Syriusz teatralnie odczekał
chwilę, a następnie ostrożnie otworzył Mapę. Gdy to zrobił, ich oczom ukazał
się widok dziwnych linii, kształtów wyglądających jak miniaturowe korytarze,
komnaty i zakamarki. Dziewczyny patrzyły zafascynowane, gdy mapa ukształtowała
się do końca ukazując jeszcze dziwniejsze zjawisko. Po korytarzach, niczym
maleńkie mrówki poruszały się punkty, każdy podpisany imieniem i nazwiskiem.
Pierwsza odezwała się Dorcas, nie
do końca jeszcze wierząc w to, co widzi.
- Czyli to jest… co to jest?!?
- To jest, drogie Panie, Mapa
Huncwotów – rzekł nonszalancko Syriusz – która pokazuje cały Hogwart –
dokończył James, rozbawiony minami dziewcząt.
- Ale cudo! – westchnęła Lily
mrużąc oczy i skupiając wzrok na jednym punkcie - … Hej! Ta kropka… porusza się
w lochach! Podpisana jest Argus Filch!!! Czy to znaczy...
- Tak Lilyanne, to znaczy, że ta
łajza kręci się obecnie po lochach – powiedział ze śmiechem Black – To jest
właśnie fenomen Mapy Huncwotów: ukazuje wszystkich, którzy aktualnie kręcą się
po Hogwarcie. O spójrzcie tutaj! Dumbledore spaceruje z McGonagall po swoim
gabinecie.
- Od dawna podejrzewałem ich o
romans – wyszczerzył zęby James.
- Skąd to macie?!?!
- To nasze dzieło! – zawołali
dumnie obaj Panowie.
- Pracowaliśmy nad nią trzy lata
i absolutnie nikt nie może dowiedzieć się o jej istnieniu, jasne?
- Oczywiście! Nikomu nie powiemy,
prawda Dorcas?
- Gęby na kłódkę! – zapewniła
dziewczyna – Wciąż jednak nie wiem, jak Wasza magiczna mapa ma mi pomóc w
spotkaniu z Mattem.
- To bardzo proste – powiedział
Syriusz – Spójrzcie, jest siedem tajnych przejść, którymi można wyjść i wejść
do Hogwartu. Nas interesuje to w garbie Jednookiej Wiedźmy – Black postukał
palcem w mapę – Prowadzi wprost do piwnicy Miodowego Królestwa. Jutro o 10.00 zaprowadzimy
Cię nim do Matta, a o 18.00 będziemy tam na Ciebie czekać. Nie spóźnij się!!
- Plan jest świetny! – ucieszyła
się Dorcas – Obiecuję, że będę punktualnie.
- Zaraz, zaraz, coś mi się nie
zgadza – Lily zmarszczyła brwi.
- Mapa przedstawia Hogwart, a nie
Hogsmeade. Jak zamierzacie wyjść niezauważeni z Miodowego Królestwa?
- Ha! Bardzo słuszne
spostrzeżenie, Evans! – Syriusz uśmiechnął się kpiąco. – A oto i drugi sekret
naszych wszystkich powodzeń. James, czyń honory…
James zajrzał do worka i
wyciągnął z niego przedmiot jeszcze dziwniejszy niż Mapa Huncwotów. Był to
spory kawałek materiału, starannie złożony w równą kostkę. Potter rozłożył go
delikatnie i pogładził niemalże z czcią. W blasku nocnej lampki materiał zdawał
się błyszczeć wszystkimi kolorami tęczy. Jednocześnie był tak zwiewny i
cieniutki, iż trudno było uwierzyć, że w ogóle istnieje.
- A cóż to takiego? – zdziwiła
się Dorcas.
Lily wciąż z niedowierzaniem
wpatrywała się w cudowny materiał. Nigdy jeszcze nie widziała czegoś podobnego,
jednak miała niejasne przeczucie, że jest jej znajomy. Gdzieś już czytała o
czymś podobnym. Lekkim jak piórko i zwiewnym jak mgła. Przedmiocie niezwykle
rzadkim i bezcennym.
Zachłysnęła się głośno, gdy
uzmysłowiła sobie, czym jest skarb leżący na kolanach Jamesa.
- To peleryna niewidka! –
wyszeptała, wytrzeszczając oczy ze zdumienia.
- Skąd wiesz?!?! – krzyknęli
jednocześnie James i Syriusz zaskoczeni jeszcze bardziej.
- Nie wiem… to znaczy nie mam
pewności. – wyjaśniła sięgając, by dotknąć cudownego materiału – Domyślam się,
że to peleryna. Czytałam o nich w „Najrzadszych przedmiotach magicznych”. Czy
mam rację?
- Tak, to peleryna niewidka –
James odetchnął z ulgą.
- Skąd ją macie?!? – Lily wciąż
była zszokowana. – Przecież jest ich zaledwie kilka na świecie. Błagam, tylko
nie mówcie, że ją komuś zwędziliście.
- Oczywiście, że nie! – obraził
się James – Jest moja! Od pokoleń była w rodzinie Potterów! Ja dostałem ją od
ojca, on otrzymał ją od swojego i tak dalej. Zawsze przechodzi z ojca na syna.
- Dobra dość tego podniecania się
– Syriusz wyglądał na znudzonego – dzięki naszej pelerynie wyjdziesz
niezauważona z Miodowego Królestwa i tak samo tam wrócisz. Pożyczamy Ci ją na
ten jeden dzień, ale jeśli ją zniszczysz lub zgubisz to przysięgam, że urwę Ci
łeb Meadowes! – pogroził jej palcem.
- Spokojnie wyluzuj trochę.
Nikomu nie pisnę słówka – Dorcas przewróciła oczami. – Jeszcze raz bardzo
dziękuję.
- Nie ma za co, Matt to spoko
koleś – James uśmiechnął się chowając pelerynę niewidkę powrotem do worka. –
Dobra starczy tych prezentacji – wyciągnął zza pazuchy różdżkę i stuknął nią w
Mapę Huncwotów – Koniec Psot!
*
- Ciągle mnie zaskakujesz – Lily
ułożyła się wygodnie na łóżku Jamesa i położyła głowę na jego piersi.
- Przynajmniej się nie nudzisz –
jedną rękę założył pod głowę a drugą objął dziewczynę.
- Nigdy się nie znudzę. Ile
jeszcze tajemnic ukrywasz przede mną?
- Kilka…
- Zdradzisz mi je kiedyś? – Lily
zadarła głowę do góry by spojrzeć Jamesowi w oczy.
- Obawiam się, że nie…
- Co?!? – zaskoczona tą
szczerością podniosła się nieco – dlaczego?
- Niektóre tajemnice dotyczą nie
tylko mnie. Tych nie mogłem Ci zdradzić, choć już większość poznałaś – James
pogłaskał ją czule po policzku i zmusił, by znów się położyła.
- Jak tajemnica Remusa? – Lily
rzucała okiem na chłopaka, który pochrapywał cicho, dwa łóżka dalej.
- Dokładnie. Jednak poznałaś ją i
jestem Ci wdzięczny, że przyjęłaś to z takim spokojem.
- A tajemnice, które nie dotyczą
Twoich przyjaciół? – nie dała za wygraną – Tylko twoje sekrety? Dlaczego nie
chcesz mi ich zdradzić?
James długo nie odpowiadał.
Westchnął cicho i zamyślił się. Tylko jego tajemnice? Nie było ich wiele, w
zasadzie była tylko jedna. Gdyby się uprzeć nie była nawet tajemnicą, a bardzo
przykrym wspomnieniem, które zmieniło jego życie na zawsze. Pewnie gdyby nie
jego najbliżsi, Raven, Syriusz, matka, pewnie nigdy by się nie otrząsnął z tych
koszmarnych wspomnień wakacji na Chorwackich plażach i pewnie dziś nie leżałby
tu teraz z Lily. Mimo, że potrafił zapomnieć o Olimpii wiedział, że drugiego
takiego ciosu by nie przeżył. Zacisnął dłoń w pięść myśląc, jakby się teraz
zachował gdyby Lily odeszła do innego… nie… nie chciał nawet o tym myśleć.
Ogarnęła go taka wściekłość, że naszła go ochota, by coś rozwalić. Odetchnął
głęboko, by zapanować nad gniewem. Nie, Lily była inna, kochała go, nie
zrobiłaby mu takiego świństwa jak Olimpia…
- James, śpisz? – z zadumy wyrwał
go szept Lily.
Czy mógł powiedzieć jej o tych
koszmarnych wakacjach? Tylko po co? Nic by to nie zmieniło, a on tylko by
cierpiał rozdrapując stare rany…
- Nie, nie śpię. – odezwał się w końcu –
Wybacz kochanie, ale to bolesne wspomnienia… stare dzieje, o których wolałbym
zapomnieć.
- Ale chyba nie jesteś mordercą,
który zabił swoją babcię i zakopał w ogródku, co?
- Nie nikogo nie zabiłem –
uśmiechnął się pod nosem. „Choć miałem na to wielką ochotę” – dodał w myślach.
- To dobrze – Lily ziewnęła
przeciągle – jestem wykończona, idę spać. – pocałowała Jamesa w policzek i
zaczęła podnosić się z łóżka.
- Zostań tutaj – szepnął,
przytulając ją ramieniem – chłopaki nie będą mieli nic przeciwko, a McGonagall
nie ma w zwyczaju robić nam nalotów.
- Dobrze, zostanę – uśmiechnęła
się i wróciła do ulubionej pozycji.
Została, bo wyczuła, że James
potrzebuje jej teraz. Nie wiedziała, jakie tajemnice skrywa, ale po jego
zachowaniu zauważyła, że są to naprawdę bolesne wspomnienia. Jakie by nie były,
nie chciała by został teraz sam i zadręczał się nimi przez całą noc.
Przytuliła się mocniej do Jamesa
i zasnęła natychmiast. James usnął niedługo potem, uspokojony słodkim zapachem
jej perfum.
*
Dorcas stanęła przed drzwiami
małego kamiennego domku. Rozejrzała się dookoła i nie widząc nikogo zdjęła z
siebie pelerynę niewidkę. Zwinęła ją pospiesznie i upchnęła w torebce. Wzięła
głęboki oddech i zapukała do drzwi. Nie musiała długo czekać. Już po chwili
drzwi otworzyły się, a w progu stanął Matt uśmiechając się szeroko.
- Jesteś! – zawołał, porywając ją
w ramiona i wciągając do środka
- Jestem, jestem! – zaśmiała się
całując go czule na powitanie. Zdjęła płaszcz i rozejrzała się po schludnie
urządzonym salonie. Od razu poznała, że dom musiał należeć do starszej Pani.
Starodawne komody ozdabiały ręcznie dziergane, koronkowe serwetki, na ścianach
wisiały obrazy przedstawiające krajobraz dawnej Anglii, a na kominku stały
fotografie dzieci i wnuków.
- Gdzie Twoja babcia? – zapytała.
- Poszła do sąsiadów na brydża –
Matt poprowadził Dorcas przez pokój i posadził ją na kanapie – Poprosiłem ją,
że by dała nam trochę czasu dla siebie. Wróci koło 15.00, wtedy ją poznasz.
- To miłe z jej strony. – gdy
usiadł obok, o razu przytuliła się do niego. Z całych sił chciała nacieszyć się
tymi ostatnimi wspólnymi chwilami.
- Masz wspaniałych przyjaciół! –
wypalił nagle Matt.
- Tak myślisz?
- Pomogli Ci zorganizować
ucieczkę z Hogwartu – zaśmiał się – bezinteresownie.
- No nie jestem pewna, czy
bezinteresownie – zachichotała – coś mi się widzi, że za tę przysługę będę
musiała odrabiać zadania domowe Syriusza do końca szkoły.
- Ach, no tak. To był przecież
plan Syriusza… - Matt zamyślił się na chwilę – Dziwnie na Ciebie patrzy… Czy
coś Was łączy?!?!
- Matt, jesteś zazdrosny?!? –
zaśmiała się nerwowo – Nic nas już nie łączy. Byliśmy parą jakiś czas temu, ale
to nie było nic poważnego. Nie masz się czego obawiać.
- Nie jestem zazdrosny –
pogłaskał Dorcas po policzku – Po prostu zauważyłem, że Syriusz troszczy się o
Ciebie i byłem ciekaw, co jest tego przyczyną.
- Syriusz? Troszczy się o mnie? –
Dorcas parsknęła śmiechem – Nie kochanie, Syriusz troszczy się tylko o siebie.
Black to zapatrzony w siebie egoista, cham i prostak, który widzi tylko koniec
własnego nosa. Niestety jest też bardzo przystojny i dziewczyny wariują na jego
punkcie, a on doskonale o tym wie i skrzętnie to wykorzystuje. Taki pies na
baby, rozumiesz.
- Ale jest też wiernym
przyjacielem i udowodnił to wczoraj – uśmiechnął się Matt – Ale dosyć już tego,
nie przyszłaś tu dziś po to, abyśmy rozmawiali o twoich przyjaciołach.
- Otóż to!! – Dorcas prędko wdrapała
się na kolana Matta, objęła go mocno za szyję i pocałowała namiętnie.
- Mamy dla siebie cztery
godzinki… Hmmm… i co my zrobimy z tym czasem?
- Chciałbym jeszcze z Tobą
porozmawiać… o czymś bardzo ważnym – Matt przestał się uśmiechać i spojrzał na
Dorcas. Zaskoczył ją tym bardzo.
- Słucham Cię zatem z uwagą – przełknęła
głośno ślinę i przygryzła dolną wargę.
- Dużo o nas myślałem ostatnio…
Wiem, że znamy się od niedawna, i że rzadko się widujemy. Jesteś taka młoda,
dopiero kończysz szkołę, a ja…
- Matt, do czego zmierzasz?!? –
wystraszyła się mocno, gdyż jego słowa brzmiały jak pożegnanie.
- Powiedz mi Dorcas, czy Ty
poważnie myślisz o naszym związku?
- Oczywiście, że myślę poważnie!
- Jak bardzo?
- Bardzo, bardzo do cholery! Matt, co Ci
chodzi po głowie, mów natychmiast!
- Nie wyobrażam sobie dłużej
takiej rozłąki z Tobą, Dorcas. Kocham Cię i nie chcę, żeby nasz związek polegał
na pisaniu listów i sporadycznych odwiedzinach. Dorcas proszę Cię, abyś po
ukończeniu szkoły przeprowadziła się do mnie. Do Paryża.
Zaniemówiła. Nie spodziewała się,
że Matt aż tak poważnie ją traktuje. Był starszy, miał dom i pracę, była
przekonana, że ma ją raczej za maskotkę, rozrywkę w szarej codzienności.
Tymczasem on proponował jej wspólne życie! By zamieszkali razem. We Francji!!
- Rany, Matt!!! Zaskoczyłeś mnie!
Nie wiem, co mam powiedzieć! Kocham Cię i bardzo chciałabym odpowiedzieć „TAK”,
ale postaw się na moim miejscu: Hogwart to nie koniec mojej edukacji,
chciałabym iść na kurs dla Aurorów, a potem jako Auror pracować…
- W Paryżu także są kursy dla
Aurorów, to nie jest problem.
- Nie wiem, co powiedzą moi rodzice…
- Czy zgodzisz się, abym
przyjechał ich poznać w Święta Bożego Narodzenia?
- Oczywiście! To będą cudowne
święta! – zapiszczała radośnie, jednak szybko pożałowała – Proszę, daj mi
trochę czasu. Muszę to sobie wszystko poukładać w głowie. Bardzo bym chciała z
Tobą zamieszkać, ale to nie takie proste spakować walizki i wynieść się do
Paryża.
- Zaczekam i dam Ci czas na
przemyślenie wszystkiego. – rozpromienił się i pocałował ją namiętnie –
Chodźmy, nie marnujmy więcej czasu na rozmowy. – Porwał Dorcas w ramiona i
zaniósł do swojej sypialni.
*
Lorraine siedziała przy stole
Gryfonów w Wielkiej Sali i ze znudzeniem dłubała widelcem w talerzu. Na
szczęście Huncwoci zjedli obiad wcześniej i pognali na Stadion Quidditcha,
by korzystać z ostatnich słonecznych
dni. Nie miała ochoty widzieć się dziś z Peterem.
- Cześć ślicznotko!
Podniosła głowę znad talerza i
ujrzała rozpromienioną twarz rudowłosej dziewczyny.
- Cześć! – odburknęła i znów
wbiła wzrok w talerz. Jej ciężkie bransoletki brzęczały wesoło na przekór
humoru właścicielki.
- Coś humorek nie dopisuje? –
Lily usiadła naprzeciw Lorraine i nałożyła sobie na talerz sporą porcję
potrawki z królika.
- Gdybyś była na takiej randce
jak ja, też by Ci nie dopisywał.
- Co się stało?!? – zaskoczona
Lily zamarła z widelcem w połowie drogi do ust. Nie usłyszała od Petera, by
wczorajsza randka była nieudana. Gdy wrócił wczoraj do dormitorium Huncwotów
lekko zakłopotany wzięła jego zachowanie za naturalne, poza tym on powiedział,
że randka się udała. O co więc chodziło Lorraine? – Peter nie skarżył się
wczoraj na wasze spotkanie.
- Och, on może i świetnie się
bawił… Ja za to wynudziłam się jak mops!
- Opowiedz mi wszystko od
początku!
- Zabrał mnie do jakiejś okropnej
kawiarenki! Wszystko było różowe! Nawet filiżanki i spodeczki! I te obrazki
amorków na ścianach! Ohyda, myślała, że się porzygam z tej słodyczy.
- Jesteś zbyt surowa! – Lily
powstrzymał się, żeby nie parsknąć śmiechem – z reguły wszystkie dziewczyny
chcą, by zabrać je na pierwszą randkę do Madame Puddifoot. Skąd Peter miał
wiedzieć, że wolałabyś spędzić ten czas gdzie indziej?
- A później! – Lorraine nie
poddawała się. – Siedział wpatrzony w okno i słowem się nie odezwał! Dopiero po
20 minutach zapytał czy mi ciastko smakuje! Rozumiesz Lily? Spytał mnie o durne
ciastko!!!
- Peter jest bardzo nieśmiały…
- Gdy wreszcie zmusiłam, go do
rozmowy, zaczął opowiadać mi o nauczycielach i jakie w Hogwarcie panują zasady.
Kiedy zapytałam o tą ich bandę Huncwotów, jak to Ty i Dorcas ich nazywacie, to
powiedział mi tylko, że to żadna banda! Po prostu lubią od czasu do czasu we
czwórkę pospacerować po lesie, no i dlatego trzymają się razem, bo mieszkają w
jednym dormitorium!
Tym razem Lily nie mogła się już
powstrzymywać i wybuchła głośnym śmiechem. Lorraine zrobiła obrażoną minę i
pokazała jej język.
- Nie oceniaj go zbyt surowo,
Lorraine – Ruda wreszcie zapanowała nad śmiechem – Znam Petera od siedmiu lat,
zawsze był taki skryty i nieśmiały, ale to naprawdę fantastyczny chłopak. Od
kiedy przybyliśmy do Hogwartu miał tylko jedną dziewczynę!
