sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 12

Obudziła się wcześnie. Na dworze wciąż panował półmrok, a z ciężkich ołowianych chmur, na ziemię spadały wielkie, puchate płatki śniegu. Mruknęła sennie i przetarła zaspane oczy. Rozejrzała się po sypialni – była sama. W nogach łózka stał stosik prezentów, zapakowanych w różnokolorowe pudełka. Uśmiechnęła się szeroko i zabrała się za rozpakowywanie.
Duże pudełko, zawinięte w złoty papier, zawierało piękny, pomarańczowy szlafrok i pasującą do niego, ciepłą piżamę, karteczka, która wypadła z pudełka głosiła, że prezent pochodził
od rodziców. 
Zmarszczyła brwi, czując narastające rozczarowanie. Zaczęła przeszukiwać papiery w nadziei, że pudełko zawierało coś jeszcze. Niestety, nie było tam nic prócz fotografii przedstawiającej ją i Colina, splecionych w uścisku, oprawioną w ładną, drewnianą ramkę. Westchnęła zawiedziona, odstawiając zdjęcie na szafkę nocną. Colin nie wykazał się wyobraźnią. Ona sama spędziła mnóstwo czasu na poszukiwaniu czegoś, co naprawdę spodoba się Colinowi. Po wielu godzinach łażenia po Hogsmade znalazła wreszcie to, czego szukała – pięknie oprawioną
w smoczą skórę, księgę o eliksirach, wynalezionych przez starożytnych Egipcjan.
Kręcąc głową, chwyciła za brązowe pudełko, pełne babcinych babeczek jagodowych i ręcznie robionych, wełnianych skarpet. Uśmiechnęła się na wspomnienie babci i szybko wciągnęła
na stopy zielone skarpetki.
Może to zdjęcie było żartem, a prawdziwy upominek dopiero teraz miała otworzyć?
Podniosła wieczko i zachłysnęła się powietrzem. Wytrzeszczyła oczy nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Wśród eleganckiego papieru, leżała śliczna, jedwabna, czerwona koszulka nocna, ozdobiona czarną koronką. Pod nią znajdowały się jedwabne figi, do kompletu.
Zagwizdała z wrażenia, przytuliła do twarzy koszulkę i chwyciła za bilecik, leżący na dnie pudełka. Poderwała się z łóżka, jakby ją coś oparzyło a serce wpadło w dziki galop.
      Poczuła jak po kręgosłupie przebiegł jej dreszcz. Przez krótką chwilę, sama wyobraziła sobie, siebie w tej bieliźnie, leżącą w objęciach Jamesa Pottera. Zadrżała.
Nie!!! Nie miał prawa, robić jej takich prezentów! A ona, za nic w świecie nie mogła go przyjąć. Czas najwyższy przedstawić Jamesowi fakty, nie byli, nie są i nigdy nie będą parą, koniec, kropka.
Zapakowała bieliznę z powrotem do pudełka i zerwała się z łóżka. Pobiegła do łazienki, wzięła szybki prysznic i ubrała się starannie. Po piętnastu minutach, była gotowa. Złapała za pudełko i opuściła dormitorium.
a jedynym dowodem na to, że coś się to wczoraj działo, był plakat wciąż wiszący na ścianie.
Skrzypnęły drzwi, więc drgnęła nerwowo, ale okazało się, że to tylko grupka drugoklasistów. Czekała dalej.
- James? – Odezwała się, gdy stali pod portretem Grubej Damy.
- Chciałabym z tobą porozmawiać.
- Jest piękna, ale chyba nie dla mnie.
- Nie masz prawa robić mi takich prezentów! To przywilej Colina. Weź to proszę i oddaj Laurze.
- Do kurwy nędzy! Lily! – Zerwał się z kanapy i stanął nad nią, dysząc ciężko – Nie kochasz go, oboje o tym wiemy! A ta szczeniara się dla mnie nie liczy. Wodzisz mnie za nos jak jakiegoś gówniarza! Wtedy, w sowiarni odwzajemniłaś mój pocałunek! Nie zaprzeczaj!
- Przepraszam. – Lily także wstała. – Przepraszam za tamten pocałunek, nie powinnam do niego dopuścić. Nie powinnam dawać ci nadziei. Zapomnij o mnie i nie rób mi takich prezentów. Nigdy.
- Niech cię szlag trafi Evans!!! – Krzyknął, wyrywając jej z rąk ozdobne pudełko i wrzucając je w ogień buchający w kominku. Kipiał gniewem, odwrócił się na pięcie i prawie biegnąć opuścił pokój wspólny.
*
i postanowili go odnaleźć.
- Czy ty myślisz, że zamierzam biegać po całym zamku?! – Syriusz ostentacyjnie postukał się w czoło.
Wszyscy trzej zwiesili głowy nad mapą, obserwując każdą kropkę, przedstawiającą ucznia, który w danym momencie znajdował się w zamku. Po dziesięciu minutach studiowania Mapy Huncwotów, musieli dać za wygraną.
- Zostańcie tu, ja pójdę. – Syriusz podniósł się z podłogi, zawołał „koniec psot”, sprawiając, że mapa znów stała się czystym arkuszem pergaminu.
Jego oczom ukazał się dziwny widok. Każda ściana, od sufitu do podłogi, zastawiona była regałami, na których piętrzyły się butelki zawierające różnego rodzaju alkohole – od delikatnych win, po wysokoprocentowe wódki. Pod oknem stało wielkie łoże, przykryte zieloną kapą. Centralną część komnaty, zajmowała ogromna, skórzana kanapa i równie imponujący stolik – obecnie zastawiony butelkami po ognistej whisky. Drgnął lekko, gdy usłyszał głos dochodzący z kanapy.
Głowa Jamesa, wyłoniła się z zza oparcia. Mrugnął kilka razy, aby wyostrzyć obraz.
- Łapo! – Westchnął z ulgą – jak mnie znalazłeś?
- To chyba oczywiste! – Oburzył się James – Zamierzam się zalać!
to rzeczywiście bardziej nadawało się na prezent dla Laury.
i pomógł mu wstać.
i ratując przed upadkiem. Nogi Pottera plątały się jeszcze bardziej niż język, Black rozważał przez chwilę, czy nie porzucić przyjaciela w jakiejś skrytce u powrócić po niego z posiłkami, jednak ryzyko, że pijany kumpel da nogę i zrobi cos głupiego, było zbyt duże.
Skręcili właśnie w ostatni korytarz, na którego końcu znajdowały się schody do wieży Gryfonów, gdy przed nimi, jakby spod ziemi, wyłoniła się groźna sylwetka profesor McGonagall.
Syriusz zatrzymał się tak gwałtownie, że James stracił rytm i runął wprost pod nogi nauczycielki.
- Co jest do cholery?! – Wybełkotał, chwytając się ramienia Łapy i wracając do pozycji pionowej.
- Dobry wieczór pani profesor – przywitał się głupkowato Black.
- Zajekurwabiście! – Wyszeptał Łapa, bijąc się dłonią w czoło.
- POTTER!!! JESTEŚ PIJANY!!! – Zawyła profesorka, wściekła jak stado os. – Black!
Co to ma znaczyć?!?
- DOŚĆ TEGO!!! – Wysapała, purpurowa z wściekłości – PRECZ!!! Chcę was widzieć jutro punktualnie o 15 w moim gabinecie! Wówczas dowiecie się, jaka spotka was kara i módlcie się, żebym nie zdecydowała się wyrzucić was ze szkoły!!! A teraz panie Black, proszę zaprowadzić Pottera do waszego dormitorium! To skandal!!! – Krzyknęła i odeszła równie szybko, jak się pojawiła.
Szybko ubrała się w miękki szlafrok i zaczęła rozpakowywać następny prezent. Zielone pudełko z niebieską kokardką, zawierało prezent od Dorcas – grubą księgę pt. „ Jak uwieźć seksownego faceta w tydzień”, Lily zaśmiała się głośno, sięgając po kolejny upominek.
W nogach łóżka pozostało ostatnie pudełko – płaskie, prostokątne, opakowane w różowy papier i przewiązane czerwoną wstążeczką. Sięgając po nie zastanawiała się, od kogo pochodzi.

Chciałbym Cię w tym ujrzeć.
James

Było jeszcze wcześnie, ale postanowiła, że zaczeka na Jamesa w pokoju wspólnym. Rozsiadła się wygodnie na kanapie i długo wpatrywała się w okno z niecierpliwością wyczekując Huncwotów, schodzących na śniadanie.
Rozejrzała się dookoła, domowe skrzaty świetnie poradziły sobie z doprowadzeniem do ładu, pokoju po wczorajszym świętowaniu Gryfonów. Wszędzie panował idealny porządek,
Już zamierzała wrócić do dormitorium po coś do czytania, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi i wesołe rozmowy. Pierwszy pojawił się Remus, który gestykulując żywo, opowiadał coś Peterowi. Syriusz i James, śmiejąc się głośno, próbowali nawzajem zepchnąć się ze schodów. Szybko przemierzyli pokój wspólny, nie zauważając obecności Lily.
Wszyscy czterej zatrzymali się i spojrzeli na nią. Poczuła jak jej policzki pokrywają się rumieńcem.
- Dogonię was. – Rzucił do przyjaciół, wzruszając ramionami. Podszedł i rozsiadł się na kanapie, podkurczając jedną nogę a rękę zarzucając na oparcie. Dopiero teraz zauważył pudełko leżące na kolanach Lily. – Mam nadzieję, że ci się podoba. – Uśmiechnął się szeroko.
- Oczywiście, że dla ciebie!
- James, takie prezenty masz prawo robić Laurze. Nie mnie.
- A kto mi zabroni robić tobie takie prezenty? - Prychnął wzburzony.
- Ja na to nie pozwolę. Zabierz to proszę, nie mogę tego przyjąć.
- Chcę żebyś zatrzymała tą bieliznę, Lily. – Wycedził przez zęby, był coraz bardziej zdenerwowany.
Lily z westchnieniem opadła na kanapę i spojrzała na kominek, gdzie ogień trawił resztki czerwonego jedwabiu i czarnej koronki. Nie sądziła, że James aż tak się wścieknie. Poczuła łzy pod powiekami, ale zamrugała kilka razy nie pozwalając im spłynąć po policzkach. Wiedziała, że postąpiła słusznie.

          James nie pojawił się na śniadaniu, co nie szczególnie zaskoczyło jego przyjaciół. Jego nieobecność na obiedzie i mina Lily, nieco ich zaniepokoiła. Ruda nie pomogła im rozwiązać zagadki mówiąc tylko, że rano rozstała się z Jamesem w nieszczególnie pokojowej atmosferze. Gdy podczas kolacji, Rogacz także się nie zjawił, Huncwoci wpadli w lekką panikę
- Nie znajdziemy go nigdy w życiu – stęknął Peter – zamek jest za duży. On może być wszędzie!
Wsadził rękę pod swój materac i zaczął czegoś szukać. Po chwili wyciągnął stamtąd lekko pożółkły kawałek, czystego pergaminu. – Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. – Syriusz stuknął różdżką w pergamin i w tym samym momencie, zaczęły pojawiać się na nim linie, idealnie odzwierciedlające korytarze Hogwartu. – No dobra, szukajcie go!
- Cholera, nigdzie go nie ma! – Stwierdził ze zgrozą Remus – Nie chce mi się wierzyć, żeby wyszedł na zewnątrz.
- Na pewno nie! Jest za zimno, a on jest za leniwy. – Dodał Peter.
- Skoro nie ma go na mapie i zakładamy, że nie opuścił zamku, pozostaje tylko jedno miejsce… - zamyślił się Syriusz.
- Pokój życzeń!!! – Wykrzyknęli jednocześnie.
- Dobra, idziemy po niego – zawołał Peter – mam dziwne przeczucie, że nie jest w najlepszym stanie.
- Dobrze, tylko uważaj na Filcha.
- Spoko! Do zobaczenia! – Syriusz raźnym krokiem opuścił dormitorium.
Korzystając z licznych, tajemnych przejść, już po pięciu minutach znalazł się przed kamienną ścianą na piątym piętrze. Przeszedł wzdłuż ściany trzy razy, intensywnie skupiając się na myśli, „Muszę odnaleźć Jamesa”. Uśmiechnął się pod nosem, gdy jego oczom ukazały się wielkie, drewniane drzwi. Uchylił je i bezszelestnie, wsunął się do środka.
- Jak mogła mi to zrobić!
- Oj stary, picie w samotności i gadanie do siebie nie wróży niczego dobrego – zaśmiał się Syriusz. Kamień spadł mu z serca, gdy zobaczył, że jego przyjaciel jest cały i zdrowy.
- Mapa przyjacielu, mapa. Myślisz, że opuściłbym cię w potrzebie? A tak przy okazji, mogłeś nas uprzedzić, że idziesz zabalować. Martwiliśmy się o ciebie.
- Przestań pieprzyć, tylko siadaj i napij się ze mną – James zachwiał się lekko, unosząc nad głowę na wpół odpitą butelkę ognistego trunku.
- Zapijanie smutków, kończy się tylko wielkim kacem. To nic dobrego, bracie. – Syriusz przysiadł na oparciu kanapy i poczęstował się solonym orzeszkiem.
- Mówiłem ci żebyś przestał! Czego się napijesz? Wybór jest spory – Potter zamachnął się, strącając ze stołu kilka pustych butelek.
- Wielkie dzięki, James, ale raczej nie skorzystam. Ktoś będzie cię musiał stąd wywlec. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu – Może zechcesz mnie oświecić i zdradzisz powód swojej wizyty tutaj?
- Już jesteś zalany, nie rozumiem tylko, dlaczego?
- Wiesz, co ta suka mi powiedziała?
- Suka?!?
- Evans! – Krzyknął James, osuszając butelkę, – że nie mam prawa robić jej takich prezentów!
- Rozumiem, że chodzi o te szmatki, co kupiłeś.
- Tak. Kazała mi to zabrać i podarować Laurze! Uwierzysz w to!!! – Załkał głośno, odkręcając kolejną butelkę trunku.
- No już dobrze, tylko mi tu nie płacz – Black pocieszająco poklepał przyjaciela po plecach – Wiesz, co? Może faktycznie trochę zaszalałeś z tą bielizną. Mogła poczuć się skrępowana,
- Ty też jesteś przeciwko mnie?!? – Rzucił oskarżycielsko Potter.
- Nigdy! Zawsze jestem po twojej stronie!
James pociągnął kolejny łyk i zatoczył się spadając na podłogę. – Wiesz, co? Koniec z tym! Mam dość, nie będę się porywał z motyką na słońce. Evans jest tak samo głupia jak Gordon, pasują do siebie. Nie będę się zniżał do jej poziomu!
- No i wreszcie gadasz do rzeczy! – Pochwalił go Black – A teraz chodź, zbieramy się stąd. Wypiłeś już dość jak na jeden wieczór. Pora położyć się do łóżka – podszedł do Jamesa
- Tu mam łóżko!
-, Ale Remus i Peter o tym nie wiedzą i martwią się o ciebie. Chodź, bądź grzeczny i nie protestuj. – Przerzucił sobie rękę przyjaciela przez kark i powolnym krokiem zaczął kierować się w stronę wyjścia.
Droga powrotna do wieży Gryffindoru, nie była ani łatwa, ani przyjemna i trwała zdecydowanie zbyt długo. Syriusz od piętnastu minut wlókł Jamesa, uciszając go, co chwilę
- Już dawno po północy! Możecie mi wyjaśnić, co tu u licha robicie?
- Spacerujemy – zachichotał James.
- Spacerujecie?!?
- Proszę się nie wściekać, bo dostanie pani zmarszczek. – Potter zgiął się w pół, bo Syriusz zdzielił go łokciem w brzuch.
- Słucham? Co ty powiedziałeś?!?
Syriusz myślał, że już mają przerąbane i gorzej być nie może, więc westchnął z rezygnacją. Cholernie się jednak pomylił, piekło dopiero miało się rozpętać.
James zamierzał się bronić, więc wyprostował się i otworzył usta, lecz zamiast wypowiedzieć, choć jedno słowo… zwymiotował wprost na świeżo wypastowane buty McGonagall.
- James miał bardzo ciężki dzień, pani profesor – szepnął.
- Domyślam się, ale dlaczego jest pijany?!
- No właśnie, dlatego.
- Nigdy nie ceniłam was za zdrowy rozsądek, ale to… to jest niedopuszczalne… karygodne… brak mi słów!!! Nigdy w historii tej szkoły nie zdarzyło się, żeby pijani uczniowie szlajali się po korytarzach!!!
- Zawsze musi być ten pierwszy raz… - wybełkotał James, wycierając rękawem usta.
- Ech te kobiety, zawsze z nimi jakieś problemy – zachichotał James.
- Zamknij się idioto, bo cię zajebię! – Zaklął Syriusz.

2 komentarze:

  1. Pięknie :):) KM

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna notka. Reszta bloga też jest niezła. Trochę dużo przekleństw, ale tak ma młodzież. ;) Jest romantyzm, połączony z nutką akcji i zabawne dialogi. Czego chcieć więcej?
    Aketi Salvaro

    OdpowiedzUsuń