piątek, 23 grudnia 2016

Rozdział 64

Lily leżała na łóżku i z zachwytem przyglądała się grze światła odbijającego się od diamentu w kształcie serca osadzonego w jej pierścionku zaręczynowym. Wciąż nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Zgodziła się! Zamierzała wyjść za mąż! Została narzeczoną Jamesa Pottera, który teraz zupełnie nieświadomy chaosu jaki panował w jej głowie, spał smacznie obok niej. Odwróciła wzrok od pierścionka i spojrzała na Jamesa. Uśmiechnęła się z czułością. Rozczochrane włosy, lekko uchylone usta, na policzku ślad guzika, który wgniótł się w skórę, gdy zbyt mocno przyciskał głowę do poduszki. Wyglądał bosko! Tak niewinnie. Jego usta, wciąż opuchnięte od pocałunków… Przypomniała sobie minioną noc i znów zalała ją fala pożądania. Nie zamierzała go teraz budzić. Planowała przemyśleć sobie wszystkie dręczące ją wątpliwości, jednak ten żar między jej udami całkowicie odbierał jej zdolność racjonalnego myślenia. Musiała go mieć! Teraz – natychmiast!
Delikatnie dotknęła jego ramienia, policzka, ust. Nie zareagował. Zdążyła się już przyzwyczaić, że nie tak łatwo obudzić Jamesa Pottera. Znała jednak jeden niezawodny sposób.
Powoli, nie robiąc hałasu, wdrapała się na niego. Mruknął rozkosznie, jednak wciąż nie otwierał oczu. Gdy go pocałowała, miała już pewność, że się obudził. Rozgrzane ręce Jamesa sunęły leniwie w górę jej ud, aż zatrzymały się na gołych pośladkach. Lily pomyślała, że niezakładanie bielizny było całkiem dobrym pomysłem.
Pocałowała obie jego powieki i ponętnie zakręciła tyłeczkiem, czując między udami jego rosnące podniecenie.
- Mmmm… wciąż nienasycona? – Mruknął uśmiechając się szelmowsko i otwierając jedno oko.
- Głupie pytanie. Tobą nigdy! – Musnęła delikatnie jego wargi. Dla Jamesa było to jednak zdecydowanie za mało. Natychmiast zmiażdżył jej usta namiętnym pełnym pasji pocałunkiem. Objął ją mocno ramionami uniósł do góry biodra, by mogła się przekonać jak bardzo go rozpaliła.
Wydała z siebie rozkoszny jęk, gdy James zmienił pozycję, przekręcił ją na plecy i znalazł się nad nią. Nie przerywając pocałunku, jedną dłonią bawił się jej włosami, a drugą leniwie sunął w dół aż dotarł do celu.
Lily zarzuciła nogę na jego biodro, by ułatwić mu dostęp do jej kobiecości.
James planował kochać się z Lily długo i powoli tego ranka. Nie chciał się spieszyć, jednak, gdy jego palce wyczuły jaka jest wilgotna, gorąca i gotowa, zawładnęła nim nieokiełznana żądza posiadania jej ciała. Wiedział, że jeśli jej nie zaspokoi to sam eksploduje. Chciał poczuć jak zaciska się na nim, taka chętna i ciasna.
Nie czekał na specjalne zaproszenie, wiedział, że nie jest mu potrzebne. Patrzył w jej błyszczące oczy, gdy błyskawicznie pozbywał się bokserek. Wstrzymała oddech i jęknęła cicho, gdy niemal brutalnie wdarł się do środka.
- O Boże, Lily! – Westchnął głośno, gdy wbiła paznokcie w jego nadwrażliwe plecy. Było mu tak dobrze! Mógłby zostać w niej na wieki!
Wypchnęła biodra w górę zachęcając go, by wszedł głębiej. Nie musiała długo czekać – wysunął się delikatnie i znów naparł. Nie mógł jednak doczekać się spełnienia. W życiu by nie przypuszczał, że po tak upojnej nocy, wciąż będzie miał ochotę na więcej. A miał!  W tej chwili pragnął jej jak niczego innego na świecie. Wydał z siebie pomruk niezadowolenia i błyskawicznie zmienił pozycję. Nim zdążyła choćby jęknąć, już był za nią i ponownie się w niej zatopił, tym razem od tyłu. Jedną dłonią pieścił jej nabrzmiałe piersi, a drugą pośladki.
Stęknęła głośno, gdy znów się w nią wbił. Mocniej, szybciej, głębiej! Poczuła się tak cudownie wypełniona! Podniosła się i zarzuciła mu rękę na kark.
Przytrzymał jej biodra i obsypał szyję pocałunkami.
- Jesteś taka piękna! – Jęknął całując czułe miejsce tuż nad uchem. – Jesteś moja! – Warknął napierając coraz szybciej.
- Taaaak! – Te słowa James zawsze działały na nią jak najsilniejszy afrodyzjak. Poczuła, że zaczyna wspinać się na szczyt, by za chwilę spaść i rozsypać się na miliony kawałeczków. – A ty mój…- jęknęła, gdy zacisnął dłonie na jej piersiach.
- No dalej, mała! – Wysyczał czując, jak jej mięśnie zaciskają się na jego członku. Po czole spłynęła mu kropla potu, oddech zaczął się urywać.
Resztkami sił powstrzymał się, by nie skończyć przed nią. – Chcę, by moja narzeczona doszła dla mnie. Zrób to! – Jęknął przytrzymując jej biodra i wówczas, jak na rozkaz, wygięła się w łuk, a jej usta zamarły w niemym krzyku.
Zaczęła spadać z tej krawędzi, wybuchając tym nieziemskim, porannym orgazmem, James objął ją mocno i również eksplodował spełniony.
Opadli na łóżko nie wypuszczając się z objęć i walcząc o każdy oddech.
To był nieziemski seks, jak za każdym poprzednim razem. James nie wiedział, jak Lily tego dokonała, ale sprawiała, że nigdy nie miał jej dość. Wciąż chciał więcej i więcej, nie potrafił się nią nasycić. Po prostu oszalał na jej punkcie.
Wyszedł z niej niechętnie i przytulił się do jej pleców, całując delikatnie w kark.
- Kocham Cię. – Wyszeptała, wciąż ciężko dysząc.
- Ale ja mocniej!
- Po równo! – Zachichotała przytulając się do jego klatki piersiowej.
- Błagam, budź mnie tak codziennie!
- Obawiam się, że to niemożliwe. Dziś wyjeżdżamy, a nie sądzę, by twoja mama przygotowała nam wspólny pokój.
- To nie jest konieczne. – Uśmiechnął się szelmowsko, jednak szybko oprzytomniał. Nie mógł jej przecież powiedzieć, że nie zamierza spać w domu rodziców. – Wykopiemy Syriusza do gościnnego. O ile w ogóle sypia w domu. – Zaśmiał się cicho.
- A gdzie niby miałby sypiać?! – Lily odwróciła głowę i spojrzała na Jamesa zdziwiona.
- Na przykład w...eeeee… u Kate? – James wyszczerzył zęby na wspomnienie seksbomby z Doliny Godryka. Była w końcu ulubioną kochanką Blacka.
- Kim u diabła jest Kate? – Lily była coraz bardziej zaintrygowana, natomiast po minie Jamesa można było zauważyć, że jego ten temat ewidentnie nudzi.
- Naprawdę nie wiem jak najdelikatniej ci to wyjaśnić. – Westchnął teatralnie. – Kate.. Mieszka w Dolinie Godryka i zawsze gdy przyjeżdżamy do domu Syriusz spotyka się z Kate. To taka…
- Koleżanka? – Podpowiedziała Ruda, zaczynając domyślać się, o co chodzi z tajemniczą Kate, ale chciała to usłyszeć od Jamesa.
- Nie, raczej nie koleżanka. – Zaśmiał się złośliwie. – Z koleżanką spędza się czas przede wszystkim poza sypialnią. – Puścił do Lily oko widząc, że ta lekko się rumieni.
- Znajoma, po prostu.
- Tak. Po prostu znajoma do posuwania! – Znów roześmiał się Rogacz i klepnął Lily w pośladek. – Kto wie, może ją poznasz. A teraz wstańmy, jestem potwornie głodny.
*
James wyskoczył z Błędnego Rycerza i przytrzymał Lily za rękę, by podczas wysiadania nie poślizgnęła się na oblodzonym bruku.
Lily spojrzała przed siebie i uśmiechnęła się na widok pięknego domu państwa Potterów. Już nie mogła doczekać się kubka gorącej herbaty, kawałka ciasta i wygodnej kanapy przed kominkiem. Najbardziej jednak stęskniła się za Mary Potter.
Gdy weszli do domu przywitała ich mieszanka cudownych zapachów: pieczonego ciasta, świeżo zaparzonej kawy i lasu… już od progu było wiadomo, że w salonie stoi wielka, żywa choinka.
- Mamo, jesteśmy! – Krzyknął James odstawiając w przedpokoju kufry podróżne.
Usłyszeli jak w kuchni ktoś odstawia rondel, a po chwili w drzwiach pojawiła się uśmiechnięta Mary Potter. Rozłożyła ramiona i najpierw uściskała syna, a następnie zwróciła się do Lily.
- Witaj, kochana. – Wycałowała Rudą w oba policzki. – Jak miło cię tu widzieć. A więc, skoro przyjechałaś to wnioskuję, że niedługo będę mogła nazywać cię synową. – Choć wydawało się to niemożliwe Mary uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Lily zarumieniła się i spojrzała z wyrzutem na Jamesa, była na niego trochę zła. Wynikało bowiem, że wszyscy dookoła od dawna wiedzieli o jego planach, a ona musiała o wszystkim dowiedzieć się jako ostatnia! Uśmiechnęła się jednak do Mary i odpowiedziała:
- Wszystko na to wskazuje, ale jestem zdania, że powinniśmy z tym trochę poczekać.
- Oczywiście, naturalnie! – Mary otarła z kącika oka zabłąkaną łzę. – Och, nie stójmy w przedpokoju! Wchodźcie, pewnie jesteście głodni, już podgrzewam kaczkę…
- Mamo, jedliśmy obiad u rodziców Lily. – James wywrócił oczami.
- To w takim razie napijemy się kawy, właśnie zaparzyłam. – Mary odwróciła się na pięcie i ruszyła do kuchni.
- Gdzie Syriusz? – James rozejrzał się jakby spodziewał się, że Black wyskoczy zaraz zza kanapy.
- Syriusz? Na górze. – Mary machnęła ręką. – Próbuje złapać Cockie, znów uciekła z klatki.
- Cockie?!? – Lily i James spojrzeli zaskoczeni na Mary. – Kto to jest Cockie? – Zapytali jednocześnie.
- Kolejny kretyński pomysł Syriusza. – Zaśmiała się Mary. – Lily, chodź ze mną kochana, a ty James idź pomóż temu nicponiowi.
James wdrapał się po schodach, przemierzył korytarz i zatrzymał się przed drzwiami pokoju, który zajmowała Lily, gdy gościła u nich w wakacje. Usłyszał dźwięk tłuczonego szkła, cichy skrzek i głośne przekleństwo. Uśmiechnął się do siebie i bez pukania wszedł do środka. Nie spodziewał się takiego widoku. Zamrugał kilka razy… Dźwięk, który usłyszał okazał się pochodzić z małego, porcelanowego wazonika, który leżał obecnie na podłodze, roztrzaskany w drobny mak. Stolik, na którym stał wcześniej wazonik, leżał obok resztek wazonika.
Na łóżku pod oknem stał Syriusz, w rękach trzymał czerwony koc i klął szpetnie zadzierając do góry głowę. James podążył za wzrokiem przyjaciela, zmarszczył brwi nie wierząc własnym oczom.
- Co to, kurwa ma być?! – Zawołał.
Wielkie, kolorowe ptaszysko, które dotąd siedziało spokojnie na żyrandolu, zatrzepotało skrzydłami i przefrunęło na szafę. Syriusz, przerażony krzykiem Jamesa sam wrzasnął i spadł z łóżka, podpierając się na łokciach uratował twarz przed zderzeniem z podłogą.  Po chwili, gdy minął pierwszy szok, zadarł głowę i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- James! Jak dobrze cię widzieć, bracie! – Podniósł się niezdarnie z podłogi i radośnie uściskał przyjaciela.
- Ja też się cieszę, że wróciłem. – Potter poklepał Blacka po plecach. – Czy możesz mi powiedzieć, co to za fruwające stworzenie?
- To Cockie! – Syriusz wskazał z dumą na papugę, która znów zatrzepotała skrzydłami i wydała z siebie cichy skrzek. – Widzisz? Przywitał się z tobą.
- No pięknie. Witaj Cockie! – James sapnął poirytowany. – Przestań błaznować, Black i wyjaśnij mi skąd się tu wzięła ta papuga?!
- To prezent gwiazdkowy Mary! Od Mikołaja. – Syriusz puścił do przyjaciela oko.
- Jak znam moją matkę, to ten Mikołaj powinien być już martwy…
- No coś ty! Już się prawie zaprzyjaźniły, tylko, że gdy rano go karmiłem, źle zamknąłem klatkę i…
- Nie kończ, domyślam się co było dalej. Długo ją tak łapiesz?
- Jego! To jest facet, Cockie! – Syriusz znów podjął próbę schwytania papugi, jednak ta z gracją przeniosła się na karnisz. – Jest strasznie szybki, trochę dziki, ale niedługo go oswoimy. Na razie musi siedzieć w klatce.
- Tyle lat w jednej paczce, a zachowujesz się jak kompletny żółtodziób.  – James wyciągnął różdżkę z kieszeni marynarki, podszedł do okna i wycelował w ptaka. – PETRIFICUS TOTALUS.
Papugę zamroziło i niczym martwa marionetka spadła z karnisza wprost na rozłożone dłonie Jamesa.
- Eeee… lepiej nie mów o tym Mary. – Syriusz zabrał Cockie z rąk Jamesa i ostrożnie włożył go do klatki, dokładnie ją zamknął i cofnął zaklęcie.. Papuga lekko oszołomiona potrząsnęła główką i zatrzepotała skrzydłami.
- No, tak lepiej! – Syriusz uśmiechnął się pogodnie. – Mary ją uwielbia! Będzie miała towarzystwo, gdy wrócimy do Hogwartu.
- Na tak kretyński pomysł, mogłeś wpaść tylko ty. – James zaśmiał się głośno. – Chodźmy już na dół, bo kobiety na nas czekają.
Dopiero teraz Syriusz zdał sobie sprawę, że James nie wrócił sam.
- Przyjęła oświadczyny! – Krzyknął radośnie i uścisnął go w geście gratulacji.
- Oczywiście, że tak! – Potter po chwili wypiął dumnie pierś.
- A więc musimy to opić! I to jak najszybciej, żeby się taka okazja nie zmarnowała!
Gdy doszli wreszcie do salonu, zastali Mary i Lily na kanapie w szampańskich nastrojach. Obie panie piły kawę i śmiejąc się głośno oglądały albumy pełne starych fotografii.
 James zatrzymał się za plecami Lily, pocałował ją w ucho i zapatrzył się na pożółkłe zdjęcie przedstawiające czarnowłosego berbecia jedzącego piasek w piaskownicy.
- Mamo, naprawdę musisz mnie tak kompromitować? – Spojrzał z wyrzutem na Mary.
- Co ty bredzisz, James. Byłeś takim uroczym dzieckiem! – Lily wyszczerzyła się radośnie. – Dowiedziałeś się kim jest Cockie?
- Och tak! Poznaliśmy się. Mamo, będziesz miała wspaniałego przyjaciela.. Jak trochę wydorośleje. – Zaśmiał się.
- Dobrze, że macie zajęcie, bo my z Jamesem, mamy coś do załatwienia. – Syriusz poklepał Rogacza po plecach.
- Chyba żartujecie! – Mary zmarszczyła groźnie brwi. – Dopiero przyjechali, a ty już go ciągniesz z domu! Nie ma mowy!
- Mamo! Muszę iść w jedno miejsce i sprawdzić kilka rzeczy jeszcze dziś. – James puścił oko do Mary i po jej minie od razu zorientował się, że kobieta zrozumiała.
- Dobrze, ale wracajcie szybko!
- Nie czekajcie z kolacją! – Wtrącił Black zakładając kurtkę. – Wstąpimy jeszcze do Raven i… - nie kończąc zdania wybiegł z domu za Jamesem zanim Mary zdążyła zareagować.
Mary westchnęła teatralnie i z dezaprobatą pokręciła głową, jednak postanowiła nie komentować wyjścia chłopców. Wiedziała już, że Lily nie miała pojęcia o domu, który kupił James i póki co, miało to pozostać tajemnicą.
Upiła łyk kawy, nałożyła Lily jeszcze jeden kawałek ciasta na talerzyk i podała dziewczynie kolejny album ze zdjęciami.
Lily powoli przewracała strony albumu, wciąż była zaniepokojona tajemniczym zniknięciem Jamesa, jednak już po kilku minutach zawartość fotografii skutecznie odwróciła jej uwagę. Album, który właśnie miała na kolanach spokojnie można było nazwać „podróżnym”: wszystkie fotografie przedstawiały jakieś momenty uchwycone podczas podróży. Na jednej – James Senior i Mary na tle wieży Eiffla w Paryżu, na drugiej – młody James siedzący na wielbłądzie, gdzieś na egipskiej pustyni, na kolejnej Mary w ogromnych goglach zjeżdżająca na nartach po zaśnieżonym stoku.
- Zwiedziliście kawał świata! – Stwierdziła w końcu Lily, przewracając kolejną stronę w albumie.
- Uwielbiamy podróżować! Poza tym chcieliśmy, żeby nasz mały synek zobaczył jak najwięcej. O zobacz! Tutaj pierwszy raz zabraliśmy ze sobą Syriusza! – Mary wskazała na dwóch dwunasto- lub trzynastoletnich chłopców, którzy latali na miotłach na jakimś ogromnym stadionie Quidditcha. – To było w Bułgarii, cztery lata temu. Mój mąż ma kolegę w tamtejszym Ministerstwie i to właśnie on załatwił nam wejście na ten stadion. Ależ mieli frajdę! Puszyli się potem do końca wakacji w Dolinie Godryka, że tam latali!
- A to zdjęcie? – Lily zmarszczyła brwi, przyglądając się bardzo osobliwej fotografii. Nie było to bardzo stare zdjęcie, maksymalnie przed dwóch, góra trzech lat. Przedstawiało piękną, piaszczystą plażę, nad którą fruwały mewy. Na piasku koc i kosz piknikowy. Wszystko razem tworzyło wręcz sielankowy krajobraz jednak Lily poczuła ukłucie zazdrości widząc bohaterów zdjęcia w miłosnym, wręcz zmysłowym uścisku.
Jego - czarnowłosego, opalonego, uśmiechniętego i bez wątpienia zakochanego, rozpoznała od razu. Nie miała jednak pojęcia, kim jest jego towarzyszka. Nigdy wcześniej Lily nie widziała tej dziewczyny, przyjrzała jej się uważnie. Wydawała się być starsza od Jamesa o rok, może dwa lata. Miała ciemniejszą karnację od Jamesa, jednak włosy mieli niemal identycznie kruczoczarne. Dziewczyna ze zdjęcia stanowiła niesamowitą piękność, co podkreślały jej długie, proste włosy lekko rozwiane na wietrze. Wachlarz długich rzęs okalający oczy i wydatne usta w kształcie serca, uśmiechające się… No właśnie. Lily miała problem z określeniem tego rodzaju uśmiechu, jednak miała pewność, że nie był to uśmiech serdeczny. Dziewczyna miała piękną figurę, duże, okrągłe piersi, zgrabne nogi. Lily pomyślała, że nie wytrzyma dłużej tej niepewności i musiała dowiedzieć się kim była towarzyszka Jamesa.
- Mary? Gdzie było wykonane to zdjęcie?
Mary spojrzała na fotografię i skamieniała. Ręce zatrzęsły jej się tak, że filiżanką zadzwoniła o spodeczek. Szybko odstawiła filiżankę na stolik i westchnęła głęboko.
- Na litość boską! – Warknęła, zabierając Lily album z kolan i wyjmując z niego fotografię. - 
Myślałam, że zniszczyłam wszystkie! Nie mam pojęcia jakim sposobem to się tutaj znalazło!
- Spokojnie, Mary. – Lily chwyciła kobietę za rozdygotaną dłoń. – Powiedz mi proszę, kim jest ta dziewczyna.
- To Olimpia. – Mary wypowiedziała te słowa takim tonem, że Ruda poczuła zimny dreszcz przebiegający po jej kręgosłupie.
Pani Potter milczała przez chwilę, a później rozpoczęła opowieść grobowym tonem.
- To zdjęcie zostało zrobione w Chorwacji, w wakacje, dwa lata temu. Pojechaliśmy tam z naszymi znajomymi, którzy mają syna – Marka – w wieku naszego Jamesa. Syriusz się wtedy paskudnie pochorował, został w domu z państwem Sunshine. James poznał tą dziewczynę na basenie hotelowym. Pracowała tam jako barmanka w jednym z barów, była trochę starsza od Jamesa i, jak sama widzisz, była prawdziwą pięknością.
- Niezaprzeczalnie. – Lily uśmiechnęła się, żeby dodać Mary odwagi do dalszego mówienia, ale kobieta jakby tego nie zauważyła pogrążona w ponurych wspomnieniach.
- James całkowicie stracił dla niej głowę! Całymi dniami przesiadywał w tym barze, a gdy Olimpia miała wolne, znikali gdzieś razem na dnia i noce. Już nawet myśleliśmy, że James nie będzie chciał wrócić do domu. Byliśmy zadowoleni, że James się zakochał, nigdy wcześniej nie opowiadał nam o żadnej dziewczynie. Tylko Syriusz rokrocznie wspominał coś o jakiejś rudowłosej Lily, za którą James biega po Hogwarcie, ale nigdy nie traktowaliśmy tego poważnie. – Mary uśmiechnęła się, jednak zaraz na jej twarzy znów pojawił się grymas cierpienia. – Pamiętam jakby to było wczoraj. Olimpia miała tego dnia wolne. Z Jamesem umówili się dopiero w porze obiadu, ale jego nosiło już od rana. Zaraz po śniadaniu zakomunikował nam, że idzie do domu Olimpii i wróci dopiero wieczorem. Przyzwyczailiśmy się już do tego, więc nawet nie protestowaliśmy. W końcu był już niemal dorosły i nie uśmiechały mu się wakacje spędzone z rodzicami na kocyku. Życzyliśmy mu miłej zabawy i zaczęliśmy z mężem ustalać plan dnia. Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie było moje zdziwienie, gdy po godzinie James wrócił wściekły, roztrzęsiony i zapłakany! Umieraliśmy ze strachu, Lily! Nie mogliśmy z niego nic wycisnąć. Myśleliśmy, że może zdarzył się jakiś wypadek, że Olimpia nie żyje. Dopiero po tym, jak ojciec zagroził, że zadzwoni na policję, powiedział nam, że Olimpia jest cała i zdrowa. I ot były, niestety, jego ostatnie słowa.  Zamknął się w swoim pokoju i nie chciał z nikim rozmawiać. Nie jadł, nie pił. Pogrążył się w rozpaczy, której nie potrafiliśmy jeszcze wtedy pojąć. Dopiero po dwóch dniach zrozumieliśmy, co się wydarzyło. Wracaliśmy z Seniorem do pokoju po obiedzie, gdy zobaczyliśmy ją ukrytą w cieniu, na jednym z basenowych leżaków… - Mary wzdrygnęła się jakby zobaczyła paskudnego robala. – Śmiała się cicho i całowała po szyi… Marka. Syna naszych znajomych, z którymi przyjechaliśmy.
- O Boże! – Lily wstrzymała powietrze, zdając sobie sprawę z tego jak musiał przeżyć to James. – Co się stało dalej?
- Gdy poznaliśmy powód rozpaczy Jamesa, wiedzieliśmy, że nie możemy zostać w Chorwacji ani chwili dłużej. Wróciliśmy do domu pierwszym możliwym świstoklikiem. Niestety, nic to nie dało. James zabarykadował się w pokoju, nikogo nie wpuszczał do środka, wciąż nie jadł i nie pił.
- Ale jak wam się udało? W Hogwarcie niczego nie zauważyliśmy. – Zapytała cicho Lily.
- Syriusz ogłosił alarm czerwony. – Mary uśmiechnęła się czule, a Lily jak przez mgłę przypomniała sobie, że już kiedyś użyto tego hasła w jej obecności… w pewien wakacyjny wieczór, tutaj, w domu Potterów.
- Tak. Dobrze się domyślasz. Raven. – Mary uśmiechnęła się na wspomnienie szalonej blondynki. – Syriusz pobiegł po Raven. Tylko ją James wpuścił do pokoju. Siedzieli tam razem zamknięci przez trzy dni i trzy noce. Słyszałam wrzaski i płacz Jamesa, serce mi pękało, gdy przychodziłam wtedy pod drzwi. Jedyną rzeczą jaka mnie pocieszała był fakt, że znikały talerze z kanapkami, które im szykowałam.
- A po trzech dniach? – Lily jak najszybciej chciała się dowiedzieć jaki był finał tej historii.
- Wyszli oboje z pokoju. A potem zniknęli na kilka dni: James, Raven i Syriusz. Pojechali do babci Raven na wieś, chyba po to, żeby odreagować. Kiedy po tygodniu bez dawania oznak życia wrócili, byłam w szoku, bo James zachowywał się jakbyśmy nigdy nie wyjeżdżali do Chorwacji. Co prawda był jakby trochę przygaszony, mniej psocił, ale takie drobiazgi potrafiłam zauważyć tylko ja. – Mary westchnęła. – No a później wakacje się skończyły, chłopcy wrócili do Hogwartu i znów serce Jamesa podbiła rudowłosa Lily.
Obie zachichotały, jednak Mary szybko spoważniała, po raz ostatni zerknęła na fotografię, a później porwała ją i wyrzuciła do kominka.
- A Mark? – Lily jeszcze to nie dawało spokoju.
- To był poważny incydent. Zaraz po powrocie od babci Raven, Mark zjawił się u nas i chciał rozmawiać z Jamesem. Lily, ja nie pomyślałabym nigdy, że w moim synu jest tyle agresji. Gdyby mojego męża nie było w domu, sam Syriusz nie utrzymałby Jamesa. On po prostu chciał zabić Marka. Potok przekleństw jaki wydobywał się z jego ust, gdy Mark odchodził ulicą był niewyobrażalny. Potem zapytałam go o co chodziło Markowi. Odpowiedział mi, że to nie moja sprawa. Zapytałam czy chodzi o Olimpię to wiesz co on mi odpowiedział? – Mary miała minę jakby rozżarzony miecz wbito w jej serce. – Powiedział mi, że mam nigdy więcej nie wspominać o tej ździrze. Mój własny syn tak powiedział o jakiejś kobiecie.
Lily była w szoku, bo pyskowanie do matki to jedno, zwłaszcza w wykonaniu tych dwóch pajaców, ale mówienie jej takich słów jeszcze pod wpływem gniewu, to już było całkowicie nie w stylu Jamesa. Z zamyślenia wyrwały ją słowa Mary.
- Od tamtej pory Olimpia to temat tabu. Nigdy o niej nie rozmawiamy. Nie rozmawiamy nawet o wakacjach w Chorwacji. Dlatego bardzo cię proszę, Lily, nigdy nie mów Jamesowi, że znasz tę historię.
- Oczywiście! – Przysięgła Ruda. – Bardzo ci dziękuję, że opowiedziałaś mi tę historię. To wiele dla mnie znaczy.
- Jesteś już niemal członkiem rodziny, Lily. A wiem, że te dwa jołopy na pewno by tego nie zrobiły.
- No tak, jedno czego im nie można zarzucić to dochowywanie wspólnych tajemnic. Choć może nie do końca.
Zdziwiona Mary zastygła oczekiwaniu w połowie drogi do kolejnego albumu.
- Jak to?
- Zdradzili mi, że robisz najlepszą świąteczną kaczkę w tej części Anglii.
- Och, hihihi, no tak. Chodźmy do kuchni, zjemy po kawałku.
- Bardzo chętnie, Mary. – Lily nie była specjalnie głodna ale chciała nieco odsunąć myśli Mary od tego trudnego tematu. Jej samej zresztą ciężko było wyobrazić sobie całą tę chorą sytuację. Ale wiedziała już teraz jedno: jaka jest przyczyna tej chorobliwej wręcz zazdrości Jamesa.