Dni mijały, ciepły kwiecień zmienił
się w gorący maj a Lily wciąż nie dawała mu odpowiedzi. Cierpiał męki za każdym
razem, gdy pojawiała się w zasięgu jego wzroku. Gdy rozmawiali w Pokoju
Wspólnym, zachowywała się jak gdyby ich spotkanie na leśnej polanie nie miało
miejsca. James nie chciał podejmować tematu i jej zadręczać pytaniami, by Lily
nie czuła się naciskana.
Gdy maj
powoli dobiegał końca i nieubłagalnie zbliżał się koniec roku szkolnego, James
szalał już z niepokoju, zrobił się „wredny i upierdliwy”, jak to określił
Syriusz.
Życia
Jamesowi nie ułatwiała także Laura, która wciąż chodziła za nim i błagała, by
do niej wrócił. Nie pomagały ani prośby, ani groźby. Wreszcie James postanowił
całkowicie ją ignorować i traktować jakby nie istniała.
Czara
goryczy przelała się w pierwszy, upalny dzień czerwca. Od samego rana wszystko
układało się nie tak jak powinno. Spędził koszmarną noc w Zakazanym Lesie,
uganiając się za rozszalałym wilkołakiem. Gdy ledwie zdążył przyłożyć głowę do
poduszki, już odezwał się przenikliwy dźwięk budzika, oznajmiający, że pora
wstawać. Niestety przywilej opuszczania lekcji w pierwszy dzień po pełni
księżyca, przysługiwał tylko Remusowi, a ponieważ absolutnie nikt, prócz
Dumbledore’a nie mógł dowiedzieć się o ich tajemnicy, James, Syriusz i Peter,
musieli zwlec się z łóżek.
Zimny
prysznic i dzbanek czarnej jak smoła kawy w niczym nie pomógł Jamesowi, dlatego
podczas śniadania ułożył głowę na niezbyt wygodnym stole i spróbował przespać
się jeszcze, choć kilka minut. Do końca dnia żałował, że mu się to nie udało.
Gdy Lily i
Dorcas dotarły do Wielkiej Sali, właśnie zapadła w drzemkę, niestety zdążył
jeszcze usłyszeć krótką wymianę zdań.
- Błagam
cię, Lily nie spałaś pół nocy i zachowujesz się jak histeryczka! Aż boję się
myśleć, jak będziesz reagowała za rok, na naszych egzaminach.
James nie
podniósł głowy ze stołu, ale otworzył oczy i nadstawił uszu.
- Dorcas
denerwuję się, bo wiem, jakie to dla niego ważne! – Odpowiedziała Lily –
Przygotowywał się do tych egzaminów przez cały rok, od tych stopni zależy, czy
dostanie się na kurs w Nowej Zelandii.
James poczuł
jak ogarnia go dzika furia, krew zawrzała mu w żyłach. Od tygodni zadręczała
go, zwodziła nie dając odpowiedzi na jedno proste pytanie a teraz zamartwiała
się losem byłego chłopaka! Miał wielką ochotę poderwać się i walnąć pięścią w
stół, nie zrobił tego jednak wciąż przysłuchując się rozmowie.
- Lily
zlituj się, co cię obchodzi jak Colinowi pójdą OWUTEMY, to jego sprawa! Nie
jesteście już parą, pamiętasz?
- Colin jest
moim przyjacielem, nie jesteśmy razem, ale wciąż jest dla mnie ważny! Chcę by
mu się udało.
- Rozumiem,
ale naprawdę, wyluzuj. Colin to kujon i na pewno otrzyma same wybitne!
- Och, mam
nadzieję, że tak będzie! Muszę się pospieszyć, za pół godziny rozpoczyna się
egzamin z zaklęć, a chcę mu jeszcze życzyć powodzenia…
Tego było
już za dużo. James nie chciał już dłużej słuchać jak Lily rozpływa się nad
Gordonem. Poderwał się z ławki. Zaskakując tym wszystkich zgromadzonych, po
czym bez słowa zarzucił torbę na ramię i opuścił Wielką Salę.