- Co Ty, gadasz?!?! – Tym razem
to Lori wpadła w osłupienie.
- Naprawdę! Nie dziw się więc, że
nie zna się na randkach. Pewnie ten kretyn Black nagadał mu żeby zabrał Cię do Herbaciarni
Madame Puddifoot, przecież nie mógł wiedzieć, że wolałabyś spędzić ten czas np.
w Gospodzie pod Świńskim Łbem.
- Co to za gospoda?
- Największa mordownia w
Hogsmeade – Lily wyszczerzyła zęby w uśmiechu. – Nie skreślaj go przez jedną
nieudaną randkę.
- Prędzej padnę niż zgodzę się
pójść na drugą taką jak ta wczorajsza.
- W takim razie, Ty zabierz go na
taką, która będzie Ci odpowiadać. I daj mu trochę czasu! Gdy się „oswoi” z
Twoją osobą będzie bardziej rozmowny! Zaufaj mi znam go dobrze.
- To nie jest głupi pomysł! –
Lorraine rozchmurzyła się nieco.
- Jaki pomysł?? – Lily rozpoznała
głos Jamesa, a po szkarłatnym rumieńcu jaki oblał twarz Lori, domyśliła się, że
przyszedł także Peter. Odwróciła głowę i natychmiast napotkała usta Jamesa.
Serce wykonało dziki pląs, gdy zajrzała w te piękne orzechowe oczy, śmiejące
się zawadiacko.
- Żaden pomysł – odpowiedziała,
gdy wreszcie przestał ją całować i usiadł, by załadować swój talerz gigantyczną
porcją jedzenia.
- Tak właśnie rozmawiałyśmy… -
Lorraine uśmiechnęła się chytrze i puściła oko do Lily - … że ciągle gubię się
w tym olbrzymim zamku…
- Biedna, cały czas spóźnia się
na zajęcia… - Lily zrobiła minę niewiniątka i delikatnie szturchnęła Jamesa
łokciem. Chłopak zmarszczył brwi i spojrzał na nią pytająco. Westchnęła ciężko
i wywróciła oczami. – Właśnie sobie pomyślałam, że przydałoby się zorganizować
dla Lori wycieczkę po zamku. – Lily jeszcze raz szturchnęła Jamesa i wymownie
spojrzała na Petera.
- Aaa tam od razu wycieczkę! – Do
Jamesa wreszcie dotarło co knują dziewczyny, więc wyszczerzył zęby i poklepał
Petera po plecach. – Ja i Syriusz mamy treningi a Remus nie czuje się
najlepiej, ale ty, Peter mógłbyś oprowadzić Lorraine po zamku, żeby przestała się
wreszcie gubić. Co o tym sądzisz?
- Eeee…. No…. – Peter zaczerwienił
się jak piwonia i zaczął wiercić się niespokojnie. – Sam nie wiem…
- No to załatwione!!! – Syriusz także
dołączył się do tej gierki, widocznie ubawiony skrępowaniem przyjaciela. –
Możecie TO zrobić dziś po kolacji – zaśmiał się z własnego żartu, spoważniał jednak
widząc mordercze spojrzenie Włoszki. – Spacer po zamku miałem na myśli!!!
- Jestem jak najbardziej za! –
Lori uśmiechnęła się do Petera, by dodać mu odwagi. – Pasuje Ci po kolacji?
- Eeee… No w sumie… tak… tak,
pasuje… - Peter również się uśmiechnął nieco rozluźniony.
- No, to jesteśmy umówieni! – Na twarzy
Lorraine pojawił się absurdalnie szeroki uśmiech.
*
Na Wieży Zegarowej, dzwon zabił
właśnie po raz szósty, gdy garb Jednookiej Wiedźmy, otworzył się z cichym
skrzypnięciem i chwilę później wypełzła z niego postać drobnej osóbki.
Dziewczyna stanęła wreszcie na kamiennej posadzce i najciszej jak potrafiła
zasunęła za sobą garb, ukrywający tajne przejście. Wychyliła lekko głowę zza
posągu, by upewnić się czy nikogo nie ma w pobliżu. Na końcu korytarza, ujrzała
sylwetki dwóch chłopców opierających się o ścianę i studiujących z zapałem
jakiś pergamin.
Dorcas wyszła z ukrycia i ruszyła
szybko w stronę młodzieńców.
- Punktualna, jak nigdy – zadrwił
Syriusz, odrywając wreszcie wzrok od Mapy Huncwotów i uśmiechając się złośliwie.
- Mieliśmy umowę i dotrzymuję jej
warunków – dziewczyna pokazała mu język.
- Dobra, podogryzacie sobie
później – wtrącił się James – Musimy szybko wracać do Wieży, ciasno dziś na
korytarzach, Filch kręci się jak opętany…
- Pewnie dokucza mu wrzód na
dupie – zaśmiał się Syriusz – ale to prawda, ciężko, go dziś wyczuć, a też
dziadyga ma swoje tajemne przejścia. Jest cztery korytarze stąd. Ruszajmy!
Ruszyli
korytarzem, starając się robić jak najmniej hałasu i zerkając co jakiś czas na
mapę. Droga zajmowała im znacznie więcej czasu niż zazwyczaj. Co chwilę musieli
zmieniać kierunek marszu, gdyż Argus Filch – jakby wyczuwając ich obecność –
wciąż pojawiał się w korytarzu, którym zamierzali iść. Zabawa w kotka i myszkę
ze starym woźnym, po pewnym czasie zrobiła się nużąca i irytująca, dlatego
coraz mniej uwagi zwracali na bezpieczeństwo, chcąc możliwie najkrótszą drogą
dotrzeć do Wieży Gryffindoru.
Wyszli właśnie zza gobelinu na
czwartym piętrze i ruszyli w kierunku południowego skrzydła, gdy zupełnie
niespodziewanie na drodze stanęła im Pani Norris – stara i wyleniała kotka
Filcha. Wszyscy zatrzymali się jak wryci, jakby miało to sprawić, że staną się
niewidzialni. James rzucił okiem na Mapę i odkrył, że woźny, jest zaledwie
jeden korytarz od nich.
- W nogi! – zawołał i wszyscy rzucili
się do ucieczki. Daleko jednak nie dobiegli, bo przy następnym zakręcie
słyszeli już energiczne człapanie butów Filcha.
- Jak ten dziad nas tak szybko
dogonił?! – Syriusz zdyszany biegiem, przykucnął przy ścianie.
- Nie uciekniemy mu! – Przerażona
Dorcas, rozejrzała się na boki, spodziewając się, że w każdej chwili woźny może
wyskoczyć zza rogu.
- To bez sensu, przecież możemy
chodzić po korytarzach!!! – James wyciągnął różdżkę zza pazuchy i stuknął nią w
Mapę – Koniec psot!!!
Ledwie ślady Hogwartu zdążyły się
zatrzeć z pożółkłego pergaminu, a na końcu korytarza pojawił się zgarbiony,
łysiejący mężczyzna. Jego wredna twarz kipiała z dumy i zadowolenia, że udało mu
się przyłapać uczniów na ucieczce. Resztki przydługich włosów jakie mu jeszcze
pozostały, przykleiły się do czoła i karku, mokre od potu. U jego boku kroczyła
dumnie kotka, równie zadowolona, jak jej właściciel.
- HA!!! – zawołał woźny
wymachując groźnie palcem – wreszcie was mam! Szatańskie nasienie!!!
Myśleliście, że mi się wymkniecie?!?
- No, tak właśnie myśleliśmy. –
bąknął pod nosem Syriusz, poirytowany radością starca.
- Przed Argusem Filchem nikt się
nie ukryje!!! Już więcej nie złamiecie regulaminu szkoły!
- Nie złamaliśmy regulaminu! –
warknął James – Jest dopiero osiemnasta i właśnie idziemy na kolację! Chyba to
nam wolno, prawda?
- Nie wierzę ci, gówniarzu jeden!
Uciekaliście przede mną! Pewnie coś narozrabialiście… albo ukradliście!!! Co
chowacie w kieszeniach?!? Już! Pokazywać!
- Dupę mogę ci pokazać, stary
dziadygo! – wściekł się Syriusz – Już to kiedyś przerabialiśmy, nie pamiętasz?
NIE MASZ PRAWA dokonywać rewizji osobistych. Powiedział ci o tym Dumbledore w
naszej obecności. Ja doskonale pamiętam tamtą rozmowę. – Uśmiechnął się
ironicznie i pokazał Filchowi środkowy palec.
Woźny zazgrzytał zębami i
poczerwieniał na twarzy. Doskonale pamiętał, że rewizja uczniów nie należy do
jego przywilejów, często jednak dokonywał jej na młodszych uczniach, którzy nie
mieli o tym pojęcia. Teraz jednak trafił na najgorszych nicponiów, jacy uczyli się
w Hogwarcie, odkąd zaczął tu pracować. Nie zamierzał jednak poddać się bez
walki, polował na nich zbyt długo, by teraz puścić ich wolno.
- A co tam chowasz?!? – zawołał,
wskazując sękatym palcem na chłopaka w okularach – Pokazuj ręce, łobuzie! Gdzie
to ukradliście?!
- To kawałek pergaminu, zakuta
pało! – James wyciągnął przed siebie rękę, jednak głos mu lekko zadrżał. Mapa,
była ukryta i wiedział, że Filch za nic w świecie nie zdoła odkryć jej sekretu.
Nie zmieniało to jednak faktu, że znajdowała się teraz zbyt blisko łap starego
Filcha.
- Taaak!!! Ja znam te wasze
sztuczki!!! Rekwiruję to!!!
- CO?!? – Dorcas, Syriusz i
James, krzyknęli jednocześnie.
- Rekwiruję do czasu wyjaśnienia
sprawy!!! I nawet nie próbujcie się wykłócać, bo doskonale wiecie, że mam do
tego prawo! Ten pergamin na odległość zieje czarną magią…
- Zieje to ci z gęby, idioto!
Czosnkiem i zgniłymi zębami! – Warknął Syriusz.
- Nie pyskuj szczeniaku, bo
zarobisz za chwilę szlaban!
- Za co?!
- Za obrażanie funkcjonariusza na
służbie!!! – Filch wyrwał pergamin Jamesowi z ręki i przyjrzał mu się uważnie.
Nie dostrzegając żadnych niepokojących oznak, schował go do kieszeni starego
nylonowego fartucha, który nosił. – A teraz jazda stąd!!! I to prosto do
Wielkiej Sali!!!
- Ależ ty jesteś durny, Filch! –
warknął James, łapiąc Syriusza za rękaw i powstrzymując go przed wymierzeniem
ciosu w sam środek krzywego nosa woźnego. – Choć Łapo!
Gdy odeszli na bezpieczną
odległość, Syriusz zatrzymał się i z wściekłością kopnął w ścianę.
- Co za pierdolona Łajza!!!
Zabrał nam Mapę!!!
- Odzyskamy ją.
- No ja myślę! Jeszcze dziś w
nocy.
- Nie, nie dziś – James uśmiechnął
się wstrętnie. – Musimy obmyślić jakąś okrutną zemstę.
- Oj, tak. – Syriuszowi bardzo
spodobał się pomysł przyjaciela. – Zemsta będzie okrutna… i zapamięta ją do
końca życia!!!
- To już wasza sprawa, ale trochę
się was boję. – Dorcas spojrzała z niepokojem na dwóch knujących chłopców, po
czym bez wdawania się w dalsze dyskusje ruszyła do Wielkiej Sali.