Słońce schowało się już za horyzont, a
na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, gdy Ekspres Londyn – Hogwart dotarł
wreszcie do małej, zabytkowej stacji w Hogsmeade. Cichy i opustoszały peron
szybko zapełnił się uczniami, którzy taszczyli swe wielkie kufry i klatki ze
zwierzętami najróżniejszych gatunków – poczynając od małych białych myszek na
ogromnych brązowych puchaczach kończąc.
Wśród gwaru
rozmów i całego zamieszania wyraźnie przebijał się donośny głos gajowego
Hogwartu.
-
Pirszoroczni tutaj! – Krzyczał donośnym basem.
Wielkiego
pół – olbrzyma Hagrida nie sposób było przegapić. Stał na końcu peronu ubrany w
swój ulubiony płaszcz z krecich futerek a lampa oliwna dyndała mu na
nadgarstku. Wśród pierwszorocznych Hagrid zawsze wzbudzał niepokój i uczucie
paniki, które po bliższym poznaniu tego wielkoluda, szybko ustępowały miejsca
sympatii. Pomimo swego przerażającego wyglądu – nienaturalnie wysoki wzrost,
długie, zmierzwione włosy i gęsta potargana broda – Hagrid posiadał gołębie
serce.
James
wyskoczył z pociągu i radośnie pomachał do Hagrida na powitanie. Gajowy
rozpromienił się na widok Huncwota i odmachał mu o mały włos nie trafiając
lampą w głowę, jakiejś spłoszonej dziewczynki.
James parsknął śmiechem i pomógł Lily
wyciągnąć kufer z pociągu. Hagrid był pierwszą osobą, która sześć lat temu,
powitała go w Hogwarcie i James nie wyobrażał sobie, by ktokolwiek inny mógł
witać uczniów. Dla Jamesa, Hagrid był nieodzowną częścią tej szkoły. Bez niego,
Hogwart nie byłby taki sam.
Potter
chwycił Lily za rękę, lecz zamiast ruszyć w stronę powozów, które odwoziły
starszych uczniów do zamku, podszedł do gajowego.
- Witaj
Hagridzie! – Uśmiechnął się przyjaźnie – dobrze znów Cię widzieć!
- Siemanko
James! Nudno tu było bez was. Cieszę się, że już wróciliście! – Olbrzym
zmiażdżył dłoń Jamesa w powitalnym uścisku. – Cześć Lily, widzę, że nareszcie
się spiknęliście!
Lily spłonęła
rumieńcem, gdy Hagrid uśmiechnął się szerzej i puścił do niej oko.
- Muszę
zająć się dzieciakami! Zobaczymy się na uczcie! – Pożegnał się grzecznie a
następnie ryknął tak głośno, że aż Lily się wzdrygnęła – PIRSZOROCZNI ZA MNĄ!
- Chodźmy
zanim odjadą wszystkie powozy. – Lily odmachała Hagridowi i ruszyła w kierunku
czarnych ośmioosobowych powozów zaprzężonych w testrale. Lily wiedziała o tych
przedziwnych magicznych istotach z zajęć Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami i
widziała jak wyglądają na rycinach w podręczniku i choć fascynowały ją
testrale, to bardzo nie chciałaby mieć jakiejkolwiek okazji, by je zobaczyć na
żywo. Te czarne, trupio wyglądające pegazy mógł ujrzeć tylko człowiek, który
był świadkiem czyjejś śmierci.
Lily była
szczęśliwa, że nie może ich oglądać, jednak mimo to, jak co roku, spojrzała na
pustą przestrzeń przed powozem.
Podróż do zamku nie trwała długo, a na
pewno krócej niż przeprawa łodziami przez jezioro, którą zgodnie z tradycją
musieli odbyć wszyscy pierwszoroczni. Gdy dotarli na miejsce, zostawili swoje
kufry w Holu Głównym i udali się do Wielkiej Sali, gdzie za kilkanaście minut
miała odbyć się Ceremonia Przydziału i Uczta Powitalna.
