Ciężkie ołowiane chmury
zasłaniały całe niebo zwiastując nadejście śnieżycy. Mroźny wiatr smagał twarz
Lily utrudniając poruszanie się po oblodzonej, brukowanej alejce.
Była zła na siebie, że dała się
wyciągnąć na ten kretyński spacer, a na Jamesa, że szedł teraz ciągnąc ją za
rękę i nie chcąc powiedzieć dokąd zmierzają. Dodatkowo irytował ją ten
tajemniczy uśmiech, który gościł na ustach Jamesa odkąd opuścili dom Potterów.
- Powiesz mi wreszcie gdzie
idziemy? – Zapytała, gdy skręcili w prawo i znaleźli się na szerokiej alei,
obsadzonej starymi dębami, których gałęzie uginały się pod ciężarem śniegu.
- Jeszcze chwilę cierpliwości. –
James puścił do Lily oko. – Zaraz będziemy na miejscu.
Lily westchnęła ciężko i dała się
prowadzić w głąb alei. Rozglądała się dookoła próbując zapamiętać drogę
powrotną, choć przypuszczała, że to i tak na nic się nie zda. Nie potrafiłaby
wrócić stąd samodzielnie do Potterów. Musiała jednak przyznać, że ta okolica,
nieco oddalona od głównych ulic Doliny Godryka, prezentowała się wyjątkowo
pięknie. Urocza brukowana uliczna, nocą oświetlana przez żeliwne, gazowe
latarnie, stare dęby rosnące na zmianę z okazałymi krzewami róż i rododendronów
i kamienne murki obrośnięte mchem, a teraz okryte warstwą białego puchu. A te
domy! Piękne wiekowe domki z czerwonej cegły lub drewna. Nie były one tak
okazałe jak rezydencja Potterów, ale miały swój urok i jakby same zapraszały,
aby wejść do środka.
Wreszcie James zatrzymał się
przed jednym z domów schowanym za wysokim żywopłotem. Pomajstrował chwilę przy
furtce, otworzył ją i z szarmanckim ukłonem przepuścił Lily przodem.
Przeszła przez furtkę nieco
przestraszona i onieśmielona, że wchodząc bez zaproszenia naruszą czyjąś
prywatność. Skonsternowana spojrzała na Jamesa. On jednak nie wyglądał na onieśmielonego,
wręcz przeciwnie: uśmiechał się szeroko i kipiał dumą.
Rozejrzała się dookoła czekając
na ujawnienie się gospodarzy, dom jednak wyglądał na opuszczony.
Był to piękny piętrowy domek z
muru pruskiego, drewniane okiennice szczelnie zasłaniały okna broniąc dostępu
takim intruzom, jak oni. Biała pierzyna śniegu zasłaniała trawnik przed domem i
liczne krzewy rosnące pod oknami. Główną fasadę domu porastał krzew dzikiego
wina – teraz pozbawiony liści wyglądał dość upiornie, nadając domowi jeszcze więcej
tajemniczości. Lily obejrzała się za siebie lecz zamiast alejki ujrzała
żywopłot – wciąż zielony, pomimo zimy.
Właśnie miała zapytać, gdzie tak
naprawdę się znajdują i kim są właściciele tego domostwa, gdy James minął ją i
kamienną ścieżką podszedł do wielkich drewnianych drzwi, opatrzonych w małe
zakratowane okienko. Wyjął z kieszeni pęk kluczy, znalazł ten odpowiedni –
stary, mosiężny – a następnie wsunął go w zamek i przekręcił.
Lily wydała z siebie zduszony
okrzyk, gdy dobrze naoliwione zawiasy otworzyły drzwi bez najcichszego
skrzypnięcia.
- James! – Szepnęła
konspiracyjnie podchodząc i ciągnąc go za ramię. – Tak nie można. Ktoś nas stąd
zaraz wywali!
- Można, można. – Zachichotał i
bezceremonialnie wepchnął ją do środka.
W domu panowały egipskie ciemności,
dostępu do światła broniły drewniane okiennice. Lily nie mogła nic wypatrzeć do
momentu, aż James zamknął drzwi i przekręcił staroświecki włącznik światła.
Pomieszczenie rozświetliło się żółtym blaskiem, a Lily zdziwiła się, że dom –
choć stary – miał podłączoną elektryczność. Lekko oślepiona zmianą światła,
rozglądnęła się, gdy jej oczy odzyskały ostrość widzenia.
Pomieszczenie, w którym się
znajdowali, było pięknym salonem urządzonym w starym stylu. Meble przykryte
były białymi płachtami zabezpieczającymi przed kurzem i brudem, ale Lily mogła
rozróżnić ich kształty. W głębi pokoju stały dwie ogromne sofy, a pomiędzy nimi
niska ława, nad którą wisiał piękny kryształowy żyrandol, obecnie pokryty
pajęczynami i kurzem.
Oczami wyobraźni, Lily ujrzała
siebie, siedzącą na jednej z sof i grzejącą się przy pięknym, olbrzymim kominku
z jasnego piaskowca, wybudowanym naprzeciwko. Westchnęła tęsknie i powróciła do
oglądania domu.
