimny listopadowy dzień, było czymś oczywistym.
- Biegaliście? Chyba żartujesz!
- Dlaczego tak myślisz? Często biegamy z chłopakami, tak dla zdrowia, żeby zachować dobrą kondycję – uśmiechnął się szeroko i znów ją pocałował. Jedną dłonią chwycił ją za kark, drugą zacisnął na jej piersi. Jęknęła cicho, zarzucając mu ręce na szyję. Całował ją namiętnie, kilka chwil, po czym uwolnił się z jej objęć i wstał.
- Jestem cały mokry, muszę wziąć prysznic – uśmiechnął się uwodzicielsko – muszę lecieć. Do zobaczenia na obiedzie. – Puścił do niej oko i pędem rzucił się w kierunku schodów.
- Do zobaczenia – wydukała, wciąż oszołomiona jego spojrzeniem. Dopiero, gdy drzwi dormitorium zatrzasnęły się za Syriuszem, dotarł do niej sens jego słów.
Zerwała się z fotela z otwartymi ustami, jednak nie wypowiedziała ani słowa. Stała tak dłuższą chwilę, rozmyślając. Huncwoci, biegający dla sportu, bladym świtem, w czasie listopadowych deszczy. I jeszcze zamierzali pojawić się dopiero w porze obiadu, to wszystko było bardziej niż dziwne. Szybkim krokiem, ruszyła do sypialni dziewcząt, mając nadzieję, że Lily już nie spała. Weszła do pokoju i spojrzała na przyjaciółkę, która stojąc przed lustrem, próbowała doprowadzić do ładu, swoje rude włosy.
- Cześć – wyszeptała, siadając na łóżku Lily.
- Dorcas, gdzie się podziewałaś?
- Byłam na dole i czytałam. Nie mogłam już spać – wyjaśniła – słuchaj, właśnie zdarzyło się coś dziwnego.
Dorcas opowiedziała Lily, wszystko, co wydarzyło się w pokoju wspólnym i podzieliła się z nią swoimi obawami, jednak jej historia, nie zrobiła na przyjaciółce takiego wrażenia, jak oczekiwała.
- Lily, naprawdę nie wydaje ci się to dziwne? – Dorcas, ze złości zacisnęła pięści.
- No dobrze, dziwię się, że chce im się wstawać w taką pogodę – westchnęła – wierz mi Dorcas, jogging wśród mugoli, to bardzo popularny sport, widocznie wśród czarodziejów również.
- Nie, Lily. Czarodzieje nie uprawiają joggingu!
- No to może Thomas, kazał im poprawić formę, przed meczem – poirytowana, przewróciła oczami.
- Peter i Remus nie są w drużynie – Dorcas nie dawała za wygraną.
- O matko! Może dotrzymywali towarzystwa, Potterowi i Blackowi! Odpuść sobie! Idziemy na śniadanie, umieram z głodu. – Lily odwróciła się od lustra i opuściła sypialnię. Niepocieszona Dorcas, podążyła za przyjaciółką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz