piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 60

Pierwszy śnieg pokrył dachy Hogwartu, drzewa w Zakazanym Lesie, wierzchołki gór. Szkolne błonia opustoszały, niewielu było chętnych na spacery w mroźnym powietrzu, a ciemne, ołowiane chmury, szczelnie zakrywające słońce, nie nastrajały optymistycznie. Zima na dobre zawitała do Hogwartu.
Coraz wyraźniej dało się odczuć zbliżające się święta. W zamku pojawiły się pierwsze Bożonarodzeniowe ozdoby, a nauczyciele chwilo przestali katować uczniów niezliczonymi pracami domowymi.
Mury Hogwartu zrobiły się głośne i radosne, każdy z uczniów odliczał dni do odjazdu Expresu relacji Hogwart – Londyn.
W Pokoju Wspólnym Gryffindoru było nieznośnie głośno. Prefekci ozdabiali ściany gałązkami ostrokrzewu i jemioły. Uczniowie urządzali mini-bitwy na śnieżki, które, dzięki swym magicznym właściwościom, nie pozostawiały po sobie mokrych plam na podłodze.
Dla Remusa – wyczerpanego i obolałego po minionych nocach spędzonych w Zakazanym Lesie, cały ten harmider był nie do zniesienia. Gdy tylko zadzwonił dzwonek ogłaszający koniec zajęć uciekł do dormitorium i zakopał się szczelnie w swoim łóżku marząc o odrobinie snu. Pozostali Huncwoci postanowili dołączyć do przyjaciela.
James rozsiadł się wygodnie w fotelu i wyciągnął z torby list, który dzisiejszego ranka przyniosła mu sowa. Szybko odczytał go kolejny raz i uśmiechnął się szeroko. Nareszcie! Tak długo o tym marzył, wreszcie się doczekał.
- Co się tak szczerzysz? – Syriusz rzucił szkolną torbę w kąt komnaty i podszedł do przyjaciela. Jemu wcale nie było di śmiechu: był znudzony i rozdrażniony. Seks-bomba Sandra (a może Sarah?) okazała się niewypałem. Tępa i nudna, przewidywalna i niewykazująca żadnej inicjatywy. Jednym zdaniem – kolejna pusta lalka na jeden numerek. Umawiał się z nią od tygodnia a trwało to tak długo tylko dlatego, że nie znalazł jak dotąd żadnej alternatywy. Przy natłoku tych wszystkich ponurych myśli, kretyński uśmiech przyjaciela denerwował go jeszcze bardziej.
- Sam zobacz. – James wciąż szeroko uśmiechnięty podał Syriuszowi list.

Cześć!
Wszystko załatwione! Tak jak sobie życzyłeś umowa sfinalizowana, akt własności bezpieczne spoczywa w szufladzie mojego biurka, a Twój ogromny skarbiec zubożał o sporą górę złota. A propos skarbów: te gobliny to naprawdę paskudne stwory! Myślałam, że nie ma nikogo brzydszego niż Łysy Tom, a tu proszę! Do tego są nieuprzejmi. Naprawdę James na Twoim miejscu poważnie zastanowiłabym się nad inną lokalizacją oszczędności.
Wczoraj dostałam klucze do Twojego nowego gniazdka. Oczywiście zajrzałam do środka i muszę przyznać, że robi wrażenie! Już wiem, gdzie zorganizujemy w tym roku zabawę sylwestrową!
Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że pogodziłeś się z Lily. To cudowna wiadomość! Mam nadzieję, że uda Ci się ściągnąć ją do Doliny Godryka w te święta. Z niecierpliwością czekam na Wasz powrót!
Dbaj o siebie, nie szalej za bardzo, hamuj zazdrość i ubieraj się ciepło!
Do zobaczenia, kocham Cię, 
Twoja siostra Raven
P.S. Pozdrów swoją rudowłosą nimfę! Buziaki dla tego oszołoma!

- Sama jest oszołomem! – Syriusz skrzywił się i rzucił list na kolana Jamesa.
- Nic nie powiesz?
- A co mam Ci powiedzieć? Znasz moje zdanie na ten temat.
- No weź! Mógłbyś chociaż udawać, że się cieszysz
- Nie będę! – Syriusz chwycił swoją szkolną torbę i przerzucił ją przez ramię. – Uważam, że kupno tego domu to kretyński pomysł. Wydałeś bez sensu kupę forsy. Szkoda, że w gratisie nie dorzucili Ci kwatery na cmentarzu, bo jak nic, jak Marry się o tym dowie to Cię zabije!
- Wielkie dzięki! Bardzo się cieszę, że mnie wspierasz! – James uśmiechnął się krzywo i pokazał Syriuszowi środkowy palec.
- Nie ma za co! Zawsze do usług. – Black okręcił się na pięcie i opuścił dormitorium.
Świąteczny nastrój panujący w zamku absolutnie mu się nie udzielał. Irytowały go te wszystkie roześmiane twarze z niecierpliwością wyczekujące powrotu do swoich domów.
DOM! Coś boleśnie zakuło go w okolicy mostka. On nie miał prawdziwego domu i prawdziwej rodziny. Jego rodzina wyrzekła się go kilka lat temu, ojciec wydziedziczył, a matka wyrzuciła z rodzinnej posiadłości Blacków z zastrzeżeniem, by nigdy tam nie wracał.
Tylko dzięki Mary i Seniorowi miał gdzie mieszkać w czasie wakacji. Potterowie przygarnęli go do siebie, tak jak przygarnia się bezpańskie psy…
NIE!
Zatrzymał się nagle i przykucnął pod ścianą aby odetchnąć głęboko i uspokoić rozszalałe serce. Nie mógł myśleć w ten sposób, to było nie w porządku względem Marry i Seniora. Nigdy nie dali mu odczuć, że jest przygarniętą przybłędą czy kimś obcym. Zawsze traktowali go jakby był ich drugim synem. Marry zawsze okazywała mu tyle samo miłości, co Jamesowi. Nawet opierdol zbierali po równo! Teraz on musiał się odwdzięczyć! Obiecał Marry, że nie zostawi jej samej w te święta i dotrzyma słowa. Będzie z nią siedział i jadł Bożonarodzeniową kolację w czasie, gdy jej prawdziwy syn będzie zaprzyjaźniał się ze swoimi przyszłymi teściami, a później zostanie z nią, gdy James pojedzie wybierać meble do swojego nowego domu! Tak właśnie postąpi! Ponieważ, tylko w ten sposób mógł okazać wdzięczność i odpłacić się za wszystko co otrzymał od Marry Potter.
Wstał, poprawił torbę na ramieniu i ruszył przed siebie. Podążał korytarzami zamku nie wiedząc dokąd zmierza, aż nagle zatrzymał się przed wielkimi drzwiami biblioteki. Uśmiechnął się pod nosem. Nie był tu od wieków, bo przecież zeszłorocznego szlabanu nie mógł nazwać dobrowolną wizytą w bibliotece. Zawahał się tylko przez chwilę, a następnie nacisnął klamkę. Miał do napisania wypracowanie z eliksirów. Biblioteka była świetnym miejscem, by to zrobić. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Od razu uderzył go zapach kurzu, pleśni i rozkładającego się papieru. Jak Remus mógł spędzać tutaj tyle czasu? Nim wszedł głębiej już wiedział, że nie zabawi tu długo. Zamierzał wycofać się bezszelestnie, jednak bibliotekarka już zdążyła wyczuć jego obecność i rzuciła mu mrożące spojrzenie sokolich oczu.
- W czym mogę pomóc? – Wyszeptała, uważnie przyglądając się Syriuszowi.
- Dzień dobry, może Pani napisać dla mnie wypracowanie o Veritaserum. – Black uśmiechnął się szeroko. Żart nie rozbawił kobiety, więc szybko spoważniał.
- Eliksiry, tak? Rząd ósmy, księgi zawierające informacje o Veritaserum znajdziesz na półkach od 7 do 13! Nie zapomnij wpisać się do księgi gości. – Kobieta powróciła do katalogowania książek uznając rozmowę za skończoną.
Syriusz westchnął zrezygnowany i ruszył w głąb biblioteki szukając rzędu ósmego. Teraz nie było odwrotu, musiał się wziąć za to nieszczęsne wypracowanie, bo co do cholery można ciekawego robić w tak przygnębiającym i posępnym miejscu jak biblioteka?!
- Cześć Black!
Wystraszony podskoczył na dźwięk swojego nazwiska i obrócił się błyskawicznie. Kto mógłby…? Och, tylko nie ONA!!!
- Witaj, Lauro. – Nawet nie silił się na uśmiech.
- Nie sądziłam, że Cię tu spotkam.
- Ja również nie spodziewałem się, że tutaj wyląduję. – Zrezygnowany oparł się o jeden z regałów.
- Dobrze się składa, że się spotykamy. – Laura nonszalancko oparła się tuż obok Syriusza nie zważając nawet na grymas na jego twarzy. – Sarah Cię szukała.
- Mam nadzieję, że mnie nie znajdzie. Bądź tak miła i nie wspominaj jej, że mnie widziałaś. – Laura zachichotała wdzięcznie i puściła do Syriusza oko.
- Czyżby znudziła Ci się zdzirowata panna Jones?
- No proszę! Ładnie tak mówić o koleżance z domu?
- Jak?? Że jest zdzirą? Przecież to wie każdy! Sarah rozkłada nogi przed KAŻDYM napotkanym chłopakiem.
- No popatrz! To dokładnie tak jak TY!
- Nie obrażaj mnie Black! – Tupnęła nogą i zazgrzytała zębami posyłając Syriuszowi mordercze spojrzenie. – Ja się nie puszczam z pierwszym lepszym.
- Przepraszam, masz rację. Z żadnym pierwszym lepszym. – Pogłaskał ją po ramieniu w geście niemal przepraszającym. – Ty, skarbie, puszczasz się tylko z elitą Hogwartu.
- Chcesz mnie rozbawić czy rozwścieczyć, Black?
- Chyba to drugie, wtedy jesteś… Hmmm... bardziej kreatywna. – Puścił do niej oko i uśmiechnął się chytrze. Może ta wizyta w bibliotece wcale nie będzie stratą czasu. – Tak, słonko, pomysłów Ci nigdy nie brakuje. – Podszedł bliżej i założył jej za ucho kosmyk włosów.
- Nie wydurniaj się Black. Jesteśmy w bibliotece. – Wydawała się być nieco spłoszona okolicznościami w jakich Black wyrażał wobec niej jednoznaczne zamiary.
- A więc chodźmy stąd!
- Nie mogę! Odrabiam szlaban. – Laura przygryzła wargę, ewidentnie tocząc jakąś wewnętrzną walkę sama ze sobą.
- To może wieczorem… w Sowiarni? – Syriusz zarzucił haczyk wędki i nie zamierzał odpuścić tej rybce.
- Może…
- A więc jesteśmy umówieni. Do zobaczenia! – Odwrócił się aby odejść, ale dziewczyna chwycił go za rękę.
- Hm?
- Syriusz, a co słychać u… Jamesa?
W bibliotece panował półmrok, więc Syriusz nie miał pewności, ale zdawało mu się, że Laura się zarumieniła. Pewny był jednak, że oczy dziewczyny zalśniły niezdrowym blaskiem.
- Wszystko w jak najlepszym porządku. Jeszcze Ci nie przeszło?
- Nigdy mi nie przejdzie! – Warknęła z taką determinacją, że Black zrobił krok w tył.
- Daj sobie wreszcie spokój dziewczyno. Było minęło i na pewno nie wróci.
- Na pewno to Merlin nie żyje. Ta ruda pokraka cały czas się kręci koło Jamesa. – To nie było pytanie tylko stwierdzenie.
Zachowanie Krukonki było wielce niepokojące i Syriusz pragnął zakończyć tę rozmowę jak najszybciej. Nie mógł jednak zlekceważyć tej uwagi. Fakt, Lily potrafiła być irytująca, sam nie do końca rozumiał co takiego miała w sobie, że James oszalał na jej punkcie, ale nie jemu było to osądzać. Lily była przede wszystkim Gryfonką, zdolną czarownicą i od zawsze należała do grona przyjaciół, nawet jeśli kablowała ich ucieczki i żarty na pierwszorocznych. Teraz była także dziewczyną jego najlepszego przyjaciela i właśnie przez wzgląd na Jamesa, on, Syriusz miał obowiązek jej bronić.
- Na razie grzecznie Cię proszę, abyś nie obrażała Lily Evans w mojej obecności. Jest dziewczyną Jamesa, a także moją przyjaciółką. Sam życzę im jak najlepiej i nie życzę sobie słuchać Twoich opinii na jej temat. A teraz wybacz, spieszę się!
- Zaczekaj, Black!!! – Zdziwiona Laura znów chwyciła go za rękę, jednak tym razem Syriusz ją wyszarpnął. – Widzimy się wieczorem, tak?
- Nie! Zmieniłem zdanie. Cześć! – Odwrócił się i najszybciej jak się dało opuścił bibliotekę.
Gdy tylko oddalił się na bezpieczną odległość, przysiadł na parapecie i zamyślił się na chwilę. Już dawno żadna dziewczyna nie wstrząsnęła nim tak bardzo, jak dziś Laura.
Był przekonany, że Krukonka dała już sobie spokój z Jamesem, w końcu minęło już sporo czasu… Najwidoczniej się mylił! Laura wciąż była obłąkańczo zakochana w Potterze i z tego co Syriusz wywnioskował nie zamierzała się poddać. Zeskoczył z parapetu i biegiem udał się do wierzy Gryffindoru. Musiał natychmiast ostrzec przyjaciela przed stukniętą psychofanką Laurą Petersen.

*

Lily wyjrzała przez okno swojego dormitorium i uśmiechnęła się radośnie. Z każdą godziną śniegu przybywało. W tej chwili mogła śmiało powiedzieć, że sięgał jej przynajmniej do kolan. Jednak nie to cieszyło ją tak bardzo. Na ścieżce prowadzącej do cieplarni numer 3. ujrzała wielką postać, która łopatą wielkości małego pługa, odśnieżała alejkę. Hagrid! Tak dawno go nie odwiedzała, pochłonięta własnymi sprawami! Szybko uznała, że właśnie nadszedł idealny moment, by napić się herbaty z gajowym Hogwartu.
Szybko zeskoczyła z parapetu i zaczęła wkładać gruby, wełniany sweter.
- Wybierasz się gdzieś? – Znudzona Dorcas podniosła wzrok znad najnowszego wydania „Czarownicy”
- A i owszem! Idę odwiedzić Hagrida. Idziesz ze mną?
- No pewnie! – Dorcas błyskawicznie poderwała się z łóżka. – Chodź Lori, będzie fajnie.
- Do tego włochatego wielkoluda? – Lorraine szczelniej okryła się kocem. – Nie ma mowy! Ten Wasz Hagrid przyprawia mnie o dreszcze. Boję się go!
- Zwariowałaś! – Lily zaśmiała się głośno, zakładając śniegowce i rękawiczki. – Hagrid to najłagodniejszy człowiek jakiego znam.
- Jesteś zupełnie pewna, że to człowiek?
- Lori, nie badałam jego drzewa genealogicznego, ale zapewniam Cię, że nic Ci przy Hagridzie nie grozi.
- Mimo wszystko podziękuję. – Lori odwróciła się plecami do dziewcząt. – W taką pogodę wolę wygrzać się w ciepłym łóżku.
- Gorąca Włoszka! – Szepnęła Lily do Dorcas i przewróciła oczami. Naciągnęła jeszcze czapkę na głowę i ruszyła do drzwi. – Widzimy się w Pokoju Wspólnym. Zapytam jeszcze Huncwotów, może mają ochotę do nas dołączyć.
 Lily zbiegła ze schodów do Pokoju Wspólnego i szybko pobiegła w stronę dormitoriów chłopców. Ponownie wspięła się na schody, zapukała cicho do drzwi ze znajomymi nazwiskami i otworzyła drzwi.
W sypialni Huncwotów panował półmrok i… okropny bałagan. . Rozejrzała się zaniepokojona ciszą panującą dookoła. Remus spał głęboko z otwartą buzią, Petera i Syriusza nigdzie nie było, natomiast James leżał rozłożony na łóżku zatopiony w lekturze magazynu dla graczy Quidditcha. Gdy ją spostrzegł uśmiechnął się szeroko i rozłożył ręce w geście zachęcającym, by się do niego przyłączyła.
- Razem z Dorcas idziemy odwiedzić Hagrida. – Wyjaśniła, gdy zmarszczył brwi na widok jej ubioru. – Pomyślałam, że może chcielibyście do nas dołączyć.
- Syriusz szlaja się po zamku, Peter ma korki z eliksirów, a Remus… - James wymownie spojrzał na łóżko Lupina. – Cóż, Remus nie jest w nastroju do odwiedzin.
- A Ty?
- A ja z chęcią się z Wami wybiorę i tak nie mam nic ciekawego do roboty.
Wyszli na zaśnieżone błonia, mrużąc oczy odbijających się od iskrzącego śniegu promieni słońca i naciągnęli szczelniej czapki na głowy. Zdawało się, że niebo poczerniało jeszcze bardziej, a padający gęsty śnieg znacząco ograniczał widoczność.
- Zimno. – Mruknęła Dorcas, tupiąc nogami by strzepać śnieg z butów.
- Wykaż odrobinę entuzjazmu, Dorr. – Lily przewróciła oczami.
- Entuzjazm mogłabym wyrażać, leżąc na leżaku na plaży, sącząc leniwie sok dyniowy. Nienawidzę zimy!
- No coś ty, Meadowes! – James wyszczerzył zęby, pochylił się i zagarnął z ziemi trochę śniegu. – Zima jest super! Śnieg jest super! Spójrz tylko! – Ulepił ze śniegu wielką kulę, a następnie rzucił nią, trafiając Dorcas w sam środek twarzy.
Lily wybuchła głośnym śmiechem, jednak Dorcas nie wyglądała na rozbawioną.
- Ty trąbo! – Warknęła ocierając twarz. Ulepiła sporą śnieżkę i z mściwą satysfakcją cisnęła ją w stronę Pottera. Niestety nie doceniła refleksu chłopaka, który błyskawicznie się uchylił, a śnieżny pocisk wylądował na głowie Lily, która pisnęła zaskoczona.
- Ej, za co?
- Super, bitwa na śnieżki! – James uformował kolejną kulkę i ponownie zaatakował, tym razem swoją dziewczynę, która chwilowo była zajęta mszczeniem się na Dorcas.
Lily trafiła Dorcas w plecy i uśmiechnęła się szeroko. Teraz nadszedł czas, by trafić Pottera. Nim ta myśl zdążyła dobrze ukształtować się w jej głowie, poczuła ból w okolicy skroni, a chwilę później, jak lodowata strużka śniegu spływa jej po uchu. Odwróciła się mrużąc oczy i po sekundzie zdała sobie sprawę, że to był błąd. Kolejna porcja śniegu wylądowała na jej twarzy.
- Zabiję Cię, Potter! – Krzyknęła i z dziką furią rzuciła się na Jamesa, powalając go na ziemię i smarując mu twarz lodowatym śniegiem.
- Nie dasz rady, Evans! – Zaśmiał się chwytając ją za nadgarstki. – To ja jestem mistrzem w bitwach na śnieżki. – Przekręcił się na bok i już po chwili to on siedział, a Lily leżała pod nim. Nagrał w ręce śniegu i upchnął go pod kołnierz dziewczyny sprawiając, że zapiszczała głośno.- Dorcas! Ratuj!
Dziewczyna szybko ruszyła na pomoc przyjaciółce. Z impetem rzuciła się na Jamesa, powalając go na ziemię i bombardując śnieżkami. Bitwa rozpętała się na całego i wszyscy byli już porządnie przemoczeni i zmarznięci. Gdy Dorcas leżała na śniegu, Lily nacierała jej twarz śniegiem, a James właśnie celował w Lily padł na nich wielki cień. Początkowo go nie zauważyli, dopiero gdy ktoś zabrzmiał tubalnym basem, zamarli i zadarli głowy do góry.
- Co Wy tu, cholibka, robicie? – Olbrzymi gajowy, ubrany w gruby płaszcz z krecich futerek, posiadacz gęstej brody, która teraz była oprószona śniegiem niedowierzaniem przyglądał się grupie uczniów taplających się w śniegu.
- Właśnie idziemy do ciebie na herbatę, Hagridzie. – James wyszczerzył zęby i strzepną z włosów krople wody.
- Teraz to już Wam raczej herbatka nie pomoże. – Hagrid pochylił się i pomógł wstać dwóm Gryfonkom. – Proponuję iść prosto do Pani Pomfrey.
 Młodzież nie wzięła jednak słów Hagrida zbyt poważnie, jednak w tej chwili wyprawa do gajowego nie miała już sensu. Przemoknięci i zmarznięci, ale jakże szczęśliwi wrócili wspólnie do Wieży Gryffinfdoru.