W całym
zamku panowała atmosfera nie do zniesienia. Wszyscy siódmoklasiści obgryzali
paznokcie ze zdenerwowania i spacerowali szkolnymi korytarzami, mrucząc coś
niewyraźnie pod nosem. James wiedział, że nie wytrzyma w tym domu wariatów ani
minuty dłużej. Co z tego, że zajęcia zostały skrócone, a te poobiednie miały w
ogóle się nie odbyć. Nim to nastąpi czekały go Eliksiry i Opieka Nad Magicznymi
Stworzeniami.
By uciec z
tego koszmarnego miejsca, przemknął szybko do jednego z tajnych przejść,
ukrytego pod obrazem, przedstawiającym afrykańskiego wampira i stromymi
schodami zszedł trzy piętra niżej. Gdy opuścił kryjówkę i ruszył w stronę
lochów, odetchnął z ulgą. Wszyscy nawiedzeni siódmoklasiści zostali u góry.
Pokonał jeszcze kilka par schodów i znalazł się w ciemnym, zawilgoconym lochu.
Drzwi do klasy profesora Slughorna wciąż były zamknięte. James przybył
piętnaście minut przed czasem – zdarzyło mu się to pierwszy raz, od kiedy
przekroczył progi zamku po raz pierwszy sześć lat temu. Oparł się o ścianę i
osunął w dół, by usiąść na kamiennej podłodze. Oparł głowę o kolana i zamknął
oczy.
Raz, dwa,
trzy, cztery… zaczął odliczać w myślach sekundy. Przy sześćdziesiątej ósmej
zaczął już pomijać liczby, co zwiastowało rychły sen. Odpłynął w cudowny,
relaksujący niebyt, zapominając o Bożym świecie.
Pięć minut
przed rozpoczęciem zajęć, przed klasą profesora Slughorna zaczęło robić się
ciasno. James już nie słyszał gwaru rozmów, nie usłyszał również, jak profesor
otwiera drzwi i zaprasza wszystkich do klasy. I pewnie przespałby tak całą
lekcję, gdyby nie Peter, który potrząsnął nim mocno i pomógł mu dowlec się do
Sali.
Wszyscy
ustawili się przy swoich stanowiskach i wyciągnęli już potrzebne do
sporządzania eliksirów ingrediencje. Wszyscy, prócz Syriusza i Jamesa, którzy
oparli się o tylny stół i walczyli z opadającymi powiekami.
- Witam
wszystkich. – Przywitał się Slughorn, stając przed swoim biurkiem – Otwórzcie
swoje podręczniki na stronie 285, dziś zajmiemy się przyrządzaniem eliksiru
słodkiego snu.
- O tak,
tego zdecydowanie nam dziś potrzeba – mruknął Rogacz przecierając zaspane oczy.
- Zgadzam się
z tobą, jestem skłonny zwędzić cały kociołek. – Odpowiedział Syriusz, i jakby
na potwierdzenie tych słów, ziewnął potężnie.
- Ale na
pewno nie nasz. Trzeba uśmiechnąć się do Lily i Dorcas, ich eliksir będzie
bezpieczniejszy. – Peter odwrócił się do dziewczyn, które już rozpoczęły pracę
nad nowym eliksirem.
Przy stole
Huncwotów cała praca spadła na barki Petera, który dwoił się i troił, by ich
wywar, choć trochę przypominał ten w kociołku ich sąsiadek.. Syriusz swoją
pracę ograniczył do podawania Glizdogonowi ingrediencji, natomiast James nawet
nie udawał zainteresowania lekcją. Pozostał oparty o stół i z założonymi rękami
wpatrywał się tępo w błękitne płomienie podgrzewające kociołek.
Z zamyślenia
wyrwał go dźwięk tłuczonego szkła i cicho wypowiedziane zaklęcie naprawiające.
Ledwie odwrócił głowę, by odnaleźć źródło zamieszania. To Lily, wiercąc się
nerwowo strąciła słoik z martwymi pająkami.
- Lily, na
miłość Boską! – Usłyszał ściszony głos Dorcas. – Ogarnij się!
- Staram się
jak mogę – warknęła Ruda zbierając pająki i wrzucając je do słoja – Colin
zaczął pisać zaklęcia. Mam nadzieję, że nie będzie nic o urokach współczesnych
czarodziejów. Nie czuł się zbyt pewnie w dziedzinie współczesnej magii, choć
osobiście uważam…
Tego James
nie był już w stanie wytrzymać. Lily trajkotała jak nakręcana zabawka,
rozpływając się nad mocnymi i słabymi stronami Colina, i robiła to na tyle
głośno, że nie był w stanie jej ignorować. James warknął, poirytowany i
odwrócił się do dziewcząt. Mina Dorcas, upewniła go w przekonaniu, że i ona
była na skraju wytrzymałości.
- Lily
zamknij się już! – Wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Słucham?!
- Po prostu
się zamknij! Pieprzysz jak potłuczona i wszyscy mamy cię już dość! – Odwrócił
się do niej plecami, a następnie zamienił na miejsca z Peterem, by znaleźć się
jak najdalej od Evans.
Lily była
tak zaskoczona słowami Jamesa, że nie potrafiła wydobyć z siebie słowa.
Postanowiła do końca zajęć skupić się na pracy, jednak nie zamierzała zostawić
tak tej sprawy. Od bardzo dawna nie słyszała tyle złości w głosie Pottera. Był
na nią wściekły tylko, że nie potrafiła pojąc, dlaczego.
Gdy tylko
zadzwonił dzwonek kończący zajęcia, Rogacz zarzucił na ramię nierozpakowaną
torbę i jako pierwszy opuścił loch.
Doszedł do
wniosku, że jeśli zostanie na choćby jeszcze jednej lekcji, to po prostu
wybuchnie. Nie dbał już o to czy ktoś zauważy jego nieobecność, postanowił, że
od razu uda się do Wieży Gryffindoru i dołączy do odsypiającego noc Remusa.
Wspinał się właśnie na pierwsze piętro, gdy usłyszał za placami nawoływania
Lily.
- James,
zaczekaj!
Odwrócił
głowę i zwolnił trochę, by zdążyła go dogonić.
- Czego
chcesz? – Warknął.
- O co
chodzi? Co to miało znaczyć? To na eliksirach, dlaczego tak na mnie
naskoczyłeś?
- Domyśl
się! Daj mi spokój, idę spać.
-Mamy
jeszcze dwie godziny Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami…
- W dupie
mam magiczne zwierzęta! Idę spać!
- James, co
się dzieje? – Chwyciła go za ramię, by jej nie uciekł.
Zazgrzytał
zębami i przeczesał potargane włosy. Lily, była albo bardzo tępa, albo bardzo
mało domyślna, skoro nie potrafiła odgadnąć przyczyny jego złości.
- Naprawdę
nie wiesz, co się dzieje? – Zapytał ironicznie. – Dobrze powiem ci. Szlag mnie
trafia, jak skaczesz wokół Gordona, a znęcasz się nade mną nie potrafiąc
odpowiedzieć na jedno pytanie!!! Mam już dość tego czekania, rozumiesz?! To
trwa zbyt długo!
- James,
Colin jest moim przyjacielem i właśnie zdaje OWUTEMY…
- Mam
gdzieś, co robi Colin! Dlaczego cały czas mnie zbywasz?!
- To
naprawdę trudna decyzja, cały czas rozważam twoją propozycję…
- To nie
jest trudna decyzja, Evans! Tak lub nie, proste!
Otworzyła
usta, ale James zakrył je dłonią.
- Nie chce
mi się z tobą gadać! Jestem zmęczony, a ciebie mam po prostu dość, więc idź już
sobie i daj mi spokój.
- To bolało
– skrzywiła się – jesteś okrutny…
- Ja jestem
okrutny?!? – Zaśmiał się złowieszczo – Najpierw spójrz w lustro, a dopiero
później mów takie rzeczy! Idę spać! – Odwrócił się i powędrował na górę,
zostawiając oniemiałą dziewczynę na środku schodów.
Za oknami
Pokoju Wspólnego panował już mrok, gdy Lily i Dorcas, siedząc na kanapie,
gawędziły przyciszonymi głosami, James nie pokazał się ani na obiedzie ani na
kolacji, co wytrąciło Ruda z równowagi. Wiedziała, że James ma prawo mieć do
niej żal, że tak długo nie dawała mu żadnej odpowiedzi, było jej głupio i nie
czuła się z tym najlepiej. Ale prawda była taka, że wciąż nie była w stanie
podjąć właściwej decyzji.
- Syriusz i
Peter zniknęli zaraz po obiedzie. – Jej rozmyślenia przerwała Dorcas. – Od rana
wyglądali na nieprzytomnych, myślisz, że śpią?
- Pewnie
szlajali się gdzieś całą noc i teraz odsypiają – odpowiedziała Lily bez
entuzjazmu.
- Jak poszło
Colinowi? – Dorcas zmieniła temat, bo Lily zdawała się nie interesować losem
Huncwotów.
-
Odpowiedział na wszystkie pytania z Transmutacji i Zaklęć, mówił mi, że
Slughorn był zachwycony jego testem z eliksirów, więc zakładam, że poszło mu
świetnie.
- W takim
razie, co cię martwi? Zadręczasz się tą rozmową z Potterem?
- Niepokoi mnie,
że tak nagle na mnie naskoczył, do dziś zachowywał się bardzo poprawnie, nie
zasypywał pytaniami, był cierpliwy.
- Lily,
wcale mnie nie dziwi, że wreszcie nie wytrzymał. Szaleje za tobą od sześciu
lat. On naprawdę cię kocha, teraz widzę to nawet ja. Tobie też nie jest
obojętny. Dlatego nie mogę zrozumieć, dlaczego nie chcesz się zgodzić i przez
tyle czasu wodzisz go za nos.
- Boję się
Dorcas! Co będzie, jeśli się znudzi? Jeśli dojdzie do wniosku, że się pomylił i
potraktuje mnie jak Laurę? Za dwa tygodnie wyjeżdżamy do domu, przez wakacje
może ochłonie i dojdzie do wniosku, że związek ze mną mu nie odpowiada? Zostanę
sama ze złamanym sercem! Tak jak ty z Syriuszem!
- Lily, nie
dowiesz się tego wszystkiego, jeśli nie spróbujesz! Syriusz zachował się okropnie,
ale już mu wybaczyłam i teraz jesteśmy w stanie ze sobą normalnie rozmawiać,
sądzę nawet, że jesteśmy sobie bliżsi niż wtedy, gdy nie byliśmy jeszcze razem.
Gdybym mogła cofnąć czas, to jestem pewna, że postąpiłabym tak samo.
- Więc co mi
radzisz?
- Zaryzykuj!
Zaszalej! Myślę, że w głębi serca James to dobry chłopak i będziesz z nim
szczęśliwa.
- Może masz
rację…
Lily nie spała zbyt wiele tej nocy. W
głowie wciąż kotłowały jej się setki pytań, na które nie znała odpowiedzi.
Wiedziała jednak, że nadszedł czas, by podjąć ostateczną decyzję. Nie mogła
okłamywać samej siebie. James wywoływał u niej silne emocje. Tylko przy nim,
podczas jego pocałunków, odczuwała ten przyjemny dreszczyk na plecach. Tylko w
jego obecności, jej serce wpadało w dziki galop i tylko on potrafił rozbawić ją
do łez. Był niesamowitym chłopakiem, gdy chciał, był czarujący i szarmancki.
Gdy byli sami, otwierał przed nią całą swą duszę, i mówił jej takie rzeczy, że
uginały się pod nią kolana. A do tego wszystkiego tak wspaniale ją całował,
dotykał…
Nie chciała
się przyznać, ale tęskniła za pocałunkami, tych namiętnych ust i dotykiem
silnych męskich dłoni. Gdy byli razem, zdawało się, że ich ciała są dla siebie
stworzone.
Zakryła twarz poduszką i jęknęła tęsknie. Och
tak, miała wielką ochotę na te dzikie, zmysłowe pocałunki. Nie zostało na nie
wiele czasu, raptem dwa tygodnie.
A jeśli się
nie uda… będzie miała dwa miesiące wakacji, by wyleczyć złamane serce.
Podjęła
ostateczną decyzję i jutro rano porozmawia z Jamesem! Podniecona tą myślą,
układała sobie plan tej rozmowy tak długo, aż wreszcie zasnęła.
Śniła jej
się polana usłana kwiatami, zwalony pień drzewa a na nim James kochający się z
nią, leniwie, bez pośpiechu, namiętnie jakby zostali na świecie całkiem sami a
czas stanął w miejscu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz