sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 15

         James rozciągnął się wygodnie na swoim łóżku i mruknął z zadowoleniem. Tak, był z siebie bardzo zadowolony.
Syriusz i Remus spojrzeli na siebie skonsternowani, żaden nie wiedział jak skomentować opowieść przyjaciela.
- Wiesz, co James? Zachowałeś się jak kutas. – Odezwał się Peter, zaskakując wszystkich tak ostrą krytyką. Ok. Wkurzyła cię, miałeś prawo się na niej odegrać, ale nie w ten sposób!
- A co ty tam wiesz, Glizdku?! – Oburzył się James – Łazisz za rączkę z tą swoją Julią i nie masz zielonego pojęcia, jak wygląda prawdziwa miłość.
- Myślę, że ma o tym większe pojęcie od ciebie. – Remus staną w obronie Petera.
- O co wam do cholery chodzi?! – James poderwał się z łóżka i z wściekłą miną zlustrował kumpli.
- Chodzi o to, że jak będziecie tak sobie wiecznie dokopywać, to nigdy nie będziecie razem – powiedział nadąsany Peter – a czas się powoli kończy, za rok opuszczamy szkołę.
- A kto wam powiedział, że zamierzam z nią być? Odpuszczam. Na zawsze, koniec kropka!
- Nawet nie potrafię zliczyć ile razy już to słyszałem – westchnął Remus – Lily nie jest ci obojętna, ty to wiesz i my to wiemy. I wszystko wskazuje na to, że ty także nie pozostajesz jej obojętny.
- Dobra skończ już marudzić! Nie chce mi się, OK? Zmęczyłem się już tą ganianiną. Poddaję się.  Nie patrzcie tak na mnie!!! Syriusz powiedz coś!
- Generalnie stary, to mi jest wszystko jedno, za jaką panną będziesz latał, bylebym nie musiał targać cię pijanego po zamku. – Syriusz wzruszył ramionami – Ale powiem wam, moi wspaniali przyjaciele, że wkurwiacie mnie już niemiłosiernie, bo plotkujecie jak stare baby na bazarze!  Co za różnica, czy to Ruda, Laura, czy inna lafirynda, i tak wszystko sprowadza się do jednego; poderwać, przelecieć, zostawić i zapomnieć.
- Amen! – Podsumował Potter.
- No i powrócił nasz stary przyjaciel Syriusz – kutas Black! - Skrzywił się Remus – Tęskniliśmy kolego, strasznie długo cię nie było.
- Nie kpij Lunatyku! Przestańcie gadać o dupach, a weźcie się za poważne sprawy. Pełnia się zbliża, czas zaplanować wyprawę do lasu – Syriusz przeciągnął się leniwie i znów opadł na poduszki.
- O! I to jest dobra koncepcja! – Podchwycił James, wdzięczny przyjacielowi, że zmienił temat rozmowy.
Remus westchnął głośno i pokręcił głową, dlaczego jego przyjaciele musieli być takimi głąbami?
- Wiecie, co? Nie wytrzymuję już z wami, chyba musze się napić!
- Nie ma sprawy Luniaczku – Black wyszczerzył zęby, – ale dopiero po powrocie z lasu. Pijany wilkołak, to nie jest dobry pomysł.



          Lily przysiadła na ławce obok Colina i spojrzała na zamarzniętą taflę jeziora, po której przechadzały się kaczki. Westchnęła cicho, rozmyślając o wydarzeniach ostatnich dwóch dni.
James ją ignorował, zachowywał się jakby nie istniała. Wiedziała, że to część kary, jaką postanowił jej wymierzyć. Teraz na każdym kroku pokazywał jej, co straciła. Laura stała się jego nieodłączną towarzyszką, wisiała mu na ramieniu jak mała małpka, a on przytulał ją, całował, obmacywał i co najgorsze opowiadał, co z nią zrobi, gdy tylko zaszyją się w jakimś ustronnym miejscu. To wszystko doprowadzało Lily do obłędu.