- Ależ
jestem głodny, mam nadzieję, że Drops nie będzie dziś zbyt długo ględził –
Syriuszowi jak na zawołanie zaburczało w brzuchu.
- Nadzieja
matką głupich, Łapo. – Zaśmiał się Remus.
- Każdą
matkę trzeba kochać i szanować Lunatyku – odparował Black – no może z wyjątkiem
mojej biologicznej matki, bo to stara, głupia wiedźma. – Podszedł do stołu
Gryffindoru i usiadł na swoim ulubionym miejscu, spychając z ławy jakiegoś
drugoroczniaka – Tu siedzi elita, Młody! Zapamiętaj to i spadaj stąd!
- Black! –
Lily zbulwersowana tupnęła nogą.
- To zasada
stosowana od lat, Evans. Jeśli Ci się nie podoba, to na drugim końcu stołu jest
jeszcze dużo wolnych miejsc.
- Och!
Powrócił nasz znajomy DUPEK – BLACK! – Odgryzła się Ruda, dając znak Jamesowi,
żeby się nie wtrącał. – Dawno się nie widzieliśmy, szkoda, że przyjechałeś,
miałam nadzieję, że zostałeś jednak w Dolinie Godryka.
- Nadzieja
matką głupich, Evans – wyszczerzył złośliwie zęby. – I zapewniam Ci, że
DUPEK –
POTTER też powrócił, tylko jeszcze nie zdążył wysiąść z pociągu.
- Dobra
przestańcie już! McGonagall się nam przygląda – Remus widząc coraz bardziej
wściekłą Lily. Postanowił zakończyć tą bezsensowną sprzeczkę. Lily prychnęła
oburzona i usiadła obok Jamesa, który usadowił się pomiędzy nią a Blackiem.
Czuł się niezręcznie rozbity. Nie odezwał się ani słowem podczas tej próby sił,
bo najzwyczajniej w świecie, pierwszy raz nie miał pojęcia jak powinien się
zachować. Powinien być lojalny wobec najlepszego kumpla, ale Lily była jego
dziewczyną, którą kochał nad życie i nie chciał jej stracić. Jeśli ta dwójka
nie dogada się jakoś, James będzie w poważnych tarapatach. Postanowił, że
porozmawia na osobności z każdym z nich. Syriuszowi powie, żeby powstrzymał się
z tymi odzywkami a Lily, by przymknęła oko na wredne oblicze Blacka.
- Cham i
prostak! – Mruknęła Lily, wciąż ciężko oddychając.
- Lily,
proszę Cię, to mój przyjaciel! – Potter cieszył się, że Syriusz nie słyszał
słów Lily – Wyluzuj trochę.
-
Chciałabym, żeby DUPEK – POTTER pozostał, mimo wszystko w domu – uśmiechnęła
się, ściskając go delikatnie za kolano.
- DUPEK?
Naprawdę uważasz, że jestem DUPKIEM?!? – Żachnął się.
- Uważałam
tak i dobrze wiesz, że byłeś dupkiem James. Na szczęście dawno nie widziałam
Twojego alter ego i modlę się, aby tak pozostało – pogłaskała go po policzku i
delikatnie pocałowała.
- Proszę o
ciszę! – Wśród gwaru rozbrzmiał głos dyrektora Albusa Dumbledora. Na Sali
momentalnie zapanowała cisza – Rozpoczynamy Ceremonię Przydziału, profesor
McGonagall… - skłonił się nauczycielce, która wstała zza stołu nauczycielskiego
i ruszyła do drzwi, by wprowadzić na salę nowych uczniów. Przerażeni
pierwszoroczni ustawili się gęsiego z zapartym tchem obserwując Wielką Salę.
Jak zwykle największą furorę wzbudzało zaczarowane sklepienie, tego wieczora
upstrzone gwiazdami. Lily przypomniała sobie jak sama stała z rozdziawioną
buzią i jak zahipnotyzowana wpatrywała się w sufit. Z zamyślenia wyrwał ją
donośny głos profesor McGonagall:
- Anderson
Nora!
Mała
przestraszona szatynka podeszła na trzęsących się nogach i usiadła na stołku.
McGonagall założyła na jej głowę Tiarę Przydziału, która prawie natychmiast
krzyknęła:
-
Hufflepuff!
Rozległy się
głośne brawa i radosne powitania, gdy Nora usiadła przy stole Puchonów.
Następny był chudy jak patyk blondyn, który zasilił szeregi Slytherinu.
-
Gryffindor! – Zawołała tiara, gdy wylądowała na głowie Jasona Childa. Lily
zakryła usta dłonią, by ukryć ziewnięcie.
Dziesięć
minut później, ku jej uciesze Tiara przydzielała ostatniego pierwszorocznego,
Michaela Zeringa. Znudzenie Lily zamieniło się w niebywały głód i potworne
zmęczenie, a myślami błądziła już po wieży Gryffindoru i dormitorium z ciepłym
łóżkiem. Gdy jedenastolatek zajął miejsce przy stole Ravenclawu, profesor
McGonagall zabrała stołek z Tiarą Przydziału i zniknęła w bocznej komnacie za
stołem nauczycielskim.
Za katedrą
ponownie stanął Dumbledore, rozkładając szeroko ramiona, jakby chciał
wszystkich objąć.
- Witam
wszystkich starych uczniów i gratuluję domom ich nowych kolegów. Zaopiekujcie
się nimi dobrze i sprawcie, by poczuli się jak we własnej rodzinie. Przed Wami
kolejny rok ciężkiej pracy! Piątemu rocznikowi przypominam o SUMACH, a
Siódmoklasistom – o OWUTEMACH: uczcie się pilnie i systematycznie, bo są to
ważne egzaminy. Pozostali uczniowie nie powinny spoczywać na laurach! Wiedza
przyswajana na bieżąco na dłużej zostanie w waszych mózgownicach. – Dyrektor
pomachał groźnie palcem, ale cały efekt popsuł szeroki uśmiech na jego ustach –
Nie będę wam dziś zatruwał umysłów o zakazach, obowiązkach i prawach.
Pierwszoroczni dowiedzą się wszystkiego od Prefektów Domów, a ich starsi
koledzy w razie wątpliwości mogą skorzystać z porady woźnego, Pana Filcha. A
teraz czas na ucztę, smacznego!
W tej samej
chwili stoły zapełniły się najróżniejszymi daniami i napojami, a wygłodniali
uczniowie rzucili się na nie, jakby w obawie, że wszystko może zniknąć. James i
Syriusz jednocześnie chwycili za widelce i napadli na półmisek z pieczonym
kurczakiem. Lily, rozbawiona tą scenką, obserwowała jak chłopaki rozpychają się
łokciami. Każdy chciał zdobyć dla siebie największy kawał mięsa. Wygrał Syriusz
wymierzając Jamesowi kuksańca między żebra. Lily nałożyła sobie na talerz
porcję pieczeni i przeżuwała powoli delektując się smakiem.
- Nie
zdążyliśmy się nawet rozpakować a Drops już musiał przypomnieć nam o OWUTEMACH!
– Burknął Peter połykając soczystą, faszerowaną kuropatwę.
- A co?
Przez wakacje zdążyłeś zapomnieć? – Zaśmiał się Remus.
- Bardzo się
starałem, ale nie wyszło - skrzywił się Peter – mam raczej marne szanse na
zaliczenie eliksirów…
- Spokojnie,
mamy cały rok na naukę. – Lily uśmiechnęła się pocieszająco. – Pomogę Ci w
eliksirach, szybko nadrobisz zaległości.
- Wolałbym,
żebyś poświęciła ten czas mi, zamiast edukować Glizdka. – Szepnął James,
obejmując ją ramieniem.
- Także
potrzebujesz korepetycji z eliksirów? – Lily uniosła zdziwiona brwi.
- Och, z
eliksirów nie! Ale z anatomii kobiecego ciała bardzo by mi się przydały – już
się nachylił, by ją pocałować, gdy nagle przed jego nosem wylądował biały
pergamin. Odskoczył gwałtownie od dziewczyny, spoglądając na surową twarz
profesor McGonagall.
