„Eliksiry trójfazowe działają trójfazowo, ponieważ składają się z trzech faz…”
Lily zmarszczyła brwi czytając to, co właśnie napisała. Sapnęła sfrustrowana. Stek bzdur! Rzuciła piórem, które potoczyło się po stoliku rozbryzgując na pergaminie kleksy z czarnego atramentu. Jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się, by napisanie wypracowania z eliksirów szło jej tak opornie. Pomasowała skronie i spojrzała na błonia, które zalewał deszcz.
Wypracowanie z eliksirów – nic prostszego!! A jednak nie potrafiła sklecić nawet jednego sensownego zdania.
Jej cały uporządkowany świat rozpadał się na kawałki, a ona nie miała zielonego pojęcia, jak to powstrzymać. Dość! Musi się otrząsnąć i wrócić do normalnego życia, czekają ją OWUTEMY, a później wróci do domu i więcej Go nie zobaczy…
- Pouczymy się razem?
Oderwała się od ponurych myśli i zadarła głowę do góry. Przy jej stoliku stał Remus. W rękach trzymał stos książek, uśmiechał się łagodnie.
- Jasne! – Uśmiechnęła się krzywo. – Tak naprawdę to spadasz mi z nieba! Nie mogę poradzić sobie z wypracowaniem z Eliksirów.
- Z chęcią pomogę. – Lupin położył książki na stolik i usiadł naprzeciwko Lily. – Trójfazowe, tak? Zajrzę do notatek…
- Błagam, tylko mi nie mów, że już swoje skończyłeś…
- Eeee, nie powiem…
- Ale to zrobiłeś. – Lily zrzedła mina. – Chyba tylko mi się nie udało tego napisać! Slughorn mnie zamorduje!
- Nie zamorduje, bo za bardzo Cię lubi. Nie bez kozery należysz do Klubu Ślimaka. – Odpowiedział jej przyjaciel.
- Nie należę, wypisałam się, nie będę tam chodzić. Nie chcę widzieć… - Ugryzła się w język, już i tak za dużo powiedziała.
- Nie chcesz widzieć kogo, Lily? – Drążył temat Lupin.
- Nikogo ważnego. – Stanowczo odpowiedziała Rudowłosa, ale w jej oczach czaił się jakiś zawód.
- Lily, to nie może dłużej trwać! – Remus zabrał jej pióro z ręki i odłożył do kałamarza, a następnie spojrzał jej głęboko w oczy. – Porozmawiajmy.
- Rozmawiamy. – Uśmiechnęła się sztucznie, czując jak zaczynają ją piec oczy.
- Porozmawiajmy o Tobie, Lily. Widzę, że źle z Tobą. – Złapał ją za przedramię. – Udajesz twardą, udajesz, że nic do niego nie czujesz, ale ja Cię znam lepiej niż ktokolwiek inny, Lily. Wiesz doskonale, że mnie nie oszukasz.
- A jak, Twoim zdaniem, powinnam się zachowywać?! – Warknęła ze złością.
- Porozmawiajcie z Jamesem, wyjaśnijcie sobie wszystko. On Cię kocha.
- Wygląda na obojętnego…
- Tak samo jak Ty. James tęskni za Tobą, ale się do tego nie przyzna. Bardzo by chciał, żeby było jak dawniej, ale jest zbyt zraniony, żeby pierwszy wyciągnąć do Ciebie rękę. Znasz go przecież i wiesz, że bardzo często chrzani podjęte zadanie, ale tak naprawdę oddałby wszystko, żeby móc być z Tobą.
Od drugiego zdania tej rozbuchanej odpowiedzi nie mogła wyjść z podziwu, że taki mądry, sympatyczny i inteligentny mężczyzna, mógł się dać tak zmanipulować dwóm podłym wiedźmom jakimi są Dorcas i Lorraine.
- Wow! Remusie, samo to wymyśliłeś, czy przeczytałeś z folderu dla akwizytorów? – Otworzyła szeroko oczy, wciąż nie wierząc w to, co usłyszała.
- Mówię Ci, jak to wszystko wygląda naprawdę. Ale jeśli Ty tego nie dostrzegasz, bo się boisz przyznać sama przed sobą, że popełniłaś błąd! James zostawił Cię, bo nie potrafiłaś przeprosić za swój błąd, a teraz tylko Ty możesz to naprawić. Powinnaś pierwsza wyciągnąć rękę…
- Naprawdę, jest mi brak słów do Ciebie, Remusie. – Wstała szybko i odetchnęła głęboko czując jak jej oczy robią się wilgotne. – Najlepiej będzie, jak zajmiesz się swoimi sprawami, a mi daj spokój. Dziękuję pięknie za pomoc w eliksirach! – Warknęła na pożegnanie i udała się w stronę dormitorium dziewcząt. Remus westchnął z rezygnacją. Jemu się nie udało, może więc Lorraine pójdzie lepiej.
*
Siedziała na parapecie okiennym skierowanym na mokre teraz błonia, w różowej sukience i z gołymi stopami. Kończyła właśnie najnowszy rysunek. Jak na gapowatą czarownicę przystało talent ten miała znakomicie rozwinięty – nie dość, że uwielbiała rysować to jeszcze wychodziło jej to nadzwyczajnie. W myślach jednak ciągle powtarzała misterny plan ułożony do spółki z Huncwotami. Nigdy nie przypuszczała, że jej własny, cichy zazwyczaj Peter, tak się wkręci w knucie akcji pogodzenia Lily i Jamesa. Nie mieściło jej się w głowie, jak taka banda może wpłynąć na dwoje myślących ludzi. Z drugiej strony, ojciec wiele razy jej opowiadał, jak niedowiarkom da się łatwo coś zasugerować używając odpowiednich słów w odpowiednim momencie.
Rozmyślania przerwał jej dźwięk otwieranych drzwi. Uderzyły z hukiem o ścianę, a chwilę później wpadła przez nie lekko podenerwowana Lily.
- Cześć, Ruda! Coś się stało? Nie wyglądasz najlepiej. – Natychmiast oderwała się od rysowania drugiego smoczego oka, by porozmawiać z Lily.
- To jakieś kpiny! – Mruknęła pod nosem Evans. – Wszystkim odbiło? Też będziesz mnie przekonywała?!
- Ale do czego? Bo wiesz, ja zawsze powtarzałam, że fiolet to nie jest Twój kolor. – Próbowała ją zbić z tropu Lorraine.
Lily spojrzała na nią jak na idiotkę i roześmiała się głośno.
- Co jak co, ale porad modowych to Ty możesz co najwyżej Dorcas udzielać, pstrokata choinko!
- Ty małpo! – Lori wzięła głęboki oddech, by uspokoić nerwy. To nie był odpowiedni moment na kłótnie, miała misję do wypełnienia. – Dobrze klapnij tu sobie obok mnie i gadaj co Cię tak permanentnie rozwścieczyło.
Lily jak na zawołanie zrzedła mina, ale usiadła obok przyjaciółki.
- Po pierwsze: zaziębisz się siedząc z prawie gołym tyłkiem na kamiennym parapecie, po drugie: rysujesz obłędnie. A po trzecie, to się nie spodziewałam, że mój przyjaciel może gadać takie rzeczy!
- Jakie rzeczy? – Lori zapaliła się w głowie czerwona lampka. Taki właśnie mieli plan: skoro Lily już rozmawiała z Remusem, to teraz czas na nią!
- Och piękne rzeczy! Tylko chyba coś mu się pokręciło w głowie! Imbecyl!
- Remus? Niemożliwe! – Udając zaskoczenie, Lorraine teatralnie złapała się za serce.
- Poprosił mnie, abym pierwsza wyciągnęła rękę do Pottera! Wyobrażasz sobie?! Nawciskał mi jakichś ckliwych histor… Zaraz, zaraz… Skąd wiesz, że rozmawiałam z Remusem?! – Lily spojrzała podejrzliwe na przyjaciółkę.
- Eeee, przed chwilą mi powiedziałaś? – Włoszka przygryzła dolną wargę i uśmiechnęła się przymilnie.
- Nie! Nic nie wspomniałam o Remusie! – Ruda nie dawała za wygraną.
Laurecci poczuła jak kropla zimnego potu spływa jej po plecach. Ups! Wzięła jednak głęboki wdech i postanowiła zaatakować.
- Lily, ogarnij się! Powiedziałaś, że odbyłaś rozmowę z przyjacielem. To chyba logiczne, że miałaś na myśli Remusa! Z tego co wiem, to żaden inny chłopak w Hogwarcie nie może szczycić się takim tytułem… - Lori wciągnęła następną porcję powietrza, by dalej trajkotać. Tak! Musiała mówić dużo i szybko, bez sensu, byle tylko Ruda nie połapała się w planie.
- Dość! Lors, zamilcz już! – Lily podniosła ręce w geście kapitulacji.
- A więc Remus nawtykał Ci, że powinnaś przeprosić Pottera?
- No… w sumie to do tego zmierzał. Och, Lori… Gdybyś słyszała, jak pięknie przemawiał! O mało się nie porzygałam tęczą z nadmiaru tych słodkości. James Cię kocha, jest zbyt zraniony, by pierwszy wyciągnąć rękę… - zaczęła wyliczać, naśladując głos Remusa.
- Lily, nie przyszło Ci do głowy, że w tym co mówi Remus jest odrobina prawdy? – Lorraine zasłoniła dłonią usta Rudej, by ta nie mogła jej przerwać. – Nie wściekaj się! Chcę Ci tylko powiedzieć, że ostatnio oboje trochę przesadzacie. Jeszcze chwila, a zaczniecie w siebie zaklęciami rzucać.
- Lorraine Laurecci powiedz mi: a jakie to ma znaczenie?
- Kolosalne, słonko! Na początku może i było zabawnie, ale teraz to się robi niesmaczne! Nie jestem głucha, Lily Evans, słyszę jak płaczesz każdej nocy.
- Odwal się Lorraine! – Ruda zazgrzytała zębami i zeskoczyła z parapetu. – Co to za jakaś cholerna zmowa? Wczoraj pedagogiczną rozmowę przeprowadziła ze mną Dorcas, potem Black, za co zarobił po gębie, a dziś Remus i jeszcze Ty! Czyli został mi tylko Peter do wysłuchania i mogę umierać szczęśliwa! Powiem Ci tylko jedno, Włoska Wiedźmo, a TY przekaż to pozostałym: Pocałujcie mnie wszyscy w dupę! – Trzasnęła drzwiami do łazienki, zgarniając po drodze kosmetyki i ręcznik.
- Ale jadem znów tryskasz popisowo. – Lorraine z niewyobrażalnym spokojem wróciła do rysowania. Bardziej szczegółowo skupiła się na szczęce smoka. Dorysowała mu kapiący z kłów jad , a następnie burzę rudych włosów na głowie. Tak, smok toczący jad z pyska, z pazurami zakrzywionymi jak kolce na ogonie Rogogona – to idealna metafora wkurzonej Evans!
***
Od dwóch dni łaził samotnie korytarzami, unikając spotkań z Huncwotami i przyjaciółeczkami jego eks. Nagle wśród jego przyjaciół zapanowała jakaś kosmiczna moda na udzielanie porad. Każdy z osobna łaził za nim i wciskał jakieś ckliwe teksty. Oczywiście mistrzem „bzdetnej gadki” został Syriusz! James roześmiał się głośno na wspomnienie wczorajszego wystąpienia Łapy…
„ – James nie możesz tego robić! Próbujesz zabić swoją miłość do niej!
- Co Ty pieprzysz, Black?!
- Nie udawaj, przyjacielu! Zależy Ci na niej jak cholera, ale nie potrafisz się do tego przyznać! Przecież ona jest cudowna! Zapomniałeś już ile razem przeszliście?! Nie możesz skreślić tej miłości! To Cię zgubi, nie możesz dłużej udawać, że jej nie kochasz, słyszysz? Walczyłeś siedem lat, a teraz chcesz zniszczyć to wszystko przez jedną głupią kłótnię? Nie podążaj tą drogą James… Schowaj swoją urażoną dumę i przebacz jej, pierwszy wyciągnij dłoń na zgodę…
- Dorcas Ci to napisała? – James beznamiętnie przerwał monolog Syriusza.
- Co? Nie, skąd! Ja tak z głębi serca, martwię się o Ciebie, o WAS! Przecież tak bardzo się koch…
- Dobra, dobra. Już starczy! – Potter poklepał przyjaciela po plecach. – Byłeś świetny, prawie się nabrałem! Wczułeś się w rolę jak rasowy aktor. Ale musisz jeszcze trochę poćwiczyć przed lustrem, a teraz wybacz, ale spieszę się na randkę.
- Co?!?! STÓJ! JAKA RANDKA, Z KIM?!?
-Och, Ma wiele talentów: jest mądra, rozważna, twardo stąpa po ziemi i potrafi mnie przekonać do robienia niemożliwego. – James wyszczerzył zęby do zaskoczonego i zdębiałego Blacka.
- Która jest tą nieszczęśnicą?
- McGonagall. – James mrugnął do przyjaciela i uciekł w kierunku gabinetu opiekunki Gryffindoru.”
Tak, Black dał niezły popis. Pobił o głowę nawet tą wścibską Włoszkę, która próbowała go wziąć na litość:
„ – Ona płacze każdej nocy, z nikim nie rozmawia, jest zraniona. Oddałaby wszystko, żeby znów być z Tobą, a Ty ją odtrącasz!
- Niech przeprosi, a dostanie wszystko ode mnie. – Uśmiechnął się kpiąco. – A teraz goń się Lorraine!”
Dorcas zdaje się, że również próbowała wzbudzić w nim litość, ale zwiał jej z przed nosa, zanim zdążyła otworzyć usta. Niestety Remusowi zmuszony był oficjalnie pogrozić pięścią, bo w przeciwieństwie do Dorcas, polazł za nim nawet do łazienki…
„ – James, na Boga ile zamierzasz to jeszcze ciągnąć? – Remus oparł się o umywalkę i splótł ręce na piersi. – Cały zamek ma z was niezły ubaw! Czy już zapomniałeś…
- Dość, Remusie! Nie rozkręcaj się! – James chwycił przyjaciela za ramiona i pociągnął w stronę drzwi. – Jeśli za chwilę na zamilkniesz to przysięgam, że Ci przyłożę. I przekaż to pozostałym! Dajcie mi święty spokój i przestańcie wpieprzać się w sprawy, które Was nie dotyczą!
- Ależ dotyczą!
- Dość, Lupin!!! – Krzyknął James bezceremonialnie wyganiając kumpla z łazienki. – Od teraz każdego, kto będzie próbował rozmawiać ze mną na temat Evans, czeka petryfikacja, przekaż to pozostałym. – Krzyknął i zatrzasnął Remusowi drzwi przed nosem.”
Zdecydowanie bardziej wolał samotnie chodzić po zamku, niż słuchać tych kretyńskich gadek.
Niestety coraz częściej łapał się na tym, że bezwiednie odwracał głowę, gdy tylko ktoś w pobliżu wypowiadał Jej imię. Czy to na zajęciach, czy na korytarzu, czy nawet w łazience na drugim piętrze. Jakimś dziwnym sposobem, nagle wszyscy dookoła zaczęli namiętnie interesować się losem Lily Evans. Niewiarygodne było z jakim pietyzmem wypowiadano jej imię. Co się do cholery działo w Hogwarcie!!! Kiedy wczoraj, podczas kolacji usłyszał swoje imię w zestawieniu z jej, wypowiedziane przez jakiegoś trzecioklasistę – oszalał. Musiał wyjść z Wielkiej Sali, żeby nie zrobić jakiegoś głupstwa. Już od dawna nie czuł się tak paskudnie.
*
- Nie wiem jak Ty, Dorcas, ale ja czuję się jednak spełniony. – Syriusz rozsiadł się obok Dorcas, na kanapie w Pokoju Wspólnym Gryfonów i otoczył ją ramieniem. – Znów piszesz do niego?
- Ja wcale nie czuję się spełniona! Bardziej jestem znerwicowana niż usatysfakcjonowana, ale przecież robimy co możemy, żeby chociaż nie przestali o sobie nawzajem myśleć. I tak, piszę do Matta, bo jest moim chłopakiem ale tobie akurat nic do tego! – Trzepnęła go w dłoń, gdy chciał przybliżyć pergamin z listem do siebie.
- Nie uważacie, że jednak trochę przesadziliśmy płacąc tym ludziom za ciągłe gadanie tych bzdur? – Zza książki do Historii Magii wychylił się Remus, lekko zniesmaczony metodą, którą zaproponowała Włoszka, a wszyscy pozostali, tak chętnie się z nią zgodzili.
- Remusie, czy wszystko musi być racjonalne? Otóż oświadczam Ci, że nie musi. Miłości nie należy łączyć z racjonalnością, bo później może się okazać, że coś niedobrego z tego wybuchnie. – Lorraine ze swoim przerażającym wręcz spokojem odpowiedziała na rozważania Remusa i kontynuowała malowanie niezwykłego rysunku rudowłosego smoka. – A to, dam jej pod choinkę, jak się nie pogodzą do tego czasu.
Dorcas przechyliła się lekko, by zerknąć na podłogę, gdzie leżał nieskończony jeszcze rysunek Lori.
- To najpiękniejszy i jednocześnie najbardziej przerażający smok jakiego widziałam. – Dorcas wzdrygnęła się na samą myśl spotkania takiego stworzenia.
Lorraine odwróciła się na plecy i przeciągnęła, by rozciągnąć zbolałe mięśnie.
- Dziękuję. – Odpowiedziała.
Zrobiła to w tak finezyjny, seksowny sposób, że Peter był bliski zaciągnięcia jej na korytarz i przelecenia tuż za wyjściem z Pokoju Wspólnego. Dla odpędzenia tych zbrodniczych zamiarów zadał kluczowe pytanie, które chodziło po głowie całemu towarzystwu.
- Myślicie, że te nasze przemówienia i ta cała akcja z gadkami przyniosą jakiś efekt?
- Myślę, że jak na razie to się oboje nieźle wkurwili. – Wszyscy wciągnęli powietrze, bo Włoszka nie używa takich wulgaryzmów. Lorraine z kolei spokojnie malowała na malachitowo łuski ogona wspaniałego, rudowłosego smoka.
- No to pozamiatane. Szalona Włoszka klnie jak szewc. – Syriusz westchnął ze zdumieniem.
- A myślisz, Pajacu, że od kogo to podłapałam, co? – Spojrzała na niego z nieco nachmurzoną miną. – Poza tym nie uważasz, że pora jest po temu odpowiednia? Już bardziej się wkurzyć nie mogli.
- Kochanie, nie wściekaj się. Nie gniewaj się, ale jak dla mnie to takie słowa z Twoich ust dziwnie brzmią. – Peter pogłaskał Lori po plecach. Tym razem to pozostała część ekipy ponownie doznała szoku, łącznie z Lorraine, która pierwszy raz usłyszała, jak jej chłopak mówi do niej „kochanie” przy wszystkich. Mogła z całą stanowczością stwierdzić, że to całe wściekanie się na niego i cała masa nieporozumień miały sens w tym właśnie słowie.
- Jesteś jak zawsze szalenie miły, a teraz podaj mi piwo mężczyzno! – Onieśmielona tym, co właśnie usłyszała obróciła wszystko w żart i postanowiła, że porozmawia z nim o tym, na osobności, by znów się nie speszył i nie uciekł.
- To co robimy? – Elokwentny Remus otrząsnął się z pierwszego szoku i powrócił do najistotniejszego tematu wieczoru i ostatnich dni.
- Uważam, że kontynuujemy walkę o ich związek. Ja nie pozwolę na to, żeby taka wybuchowa para rozstała się i żeby wesela nie było! – Syriusz objął Dorcas. – Jakbym mógł u nich na przyjęciu z Tobą nie zatańczyć, co?! – I złożył soczysty pocałunek na jej policzku.
- Jesteś obleśny, Black! – Dorcas natychmiast zaczęła wycierać twarz po tym traumatycznym przeżyciu. Pozostali roześmieli się rubasznie odsuwając nurtujący temat na bok do końca wieczoru.
*
Lily siedziała dokładnie w tym samym miejscu, w którym rano zastała Lori. Patrzyła na deszczowe błonia i zastanawiała się nad tymi wszystkimi bzdurami, jakie wygadywali pozostali przez cały miniony tydzień. Czy to głupota ich do tego skłoniła, nieznajomość sytuacji czy może... troska o przyszłość? I jeszcze te wszystkie „James” na korytarzach. Te wszystkie trzpiotki, rozpływające się nad fantastycznością Pottera: młodsze nad silnymi ramionami i gestem – „…bo on ma podobno dom w górach. Jakbym mogła z nim pojechać – to byłoby coś! Skryć się w tych seksownych ramionach i słuchać komplementów do rana!”, a starsze nad przyszłością i możliwościami: ”Nie bez kozery trener reprezentacji Quidditcha ma zamiar odwiedzić finałowy mecz w Hogwarcie. Potter na pewno dostanie się do kadry. A jak już się dostanie to urodzę mu piątkę dzieci, bo z tym jego narzędziem, to sama wiesz, ile może zwojować.” Po czym słodko się zaśmiewały, rozpływając się i marząc o tym, by Potter najzwyczajniej w świecie je przeleciał. Z pewną sympatią przypominała sobie, że ona to miała. Wspominała noce spędzone w jego ramionach, dni spędzone w jego pobliżu, słowa, które mówił tylko o niej. A potem… potem przypomniała sobie jak jej nawrzucał, jak ją wyzywał codziennie i powróciła ta paskudna rozterka, od której nie była w stanie się odpędzić: Jak przestać kochać - nienawidząc i jak kochać, gdy tak nienawidzi?