  Czuła się dziwnie, jakby ktoś próbował rozerwać ją na pół. Z jednej strony cieszyła się, że Potter dał jej wreszcie spokój, w końcu marzyła o tym przez 6 lat, jednak z drugiej strony… uświadomiła sobie, że nie jest pewna czy dobrze postępuje angażując się poważnie w związek z Colinem. Gdzieś głęboko w sobie, czuła, że to z Jamesem chciałaby teraz siedzieć tu, nad jeziorem i obserwować kaczki. Westchnęła, sfrustrowana faktem, że powoli traci rozum.
- Wszystko w porządku?
Z zamyślenia wyrwał ją zaniepokojony głos Colina. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się sztucznie. Był taki piękny, mądry, czuły i spokojny. Dlaczego nie potrafił sprawić, by w jego obecności zapominała o bożym świecie?
- Tak, wszystko dobrze. – Odpowiedziała bez entuzjazmu.
- Chyba cyganisz. – Uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów – coś cię martwi.
- Ach, takie tam, zawirowania w Gryffindorze – machnęła ręką, jakby na dowód, że nie powinni o tym rozmawiać.
- Potter i Black? Chodzi o tą aferę?
- No… no tak. – Lily zdziwiła się, że Colin o tym wie, jednak szybko uzmysłowiła sobie, że przecież cała szkoła aż huczy od plotek – Nastroje jeszcze się nie poprawiły – uśmiechnęła się.
- Myślę, że nie powinnaś zawracać sobie tym głowy, w końcu to ich problem a nie twój.
No nie do końca – pomyślała, ale nie odezwała się już ani słowem. Przytuliła się tylko i położyła mu głowę na ramieniu. Chłopak objął ją i pocałował w czubek głowy.
- Dużo ostatnio o nas myślałem – powiedział nieco poważnym tonem.
Lily spojrzała na niego marszcząc brwi, z jego twarzy nie mogła niczego wyczytać, zaniepokoiło ją to. Chciał ją zostawić? NIE, Nie teraz!!! Zaczęła szybciej oddychać.
- I co wymyśliłeś? – Wczepiła palce w jego płaszcz, nie chciałaby zauważył jak trzęsą jej się ręce.
- Zastanawiałem się tylko, jak to wszystko pogodzić. Po egzaminach wyjeżdżam, a ty masz jeszcze rok…
- Czyli chcesz to skończyć teraz, żeby nie mieć problemu później, tak? – Zawołała piskliwie. Zerwała się gwałtownie z ławki i spojrzała na niego z załzawionymi oczami. Dwa kosze w jeden weekend    to za dużo.
- Na litość Boską, Lily! Co się z tobą dzieje? – Wstał i chwycił ją za ramiona, przytulając do siebie mocno – skąd przychodzą ci do głowy, tak idiotyczne pomysły? Zastanawiałem się jak przetrwamy ten rok, gdy będziesz kończyła Hogwart.
Lily wtuliła twarz w jego pierś, by ukryć swoje zażenowanie. Zaczynała wariować, bez dwóch zdań!
- Przepraszam – wyszeptała nie patrząc na niego – nie wiem, co się ze mną dzieje, chyba dopadła mnie zimowa depresja. Też się martwię.
- Tak sobie pomyślałem, że gdybyś chciała i twoi rodzice się zgodzili… - chwycił ją za brodę i pociągnął jej twarz do góry, by spojrzała mu w oczy - …może pojechałabyś ze mną na wakacje do Nowej Zelandii. Mam już tam wynajęte mieszkanie.
- Nie wiem, Colin czy moim rodzicom spodoba się ten pomysł – skrzywiła się lekko. O rany! Wakacje z Colinem, w Nowej Zelandii!!! On naprawdę myślał poważnie o tym związku. Dlaczego ona tego nie potrafiła?
- Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym pojechać z tobą do twojego domu i ich poznać.
- Eee… - wytrzeszczyła oczy, lekko spanikowana. Za chwilę powie, że będzie chciał się oświadczyć w ich obecności! – Oczywiście, że możesz ze mną jechać.
Na twarzy Colina pojawił się jeden z najpiękniejszych uśmiechów, jakie w życiu widziała. Poczuła jak przyjemne ciepło rozpływa się po jej sercu. A dlaczego by nie? Przystojny, szarmancki, dobrze wychowany, inteligentny, na pewno spodoba się rodzicom. No i ją kochał, a ona…
- Kocham cię – wyszeptała, by sprawdzić jak to zabrzmi w jej ustach. Siebie nie przekonała do końca, modliła się, by, chociaż on uwierzył. 
- Ja też cię kocham, Lily – pochylił się nad nią i złożył na jej ustach namiętny pocałunek.
  Wczepiła się palcami w jego włosy i oddała pocałunek z taką żarliwością, na jaką było ją tylko stać. Czas najwyższy poukładać swoje życie – pomyślała. Potter ją skreślił, zresztą i tak nigdy by się nie zdecydowała z nim związać. Colin ją kocha i zależy mu na niej. Całym sercem będzie się starać odwzajemnić te uczucia. Nic lepszego nie mogło jej spotkać.
- Chcę jechać z tobą do Nowej Zelandii – powiedziała, dorywając się od jego ust. – A później spotkamy się w święta.
- Przyjadę do ciebie na Boże Narodzenie – obiecał, wciąż zaglądając w jej zielone oczy – a gdy skończysz Hogwart… tam też są szkoły dla aurorów. 
Uśmiechnęła się szeroko i znów go pocałowała. Nowa Zelandia? Drugi koniec świata? Nie chciała teraz o tym myśleć, miała na to jeszcze półtorej roku.
- Halo, gołąbki!!! – Od strony błoni, dobiegł ich radosny okrzyk.
Oderwali się od siebie i oboje spojrzeli na zbiegającą ze wzgórza brunetkę. Dorcas machała do nich, radośnie podskakując, wiatr rozwiewał jej gęste, długie włosy. Podbiegła do nich i ze śmiechem rzuciła się Lily na szyję, o mało jej nie przewracając.
- Gdzie się zgubiliście? Nie było was na obiedzie. – Dorcas oskarżycielsko pomachała palcem, przed nosem Colina. – Próbujesz ją zagłodzić? Nie samą miłością człowiek żyje.
- I kto to mówi. – Zaśmiał się – zasiedzieliśmy się tu trochę.
- Idziemy do Hagrida. Przyłączycie się? Na pewno poczęstuje nas jakimś pysznym ciastem – parsknęła Dorcas.
   Hagrid, olbrzymi gajowy Hogwartu, znany był ze swojego gołębiego serca i zamiłowania do dzikich, niebezpiecznych zwierząt. Gotowanie i pieczenie także było jego miłością, ale niestety nie talentem. Jego ciasteczka dla zwykłego śmiertelnika, były nie do strawienia. Wszyscy jednak kochali tego wielkiego włochacza i zjadali jego okropne eksperymenty kulinarne, by nie sprawiać mu przykrości.
  Lily zmarszczyła brwi, „wybieramy”? Zajrzała przyjaciółce przez ramię. 
Na wzgórzu pojawiło się właśnie sześć dodatkowych osób. Po plecach Lily przebiegł dreszcz, i bez wątpienia nie miał on nic wspólnego z ujemną temperaturą, panującą na dworze.
Po zaśnieżonej ścieżce szedł Syriusz, ręce ukrył w kieszeniach płaszcza i śmiał się głośno, najprawdopodobniej z dowcipu opowiadanego przez Remusa, który żwawo gestykulując, strącił właśnie Jamesowi czapkę z głowy. Rogacz zamachnął się żeby oddać cios, ale poślizgnął się na oblodzonej ziemi. Pewnie runąłby jak długi, gdyby nie przytrzymała go przyczepiona do jego ramienia małpka. Laura chwyciła go mocno za rękę i przyciągnęła do siebie. Gdy James złapał równowagę, objął ją mocno i wpił się zachłannie w jej usta. Rozległy się głośne okrzyki dezaprobaty i odgłosy udawanego obrzydzenia – to zamykający pochód Peter i Julia.
- Nie dziękuję, jakoś dotrwam do kolacji – Lily uśmiechnęła się kwaśno – przekaż Hagridowi, że niedługo go odwiedzę. Chodź Colin. – Chwyciła chłopaka za rękę i pociągnęła go w przeciwną stronę.
Zatrzymała się dopiero pod drzwiami prowadzącymi do wieży Ravenclawu, przyszła aż tutaj z obawy, że w Gryffindorze znów doszłoby do konfrontacji z Potterem. Gdy Colin podał hasło i weszli do środka, rozsiedli się wygodnie na kanapie w pokoju wspólnym Krukonów.
- Nie lubisz Hagrida? – Spytał Colin udając obojętność.·- Skąd taka myśl??
- Bardzo szybko odmówiłaś Dorcas, jest twoją przyjaciółką i myślałem, że wszędzie chodzicie razem.
- To nie jest tak. Jesteśmy przyjaciółkami, ale nie zawsze musimy razem spędzać czas. 
Nie zawsze lubimy przebywać w tym samym towarzystwie. – Pomyślała o Laurze, o Potterze,  
o durnym Blacku, ale też o Peterze i o Julii, która ujęła ją swoją prostolinijnością, szczerością 
i poczuciem humoru. O Hagridzie, którego uwielbiała. Nie wiedziała tylko, do czego dążył Colin.
- A Hagrid?
- Bardzo go lubię. Czy w ogóle jest ktoś, kto go nie lubi? No nie licząc Ślizgonów, ale oni to odrębny gatunek. – Zaśmiała się nerwowo, bo wciąż nie wiedziała, o co chodzi chłopakowi.
- W takim razie… Chodzi o Pottera i jego bandę? Co on ci nagadał? Od tego incydentu w święta jest na ciebie cięty, unika cię, a po szkole chodzi jakaś durna plotka, że ta cała sytuacja to przez ciebie. Możesz mi to jakoś wytłumaczyć? – Colin się zdenerwował. Wyraźnie pulsowała mu żyłka na czole. Lily zamurowało. Colin gadał tak, jak Huncwoci!! Nie chciała się z nim kłócić, ale on najwyraźniej do tego właśnie dążył.
- Colin, wiesz dobrze, że nic mnie z nim nie łączy. Kocham Cię, jestem z tobą….- Chciała powiedzieć szczęśliwa, ale byłoby to perfidne kłamstwo - jest mi z tobą dobrze, nie chcę się kłócić. 
I nie mogę uwierzyć w to, że ty wierzysz takim bzdurnym plotkom. Jak Potter jest idiotą to nie moja wina, ja mu alkoholu nie wlewałam do gardła.
- Masz rację Lily, nie powinienem w to wierzyć, przepraszam. Tylko, że wszyscy w koło mówią o tym. Dałem się ponieść opinii tłumu jak idiota. Przepraszam – uśmiechną się do niej pięknie, i czule pocałował. 
           Do wieczora, już nie rozmawiali na ten temat. Jednak Lily wciąż nie dawała spokoju myśl, że Colin mógł powiązać ją z aferą Pottera. Gdy później wracała do wieży Gryffindoru, zastanawiała się, czy ten koszmar kiedyś się skończy. Ma przed sobą jeszcze półtorej roku nauki, czy przez ten czas będzie unikała spotkań z Jamesem? Czy on będzie traktował ją jak powietrze? A może będzie jeszcze gorzej, zamiast się unikać zaczną obrzucać się wyzwiskami, ku uciesze całej szkoły. Może powinnam zmienić szkołę? – Pomyślała wdrapując się po schodach do swojego dormitorium.
Albo upadłaś na głowę, albo zbzikowałaś – podpowiadała jej podświadomość. Lily rzuciła się na łóżko i schowała głowę pod poduszką. Jakby nie było, będzie dobrze! Musi być! Uśmiechnęła się, nie do końca przekonana tą myślą i zapadła w niespokojną drzemkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz