Lily przeciągnęła się i otworzyła
oczy. Przez uchylone kotary łóżka wpadały promienie listopadowego słońca.
Uśmiechnęła się do siebie wspominając wydarzenia minionej nocy. Spojrzała na
poduszkę obok, ale okazało się, że jest pusta. Gdzie podział się James? A może
to wszystko było tylko snem? Usiadła i ostrożnie wychyliła głowę zza kotary.
Nie, to nie mógł być sen. Zdecydowanie znajdowała się teraz w dormitorium
Huncwotów. Pustym dormitorium – zarówno Jamesa jak i pozostałych domowników
nigdzie nie było. Zauważyła jednak na podłodze koszulkę od swojej piżamy.
Zasłoniła ręką nagie piersi i wyciągnęła się by dosięgnąć do podłogi.
Właśnie zapinała ostatni guzik
koszulki, gdy usłyszała jak otwierają się drzwi łazienki. Zdenerwowana rzuciła
się na zasłonki, jednak było już za późno, aby się za nimi ukryć.
Na szczęście z łazienki wyszedł
James, uśmiechnął się do niej szeroko, gdy zobaczył, że już nie śpi.
- Witaj. – Szepnął i poczochrał
dłonią mokre włosy.
Zaparło jej dech w piersi na jego
widok. Cudownie nagi – owinięty jedynie białym ręcznikiem, który seksownie
zwisał mu z bioder. Och, jak tęskniła za takimi widokami! Kiedy podszedł
bliżej, poczuła zapach jego wody kolońskiej. „Co on do mnie mówi? Och,
przywitał się! Wypadałoby odpowiedzieć.” Potrząsnęła głową, żeby oprzytomnieć.
- Witaj. – Uśmiechnęła się i
spuściła nogi z łóżka. – Która godzina? A w ogóle gdzie się podziała reszta?
- Już po jedenastej, a chłopaki
szwędają się po zamku. – Podszedł do niej i pocałował ją w czoło. – Wyspałaś
się?
- Już dawno nie spałam tak
dobrze. – Objęła go w pasie i cmoknęła w nagą pierś. Pachniał cudownie.
- Dziś sobota możemy jeszcze
poleniuchować. – Mruknął rozpinając górny guzik jej koszulki.
- Nie kuś! – Zaśmiała się
wyswobadzając się z objęć Jamesa i wstając z łóżka. – Muszę się wykąpać i
ubrać. Przegapiliśmy śniadanie, ale jest szansa, że zdążymy na obiad. – Wsunęła
bose stopy w kapcie i ruszyła do drzwi, zanim zdążył zaprotestować. – Za
godzinę w Pokoju Wspólnym, Potter. – Uśmiechnęła się na pożegnanie i opuściła dormitorium
Huncwotów.
James westchnął i opadł na łóżko.
Uśmiechnął się szeroko na wspomnienie nagiej Lily w swoim łóżku. Gdyby zaledwie
dobę wcześniej ktoś powiedział mu, że dziś obudzi się w towarzystwie Lily
Evans, postukałby się palcem w czoło. Roześmiał się głośno, myśląc o wszystkich
kretyńskich podchodach swoich przyjaciół, mających na celu pogodzić go z Rudą.
A wystarczył szlaban u McGonagall i jeden siarczysty policzek. Zgarnął z
podłogi porwaną koszulę i wrzucił ją do kosza na śmieci. Wyjął z szafy świeżą
koszulę i czyste spodnie po czym wrócił do łazienki.
*
Weszli do Wielkiej Sali trzymając
się za ręce i uśmiechając się do siebie głupkowato.
Z każdej strony towarzyszyły im zaskoczone spojrzenia i westchnienia innych uczniów. Lily czują, że się czerwieni, zasłoniła twarz włosami.
Z każdej strony towarzyszyły im zaskoczone spojrzenia i westchnienia innych uczniów. Lily czują, że się czerwieni, zasłoniła twarz włosami.
- Wszyscy się na nas gapią! –
Szepnęła, przytulając się do Jamesa.
- Odzwyczaili się od widoku nas
razem. Ale najlepsze dopiero przed nami.
- Co masz na myśli?
- Twoje szalone przyjaciółki już
siedzą przy stole i właśnie rozpoczęły plotkowanie z tymi trzema zdrajcami.
Lily spojrzała na stół
Gryffindoru i przekonała się, że James mówił prawdę: Dorcas i Lori gadały jak
nakręcone laleczki rzucając w ich kierunku przelotne spojrzenia, Huncwoci
śmiejąc się głośno, przytakiwali dziewczętom. Kiedy Lily i James podeszli do
stołu, całe towarzystwo nagle umilkło i zainteresowało się zawartością swoich
talerzy.
- Cześć, wstrętne pleciuchy. –
James przywitał się i zajął miejsce na krześle obok Lily. – Mam nadzieję, że
już się nagadaliście, bo nie mamy ochoty słuchać waszych durnych insynuacji.
- Naprawdę nie rozumiem o co Ci
chodzi, Potter. – Lorraine pokazała Rogaczowi język. – Chciałabym tylko
powiedzieć Lily, że cieszę się widząc ją całą, zdrową i żywą.
Lily spojrzała na przyjaciółkę
jak na wariatkę, a Syriusz głośno parsknął śmiechem.
- Ani słowa więcej, Laurecci! –
James warknął na Włoszkę.
Dorcas nałożyła na talerz sporą
porcję gulaszu i uśmiechnęła się konspiracyjnie do Lori. Ciekawość zżerała je
od środka, ale żadna nie odważyła się już odezwać. Co takiego wydarzyło się
minionej nocy, że z największych wrogów Evans i Potter znów stali się
namiętnymi kochankami? Strasznie chciała się tego dowiedzieć, jednak na razie
musiała zadowolić się widokiem migdalącej się pary. Wieczorem zamierzała
natomiast dokładnie przesłuchać swoją rudowłosą przyjaciółkę.
- Uwaga, sowa! – Krzyknęła nagle
Lorraine.
Zanim do Dorcas dotarły słowa Włoszki
brązowy puchacz z impetem wylądował na stole, opryskując wszystkich sosem
pieczeniowym.
- Durne ptaszysko! – Warknął
Syriusz, wycierając z nosa kroplę sosu. – Co za idiota…
- Nie rozpędzaj się, Black! –
Dorcas groźnie pokiwała Łapie palcem. – Nie obrażaj Huberta.
- HUBERTA?!
- Tak, to jest Hubert, płomykówka
Matta.
- Cóż za kretyńskie imię… -
Wybełkotał Black wycierając serwetką zachlapane spodnie.
- Jeszcze jedno słowo i rzucę w
Ciebie nożem! – Dorcas pogłaskała ptaka po głowie i odwiązała list, który był
przymocowany do jego nóżki.
Otworzyła kopertę i zaczęła
szybko czytać. Z każdym przeczytanym słowem powiększał jej się uśmiech na
twarzy.
- Co tam u Matta? – Lily upiła
łyk soku i trzepnęła James w rękę, która niebezpiecznie sunęła w górę jej uda.
- Przyjeżdża do mnie na święta!!
– Dorcas z radości podskoczyła na krześle.
- A my, jak spędzimy święta? – Dłoń
James nie dawała za wygraną, a jego usta złożyły na karku Lily delikatny
pocałunek.
- MY, kochany… - Syriusz objął
James ramieniem. – Wracamy do domu. Obiecaliśmy to Mary, pamiętasz?
- Zabieraj łapy, bo Ci przyłożę!
- A ja, jadę do siebie. –
Odezwała się Lily, uśmiechając się na widok szarpiących się chłopców.
- Myślałem… - James zmarszczył
brwi, niezadowolony z odpowiedzi Rudej.
- Źle myślałeś. Dorcas? Czy Matt
przyjeżdża, ponieważ…
- Tak! Będziemy przekonywać
rodziców do mojej przeprowadzki.
- JAKIEJ PRZEPROWADZKI?!?! –
Krzyknęli wszyscy chórem. Tylko Lily milczała.
- Po wakacjach przenoszę się do
Paryża. – Oznajmiła Dorcas. Nikt jej nie odpowiedział, byli zbyt zaskoczeni tą
informacją.
- Czyli podjęłaś już ostateczną
decyzję. – Ruda westchnęła smutnie. – Miałam nadzieję, że jednak się
rozmyślisz.
- Lily, rozmawiałyśmy już o tym.
- Wiem, wiem… Po prostu, głupio
będzie samej szukać mieszkania na Pokątnej. – Lily uścisnęła dłoń przyjaciółki.
– Kiedyś planowałyśmy zamieszkać razem.
- O czym wy gadacie?!? – Pierwszy
z szoku otrząsnął się James. – Jaki Paryż? Jaka Pokątna?
- Może nie wybiegasz myślami tak
daleko, Potter… - Dorcas spojrzała na niego, jakby był niedorozwinięty. – ale w
czerwcu kończymy szkołę i powinniśmy zacząć planować, co robimy dalej z naszym
życiem.
- Tego się domyśliłem, Meadowes.
– Odgryzł się James. – Rozumiem, że Ty zamierzasz zamieszkać ze swoim
francuskim kochankiem. Krzyżyk na drogę, baw się dobrze w Paryżu. Natomiast
zupełnie nie rozumiem, dlaczego Ty, Lily chcesz szukać mieszkania na Pokątnej?
- To naprawdę takie trudne,
James? – Lily pogłaskała go po policzku i uśmiechnęła się pobłażliwie. – Chcę
iść na kurs Aurorów, dom moich rodziców jest zdecydowanie za daleko. Nie dam
rady codziennie dojeżdżać do Londynu.
- Dolina Godryka jest znacznie
bliżej. – Zaproponował James.
- Z tego co mi wiadomo, w Dolinie
Godryka nie wynajmują mieszkań. Na dom mnie nie stać…
- DOM!!! – James oderwał się z
krzesła, strasząc wszystkich dookoła. Przez to całe zamieszanie ostatnich
tygodni całkowicie zapomniał o swoich planach!
- James! Jaki dom? – Lily
pociągnęła go za rękaw zachęcając by usiadł.
- Co? Ach tak, dom. – James
uśmiechnął się i konspiracyjnie mrugnął do Syriusza. – Zapomniałem, że miałem
napisać list do matki. Łapo, Ty też powinieneś dodać coś od siebie.
- Oczywiście! Mary się stęskniła.
– Black również poderwał się z krzesła.
- Hej! Przecież możesz to zrobić
później! – Lily zmarszczyła brwi, niezadowolona.
- Musimy teraz! – Rogacz cmoknął
Rudą przelotnie w czoło i ruszył za Syriuszem. – Zobaczymy się w Pokoju
Wspólnym.
- Hmmm… - Lorraine odprowadziła
chłopców wzrokiem, a następnie zwróciła się do dziewcząt. – Zachowują się
bardzo dziwnie.
- Czy oni kiedyś zachowywali się
inaczej? – Dorcas wzruszyła ramionami i powróciła do czytania listu od Matta.
- Remusie, co oni knują? – Lily
uważnie spojrzała na Lupina.
- Nie pytaj mnie. Tym razem
naprawdę nie mam pojęcia o co chodzi.
*
James pruł jak strzała przez
zamkowe korytarze nie oglądając się za siebie. Syriusz deptał mu po piętach,
dysząc ciężko. Przyjaciel podzielił się z nim swoimi planami już jakiś czas
temu, jednak gdy o tym rozmawiali, Syriusz nie traktował ich zbyt poważnie. Tym
bardziej nie rozumiał teraz tego nagłego pośpiechu.
- James! Uważam, że postępujesz
pochopnie. – Black zatrzymał się gwałtownie i zgiął w pół, by złapać oddech. –
Pogodziłeś się z Evans dziś w nocy, a teraz planujesz z nią zamieszkać! Skąd
wiesz, że za tydzień znów Ci się nie odwidzi?
- Planowałem kupno TEGO domu od
lat. Nie zamierzam mieszkać u Mary do końca życia.
- A ja nie mam nic przeciwko.
- Tym bardziej powinieneś się
cieszyć, Łapo. Wreszcie będziesz miał cały pokój dla siebie. – James
wyszczerzył zęby.
- Dobra! – Syriusz chwycił James
za rękaw, gdy ten zamierzał właśnie się oddalić. – Śmichy-chichy. Bądźmy poważni,
przez chwilę. Po jaką cholerę Ci ten dom?!?!
- Podoba mi się! Zawsze mi się
podobał, nawet wtedy, gdy miałem osiem może dziewięć lat i latałem nad nim na
miotle. Ojciec po kryjomu mi kibicował a matka darła się na całą ulicę, żebym
sąsiadom nie przeszkadzał. Mieszkali tam państwo Brown i zawsze chętnie z nimi
rozmawiałem. Nawet ten ich durny kot mnie nie wnerwiał, jak był na ich
podwórku!
- A teraz wróćmy do
teraźniejszości… - Wysapał Black lekko poirytowany i zdziwiony słowami
przyjaciela.
- O tym, żeby go kupić myślałem
już od dawna, tylko ostatnio inne rzeczy zaprzątały mi głowę.
- No właśnie! A propos innych
rzeczy. A co jeśli Ruda…
- Jeśli będzie się upierać z tą
Pokątną, to trudno. Ten dom i tak będzie mój.
- Mary nie będzie zachwycona. –
Syriusz spróbował zaatakować z drugiej strony.
- Dlatego zamierzam napisać do
Raven, nie do matki.
- James, to naprawdę…
- Och, zamknij się! – Rogacz
rozeźlił Się. – Od kiedy to myślisz tak rozważnie? I tak go kupię. Zamierzam
też przekonać Lily, żeby zamieszkała w nim razem ze mną, ale na razie gęba na
kłódkę. Porozmawiam z nią o tym, gdy przyjedzie w święta do Doliny.
- Jeśli przyjedzie! Do świąt może
się jeszcze wszystko zmienić.
- Przysięgam, zaraz Ci
przyłożę!!! – James zamachnął się, ale Syriusz zdążył się uchylić. – Idź sobie!
- Idę! Nie będę w tym
uczestniczył. – Syriusz odwrócił się na pięcie i ruszył w drogę powrotną. –
Pozdrów Raven!
***
James jeszcze raz przeczytał
list, który właśnie napisał…
Kochana Siostro!
Przestań się zamartwiać, naprawdę nie musisz wysyłać do mnie trzech sów
dziennie. Wszystko ze mną w porządku. Teraz nawet bardziej niż w porządku!
Pogodziliśmy się! Szczegóły poznasz gdy przyjadę do domu. Teraz powiem tylko,
że jest świetnie, a Ty przestań zasypywać mnie gradem sów!
Droga Siostrzyczko, masz super ważną misję do wykonania! Chyba już się
domyślasz o co chodzi, prawda?
Musisz sfinalizować umowę, o której rozmawialiśmy latem. Masz moje
wszystkie pełnomocnictwa (do Gringotta również. Nie bój się Goblinów, Łysy Tom
pokieruje Cię, nie będziesz miała żadnych kłopotów). Poradzisz sobie, wierzę w
Twoje zdolności i niewyparzony język. I pamiętaj: Ani słowa Mary!
Kocham Cię, uważaj na siebie, nie szalej za bardzo z Mugolami! Do
zobaczenia w święta!
Tęsknię,
James
P.S. Ten oszołom Cię
pozdrawia.
Uśmiechnął się na wspomnienie
swojej szalonej przyjaciółki, przywiązał liścik do nóżki płomykówki i
bezceremonialnie wypchnął ją przez okno.
***
Lily zakopała się w pościeli i
westchnęła głęboko. To był naprawdę cudowny dzień. Zamknęła oczy i z ulgą
odetchnęła jakby ciężki kamień spadł jej z serca po ostatnich tygodniach.
Uśmiechnęła się i już miała odpływać do krainy snu, gdy poczuła jak kotary przy
jej łóżku rozsuwają się. Ujrzała uśmiechnięte Dorcas i Lorraine.
- Nie ma mowy, kochana! – Dorcas założyła
ręce na piersi. Jej satynowa koszula lekko uniosła się do góry. – Na pewno nie
pozwolimy Ci spać. Jesteś nam winna opowieść o spektakularnym pogodzeniu się.
- Wyskakuj z tych pieleszy! –
Lori wykonała dokładnie taki sam gest po drugiej stronie łóżka.
- Dwie marudne marudy, które
marudzą, że aż strach! – Pokiwała głową Lily i podniosła się z łóżka.
- Co nie zmienia faktu, że nie
damy Ci spać, dopóki nam nie opowiesz. – Lori zdjęła z Lily koc i kołdrę, a
następnie ściągnęła ją z łóżka
- Zwłaszcza, że wyszłaś z
dormitorium po pierwszej w nocy… - Dorcas właśnie zsuwała dwa łóżka razem.
- No dobra, już dobra. Jesteście
dwie gangreny, ale już wam opowiem. – Lily z uśmiechem słuchała jak jej
przyjaciółki męczą się, żeby ją przekonać.
***
Było grubo po północy, a trzy
Gryfonki siedziały na połączonych łóżkach i zaśmiewały się do łez.
- Nie rozumiem, jak to się stało?
Przecież Black często powtarza, że Potter ma nadzwyczajny refleks jeśli chodzi
o uderzenia przeciwnika. – Dorcas nie mogła wyjść z podziwu.
- Normalnie, niby mnie trzymał,
ale rozproszył się gdy spojrzał na moje cycki. To mu przypieprzyłam, aż
zaświstało. Później ta furia w oczach: mówię Wam! Jeszcze go takiego nie
widziałam. – Lily wydawała się bardziej rozmarzona niż wystraszona wspomnieniem
poprzedniej nocy.
- Ja nie łapię. Oprócz rozmówek
cielesnych, rozmawialiście o tym co się wydarzyło? – Lori zadała Lily pytanie,
które nurtowało ją od obiadu.
- Tak. – Odpowiedziała krótko
Lily czerwieniąc się przy tym niesamowicie.
- I do czego… doszłaś? – Lorraine
zapytała z dziwną miną.
- Lorraine! Jeśli chodzi Ci o
wnioski, to przyjmij do wiadomości, że wiem jak się zachowywałam i wiem o mojej
durnej urażonej dumie. O inne aspekty zapytaj w Skrzydle Szpitalnym, bo przy
kolejnym takim pytaniu tam trafisz! – Oburzona Lily stanęła na łóżku.
Pozostałe dziewczęta leżały na
kołdrach, śmiały się, aż nie mogły złapać oddechu. Po chwili gniewna mina Lily
zniknęła, dziewczyna także się roześmiała i padła na łóżko.
- Was też powinnam przeprosić.
Moje zmienne humory i jakieś głupie odzywki przez ostatnie tygodnie były nie do
zniesienia. Jesteście najgorszymi, najbardziej upartymi i knującymi wiedźmami
jakie kiedykolwiek poznałam. – Lily westchnęła i zamknęła oczy w oczekiwaniu na
odpowiedź.
- Wiemy, wiemy. I powinnaś
jeszcze dodać „co ja bym bez Was zrobiła” – Dorcas obróciła się na brzuch i
spojrzała na rudowłosą przyjaciółkę. – Jako, że jesteśmy też wiedźmy miłe i
troskliwe to Ci wybaczamy.
- To co tam mówiłaś o tych innych
aspektach? – Lori zachichotała wdzięcznie.
- Brak mi słów do Ciebie, ale Ci
powiem. Jakbym wiedziała, że godzenie się z Potterem będzie takie przyjemne, to
robiłabym mu awanturę dwa razy w tygodniu, żebyśmy się mogli tak burzliwe
godzić. – Spłonęła rumieńcem i kontynuowała. – Od Dorcas już wiem, że jedzie do
Matta. A Ty, Lori? Jak się układają sprawy z Peterem?
- Zdecydowanie lepiej.
Rozmawialiśmy kilka razy i wyjaśniłam mu, czego oczekuję w naszym związku. –
Lori spoważniała. – Przyznał nawet, że rozmawiał z chłopakami i widzi swoje błędy.
- Czyli wszystko idzie w dobrym
kierunku. – Skwitowała Dorcas.
- Tak, docieramy się jeszcze. Nie
wiem, może to jest dziwne, ale nie wyobrażam sobie, że miałabym po egzaminach
pojechać do domu i nie zabrać go ze sobą jako potencjalnego narzeczonego.
Dziewczęta zaniemówiły. Włoska
piękność widzi przyszłość z Peterem!
- Zaskoczyłaś mnie, nawet ja z
Mattem jeszcze nie myśleliśmy nad tym. – Dorcas zamyśliła się.
- Ale tu nie ma nad czym myśleć,
kochana. Wystarczy, że sobie odpowiesz na pytanie: Czy to z tym mężczyzną chcę
się zestarzeć i żeby patrzył na moje zmarszczki? I tyle. I już wiesz. –
Lorraine z wielkim przekonaniem mówiła do przyjaciółek.
- Uwielbiam Twój tok rozumowania.
– Dorcas roześmiała się, ale w głębi duszy musiała tej szalonej dziewczynie przyznać
rację. Sama czuła podobnie: Nie widziała się na starość z kimś innym niż tylko
z Mattem.