Salon domu państwa Evans, był bardzo
przytulnym miejscem. Ściany w kolorze fioletu, zdobiły obrazy przedstawiające
martwą naturę, na wielkim, kamiennym kominku, stało mnóstwo rodzinnych
fotografii, oprawionych w drewniane ramki. W centralnym punkcie pokoju, stał
wielki dębowy stół, przy którym właśnie dobiegał końca obiad.
Lily
siedziała pomiędzy ojcem a Jamesem i nerwowo dłubała w talerzu, nie była w
stanie przełknąć ani kęsa, cały czas zastanawiając się, jak James zamierza
namówić jej rodziców na ten wyjazd. Jak dotąd zachowywał się nadzwyczaj
uprzejmie, odpowiadając bez zająknięcia na każde pytanie Patricka i Moniki,
jednak ani słowem nie wspomniał o zaproszeniu.
- Czyli twoi
rodzice również są czarodziejami? – Zapytał Patrick, wypijając łyk wytrawnego
wina.
- Tak, i moi
dziadkowie również nimi byli. Cała moja rodzina od pokoleń jest magiczna, mamy
wielu przyjaciół wśród mug… eee… niemagicznych ludzi. – Poprawił się szybko,
posyłając Monice zniewalający uśmiech. – W Dolinie Godryka, mieszka wiele
magicznych rodzin, ale nie tylko.
- W Dolinie
Godryka? Czy to daleko? – Zaciekawiła się pani Evans.
- Podróżując
Błędnym Rycerzem, około dwóch godzin drogi stąd.
- To taki
autobus, który wozi czarodziejów – wtrąciła Lily, widząc zdezorientowane miny
rodziców – chyba wam o nim kiedyś opowiadałam.
James puścił
oko do Lily i uśmiechnął się szeroko, bo właśnie wpadł mu do głowy szatański
pomysł.
- Dolina
Godryka, to bardzo stara wioska – zaczął jakby od niechcenia – opisana jest
nawet w podręczniku od Historii Magii.
- Doprawdy?
– Zaciekawił się Patrick.
James kopnął
Lily pod stołem, by kontynuowała rozmowę na ten temat, na szczęście ona szybko
odgadła intencje Rogacza.
- Tak, tato!
Nazwa wioski wzięła się od samego Godryka Gryffindora, który kiedyś tam
zamieszkiwał.
-
Gryffindor! – Oczy Moniki rozświetliły się ze szczęścia, bo wreszcie usłyszała,
choć jedno słowo, które nie było jej zupełnie obce. – Wasz dom się tak nazywa.
- Zgadza
się, był jednym z czterech założycieli Hogwartu i właśnie od jego imienia
wioska dostała nazwę Dolina Godryka. – Wyjaśnił James z dumą w głosie.
- To musi
być fascynujące, mieszkać w tak historycznym miejscu. – Zachwycała się pani
Evans.
- To prawda,
i każdy szanujący się czarodziej, a zwłaszcza Gryfon, powinien przynajmniej raz
w życiu odwiedzić Dolinę Godryka. – Przekonywał James. Uśmiechnął się w duchu, widząc jak matka
Lily, gorliwie mu przytakuje. Był już przekonany, że kobieta nie będzie miała
nic przeciwko, by jej córka wybrała się na wycieczkę w to historyczne miejsce.
Połowę pracy miał za sobą, teraz pozostało mu już tylko przekonać pana Evansa,
jednak za cholerę nie wiedział jak się do tego zabrać. Po krótkiej chwili
niezręcznej ciszy, postanowił, że najlepiej będzie, jeśli od razu wyłoży kawę
na ławę.
- Tak
naprawdę, to przyjechałem tutaj, żeby państwa o coś prosić.
- To ja
zrobię herbaty! – Lily poderwała się z krzesła, bo słowa Jamesa zabrzmiały,
jakby zamierzał za chwilę się oświadczyć. Jednak Potter nie pozwolił jej
odejść, chwycił ją za nadgarstek i sprowadził z powrotem na krzesło. – W mojej
rodzinie, istnieje taka tradycja, że podczas wakacji organizuje się zlot
Gryfonów. Moi rodzice, gdy chodzili do Hogwartu, także jeździli na takie zloty
i teraz chcąc kontynuować tradycję, postanowili, że urządzimy go w naszym domu.
Lily
podkurczyła palce u stóp, dławiąc się ze śmiechu, musiała przyznać, że James
wykazał się pomysłowością.
- Co masz
dokładnie na myśli mówiąc zlot? – Ojciec Lily zrobił się podejrzliwy, ale
słuchał Jamesa z uwagą.
- Wszyscy
Gryfoni z szóstego i siódmego roku, spotykają się w jednym miejscu, w tym roku
u mnie w domu i siedzimy przy ognisku, pieczemy kiełbaski i wymieniamy się
poglądami. To także świetna okazja żeby zwiedzić Dolinę Godryka.
- Musicie
mieć bardzo duży dom.
- Miejsca na
pewno nie zabraknie.
- Lily,
dlaczego nic nam nie powiedziałaś o tym złocie?
- Ponieważ
nie wiedziała – James uratował Rudą z opresji – wszystko to wyszło
spontanicznie. Moja mama wpadła na ten pomysł w zeszłym tygodniu, a mnie
pozostało zwołać całą paczkę. Już prawie wszyscy są na miejscu. Tak naprawdę
brakuje tylko Lily i Dorcas, ona ma dojechać jutro z samego rana.
- Dorcas też
tam będzie? – Na twarzy Patricka wymalował się spokój, gdyż Dorcas i Lily nie
raz spędzały już wspólnie wakacje.
-
Naturalnie, dostałem dziś od niej list, w którym potwierdziła swoją obecność.
Chciałbym państwa prosić, abyście pozwolili Lily do nas dołączyć. – James
zrobił tą swoją słynną minę, od której topniały wszystkie kobiece serca – no
może z wyjątkiem serca profesor McGonagall.
- Myślę, że
powinniśmy się zgodzić Patricku. – Powiedziała pani Evans, całkowicie
zauroczona Jamesem.
- To
wspaniała przygoda, tato – wtrąciła Lily, żeby nieco zmiękczyć ojca – będę
mogła opisać Dolinę w moim wakacyjnym wypracowaniu z Historii Magii.
- No sam nie
wiem – Patrick Evans podrapał się po głowie – jak długo ma trwać ten zlot?
- Tydzień,
licząc od jutra – odpowiedział James – obiecuję, że w następny poniedziałek,
odstawię Lily do domu, całą i zdrową.
- I cały
czas twoi rodzice będą na miejscu? – Patrick nie dawał za wygraną.
-
Oczywiście! To oni są głównymi organizatorami.
Pan Evans
zamyślił się na chwilę, nie spuszczając swych czujnych zielonych oczu z Jamesa.
Potter zacisnął kciuki pod stołem i przybrał
spokojny wyraz twarzy, jednak naprawdę, w głębi duszy, zżerała go
niecierpliwość. Kątem oka widział jak Lily wstrzymuje oddech, czekając na
decyzję ojca.
Zdawało jej
się, że to oczekiwanie trwa w nieskończoność, była już bliska płaczu, kiedy
wreszcie Patrick przemówił.
- Nie wiem
czy to dobry pomysł, nikogo tam nie znamy a ty, James zjawiasz się tutaj tak
nagle. Lily nigdy nam o tobie nie opowiadała.
Serce Lily
na chwilę przestało bić, widziała jak zrzedła Jamesowi mina a jego ramiona
oklapły. No i to by było na tyle, jeśli chodzi o wakacje spędzone z Jamesem
Potterem. Skarciła się w duchu za wiarę, że ten plan mógł wypalić. Znała ojca i
od początku powinna wiedzieć, że się nie zgodzi.
Nagle, ku
jej wielkiemu zdziwieniu, głos zabrała Monika. Położyła Patrickowie dłoń na
ramieniu i przemówiła głosem spokojnym, ale nieznoszącym sprzeciwu.
- Może tobie
nigdy nie opowiadała o Jamesie, Patricku za to ja wiem już o nim prawie
wszystko – uśmiechnęła się i puściła oko do córki, która właśnie oblała się
rumieńcem – poza tym, będzie tam również Dorcas, ją znamy. Nie raz już Lily
spędzała u niej wakacje.
- Patrick
Evans westchnął ciężko i pokiwał głową. Zawsze zgadzał się ze zdaniem żony, a
skoro Monika była przekonana, że Lily, powinna jechać, on nie miał już zbyt
wiele do powiedzenia.
- A wiec
dobrze – poddał się w końcu, – ale równo za tydzień masz być z powrotem w domu,
Lily!
- Jasne,
tato! – Ruda poderwała się z krzesła, jej ręce trzęsły się z podekscytowania, a
na ustach gościł absurdalnie szeroki uśmiech. – Dziękuję mamo, tato! Pójdę się
spakować. – Pędem rzuciła się na schody, potykając się po drodze o podwinięty
dywan. Na szczęście udało jej się uniknąć kompromitującego upadku. Wpadając do
swojego pokoju, usłyszała jeszcze, że ojciec znów przepuścił atak na Jamesa
zasypując go całą masą niezręcznych pytań. Lily rzuciła się na podłogę, by
wyciągnąć z pod łóżka torbę podróżną, otrzepała ją z kurzu, po czym otworzyła
szafę i zaczęła wyrzucać z niej swoje ulubione ciuchy. Właśnie ładowała do
torby zieloną sukienkę na ramiączkach, kiedy usłyszała ciche pukanie a
następnie skrzypnięcie otwieranych drzwi. Wychyliła głowę zza szafy i ujrzała
uśmiechniętą twarz Moniki Evans.
- Och mamo,
jesteś cudowna! Kocham cię!!! – Zapiszczała, rzucając się kobiecie na szyję. –
Dziękuję, gdyby nie ty, tata nigdy by się nie zgodził!
- Pewnie
James dłużej musiałby się starać. – Zaśmiała się Monika – Trzeba mu przyznać,
że ma dar przekonywania.
- Tak, to
prawda.
- Widzę, że
bardzo mu na tobie zależy.
Lily zamarła
z bluzką pomiędzy szufladą a szafą i spojrzała skonsternowana na matkę.
- Skąd to
przypuszczenie? – Zapytała ostrożnie.
- najpierw
przysyła ci wiadomość, że ci wybacza a później przyjeżdża tu bez zapowiedzi i
zaprasza na cały tydzień do swojego domu.
- Mamo, tam
będą wszyscy Gryfoni… - Lily nie dokończyła zdania, bo Monika uśmiechnęła się
znacząco, dając córce do zrozumienia, że absolutnie nie wierzy w opowieść o
zlocie Gryfonów.
- Ja także
byłam kiedyś młoda, córeczko – zachichotała – i wierz mi, wiem co mówię, James
jest w tobie zakochany, a i tobie on nie jest obojętny.
- Mamo! –
Lily zachłysnęła się powietrzem a rumieńce wpłynęły na jej policzki – Jesteśmy
tylko przyjaciółmi.
- Przyjaźń
często kończy się miłością. Pośpiesz się z tym pakowaniem, a ja tymczasem
sprawdzę, jak James radzi sobie na przesłuchaniu taty. – Monika Evans wyszła z
pokoju, pozostawiając córkę zawstydzoną i podekscytowaną.
Kiedy pół godziny później jechali Błędnym
Rycerzem do Doliny Godryka, z twarzy Lily nie schodził szeroki uśmiech. Cały
czas trudno jej było uwierzyć we własne szczęście. Jeszcze wczorajszego
wieczora pisała list do Dorcas, narzekając jak strasznie się nudzi, a teraz
miała spędzić cały tydzień w towarzystwie Jamesa Pottera! Spojrzała na niego i
lekko się zaczerwieniła, zastanawiając się, czy przez ten tydzień James jeszcze
raz zada jej to pytanie, na które teraz bez zająknięcia zamierzała odpowiedzieć
twierdząco.
- Co jest? –
Zapytał, gdy zdał sobie sprawę, że Lily obserwuje go z uwagą.
- Nic. –
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Wciąż nie mogę dojść do siebie, po twoim
spektakularnym przedstawieniu. Straszny z ciebie kłamczuch, wiesz?
- Warto było
trochę nakłamać, żeby ściągnąć cię do siebie choćby na tydzień. – Wyszczerzył
zęby, prostując się dumnie.
- Moja mama
nie kupiła bajeczki o zlocie Gryfonów, James.
- Twoja mama
jest super! Gdyby nie ona, stary nigdy by się nie wypuścił.
Lily
zaśmiała się w pełni zgadzając się ze zdaniem Rogacza. Jej ojciec, był cudownym
człowiekiem, ale ponad wszystko cenił sobie bezpieczeństwo swoich córek i wciąż
nie potrafił przyjąć do wiadomości, że za trzy miesiące jego pierworodna, w
świecie czarodziejów osiągnie pełnoletność. Dla Patricka Evansa, Lily wciąż
była małą dziewczynką.
Gdy Błędny Rycerz zatrzymał się wreszcie
przed domem Potterów, na zewnątrz robiło się już ciemno. James pomógł Lily
wysiąść z autobusu i zajął się jej bagażem, podczas gdy ona stanęła na chodniku
i otworzyła usta ze zdumienia, przyglądając się pięknej rezydencji. Dom
Potterów, był znacznie większy niż go sobie wyobrażała. Wybudowany z czerwonej
cegły i otoczony kamiennym murkiem, wyróżniał się na tle innych – znacznie
mniej okazałych domów na tej ulicy. Duże białe okna, częściowo zasłonięte
drewnianymi okiennicami, przyozdobione były glinianymi donicami, w których
posadzone zostały białe i czerwone pelargonie. W ogródku przed domem, rosły
krzewy i drzewa magnolii, całości dopełniał równo przystrzyżony, soczyście
zielony trawnik.
Z domu
dochodziły dźwięki rozmów i głośnych śmiechów. Lily wciąż stała jak oniemiała,
nie mogąc nacieszyć się tym widokiem. Z otępienia wyrwał ją dopiero dotyk
Jamesa, który położył dłoń na jej plecach i delikatnie pchnął do przodu.
- Zapraszam
do środka – powiedział puszczając ją przodem i ciesząc się, że jego dom zrobił
na Rudej tak duże wrażenie.
Przeszli przez krętą ścieżkę, wyłożoną
białymi kamieniami i dotarli do dużych, rzeźbionych drzwi, na których pod
numerem 5, na mosiężnej tabliczce wyryty był monogram
„ J.M.J.
Potterowie”
James, nie bawiąc się w dzwonienie, pchnął
drzwi i wprowadził Lily do przytulnego wnętrza. Zachłysnęła się powietrzem,
widząc, że wewnątrz, dom wydawał się być jeszcze większy niż na zewnątrz.
Działo się
tak dlatego, że pomieszczenie stanowiło, jedną wielką otwartą przestrzeń,
której nie dzieliły żadne ściany. Jedynym wyjątkiem, była ta, która rozdzielała
kuchnię od salonu. Teraz, gdy weszli do środka, głosy stały się jeszcze
bardziej wyraźne, ale Lily wciąż nie wiedziała, do kogo należą, ponieważ widok
przesłaniały jej, wielkie sosnowe schody oddzielający hol od salonu, dając
domownikom nieco prywatności. James szturchnął ją ramieniem, zachęcając, by
weszła głębiej. Zrobiła kilka kroków naprzód, wciąż oglądając piękne wnętrza.
Salon, był jasny i bardzo przytulny. Ściany, koloru brzoskwiniowego, ozdobione
zostały dużymi obrazami i mnóstwem rodzinnych fotografii. W oknach wisiały
długie, kremowe zasłony, zdobione złotym deseniem, a podłogę z jasnego drewna
zakrywał ręcznie tkany dywan. Na półkach i komodach stały stare księgi i różne
antyki. Od razu było widać, że dom ten należy do majętnych ludzi, ale urządzony
był ze smakiem i bez zbędnego przepychu.
Wzdrygnęła się lekko, przywrócona do rzeczywistości
głośnym śmiechem, przypominającym szczekanie psa. Od razu rozpoznała ten śmiech
i wyszczerzyła zęby. Kiedy minęli schody, serce Lily zaczęło szybciej być, gdyż
jej oczom ukazał się niesamowity widok. Na środku pokoju ustawiono ogromną
kanapę, wykonaną z białej skóry oraz dwa takie same fotele, na których
siedzieli pozostali domownicy. Uwagę od nich odciągał jednak, gigantyczny
kominek z białego marmuru. Lily siłą zmusiła się, by oderwać wzrok od kominka i
spojrzeć na gospodarzy. Schowała dłonie za plecami, czując, że jej twarz oblewa
się rumieńcem.
- Jesteśmy!
– Zawołał James, stając obok Rudej. – Mamo, tato, to jest Lily Evans.
- Cześć
Ruda! – Krzyknął Black, zrywając się z kanapy. – A niech mnie, jednak udało się
Jamesowi, namówić twoich starych, żeby cię puścili!
- Zachowuj
się, Syriuszu! – Skarciła go pani Potter, strzelając go pieszczotliwie w ucho.
– Witaj, Lily. Jestem Mary a to mój mąż James Senior, bardzo się cieszymy, że
nas odwiedziłaś.
- Ja również
się cieszę, bardzo mi miło państwa poznać. – Uśmiechnęła się, choć za plecami,
wciąż wykręcała palce ze zdenerwowania.
Pani Potter
okazała się być piękną kobietą. Wysoka i dość szczupła, seksownie zaokrąglona w
odpowiednich miejscach. Miała kruczoczarne włosy, gdzieniegdzie przeplatane
srebrnymi pasmami i błękitne oczy. Natomiast Senior, był wysokim, dobrze
zbudowanym mężczyzną o brązowych włosach. Lily od razu zauważyła, że ten piękny
orzechowy odcień oczu, James odziedziczył właśnie po ojcu. Nie była w stanie
ocenić, do kogo, był bardziej podobny. Po prostu, był idealną mieszanką obojga
rodziców.
Chwilę
kłopotliwej ciszy przerwała wreszcie pani Potter.
- Odgrzeję
wam obiad. – Powiedziała radośnie, klaszcząc w dłonie.
- Mamo,
jedliśmy obiad u Lily.
- W takim
razie zrobię kolację.
James spojrzał
na Lily, która delikatnie pokręciła głową. Posyłając mu błagalne spojrzenie.
- Naprawdę,
nie jesteśmy głodni, mamo!
- To,
chociaż zaparzę herbaty! – Burknęła i z nachmurzoną miną zniknęła w kuchni.
- Siadajcie!
– Zachęcił Senior, spychając z kanapy nogi Syriusza.
Lily i James
podeszli bliżej i rozsiedli się wygodnie.
- Bardzo
przepraszam, nie chciałam sprawić przykrości, pana żonie – Lily zrobiła
skruszoną minę, – ale naprawdę nie jesteśmy głodni.
- Mów mi
James, skarbie. – Pan Potter wyszczerzył zęby w identyczny sposób, jak zwykł to
robić jego syn. – I nie przejmuj się Mary, nie jest zła, po prostu lubi nas
dobrze karmić.
- Mary była
zdruzgotana naszym wyglądem, gdy wróciliśmy z Hogwartu – wtrącił się Syriusz –
twierdzi, że nas tam głodzą.
- Bo was
głodzą! – Zawołała kobieta, wchodząc do salonu z tacą, na której stał dzbanek z
herbatą i filiżanki. Nie pogodziła się z tym, że Lily i James nie są głodni, bo
na tacy ustawiła także talerz z górą kanapek.
- Zapewniam
panią, że w Hogwarcie jest dużo pysznego jedzenia. – Lily poczuła się w
obowiązku bronić Hogwartu i domowych skrzatów, które przyrządzały im prawdziwe
uczty.
- Mów mi
Mary, kochanie. – Kobieta uśmiechnęła się dobrotliwie i rozlała herbatę do filiżanek.
– Bardzo się cieszę, że nas odwiedziłaś, Syriusz wiele mi o tobie opowiadał.
- Syriusz?!?
– Lily spojrzała zdziwiona na Blacka, który szczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- James jest
taki zamknięty w sobie. – Mary próbowała pogłaskać syna po głowie, ale on
uchylił się przed matczyną czułością. – Gdy był dzieckiem, zawsze mi o
wszystkim opowiadał, a teraz nic mi nie mówi! Dopiero wczoraj dowiedziałam się
od Syriusza, ze James kocha…
- Mamo, czy
mogłabyś przestać robić mi wstyd!?! – Rogacz, czerwony jak burak, posłał matce
mordercze spojrzenie.
- Ależ,
James! Jaki wstyd? – Wtrącił się Syriusz. – Przecież wszyscy…
- Nie
pogrążaj się Łapo i tak masz już przerąbane!
- Dobrze,
skończcie już, bo znów się nakręcicie i zaczniecie rozbijać serwis matki! – Senior
wstał i ostrzegawczo pogroził chłopcom palcem. – Robi się późno, czas do łóżek!
- Lily,
skarbie, przygotowałam dla ciebie pokój naprzeciwko sypialni chłopców – Mary
podniosła się z kanapy, więc Lily zrobiła to samo. – James pokaże ci pokój.
Naprawdę bardzo się cieszę, ze przyjechałaś. – Chwyciła Rudą w objęcia i
ucałowała ją w oba policzki, po czym chwyciła Syriusza za kołnierz i ruszyli po
schodach za oddalającym się Seniorem.
James
poklepał siedzenie obok siebie, dając do zrozumienia Lily, żeby usiadła.
-
Przepraszam cię za mamę, jest bardzo…
- Jest
cudowna! – Lily usiadła i uśmiechnęła się szeroko. – Twój tata również. Masz
wspaniałych rodziców i cudowny dom. Jesteś szczęściarzem!
- Jestem, bo
udało mi się ściągnąć ciebie tutaj – powiedział zachrypniętym głosem, położył
rękę na oparciu kanapy i zaczął wodzić palcem po jej nagim ramieniu. –
Dziękuję, że się zgodziłaś.
- Cała
przyjemność po mojej stronie. – Jej serce zgubiło jedno uderzenie. – Co takiego
Syriusz opowiedział twojej mamie?
- Naprawdę
cię to interesuje? – Druga dłonią objął ją w talii i przysunął do siebie. Teraz
ich twarze dzieliły już tylko centymetry. Przechylił głowę i złożył na jej szyi
delikatny pocałunek.
- Mam to
gdzieś. – Wyszeptała, zamykając oczy i odchylając głowę do tyłu, by ułatwić mu
zadanie. – James…
- Boże, jak
ja za tobą tęskniłem – wyszeptał, przenosząc pocałunki na żuchwę, policzek,
nos… - wariowałem tu bez ciebie. Śniłaś mi się każdej nocy.
- Och,
James…
Nie dał jej dokończyć zdania. Złożył na jej
ustach delikatny, tęskny pocałunek. Chwycił jej twarz w obie dłonie z taką
czułością, jakby się obawiał, że dziewczyna za chwilę rozpłynie się w
powietrzu.
Nie musiał
długo czekać na jej odpowiedź, wplotła palce w jego kruczoczarne włosy i
rozchyliła usta, pozwalając, by ich pocałunek stał się bardziej namiętny. James
jednak tym razem nie zamierzał się spieszyć. Leniwie pieścił końcem języka jej
dolną wargę. Poczuła miłe łaskotanie i gorące dłonie Jamesa na swojej talii.
Ten pocałunek, był tak cudownie powolny i delikatny, że aż poczuła jak ogarnia
ją senność. Pomyślała, że z chęcią zasnęłaby na tej kanapie w objęciach Jamesa,
kiedy on nagle oderwał się od jej ust.
- Chodź,
pokażę ci twój pokój. – Wyszeptał, całując ją w czoło.
Stęknęła
niezadowolona i wykrzywiła usta, żałując, że zepsuł tę cudowną chwilę.
- Jest już
późno, a ja jestem wykończony. - Wyjaśnił chwytając ją za dłoń i podnosząc z
kanapy.
Lily wciąż
nadąsana, pozwoliła mu poprowadzić się na piętro, a później korytarzem do
sosnowych drzwi jej pokoju. Otworzył je, zapalił światło i puścił ją przodem.
Nie wszedł jednak do pokoju, tylko zatrzymał się na progu.
Lily
spojrzała w jego orzechowe oczy, całkowicie ignorując wystrój pokoju. W tej
chwili, było jej wszystko jedno, gdzie będzie spała. Marzyła tylko o tym, aby
James został razem z nią.
Rogacz miał
jednak inne plany. Chwycił jej twarz w obie dłonie i uśmiechnął się ciepło.
- Mamy dla
siebie cały tydzień, nie musimy się spieszyć – złożył na jej ustach delikatny
pocałunek. – Słodkich snów, moja piękna. – Puścił do niej oko, a następnie
wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Sfrustrowana Lily, zgasiła światło i rzuciła
się na łóżko. Zakryła twarz poduszką i pisnęła cicho, rozczarowana, że ich
chwila prywatności trwała tak krótko. Resztkami sił zwlekła się z łóżka i
przebrała w piżamę. Wślizgnęła się pod kołdrę i ułożyła wygodnie na poduszce.
Nie wiedziała jak szybko zasnęła, ale do
białego rana, śniła o czarnowłosym przystojniaku o orzechowych oczach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz