sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 30

          Salon domu państwa Evans, był bardzo przytulnym miejscem. Ściany w kolorze fioletu, zdobiły obrazy przedstawiające martwą naturę, na wielkim, kamiennym kominku, stało mnóstwo rodzinnych fotografii, oprawionych w drewniane ramki. W centralnym punkcie pokoju, stał wielki dębowy stół, przy którym właśnie dobiegał końca obiad.
Lily siedziała pomiędzy ojcem a Jamesem i nerwowo dłubała w talerzu, nie była w stanie przełknąć ani kęsa, cały czas zastanawiając się, jak James zamierza namówić jej rodziców na ten wyjazd. Jak dotąd zachowywał się nadzwyczaj uprzejmie, odpowiadając bez zająknięcia na każde pytanie Patricka i Moniki, jednak ani słowem nie wspomniał o zaproszeniu.
- Czyli twoi rodzice również są czarodziejami? – Zapytał Patrick, wypijając łyk wytrawnego wina.
- Tak, i moi dziadkowie również nimi byli. Cała moja rodzina od pokoleń jest magiczna, mamy wielu przyjaciół wśród mug… eee… niemagicznych ludzi. – Poprawił się szybko, posyłając Monice zniewalający uśmiech. – W Dolinie Godryka, mieszka wiele magicznych rodzin, ale nie tylko.
- W Dolinie Godryka? Czy to daleko? – Zaciekawiła się pani Evans.
- Podróżując Błędnym Rycerzem, około dwóch godzin drogi stąd.
- To taki autobus, który wozi czarodziejów – wtrąciła Lily, widząc zdezorientowane miny rodziców – chyba wam o nim kiedyś opowiadałam.
James puścił oko do Lily i uśmiechnął się szeroko, bo właśnie wpadł mu do głowy szatański pomysł.
- Dolina Godryka, to bardzo stara wioska – zaczął jakby od niechcenia – opisana jest nawet w podręczniku od Historii Magii.
- Doprawdy? – Zaciekawił się Patrick.
James kopnął Lily pod stołem, by kontynuowała rozmowę na ten temat, na szczęście ona szybko odgadła intencje Rogacza.
- Tak, tato! Nazwa wioski wzięła się od samego Godryka Gryffindora, który kiedyś tam zamieszkiwał.
- Gryffindor! – Oczy Moniki rozświetliły się ze szczęścia, bo wreszcie usłyszała, choć jedno słowo, które nie było jej zupełnie obce. – Wasz dom się tak nazywa.
- Zgadza się, był jednym z czterech założycieli Hogwartu i właśnie od jego imienia wioska dostała nazwę Dolina Godryka. – Wyjaśnił James z dumą w głosie.
- To musi być fascynujące, mieszkać w tak historycznym miejscu. – Zachwycała się pani Evans.
- To prawda, i każdy szanujący się czarodziej, a zwłaszcza Gryfon, powinien przynajmniej raz w życiu odwiedzić Dolinę Godryka. – Przekonywał James.    Uśmiechnął się w duchu, widząc jak matka Lily, gorliwie mu przytakuje. Był już przekonany, że kobieta nie będzie miała nic przeciwko, by jej córka wybrała się na wycieczkę w to historyczne miejsce. Połowę pracy miał za sobą, teraz pozostało mu już tylko przekonać pana Evansa, jednak za cholerę nie wiedział jak się do tego zabrać. Po krótkiej chwili niezręcznej ciszy, postanowił, że najlepiej będzie, jeśli od razu wyłoży kawę na ławę.
- Tak naprawdę, to przyjechałem tutaj, żeby państwa o coś prosić.
- To ja zrobię herbaty! – Lily poderwała się z krzesła, bo słowa Jamesa zabrzmiały, jakby zamierzał za chwilę się oświadczyć. Jednak Potter nie pozwolił jej odejść, chwycił ją za nadgarstek i sprowadził z powrotem na krzesło. – W mojej rodzinie, istnieje taka tradycja, że podczas wakacji organizuje się zlot Gryfonów. Moi rodzice, gdy chodzili do Hogwartu, także jeździli na takie zloty i teraz chcąc kontynuować tradycję, postanowili, że urządzimy go w naszym domu.
Lily podkurczyła palce u stóp, dławiąc się ze śmiechu, musiała przyznać, że James wykazał się pomysłowością.
- Co masz dokładnie na myśli mówiąc zlot? – Ojciec Lily zrobił się podejrzliwy, ale słuchał Jamesa z uwagą.
- Wszyscy Gryfoni z szóstego i siódmego roku, spotykają się w jednym miejscu, w tym roku u mnie w domu i siedzimy przy ognisku, pieczemy kiełbaski i wymieniamy się poglądami. To także świetna okazja żeby zwiedzić Dolinę Godryka.
- Musicie mieć bardzo duży dom.
- Miejsca na pewno nie zabraknie.
- Lily, dlaczego nic nam nie powiedziałaś o tym złocie?
- Ponieważ nie wiedziała – James uratował Rudą z opresji – wszystko to wyszło spontanicznie. Moja mama wpadła na ten pomysł w zeszłym tygodniu, a mnie pozostało zwołać całą paczkę. Już prawie wszyscy są na miejscu. Tak naprawdę brakuje tylko Lily i Dorcas, ona ma dojechać jutro z samego rana.
- Dorcas też tam będzie? – Na twarzy Patricka wymalował się spokój, gdyż Dorcas i Lily nie raz spędzały już wspólnie wakacje.
- Naturalnie, dostałem dziś od niej list, w którym potwierdziła swoją obecność. Chciałbym państwa prosić, abyście pozwolili Lily do nas dołączyć. – James zrobił tą swoją słynną minę, od której topniały wszystkie kobiece serca – no może z wyjątkiem serca profesor McGonagall.
- Myślę, że powinniśmy się zgodzić Patricku. – Powiedziała pani Evans, całkowicie zauroczona Jamesem.
- To wspaniała przygoda, tato – wtrąciła Lily, żeby nieco zmiękczyć ojca – będę mogła opisać Dolinę w moim wakacyjnym wypracowaniu z Historii Magii.
- No sam nie wiem – Patrick Evans podrapał się po głowie – jak długo ma trwać ten zlot?
- Tydzień, licząc od jutra – odpowiedział James – obiecuję, że w następny poniedziałek, odstawię Lily do domu, całą i zdrową.
- I cały czas twoi rodzice będą na miejscu? – Patrick nie dawał za wygraną.
- Oczywiście! To oni są głównymi organizatorami.
Pan Evans zamyślił się na chwilę, nie spuszczając swych czujnych zielonych oczu z Jamesa.
 Potter zacisnął kciuki pod stołem i przybrał spokojny wyraz twarzy, jednak naprawdę, w głębi duszy, zżerała go niecierpliwość. Kątem oka widział jak Lily wstrzymuje oddech, czekając na decyzję ojca.
Zdawało jej się, że to oczekiwanie trwa w nieskończoność, była już bliska płaczu, kiedy wreszcie Patrick przemówił.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, nikogo tam nie znamy a ty, James zjawiasz się tutaj tak nagle. Lily nigdy nam o tobie nie opowiadała.
Serce Lily na chwilę przestało bić, widziała jak zrzedła Jamesowi mina a jego ramiona oklapły. No i to by było na tyle, jeśli chodzi o wakacje spędzone z Jamesem Potterem. Skarciła się w duchu za wiarę, że ten plan mógł wypalić. Znała ojca i od początku powinna wiedzieć, że się nie zgodzi.
Nagle, ku jej wielkiemu zdziwieniu, głos zabrała Monika. Położyła Patrickowie dłoń na ramieniu i przemówiła głosem spokojnym, ale nieznoszącym sprzeciwu.
- Może tobie nigdy nie opowiadała o Jamesie, Patricku za to ja wiem już o nim prawie wszystko – uśmiechnęła się i puściła oko do córki, która właśnie oblała się rumieńcem – poza tym, będzie tam również Dorcas, ją znamy. Nie raz już Lily spędzała u niej wakacje.
- Patrick Evans westchnął ciężko i pokiwał głową. Zawsze zgadzał się ze zdaniem żony, a skoro Monika była przekonana, że Lily, powinna jechać, on nie miał już zbyt wiele do powiedzenia.
- A wiec dobrze – poddał się w końcu, – ale równo za tydzień masz być z powrotem w domu, Lily!
- Jasne, tato! – Ruda poderwała się z krzesła, jej ręce trzęsły się z podekscytowania, a na ustach gościł absurdalnie szeroki uśmiech. – Dziękuję mamo, tato! Pójdę się spakować. – Pędem rzuciła się na schody, potykając się po drodze o podwinięty dywan. Na szczęście udało jej się uniknąć kompromitującego upadku. Wpadając do swojego pokoju, usłyszała jeszcze, że ojciec znów przepuścił atak na Jamesa zasypując go całą masą niezręcznych pytań. Lily rzuciła się na podłogę, by wyciągnąć z pod łóżka torbę podróżną, otrzepała ją z kurzu, po czym otworzyła szafę i zaczęła wyrzucać z niej swoje ulubione ciuchy. Właśnie ładowała do torby zieloną sukienkę na ramiączkach, kiedy usłyszała ciche pukanie a następnie skrzypnięcie otwieranych drzwi. Wychyliła głowę zza szafy i ujrzała uśmiechniętą twarz Moniki Evans.
- Och mamo, jesteś cudowna! Kocham cię!!! – Zapiszczała, rzucając się kobiecie na szyję. – Dziękuję, gdyby nie ty, tata nigdy by się nie zgodził!
- Pewnie James dłużej musiałby się starać. – Zaśmiała się Monika – Trzeba mu przyznać, że ma dar przekonywania.
- Tak, to prawda.
- Widzę, że bardzo mu na tobie zależy.
Lily zamarła z bluzką pomiędzy szufladą a szafą i spojrzała skonsternowana na matkę.
- Skąd to przypuszczenie? – Zapytała ostrożnie.
- najpierw przysyła ci wiadomość, że ci wybacza a później przyjeżdża tu bez zapowiedzi i zaprasza na cały tydzień do swojego domu.
- Mamo, tam będą wszyscy Gryfoni… - Lily nie dokończyła zdania, bo Monika uśmiechnęła się znacząco, dając córce do zrozumienia, że absolutnie nie wierzy w opowieść o zlocie Gryfonów.
- Ja także byłam kiedyś młoda, córeczko – zachichotała – i wierz mi, wiem co mówię, James jest w tobie zakochany, a i tobie on nie jest obojętny.
- Mamo! – Lily zachłysnęła się powietrzem a rumieńce wpłynęły na jej policzki – Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Przyjaźń często kończy się miłością. Pośpiesz się z tym pakowaniem, a ja tymczasem sprawdzę, jak James radzi sobie na przesłuchaniu taty. – Monika Evans wyszła z pokoju, pozostawiając córkę zawstydzoną i podekscytowaną.

     Kiedy pół godziny później jechali Błędnym Rycerzem do Doliny Godryka, z twarzy Lily nie schodził szeroki uśmiech. Cały czas trudno jej było uwierzyć we własne szczęście. Jeszcze wczorajszego wieczora pisała list do Dorcas, narzekając jak strasznie się nudzi, a teraz miała spędzić cały tydzień w towarzystwie Jamesa Pottera! Spojrzała na niego i lekko się zaczerwieniła, zastanawiając się, czy przez ten tydzień James jeszcze raz zada jej to pytanie, na które teraz bez zająknięcia zamierzała odpowiedzieć twierdząco.
- Co jest? – Zapytał, gdy zdał sobie sprawę, że Lily obserwuje go z uwagą.
- Nic. – Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Wciąż nie mogę dojść do siebie, po twoim spektakularnym przedstawieniu. Straszny z ciebie kłamczuch, wiesz?
- Warto było trochę nakłamać, żeby ściągnąć cię do siebie choćby na tydzień. – Wyszczerzył zęby, prostując się dumnie.
- Moja mama nie kupiła bajeczki o zlocie Gryfonów, James.
- Twoja mama jest super! Gdyby nie ona, stary nigdy by się nie wypuścił.
Lily zaśmiała się w pełni zgadzając się ze zdaniem Rogacza. Jej ojciec, był cudownym człowiekiem, ale ponad wszystko cenił sobie bezpieczeństwo swoich córek i wciąż nie potrafił przyjąć do wiadomości, że za trzy miesiące jego pierworodna, w świecie czarodziejów osiągnie pełnoletność. Dla Patricka Evansa, Lily wciąż była małą dziewczynką.

     Gdy Błędny Rycerz zatrzymał się wreszcie przed domem Potterów, na zewnątrz robiło się już ciemno. James pomógł Lily wysiąść z autobusu i zajął się jej bagażem, podczas gdy ona stanęła na chodniku i otworzyła usta ze zdumienia, przyglądając się pięknej rezydencji. Dom Potterów, był znacznie większy niż go sobie wyobrażała. Wybudowany z czerwonej cegły i otoczony kamiennym murkiem, wyróżniał się na tle innych – znacznie mniej okazałych domów na tej ulicy. Duże białe okna, częściowo zasłonięte drewnianymi okiennicami, przyozdobione były glinianymi donicami, w których posadzone zostały białe i czerwone pelargonie. W ogródku przed domem, rosły krzewy i drzewa magnolii, całości dopełniał równo przystrzyżony, soczyście zielony trawnik.
Z domu dochodziły dźwięki rozmów i głośnych śmiechów. Lily wciąż stała jak oniemiała, nie mogąc nacieszyć się tym widokiem. Z otępienia wyrwał ją dopiero dotyk Jamesa, który położył dłoń na jej plecach i delikatnie pchnął do przodu.
- Zapraszam do środka – powiedział puszczając ją przodem i ciesząc się, że jego dom zrobił na Rudej tak duże wrażenie.
  Przeszli przez krętą ścieżkę, wyłożoną białymi kamieniami i dotarli do dużych, rzeźbionych drzwi, na których pod numerem 5, na mosiężnej tabliczce wyryty był monogram
„ J.M.J. Potterowie”
   James, nie bawiąc się w dzwonienie, pchnął drzwi i wprowadził Lily do przytulnego wnętrza. Zachłysnęła się powietrzem, widząc, że wewnątrz, dom wydawał się być jeszcze większy niż na zewnątrz.
Działo się tak dlatego, że pomieszczenie stanowiło, jedną wielką otwartą przestrzeń, której nie dzieliły żadne ściany. Jedynym wyjątkiem, była ta, która rozdzielała kuchnię od salonu. Teraz, gdy weszli do środka, głosy stały się jeszcze bardziej wyraźne, ale Lily wciąż nie wiedziała, do kogo należą, ponieważ widok przesłaniały jej, wielkie sosnowe schody oddzielający hol od salonu, dając domownikom nieco prywatności. James szturchnął ją ramieniem, zachęcając, by weszła głębiej. Zrobiła kilka kroków naprzód, wciąż oglądając piękne wnętrza. Salon, był jasny i bardzo przytulny. Ściany, koloru brzoskwiniowego, ozdobione zostały dużymi obrazami i mnóstwem rodzinnych fotografii. W oknach wisiały długie, kremowe zasłony, zdobione złotym deseniem, a podłogę z jasnego drewna zakrywał ręcznie tkany dywan. Na półkach i komodach stały stare księgi i różne antyki. Od razu było widać, że dom ten należy do majętnych ludzi, ale urządzony był ze smakiem i bez zbędnego przepychu.
 Wzdrygnęła się lekko, przywrócona do rzeczywistości głośnym śmiechem, przypominającym szczekanie psa. Od razu rozpoznała ten śmiech i wyszczerzyła zęby. Kiedy minęli schody, serce Lily zaczęło szybciej być, gdyż jej oczom ukazał się niesamowity widok. Na środku pokoju ustawiono ogromną kanapę, wykonaną z białej skóry oraz dwa takie same fotele, na których siedzieli pozostali domownicy. Uwagę od nich odciągał jednak, gigantyczny kominek z białego marmuru. Lily siłą zmusiła się, by oderwać wzrok od kominka i spojrzeć na gospodarzy. Schowała dłonie za plecami, czując, że jej twarz oblewa się rumieńcem.
- Jesteśmy! – Zawołał James, stając obok Rudej. – Mamo, tato, to jest Lily Evans.
- Cześć Ruda! – Krzyknął Black, zrywając się z kanapy. – A niech mnie, jednak udało się Jamesowi, namówić twoich starych, żeby cię puścili!
- Zachowuj się, Syriuszu! – Skarciła go pani Potter, strzelając go pieszczotliwie w ucho. – Witaj, Lily. Jestem Mary a to mój mąż James Senior, bardzo się cieszymy, że nas odwiedziłaś.
- Ja również się cieszę, bardzo mi miło państwa poznać. – Uśmiechnęła się, choć za plecami, wciąż wykręcała palce ze zdenerwowania.
Pani Potter okazała się być piękną kobietą. Wysoka i dość szczupła, seksownie zaokrąglona w odpowiednich miejscach. Miała kruczoczarne włosy, gdzieniegdzie przeplatane srebrnymi pasmami i błękitne oczy. Natomiast Senior, był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną o brązowych włosach. Lily od razu zauważyła, że ten piękny orzechowy odcień oczu, James odziedziczył właśnie po ojcu. Nie była w stanie ocenić, do kogo, był bardziej podobny. Po prostu, był idealną mieszanką obojga rodziców.
Chwilę kłopotliwej ciszy przerwała wreszcie pani Potter.
- Odgrzeję wam obiad. – Powiedziała radośnie, klaszcząc w dłonie.
- Mamo, jedliśmy obiad u Lily.
- W takim razie zrobię kolację.
James spojrzał na Lily, która delikatnie pokręciła głową. Posyłając mu błagalne spojrzenie.
- Naprawdę, nie jesteśmy głodni, mamo!
- To, chociaż zaparzę herbaty! – Burknęła i z nachmurzoną miną zniknęła w kuchni.
- Siadajcie! – Zachęcił Senior, spychając z kanapy nogi Syriusza.
Lily i James podeszli bliżej i rozsiedli się wygodnie.
- Bardzo przepraszam, nie chciałam sprawić przykrości, pana żonie – Lily zrobiła skruszoną minę, – ale naprawdę nie jesteśmy głodni.
- Mów mi James, skarbie. – Pan Potter wyszczerzył zęby w identyczny sposób, jak zwykł to robić jego syn. – I nie przejmuj się Mary, nie jest zła, po prostu lubi nas dobrze karmić.
- Mary była zdruzgotana naszym wyglądem, gdy wróciliśmy z Hogwartu – wtrącił się Syriusz – twierdzi, że nas tam głodzą.
- Bo was głodzą! – Zawołała kobieta, wchodząc do salonu z tacą, na której stał dzbanek z herbatą i filiżanki. Nie pogodziła się z tym, że Lily i James nie są głodni, bo na tacy ustawiła także talerz z górą kanapek.
- Zapewniam panią, że w Hogwarcie jest dużo pysznego jedzenia. – Lily poczuła się w obowiązku bronić Hogwartu i domowych skrzatów, które przyrządzały im prawdziwe uczty.
- Mów mi Mary, kochanie. – Kobieta uśmiechnęła się dobrotliwie i rozlała herbatę do filiżanek. – Bardzo się cieszę, że nas odwiedziłaś, Syriusz wiele mi o tobie opowiadał.
- Syriusz?!? – Lily spojrzała zdziwiona na Blacka, który szczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- James jest taki zamknięty w sobie. – Mary próbowała pogłaskać syna po głowie, ale on uchylił się przed matczyną czułością. – Gdy był dzieckiem, zawsze mi o wszystkim opowiadał, a teraz nic mi nie mówi! Dopiero wczoraj dowiedziałam się od Syriusza, ze James kocha…
- Mamo, czy mogłabyś przestać robić mi wstyd!?! – Rogacz, czerwony jak burak, posłał matce mordercze spojrzenie.
- Ależ, James! Jaki wstyd? – Wtrącił się Syriusz. – Przecież wszyscy…
- Nie pogrążaj się Łapo i tak masz już przerąbane!
- Dobrze, skończcie już, bo znów się nakręcicie i zaczniecie rozbijać serwis matki! – Senior wstał i ostrzegawczo pogroził chłopcom palcem. – Robi się późno, czas do łóżek!
- Lily, skarbie, przygotowałam dla ciebie pokój naprzeciwko sypialni chłopców – Mary podniosła się z kanapy, więc Lily zrobiła to samo. – James pokaże ci pokój. Naprawdę bardzo się cieszę, ze przyjechałaś. – Chwyciła Rudą w objęcia i ucałowała ją w oba policzki, po czym chwyciła Syriusza za kołnierz i ruszyli po schodach za oddalającym się Seniorem.
James poklepał siedzenie obok siebie, dając do zrozumienia Lily, żeby usiadła.
- Przepraszam cię za mamę, jest bardzo…
- Jest cudowna! – Lily usiadła i uśmiechnęła się szeroko. – Twój tata również. Masz wspaniałych rodziców i cudowny dom. Jesteś szczęściarzem!
- Jestem, bo udało mi się ściągnąć ciebie tutaj – powiedział zachrypniętym głosem, położył rękę na oparciu kanapy i zaczął wodzić palcem po jej nagim ramieniu. – Dziękuję, że się zgodziłaś.
- Cała przyjemność po mojej stronie. – Jej serce zgubiło jedno uderzenie. – Co takiego Syriusz opowiedział twojej mamie?
- Naprawdę cię to interesuje? – Druga dłonią objął ją w talii i przysunął do siebie. Teraz ich twarze dzieliły już tylko centymetry. Przechylił głowę i złożył na jej szyi delikatny pocałunek.
- Mam to gdzieś. – Wyszeptała, zamykając oczy i odchylając głowę do tyłu, by ułatwić mu zadanie. – James…
- Boże, jak ja za tobą tęskniłem – wyszeptał, przenosząc pocałunki na żuchwę, policzek, nos… - wariowałem tu bez ciebie. Śniłaś mi się każdej nocy.
- Och, James…
  Nie dał jej dokończyć zdania. Złożył na jej ustach delikatny, tęskny pocałunek. Chwycił jej twarz w obie dłonie z taką czułością, jakby się obawiał, że dziewczyna za chwilę rozpłynie się w powietrzu.
Nie musiał długo czekać na jej odpowiedź, wplotła palce w jego kruczoczarne włosy i rozchyliła usta, pozwalając, by ich pocałunek stał się bardziej namiętny. James jednak tym razem nie zamierzał się spieszyć. Leniwie pieścił końcem języka jej dolną wargę. Poczuła miłe łaskotanie i gorące dłonie Jamesa na swojej talii. Ten pocałunek, był tak cudownie powolny i delikatny, że aż poczuła jak ogarnia ją senność. Pomyślała, że z chęcią zasnęłaby na tej kanapie w objęciach Jamesa, kiedy on nagle oderwał się od jej ust.
- Chodź, pokażę ci twój pokój. – Wyszeptał, całując ją w czoło.
Stęknęła niezadowolona i wykrzywiła usta, żałując, że zepsuł tę cudowną chwilę.
- Jest już późno, a ja jestem wykończony. - Wyjaśnił chwytając ją za dłoń i podnosząc z kanapy.
Lily wciąż nadąsana, pozwoliła mu poprowadzić się na piętro, a później korytarzem do sosnowych drzwi jej pokoju. Otworzył je, zapalił światło i puścił ją przodem. Nie wszedł jednak do pokoju, tylko zatrzymał się na progu.
Lily spojrzała w jego orzechowe oczy, całkowicie ignorując wystrój pokoju. W tej chwili, było jej wszystko jedno, gdzie będzie spała. Marzyła tylko o tym, aby James został razem z nią.
Rogacz miał jednak inne plany. Chwycił jej twarz w obie dłonie i uśmiechnął się ciepło.
- Mamy dla siebie cały tydzień, nie musimy się spieszyć – złożył na jej ustach delikatny pocałunek. – Słodkich snów, moja piękna. – Puścił do niej oko, a następnie wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
 Sfrustrowana Lily, zgasiła światło i rzuciła się na łóżko. Zakryła twarz poduszką i pisnęła cicho, rozczarowana, że ich chwila prywatności trwała tak krótko. Resztkami sił zwlekła się z łóżka i przebrała w piżamę. Wślizgnęła się pod kołdrę i ułożyła wygodnie na poduszce.

 Nie wiedziała jak szybko zasnęła, ale do białego rana, śniła o czarnowłosym przystojniaku o orzechowych oczach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz