Za oknami
zapadł zmrok, a na ulicy zapaliły się latarnie. W salonie domu państwa Evans,
Patrick i James gawędzili wesoło, degustując wyborną brandy. Z kuchni
dolatywały do nich wspaniałe zapachy, gdzie Monika z rudowłosą córką wymieniały
się najnowszymi ploteczkami, szykując wypieki na wigilijną kolację.
- Jak to, prowadzi sklepik?! –
Lily zamarła z łyżką rodzynek w dłoni. Ciemnobrązowe maleństwa rozsypały się po
stole nie trafiając do miski pełnej mąki i startej marchewki do puddingu. – To
ile on ma lat?
- Jest pięć lat starszy od
Petunii. – Monika zgrabnym ruchem zebrała rodzynki i wrzuciła je do zlewu. –
Vernon niedawno przejął interes po rodzicach.
- No, no… To się Petunii trafił
niezły kąsek. – Zakpiła Lily. – Biznesman!
- Nie bądź złośliwa Lilyanne! – Matka
spojrzała na nią kpiąco. – Vernon może i nie wygląda zbyt atrakcyjnie, ale jest
bardzo odpowiedzialny i już na pierwszy rzut oka widać, że zależy mu na Twojej
siostrze.
- To cudowna wiadomość, mamo! –
Odparła kąśliwie. – Życzę im jak najlepiej. Może niedługo moja siostra zostanie
Panią bufetową.
- Może powinnaś się raczej zastanawiać,
jaką ty Panią zostaniesz? – Monika spojrzała uważnie na córkę.
- Naprawdę nie wiem, o co Ci
chodzi, mamo. – Lily spojrzała na matkę udając zdziwienie, jej serce jednak podjęło
dziki galop.
Nigdy nie zastanawiała się nad
przyszłością. Miała plany to prawda, ale nieco odbiegające od wizji bycia w
najbliższej przyszłości Panią domu. Zamierzała wynająć mieszkanie na Pokątnej i
rozpocząć kurs dla Aurorów, jednak w tych planach nigdy nie uwzględniała
Jamesa. Z zamyślenia wyrwał ją głos matki.
- Doskonale wiesz, co mam na
myśli. A dokładniej mówiąc:, kogo.
- Ach, to…
- No właśnie! Niedługo kończycie
szkołę. Wasz związek jest… powiedzmy na bardzo zaawansowanym poziomie. James
Cię kocha, Lily, to widać na pierwszy rzut oka. Widać również, że i Tobie nie
jest obojętny.
- Ja też go kocham, mamo. –
Odpowiedziała czerwieniąc się. – Tylko, jak dotąd nie rozmawialiśmy o planach
na przyszłość.
- Och, moja droga! Gdy Twój
ojciec mi się oświadczył to byłam niemal tak zaskoczona jak przy wizycie
Dumbledore’a w naszym domu, ryczałam jak bóbr. I to mimo tego, że nie
podjęliśmy wcześniej tego tematu. James to mądry, dojrzały mężczyzna wbrew
tego, co opowiadałaś i uważam, że na pewno już coś wymyślił. – Monika
uśmiechnęła się tajemniczo. Uśmiech ten lekko zaniepokoił Lily.
- Mamo… Czy ty wiesz o czymś, o
czym ja nie wiem?
- Ależ skąd, kochanie! Nie
zapomnij o soku z pomarańczy.
W tym momencie dobiegł z salonu
głośny śmiech, a zaraz później niewyraźny głos Patricka Evansa.
- Dołączycie do nas wreszcie? Co
wy tam, u licha robicie tyle czasu?
Kobiety postanowiły zrobić sobie
chwilę przerwy. Gdy weszły do jasnego salonu ich oczom ukazał się dość
zaskakujący widok: Patrick i James siedzieli rozparci na kanapie w dłoniach
ściskając szklaneczki z bursztynowym trunkiem, a na stoliku stała odpita do
połowy butelka ulubionej brandy pana domu na wyjątkowe okazje. Twarze obu panów
były zaczerwienione, a oczy lśniły pijackim blaskiem.
- No pięknie! – Lily podeszła
bliżej i delikatnie odebrała Jamesowi szklankę. Była zdziwiona, że nawet nie
protestował. Kątem oka zauważyła, jak zdegustowana matka rzuca mężowi karcące
spojrzenie.
- Naprawdę musiałeś go upijać już
w pierwszy wieczór, tato?
- Przecież nie jesteśmy pijani! –
Zaprotestował Patrick. – A nawet jakby, to co z tego?! Przecież jest dorosły!
Lily stała jak wryta i z
niedowierzaniem wpatrywała się w ojca. Co takiego zaszło między Jamesem a
Patrickiem, kiedy ona z matką pracowały w kuchni? Jak to się stało, że Patrick
zapałał do Jamesa taką sympatią?! Po chwili westchnęła jednak, decydując, że
nie będzie drążyć tematu, bo ręce Jamesa niebezpiecznie zmierzały w górę jej
ud.
Koniec końców nie powinno jej to tak bardzo
dziwić. James, kiedy mu na czymś zależało, potrafił być bardzo czarujący.
- Zrobiło się późno. – Z
zamyślenia wyrwał ją głos matki. – Dokończę ciasto sama, a Ty Lily pokaż
Jamesowi gdzie będzie spał. – Monika puściła oko do córki, a Lily zaczerwieniła
się znacząco.
W domu mieli dość miejsca na
przyjmowanie gości. Na piętrze stał jeden wolny pokój, a na poddaszu dodatkowa
rozkładana kanapa, gdyby odwiedziła ich większa liczba gości.
Właśnie z tego względu Lily nie
potrafiła zrozumieć, dlaczego Monika zdecydowała, żeby James spał na składanym
łóżku w pokoju Lily, ani jakim cudem zgodził się na to jej ojciec. Nie, żeby
Lily nie odpowiadało takie rozwiązanie, po prostu nie mogła się nadziwić, jak
swobodnie podchodzą do tego związku jej rodzice.
Zachichotała przypominając sobie
jak perfidnie musiała łgać, razem z Jamesem, aby jej ojciec pozwolił jej
odwiedzić Dolinę Godryka w ostatnie wakacje. Od tamtego czasu minęło zaledwie
pół roku, a tu proszę, jaka niespodzianka! Westchnęła głęboko chwytając Jamesa
za łokieć i pomagając mu wstać z kanapy. Na szczęście, pomimo rauszu, wciąż
trzymał fason i nie próbował awanturować się.
- Chodź James, pokażę Ci, gdzie
będziesz spał. – Uśmiechnęła się myśląc o łóżku turystycznym. Taaa jasne! Na
pewno będzie na nim spał!
Była jednak wdzięczna matce, że
ta próbowała stworzyć chociażby minimalne pozory. Tak było wszystkim łatwiej:
gdyby otwarcie powiedziała, że James może spać razem z Lily w łóżku, to chyba
umarłaby z zażenowania, James uciekłby przy pierwszej okazji i więcej nie
pokazał się jej rodzicom na oczy, a Patrick dostałby zawału.
James zerknął
na swój zegarek i zmrużył oczy próbując odczytać godzinę. W głowie mu szumiało,
a cyferki zlewały się ze sobą. Brandy Patricka Evansa była piekielnie mocna!
Nie miał pojęcia, która może być godzina. Miło gawędził z ojcem Lily i
kompletnie nie zwracał uwagi na mijający czas.
Z chęcią posiedziałby jeszcze
trochę i wypił kolejną szklaneczkę… albo i cztery… jednak, skoro Lily i jej
matka rozpoczęły interwencję musiało być bardzo głośno lub był bardziej pijany
niż mu się wydawało. Bez względu na to, która z opcji była prawdziwa, nie mógł
sobie pozwolić na kompromitację w pierwszą noc u Evansów, więc grzecznie wstał
z kanapy, pożegnał się z Moniką i Patrickiem, a następnie, asekurowany przez
Lily chwiejnym krokiem opuścił salon.
Wejście na piętro po tych
„ruchomych” schodach okazało się nielada wyzwaniem. A to, że były zakręcone
wcale nie ułatwiało zadania:, co chwilę potykał się na niepewnych stopniach i
pewnie gdyby nie Lily, sturlałby się na sam dół i już nie wstał z podłogi.
Tymczasem bezpiecznie dotarł do pokoju, rozejrzał się dookoła.
Ściany w kolorze bladego różu,
jasne meble, biurko, a nad nim korkowa tablica i dwuosobowe łóżko. Zdecydowanie
Lily przyprowadziła go do swojego pokoju! Pomysł bardzo przypadł mu do gustu i
wszystko byłoby idealnie, gdyby nieskładane łóżko stojące pod oknem.
- Mam na tym spać? – Zapytał i
zdziwił się, że jego głos zabrzmiał tak… Hmmm bełkotliwie?
- Jeżeli Ci nie odpowiada, to na
końcu korytarza jest pokój dla gości. – Lily uśmiechnęła się słodko wyciągając
z szuflady niebieską piżamę.
- Odpowiada!! – Zapewnił gorliwie
i przysiadł szybko, żeby zatrzymać karuzelę, która kręciła się w jego głowie.
- No to super! Rozgość się, idę
do łazienki. – Lily zgarnęła z komody kosmetyczkę i wyszła z pokoju.
James ściągnął buty i spodnie i
położył się na łóżku, które zaskrzypiało w proteście.
Pomimo kiepskiego wyglądu,
okazało się być całkiem wygodne, choć i tak nie zamierzał spędzić na nim nocy.
Łóżko Lily było na tyle duże, że spokojnie wyśpią się na nim oboje. Musiał
tylko zaczekać, aż odgłosy dochodzące z parteru ucichną…
Pogrążony w tych przyjemnych
myślach odpłynął w niebyt.
Lily rozczesała swoje rude włosy,
wyszorowała zęby i przejrzała się w lustrze. Na jej policzkach wykwitły
rumieńce, na myśl o tym, że tę noc spędzą z Jamesem razem. Musieli tylko
zaczekać, aż rodzice pójdą spać… Zgarnęła kosmetyczkę, wrzuciła ciuchy do kosza
na brudy i opuściła łazienkę. Bezszelestnie otworzyła drzwi swojego pokoju i
weszła do środka.
Nie takiego widoku się spodziewała…,
Choć jeśli wziąć pod uwagę ilość wypitego alkoholu, czego innego mogła
oczekiwać?!
James spał jak zabity na swoim
turystycznym łóżku, zasłaniając twarz ręką przed rażącym światłem lampy i
pochrapywał cicho. Uśmiechnęła się podchodząc na palcach i okrywając go kołdrą.
Nic straconego – pomyślała, kładąc się na swoim łóżku. – Mamy przecież cały
tydzień…
***
Syriusz przeciągnął się leniwie i
rozprostował nogi. Uśmiechnął się złośliwie do Raven, która z zakłopotaną miną
od piętnastu minut wpatrywała się w swoje dłonie i wysłuchiwała z pokorą potoku
przekleństw, który wypływał z ust Mary Potter.
To była bardzo miła odmiana dla
Syriusza: chyba pierwszy raz odkąd zamieszkał w domu Potterów zdarzyło się, że
ktoś inny niż on i James zbierał opierdol od Mary. Tak, to był bardzo przyjemny
widok.
- Ale, ciociu… - Raven próbowała
jakoś się bronić.
- Żadne, ale, Raven! – Mary
dyszała jak rozjuszony byk. – JAK MOGŁAŚ ZGODZIĆ SIĘ NA COŚ TAKIEGO?!? Kto dał
Ci prawo decydować…
- James!! – Krzyknęła Raven.
Miała już dość wysłuchiwania wrzasków ciotki. Zbierała opierdziel, który
zdecydowanie nie należał się jej! A Mary z każdą chwilą rozkręcała się coraz
bardziej. Nadszedł czas, żeby to przerwać. – Ciociu! James dał mi wszystkie
pełnomocnictwa. Prosił mnie, żebym w jego imieniu podpisała umowę. Nie mógł sam
tego zrobić, bo był w szkole. Uważam, że niesprawiedliwie zbieram za niego
baty. Powtarzam Ci jeszcze raz, że to był jego pomysł! – Westchnęła głęboko i
nieco ściszyła głos, widząc jak na twarzy Mary pojawia się grymas
niezrozumienia. – Prosił mnie o pomoc, więc mu pomogłam. Ale przysięgam, że
byłam tylko pośrednikiem. Sfinalizowałam umowę ustną, którą James zawarł przed
wyjazdem do Hogwartu.
- Dlaczego wcześniej mi nic nie
powiedziałaś? – Mary nie dawała za wygraną, choć ewidentnie straciła wcześniejszą
werwę.
- Ponieważ James mi zabronił.
- Och, na litość Boską! – Mary
zatrzęsła się ze złości. – Znasz go od dziecka, Raven! Wiesz, że gdy na coś się
napali, to nie myśli racjonalnie! Doskonale wiedział, że jeśli się dowiem, to
wybiję mu ten kretyński pomysł z głowy!
- Właśnie, dlatego zabronił mi z
Tobą rozmawiać. – Raven westchnęła zrezygnowana. Zaczęła się zastanawiać, kogo
pierwszego powinna zamordować. Czy Jamesa za to, że pojechał sobie do Lily
zamiast toczyć bój ze swoją matką? Czy może Syriusza, za to, że wgadał Mary, że
James kupił ten przeklęty, piękny dom, a teraz nawet nie miał zamiaru jej
pomóc.
- Mogłaś sama mu nagdać! Odwieźć
go od tego durnego pomysłu! Po cholerę mu dom! Przecież to szaleństwo! – Raven
zauważyła, że Mary od nowa się nakręca. – Ma gdzie mieszkać, przecież
odziedziczy dom po nas! Na brodę Merlina! – Mary zerwała się z kanapy i zaczęła
nerwowo krążyć po salonie, jak rozjuszony tygrys, po cyrkowej arenie. – Niech
no on tylko wróci do domu! Obedrę go ze skóry! Jak można tak pochopnie wydać
taką górę galeonów… Ojciec dostanie zawału, jak się dowie.
Syriusz, wbrew domysłom Raven,
postanowił interweniować. Nie martwił się o serce seniora, w tej kwestii był
akurat spokojny: wiedział, że pomysł Jamesa spodoba się staremu, ale Mary trochę
za bardzo demonizowała całą sprawę.
- Mary… - Wstał z kanapy,
podszedł do kobiety, złapał ją za ramiona. – Uspokój się i mnie posłuchaj.
Rozumiem, że jesteś wściekła na Jamesa. Również jestem zdania, że powinien był
wcześniej poinformować Cię o swoich planach. – Objął Mary ramieniem i
zaprowadził ją z powrotem na kanapę, aby usiadła. – Nie zapominaj jednak, że
James jest już dorosły, a pieniądze, które wydał na ten dom, należały do niego.
Cicho daj mi dokończyć! – Pogłaskał kobietę po plecach widząc, że otwiera już
usta, aby zaprotestować. – Ten dom podobał się Jamesowi od lat, mówił mi o tym
za każdym razem, kiedy przechodziliśmy obok niego. Gdy dowiedział się, że jest
na sprzedaż, stwierdził, że po prostu musi go kupić!
- Przecież ma gdzie mieszkać, do
cholery!!! – Mary nie wytrzymała.
- Oczywiście, ale pamiętaj, że
jest dorosły i za chwilę skończy Hogwart. Będzie chciał rozpocząć życie na
własny rachunek, założyć rodzinę, zamieszkać z nią we własnym domu…
- Nasz dom jest wystarczająco
duży! – Mary niespokojnie broniła swego zdania.
Raven była pod wrażeniem tego jak
Syriusz rozmawia z już tylko trochę rzucającą się Mary. Niesamowite było to,
jakie miał podejście do kobiet, niezależnie od wieku i problemów.
- Mary, doskonale wiesz, że żadna
synowa nie chciałaby mieszkać w jednym domu z teściową. – Syriusz uśmiechnął
się, widząc, że upór Mary maleje. – Ten dom jest dwie uliczki dalej. James nie
zamierza wyjechać na drugi koniec świata.
- No właśnie ciociu. – Wtrąciła
się Raven. – Powinnaś się cieszyć, że James postanowił zostać w Dolinie
Godryka.
- Nie odzywaj się, bo Ci uszy
pourywam! – Warknęła Mary, choć to bardziej rozśmieszyło młodzież niż
przeraziło.
- Nie denerwuj się tak! – Syriusz
posłał Raven ostrzegawcze spojrzenie. – Raven ma rację. To, że James wyprowadzi
się od Was nie znaczy, że przestaniecie się widywać. Będzie przychodził
codziennie na obiady…
- Tyle galeonów!!! – Mary wciąż
nie dawała za wygraną.
- Był znacznie tańszy niż ci się
wydaje. To była prawdziwa okazja. Właściciele postanowili przeprowadzić się do
Szkocji, zależało im, żeby sprzedać dom jak najszybciej. Poza tym nie stracił
tych galeonów. Nieruchomości cały czas są w cenie. Dom jest piękny, ma duży
ogród, zawsze będzie go łatwo sprzedać.
- Syriusz ma rację! W środku jest
jeszcze piękniejszy niż na zewnątrz. – Raven podeszła do Mary i chwyciła ją za
rękę. – Ciociu, jutro pójdziemy go obejrzeć. Kiedy zobaczysz ten ogród,
zakochasz się w nim!
- Jesteście bandą
nieodpowiedzialnych i lekkomyślnych matołów! – Warknęła Mary wstając z kanapy. Syriusz
i Raven wiedzieli jednak, że kobieta dała za wygraną. – Ale ty zostajesz z
nami! – Wskazała palcem na Syriusza.
- Tak długo, aż mnie sama nie
wyrzucisz z domu. – Wyszczerzył zęby, podszedł do Mary i pocałował ją w
policzek. – Połóż się Kochana, już późno.
- Nie siedźcie za długo! – Pogroziła
im palcem i ruszyła w kierunku schodów. – Raven, powiedz rodzicom, że kolację wigilijną
zaczynamy jutro o 19.00.
- Oczywiście ciociu. Dobranoc.
Kiedy usłyszeli, że drzwi
sypialni zamknęły się za Mary, odetchnęli z ulgą.
- Świetna mowa, Black. – Raven
wyszczerzyła zęby w uśmiechu i przybiła Syriuszowi piątkę.
- Nikt, tak jak ja, nie potrafi
uspokoić Mary Potter.
- I oczywiście jej wkurwić. –
Zachichotała Raven.
- O nie, Słońce. W tej kwestii
prym wciąż wiedzie James. – Syriusz wstał z kanapy i zerknął na wielki zegar
stojący w rogu salonu. – Noc jeszcze młoda. Idziemy się napić?
- Do Katie? – Raven figlarnie
mrugnęła okiem do Łapy.
- Nie, u Katie już byłem. Ale nie
widziałem się jeszcze z Bradem.
- Zatem ruszajmy! – Raven z
entuzjazmem poderwała się z kanapy i wyszła za Syriuszem z domu Potterów.
***
Obudził ją delikatny jak piórko pocałunek,
który poczuła na swoim karku. Uśmiechnęła się i zamruczała jak kotka, czując
jak silna, męska dłoń sunie wzdłuż jej uda, coraz niżej.
Pierwsze promienie zimowego
słońca wpadały do pokoju przez zasłonięte zasłony. Dzień, – choć mroźny –
zapowiadał się słonecznie.
- Dzień dobry, śpiochu. –
Usłyszała szept, tuż przy swoim uchu. Otworzyła oczy i przekręciła się na bok,
zarzucając Jamesowi rękę na szyję.
- Dzień dobry. – Przywitała się
posyłając mu promienny uśmiech i dając buziaka prosto w rozchylone usta. – Jak
się dziś czujesz?
- Teraz fantastycznie. –
Przyciągnął ją bliżej tak, że poczuła na brzuchu jego twardniejącą męskość. – W
nocy czułem się nieco osamotniony.
Lily przewróciła oczami.
- Proszę Cię. W nocy spałeś jak
zabity. – Zachichotała, ocierając się zalotnie. – Mój ojciec Cię upił!
- Troszeczkę. – Zaśmiał się,
obsypując pocałunkami jej szyję. – Bardzo przepraszam, że tak się wczoraj
niegrzecznie zachowałem. Obiecuję, że za chwilę wszystko Ci wynagrodzę.
Nie przerywając pocałunku, jedną
ręką zwinnie rozpiął guziki koszulki Lily i zabrał się za pozbywanie spodni jej
piżamy.
Niecierpliwie skopała spodnie z
łóżka, szybko się przekręciła i już po chwili siedziała na nim okrakiem.
- Musimy zachowywać się cicho.
–Wyszeptała pozbawiając Jamesa koszulki.
- Na szczęście twoje łóżko nie
skrzypi tak, jak to składane paskudztwo! – Usiadł, objął Lily w pasie i otoczył
ustami jej sutek.
Jęknęła cicho, zarzucając mu
dłonie na plecy i odchylając głowę do tyłu. Uwielbiała być tak budzona!
Nie przerywając pieszczot, ułożył Lily na
łóżku, a następnie przykrył ją swoim ciałem. Tak dawno się nie kochali… tak
bardzo jej pożądał, nie miał dziś w sobie dość cierpliwości, żeby bawić się
teraz w długie gry wstępne. Lily chyba
czuła to samo, ponieważ rozchyliła uda i uśmiechnęła się zachęcająco.
Jednym, szybkim ruchem zatopił
się w niej dusząc jęk rozkoszy, namiętnym pocałunkiem. Serce zaczęło mu bić jak
szalone, gdy oplotła jego biodra swoimi nogami, a dłonie zaciskając na jego
nagich plecach.
- Och, skarbie… - szepnął
zwiększając tempo. – Nie wytrzymam długo…
Lily wygięła się w łuk czując, że
szybko wspina się na wyżyny przyjemności. Każde pchnięcie Jamesa, sprawiało, że
na chwilę brakowało jej tchu. Nieubłagalnie zbliżał się jej koniec. Czuła jak
jej ciało drży w oczekiwaniu na spełnienie. James zmienił delikatnie pozycję i
po kilku sekundach Lily poczuła, że rozpada się na miliony kawałków. Zamknęła oczy,
a jej mięśnie znieruchomiały. Drżące palce wbiły się w plecy, a paznokcie na
długo pozostawią tam ślady po jej orgazmie.
James, tak jak zapowiadał,
dołączył do Lily w momencie, gdy na swoich wrażliwych na pieszczoty plecach
poczuł wbijane paznokcie. Spełnienie po tak długiej przerwie od seksu z
ukochaną sprawiło, że odruchowo wydał z siebie krótki jęk. Oboje zatraceni w
ekstazie nie zwrócili uwagi na to czy ktoś ich usłyszał.
Oboje potrzebowali tego zbliżenia:,
gdy nikt im nie przeszkadzał, nie musieli spieszyć się na lekcje, czy uważać na
Filcha. Delektowali się sobą i nie przerywali pieszczot. Pocałunkom nie było
końca, a ich ręce błądziły po ciałach jakby chcieli zapamiętać każdy fragment
siebie nawzajem.
Nie mówili nic, ich ciała robiły
to za zamiast ust. Całowali się i dotykali. Bliskość, jaką dawali sobie
nawzajem wypełniała całe pomieszczenie, gorące ciała ponownie budziły się do
życia, chętne do zaspokojenia nowych rządz. Temperatura ponownie zaczęła wzrastać
pocałunki na powrót stały się głębsze, a Lily wyraźnie czuła jak w męskość
Jamesa ponownie wracają siły. Oboje byli gotowi by znów zatracić się w gonitwie
do spełnienia, ale przerwało im lekkie zamieszanie na parterze.
Znieruchomieli oboje, walcząc o każdy
oddech i nasłuchując kroków, które nieubłagalnie zbliżały się do drzwi. Lily
szybko naciągnęła spodnie od piżamy i rzuciła Jamesowi T-shirt, aby również się
ubrał. Wiedziała, że jej mama nigdy nie weszłaby do pokoju bez zaproszenia,
jednak Lily nie miała pewności czy przed drzwiami nie czai się ojciec.
Podskoczyła jak oparzona, gdy
ktoś cicho zapukał do drzwi. James zasłonił usta poduszką, by nie wybuchnąć
głośnym śmiechem. Lily rzuciła mu złośliwe spojrzenie i dała znać, by szybko
przeniósł się na turystyczne łóżko, ale tylko postukał się w czoło, wciąż
dławiąc śmiech. Pukanie rozległo się ponownie i po chwili usłyszeli głos Moniki
Evans.
- Dzieciaki! Pora wstawać!
Śniadanie na stole!!!
- Już wstajemy, mamo! –
Odpowiedziała Lily, pędem rzucając się do szafy. Wyciągając z niej świeże
ciuchy usłyszała jak Monika odchodzi w kierunku schodów.
James wstał wreszcie z łóżka i
chichocząc jak wariat podszedł do Lily i objął ją w pasie.
- Nie panikuj tak, mała. –
Uśmiechnął się całując ją w czoło. – Jesteśmy dorośli, a Twoja mama to bardzo
mądra kobieta.
- Przestań gadać, tylko się
ubieraj. Za 15 minut musimy być na śniadaniu. Inaczej przyjdzie po nas ojciec.
- A co będziemy robić po
śniadaniu? – Zamruczał namiętnie wsuwając dłonie pod koszulkę Lily.
- Jak to, co? Ty pójdziesz z tatą
po choinkę na targ, a ja pomogę mamie w kuchni.
Strzeliła go po rękach, chwyciła
za kosmetyczkę i szybko uciekła do łazienki.