Podłoga pokryta była starymi
hebanowymi deskami, a ściany salonu winylową tapetą w ceglanym kolorze. Na
drugiej ze ścian pod białymi płachtami stał wysoki regał sięgający sufitu i
szeroka komoda. Lily aż korciło zerwać materiał i zobaczyć jak wyglądają meble.
Nie odważyła się jednak na ten gest. Przeniosła wzrok na trzecią ścianę i westchnęła
cicho. Nie spodziewała się czegoś takiego. Całą ścianę tworzyły wielkie okna od
podłogi do sufitu. Na pewno okien tych nie wstawiono w czasie budowy domu. W
dawnych czasach nie stosowano takich przeszkleń. Lily była przekonana, że
ścianę tą musiano zmodernizować na przestrzeni ostatnich lat.
Strasznie była ciekawa, jaki
widok wyłoniłby się po otwarciu okiennic. Na pewno szklane drzwi prowadziły do
ogrodu, jednak aby go teraz obejrzeć musiałaby wyjść i okrążyć dom. Uznała, że
zrobi to gdy będą już opuszczać tą posiadłość.
Okręciła się kontynuując
zwiedzanie i rzuciła Jamesowi przelotne spojrzenie. Już się nie uśmiechał,
wydawał się zdenerwowany, czekając w milczeniu na jej opinię. Przeniosła
spojrzenie z Jamesa na to, co było za jego plecami. Były to szerokie drewniane
schody prowadzące na piętro wykonane z tego samego materiału co podłoga oraz
brązowe dwuskrzydłowe drzwi. Lily nieśmiało ruszyła w tym kierunku z zamiarem
zwiedzenia kolejnego pomieszczenia.
Gdy sama na ścianie odkryła
włącznik światła i go przekręciła, zorientowała się że znajduje się w kuchni.
Oniemiała wielkością pomieszczenia, szybko skorygowała swoje myśli. Stała
właśnie w sercu tego domu – ogromnej kuchni połączonej z jadalnią. Widok ten
budził jej wspomnienia babcinej kuchni na wsi pachnącej plackiem z jabłkami,
dokąd razem z Petunią jeździły jako dzieci.
Tutaj ściany były białe, meble z
ciężkiego ciemnego drewna, stary zabytkowy piecyk gazowy, nad którym znajdował
się drewniany okap. Na środku murowana wyspa a nią haki z miedzianymi rondlami
i patelniami. W głębi pomieszczenia, pod oknem stał olbrzymi okrągły stół
otoczony krzesłami, teraz schowany pod białym materiałem.
Lily pomyślała, jak miło byłoby
spędzać poranki przy tym stole pijąc aromatyczną kawę, szykować dzieciom kanapki
przy wyspie kuchennej czy kochać się z Jamesem na jednej z szafek…
Znów tęsknie westchnęła i wróciła
do salonu. Korciło ją aby wdrapać się po schodach i zwiedzić piętro, ale
uznała, że chodzenie po cudzym domostwie jest nie na miejscu.
- Piękny dom, James. Już
zazdroszczę jego przyszłym właścicielom, będą tutaj bardzo szczęśliwi. –
Dotknęła dłonią narożnika regału wyczuwając pod palcami drewniane rzeźbione
drzwi szafy. Spojrzała na Jamesa, który spoglądał na nią z mieszaniną
zdenerwowania i niepewności. Nic, absolutnie nic, nie pasowało do siebie w
całej tej sytuacji.
- James, Gdzie my jesteśmy? Do
kogo należy ten dom? – Podeszła i przyjrzała mu się uważnie. Nadal wyglądał
jakby się odrobinę denerwował.
- Podoba ci się? – Odpowiedział
pytaniem na pytanie łapiąc jeden z kosmyków jej włosów, który wymknął się spod
czapki.
- Czyj to dom, James? – Założyła
ręce na piersiach.
- Czy ci się podoba? – Wyraźnie
unikał odpowiedzi czym jeszcze bardziej wzbudził jej podejrzenia, że coś jest
nie tak.
- A co mam Ci powiedzieć? Jest
piękny. Ale fakt pozostaje faktem, że nie chciałabym być oskarżona o włamanie.
James jakby odetchnął z ulgą i
pierwszy raz odkąd przekroczyli próg tego domu uśmiechnął się.
- Nikt nas o nic nie oskarży,
Lily. Nie włamaliśmy się tutaj. – Delikatnie objął ją w pasie.
- A jak inaczej to nazwiesz?! –
Uśmiechnęła się kpiąco.
- Weszliśmy tu legalnie,
ponieważ… - przełknął głośno ślinę i szybko zamrugał oczami. – Ponieważ to jest
mój dom, Lily.
Ruda otworzyła usta, ale szybko
je zamknęła. Znów otworzyła… przez chwilę wyglądała komicznie, jak ryba wyjęta
z wody. Kompletnie ją zamurowało, nie wiedziała co ma powiedzieć.
Wreszcie zaśmiała się głośno
sądząc, że postanowił, zrobić jej kawał.
- Twój. Bardzo śmieszne,
naprawdę. Prawie mnie nabrałeś. A teraz mów, kto tu mieszka, tak naprawdę.
- To nie jest żart, Lily. –
Przeniósł dwoje ręce z jej talii na ramiona.. – Jak sama widzisz teraz nikt
tutaj nie mieszka, ale bardzo bym chciał, żebyśmy po powrocie z Hogwartu
wprowadzili się tutaj razem.
Przestała się śmiać i oniemiała
spojrzała w oczy Jamesa. On naprawdę nie żartował.
Znała go już na tyle dobrze, by
wiedzieć kiedy ją wkręca, a kiedy mówi prawdę. To był dom Jamesa. JAMES MIAŁ
WŁASNY DOM, a ona była jego narzeczoną więc…
- O kurwa… - wymsknęło jej się od
natłoku informacji. James wytrzeszczył oczy i uśmiechnął się nieśmiało.
- A więc mi wierzysz?
- Tak, ale nie rozumiem jak to
wszystko się stało. Dlaczego nigdy nie powiedziałeś mi, że masz własny DOM?!
- Ponieważ chciałem ci zrobić
niespodziankę. A dom kupiłem zaledwie miesiąc temu.
- TY KUPIŁEŚ?? – Wykrzyknęła znów
zszokowana.
- No nie dosłownie. Raven miała
moje pełnomocnictwa i dopełniła za mnie wszystkich formalności, ale w skrócie
mówiąc, ja jestem właścicielem.
- James, bez jaj! Ten dom jest
ogromny! Pewnie jest wart fortunę! Wiem, że twoi rodzice są…
- TO JEST MÓJ DOM! – Warknął
poirytowany jej zacięciem. Puścił jej ramiona i odsunął się od niej. – Nie
moich rodziców.
- TYM BARDZIEJ! Jeszcze trudniej mi w to uwierzyć! – Podeszła
do okazałego kominka, oparła się o niego plecami i założyła ręce na piersi.
- TO UWIERZ! – Zaczął ogarniać go
gniew. Nienawidził rozmawiać o pieniądzach, a jeszcze bardziej się wściekał,
gdy był zmuszony mówić o ogromnym majątku, który odziedziczył po dziadkach.
Zawsze krępował go ten temat.
- James, ale… - chciała go
udobruchać i zrobiła krok w jego stronę.
- Jasna cholera, Lily! Po prostu
to zaakceptuj, ok.? Już kiedyś mówiłem ci o spadku po dziadkach i nie chcę
więcej poruszać tego tematu. – Zniechęcony usiadł na jednej z kanap tak
gwałtownie, że materiał na pozostałej części uniósł się. James oparł głowę i
zamknął oczy.
- Pamiętam naszą rozmowę. -
Mruknęła nieco obrażona jego agresywną postawą. – Ale co innego, gdy rozmawiamy
o zegarku, a co innego… - Zawahała się. – Dom??? Olbrzymi cholernie drogi
dom?!?
- Tak! DOM! – Zakrył twarz dłońmi
z bezsilności nad jej zacięciem. – Nie był aż tak srogi, kupiłem go okazyjnie!
– Warknął. – I jeśli cię to uspokoi, to moja skrytka u Gringotta nie świeci
pustką po tym zakupie! Możemy zamknąć już ten temat?!?! Jest dla mnie
krępujący!
Poczuła się strasznie głupio.
Przecież już kiedyś poruszyli ten temat i doskonale wiedziała, że James jest
człowiekiem, który nie lubi obnosić się ze swoim bogactwem. Usiadła obok niego
bokiem, podkuliła nogi na sofę i wtuliła twarz w jego klatkę piersiową.
- Przepraszam. – Objęła go w
pasie i cmoknęła w jedyny fragment brody, który było mu widać spod rąk
zasłaniających twarz. – Ten dom jest przepiękny i doskonale rozumiem dlaczego
go kupiłeś. Nie interesuje mnie ile za niego zapłaciłeś i ile zostało ci
jeszcze złota w banku. Cieszę się, że jesteś szczęśliwy.
James rozluźnił się po tych
słowach. Jego ramiona powróciły na swoje miejsce, a ręka zawędrowała na plecy
jego przyszłej żony.
- Jeszcze nie jestem szczęśliwy.
– Rozchmurzył się, cmoknął ją w czoło i spojrzał w zielone oczy Lily. – Będę
szczęśliwy gdy zgodzisz się zamieszkać tu razem ze mną.
Zapadła niezręczna cisza. Dopiero
teraz zdała sobie sprawę jak to będzie wyglądać. Co innego mieszkać we wspólnie
wynajętym mieszkaniu na Pokątnej i płacić czynsz na pół, a co innego TO! W tym
domu nie było czynszu! Jak podzielą się wydatkami.
- Nie wiem czy stać mnie na
wynajem pokoju. – Zażartowała żeby rozładować napięcie. Jednak, zupełnie
niechcący, osiągnęła odwrotny efekt.
- Chyba zaraz normalnie ci
przyłożę! – James raptownie powalił Lily na sofę, przygwoździł ją swoim ciałem,
a ręce chwycił nad jej głową. – Kilka dni temu przyjęłaś moje oświadczyny,
zgodziłaś się zostać moją żoną. I czy ci się to podoba czy nie, musisz mnie
zaakceptować z całym pakietem. – Spojrzał po całym pokoju. – Jeśli sobie
życzysz, możemy mieszkać w Londynie, w jakiejś śmierdzącej norze – proszę
bardzo! Ale po ślubie już nie będziesz miała wyboru. Wszystko co moje, prawnie
będzie twoje. Ten dom również.
Poczuła się jak skarcony
szczeniak i miała ochotę odpyskować, ale niestety musiała przyznać Jamesowi
rację. Zgodziła się zostać jego żoną. Musiała wziąć cały pakiet. Choć było to
cholernie krępujące.
- Niestety masz rację. – Mruknęła
i delikatnie wyplątała się z jego objęć. James z ulgą wstał i podał jej rękę.
- Cieszę się, że wreszcie dotarło
to do ciebie. – Uniósł jej brodę do góry, gdy zakłopotana udawała, że otrzepuje
płaszcz z kurzu. – A teraz dokonaj proszę wyboru. Czy po skończeniu szkoły
chcesz, żebyśmy wynajęli jakieś gówniane mieszkanko na Pokątnej? Czy
wprowadzimy się tutaj?
Cóż za wybór! Pomyślała
uśmiechając się szeroko. Jeszcze zanim przekroczyła próg tego domu, wiele razy
fantazjowała o mieszkaniu w czymś takim.
- Będę bardzo szczęśliwa,
wprowadzając się tutaj razem z tobą. – Szepnęła obejmując James mocno za szyję.
- Cudownie! – Na jego ustach
zakwitł jeden z tych uśmiechów od których kręciło jej się w głowie. – Więc
chodźmy jeszcze obejrzeć piętro! – Chwycił ją za dłoń i pociągnął na schody.
Szeroki, ciemny korytarz kończył
się wąskimi schodami prowadzącymi na strych. Po obu stronach korytarz były
pozamykane drzwi z jasnego drewna. Lily naliczyła ich aż sześć.
- Na Merlina! Po co nam sześć
pokoi! – Wypaliła na głos zanim ugryzła się w język.
- Spokojnie, są tylko cztery
pokoje. Spójrz. Te prowadzą do jednej łazienki, a te na końcu korytarza do
drugiej.
- DWIE ŁAZIENKI NA JEDNYM
PIĘTRZE? – Pisnęła.
- Trzy. – Poprawił ją szybko. –
Ale ta trzecia nie ma wyjścia na korytarz, przylega bezpośrednio do pokoju.
Chodź zobacz. – Pociągnął ją za rękę, bo Lily była w takim szoku, że nie dała
rady sama podjąć racjonalnej decyzji. – Pomyślałem sobie, że jest idealny na
naszą sypialnię. – Otworzył pierwsze drzwi po lewej stronie, zapalił światło w
pokoju i zaprosił Lily do środka. Po szybkich obliczeniach zdała sobie sprawę,
że pokój znajduje się nad kuchnią. Był o połowę mniejszy od pomieszczenia na
parterze, ale mimo to i tak na tyle przestronny, że mieściło się w nim
gigantyczne drewniane łoże, wielka trzydrzwiowa szafa, śliczna toaletka, mała
sofa. Na ścianie naprzeciwko łóżka były drzwi, zapewne prowadzące do łazienki,
o której wspomniał James.
Otworzyła je i weszła do środka
spodziewając się łazienki, ale panowała taka ciemność, że nie mogła niczego
dostrzec. Zapaliła światło i pisnęła zaskoczona.
- Co jest? – James, który
znajdował się akurat w drugim końcu pokoju, podbiegł do Lily zaalarmowany jej
krzykiem.
- Nic. Myślałam, że to łazienka!
– Wskazała ręką małe pomieszczenie.
- O garderoba! Przeoczyłem ją gdy
byłem tu pierwszy raz. – Rozejrzał się szybko zauważając rzędy półek, szuflad i
mosiężnych rurek na wieszaki. – Łazienka jest z drugiej strony. Chodź,
zobaczysz.
Lily weszła do łazienki i
zagwizdała z uznaniem. Była to łazienka urządzona w klasycznym angielskim
stylu. Na ścianie białe kafelki, podłoga ozdobiona kafelkową biało-czarną
szachownicą. Pomiędzy okienkami lustro w złotej rami i biała porcelanowa
umywalka. Toaleta była dyskretnie ukryta za okafelkowanym murkiem. I wanna. Wielka,
przedwojenna, żeliwna wanna, na czterech nogach imitujących lwie łapy, w której
spokojnie mogłyby zażywać kąpieli dwie osoby… Po plecach Lily przebiegł
podniecający dreszcz.
Popatrzyli na siebie i
uśmiechnęli się w tym samym momencie, odgadując swoje myśli.
- Obejrzyjmy resztę pokoi. – Lily
wzięła głęboki oddech i szybko opuściła łazienkę.
Okazało się, że pozostałe pokoje,
były tylko niewiele mniejsze od sypialni. Nie posiadały wprawdzie łazienek, ale
każdy miał swoją małą garderobę. Wszystkie trzy były urządzone w podobnym stylu
– jasne meble, pastelowe kolory ścian. Choć wyglądały ładnie Lily i James
zadecydowali, że przeprowadzą tu latem mały remont.
Po zwiedzeniu pokoi, wdrapali się
po stromych schodach aby zajrzeć jeszcze na stryszek, który, jak się okazała
był wielkim strychem zagraconym starymi antycznymi meblami i całą stertą
kartonowych pudeł wypełnionych książkami, garnkami i bibelotami. :Lily
uśmiechnęła się z czułością, gdy w jednym z kątów odkryła starego konika na
biegunach, któremu z rozerwanego ucha wysypywały się trociny. Postanowiła, żer
konik będzie pierwszą rzeczą, która opuści ten strych. Naprawi go, wyczyści i
postawi w jednym z pokoi na piętrze, aby kiedyś mogły się nim bawić ich dzieci.
- Pomyślałem sobie, że moglibyśmy
tu zorganizować imprezę sylwestrową. – Powiedział James, kiedy zeszli z powrotem do salonu. – No wiesz, przyjedzie Remus i Peter, zaprosilibyśmy Raven,
może Lorraine się zerwie wcześniej z domu. Zaprosilibyśmy też kilku znajomych z
okolicy.
- A co z twoją mamą?
- Na pewno już się umówiła z
rodzicami Raven.
- James… tak się zastanawiałam. –
Lily zatrzymała się zamyślona na klatce schodowej, gdy schodzili do salonu. –
Co będzie z Syriuszem?
- Jak to co? Będzie mistrzem
ceremonii, w Dolinie wszyscy go znają jako najlepszego organizatora imprez. –
James nie zrozumiał pytania, układając w głowie sylwestrowe menu złożone
praktycznie z samych alkoholi.
- Co będzie z Syriuszem po
skończeniu szkoły! – Lily przewróciła oczami.
- A to! No cóż. Nie myślałem o
tym jeszcze. – Zamyślił się na chwilę. – Jeśli będzie chciał zostać u rodziców,
to Mary nie będzie mu robiła problemów, w końcu jest dla niej jak drugi syn.
Będzie miał cały pokój dla siebie i nareszcie nie będzie narzekał, że nie może
sprowadzać sobie panienek.
Lily odetchnęła z ulgą. Pomimo
całej swojej sympatii dla Syriusza nie uśmiechała jej się perspektywa
mieszkania z nim pod jednym dachem w dorosłym życiu. Pragnęła ciszy i spokoju,
a nie wiecznych „fajerwerków”.
Postanowiła jednak nie
kontynuować tego tematu. Chwyciła Jamesa za rękę i pociągnęła go w stronę drzwi
wejściowych.
- Chodźmy, chciałabym jeszcze
obejrzeć ogród.
Wyszli na zewnątrz i okrążając
dom, dotarli na jego tyły, gdzie ich oczom ukazał się ogromy ogród spowity
bielą. Oczami wyobraźni Lily ujrzała jak pięknie będzie prezentował się ogród
latem, gdy zakwitną wszystkie krzewy róż, a drewniana altanka ukryta w kącie
ogrodu zarośnie dzikim winem.
Była teraz tak szczęśliwa, że aż
ogarnął ją lęk, że to wszystko, co ją otacza pęknie jak bańka mydlana. Przytuliła
się mocniej do Jamesa, zamknęła oczy i wciągnęła w płuca mroźne powietrze.
Koniec szkoły, kochający narzeczony, cudowny dom… to wszystko brzmiało tak
niewiarygodnie! Czym sobie zasłużyła na to wszystko?
James chwycił ją pod brodę i
pocałował delikatnie w usta. Uśmiechnął się odgarniając z czoła Lily niesforny
kosmyk rudych włosów i widział w jej zielonych oczach tą miłość i szczęście,
którą zawsze chciał ujrzeć.
Rozpierała go duma i pewność, że
od teraz wszystko już na zawsze będzie dobrze. Że będą razem szczęśliwi do
końca życia…
Wyszli przed dom i szli powoli i w milczeniu. Każde z
nich rozmyślało nad tym, co się przed chwilą stało. Gdy znaleźli się przy
bramce usłyszeli trzaśnięcie i obrócili się w stronę budynku.
- To okiennica na górze. Poczekaj tutaj a
ja pójdę zamknąć. - James puścił Lily i ruszył z powrotem.
Lily rozejrzała się po okolicy i odkryła, że jest
jeszcze piękniejsza niż jeszcze pół godziny temu, gdy zniechęconą James ciągnął
tutaj niemalże siłą. Domki lekko oświetlone światłem latarni, wnętrza
rozświetlone blaskiem żyrandoli, świec, brzmiące śmiechem, gwarem rodzin i
muzyką z gramofonu. Dzieci rzucające się śnieżkami w ogródkach domów i
zwierzęta hasające między nimi.
- Dzień dobry!
Lily przestraszyła się, bo ten miękki męski głos ją
zaskoczył. Odwróciła głowę i zobaczyła przystojnego, wysokiego mężczyznę,
przyjaźnie uśmiechającego się do niej.
- Dzień dobry.
- To pani jest wybranką naszego Jamesa? - Z
życzliwością w głosie zapytał mężczyzna.
- Tak mi się wydaje. Lily Evans. - Z
uśmiechem wyciągnęła rękę do towarzysza rozmowy.
- Witaj w Dolinie Godryka! Mam nadzieję,
że będzie ci się tu podobać. Cieszę się, że James znalazł taką piękną, uroczą
narzeczoną.
Lily wyczuła, że ta radość jest sztuczna i mężczyzna
nie mówi tego szczerze.
- Dziękuję bardzo. Okolica jest naprawdę
cudowna!
Oboje usłyszeli zamykanie drzwi na klucz.
- No nic to, na mnie już pora. Proszę,
Lily, przekaż Jamesowi serdeczne pozdrowienia od Marka i powiedz, że często wspominam
nasze wspólne wakacje! Do zobaczenia!
Zanim zdążyła coś powiedzieć, Mark odszedł w dół
uliczki.
- Gotowe kochanie, możemy wracać do Mary.
- Wziął ją za rękę, ale Lily wydawała się trochę nieobecna. - Coś się stało?
- Eeeee… właśnie nie wiem. - Spojrzała na
niego. Właśnie zaczęła sobie uświadamiać, że to był TEN Mark. - Znaczy wiem.
Mark, był tu jakiś Mark. Kazał Cię serdecznie pozdrowić.
Z każdym słowem widziała jak twarz jej przyszłego męża
zmienia kolor, aż w końcu stała się blada. James nic nie mówił, tylko patrzył
na Lily przestraszony. Raven miała rację.
- I dodał jeszcze coś o waszych wspólnych
wakacjach. James o co chodzi? - Nie chciała mu dać po sobie poznać, że wie
cokolwiek o Marku i Olimpii.
James zamknął oczy i wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Mark to najgorsza gnida w okolicy.
Nigdy, przenigdy nie wierz w to, co mówi, a najlepiej z nim nie rozmawiaj.
Lily chciała rozpocząć kłótnię o wybieranie jej z kim
może rozmawiać a z kim nie, ale widząc twarz Jamesa uznała, że pomyśli o tym
później. Wzięła go za rękę i pociągnęła za bramkę.
***
- A wiesz co mi się wydaje? Że jesteś
erotycznie niewyżytym gumochłonem! - Raven podniosła się lekko z kanapy i
pacnęła w czoło Syriusza, który siedział na fotelu obok. Z kuchni dochodziło
ich nucenie Mary, która gotowała dla pułku wojska. - To, że ich nie ma godzinę,
nie oznacza wcale, że dają upust swoim żądzom, jakbyś ty to zapewne zrobił.
- Ranisz mnie, moja piękna, kochana
przyjaciółko. - Syriusz jak zwykle pajacował, przy Raven nie mógł inaczej.
Usłyszeli otwieranie drzwi.
- Jesteśmy! - Krzyknęła z przedpokoju
Lily. - Nie Mary, dziękujemy, nie jesteśmy głodni. - Powiedziała uprzedzając
wszelkie pytania pani domu. - Jest Syriusz?
Zaniepokojony Łapa wyszedł z salonu, a w ślad za nim
również Raven.
- Raven! Cieszę się, że jesteś. Zobaczcie.
- Lily przytuliła dziewczynę i odsunęła się na bok. Ukazał im się widok Jamesa,
bladego jak ściana, na którego twarzy malował się smutek i przygnębienie.
Nie chcąc niepokoić Mary, Lily podeszła do Raven i
Syriusza i konspiracyjnie szepnęła tylko jedno słowo:
- Mark.
- Mary! Mamy jakieś wino? - Syriusz udał
się do kuchni.
- Mamy. Ale dla was dwóch to chyba
whiskey! - Nawet nie odwróciła się od kuchenki, przy której mieszała w rondelku
sos.
- Bardzo śmieszne. - Z kwaśną miną odparł
Syriusz.
- Weź z piwniczki. Powinno coś jeszcze
zostać.
- Dzięki! - Krzyknął i ruszył z powrotem.
W przedpokoju Lily kończyła zdejmować kurtkę z ramion Jamesa.
- Lily. Weźcie go z Raven do pokoju, a ja
zaraz przyniosę wino.
Dziewczyny ruszyły na górę, pchając przed sobą Jamesa,
który był osowiały, a wręcz zachowywał się jak manekin. Nie zdążyły jeszcze
otworzyć drzwi pokoju Jamesa jak Syriusz już stał obok z dwiema butelkami wina
i tacą z kieliszkami. Weszli do pokoju i natychmiast ulokowali Jamesa na jednym
z łóżek. Syriusz otworzył wino i nalał solidne porcje do kieliszków.
- Lily, jak by tu zacząć. - Syriusz
wyglądał na zmieszanego. - Wiesz, że James ma szczególne… podejście do związku
z tobą. Widzę, chłopaki też, że jest o ciebie naprawdę zazdrosny i…
- Syriusz nie męcz się, tylko powiedz o co
chodzi. - Lily próbowała zorientować się, na ile Chorwacja jest tematem tabu.
- Nic nie musisz wiedzieć. Taki już
jestem. - Niespodziewanie dla wszystkich odezwał się James opróżniając
wcześniej cały kieliszek wina. Raven wiedziała, co teraz nastąpi: charakter
Rudej i zawziętość Jamesa może teraz skończyć się jednym - kłótnią.
- Jasne! Najlepiej tak powiedzieć. - Lily
zaczęła się nakręcać, bo James ewidentnie chciał sprawę zamieść pod dywan i nic
jej nie mówić o Olimpii. - Uważasz, że ukrywanie czegoś przede mną ma jakiś
sens? To po co wciskałeś mi ten kit, że chcesz DZIELIĆ ze mną życie, skoro masz
przede mną jakieś tajemnice?
- Nie, stop. - Raven wstała i dolała sobie
wina. - Uważam, że jak pójdziecie w tym kierunku, to nic dobrego z tego nie
wyjdzie.
- Raven ma rację. Zaraz się pokłócicie i
nici z sylwestra u was na chacie. - Syriusz chciał rozładować atmosferę.
- Jasne! Olejmy to! Mój przyszły mąż,
który chce mieć ze mną dzieci, ma w nosie moje uczucia i ma przede mną
tajemnice! Świetnie to wróży naszemu związkowi! - Lily nakręciła się na
poważnie. Tylko James siedział w milczeniu. - Czy zamierzasz jeszcze ze mną
rozmawiać czy mam wyjść za mąż za manekina?!
Lily spojrzała na Jamesa z wyrzutem.
- Ewakuujemy się, Raven? - Syriusz szepnął
do Raven.
- Oszalałeś?! - Raven sprowadziła go na
ziemię. - Jeśli James wybuchnie to Lily szybciej rzuci mu w twarz pierścionkiem
niż go przyjęła.
- James! Ufam ci, zgodziłam się być z tobą
i nie chcę, żebyśmy mieli przed sobą tajemnice. Czy żądam tak wiele? - Znów
zapytała go z wyrzutem. Wtrącił się także Syriusz.
- Wiesz, moim zdaniem…
- Gówno mnie to obchodzi Black! - James
wybuchł jak nigdy. - Nie byłeś w mojej sytuacji, więc zamknij mordę! Ty też
milcz, Raven, bo to po części twoja zasługa! Nie trzeba było gadać o mnie z tym
twoim Chrisem!
- To ty się zamknij Potter! Naprawdę
jesteś taki pusty czy tylko udajesz? Przestań zwalać winę na innych tylko
wreszcie przyznaj się do błędu! To ty masz przede mną tajemnice! Chcesz żebym
ci ufała? A może po prostu odpuśćmy sobie te pierdoły i się rozstańmy! - Zanim
zdążyła ugryźć się w język słowa same wypłynęły z jej ust. Raven wciągnęła
głośno powietrze, a Syriusz przeklął na głos. Jeszcze jakby Mary wparowała
zwabiona krzykami, to byłby armagedon jak stąd do wieczności.
- O czym ty do cholery bredzisz? Uspokój
się... - Wycedził przez zęby.
- Bo co? Nakrzyczysz na mnie? Myślisz, że
jestem jakimś szpiegiem? Że chciałam to wiedzieć? Tajemnica wielka, a i tak nie
mam pewności czy to już wszystko! Może masz jakieś ukryte dziecko i ja nic o
tym nie wiem! Bo ty mi nic nie mówisz! Nie gap się tak. - Lily też puściły
nerwy. - Nie mam teraz żadnej pewności, bo ty nie jesteś ze mną szczery. I
obawiam się, że…
- Nie, nie, nie!! Nie kończ tego. -
Podszedł do niej i wziął ją za rękę. - Masz rację. Przegiąłem. Powinienem ci
powiedzieć o Marku, ale to cały czas otwarta rana. Nie chcę o tym rozmawiać. -
Odwrócił się do Raven i Syriusza. - Was też przepraszam za mój wybuch i proszę,
żebyście nic więcej nie mówili o TYM wydarzeniu.
Atmosfera była stanowczo za gęsta. Słychać było tylko
oddechy zgromadzonych.
- Eeeee…. To robimy tego sylwka u was? Bo
jak nie to będziemy szukać innej miejscówki. - Syriusz uznał temat za zakończony.
- Ty naprawdę nie masz serca. - Raven
opadła na łóżko. - Jesteś zimny jak sopel lodu.
- Martwię się tylko, bo gdzie ja biedny
się podzieję. Przecież Mary wyjeżdża do rodziców Rudej, skoro twoi starzy wyjeżdżają na narty, a Seniora przecież nie
ma! - Syriusz rzucił się na łóżko obok Raven.
- Ty naprawdę jesteś nienormalny. -
Powiedziała Lily i przytuliła Jamesa. Nie wiadomo, do kogo to powiedziała: do
Jamesa czy do Łapy.
- Kocham cię, Lily i naprawdę mi przykro.
- Objął ją i pocałował w czubek głowy.
Usiedli razem na jednym łóżku i rozlali resztki wina z
pierwszej butelki.
- Czyli co? Trzeba zaplanować tą imprezę,
tak? - James objął Lily i upił łyk wina.
- Musimy kupić Ognistej i to dużo! -
Syriusz wydawał się mieć pięć lat.
- Oczywiście wiesz o tym, że połączenie
alkoholika, seksoholika i pustaka nie wróży ci szybkiego ożenku? - Raven
wyraźnie miała od wina wypiek na policzkach.
- Zawsze mogę się zgłosić do ciebie. Albo
zostać starym kawalerem i żyć wolny jak ptak! - Syriusza ewidentnie bawiła ta
rozmowa.
- Uważasz, że ja będę Jamesa ograniczać w
związku? - Lily z zaciekawieniem patrzyła na Syriusza.
- To może jeszcze kupimy jakieś przekąski?
Lily możesz zrobić zapiekankę, James chwalił, że masz od mamy jakiś genialny
przepis… - Syriusz udawał, że szuka jakiegoś pergaminu do zanotowania ustaleń
na sylwestrową noc.
Całe towarzystwo roześmiało się na zakłopotanie
Blacka. Atmosfera zrobiła się lżejsza i zeszła na przyjemniejszy temat.
- A co powiecie na fontannę z czekolady? -
Zaproponowała Raven. - Mam kontakty, mogę załatwić. Zrobimy koreczki z owoców.
Dziewczynom to się spodoba.
- Może wyślemy sowy do Dorcas i chłopaków?
Mogę się tym zająć. - Lily sięgnęła do walizki i wyciągnęła pergamin.
- A Lorraine? - Zainteresował się Black. -
Zdąży?
- Jeszcze przed wyjazdem obiecała, że
zjawi się w Londynie w Dziurawym Kotle. Powiedziała, że po sylwestrze byłoby
jej ciężko dotrzeć na zajęcia z domu. Jej rodzice zmienili więc plany i
postanowili, że sylwestra spędzą w Anglii. Więc spróbuję napisać do Dziurawego.
Miejmy nadzieję, że Lori otrzyma wiadomość.
- Świetnie! Już się nie mogę doczekać, aż
poznam tę piękną Włoszkę, która nie reagowała na zaloty Syriusza i Jamesa! Musi
to być niezwykle twarda kobieta! - Raven roześmiała się głośno.
- Dobra, dobra. Ale i tak nie oparła się
urokowi Huncwotów. W końcu jest z Glizdkiem tyle czasu, a co więcej to ona się
za nim uganiała! - Syriusz dopisywał na listę kolejne alkohole, podczas gdy
Raven przygotowywał listę przekąsek.
Tylko James miał lepsze zajęcie. Zajmował się
przeglądaniem i dotykaniem swojej kochanej, mądrej narzeczonej. Lily próbowała
skupić się na treści jaką ma umieścić w listach, ale przez rozpraszające ją
ręce Jamesa zdołała tylko napisać w trzech egzemplarzach:
Sylwester. Dolina Godryka. Dom Pottera. 20.00.
Przybądź!
w liście do Dorcas dopisując tylko informację, żeby
wzięła ze sobą Matta.
- … i cały gar ponczu. - Raven oderwała
wzrok od kartki, którą Syriusz trzymał na kolanie. - Czy z łaski swojej
moglibyście się nie migdalić w naszej obecności? Strasznie macie zmienne
nastroje.
James i Lily zreflektowali się i odsunęli nieznacznie
od siebie, żeby więcej nie kusić losu. James mrugnął okiem do Lily i przysunął
się do Syriusza, żeby sprawdzić listę alkoholi. Następnie oderwał kawałek pergaminu
od Lily i zaczął pisać listę osób, które zaproszą na imprezę.
- Syriusz? Zapisać Katie? - Zapytał po
chwili.
- A z kim będę szczyt… ups... świętował
nowy rok? - Syriusz zrobił śmieszną minę.
- Ta dziewczyna ma do ciebie anielską
cierpliwość, że daje ci...eeee wodzić się za nos. - Raven podłapała temat.
- To niezwykle hojne z jej strony. Taka
otwartość… - James prawie leżał na podłodze ze śmiechu.
- Dobra, dobra, dobra! Już wystarczy…
Widzę jak ona na mnie patrzy i to już więcej nie wypali. Skoro mamy wstępować
po egzaminach w tą waszą dorosłość, to koniec z Katie. - Syriusz spoważniał. -
No chyba, że ona sama zadecyduje inaczej. - I uśmiechnął się szelmowsko, w
swoim stylu.
- A wy? Myśleliście już o remoncie waszego
gniazdka? - Raven zagadnęła znad pergaminu.
- Zabrzmiało to trochę głupio, ale jeśli
chodzi ci o dom, to owszem. Lily już nawet znalazła tego konika na biegunach,
którym pozwalała mi się bawić pani Brown, jak siedziałem u nich będąc brzdącem.
Nie pamiętam tego dokładnie, ale matka mi opowiadała, że to przeze mnie stracił
to ucho. - Powiedział zamyślony Potter.
- Dobra, ja mam już listy. James mógłbyś
pójść je wysłać? Jutro wieczorem powinniśmy mieć odpowiedzi zwrotne, albo
przywitać naszych przyjaciół pod drzwiami.
James wstał, a Syriusz zaczął opowiadać jakiś wybitnie
świński dowcip. Raven wzięła drugą butelkę wina i dobrała się do niej
korkociągiem. Lily siedziała na łóżku i niezbyt dobrze skupiała się na tym co
mówi Syriusz. Myślała o tym, czego jeszcze nie wie o Olimpii. Ewidentnie to, co
usłyszała od Mary jest tylko szalenie okrojoną wersją...
x