- Oto wasze
plany zajęć! – Warknęła nauczycielka Transmutacji, jednak w jej tonie dało się
wyczuć nutkę rozbawienia. – Nie przewiduję anatomii w pana grafiku, panie
Potter!
- Wielka
szkoda… - szepnął James odbierając od profesorki arkusz i studiując go uważnie
– Ale w tym semestrze mam sporo okienek, na pewno znajdzie się czas na
korepetycje – wymruczał Lily do ucha tak, by McGonagall go nie usłyszała. Lily
w odpowiedzi zarumieniła się i zajęła się chowaniem rozkładu zajęć do kieszeni
szaty.
- Pani
profesor, stęskniłem się za panią przez wakacje – Syriusz błysnął zębami, łapiąc
za swój plan i wpychając go do kieszeni.
- A ja
nieszczególnie – skrzywiła się kobieta – I od razu ostrzegam, Black! Żarty się
skończyły! Radzę poważnie wziąć się za Transmutację, każdy wasz głupi wybryk,
będzie karany miesięcznym szlabanem.
- Och, pani
zawsze potrafi nam poprawić nastrój! – Syriusz uśmiechnął się przymilnie, ale
Minerwa McGonagall tym razem nie dała się na to nabrać.
- Panno
Evans, panie Lupin, proszę zaprowadzić pierwszorocznych do Wieży Gryffindoru i
zaopiekować się nimi jak należy. Nie zapominajcie o obowiązkach prefektów! –
Rzuciła zniesmaczone spojrzenie na dłoń Jamesa, spoczywającą na kolanie Lily i
odeszła, by rozdać pozostałe plany zajęć.
Lily skończyła posiłek i niechętnie wstała
z lawy. Powieki same jej się zamykały i najchętniej teleportowałaby się
bezpośrednio do swojego łóżka. Mimo to nie dała po sobie poznać i cierpliwie
czekała, aż młodzi Gryfoni ustawią się w rzędzie, gotowi, by za nią podążyć.
Ruszyła najkrótszą drogą do Wieży, była
wdzięczna Remusowi, że wybawił ją od żmudnego tłumaczenia pierwszorocznym,
które schody, dokąd prowadzą. Gdy dotarli wreszcie pod Portret Grubej Damy,
który był jednocześnie wejściem do Wieży, podała hasło - Griffin regitur – i
weszła do pokoju wspólnego. Zatrzymała się na środku i ukryła dłonią kolejne
ziewnięcie. Resztkami silnej woli wywołała na ustach zmęczony uśmiech i
zwróciła się do uczniów:
- Witajcie w
Wieży Gryffindoru. Znajdujemy się w Pokoju Wspólnym, gdzie wszyscy Gryfoni
spędzają większość wolnego czasu. Po prawej stronie znajdują się schody do
dormitoriów dziewcząt, po lewej – dormitoria chłopców. Wasze kufry już czekają
przy waszych łóżkach – zrobiła pauzę, by przypomnieć sobie, o czym jeszcze
powinna wspomnieć. Zauważyła wchodzącego przez portret Jamesa i od razu sobie
przypomniała – warto zapamiętać, że chłopcy nie mają wstępu do dormitorium
dziewcząt. I pod żadnym pozorem nie słuchajcie tych dwóch – wskazała palcem na
Jamesa i Syriusza, a kilkanaście głów odwróciło się momentalnie – w najlepszym
wypadku skończy się to dla was szlabanem… - kontynuowała.
- Ona
bredzi, nie słuchajcie jej – Syriusz machnął ręką – jesteśmy potulni jak
baranki i zawsze skorzy do pomocy.
- Black! –
Warknęła Lily.
- Z wejściem
do babskich dormitoriów, Lily mówiła prawdę. – Wyjaśnił James – schody się
rozjeżdżają i uruchamia się alarm. Dość bolesne, ale… warto próbować… - rzekł z
rozmarzonym wzrokiem.
- POTTER! –
Ruda spiorunowała go wzrokiem, gdy nowi zaczęli chichotać – Możecie się
rozejść, spokojnej nocy!
Pierwszoroczni
pospiesznie zaczęli wdrapywać się po schodach, by jak najszybciej obejrzeć
swoje dormitoria. Starsi uczniowie ulokowali się na sofach i kanapach gawędząc
wesoło o przeżyciach z wakacji.
Lily
podeszła do Jamesa i spojrzała na niego surowym wzrokiem. Aby odrobinę
złagodzić jej gniew, James objął ją w pasie i czule pocałował w czoło.
- Naprawdę
musisz to robić?! – Zapytała cierpko.
- Co robić?
- Burzyć mój
autorytet, już pierwszego dnia szkoły!
- Oj, Lily,
daj spokój. – Lekceważąco machnął ręką – Zbyt poważnie do tego podchodzisz. Widziałaś,
jacy byli zestresowani. Chciałem ich jakoś rozerwać!
- Narobiłeś
mi wstydu – warknęła, wciąż obrażona
-
Przepraszam – poddał się, bo zdał sobie sprawę, że i tak ze zdenerwowaną i
śpiącą Lily nie wygra. – Nie to było moim zamiarem. Więcej już tego nie zrobię.
Możemy już o tym zapomnieć?
-
Przeprosiny przyjęte – uśmiechnęła się, stanęła na palcach i cmoknęła Jamesa w
policzek – A teraz dobranoc. Kolorowych snów.
- Co?!?! –
James zaskoczony uniósł brwi. – Już uciekasz? Myślałem…
- James, to
był długi i męczący dzień, jestem skonana i marzę tylko o tym, by położyć się
spać.
Westchnął
bezsilnie i nie pozostało mu nic innego niż przytulić ją mocno i pożegnać się
na kilka długich nocnych godzin.
Lily weszła
po schodach całkowicie ignorując trajkoczącą Dorcas i upadła z westchnieniem na
łóżko zapadając w głęboki sen.
***
Gdy poranne słońce wpadło przez okno do
dormitorium dziewcząt, Lily przeciągnęła się z uśmiechem, cudownie wypoczęta i
zrelaksowana. Wciąż szeroko się uśmiechając wzięła odświeżający prysznic i
podjęła próbę obudzenia Dorcas. Było to prawdziwe wyzwanie, więc gdy wreszcie
jej się to udało, okazało się, że tylko one dwie zostały w Wieży Gryffindoru.
Lekko
poirytowana powolnością przyjaciółki i urażona tym, że jej chłopak nie zaczekał
na nią w Pokoju Wspólnym, Lily zjawiła się w Wielkiej Sali, gdy śniadanie
dobiegało końca.
Ponieważ był to pierwszy dzień zajęć
postanowiła, że nie będzie się dąsać i wypominać Jamesowi takich głupstw.
Przywołała na usta szeroki uśmiech i raźnym krokiem ruszyła w kierunku stołu
Gryffindoru.
Z każdym przybliżającym ją krokiem poruszała
się coraz wolniej, nie bardzo rozumiejąc to, co widzi. Spojrzała na Dorcas, ale
ta wzruszyła tylko ramionami i równie zdziwiona, co Lily uniosła brwi.
To, co tak bardzo zaskoczyło obie dziewczyny
– a dokładniej, kto – było niewysoką szatynką, z absurdalnie wielkimi,
kolorowymi kolczykami w uszach i grubym warkoczem zwisającym aż do pasa.
Nie byłoby w
niej nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wydawała się znacznie starsza od
pozostałych uczniów, dziewczęta nigdy wcześniej jej nie widziały i – co było
najbardziej niepokojące – siedziała naprzeciwko Huncwotów i szczerzyła się do
nich radośnie.
Wciąż nie spuszczając wzroku z nowej
dziewczyny, Lily podeszła do Jamesa i położyła mu dłonie na ramionach. Naprawdę
nie chciała być zazdrosna, jednak tym drobnym gestem pragnęła zaznaczyć swoje
terytorium, jeszcze zanim dowie się, kim jest ta nieznajoma.
James zadarł głowę do góry i uśmiechnął się
na przywitanie. Uśmiech nie sięgał jednak jego orzechowych oczu. Lily poczuła
lekkie ukłucie paniki. Jednak minęła ona szybko, gdy spojrzała na Syriusza.
Obaj Huncwoci mieli podobny wyraz twarzy – nigdy dotąd nie miała okazji go u
nich dostrzec. Wydawali się być… hmm… onieśmieleni? Nie chyba raczej czymś
urażeni. Lily postanowiła nie zadawać zbędnych pytań i w ciszy zaczekać na
rozwój wypadków. Dorcas nie miała na tyle taktu, więc pospiesznie wcisnęła się
na ławkę pomiędzy Petera i Remusa i już zaczęła szeptać coś do ucha temu
drugiemu.
- Cześć. –
Przywitała się ze wszystkimi i cmoknęła Jamesa w policzek. Spojrzała pytająco
na dziewczynę i posłała jej tajemniczy uśmiech. Wciąż jednak nikt nie spieszył
się z wyjaśnieniami, kim do cholery jest!
- To twoja
dziewczyna, James? – Nieznajoma dokładnie zlustrowała Lily, co nie było zbyt
grzeczne, a później uśmiechnęła się szeroko. – Jesteś bardzo ładna. Wybacz nie
przedstawiłam się. Jestem Lorraine Laurecci.
- Lily
Evans. – Ruda wyciągnęła rękę przez stół i uścisnęła dłoń Lorraine – A ta
szepcząca, niekulturalna dama, to Dorcas Meadowes. Pomachaj Dorcas! – Poznanie
imienia i nazwiska tajemniczej dziewczyny absolutnie nie zaspokoiło jej
ciekawości. Dziewczyna wydawała się być sympatyczna i otwarta na nowe
znajomości. Cóż, więc takiego wydarzyło się przed pojawieniem się Lily w
Wielkiej Sali, że Huncwoci byli tacy przygaszeni?
- Wybacz,
Lorraine, że o to spytam, ale skąd się tu wzięłaś? – Lily usiadła obok Jamesa i
nalała sobie kubek czarnej kawy.
- Właśnie
opowiadałam chłopcom o moich przenosinach. Przyjechałam tu z Włoch i dzięki
uprzejmości profesora Dumbedore’a będę mogła zdawać u was OWUTEMY. Oczywiście,
jeśli do nich dotrwam. – Dodała nieco ciszej.
- Co masz na
myśli mówiąc, „ jeśli dotrwam”? – Dorcas przestała szeptać z Remusem i
przyłączyła się do rozmowy.
- Och, dużo
pracy przede mną, muszę jeszcze zaliczyć egzaminy szóstego roku… - Lorraine
wyraźnie się zmieszała, jednak zdębiałe miny jej nowych znajomych ośmieliły ją
do wyjaśnienia dziwnej sytuacji. – Rodzice nie mieli ze mną lekko… Pochodzę z
rodziny czarodziejów czystej krwi, a moje zdolności magiczne ujawniły się dopiero,
gdy miałam 14 lat…
- Iiii??? –
Syriusz najwyraźniej nie zrozumiał, na czym polega problem.
- Moi
rodzice strasznie świrowali, gdy nie dostałam listu z Castella Visconteo, kiedy
skończyłam 11 lat. Jeździliśmy po całym kontynencie, zwiedziliśmy wszystkie
szkoły magii, jakie są w Europie, i nigdzie nie chcieli mnie przyjąć. Tuż przed
14 urodzinami zdarzył się dziwny wypadek… podczas przyjęcia weselnego mojej
siostry, zupełnie niechcący podpaliłam jej welon… Tatunio, aż popłakał się z
radości.
Rozbawiony
do łez Syriusz spadł z ławki i stoczył się pod stół, gdzie zarobił solidnego
kopniaka od Petera.
- Teraz
rozumiem, czyli poszłaś do szkoły 3 lata później niż zwykli uczniowie? – Lily
także kopnęła Syriusza, nim James zdążył wyciągnąć go spod stołu.
- No…
trafiłam wreszcie do Castella Visconteo… - Lorraine zaczerwieniła się lekko i
spuściła wzrok na puchar z sokiem dyniowym. – Wywalili mnie po trzech
miesiącach – westchnęła ciężko.
Tym razem
Syriusz zamiast się roześmiać, zagwizdał z podziwem.
- Dlaczego cię
wyrzucili? – Dopytywała się Lily, dźgając Blacka łokciem między żebra.
- Hmm… po
krótce… Przez te wszystkie podróże po Europie nieco się „rozbestwiłam” i nie
byłam zbyt grzecznym dzieckiem, a do tego wszystkiego trafiłam do grupy
jedenastolatków. Dyrektor, nie zgodził się, żebym uczyła się z innymi
czternastolatkami, a ja nie chciałam uczyć się z małolatami. Powstał mały
konflikt i… sami rozumiecie – Dziewczyna wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się
szeroko. – Postanowiliśmy, że będę uczyć się w domu. Mama i siostry, bardzo mi
pomagały. Dzięki temu w kwietniu udało mi się zdać SUMY we Włoskim
Ministerstwie Magii, a później na początku czerwca, moi rodzice poznali
profesora Dumbledore’a na przyjęciu u jakiejś szychy z Wizengamotu, a on, gdy
poznał moją historię zgodził się, żebym się tutaj doszkoliła i zdawała u was
OWUTEMY.
- No wiesz,
chętnie pomogę ci w nadrobieniu zaległości… - Syriusz błysnął zębami,
puszczając oko do dziewczyny.
- Jesteś
szalenie miły i bardzo ci dziękuję, ale Peter zaoferował mi już pomoc, gdy
spotkaliśmy się w wakacje na zajęciach wyrównujących dla słabszych uczniów.
Lily zatrzymała łyżeczkę w połowie drogi do
ust, a Dorcas zakrztusiła się rogalikiem, słysząc totalny brak zainteresowania
Syriuszem Blackiem, ze strony Włoszki. Zadziwiające za to było, z jaką czcią
dziewczyna wypowiedziała imię najmniej zdolnego z Huncwotów.
Lily spojrzała na Petera, który zaczerwienił
się i nerwowo wiercił się na ławce. Dlaczego chłopak nie opowiedział im o
poznanej w wakacje dziewczynie? Lorraine wyraźnie wpadła mu w oko, jednak
najwyraźniej sam nie wierzył w to, że taka dziewczyna jak ona mogłaby się nim
zainteresować. Zwłaszcza w obecności jego przystojniejszych przyjaciół.
Kiedy przed
wakacjami Peter rozstał się z Julią, Lily miała nadzieję, że chłopak nabierze
więcej wiary w siebie. Pomyliła się.
- Czyli
przerabiasz teraz materiał szóstego roku? Mogę ci pożyczyć moje notatki. – Tym
razem James wyrwał się do pomocy.
- Swoich
notatek nawet ty sam nie potrafisz rozczytać skarbie. - Lily parsknęła śmiechem
- Mamy z Dorcas całkiem niezłe notatki, przyjdź do nas wieczorem, to podzielimy
się z tobą. – Spojrzała na umorusaną dżemem twarz przyjaciółki. Odkąd Dorcas
nie widziała się z Mattem, zajadała stanowczo zbyt dużo pączków z dżemem
różanym. Ta w geście aprobaty uniosła kciuk znad talerza.
- Kurczę,
dzięki, nie myślałam, że tak szybko znajdę tyle miłych osób. Na ogół nie
władowuję się do zgranej paczki, ale wydaliście się tacy sympatyczni z
opowiadań Petera i naprawdę tak jest! Jesteście cudowni!
- Och,
dziękuję w imieniu nas wszystkich. – Remus wykazał się największą elokwencją z
towarzystwa. – Oczywiście po OWUTEMACH też dostaniesz od nas piękne notatki,
żebyś miała się jak przygotować na kolejny rok.
- Tak
naprawdę, to dostałam warunek od Dumbledore’a – dziewczyna przygryzła wargę –
muszę nadrobić wszystkie zaległości w tym roku, tak żeby zdawać OWUTEMY z wami
w czerwcu. Najbardziej boję się eliksirów… Lily, Peter opowiadał mi, że jesteś
mistrzynią ważenia eliksirów, czy mogłabym cię prosić o małą pomoc?
- Jasne!
Obiecałam Peterowi, że i jemu udzielę kilka lekcji, więc będziesz mogła do nas
dołączyć. – Lily uśmiechnęła się życzliwie.
Już
zamierzała ustalić termin pierwszych korepetycji, gdy obok nich pojawiła się
profesor McGonagall i wręczyła Lorraine, pergamin z rozkładem jej zajęć.
- Proszę
bardzo panno Laurecci. Ustaliłam wszystkie pani zajęcia z nauczycielami i
przygotowałam dla pani grafik. Część zajęć będzie pani miała z szóstym
rocznikiem, ale po rozmowie z dyrektorem stwierdziliśmy, że Zielarstwo,
Historię magii i Zaklęcia spokojnie może pani kontynuować z siódmym rokiem.
- Grazie, professore
McGongrall!!! – Zapiszczała radośnie Lorraine.
- McGonagall
– poprawiła ją delikatnie profesorka. – Za 10 minut zaczynasz lekcję
Transmutacji z szóstym rokiem. Ja jestem nauczycielem Transmutacji, więc jeśli
skończyłaś już posiłek możesz pójść ze mną.
Lorraine
przełknęła ostatki łyk soku i poderwała się z ławki. Pomachała na pożegnanie
nowym przyjaciołom i ruszyła za profesorką.
- Dlaczego
nic nam o niej nie powiedziałeś, Peter?! – Zapytał urażony Syriusz, gdy tylko
Włoszka wyszła z Wielkiej Sali.
- Pewnie,
dlatego, że nie pytałeś. – Zaśmiał się Remus.
- A bo ja
wiem – Peter wzruszył ramionami – nie byłem pewny, czy Lorraine w ogóle tu
wróci.
- Nie było
jej wczoraj na uczcie. – Zauważyła Dorcas.
- Przybyła
do Hogwartu późną nocą. – Wyjaśnił Pettigrew – Dopiero dziś rano Drops podjął
decyzję, że zostanie przydzielona do Gryffindoru. Lorraine powiedziała mi dziś,
że początkowo chcieli ją umieścić w Hufflepuffie, ale poprosiła, dyrektora,
żeby przydzielił ją do domu, w którym ja jestem. – Glizdogon spłonął
szkarłatnym rumieńcem.
- Zupełnie
jej nie rozumiem – prychnął Black – jest jakaś dziwna, w ogóle na mnie nie
leci!
- Może po
prostu takie pacany nie są w jej stylu – Dorcas parsknęła śmiechem a Lily jej
zawtórowała.
- Sama
jesteś pacan! – Syriusz pokazał Dorcas język i wstał z ławki. – Ruszcie się,
zaraz zaczynamy Eliksiry. Ślimak już się pewnie za tobą stęsknił Evans.
- Och i
pewnie bardzo ci przykro z tego powodu. – Lily zrobiła współczująca minę – Za
tobą nikt tu nie tęsknił Black!
Syriusz już
otwierał usta żeby się odciąć, ale pierwszy odezwał się Remus.
- Dajcie
spokój! Kłócicie się jak stare dobre małżeństwo! Lily może popełniłaś błąd
wiążąc się z Jamesem… - Lupin uśmiechnął się złośliwie – … może to Syriusz
powinien być twoim chłopakiem.
- Spieprzaj
Lupin!!! – Wykrzyknęli jednocześnie James, Lily i Syriusz, a w stronę Remusa
poleciały trzy jednakowe podręczniki do eliksirów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz