sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 42

       Słońce schowało się już za horyzont, a na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, gdy Ekspres Londyn – Hogwart dotarł wreszcie do małej, zabytkowej stacji w Hogsmeade. Cichy i opustoszały peron szybko zapełnił się uczniami, którzy taszczyli swe wielkie kufry i klatki ze zwierzętami najróżniejszych gatunków – poczynając od małych białych myszek na ogromnych brązowych puchaczach kończąc.
Wśród gwaru rozmów i całego zamieszania wyraźnie przebijał się donośny głos gajowego Hogwartu.
- Pirszoroczni tutaj! – Krzyczał donośnym basem.
Wielkiego pół – olbrzyma Hagrida nie sposób było przegapić. Stał na końcu peronu ubrany w swój ulubiony płaszcz z krecich futerek a lampa oliwna dyndała mu na nadgarstku. Wśród pierwszorocznych Hagrid zawsze wzbudzał niepokój i uczucie paniki, które po bliższym poznaniu tego wielkoluda, szybko ustępowały miejsca sympatii. Pomimo swego przerażającego wyglądu – nienaturalnie wysoki wzrost, długie, zmierzwione włosy i gęsta potargana broda – Hagrid posiadał gołębie serce.
James wyskoczył z pociągu i radośnie pomachał do Hagrida na powitanie. Gajowy rozpromienił się na widok Huncwota i odmachał mu o mały włos nie trafiając lampą w głowę, jakiejś spłoszonej dziewczynki.
 James parsknął śmiechem i pomógł Lily wyciągnąć kufer z pociągu. Hagrid był pierwszą osobą, która sześć lat temu, powitała go w Hogwarcie i James nie wyobrażał sobie, by ktokolwiek inny mógł witać uczniów. Dla Jamesa, Hagrid był nieodzowną częścią tej szkoły. Bez niego, Hogwart nie byłby taki sam.
Potter chwycił Lily za rękę, lecz zamiast ruszyć w stronę powozów, które odwoziły starszych uczniów do zamku, podszedł do gajowego.
- Witaj Hagridzie! – Uśmiechnął się przyjaźnie – dobrze znów Cię widzieć!
- Siemanko James! Nudno tu było bez was. Cieszę się, że już wróciliście! – Olbrzym zmiażdżył dłoń Jamesa w powitalnym uścisku. – Cześć Lily, widzę, że nareszcie się spiknęliście!
Lily spłonęła rumieńcem, gdy Hagrid uśmiechnął się szerzej i puścił do niej oko.
- Muszę zająć się dzieciakami! Zobaczymy się na uczcie! – Pożegnał się grzecznie a następnie ryknął tak głośno, że aż Lily się wzdrygnęła – PIRSZOROCZNI ZA MNĄ!
- Chodźmy zanim odjadą wszystkie powozy. – Lily odmachała Hagridowi i ruszyła w kierunku czarnych ośmioosobowych powozów zaprzężonych w testrale. Lily wiedziała o tych przedziwnych magicznych istotach z zajęć Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami i widziała jak wyglądają na rycinach w podręczniku i choć fascynowały ją testrale, to bardzo nie chciałaby mieć jakiejkolwiek okazji, by je zobaczyć na żywo. Te czarne, trupio wyglądające pegazy mógł ujrzeć tylko człowiek, który był świadkiem czyjejś śmierci.
Lily była szczęśliwa, że nie może ich oglądać, jednak mimo to, jak co roku, spojrzała na pustą przestrzeń przed powozem.
       Podróż do zamku nie trwała długo, a na pewno krócej niż przeprawa łodziami przez jezioro, którą zgodnie z tradycją musieli odbyć wszyscy pierwszoroczni. Gdy dotarli na miejsce, zostawili swoje kufry w Holu Głównym i udali się do Wielkiej Sali, gdzie za kilkanaście minut miała odbyć się Ceremonia Przydziału i Uczta Powitalna.
- Ależ jestem głodny, mam nadzieję, że Drops nie będzie dziś zbyt długo ględził – Syriuszowi jak na zawołanie zaburczało w brzuchu.
- Nadzieja matką głupich, Łapo. – Zaśmiał się Remus.
- Każdą matkę trzeba kochać i szanować Lunatyku – odparował Black – no może z wyjątkiem mojej biologicznej matki, bo to stara, głupia wiedźma. – Podszedł do stołu Gryffindoru i usiadł na swoim ulubionym miejscu, spychając z ławy jakiegoś drugoroczniaka – Tu siedzi elita, Młody! Zapamiętaj to i spadaj stąd!
- Black! – Lily zbulwersowana tupnęła nogą.
- To zasada stosowana od lat, Evans. Jeśli Ci się nie podoba, to na drugim końcu stołu jest jeszcze dużo wolnych miejsc.
- Och! Powrócił nasz znajomy DUPEK – BLACK! – Odgryzła się Ruda, dając znak Jamesowi, żeby się nie wtrącał. – Dawno się nie widzieliśmy, szkoda, że przyjechałeś, miałam nadzieję, że zostałeś jednak w Dolinie Godryka.
- Nadzieja matką głupich, Evans – wyszczerzył złośliwie zęby. – I zapewniam Ci, że
DUPEK – POTTER też powrócił, tylko jeszcze nie zdążył wysiąść z pociągu.
- Dobra przestańcie już! McGonagall się nam przygląda – Remus widząc coraz bardziej wściekłą Lily. Postanowił zakończyć tą bezsensowną sprzeczkę. Lily prychnęła oburzona i usiadła obok Jamesa, który usadowił się pomiędzy nią a Blackiem. Czuł się niezręcznie rozbity. Nie odezwał się ani słowem podczas tej próby sił, bo najzwyczajniej w świecie, pierwszy raz nie miał pojęcia jak powinien się zachować. Powinien być lojalny wobec najlepszego kumpla, ale Lily była jego dziewczyną, którą kochał nad życie i nie chciał jej stracić. Jeśli ta dwójka nie dogada się jakoś, James będzie w poważnych tarapatach. Postanowił, że porozmawia na osobności z każdym z nich. Syriuszowi powie, żeby powstrzymał się z tymi odzywkami a Lily, by przymknęła oko na wredne oblicze Blacka.
- Cham i prostak! – Mruknęła Lily, wciąż ciężko oddychając.
- Lily, proszę Cię, to mój przyjaciel! – Potter cieszył się, że Syriusz nie słyszał słów Lily – Wyluzuj trochę.
- Chciałabym, żeby DUPEK – POTTER pozostał, mimo wszystko w domu – uśmiechnęła się, ściskając go delikatnie za kolano.
- DUPEK? Naprawdę uważasz, że jestem DUPKIEM?!? – Żachnął się.
- Uważałam tak i dobrze wiesz, że byłeś dupkiem James. Na szczęście dawno nie widziałam Twojego alter ego i modlę się, aby tak pozostało – pogłaskała go po policzku i delikatnie pocałowała.
- Proszę o ciszę! – Wśród gwaru rozbrzmiał głos dyrektora Albusa Dumbledora. Na Sali momentalnie zapanowała cisza – Rozpoczynamy Ceremonię Przydziału, profesor McGonagall… - skłonił się nauczycielce, która wstała zza stołu nauczycielskiego i ruszyła do drzwi, by wprowadzić na salę nowych uczniów. Przerażeni pierwszoroczni ustawili się gęsiego z zapartym tchem obserwując Wielką Salę. Jak zwykle największą furorę wzbudzało zaczarowane sklepienie, tego wieczora upstrzone gwiazdami. Lily przypomniała sobie jak sama stała z rozdziawioną buzią i jak zahipnotyzowana wpatrywała się w sufit. Z zamyślenia wyrwał ją donośny głos profesor McGonagall:
- Anderson Nora!
Mała przestraszona szatynka podeszła na trzęsących się nogach i usiadła na stołku. McGonagall założyła na jej głowę Tiarę Przydziału, która prawie natychmiast krzyknęła:
- Hufflepuff!
Rozległy się głośne brawa i radosne powitania, gdy Nora usiadła przy stole Puchonów. Następny był chudy jak patyk blondyn, który zasilił szeregi Slytherinu.
- Gryffindor! – Zawołała tiara, gdy wylądowała na głowie Jasona Childa. Lily zakryła usta dłonią, by ukryć ziewnięcie.
Dziesięć minut później, ku jej uciesze Tiara przydzielała ostatniego pierwszorocznego, Michaela Zeringa. Znudzenie Lily zamieniło się w niebywały głód i potworne zmęczenie, a myślami błądziła już po wieży Gryffindoru i dormitorium z ciepłym łóżkiem. Gdy jedenastolatek zajął miejsce przy stole Ravenclawu, profesor McGonagall zabrała stołek z Tiarą Przydziału i zniknęła w bocznej komnacie za stołem nauczycielskim.
Za katedrą ponownie stanął Dumbledore, rozkładając szeroko ramiona, jakby chciał wszystkich objąć.
- Witam wszystkich starych uczniów i gratuluję domom ich nowych kolegów. Zaopiekujcie się nimi dobrze i sprawcie, by poczuli się jak we własnej rodzinie. Przed Wami kolejny rok ciężkiej pracy! Piątemu rocznikowi przypominam o SUMACH, a Siódmoklasistom – o OWUTEMACH: uczcie się pilnie i systematycznie, bo są to ważne egzaminy. Pozostali uczniowie nie powinny spoczywać na laurach! Wiedza przyswajana na bieżąco na dłużej zostanie w waszych mózgownicach. – Dyrektor pomachał groźnie palcem, ale cały efekt popsuł szeroki uśmiech na jego ustach – Nie będę wam dziś zatruwał umysłów o zakazach, obowiązkach i prawach. Pierwszoroczni dowiedzą się wszystkiego od Prefektów Domów, a ich starsi koledzy w razie wątpliwości mogą skorzystać z porady woźnego, Pana Filcha. A teraz czas na ucztę, smacznego!
W tej samej chwili stoły zapełniły się najróżniejszymi daniami i napojami, a wygłodniali uczniowie rzucili się na nie, jakby w obawie, że wszystko może zniknąć. James i Syriusz jednocześnie chwycili za widelce i napadli na półmisek z pieczonym kurczakiem. Lily, rozbawiona tą scenką, obserwowała jak chłopaki rozpychają się łokciami. Każdy chciał zdobyć dla siebie największy kawał mięsa. Wygrał Syriusz wymierzając Jamesowi kuksańca między żebra. Lily nałożyła sobie na talerz porcję pieczeni i przeżuwała powoli delektując się smakiem.
- Nie zdążyliśmy się nawet rozpakować a Drops już musiał przypomnieć nam o OWUTEMACH! – Burknął Peter połykając soczystą, faszerowaną kuropatwę.
- A co? Przez wakacje zdążyłeś zapomnieć? – Zaśmiał się Remus.
- Bardzo się starałem, ale nie wyszło - skrzywił się Peter – mam raczej marne szanse na zaliczenie eliksirów…
- Spokojnie, mamy cały rok na naukę. – Lily uśmiechnęła się pocieszająco. – Pomogę Ci w eliksirach, szybko nadrobisz zaległości.
- Wolałbym, żebyś poświęciła ten czas mi, zamiast edukować Glizdka. – Szepnął James, obejmując ją ramieniem.
- Także potrzebujesz korepetycji z eliksirów? – Lily uniosła zdziwiona brwi.
- Och, z eliksirów nie! Ale z anatomii kobiecego ciała bardzo by mi się przydały – już się nachylił, by ją pocałować, gdy nagle przed jego nosem wylądował biały pergamin. Odskoczył gwałtownie od dziewczyny, spoglądając na surową twarz profesor McGonagall.
- Oto wasze plany zajęć! – Warknęła nauczycielka Transmutacji, jednak w jej tonie dało się wyczuć nutkę rozbawienia. – Nie przewiduję anatomii w pana grafiku, panie Potter!
- Wielka szkoda… - szepnął James odbierając od profesorki arkusz i studiując go uważnie – Ale w tym semestrze mam sporo okienek, na pewno znajdzie się czas na korepetycje – wymruczał Lily do ucha tak, by McGonagall go nie usłyszała. Lily w odpowiedzi zarumieniła się i zajęła się chowaniem rozkładu zajęć do kieszeni szaty.
- Pani profesor, stęskniłem się za panią przez wakacje – Syriusz błysnął zębami, łapiąc za swój plan i wpychając go do kieszeni.
- A ja nieszczególnie – skrzywiła się kobieta – I od razu ostrzegam, Black! Żarty się skończyły! Radzę poważnie wziąć się za Transmutację, każdy wasz głupi wybryk, będzie karany miesięcznym szlabanem.
- Och, pani zawsze potrafi nam poprawić nastrój! – Syriusz uśmiechnął się przymilnie, ale Minerwa McGonagall tym razem nie dała się na to nabrać.
- Panno Evans, panie Lupin, proszę zaprowadzić pierwszorocznych do Wieży Gryffindoru i zaopiekować się nimi jak należy. Nie zapominajcie o obowiązkach prefektów! – Rzuciła zniesmaczone spojrzenie na dłoń Jamesa, spoczywającą na kolanie Lily i odeszła, by rozdać pozostałe plany zajęć.
     Lily skończyła posiłek i niechętnie wstała z lawy. Powieki same jej się zamykały i najchętniej teleportowałaby się bezpośrednio do swojego łóżka. Mimo to nie dała po sobie poznać i cierpliwie czekała, aż młodzi Gryfoni ustawią się w rzędzie, gotowi, by za nią podążyć.
     Ruszyła najkrótszą drogą do Wieży, była wdzięczna Remusowi, że wybawił ją od żmudnego tłumaczenia pierwszorocznym, które schody, dokąd prowadzą. Gdy dotarli wreszcie pod Portret Grubej Damy, który był jednocześnie wejściem do Wieży, podała hasło - Griffin regitur – i weszła do pokoju wspólnego. Zatrzymała się na środku i ukryła dłonią kolejne ziewnięcie. Resztkami silnej woli wywołała na ustach zmęczony uśmiech i zwróciła się do uczniów:
- Witajcie w Wieży Gryffindoru. Znajdujemy się w Pokoju Wspólnym, gdzie wszyscy Gryfoni spędzają większość wolnego czasu. Po prawej stronie znajdują się schody do dormitoriów dziewcząt, po lewej – dormitoria chłopców. Wasze kufry już czekają przy waszych łóżkach – zrobiła pauzę, by przypomnieć sobie, o czym jeszcze powinna wspomnieć. Zauważyła wchodzącego przez portret Jamesa i od razu sobie przypomniała – warto zapamiętać, że chłopcy nie mają wstępu do dormitorium dziewcząt. I pod żadnym pozorem nie słuchajcie tych dwóch – wskazała palcem na Jamesa i Syriusza, a kilkanaście głów odwróciło się momentalnie – w najlepszym wypadku skończy się to dla was szlabanem… - kontynuowała.
- Ona bredzi, nie słuchajcie jej – Syriusz machnął ręką – jesteśmy potulni jak baranki i zawsze skorzy do pomocy.
- Black! – Warknęła Lily.
- Z wejściem do babskich dormitoriów, Lily mówiła prawdę. – Wyjaśnił James – schody się rozjeżdżają i uruchamia się alarm. Dość bolesne, ale… warto próbować… - rzekł z rozmarzonym wzrokiem.
- POTTER! – Ruda spiorunowała go wzrokiem, gdy nowi zaczęli chichotać – Możecie się rozejść, spokojnej nocy!
Pierwszoroczni pospiesznie zaczęli wdrapywać się po schodach, by jak najszybciej obejrzeć swoje dormitoria. Starsi uczniowie ulokowali się na sofach i kanapach gawędząc wesoło o przeżyciach z wakacji.
Lily podeszła do Jamesa i spojrzała na niego surowym wzrokiem. Aby odrobinę złagodzić jej gniew, James objął ją w pasie i czule pocałował w czoło.
- Naprawdę musisz to robić?! – Zapytała cierpko.
- Co robić?
- Burzyć mój autorytet, już pierwszego dnia szkoły!
- Oj, Lily, daj spokój. – Lekceważąco machnął ręką – Zbyt poważnie do tego podchodzisz. Widziałaś, jacy byli zestresowani. Chciałem ich jakoś rozerwać!
- Narobiłeś mi wstydu – warknęła, wciąż obrażona
- Przepraszam – poddał się, bo zdał sobie sprawę, że i tak ze zdenerwowaną i śpiącą Lily nie wygra. – Nie to było moim zamiarem. Więcej już tego nie zrobię. Możemy już o tym zapomnieć?
- Przeprosiny przyjęte – uśmiechnęła się, stanęła na palcach i cmoknęła Jamesa w policzek – A teraz dobranoc. Kolorowych snów.
- Co?!?! – James zaskoczony uniósł brwi. – Już uciekasz? Myślałem…
- James, to był długi i męczący dzień, jestem skonana i marzę tylko o tym, by położyć się spać.
Westchnął bezsilnie i nie pozostało mu nic innego niż przytulić ją mocno i pożegnać się na kilka długich nocnych godzin.
Lily weszła po schodach całkowicie ignorując trajkoczącą Dorcas i upadła z westchnieniem na łóżko zapadając w głęboki sen.

***

    Gdy poranne słońce wpadło przez okno do dormitorium dziewcząt, Lily przeciągnęła się z uśmiechem, cudownie wypoczęta i zrelaksowana. Wciąż szeroko się uśmiechając wzięła odświeżający prysznic i podjęła próbę obudzenia Dorcas. Było to prawdziwe wyzwanie, więc gdy wreszcie jej się to udało, okazało się, że tylko one dwie zostały w Wieży Gryffindoru.
Lekko poirytowana powolnością przyjaciółki i urażona tym, że jej chłopak nie zaczekał na nią w Pokoju Wspólnym, Lily zjawiła się w Wielkiej Sali, gdy śniadanie dobiegało końca.
  Ponieważ był to pierwszy dzień zajęć postanowiła, że nie będzie się dąsać i wypominać Jamesowi takich głupstw. Przywołała na usta szeroki uśmiech i raźnym krokiem ruszyła w kierunku stołu Gryffindoru.
  Z każdym przybliżającym ją krokiem poruszała się coraz wolniej, nie bardzo rozumiejąc to, co widzi. Spojrzała na Dorcas, ale ta wzruszyła tylko ramionami i równie zdziwiona, co Lily uniosła brwi.
  To, co tak bardzo zaskoczyło obie dziewczyny – a dokładniej, kto – było niewysoką szatynką, z absurdalnie wielkimi, kolorowymi kolczykami w uszach i grubym warkoczem zwisającym aż do pasa.
Nie byłoby w niej nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wydawała się znacznie starsza od pozostałych uczniów, dziewczęta nigdy wcześniej jej nie widziały i – co było najbardziej niepokojące – siedziała naprzeciwko Huncwotów i szczerzyła się do nich radośnie.
  Wciąż nie spuszczając wzroku z nowej dziewczyny, Lily podeszła do Jamesa i położyła mu dłonie na ramionach. Naprawdę nie chciała być zazdrosna, jednak tym drobnym gestem pragnęła zaznaczyć swoje terytorium, jeszcze zanim dowie się, kim jest ta nieznajoma.
  James zadarł głowę do góry i uśmiechnął się na przywitanie. Uśmiech nie sięgał jednak jego orzechowych oczu. Lily poczuła lekkie ukłucie paniki. Jednak minęła ona szybko, gdy spojrzała na Syriusza. Obaj Huncwoci mieli podobny wyraz twarzy – nigdy dotąd nie miała okazji go u nich dostrzec. Wydawali się być… hmm… onieśmieleni? Nie chyba raczej czymś urażeni. Lily postanowiła nie zadawać zbędnych pytań i w ciszy zaczekać na rozwój wypadków. Dorcas nie miała na tyle taktu, więc pospiesznie wcisnęła się na ławkę pomiędzy Petera i Remusa i już zaczęła szeptać coś do ucha temu drugiemu.
- Cześć. – Przywitała się ze wszystkimi i cmoknęła Jamesa w policzek. Spojrzała pytająco na dziewczynę i posłała jej tajemniczy uśmiech. Wciąż jednak nikt nie spieszył się z wyjaśnieniami, kim do cholery jest!
- To twoja dziewczyna, James? – Nieznajoma dokładnie zlustrowała Lily, co nie było zbyt grzeczne, a później uśmiechnęła się szeroko. – Jesteś bardzo ładna. Wybacz nie przedstawiłam się. Jestem Lorraine Laurecci.
- Lily Evans. – Ruda wyciągnęła rękę przez stół i uścisnęła dłoń Lorraine – A ta szepcząca, niekulturalna dama, to Dorcas Meadowes. Pomachaj Dorcas! – Poznanie imienia i nazwiska tajemniczej dziewczyny absolutnie nie zaspokoiło jej ciekawości. Dziewczyna wydawała się być sympatyczna i otwarta na nowe znajomości. Cóż, więc takiego wydarzyło się przed pojawieniem się Lily w Wielkiej Sali, że Huncwoci byli tacy przygaszeni?
- Wybacz, Lorraine, że o to spytam, ale skąd się tu wzięłaś? – Lily usiadła obok Jamesa i nalała sobie kubek czarnej kawy.
- Właśnie opowiadałam chłopcom o moich przenosinach. Przyjechałam tu z Włoch i dzięki uprzejmości profesora Dumbedore’a będę mogła zdawać u was OWUTEMY. Oczywiście, jeśli do nich dotrwam. – Dodała nieco ciszej.
- Co masz na myśli mówiąc, „ jeśli dotrwam”? – Dorcas przestała szeptać z Remusem i przyłączyła się do rozmowy.
- Och, dużo pracy przede mną, muszę jeszcze zaliczyć egzaminy szóstego roku… - Lorraine wyraźnie się zmieszała, jednak zdębiałe miny jej nowych znajomych ośmieliły ją do wyjaśnienia dziwnej sytuacji. – Rodzice nie mieli ze mną lekko… Pochodzę z rodziny czarodziejów czystej krwi, a moje zdolności magiczne ujawniły się dopiero, gdy miałam 14 lat…
- Iiii??? – Syriusz najwyraźniej nie zrozumiał, na czym polega problem.
- Moi rodzice strasznie świrowali, gdy nie dostałam listu z Castella Visconteo, kiedy skończyłam 11 lat. Jeździliśmy po całym kontynencie, zwiedziliśmy wszystkie szkoły magii, jakie są w Europie, i nigdzie nie chcieli mnie przyjąć. Tuż przed 14 urodzinami zdarzył się dziwny wypadek… podczas przyjęcia weselnego mojej siostry, zupełnie niechcący podpaliłam jej welon… Tatunio, aż popłakał się z radości.
Rozbawiony do łez Syriusz spadł z ławki i stoczył się pod stół, gdzie zarobił solidnego kopniaka od Petera.
- Teraz rozumiem, czyli poszłaś do szkoły 3 lata później niż zwykli uczniowie? – Lily także kopnęła Syriusza, nim James zdążył wyciągnąć go spod stołu.
- No… trafiłam wreszcie do Castella Visconteo… - Lorraine zaczerwieniła się lekko i spuściła wzrok na puchar z sokiem dyniowym. – Wywalili mnie po trzech miesiącach – westchnęła ciężko.
Tym razem Syriusz zamiast się roześmiać, zagwizdał z podziwem.
- Dlaczego cię wyrzucili? – Dopytywała się Lily, dźgając Blacka łokciem między żebra.
- Hmm… po krótce… Przez te wszystkie podróże po Europie nieco się „rozbestwiłam” i nie byłam zbyt grzecznym dzieckiem, a do tego wszystkiego trafiłam do grupy jedenastolatków. Dyrektor, nie zgodził się, żebym uczyła się z innymi czternastolatkami, a ja nie chciałam uczyć się z małolatami. Powstał mały konflikt i… sami rozumiecie – Dziewczyna wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się szeroko. – Postanowiliśmy, że będę uczyć się w domu. Mama i siostry, bardzo mi pomagały. Dzięki temu w kwietniu udało mi się zdać SUMY we Włoskim Ministerstwie Magii, a później na początku czerwca, moi rodzice poznali profesora Dumbledore’a na przyjęciu u jakiejś szychy z Wizengamotu, a on, gdy poznał moją historię zgodził się, żebym się tutaj doszkoliła i zdawała u was OWUTEMY.
- No wiesz, chętnie pomogę ci w nadrobieniu zaległości… - Syriusz błysnął zębami, puszczając oko do dziewczyny.
- Jesteś szalenie miły i bardzo ci dziękuję, ale Peter zaoferował mi już pomoc, gdy spotkaliśmy się w wakacje na zajęciach wyrównujących dla słabszych uczniów.
   Lily zatrzymała łyżeczkę w połowie drogi do ust, a Dorcas zakrztusiła się rogalikiem, słysząc totalny brak zainteresowania Syriuszem Blackiem, ze strony Włoszki. Zadziwiające za to było, z jaką czcią dziewczyna wypowiedziała imię najmniej zdolnego z Huncwotów.
   Lily spojrzała na Petera, który zaczerwienił się i nerwowo wiercił się na ławce. Dlaczego chłopak nie opowiedział im o poznanej w wakacje dziewczynie? Lorraine wyraźnie wpadła mu w oko, jednak najwyraźniej sam nie wierzył w to, że taka dziewczyna jak ona mogłaby się nim zainteresować. Zwłaszcza w obecności jego przystojniejszych przyjaciół.
Kiedy przed wakacjami Peter rozstał się z Julią, Lily miała nadzieję, że chłopak nabierze więcej wiary w siebie. Pomyliła się.
- Czyli przerabiasz teraz materiał szóstego roku? Mogę ci pożyczyć moje notatki. – Tym razem James wyrwał się do pomocy.
- Swoich notatek nawet ty sam nie potrafisz rozczytać skarbie. - Lily parsknęła śmiechem - Mamy z Dorcas całkiem niezłe notatki, przyjdź do nas wieczorem, to podzielimy się z tobą. – Spojrzała na umorusaną dżemem twarz przyjaciółki. Odkąd Dorcas nie widziała się z Mattem, zajadała stanowczo zbyt dużo pączków z dżemem różanym. Ta w geście aprobaty uniosła kciuk znad talerza.
- Kurczę, dzięki, nie myślałam, że tak szybko znajdę tyle miłych osób. Na ogół nie władowuję się do zgranej paczki, ale wydaliście się tacy sympatyczni z opowiadań Petera i naprawdę tak jest! Jesteście cudowni!
- Och, dziękuję w imieniu nas wszystkich. – Remus wykazał się największą elokwencją z towarzystwa. – Oczywiście po OWUTEMACH też dostaniesz od nas piękne notatki, żebyś miała się jak przygotować na kolejny rok.
- Tak naprawdę, to dostałam warunek od Dumbledore’a – dziewczyna przygryzła wargę – muszę nadrobić wszystkie zaległości w tym roku, tak żeby zdawać OWUTEMY z wami w czerwcu. Najbardziej boję się eliksirów… Lily, Peter opowiadał mi, że jesteś mistrzynią ważenia eliksirów, czy mogłabym cię prosić o małą pomoc?
- Jasne! Obiecałam Peterowi, że i jemu udzielę kilka lekcji, więc będziesz mogła do nas dołączyć. – Lily uśmiechnęła się życzliwie.
Już zamierzała ustalić termin pierwszych korepetycji, gdy obok nich pojawiła się profesor McGonagall i wręczyła Lorraine, pergamin z rozkładem jej zajęć.
- Proszę bardzo panno Laurecci. Ustaliłam wszystkie pani zajęcia z nauczycielami i przygotowałam dla pani grafik. Część zajęć będzie pani miała z szóstym rocznikiem, ale po rozmowie z dyrektorem stwierdziliśmy, że Zielarstwo, Historię magii i Zaklęcia spokojnie może pani kontynuować z siódmym rokiem.
- Grazie, professore McGongrall!!! – Zapiszczała radośnie Lorraine.
- McGonagall – poprawiła ją delikatnie profesorka. – Za 10 minut zaczynasz lekcję Transmutacji z szóstym rokiem. Ja jestem nauczycielem Transmutacji, więc jeśli skończyłaś już posiłek możesz pójść ze mną.
Lorraine przełknęła ostatki łyk soku i poderwała się z ławki. Pomachała na pożegnanie nowym przyjaciołom i ruszyła za profesorką.
- Dlaczego nic nam o niej nie powiedziałeś, Peter?! – Zapytał urażony Syriusz, gdy tylko Włoszka wyszła z Wielkiej Sali.
- Pewnie, dlatego, że nie pytałeś. – Zaśmiał się Remus.
- A bo ja wiem – Peter wzruszył ramionami – nie byłem pewny, czy Lorraine w ogóle tu wróci.
- Nie było jej wczoraj na uczcie. – Zauważyła Dorcas.
- Przybyła do Hogwartu późną nocą. – Wyjaśnił Pettigrew – Dopiero dziś rano Drops podjął decyzję, że zostanie przydzielona do Gryffindoru. Lorraine powiedziała mi dziś, że początkowo chcieli ją umieścić w Hufflepuffie, ale poprosiła, dyrektora, żeby przydzielił ją do domu, w którym ja jestem. – Glizdogon spłonął szkarłatnym rumieńcem.
- Zupełnie jej nie rozumiem – prychnął Black – jest jakaś dziwna, w ogóle na mnie nie leci!
- Może po prostu takie pacany nie są w jej stylu – Dorcas parsknęła śmiechem a Lily jej zawtórowała.
- Sama jesteś pacan! – Syriusz pokazał Dorcas język i wstał z ławki. – Ruszcie się, zaraz zaczynamy Eliksiry. Ślimak już się pewnie za tobą stęsknił Evans.
- Och i pewnie bardzo ci przykro z tego powodu. – Lily zrobiła współczująca minę – Za tobą nikt tu nie tęsknił Black!
Syriusz już otwierał usta żeby się odciąć, ale pierwszy odezwał się Remus.
- Dajcie spokój! Kłócicie się jak stare dobre małżeństwo! Lily może popełniłaś błąd wiążąc się z Jamesem… - Lupin uśmiechnął się złośliwie – … może to Syriusz powinien być twoim chłopakiem.

- Spieprzaj Lupin!!! – Wykrzyknęli jednocześnie James, Lily i Syriusz, a w stronę Remusa poleciały trzy jednakowe podręczniki do eliksirów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz