Wszystkie drzewa w Zakazanym Lesie zgubiły już liście, a trawa na stadionie Quidditcha pokryła się białym szronem, W zamku coraz częściej rozmawiano o zbliżających się Świętach Bożego Narodzenia. Uczniowie śmiali się i cieszyli na myśl o feriach. Niestety nauczyciele nie podzielali tej beztroskiej radości. Największemu naciskowi podlegali siódmoklasiści, którzy już w czerwcu zdawali OWUTWEMY.
Profesor Slughorn spacerował po swoich lochach, od czasu do czasu zatrzymując się przy tablicy i zapisując na niej ważne uwagi. W Sali panowała absolutna cisza zakłócana jedynie bulgotaniem eliksirów w kociołkach. Wszyscy uczniowie ostatniego roku z wielką starannością ważyli jeden z najtrudniejszych eliksirów w swojej naukowej karierze.
- … jak również sproszkowanych pazurów hipogryfa i krwi salamandry. A więc wynika z tego, że Eliksir Wzmacniający… - profesor kontynuował swój monolog – … to niezwykle skomplikowany eliksir. Nie bez przyczyny jest zaliczany do kategorii trudnych eliksirów. Będziemy się nim zajmować przez najbliższe półtora miesiąca. Po dzisiejszych zajęciach odstawicie swoje kociołki na półki, gdzie zaczyny eliksirów będą dojrzewać, abyście po przerwie świątecznej mogli powrócić do pracy nad nimi w drugim etapie warzenia. – Slughorn rozejrzał się po twarzach skupionych, spoconych z wysiłku uczniów. – Jeszcze raz zwracam Wam uwagę na precyzyjne odmierzenie ingrediencji. Jedna gałązka Eupatorium purpureum za dużo i cały eliksir będzie do wyrzucenia. Pamiętajcie również…
Nagle całym lochem wstrząsnął potężny wybuch, przez który Slughornowi zadzwoniło w uszach.
- … że mieszamy eliksir nie w LEWO, a w PRAWO! – Dokończył i rozejrzał się w poszukiwaniu źródła hałasu.
Na końcu komnaty, przy ostatnim stole, zauważył umorusaną od sadzy twarz lekko oszołomionego Petera Pettigrew. Panowie Lupin i Black kucali na kamiennej podłodze i próbowali ocucić nieprzytomnego Pottera.
Slughorn energicznym krokiem zaczął przeciskać się między stołami. Kiedy dotarł na miejsce obok Pottera, klękał również jego ulubiona uczennica!
- Ile razy trzeba Wam to powtórzyć! – Krzyknął tubalnym głosem zerkając na Pottera, który powoli odzyskiwał świadomość. Zdenerwować Slughorna nie było łatwo, ale gdy to następowało to skutki mogły być opłakane. – Panie Pettigrew, takie błędy są niedopuszczalne w siódmej klasie!!! Nie na poziomie OWUTEMÓW! Czy zajęcia wyrównujące naprawdę nie dały żadnych rezultatów w podwyższeniu poziomu pana wiedzy?! Proszę się stanowczo przyłożyć do nauki, a tymczasem odbieram Gryffindorowi 15 punktów! Potter, co z Tobą?
James ostrożnie usiadł i potrząsnął głową, aby przywrócić ostrość widzenia. Jęknął cicho skrzywił się odczuwając silny ból pleców. Pomacał ręką głowę i wyczuł pod palcami rosnący guz.
- Będę żył. – Odpowiedział Ślimakowi, próbując wstać. Zakręciło mu się w głowie i gdyby nie pomoc Syriusza, rąbnąłby o ziemię.
- Black, zaprowadź Pottera do Skrzydła Szpitalnego, Lupin pomóż posprzątać Pettigrew, a Wy dziewczęta wracajcie do pracy! – Slughorn z niesmakiem pokręcił głową i wrócił do swojego biurka.
- Peter, idioto! Mogłeś mnie zabić! – Wycedził James, opierając się na ramieniu Łapy i kierując się do wyjścia.
- Sorry, przecież to nie specjalnie! – Peter uśmiechnął się przepraszająco. – Pomyśl, że za to Pomfrey zwolni Cię z reszty zajęć!
- W dupie to mam! – Warknął James. – Zatłukę Cię kiedyś!
- Idźcie już, Slughorn się niecierpliwi. – Lily cmoknęła Jamesa w policzek. Jej zatroskana i zagniewana mina zdradzała, że zgadza się z Potterem. – Połóż się i odpocznij. Wpadnę do Ciebie po zajęciach.
- A wcześniej się nie urwiesz? – James błysnął zębami zmierzając do drzwi.
- Zboczeniec! – Wypowiedziała bezgłośnie Lily i pokazała mu język. Obróciła się na pięcie i dołączyła do Dorcas i Lori.
*
Wracał właśnie na zajęcia ze Skrzydła Szpitalnego. Standardowo nie spieszył się mając nadzieję, że ominie go pokaźna część zajęć. Przechodził właśnie korytarzem obok klas mugoloznawstwa, kiedy zza zakrętu wybiegła prześliczna dziewczyna z emblematem Hufflepuffu. Za nią zauważył dwóch jej kolegów, z uśmieszkami na twarzach.
- Ratunku! Proszę Cię, pomóż mi! Zatrzymaj ich! – Wbiegła prosto w jego ramiona.
- Spokojnie. Panienka pozwoli. – Odstawił ją pod ścianę za swoimi plecami.
- Jeżeli panowie nie chcą mieć kłopotów do końca szkoły to radzę się poważnie zastanowić, czy warto kontynuować waszą wyprawę. – Ze stoickim spokojem wyciągnął różdżkę.
- Nie chcemy kłopotów. Koleżanka nie musi się martwić. Takie tam niewinne żarciki. Już nas nie ma. – Niewyrośnięty Michael Cormickel zrezygnował z pościgu za prześliczną blondyneczką, gdy na jego drodze pojawił się Huncwot – najwyższa liga. Cały Hogwart wie, że z nimi się nie zadziera.
- Dziękuję Ci. Syriusz Black, tak? – Zapytała dziewczyna z uśmiechem na ustach.
- W rzeczy samej.
- Wiele o Tobie słyszałam. Jeszcze raz Ci dziękuję. Najprawdopodobniej uratowałeś mnie przed wyniesieniem do Zakazanego Lasu.
- Cała przyjemność po mojej stronie. – Te niebieskie oczy zahipnotyzowały Blacka. Dopadła go natura dżentelmena, na widok tak niesamowicie pociągającej kobiety.
- Czy mogę Ci się jakoś odwdzięczyć? – Pytanie zadała z zalotnym spojrzeniem. Nie mógł od razu wykorzystać sytuacji – byli przecież w trakcie zajęć. Nachylił się więc do niej i wyszeptał:
- Podaj mi swoje imię, a kiedyś się znajdziemy.
- Sarah.
- Zatem do zobaczenia Sarah, najprawdopodobniej niedługo. – Puścił jej oko i ruszył na zajęcia.
*
W Wielkiej Sali, w czasie przerwy obiadowej, jak zwykle panował gwar. Uczniowie rozmawiali, śmiali się i opychali pysznościami przygotowanymi przez skrzaty domowe, które pracowały w kuchni Hogwartu.
Lily nałożyła sobie na talerz udko kurczęcia i polała je obficie sosem pieczeniowym, a następnie z niesmakiem spojrzała na Syriusza, który upychał w ustach czwartego kotleta mielonego.
- Czy Ty musisz się tak obżerać? – Zapytała dokładając sobie sałatki z pomidorów.
- Moje boskie ciało potrzebuje dużej dawki węglowodanów. – Odpowiedział przełykając obiad i popijając sporym łykiem soku dyniowego.
- Że jakie??? – Lily przewróciła oczami i policzyła w myślach do pięciu. – Jak się czuje James?
- Idź i sama go o to zapytaj. – Black nałożył sobie na talerz kolejnego kotleta.
- Mam taki zamiar, ale po transformacji. Co powiedziała Pomfrey?
- Jezu, Ruda zlituj się! – Syriusz sapnął poirytowany. – Nic mu nie jest, potłukł sobie plecy i nabił guza na głowie. Dostał eliksir przeciwbólowy i poszedł do dormitorium. Teraz pewnie leży na łóżku i ogląda sprośne gazety z gołymi babami. Żałuję, że to nie ja stałem obok Glizdka, miałbym wolny dzień.
- Jesteś obrzydliwy, Black. – Podsumowała go Lorraine.
- Cała przyjemność po mojej stronie. – Syriusz uśmiechnął się obleśnie i nachylił się do Lorraine. – Jeśli chcesz to mogę Ci jeszcze trochę poopowiadać na osobności, co Ty na to, mała? – Powiedział niskim głosem i mrugnął do niej zawadiacko.
- Nie warto Lori. – Lily powstrzymała poczerwieniałą przyjaciółkę, przed dalszym komentarzem. – Ale Tobie, Peter to należą się niezłe bęcki. – Zwróciła się do Glizdogona. – Slughorn milion razy powtarzał, żeby mieszać eliksir w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Nawet napisał to na tablicy, a Ty jak zwykle musiałeś coś spieprzyć!
- Hej Lily, nie przeginaj! – Lori stanęła w obronie swojego chłopaka. – Dla mnie Ślimak mógłby to powtarzać trylion razy, a i tak pewnie bym zapomniała.
- Właśnie dlatego, nasza droga, włoska przyjaciółko nigdy nie pozwalamy Ci dotykać chochelki. – Dorcas uśmiechnęła się szeroko.
- Zastanawiam się, który z Was pozwolił Peterowi grzebać w kociołku! – Lily obrzuciła Huncwotów ponurym spojrzeniem.
- James. – Remus powstrzymał się od szerokiego uśmiechu, ale zarechotał cicho. – Przez własne lenistwo nabawił się guza na głowie i bólu pleców. Nie chciało mu się warzyć tego eliksiru, więc oddał chochelkę Peterowi.
Ta uwaga skutecznie zamknęła Lily usta.
W Wielkiej Sali zrobiło się nagle głośniej, gdy chmara sów wleciała przez okna, dostarczając uczniom popołudniową pocztę. Szara płomykówka wdzięcznie wylądowała na stole obok Lily. Wyciągnęła zgrabnie łapkę i otworzyła dziubek, czekając na nagrodę.
Ruda poczęstowała ptaka skórką chleba, odwiązała list i rozerwała kopertę.
Kochana córeczko!
Dziękujemy za list i oboje z tatą bardzo się cieszymy, że udało Ci się poprawić stopnie z Eliksirów i Transmutacji. Jestem pewna, że ten chwilowy spadek formy spowodowany był tą paskudną aurą, jaka ostatnio panuje na dworze. Ja również miałam kłopoty z koncentracją i nie czułam się najlepiej. Teraz, kiedy zbliżają się święta i wiem, że niedługo się zobaczymy, czuję się znacznie lepiej! Już się nie mogę doczekać, bardzo za Tobą tęsknimy, razem z tatą.
Twoja siostra poinformowała nas wczoraj, że tegoroczne święta zamierza spędzić u swojego narzeczonego Vernona!!!
Tak kochanie, dobrze przeczytałaś! Vernon Dursley, ten chłopak wyglądający jak wieprzek, który chodził z Petunią do szkoły, przyjechał do nas do domu i oficjalnie poprosił ojca o rękę Petunii. Choć tata nieźle się bawił, nie mógł postąpić inaczej, jak dać im swoje błogosławieństwo.
Chwała Bogu, na razie nie wspominają nic o ślubie, więc wciąż mamy nadzieję, że Petunia pójdzie po rozum do głowy i zakończy tę farsę…
Lily rozdziawiła ze zdumienia usta i jeszcze raz odczytała fragment listu matki. „Narzeczony Vernon… błogosławieństwo rodziców, Petunia ma iść po rozum do głowy???” Taaa… Jasne… Ruda zachichotała wyobrażając sobie, jak mogłyby wyglądać dzieci jej kościstej siostry z końską twarzą i tego zaróżowionego warchlaka. Tak to byłoby zabawne i natychmiast skojarzyło jej się z tym nowoczesnym malarzem Dalim, który 7 lat temu otworzył muzeum w Katalonii, a o którym z takim zapaleniem opowiadała Lori – te słonie na tyczkowatych nogach – to mogło być mniej-więcej to! Jeszcze chwilę nad tym myślała, następnie powróciła do czytania listu.
…Coraz częściej myślę o Bożym Narodzeniu i gdy wyobrażam sobie, że mielibyśmy zasiąść do stołu tylko we trójkę, robi mi się jakoś smutno. Dlatego pomyśleliśmy, razem z tatą, że byłoby miło gdybyś zaprosiła do nas Jamesa na te święta. Choć w ostatnich kilku listach niewiele o nim , domyślam się, że między Wami wszystko w porządku…
„Nawet lepiej niż w porządku.” – Pomyślała Lily.
Naprawdę bardzo byśmy się z tatą ucieszyli, gdyby James zechciał z nami spędzić te święta. Daj znać, gdy coś postanowicie.
Kochanie, dbaj o siebie, ubieraj się ciepło, pozdrów Dorcas i Jamesa.
Bardzo Cię kochamy i tęsknimy!
Do zobaczenia wkrótce
Buziaki Mama
Lily uśmiechnęła się wspominając z czułością matkę. Sama wyszła z inicjatywą, żeby zaprosić Jamesa. Pomysł wydał jej się bardzo dobry i zamierzała porozmawiać o tym z Potterem zaraz po Transmutacji. Schowała list do torby, dopiła sok i nie czekając na przyjaciółki pobiegła na lekcje.
- A tą gdzie wywiało? – Zapytała ciągle jeszcze czerwona Lori.
- Jak to gdzie? Może jeszcze przed zajęciami skoczy do Pottera! – Black roześmiał się głośno.
- Masz spaczony umysł młody człowieku. Idź lepiej gdzieś się wyszalej, bo ten Twój testosteron to można z ubrań zdejmować. – Dorcas odezwała się iście nauczycielskim głosem i teatralnie strząsnęła z ramienia niewidzialny pyłek.
- Jak dla Ciebie, to mogę nawet ubranie zdjąć, piękna! – I mrugnął do niej tak samo jak wtedy kiedy byli jeszcze parą. Dorcas zarumieniła się po czubki uszu i teraz razem z Lorraine siedziały w ciszy, zmieszane zachowaniem Blacka.
- Nawet ja widzę, że dawno… eee… nikt Ci nie towarzyszył. Stajesz się doprawdy nieznośny. – Zauważył Remus.
- Macie rację, już dawno nic nie ruch… nikomu nie towarzyszyłem! – Roześmiał się, wytarł usta i odszedł od stołu w jednym celu: odnaleźć piękną Puchonkę i porwać ją do Pokoju Życzeń.
*
Leżąc na brzuchu przeglądał najnowsze wydanie „Qudditcha dla zaawansowanych”. Jeśli ten ból pleców mu nie przejdzie, będzie mógł pożegnać się z lataniem na jakiś czas. Próbował zmienić pozycję, ale tak go łupało w krzyżu, że szybko zmienił zdanie. Odnotował w głowie, że gdy tylko dojdzie do siebie będzie musiał porządnie skopać Peterowi zadek.
Usłyszał ciche pukanie do drzwi, a następnie skrzypnięcie, gdy się otworzyły. Odwrócił głowę i aż syknął z bólu, ale zdążył zauważyć burzę rudych włosów. Ukrył twarz w poduszce by ukryć grymas i jęk.
- Jak się czujesz? – Zapytała cicho i dotknęła delikatnie jego ramienia.
- Świetnie. – Skłamał, uśmiechając się sztucznie.
- Syriusz zapewniał mnie, że obijasz się oglądając sprośne gazety.
- Prawie wszystko się zgadza tylko, że czytam o Quidditchu, a nie o gołych babach. Ty mi wystarczasz w zupełności. – Wyszczerzył zęby i pojął kolejną próbę przewrócenia się na plecy. Tym razem Lily zauważyła grymas cierpienia na jego twarzy.
- Boli Cię! – Skrzywiła się próbując mu pomóc. – Nie zgrywaj bohatera i idź do Pomfrey.
- Już byłem, dała mi jakieś paskudztwo i obiecała, że do jutra przejdzie. – Uśmiechnął się głaskając Lily po udzie.
- Ale jeśli do jutra nie przejdzie idź, proszę, jeszcze raz.
- Obiecuję.
- James… chciałam o czymś z Tobą porozmawiać.
- Zabrzmiało poważnie. – Zmarszczył brwi i czekał
- Dostałam dziś list od mamy, w którym zaprasza Cię do nas na Święta.
- A powiedziałaś to taki tonem, jakby ten pomysł bardzo Ci się nie spodobał.
- Żartujesz? Jestem zachwycona i tylko zdziwiłam się, że mama sama to zaproponowała.
- To jak zgadzasz się?
James zamyślił się na chwilę. Pomysł bardzo mu się spodobał, już od dawna zastanawiał się w jaki sposób mógłby skontaktować się z Patrickiem Evansem, by przeprowadzić z nim ważną rozmowę i proszę! Właśnie nadarzała się ku temu okazja. Niestety, był jeden, dość duży problem…
- Naprawdę z wielką chęcią, ale wiesz, że seniora nie będzie i obiecaliśmy matce, że wrócimy do domu. Nie mogę zostawić jej samej z Syriuszem, bo to się źle skończy.
- Może udałoby Si to jakoś pogodzić… - Lily uśmiechnęła się, bo wpadł jej do głowy świetny pomysł. – Na Wigilię jedźmy do mnie, spędzimy z moimi rodzicami pierwszy tydzień, a na drugi razem pojedziemy do Ciebie. Oczywiście jeśli Ty i Marry będziecie mieli ochotę mnie gościć.
- Gwarantuję, że oboje będziemy zachwyceni. Napiszę do niej rano, jestem pewien, że przystanie na takie rozwiązanie.
*
- Ej, Ty! Zawołaj mi tu szybciutko Michaela Cormickela! – Syriusz od dłuższego czasu czekał na jakiegoś Puchona pod ich Pokojem Wspólnym.
- Co ja na posyłki? – Odezwał się niewysoki drugoklasista.
- Biegusiem knyplu, bo pożałujesz! – Wrzasnął na niego Black.
Po chwili jednak zobaczył parszywą twarz Michaela.
- Co to była za dziewczyna, którą dziś goniliście? – Zapytał go już nieco łagodniej.
- Mam Ci podać imiona jej pradziadków, czy wystarczy tylko adres zamieszkania wszystkich ciotek? – Zakpił z niego Puchon.
- Wiesz, że mogę Cię wyciągnąć do Zakazanego Lasu i to już nie będzie taka miła przechadzka, jak zaprowadzę Cię do Wrzeszczącej Chaty… - Nastraszył Puchona i widocznie to poskutkowało, bo piątoklasista zbladł.
- To Sarah Jones. Jest na szóstym roku. Ze dwa lata temu jej rodzice się przeprowadzili ze Stanów do Wielkiej Brytanii i Musiała zmienić szkołę.
- A więc da się grzecznie, tak? – Syriusz uśmiechnął się tryumfalnie. – To teraz ostatnia prośba, a jak się spiszesz, to będziesz miał we mnie przyjaciela. Powiedz jej, że ma okazję się odwdzięczyć i poproś, żeby przyszła. Tylko pamiętaj: jeden grymas na jej twarzy i cień złości na ciebie, a wykopię Cię spod ziemi.
- Już idę. Bez nerwów. – Zrezygnowany chłopak poszedł po swoją koleżankę.
Nie kazała na siebie długo czekać. Przyszła z uśmiechem na ustach.
- Miałam nadzieję, że tu przyjdziesz. – Powiedziała do niego, ale ewidentnie jego uwagę skupiało coś innego. Ta śliczna blondynka, była pociągająca i miała na sobie cudowną koszulę nocną. Jeśli chodzi tak po Pokoju Wspólnym to przestało go dziwić, czemu dziś jej „koledzy” ją gonili.
- Witaj Sandro…
- Sarah…
- Tak. Więc moja droga, powinienem wybrać miejsce naszego spotkania, ponieważ to ja Ciebie ocaliłem, jednakowoż zachowam się jak dżentelmen i pozwolę dokonać wyboru Tobie. – Black uśmiechnął się i spojrzał Sarze głęboko w oczy. To była prawda, co mówili jego przyjaciele – już dawno nie miał nikogo, choćby nawet na tydzień. Prawie wypadł z obiegu przez te wszystkie miłosne zawirowania tandemu Potter-Evans i „futerkowy” problem Lupina. Czas więc to zmienić: działanie – zdobyć, przedmiot zainteresowania – Sandra…eee.. Sarah Jones.
- Jesteś niesamowicie miły! Z wielką chęcią. Widziałam jak latasz na meczach Quiddicha. Może pójdziemy na stadion, pospacerujemy? – Przy czym „pospacerujemy” w wydaniu tego diabła w ciele anioła miało zupełnie inne znaczenie.
- Oczywiście, jak sobie życzysz.
- Pozwól, że wezmę coś cieplejszego na siebie. – „Chcesz grać, Black? Proszę bardzo. I tak wiem, że nie możesz ode mnie oderwać wzroku.” Poszła do dormitorium po cieplejsze dresy i kurtkę.
*
- Remus? Powiedz mi coś. – Nieudolnie zaczęła Lori głaskając głowę śpiącego Petera. Padł obok łóżka w dormitorium Huncwotów po trzygodzinnym czyszczeniu kociołków na szlabanie u Slughorna.
- Coś. – Remus zaczytany w kolejnej mugolskiej lekturze, którą podesłała Lily jej matka.
- Remus! – Krzyknęła na pół gwizdka, by nie zbudzić śpiącego na jej kolanach chłopaka.
- Słucham Cię uważnie, moja droga koleżanko. – Odłożył książkę na stolik.
- Co myślisz o mnie i Peterze? – Wypaliła niespodziewanie Lorraine po chwili milczenia.
- Skąd to pytanie?
- Przez długi czas dawałam mu sygnały, sam wiesz – wręcz biegałam za nim. Nie jest zbyt popularny jak Syriusz czy James, albo tak mądry jak Ty. A Lily zauważyła, całkiem słusznie zresztą, że nie jest też nie wiadomo jakim przystojniakiem. W całym Hogwarcie słyszę jakieś śmiechy za plecami. A Amanda Brahms pytała mnie nawet czy Peter mi płaci! No na Merlina! Czy my jesteśmy jakąś upośledzoną parą? Przecież ja go kocham, mogłabym się nawet oszpecić i zakleić usta, żeby on się nie musiał krępować. – Ryknęła płaczem tłumionym zapewne od kilku tygodni. Łzy ciekły jej po twarzy i spadały na poduszkę pod głową Glizdogona, któremu z wielkim zaangażowanie głaskała włosy.
- Nie wiem co powiedzieć. To faktycznie trudna sytuacja. Powiem Ci zupełnie szczerze, że jesteś fantastyczną dziewczyną, mądrą i ładną. Podobasz mi się, zresztą nie mnie jednemu. Któregoś wieczoru popiliśmy trochę z Huncwotami i Black z Potterem mówili, że jesteś sek… eee, że jesteś bardzo ładną dziewczyną. I powiem Ci jedno: gdyby nie poziom upojenia alkoholowego Petera, to najprawdopodobniej chłopaki chodziliby dziś bez kończyn albo z ogromnymi bliznami, tak się wkurzył. Jemu już to tłumaczyłem – jesteście normalną parą, bez względu na to co kto umie i jak wygląda. Wspaniale się uzupełniacie, jesteście cudownymi przyjaciółmi nas wszystkich i nie ma sposobu, żeby Wam się nie udało.
- Naprawdę? – Powiedziała, ze łzami w oczach.
- Lori, kochana dziewczyno! Porozmawiajcie o swoich uczuciach, bo widzę, że tylko tego Wam brakuje. Ryknij sobie przy nim, zasmarkaj mu rękaw, powiedz co Cię boli, a ja wcześniej też go poproszę, żeby z Tobą szczerze porozmawiał.
- Remus, Ty zwariowany kujonie… Dobrze wiedziałeś co powiedzieć. Chwyciła go za rękę i uśmiechnęła się pogodnie. – A pomijając to gdzie wywiało Syriusza?
- Jakby Ci tu tak ładnie powiedzieć… - zmieszał się Lunatyk.
- Czyli poszedł zaruchać. – Roześmieli się tak głośno, że Peter spadł na podłogę ze strachu.
*
- Sama widzisz, że Quidditch to wspaniały sport. Uwielbiam ten wiatr we włosach, adrenalinę i radość ze zwycięstwa. – Szli leniwie do wyjścia ze stadionu.
- Tylko to? – Kolejny raz zagaiła, czekając aż zdradzi się ze swoimi seksualnymi zapędami. Doczekała się.
- Lubię też jak laski na mnie lecą i wpychają się do szatni, kiedy jestem świeżo wykąpany po treningu i niemal całkiem nagi. To stanowczo przyspiesza sprawę. Ciebie też lubię, Sandro, seksowne z Ciebie dziewczę. – Mrugnął do niej swoimi ślicznymi oczami. Miała go, nareszcie się ugiął.
- Widzę, że nie bez powodu chodzą o tobie takie zabarwione erotycznie historie. A poza tym Sarah a nie Sandra!
- Jesteś ponętna, seksowna i niewiele młodsza ode mnie, to czego się spodziewałaś od takiego kolesia jak ja? Że Cię na kolację zaproszę? Chętnie bym Cię przeleciał, tylko nie chce mi się z Tobą użerać, jak masz zamiar cały wieczór dawać mi sygnały, a potem być jak wieko od trumny! Zamknięta i niedostępna! – Ledwo skończył to zdanie i poczuł na policzku siarczysty policzek. Z ramion dziewczyny zsunął się niezapięty płaszcz, co jeszcze bardziej zachęciło Blacka.
Chwycił ją za ramiona i przyparł do zimnego muru szatni. Wpił się w jej usta i stało się to na co liczył – odwzajemniła jego pocałunek.
Choć wydawać by się mogło, że nieco się opiera, po chwili oplotła go obiema nogami w pasie i zaczęła ocierać się o jego krocze.
Przygryzła mu wargę aż do krwi.
- To takie z Ciebie niewiniątko! – Dał jej mocnego klapsa w pośladek i zaczął całować jej szyję i dekolt.
- A myślałeś, że oni mnie gonili dla żartu? To było wymierzone w Ciebie, Black! – Ugryzła go w ucho.
- Albo jesteś stukniętym wampem, albo lecisz na mnie do granic możliwości. – Chwycił jedną ręką jej pierś, a drugą złapał się ściany.
- Zamknij się i mnie zerżnij! – Przyłożyła mu drugi raz w policzek, co go nie wkurzyło, a rozgrzało do granic możliwości.
- Służę uprzejmie. – Zdjął ją z siebie, wziął za rękę i poprowadził do ciepłej szatni zawodników Quidditcha.
Wszedł do środka, natychmiast zamkną drzwi i zaczarował pomieszczenie zaklęciem wyciszającym.
Dziewczyna usiadła na ławce i czekała aż Syriusz zacznie działać. Oparł dłonie po obu jej stronach.
- Naprawdę im zapłaciłaś, żeby Cię gonili? – Spojrzał jej w oczy.
- Wiele dziewcząt mówiło, że jesteś niezastąpiony. Że masz w sobie coś niesamowitego. Chcę Cię sprawdzić i przekonać się, czy nie kłamały. – Zaczęła mu rozpinać pasek i guziki od spodni.
- Zajmiesz się mną, czy mam szukać kogoś innego?
- Szybko dałeś się przekonać. – Zaśmiała się tryumfalnie.
Szybkim ruchem ułożył ją na ławce i szybkim ruchem zdjął jej buty, spodnie i majtki. Potulnie rozłożyła nogi.
- Bierzesz pigułki? – Rozpiął rozporek i wyciągnął swojego członka. Dziewczynie zaświeciły się oczy.
- Nie martw się, nie wrobię Cię w dziecko. Mam ochotę jeszcze paru kolesi z tej szkoły bzyknąć, więc sam rozumiesz… - Zaczęła delikatnie drażnić palcami swoją łechtaczkę.
- Czemu nie spotkaliśmy się wcześniej? – Masował jej piersi i przyglądał się jej poczynaniom, gotowy w każdej chwili wejść w nią.
- Bo byłeś w kolejce, za moimi kolegami z Domu. – W tym momencie wbił się w nią i zaczął w szalonym tempie poruszać się w niej. Dziewczyna była znakomita, doskonale wiedziała jak się poruszać, by dać przyjemność i jemu i sobie. Gdy usiadła na brzegu ławki i oplotła go ciasno swoimi nogami mógł mieć do niej jeszcze łatwiejszy dostęp. Szybko to wykorzystał i oprócz penisa, do zaspokojenia dziewczyny używał także swoich zwinnych dłoni. Sarah, jak przystało na rozkoszną kotkę, nie ustawała w jękach i wzdychaniach, bo Syriusz okazał się dla niej wyjątkowo dobry. „Jest właśnie taki, jak mówiła o nim Laura. Erotyczny wulkan. Został jeszcze tylko….oooo” Nie była w stanie dokończyć myśli, bo całkowicie pochłonął ją orgazm, przez wyjątkowo sprytne posunięcie Syriusza. Wygięła się w łuk i wydała z siebie przeciągły jęk zadowolenia. Chwilę później poczuła, że jej partner również doczekał się seksualnego spełnienia. Lekko przekręciła się na ławce.
- Na dziś wystarczy. Jutro zgłoś się pod Pokój Wspólny Gryffindoru o ósmej. Pomyślimy o czymś więcej. – Poczuła na pośladku klapsa.
- Heeeej! Myślisz, że możesz sobie zrobić ze mnie seksualną niewolnicę, tylko dlatego, że dałam Ci się raz zerżnąć?! – Oburzona zaczęła nakładać bieliznę.
- Uważam, że jeśli będziesz się długo opierać, to sam zgłoszę się po Twoje seksowne ciałko i wykorzystam w ciemnym zakamarku lochów. – Stanął nad nią i powiedziawszy to obniżonym głosem, chwycił ją za kark i namiętnie pocałował. Założył kurtkę i buty.
- I co teraz? Jak mam o Tobie mówić? – Skrzyżowała ręce na piersiach.
- Jak to co? Możemy się oszukiwać, że jestem dżentelmenem i możemy mówić, że jesteśmy parą. Ale prawda jest taka, że z Twoim ździrowatym charakterem i moim umiłowaniem pięknych kobiet, częściej byśmy się kłócili, niż żyli w zgodzie. Na razie uznajmy, że Cię bzyknąłem i będę to robił częściej. – Głaskał ją po ciele i mruczał do ucha.
- Jesteś palantem ze sprytnym narzędziem, dlatego nie dostaniesz ode mnie w twarz. Ale „ździrowatą” odbiorę sobie następnym razem. – Musnęła go ustami i poszła zabierając swój płaszcz i zostawiając Syriusza totalnie zaskoczonego. Po takim tekście najczęściej obrywa w twarz, ale ta zapowiedź wydała mu się o wiele atrakcyjniejszą propozycją.