sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 46

       Lily zamieszała w kociołku i otarła pot z czoła. W klasie eliksirów było potwornie gorąco, pot spływał jej po plecach, przyklejał włosy do twarzy. Tego dnia warzyli eliksir słodkiego snu, którego słodkawy, hipnotyzujący zapach wprawiał uczniów w stan otępienia. Uwarzenie tego eliksiru zawsze sprawiało Lily kłopot, potrzebowała dużo silnej woli, aby skupić się na pracy. Potrząsnęła głową i szybko cofnęła dłoń znad kociołka, w ostatniej chwili uzmysławiając sobie, że miała właśnie fiolkę z syropem z ciemiernika czarnego, gdy tymczasem powinna użyć śluzu z gumochłona. Szybko poprawiła swój błąd i odetchnęła z ulgą.
- Dlaczego Huncwoci nie przyszli na zajęcia? – Dorcas podeszła do regału tuż za Lily i udając, że szuka ingrediencji szepnęła do przyjaciółki.
- A skąd mam wiedzieć?!?! – Serce Lily zabiło szybciej. Jaką bajkę miała wymyślić, żeby Dorr jej uwierzyła?
- Jesteś dziewczyną Jamesa, chyba powinnaś wiedzieć gdzie podziewa się Twój chłopak.
Lily zdała sobie sprawę, że nie było sensu udawać. Na pewno Dorcas i wszyscy Gryfoni do obiadu będą wiedzieli, że Remus przebywa w Skrzydle Szpitalnym. Należało tylko wymyślić wiarygodną historyjkę, wyjaśniającą, w jaki sposób się tam znalazł.
- No dobra, powiem Ci, ale nikomu ani słowa!
- Będę milczeć jak zaklęta! – Dorcas już nawet nie udawała, że szuka czegoś na półkach. Stanęła bliżej przyjaciółki i wsłuchiwała się w jej szepty.
- Chłopcy w nocy wymknęli się do Hogsmeade…
- Jak oni to robią?!?
- Nie wiem, tego James mi nie powiedział. Przyznał się jednak, że zaszaleli w Gospodzie pod Świńskim Łbem i wypili zdecydowanie za dużo Ognistej, w drodze powrotnej do zamku pomylili kierunki i władowali się…- no i w co się władowali? Lily gorączkowo rozmyślała nad zakończeniem tej bajeczki. - …Władowali się wprost pod Bijącą Wierzbę.
- O cholera! – Dorcas zakryła dłonią usta. – I co się stało?
- A jak myślisz, co się mogło stać podczas spotkania z Bijącą Wierzbą? Podobno najbardziej oberwał Remus, trafił do Skrzydła Szpitalnego.
- Chryste! Ciekawe, jaką bajeczkę wymyślili dla Pomfrey.
- Tego nie wiem. James, Syriusz i Peter pewnie leżą w swoich łóżkach i leczą kaca…
- A Ty mówisz o tym tak spokojnie… - Dorcas aż pokręciła głową ze zdumienia.
- Dorcas! Są dorośli! Nie ma sensu robić Jamesowi awantur, to i tak nic nie da. Będzie obiecywał, że on już nigdy, potem złamie dane słowo a ja będę później ryczeć. Raczej nie ma to sensu zważywszy na…
- Panno Evans, Panno Meadowes jak idą prace nad eliksirami? – Zainteresowany ciągłymi szeptami dziewcząt profesor Slughorn podszedł do stołu Lily i zajrzał do kociołka. Zdziwiony uniósł brwi i uśmiechnął się pogodnie. – Brawo, dziewczęta! Panna Meadowes powinna dodać ostatni składnik, a pannie Evans gratuluję uwarzenia świetnego eliksiru! Lily naprawdę uważam, że powinnaś kontynuować naukę w dziedzinie eliksirów.
- Dziękuję panie profesorze, ale jak pan zapewne pamięta, postanowiłam spróbować swoich sił na egzaminach na kurs Aurorów. – Lily uśmiechnęła się uprzejmie. W odpowiedzi Slughorn również uśmiechnął się nieco jednak zawiedziony, obrócił się i podszedł do tablicy wyników by wpisać oceny obu dziewczętom.
- Dostałam sowę od Matta! – Odezwała się Dorcas, gdy była pewna, że nikt ich nie słyszy.
- To nie nowość, Dorr. Matt wysyła do Ciebie listy codziennie. – Lily westchnęła widząc naburmuszoną minę przyjaciółki. – No dobrze, co było takiego niezwykłego w tym liście, że musiałaś mi o tym powiedzieć. – Zaczęła sprzątać stanowisko pracy.
- Matt przyjeżdża w ten weekend do Hogsmeade!!! – Rozpromieniła się – tylko po to, żeby spotkać się ze mną!!
- To cudowna wiadomość Dorcas! – Lily szczerze się ucieszyła. – Mam nadzieję, że mnie z nim zapoznasz?
- Oczywiście, że tak! Umówiliśmy się, że będzie na mnie czekał w Trzech Miotłach…
Zadzwonił dzwonek i w Sali zapanował gwar. Wszyscy uczniowie zaczęli pakować torby i porządkować stanowiska.
- Proszę nalać eliksir do fiolek i zostawić na moim biurku. – Zawołał Slughorn próbując przekrzyczeć hałas rozmów. – Jako pracę domową proszę napisać wypracowanie na półtorej rolki pergaminu na temat tego, czym może się skończyć spożycie źle uważonego eliksiru Słodkiego Snu.
Lily przerzuciła torbę przez ramię i z nieukrywaną ulgą opuściła ponure lochy. Westchnęła ciężko i ruszyła w górę po kamiennych schodach. Gdy wyszła wreszcie na korytarz, uśmiechnęła się szeroko. Nonszalancko oparty o parapet czekał na nią jej osobisty młody bóg. Serce zabiło jej mocniej ze wzruszenia. Już na pierwszy rzut oka widać było, że jest wykończony. Fioletowe sińce pod oczami najlepiej o tym świadczyły. Mimo tych nieprzespanych nocy i tej całej akcji z ucieczką Remusa… przyszedł wcześniej od pozostałych śpiących Huncwotów po to, żeby się z nią zobaczyć.
Podeszła bliżej i wspięła się na palce, by pocałować go w usta. Miał mokre włosy i pachniał żelem pod prysznic, jednak szorstkie policzki świadczyły o tym, że nie zdążył się ogolić.
- Cześć, Mała. – Przywitał się lekko schrypniętym głosem, objął ją w pasie i przyciągnął do siebie.
- Witaj. – Odwzajemniła uśmiech – Jak się czujesz?
- Bywało lepiej. Chodźmy stąd zanim Ślimak mnie zobaczy. – Chwycił ją za rękę i razem ruszyli w kierunku nieużywanego korytarza.
- Widziałeś się z Remusem? – Zapytała, wciąż niepokojąc się o zdrowie przyjaciela.
- Tak, właśnie od niego wracam. Czuje się trochę lepiej, ale Pani Pomfrey na pewno zatrzyma go przez weekend w Skrzydle Szpitalnym.
- Byłam u niego przed zajęciami. Wyjaśniliśmy sobie wszystko.
- Tak mówił mi o tym. I wyraźnie mu ulżyło, gdy zobaczył, że przyjęłaś to tak spokojnie. – James zatrzymał się nagle i rozejrzał dookoła. Korytarz był pusty. Dopiero po chwili zorientowała się, że stoją przed drzwiami dawno nieużywanej już klasy. James otworzył cicho drzwi i zaciągnął Lily do środka. Gdy tylko przysiadł na ławce, przyciągnął ją do siebie i pocałował zachłannie.
Było coś dziwnego w tym pocałunku. James chwycił twarz Lily w swoje dłonie i jeszcze żarliwiej wpił się ustami w jej usta. Zakręciło jej się w głowie, a serce rozpoczęło dziki galop. Odwzajemniła ten dziki pocałunek z cichym jękiem. Nie mogła jednak pojąć, co takiego wydarzyło się, że tak gwałtownie okazywał jej uczucia?
James również zaczął szybciej oddychać. Przeniósł swoje usta na jej szyję i drżącymi rękami zaczął rozpinać jej szatę.
- James, za dziesięć minut zaczyna się Zielarstwo. – Wyszeptała bez tchu, jej ciało zapłonęło żywym ogniem, gdy James przygryzł wrażliwe miejsce za uchem.
- Pragnę Cię! – Sapnął ponownie przenosząc pocałunek na jej usta.
- Co się stało, James? – Oderwał się od jej ust i zamknął na chwilę oczy. Oparł swojej czoło o jej.
- Te ostatnie dni były koszmarne. Tak bardzo chciałem być z Tobą, ale nie mogłem zostawić Remusa… A Ty byłaś na mnie taka wściekła. Bałem się, że odejdziesz…
- Skąd przyszedł Ci do głowy tak absurdalny pomysł. – Uśmiechnęła się delikatnie, by rozładować atmosferę. – Kocham Cię, jak mogłabym odejść po jednej bezsensownej sprzeczce? – Objęła go jedną ręką za szyję a drugą gładziła jego szorstki policzek.
- Kocham Cię, tak bardzo… - szepnął ponownie wpijając się w jej usta.
- Przestań James! – Z wielkim trudem zmusiła się do odsunięcia od niego. – Zdezelowane biurko nie jest dobrym miejscem. Mamy cały wieczór tylko dla siebie.
James jęknął poirytowany i potargał czarne włosy.
- Obiecujesz? – Zapytał cicho. Jego oczy wciąż płonęły pożądaniem.
- Tak, ale teraz chodźmy na Zielarstwo.
- Ja dziś robię sobie wolne. – Uśmiechnął się kpiąco. – Zaczekam na Ciebie w moim dormitorium.
Lily zachichotała, gdy klepnął ją w pupę, zapięła szatę pod szyję i ruszyła w stronę drzwi.

        Lekcje ciągnęły się w nieskończoność tego dnia. Nie mogła się skupić na słowach nauczycieli,
a w głowie wciąż słyszała słowa swojego chłopaka: zaczekam na Ciebie w moim dormitorium.        
Z podekscytowania trzęsły jej się ręce i gdy zadzwonił dzwonek ogłaszający koniec zajęć, wrzuciła książki do torby i rzuciła się biegiem do drzwi Sali. Zamiast jednak ruszyć do Wieży Gryffindoru skierowała się do Skrzydła Szpitalnego, pamiętając o obietnicy, jaką złożyła Remusowi rano.
Chłopak wyglądał zdecydowanie lepiej niż przy jej wcześniejszych odwiedzinach. Rozmawiali chwilę, wyjaśnili kilka niuansów i niedopowiedzeń, ale to również nie odciągnęło jej od jednej myśli. Pożegnała się grzecznie i opuściła Salę. Właśnie skręcała na schody prowadzące do Wieży Gryffindoru, gdy zaburczało jej w brzuchu. Z jęknięciem przypomniała sobie sfrustrowana, że na śniadanie zdążyła zjeść tylko jeden tost. Zawróciła lekko zrezygnowana, ale nie była w stanie nie odwiedzić Wielkiej Sali przed spotkaniem z Jamesem.
Pora obiadowa w zasadzie dobiegała już końca, ale na Sali wciąż było tłoczno i gwarno. Już od progu uwagę Lily przykuły dwie dziewczyny przy stole Gryfonów. Dziwne zachowanie obu panien wzbudziło jej zainteresowanie i na chwilę zapomniała nawet o burczeniu w brzuchu. Dorcas siedziała obok Lorraine, głowę miała opartą o stół i trzęsła się ze śmiechu. Mina drugiej dziewczyny nie świadczyła jednak, by wydarzyło się tutaj coś zabawnego. Lori była wręcz wściekła.
- Coś mi umknęło? – Zapytała Lily autentycznie zainteresowana.
- Och tak! – Dorcas podniosła głowę ze stołu i otarła z policzków łzy rozbawienia.
- Zamknij się Dor! To wcale nie było śmieszne! – Warknęła włoszka.
- Co się stało?! – Lily nałożyła na talerz sporą porcję pieczeni i górę ziemniaków.
- Lorraine dostała kosza – zachichotała Dorcas – od Petera!!!
- Co?!?! Kiedy?!?! – Ta wiadomość rzeczywiście była zaskakująca.
- Jakieś 20 minut temu! – Lori wzruszyła ramionami, poirytowana i zniesmaczona.
- Peter tutaj był?!
- Lily! Co w tym dziwnego? – Dorcas podejrzliwie spojrzała na przyjaciółkę. – Przecież musi coś jeść, nawet na kacu – dodała nieco ciszej.
- No… tak. Oczywiście… - zreflektowała – a więc co się wydarzyło? – Z zatrważającą prędkością pochłaniała kolejne kęsy obiadu.
- Peter unikał mnie od kilku dni. Więc zaczaiłam się na niego. Myślałam, że może kogoś ma, świnia jedna, ale odnosił jakieś tomiszcza z Zielarstwa do biblioteki. Pobiegłam za nim i… - Lori pomimo zdenerwowania zmieszała się nieco. – No i zapytałam prosto czy nie zechciałby się ze mną przejść, skoro w weekend jest wypad do Hogsmeade. Pomyślałam, że może moglibyśmy pójść razem… sami…
- Lori prosto z mostu zaprosiła Petera na randkę! – Wyjaśniła w skrócie Dorcas.
- To wspaniale! – Lily szczerze się ucieszyła.
- Tak. Wspaniale – powiedziała z przekąsem Lori. – Szkoda tylko, że się nie zgodził. Lily zastygła z widelcem w połowie drogi do ust.
- Co zrobił?!? – Lily wiedziała, że Lorraine wpadła w oko Peterowi (no, nie tylko zresztą jemu) i tym bardziej nie mogła zrozumieć, co kierowało tym facetem.
- Zaczął się jąkać, że to bardzo miło z mojej strony i w ogóle byłoby fajnie, ale niestety musi spędzić trochę czasu z przyjaciółmi, a później będzie starał się nadrobić zaległości z transmutacji. Bredził jak pijany…
- Lori. Chłopcy mieli ciężką noc. – Lily westchnęła, zaczynając rozumieć Petera. – Może faktycznie nie był zbyt trzeźwy. Moja rada to: nie denerwuj się na zapas. Dowiem się dziś, o co chodzi i dam Ci znać.
- O nie, nawet nie próbuj Lily. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego
- Daj mu szansę, to dobry chłopak. I jeśli się nie mylę, chyba go lubisz. – Przeżuła ostatni kawałek mięsa i popiła sokiem dyniowym. Wstała szybko i zarzuciła torbę na ramię.
- A ty, dokąd? – Zaciekawiła się Dorcas.
- Eee… umówiłam się z…. Jamesem – zarumieniła się lekko.
- Uuuu… cóż takiego obiecał Ci Twój Romeo, że tak Ci do niego spieszno? – Rozpogodziła się Lori.
- Nie wasza sprawa wstrętne wścibskie stworzenia! – Uśmiechnęła się do dziewcząt, choć myślami była już w dormitorium Huncwotów. Nie miała ochoty tłumaczyć się przyjaciółkom. – Cześć! – Rzuciła na odchodne i zniknęła w drzwiach Wielkiej Sali.
Rzuciła torbę w Pokoju Wspólnym i nie rozglądając się na boki ruszyła na schody prowadzące do dormitorium chłopców. Zatrzymała się przed drzwiami i zapukała cicho. Zdenerwowała się, gdy nikt jej nie odpowiedział. Postanowiła zaryzykować i nie czekając dłużej zajrzała do środka.
W pokoju panował półmrok i cisza zakłócana jedynie czyimś równomiernym oddechem. Trzy łóżka były puste. Na ostatnim spał czarnowłosy chłopak: James. Serce Lily zabiło mocniej, uśmiechnęła się rozczulona tym widokiem. Jej ukochany spał na plecach z lekko uchylonymi ustami. Naga klatka piersiowa poruszała się powoli, co świadczyło, że chłopak śpi głęboko. Jedną rękę zarzucił nad głową, druga spoczywała na zgiętej w kolanie nodze. Wydawało jej się, że jest nagi, ale nie miała pewności. Od pasa w dół przykryty był białym prześcieradłem. Po cichu podeszła do drzwi i zastawiła je krzesłem – nie chciała by im przeszkadzano i miała nadzieję, że Syriusz, choć raz zrozumie aluzję. Zdjęła z siebie szatę i buty… Zawahała się tylko na chwilę, gdy postanowiła pozbyć się także spodni i koszuli. Uznała, że nie będzie później tracić czasu na rozbieranie się. W samej bieliźnie wślizgnęła się pod prześcieradło. Jej serce wpadło w dziki galop, gdy zauważyła, że się nie myliła: James był nagi. Nie poruszył się, gdy materac ugiął się pod jej ciężarem. Naprawdę spał mocno.
Poruszył się dopiero, gdy przerzuciła nogę przez jego biodro i cmoknęła go w policzek. Zamruczał rozkosznie i otworzył jedno oko.
- Witaj, moja piękna! – Uśmiechnął się i przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie.
Lily zadrżała, gdy na swoim udzie poczuła budzącą się do życia męskość Jamesa. Chyba tęsknił za nią tak mocno jak ona za nim.
- Witaj przystojniaku! – Uśmiechnęła się i pocałowała w kącik ust.
- Uwielbiam, gdy mnie tak budzisz – zamruczał i przekręcił się na bok. Wydał z siebie jęk zachwytu, gdy zorientował się, że jest prawie naga. – Och, Lily… ależ się za Tobą stęskniłem…
Wpił się zachłannie w jej usta. Chwycił ją za pośladek i jeszcze mocniej przycisnął do siebie. Teraz od siebie dzieliła ich jedynie cieniutka bielizna Lily.
- Skarbie, dlaczego tego też się nie pozbyłaś? – Zapytał, strzelając delikatnie gumką jej majtek i zaciskając dłoń na jej pośladku
- Nie mam pojęcia… - wyjęczała w jego usta. Ogarnęła ją taka fala pożądania, że przestała myśleć.
- Bardzo jesteś z nimi związana?
- Z kim? Co… ach… tak… lubię je…
- No dobrze… - zaśmiał się z jej nieprzytomnej odpowiedzi. Zrzucił prześcieradło na podłogę i ustami rozpoczął powolną wędrówkę po jej ciele. Usta zatrzymały się na szyi a dłonie wprawnie wślizgnęły się pod plecy. Kilka sekund później stanik Lily leżał obok prześcieradła.
Gorące usta Jamesa zamknęły na jej sutku, gdy pieszczotliwe go przygryzł, krzyknęła cicho, wyginając ciało do tyłu. Jej ciało płonęło. Czuła, że jeśli za chwilę w nią nie wejdzie – po prostu eksploduje.
- James… błagam… - jęknęła tęsknie wplatając dłonie w jego włosy.
Nie musiała prosić dwa razy. Błyskawicznie uporał się z drugą przeszkodą w postaci majteczek i nim zdążyła zorientować się, co się dzieje, już był przy niej i zachłannie całował jej usta. Kolanem rozchylił jej nogi i uniósł biodra. Jednym zgrabnym ruchem wślizgnął się w nią. Krzyknęli jednocześnie, delektując się tym niesamowitym doznaniem.
- Och… mała… tak bardzo tęskniłem… - wysapał jej do ucha wychodząc i wchodząc jeszcze głębiej. Lily wstrzymała oddech i zacisnęła dłonie na plecach Jamesa. Uniosła się do góry, mocniej przytulając się do jego klatki piersiowej. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy jak bardzo potrzebowała jego bliskości. Delikatnie skubnęła zębami jego żuchwę. Wydał z siebie dziki pomruk i zaatakował ze zdwojoną siłą. Materac zaskrzypiał przeraźliwie, ale żadne z nich nie zwróciło na to uwagi. Świat przed jej oczami zawirował, walczyła o każdy oddech. James zwolnił tempo i zaczął biodrami zataczać koła. Uśmiechnął się lubieżnie widząc jak oczy Lily robią się okrągłe jak spodki. Robił to specjalnie: bawił się z nią, celowo opóźniając ten cudowny moment, który się do niej zbliżał. Lily postanowiła nie być mu dłużna. Zacisnęła nogi wokół jego bioder, wbiła paznokcie w jego plecy i podrapała go delikatnie. Uśmiechnęła się z satysfakcją, gdy szczęki Jamesa zacisnęły się tak mocno, że zazgrzytał zębami. Przestał się poruszać i zamknął oczy. Lily znów podrapała go po plecach, tym razem mocniej.
- Cholera, Lily… - wystękał walcząc z samym sobą. Mimo to zignorowała jego ostrzeżenie i kontynuowała słodką torturę.
- Przestań!! – Warknął wychodząc z niej i rzucając się na łóżko. Sapał ciężko jakby przebiegł maraton. Zmarszczyła brwi, zdezorientowana nagłą zmianą jego zachowania. Przecież plecy były jego strefą erogenną, takie pieszczoty zawsze sprawiały mu przyjemność. Czy coś się zmieniło?
- Co się stało, James? – Zapytała wciąż zaskoczona.
- Myśl, kobieto! – Warknął wciąż ciężko dysząc – chyba, że tak spieszno zostać Ci matką.
- Co?? Och… - dopiero teraz zorientowała się, o co mu chodzi. Zrobiło jej się głupio i ukryła twarz w poduszce.
- Och, to mało powiedziane… - westchnął dochodząc do siebie. Sięgnął ręką do szuflady i wymacał w niej małą foliową torebeczkę.
Obserwowała jak James rozrywa ją drżącymi dłońmi zakłada prezerwatywę.
- Czy naprawdę nie ma innych sposobów? – Zapytała mało inteligentnie.
Zaśmiał się cicho. Przytulił Lily do siebie i pocałował w czoło. Rozdrażniła ją jego wesołość.
- Oczywiście, że są. Rusz głową, Lily! – Zatrząsł się ze śmiechu widząc jej zdezorientowaną minę. – Porozmawiaj na ten temat ze swoją mamą, uświadomi Cię lepiej ode mnie.
- I tak bardzo dużo wiesz na ten temat – zaczerwieniła się i znacznie ciszej dodała – Ciekawe skąd.
- Pamiętaj, że każde lato spędzam z szaloną Raven, powiedziała mi to i owo.
Lily właśnie chciała mu coś odpowiedzieć, ale zamknął jej usta namiętnym pocałunkiem. Wszystkie myśli uleciały z jej głowy w ułamku sekundy. Znów w nią wszedł, ale tym razem dużo ostrożniej i tak niemiłosiernie powoli. Jęknęła cicho, gdy poruszył się leniwie. Wiedziała, że odgrywa się na niej, za jej wcześniejszą chwilę nieuwagi. Celowo utrzymywał ją na krawędzi tej przepaści nie pozwalając spaść w otchłań.
James uśmiechnął się złośliwie i pocałował we wrażliwe miejsce za uchem. Zaczął poruszać się szybciej, jednak, gdy zauważył, że zaczyna jej brakować tchu przewał gwałtownie i znów delikatnie całował. Trwało to w nieskończoność i Lily czuła, że za chwilę rozpłacze się z tej bezsilności. Była tak blisko.. A jednak wciąż nie mogła doznać tego cudownego spełnienia.
- Okej, okej!! – Krzyknęła w końcu – Zrozumiałam lekcję! Nie będę więcej tego robiła.
- Czego? – Zapytał uśmiechając się złośliwie.
- Nie będę Cię więcej prowokowała. Przestań wreszcie, bo za chwilę zwariuję!
Zaśmiał się głośnio, tryumfując. Wyszedł z niej i jednym zgrabnym ruchem przerzucił ją na brzuch.
- Co… - nim zdążyła zadać pytanie poczuła jak dłonie Jamesa podnoszą jej biodra lekko do góry a następnie jak wchodzi w nią od tyłu jednym szybkim pchnięciem. Było to tak niesamowite i intensywne doznanie, że omal nie zemdlała. Krzyknęła głośno kryjąc twarz w poduszce i eksplodowała na milion kawałków. James wykonał jeszcze kilka mocnych pchnięć i z głośnym jękiem dołączył do niej. Gdy doznanie zaczęło słabnąć uniosła głowę, by zaczerpnąć odrobiny powietrza. Wyszedł z niej i rzucił się na łóżko, ciągnąc Lily w pasie. Uśmiechnęła się i wtuliła twarz w jego mokrą klatkę piersiową. Pachniał tak apetycznie… żelem, seksem i Jamesem…
- To było…
- Nieziemskie – dokończył składając pocałunek na czubku jej głowy.
- Czy ty przestaniesz mnie zaskakiwać? – Zapytała zerkając w orzechowe oczy pełne namiętności.
- Nieprędko – zachichotał – Daj mi minutkę… - usiadł na łóżku, zdjął prezerwatywę, zawiązał na końcu supeł i wrzucił do kubła na śmieci.
- Biedne skrzaty domowe. Co też sobie pomyślą, gdy będą tu sprzątać. – Zaśmiała się. James wzruszył ramionami.
- Myślę, że naprawdę powinnaś porozmawiać ze swoją mamą, Lily. Nienawidzę tych gumek. Wiem od Raven, że zażywa jakieś mugolskie tabletki…
- Żartujesz?!?! Mam napisać do mamy, żeby mi przysłała tabletki antykoncepcyjne?
- Czyli jednak wiesz coś na ten temat! – Uśmiechnął się kpiąco.
- Teraz sobie przypomniałam, że kiedyś… - Nagle doznała olśnienia i bardzo wyraźnie powróciło do niej wspomnienie matki żegnającej się z nią na peronie w Londynie. Monica wręczyła jej wówczas malutką paczuszkę i z lekkim zażenowaniem wspomniała, by Lily zrobiła z niej „użytek”, gdy jej zażyłość z Jamesem pogłębi się.
Teraz owa paczka leżał gdzieś na dnie kufra. Postanowiła, że gdy tylko wróci do swojego dormitorium odnajdzie ją i zapozna z zawartością.
- O czym sobie przypomniałaś? – Z zadumy wyrwał ją wciąż rozbawiony James.


- Mama coś wspominała. – Postanowiła, że nie będzie zdradzała mu jeszcze szczegółów, gdyby owa paczka od mamy zawierała opakowanie prezerwatyw.

2 komentarze: